Parabellum. Prędkość ucieczki
- Kategoria:
- kryminał, sensacja, thriller
- Cykl:
- Parabellum (tom 1)
- Wydawnictwo:
- Erica
- Data wydania:
- 2013-09-10
- Data 1. wyd. pol.:
- 2013-09-10
- Liczba stron:
- 411
- Czas czytania
- 6 godz. 51 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788362329939
- Tagi:
- II wojna światowa
W sierpniu 1939 roku sierżant Bronisław Zaniewski, służący w jednostce stacjonującej pod granicą rumuńską, ma znacznie większy problem niż przejmowanie się doniesieniami o zagrożeniu niemieckim. Tym razem nie tylko zadarł, ale i pobił się ze swym przełożonym, chorążym Chwieduszko. A w wojsku podniesienie ręki na starszego stopniem to nie przelewki...
W tym samym czasie młodszy z braci Zaniewskich, Stanisław, myśli przede wszystkim o własnych zaręczynach. Tylko jak ma powiedzieć ojcu, że jego wybranka jest Żydówką?
Pierwszego września bójki i zaręczyny przestają być ważne.
Powieść Prędkość ucieczki otwiera cykl Parabellum, opisującego niezwykłą tułaczkę obu braci po ogarniętej wojną Europie. Będą walczyć, zabijać, uciekać przed faszystami i bolszewikami, wplątywać się w afery szpiegowskie... Oraz kochać piękne kobiety.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Ucieczka przed wojną
Pierwszego września trzydziestego dziewiątego roku losy świata odmieniły się na zawsze. Wybuch drugiej wojny światowej zmienił życie tak wielkiej liczby ludzi, że ciężko jest skupić się na tragediach samych jednostek, jakie za sobą pociągnął. A jednak wielu autorów wciąż próbuje sprowadzić historię wojny do perspektywy pojedynczych osób - tym razem, tego zadania podjął się Remigiusz Mróz w otwierającej cykl Parabellum książce „Prędkość ucieczki”.
Tytuł ten, który jest przecież nazwą znanej wielkości fizycznej, w ciekawy sposób odnosi się do treści książki. Prędkość ucieczki jest bowiem kilkuwątkową opowieścią o staraniu uwolnienia się - ucieczki - od potworności wojny. Bohaterowie książki to młody polski sierżant Bronisław Zaniewski, który po wybuchu wojny wraz z niedobitkami własnego oddziału stara się znaleźć sens dalszych działań i nie poddać się wrogowi oraz jego brat Stanisław z narzeczoną Marią, uciekający z powoli ogarnianej przez wojnę Warszawy. Remigiusz Mróz przedstawia jednak akcję nie tylko z punktu widzenia młodych Polaków, bowiem jednym z głównych bohaterów czyni też niemieckiego oficera Christiana Leitnera - ukazuje drugą stronę medalu, czyli naród walczący o własne, wpojone przez propagandę ideały, jakkolwiek niewłaściwe mogłyby się wydawać przeciwnej stronie.
Losy bohaterów, początkowo zupełnie odrębne, z czasem zaczynają się krzyżować i wiązać ze sobą. „Prędkość ucieczki” jest jednak pierwszą częścią dłuższego cyklu, dlatego niektóre wątki dopiero zaczynają się rozkręcać, pozostawiając wiele kwestii, które znajdą rozwiązanie w kolejnych tomach. Akcja rozwija się stopniowo, napięcie rośnie ze strony na stronę, a wydarzenia stają się coraz mniej przewidywalne - jak to na wojnie, której losy bywają często nieodgadnione, a kolejne kroki trudne do zaplanowania. Poszczególne wątki przeplatają się bardzo gęsto - autor co i rusz skacze od jednej grupy bohaterów do innej, nie pozwalając czytelnikowi na dłużej zaczepić się w jednej historii - jak w filmie, gdzie co kilka minut pojawia się nowa scena, z innymi postaciami. Dzięki temu każdą z przedstawionych historii przyswaja się równie łatwo, a podawanie małych porcji każdego wątku wzmaga apetyt czytającego.
Autor ma przyjemny, prosty styl, dlatego lektura nie powinna sprawić nikomu trudności – a wręcz przeciwnie, być samą przyjemnością. To sympatyczna - pomimo z gruntu nieprzyjemnego tła wydarzeń - opowieść, dobra zarówno dla miłośników powieści przygodowych jak i literatury wojennej. Można by wprawdzie powiedzieć, że okrucieństwa wojny u Mroza nie wydają się tak potworne - prawdopodobnie dlatego, iż autor próbował złapać równowagę między czytadłem dla każdego, a typową historią wojenną. Miejscami może wydawać się to trochę naiwne i odrobinę razić, podobnie z resztą jak niektóre przyjęte rozwiązania fabularne. Udawanie głuchoniemego, lub przebieranie się w wrogi mundur to naprawdę stary i ograny numer. Mimo wszystko jednak, można przymknąć oko na pewne niedociągnięcia, które nie rzutują specjalnie na całokształt książki.
„Prędkość ucieczki” to interesująca, trzymająca w napięciu opowieść o trudach wojny, miłości i poświęceniu. Świetny początek naprawdę dobrze zapowiadającego się cyklu. Z niecierpliwością czekam na kolejne części.
Paweł Kukliński
Oceny
Książka na półkach
- 4 328
- 3 158
- 830
- 126
- 95
- 55
- 48
- 33
- 33
- 33
Opinia
O Remigiuszu Mrozie słyszałam superlatywy, ale po jego teksty nie sięgałam – trochę z powodu uprawianego przezeń gatunku (żeby nie było: szanuję kryminał i ze dwa rocznie może przeczytam, ale nie jestem jego fanką czy znawczynią, aby być tu szczególnie na bieżąco), a trochę z innych, nieliterackich względów. Kiedy jednak dostałam całe trzy tomy kryminału wojennego, to przecież nie mogłam nie odczuć dreszczu ekscytacji, że oto nie lokalny mafiozo a Niemcy, nie szalony sąsiad a Rosjanie... Innymi słowy: kontekst historyczny działa na mnie jak marchewka na osła.
Od plusów począwszy: część pierwsza, tj. tom pierwszy, wciąga i jest z gatunku książek, które kończą się zawsze szybko, bo przecież musisz się natychmiast dowiedzieć, co było dalej. Pomysł, aby rozdzielić trzy wątki i prowadzić je równolegle, każdy z nich urywając w najciekawszym momencie, a następnie dość sprawnie między nimi manewrować – świetny. Szkoda tylko, że na tym muszę skończyć rubrykę z plusami, nie chcę, ale muszę, bo choć naprawdę nie lubię krytykować, to jednak odczuwam swoistą powinność. Konieczność zwrócenia uwagi, że przecież... że tylu lepszych młodych piszących krąży po tym łez padole, że może warto promować – nawet w celach edukacyjnych – jednak ich...?
Myślę, że rzeczą, którą najdłużej wypierałam i udawałam, że jej nie dostrzegam (gdy czytałam pierwszy tom, który mnie – przypomnę – wciągnął) był drewniany język. Dialogów i nie tylko. Dopowiadanie szczegółów na siłę, nadużywanie zaimków wskazujących, nienaturalność... Frazy, którymi posługują się bohaterowie rozmawiający między sobą w „Parabellum”, to właśnie takie frazy, którymi ci prawdziwi ludzie, z krwi i kości się nie posługują. Chyba, że są aktorami w serialach. Przepraszam, ale muszę:
"Rodomeyer wziął do ręki pierwszy z kilku wycinków gazetowych [...] i grobowym tonem odczytał nagłówek:
- Torsten Blankenburg bestialsko morduje pięcioosobową rodzinę. Dzieci z powykręcanymi kończynami. Kobieta zgwałcona, mężczyzna zmasakrowany.
- Dziękuję, Marvin, znam szczegóły pierwszego głośnego morderstwa popełnionego przez tego człowieka".
Odparł lakoniczny Niemiec... I tak dalej, każdy szczegół wypowiedziany jak w „Klanie”, gdy przychodzi Ania czy Zosia w odwiedziny do babci do babci i mówi, cześć babciu, przyszłam, a babcia na to: przyszłaś do mnie, wnuczko, w odwiedziny? Żeby nie było, że się czepiam:
"- Strzelaj – odparł Leinter
- Zrobię to prędzej czy później. Ale ja wybiorę moment, skurwysynu.
Christian utwierdził się w przekonaniu, że ten człowiek gotowy jest pociągnąć za spust kilkakrotnie, realizując między innymi swoje zapowiedzi o strzale w krok, zanim pozbawi go życia i pozwoli w spokoju umrzeć."
Równie drewniane jest przekomarzanie się pary głównych bohaterów, takie małe small talki. Miały chyba pokazać, że zachowują oni poczucie humoru w najgorszej nawet sytuacji, ale wyszło niestety topornie
"- Widzę prześwit – powiedziała Maria, patrząc w dal.
- Twoja spostrzegawczość nie zna granic – odparł z uśmiechem.
- Jeszcze jedno słowo, a będziesz mnie niósł na barana, barani łbie."
I tak osiemnaście razy. Także, hmm, można uznać, że nie każdy jest finezyjny z urodzenia i nie każdy musi się bawić językiem, aby książka była dobra. No i oczywiście, że nie. Nie każdy ma sprawność i językową wyobraźnię Twardocha, ani poczucie humoru Sapkowskiego. Nie każda książka musi być napisana w artystycznym stylu, znamy wszak wszyscy powieści dobre a surowe. Ale powtarzanie? Za każdym razem dowiadujemy się, że Christian Leinter jest zrównoważony i niemal nieludzko chłodny, szkoda tylko, że nie z zachowania a z opisu. I to każdorazowego. Zawsze Blankenburg jest psychopatą o dzikim spojrzeniu i autor to przypomina jak mantrę – w razie gdyby przez kilkanaście stron nieobecności tegoż bohatera wyleciało czytelnikowi z głowy kilka faktów na jego temat. I chwała Mrozowej konsekwencji, ale po co za każdym razem to dodawać? Niczym Małgorzata Musierowicz o Gabrysi Borejko w „Jeżycjadzie” – że jest dzielna.
Dobrze. Język możemy przeskoczyć. Jeszcze gorzej szło mi z wykładnią na temat drugiej wojny. Jak wiadomo, osadzenie kryminału i powieści jakiejkolwiek w pewnych czasach wymaga pogłębionej analizy tychże. Ale poza stopniami wojskowymi, które są dla przeciętnie wykształconego człowieka (czyli dla mnie też) wiedzą tajemną, istnieją też fakty, których nie należy wyjaśniać. Na przykład to, że indoktrynowani Niemcy uważali Żydów za podludzi. Albo że we wrześniu zaatakował nas także Związek Radziecki. Chyba, że to dla gimnazjalistów książka po prostu. Tylko że gdyby tak było, za dużo by było w niej gwałtów, więc nie, nie dla gimnazjalistów. A szkoda, bo bym się wtedy nie czepiała...
Najgorszy punkt programu zaś to chyba niewiarygodność postaci i zdarzeń – nie mówię o „zabili go i uciekł”, jeśli taka ma być konwencja, proszę bardzo, choć z drugiej strony na skutek niemożebnego farta bohaterów, to nawet pobyt w obozie koncentracyjnym przebiegał bez emocji, bo jeśli ktoś jest wciąż okładany pałką i żyje właściwie zupełnie normalnie, to nie ma co się o niego bać – przynajmniej w książce. Główni bohaterowie mieli po siedem żyć w każdym razie. Ale patrząc na tę kwestię jeszcze inaczej: wojna okrutna jest, jak wiemy, i mnóstwo książek okrutność tę ku przestrodze potomnych wydobywa, rozbudowanymi sformułowaniami albo lakonicznością, niedopowiedzeniami albo szczegółami. I oczywiście, czym innym pisanie o wojnie przez świadków, czym innym przez współczesnych – ale ci ostatni też potrafią, gdy chcą. A u Mroza ta wojna jest okrutna głównie na skutek przypominania przez bohaterów, że „Niemcy nas traktują gorzej niż ludzi”. W obozie Staszek i Obelt powtarzają to sobie nawzajem cały czas i za ósmym razem naprawdę ziewałam.
Poza mało przekonującymi reakcjami bohaterów na wydarzenia, których byli świadkami, niewiarygodne było też to, że – na przykład – Staszek, dowiadując się o śmierci ojca, którego kochał, zamartwia się głównie stanem Warszawy i powtarza, jakie to okropne, co spotkało jego naród. Natomiast za prawdziwy absurd należy uznać scenę, w której umiera dziecko przygarnięte przez Marię i Staszka – tak, ten fragment już woła o pomstę do nieba. Dziecko jest świadkiem śmierci rodziców, uciekająca polska para zabiera go ze sobą. On nie odzywa się, bo ma traumę – oczywiste i ludzkie. Potem choruje na tyfus. Nadal wiarygodne. W końcu umiera i się odzywa pierwszy raz. W dialogu pełnym patosu dziękuje Polakom, „że go stamtąd zabrali”.
Kilkuletnie dziecko. Cierpiące na tyfus. Z traumą.
O Remigiuszu Mrozie słyszałam superlatywy, ale po jego teksty nie sięgałam – trochę z powodu uprawianego przezeń gatunku (żeby nie było: szanuję kryminał i ze dwa rocznie może przeczytam, ale nie jestem jego fanką czy znawczynią, aby być tu szczególnie na bieżąco), a trochę z innych, nieliterackich względów. Kiedy jednak dostałam całe trzy tomy kryminału wojennego, to...
więcej Pokaż mimo to