Białoruś. Miłość i marazm
- Kategoria:
- reportaż
- Wydawnictwo:
- Fundacja Sąsiedzi
- Data wydania:
- 2013-10-10
- Data 1. wyd. pol.:
- 2013-10-10
- Liczba stron:
- 176
- Czas czytania
- 2 godz. 56 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788393437399
- Tagi:
- Białoruś Europa wschodnia
Co kryje się za białoruską fasadą, z której, wraz z upływem czasu, odpadają kolejne warstwy farby? Pójdźmy za przewodniczką, której reportaże zaprowadzą nas w konkretne miejsca i do ludzi spotkanych na drogach współczesnej Białorusi. Do dziś Białoruś jest mało znana polskiemu czytelnikowi i przez to trudna do zrozumienia. Wrażliwość autorki i jej odwaga pomagają odczytać zaszyfrowane komunikaty i drogowskazy, które pomagają zrozumieć. Czy to łatwa wędrówka? Czytelnik nie raz skonfrontuje się z rzeczywistością zdeformowaną przez kłamstwo. Jednak jeśli tylko zechce, wielokrotnie doświadczy piękna zrodzonego z tego, co prawdziwe – z ducha Białorusi. Mimo wszystko: ży wego, mocnego i niezłomnego. Ta pierwsza w Polsce reporterska książka o Białorusi to zbiór opowieści o kraju, który jest „o rzut beretem”, a o którym wiemy właściwie mniej niż o Australii. Hanna Kondratiuk od kilkunastu lat jeździ po Białorusi, omija szerokie trakty i zagląda na prowincję, szukając Białorusi na Białorusi. Ile tej Białorusi jest i jaka ona jest? O tym jest ta książka.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Nie tylko reżim
Tytuł „Białoruś. Miłość i marazm” natychmiast kojarzy się z wydaną sześć lat temu książką Małgorzaty Nocuń i Andrzeja Brzezieckiego „Białoruś: kartofle i dżinsy”. I chociaż na Białorusi od lat niewiele się zmienia, te dwie książki to jakby dwa różne kraje. Wrażenie cenne tym bardziej, że każda, choćby fragmentaryczna „białoruska” publikacja, jest na wagę złota.
Książka Hanny Kondratiuk nie jest literaturą faktu z najwyższej półki. Ale mimo to udało się autorce przemycić w niej coś niemal nieuchwytnego – fragmenty rzeczywistości kraju, który z zewnątrz wygląda tak, jakby właściwie nie istniał.
„Białoruś” to zapis z białoruskiej prowincji. Paradoksalnie to mniejsze miejscowości zaświadczają o ciągłości historycznej całego kraju. Właśnie tam można odnaleźć ślady poprzednich epok i przekonać się, że wszystko rozpoczęło się na długo przed zakończeniem rewolucji październikowej, a dominujący – zwłaszcza w Mińsku – socrealizm nie jest, jak kiedyś, „jedynym słusznym” rozwiązaniem. To gdzieś daleko od stolicy spontanicznie próbuje się ochraniać pomniki białoruskiej historii nieprzerobionej na użytek obecnej władzy. To na wsiach robi się wszystko, by „po cichu” ocalić język białoruski, ten „biedny” – jak mówią – język, którym nie wypada nawet mówić w obecności ludzi z miasta, nie wspominając już o zagranicznych gościach. Dlatego kiedy Kondratiuk konsekwentnie rozmawia z napotkanymi ludźmi po białorusku, raz wzbudza euforię, innym razem paniczny strach.
Kilka lat temu białoruscy opozycjoniści wymarzyli sobie wolność w kolorze dżinsu (kojarzył się z Zachodem). Tyle, że „dżinsowa rewolucja”* nie skończyła się tak, jak „pomarańczowa rewolucja” na Ukrainie czy „rewolucja róż” w Gruzji. Jedyną oficjalną, białoruską rewolucją pozostaje „rewolucja kartoflana” (nazwano tak pierwsze zwycięstwo w wyborach prezydenckich Aleksandra Łukaszenki),która od lat pochłania kolejne, anonimowe ofiary.
Całkiem niedawno okazało się, że białoruscy naukowcy wyhodowali kolorowe (m. in. niebieskie) ziemniaki. Niebieski to na Białorusi kolor szczególny – symbolizuje wodę, więź z przyrodą i zbliżenie do Boga. Można go znaleźć wszędzie. Na ścianach z łuszczącą się niebieską farbą olejną wiszą, od lat te same, portrety Aleksandra Łukaszenki. O wolności nie mówi się prawie wcale, ale książka Kondratiuk pokazuje, że – wbrew stereotypom – czasem się o niej myśli.
Białoruś pogubiła się w zmieniających się symbolach narodowych, świętach, które władza określa mianem faszystowskich, choć całkiem niedawno wcale takie nie były. Jednocześnie ten specyficzny, niezrozumiały dla kogoś z zewnątrz, sposób prowadzenia polityki, w niewytłumaczalny sposób wzmacnia białoruskie poczucie przynależności do odrębnego narodu. Co prawda Białorusini zapytani o to, czym dla nich jest białoruskość, nie potrafią jednoznacznie odpowiedzieć. Ale system, w którym funkcjonują jest przecież… ich własny, mimo że sprzeczny z naszymi wyobrażeniami „Straszna dyktatura” to codzienność, z którą radzą sobie tak, jak potrafią. I są zdeterminowani, żeby radzić sobie dalej. Dlatego patrzenie na Białoruś wyłącznie przez pryzmat „ostatniego autorytarnego reżimu w Europie”, tylko dlatego, że nie potrafimy inaczej jej zdefiniować, jest kompletnie nie na miejscu.
Książka Kondratiuk, mimo że napisana trochę nieporadnie, a językowo miejscami wręcz tragicznie, to całkiem udana próba spojrzenia z innej strony. Okazuje się, że istnieje też Białoruś bez polityki i językowych podziałów, gdzie kolor niebieski kojarzy się z rzeką Niemen, a zielony na przykład z drzewami w Nowogródku. To chyba ulubiona Białoruś Hanny Kondratiuk, która patrzy na nią tak, jak w tytule: najpierw miłość, dopiero potem marazm.
*Termin określający, największą jak do tej pory, manifestację przeciwko rządom Aleksandra Łukaszenki i sfałszowanym wyborom w 2006 roku.
Aleksandra Bączek
Książka na półkach
- 67
- 55
- 21
- 3
- 2
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
Zbiór paru historii nie mających żadnych między sobą powiązań. Krótko i nużąco nic dodać nic ująć.
Zbiór paru historii nie mających żadnych między sobą powiązań. Krótko i nużąco nic dodać nic ująć.
Pokaż mimo toKsiążka Kondratiuk jest jak kartki z podróży przedstawiająca prozaiczność Białoruskiej prowincji. Szarość to kolor dominujący zarówno w postaci biało-czarnych nieszczególnie wyraźnych fotografii, jak i nakreślonego kolorytu i białoruskiej mentalności. Niestety, brak rozważań na temat społeczności, kultury czyni tekst jedynie płytkim tabloidalnym opisem miejsc, niewyraźnym nakreśleniem spotkanych postaci. Tekst poszarpany.
W ujęciu tematycznym jest to lektura powierzchowna, a językowym, stylistycznym na poziomie brudnopisu. Nie odczułam fascynacji tematem, krajem, który Autorka przemierzała i to podobno w towarzystwie doktor Leny Głogowskiej z Katedry Kultury Białoruskiej Uniwersytetu w Białymstoku. Z pewnością jest duża wiedza i zamiłowanie, bo Kondratiuk parokrotnie odwiedziła Białoruś przed zdecydowaniem się na wydanie książki, ale nie ma tego zaangażowania w treści. Możliwe, że gubi się to wszystko przez sposób tworzonych zapisków.
Poza tym treść rzuca światło na kraj sprzed lat, bo dotyka przedziału 1999-2013.Tym bardziej szkoda, że jest tak uboga w informacje oraz relacje. Ogólnie, tyle ile wiedziałam, tyle wiem na temat Białorusinów.
Książka Kondratiuk jest jak kartki z podróży przedstawiająca prozaiczność Białoruskiej prowincji. Szarość to kolor dominujący zarówno w postaci biało-czarnych nieszczególnie wyraźnych fotografii, jak i nakreślonego kolorytu i białoruskiej mentalności. Niestety, brak rozważań na temat społeczności, kultury czyni tekst jedynie płytkim tabloidalnym opisem miejsc, niewyraźnym...
więcej Pokaż mimo toPrzyjemny zbiór krótkich opowieści z wyjazdu na Białoruś. Po przeczytaniu opinii na temat książki oczekiwałem jakiegoś gniotu, choć bardzo mnie dziwiły takie oceny przy osobie dość mocno związanej z Białorusią.
Jak dla mnie książka nie niesie jakiegoś ogólnego przesłania, i taki też zapewne był cel. To portret Białorusi na podstawie losowych miejsc, spisany na przełomie wieków. Przyjemnie okraszona zdjęciami i historyjkami, do których nikt z nas dziś już nie miałby dostępu, dlatego podwójnie warto sięgnąć i zobaczyć jaka ta Białoruś była 20 lat temu. Polecam.
Przyjemny zbiór krótkich opowieści z wyjazdu na Białoruś. Po przeczytaniu opinii na temat książki oczekiwałem jakiegoś gniotu, choć bardzo mnie dziwiły takie oceny przy osobie dość mocno związanej z Białorusią.
więcej Pokaż mimo toJak dla mnie książka nie niesie jakiegoś ogólnego przesłania, i taki też zapewne był cel. To portret Białorusi na podstawie losowych miejsc, spisany na przełomie...
Książka przez przypadek trafiła do domowej biblioteczki, dlatego też nie doznałam żadnego finansowego zawodu, wynikającego z faktu, że książka jest po prostu średnia. Lektura jej przywodziła mi na myśl, czytanie spisanego na kolanie pamiętnika z podróży. Bardzo powierzchowne podejście do tematu. W sumie to nie wiem jaki cel miała spełniać - być przewodnikiem, pokazać stłamszonych Białorusinów, zafascynować dzikim krajem? Nie żałuję, że ją przeczytałam, ale na pewno sięgnę po inną pozycję w celu bliższego poznania Białorusi.
Książka przez przypadek trafiła do domowej biblioteczki, dlatego też nie doznałam żadnego finansowego zawodu, wynikającego z faktu, że książka jest po prostu średnia. Lektura jej przywodziła mi na myśl, czytanie spisanego na kolanie pamiętnika z podróży. Bardzo powierzchowne podejście do tematu. W sumie to nie wiem jaki cel miała spełniać - być przewodnikiem, pokazać...
więcej Pokaż mimo toChoć czułam, że autorka przemierza Białoruś z prawdziwą pasją, a wiedzę o regionie posiada rozległą, jej reportaże mnie nie rozpaliły. Może dlatego, że są bardzo krótkie, może z powodu ich niejasnego umiejscowienia w czasie i mojej obawy o aktualność zawartych w nich spostrzeżeń? Polubiłam Hannę Kondratiuk za jej charakter, poczucie humoru i łatwość nawiązywania kontaktów, ale nie za pisarskie umiejętności. Tekst pozbawiony jest lekkości i za dużo w nim „wycieczkowej narracji”, która potrafi zepsuć mi lekturę niejednego reportażu. Dobrze, że książka jest zilustrowana fotografiami, ale szkoda, że nie przebrano ich bardziej selektywnie, a w niektórych przypadkach nie zdecydowano się na kolor – kiedy czytam o cudownie kuriozalnym pomniku sportowca, żałuję, że zamiast niebieskiego torsu i szmaragdowych spodenek, widzę tylko szaroburą sylwetkę.
Cała recenzja: http://opetaniczytaniem.pl/recenzje/bialorus-milosc-i-marazm-hanna-kondriatuk-fundacja-sasiedzi-2013.html
Choć czułam, że autorka przemierza Białoruś z prawdziwą pasją, a wiedzę o regionie posiada rozległą, jej reportaże mnie nie rozpaliły. Może dlatego, że są bardzo krótkie, może z powodu ich niejasnego umiejscowienia w czasie i mojej obawy o aktualność zawartych w nich spostrzeżeń? Polubiłam Hannę Kondratiuk za jej charakter, poczucie humoru i łatwość nawiązywania kontaktów,...
więcej Pokaż mimo toSą takie książki, które przypominają zbiory pocztówek. Słowa, niczym migawka fotograficzna, zatrzymują czas i zamykają na papierze momenty, historie, doznania. Taka jest właśnie pozycja autorstwa Hanny Kondratiuk „Białoruś. Miłość i marazm”. To zbiór opowiadań publikowanych przez autorkę, w latach 1999-2002, na łamach Tygodnika Białorusinów w Polsce „Niwa”. Autorka dotarła do wielu zupełnie zapomnianych miejsc, z dala do Mińska, do ludzi nieznanych lub, zgodnie z oficjalną linią reżimu, wymazanych z pamięci. I mimo, że Białoruś to nie tylko Łukaszenka, jego cień kładzie się ciężarem na wszystkim i wszystkich.
CAŁOŚĆ: http://ksiazkisaniebezpieczne.blogspot.com/2013/12/biaorus-miosc-i-marazm.html
Są takie książki, które przypominają zbiory pocztówek. Słowa, niczym migawka fotograficzna, zatrzymują czas i zamykają na papierze momenty, historie, doznania. Taka jest właśnie pozycja autorstwa Hanny Kondratiuk „Białoruś. Miłość i marazm”. To zbiór opowiadań publikowanych przez autorkę, w latach 1999-2002, na łamach Tygodnika Białorusinów w Polsce „Niwa”. Autorka dotarła...
więcej Pokaż mimo toKraje, o których się nie mówi, a być może nawet nie myśli. Z przytłumioną tożsamością, z własnym, ale prawie nieużywanym językiem. Kraje, w których biedę i smutek zamalowuje się niebieską farbą. Taka jest Białoruś. Zepchnięta na margines i nieruchoma. Zatrzymana w przeszłości, a jednak cicho i boleśnie przemijająca. Jej rozpad kontrastuje z dziwną żywotnością. Bo przecież tam nadal wszystko trwa. Przekazuje nam o tym Hanna Kondratiuk. W sposób wyrywkowy, może lekko chaotyczny, ale przy tym wiarygodny, maluje ona obraz starej i współczesnej Białorusi. Tej prawdziwej. Z ludźmi i kulturą, z poszanowaniem dla nauki, religii, własnej narodowości. Ale również Białorusi ciężkiej, zniechęconej.
Trudno pisać o tej książce. Autorka relacjonuje wizyty w małych białoruskich mieścinach, opisuje spotkania i rozmowy zarówno z miejscowymi artystami, jak i ze zwykłymi, przygodnymi ludźmi. Opisuje zabytki, muzea i cerkwie, wplatając w swoje opowieści sporo historii. Przez wszystko to przebija się okrutna bieda, zacofanie, skłonność do alkoholu, ale również chęć do pracy, prostolinijność i jakaś dobroć. Relację przecinają czarno-białe fotografie (niektóre bardzo sugestywne). Sama książka składa się z krótkich rozdziałów (każdy o czym/kim innym),dzięki czemu uzyskujemy szerszą perspektywę. Należy pamiętać, że nie jest to przewodnik po Białorusi. Autorka podtyka nam pod nos opisany wnikliwie i dokładnie, a jednak wyselekcjonowany ułamek świata, który jest od nas "o rzut beretem". Dowiemy się tyle, ile zdołamy odczytać i odczuć, a wiadomo nie od dziś, że największa prawda zawsze tkwi gdzieś między wierszami.
Przyznam, że podobała mi się ta książka, choć nie jest to reportaż, który preferuję. Zabrakło mi w niej jakiegoś takiego odbioru osobistego, zabrakło stasiukowej metafizyki. Chociaż w sumie chyba taki powinien być dobry reportaż. Zarzut mam tylko do tej "miłości" z tytułu, której tutaj jakby nie zaobserwowałam. Marazm nadrabia za wszystko.
Kraje, o których się nie mówi, a być może nawet nie myśli. Z przytłumioną tożsamością, z własnym, ale prawie nieużywanym językiem. Kraje, w których biedę i smutek zamalowuje się niebieską farbą. Taka jest Białoruś. Zepchnięta na margines i nieruchoma. Zatrzymana w przeszłości, a jednak cicho i boleśnie przemijająca. Jej rozpad kontrastuje z dziwną żywotnością. Bo przecież...
więcej Pokaż mimo toChciałem się czegoś dowiedzieć o Białorusi. Niestety autorka skacze po tematach. Żadna miejscowość, ani żadna osoba nie jest przedstawiona szerzej niż powierzchownie. Do tego całość pokazana została w krzywym zwierciadle teraźniejszości sprzed 12-15 lat. Chcę jak najszybciej o tej książce zapomnieć.
Chciałem się czegoś dowiedzieć o Białorusi. Niestety autorka skacze po tematach. Żadna miejscowość, ani żadna osoba nie jest przedstawiona szerzej niż powierzchownie. Do tego całość pokazana została w krzywym zwierciadle teraźniejszości sprzed 12-15 lat. Chcę jak najszybciej o tej książce zapomnieć.
Pokaż mimo toautorce udało się przenieść czytelnika to Białorusi.
autorce udało się przenieść czytelnika to Białorusi.
Pokaż mimo toMało porywająca lektura. Spodziewałem się więcej niż tylko powierzchownej relacji z krótkiej wizyty u naszych wschodnich, egzotycznych sąsiadów.
Mało porywająca lektura. Spodziewałem się więcej niż tylko powierzchownej relacji z krótkiej wizyty u naszych wschodnich, egzotycznych sąsiadów.
Pokaż mimo to