Tysiąc jesieni Jacoba de Zoeta
- Kategoria:
- powieść historyczna
- Tytuł oryginału:
- The Thousand Autumns of Jacob De Zoet
- Wydawnictwo:
- Mag
- Data wydania:
- 2013-11-06
- Data 1. wyd. pol.:
- 2013-11-06
- Data 1. wydania:
- 2010-01-01
- Liczba stron:
- 617
- Czas czytania
- 10 godz. 17 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788374803991
- Tłumacz:
- Justyna Gardzińska
- Tagi:
- Japonia
- Inne
Nowa powieść autora Atlasu Chmur.
• Książka Roku wg New York Times
• Nagroda 2011 Commonwealth Writers' Prize
• Nominacja Man Booker Prize for Fiction 2010
• Best Books of the Year wg Magazynu Time.
Wyobraź sobie imperium, które na półtora wieku odcięło się od świata. Nikt nie może go opuścić, obcokrajowcy nie są wpuszczani, ich religii zakazano, a ich poglądy są traktowane głęboko nieufnie. Mimo to nadal istnieje wąskie okno do wnętrza tego kraju-twierdzy: sztuczna, ogrodzona murem wyspa, połączona z portem na stałym lądzie i obsadzona jedynie garstką kupców z Europy. Jednak zamknięta Brama Lądowa nie może zapobiec spotkaniom umysłów – ani serc.
Tym narodem była Japonia, portem Nagasaki, a wyspą Dejima, dokąd zabiera nas panoramiczna powieść Davida Mitchella. Dla holenderskiego urzędnika Jacoba de Zoeta rok 1799 to początek mrocznej opowieści o obłudzie, miłości, winie, wierze i morderstwie – podczas gdy ani on, ani jego poróżnieni krajanie nie wiedzą nawet, że na świecie zmienia się układ sił…
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Śledząc lot mewy
Napisać książkę niezwykle plastyczną i zachwycającą pod względem językowym bez kunsztownych, złożonych zdań, wielopiętrowych metafor, całkowicie unikając popadania w niepotrzebnie patetyczny ton – to sztuka wystawiająca świadectwo umiejętnościom autora. Takie właśnie jest „Tysiąc jesieni Jacoba de Zoeta” – subtelne w każdym aspekcie. Składowe tej książki – fabuła, tło historyczne i wizualne, charakterystyki bohaterów – pojedynczo mogą wydawać się proste, ale razem tworzą naprawdę zachwycający, pełny obraz.
David Mitchell, autor głośnego „Atlasu chmur”, który to tytuł prawie dwa lata temu przeżywał drugi szczyt swojej popularności za sprawą ekranizacji, zabiera swoich czytelników w podróż po Japonii z przełomu XVIII i XIX wieku. To czasy japońskiego izolacjonizmu, układy handlowe ze światem zachodu są więc szczątkowe i okupione mnóstwem obostrzeń. Najsilniej świadczy o tym samo istnienie Dejimy, na której rozgrywa się większa część fabuły – to sztuczna wyspa w zatoce Nagasaki, swego rodzaju strefa buforowa w kontaktach pomiędzy Holendrami (jedynym narodem, który w tamtym momencie historii miał pozwolenie na prowadzenie handlu z Japonią), a natywnymi mieszkańcami. Jedynie tutaj przyjezdnym wolno było się osiedlać, założyć faktorię, budować magazyny, żyć i zachowywać się na swój zachodni sposób, tak egzotyczny i trudny do rozumienia dla miejscowych (zresztą niezrozumienie jest tu oczywiście obopólne). Tytułowy bohater, Jacob de Zoet, przypływa na Dejimę, by pełnić obowiązki kancelisty. Czytelnik będzie miał okazję obserwować jego relacje z rodakami oraz Japończykami, co jest o tyle ciekawe, że protagonista wyraźnie wyróżnia się spośród tych, z którymi przybił do brzegów wyspy i z którymi przyszło mu tam żyć, nigdy do końca nie wtapia się w społeczność. Co nie znaczy, że nie wchodzi z nią w interakcje – wydarzenia wymuszą na nim ustosunkowanie się do podszytego pogardą i zdradzającego skłonności do nieuczciwości sposobu bycia towarzyszy, do przepisów regulujących relacje holendersko-japońskie w celu zapobiegania mieszaniu się kultur, wreszcie do samych zwyczajów kultywowanych przez mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni i wynikających z nich ograniczeń. Te ostatnie odczuje szczególnie boleśnie, za sprawą pewnej akuszerki, Aibagawy Orito, po spotkaniu z którą serce młodego kancelisty zabije szybciej.
Mimo, że nazwisko Jacoba znalazło się w tytule książki, nie jest on jedyną pierwszoplanową postacią. Są w książce fragmenty, w których to Orito gra pierwsze skrzypce. Co ważne, wraz z tym przeskokiem narracyjnym powieść Mitchella zaskakuje po raz pierwszy, nabierając niespodziewanego ciężaru. Kolejną istotną postacią jest młody tłumacz, Ogawa Uzaemon, w pewien sposób połączony zarówno z Orito, jak i z Jacobem. Zdradzenie, jaką rolę odegra, mogłoby niejednemu przyszłemu czytelnikowi zepsuć część przyjemności z lektury, dodam więc jedynie, że zarówno perspektywa Uzaemona, jak i młodej akuszerki to swego rodzaju oddanie głosu samym Japończykom, umożliwiające ukazanie ich przedziwnej kultury w sposób pełniejszy, niż tylko oczyma niewiele rozumiejących (i często niewiele chcących zrozumieć) Europejczyków. Pełniejszy także pod tym względem, że wykraczający poza to, co zwykło się o mieszkańcach Kraju Kwitnącej Wiśni mówić i pisać, często ograniczając się jedynie do podkreślania zdyscyplinowania, praworządności i umiłowania honoru ponad wszystko. Bohaterowie Mitchella są bardzo ludzcy, z wszystkimi tego zaletami i wadami, więc w każdej grupie zdarzają się zarówno tacy o twardym kodeksie moralnym, jak i zwyczajnie zepsuci, zdegenerowani, źli.
To bardzo ważna cecha książki – szerokie spojrzenie na wszystkie zagadnienia, jakie w sobie zawiera. Mitchell kreuje obrazy pełne i prawdziwe, niezwykłe, ale i codzienne, zestawiając ze sobą piękno, brzydotę i zwyczajność. Nie boi się wspominać o rzeczach z pozoru nieistotnych, gdyż w szerszej perspektywie zespalają one wszystkie elementy w spójną, harmonijną całość i dopełniają ją. Przykładem tego, co, wydawać by się mogło, niewiele wnosi do zasadniczej fabuły, są rozsiane tu i ówdzie wtręty – krótkie opowiastki z życia postaci pierwszo-, ale i drugo- czy nawet dalszoplanowych. Choć rzeczywiście nie popychają one głównej opowieści do przodu, pozwalają uwierzyć w bohaterów, spojrzeć na nich jako na ludzi z krwi i kości, z jakąś przeszłością, motywacją, dążeniami. Będą też gratką dla wszystkich czytelników ceniących w pisarzach gawędziarską naturę.
Wyobrażam sobie, że niuanse handlu oraz dyplomacji, którymi najeżone jest początkowe kilkadziesiąt (o ile nie kilkaset) stron, mogą się wydać nużące. Pewnej dozy cierpliwości wymaga też przyzwyczajenie się do rzadko spotykanej w tego typu prozie narracji w czasie teraźniejszym. Na tę drugą kwestię prędko przestaje się jednak zwracać uwagę, pierwsza natomiast mówi dużo o pracy, jaką autor wykonał podczas pisania, do jak wielu źródeł historycznych musiał sięgnąć, jak bardzo dba o detale, by nawet w najdrobniejszej, najbardziej błahej sprawie nie zawieść czytelnika i nie zrujnować wiarygodności snutej opowieści.
„Tysiąc jesieni Jacoba de Zoeta” to złożona, niespieszna opowieść, osadzona w realiach historycznych potencjalnie ciekawych nawet dla osób całkowicie opornych na tak ostatnio powszechną w Europie fascynację Dalekim Wschodem. Taka, której może nie czyta się z zapartym tchem, pospiesznie przerzucając strony, lecz którą chce się poznawać powoli, w skupieniu, rozsmakowując się w niej. Bogata w detale, zawierająca w sobie historię ciekawą pod względem czysto fabularnym, podszytą nawet pewną dozą mrocznej mistyki, w której, jeśli się uprzeć, da się odnaleźć element fantastyczny, a także dostarczająca materiału do licznych refleksji. Tutaj należy zwrócić szczególną uwagę na epilog, nie tylko dlatego, że pod koniec powieść obiera zupełnie inny kierunek, niż można się było tego wcześniej spodziewać, lecz także przez wzgląd na wyraźnie nakreślony motyw przemiany bohatera pod wpływem podróży, którą odbył. To coś, czego w literaturze, szczególnie fantastycznej, często brakuje – lata przebywania poza domem, oderwania od korzeni, od kultury, w której się wyrosło, rzadko odciskają na książkowych postaciach odpowiednio głębokie piętno. Mitchell także w tym aspekcie poradził sobie doskonale.
Sięgając po „Tysiąc jesieni Jacoba do Zoeta” nie należy oczekiwać powtórki z „Atlasu chmur”. To zupełnie inna powieść, także pod względem przynależności gatunkowej, lecz niewątpliwie w równym stopniu godna poznania. Co ciekawe, mimo ewidentnych różnic, uważny czytelnik odnajdzie w „Tysiącu jesieni...” pewną nić splatającą ze sobą obie książki, wyraźne nawiązanie, bardzo pasujące do przewodniej myśli „Atlasu chmur”.
Agata Rugor
Oceny
Książka na półkach
- 1 605
- 891
- 393
- 54
- 45
- 33
- 17
- 16
- 13
- 10
Opinia
Ekscytująco zaskakujący, wspaniały, cudowny. Można rzec trzy razy tak. Określenia znajdujące się na okładce książki jak najbardziej są adekwatne. David Mitchell po raz kolejny pokazuje, że potrafi tworzyć bardzo interesujące książki, wręcz magiczne. Jednocześnie pokazuje, że trudno zakwalifikować jego twórczość tylko do jednego rodzaju gatunku literackiego. Tym razem celem była historia, ale nie byle jaka, bo dotycząca Japonii. Cóż należy przyznać, że ten aspekt wiedzy historycznej nie cieszy się zbytnią popularnością wśród Europejczyków. Dzięki książce Mitchella mamy możliwość odkrycia świata, który dawno przeminął.
O czym jest książka? Trudne pytanie. Jest o mnie, o tobie, o każdym z nas, o przewrotności ludzkiego losu. Jednoznaczna odpowiedź na to pytanie jest trudna. Owszem fabularnie można ja streścić, ale liczbę aspektów, które porusza to już inna sprawa. Nie przedłużając. Wiek XVIII dobiega końca, gdy do brzegów Dejimy dociera statek z młodym holenderskim urzędnikiem, Jacob’em de Zoet’em. Dejima, maleńka sztuczna wyspa stworzona siłą ludzkich rąk , położona w zatoce Nagasaki pełni od dwustu lat rolę jedynej bramy łączącej Japonię z Zachodem. Jest to miejsce styku dwóch różnych kultur. Właśnie w tym świecie przyjdzie żyć naszemu bohaterowi. Celem Jacoba jest zbicie fortuny, lecz niespodziewanie traci głowę dla kobiety, Orito Aibagawy lokalnej akuszerki. David Mitchell zabiera nas w świat szpiegów, tłumaczy, robotników, mnichów, sług, konkubin, uczonych, naczelników. W tej opowieści niejednokrotnie przeplata się prawość i zepsucie, namiętność i potęga. Czy los złączy Jacoba i Orito? Co ich czeka w świecie, który łączy ze sobą tak odmienne kultury?
Zaczynając od początku, gdyby nie okładka ciężko byłoby domyślić się o czym mniej więcej jest książka. Tysiąc jesieni Jacoba de Zoeta już po tytule wskazuje kto będzie głównym bohaterem, lecz sam początek nic nam nie mówi. Dzięki okładce przedstawiającej kobietę w kimonie trzymającą persymonę, czyli inaczej kaki ( cudownie, że taka została wybrana okładka, ponieważ w pewnym momencie książki taki wątek, czy też obraz występuje) możemy dojść do wniosku, że książka będzie dotyczyła krajów Orientu, pewnie Japonii. I tak w rezultacie jest. Samo wyrażenie Tysiąc jesieni występuje tylko raz w książce i dotyczy ono jednego z określeń jakiego używają Japończycy na określenie własnego kraju: Kraj Kwitnącej Wiśni, Kraj Tysiąca Jesieni. Idąc tą drogą można dojść do wniosku, że książka mogłaby się również nazywać Japonia Jacoba de Zoeta, ale czy to nie brzmi mniej poetycznie niż tysiąc jesieni?
Sam tytuł wskazuje, że będzie to książka o Japonii z perspektywy głównego bohatera, Jacoba de Zoeta. Może nie tylko Jacoba, ale bardziej Człowieka Zachodu. Jednak nie jest to takie jednoznaczne, gdyż Mitchell również ukazuje obraz Japonii widziany oczyma samych Japończyków. Owszem w głównej mierze obserwujemy rzeczywistość ze strony Jacoba, ale nie należy zapominać o wcześniej wspomnianym fakcie.
Wybór oraz umiejscowienie fabuły mógł okazać się dla Mitchella ryzykowny. Napisanie dobrej książki historycznej jest sztuką samą w sobie. Powinna ona porwać czytelnika, a nie opisywać suche fakty i wydarzenia. Natomiast umiejscowienie wydarzeń w przeszłości Japonii, ba, w ogóle w Japonii jest rzeczą nader trudną. Nie łudźmy się, przeciętny europejski zjadacz chleba nie poda zbytnio dużej liczby faktów z historii Japonii. Podsumowując, mimo takiego ryzyka, jednak David Mitchell osiągnął na tym polu sukces. Napisał wręcz wspaniałą książkę historyczną, która spowoduje, że nie jeden czytelnik dostanie efektu zaczytania. Na stronach książki wręcz można poczuć codzienne życie ludzi z tamtego okresu. Chyba właśnie wybór tak trudnej historii przyniósł dla autora taki sukces. Nie tylko zajął się Japonią, ale opisał tak mało znany fakt z jej historii, ale jakże interesujący.
Właśnie, kto by pomyślał, że istniała sztuczna wyspa u wybrzeży Nagasaki zbudowana na wzór niektórych wysp Wenecji. Wyspa Dejima należała do Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, ale pomimo tego, że leżała w zatoce Nagasaki to stanowiła swego rodzaju państwo-wyspę (w pewnym momencie książki nawet była republiką z prezydentem). Sądzę, że właśnie ta historia, czy też ten fakt przyciągnął czytelników.
W takim świecie Mitchell zestawia naszych bohaterów. Świat Jacoba z jego osiągnięciami, pseudodemokracją, religią oraz prawami ze światem Orito, pełnym honoru, posłuszeństwa, dostojeństwa, szacunku dla tradycji, ale także bezwzględności. Ciekawe jest to, że możemy widzieć te dwa różne światy oraz ich próby kontaktu. Japończycy próbowali zachować jak największy dystans do świata zachodu, dlatego niektóre ich dekrety mogą wydawać się okrutne, ale przecież próbowali oni ratować własną kulturę. Z kolei Holendrzy próbowali osiągnąć jeszcze większą współpracę niosąc światło cywilizacji, ale czy zawsze tzw. „cywilizacja” niesie coś dobrego. Zadziwiające jest jedynie to, że tak długo jedynym „oknem” na świat Japonii była Nagasaki i Dejima.
Mamy więc obraz dwóch światów ich relacji, nie tylko handlowych, ale także ludzkich. Chyba pora opisać najważniejszą relację – miłość. Niespodziewanie dotknęła zarówno Jacoba i Orito, osoby pochodzące z dwóch różnych światów. Z jednej strony jest to wielka miłość, ale pełna subtelności, z drugiej strony w pewien sposób zakazana. Orito czekałby ostracyzm, natomiast w przypadku Jacoba wymiar społeczny ich miłości byłby łagodniejszy, ale też powszechnie nie akceptowany. Moim zdaniem przerwanie ich miłości w pewnym momencie książki poprzez sprzedanie Orito do zakonu, nadał książce dodatkowych walorów. Jacob i Orito nie wiedzieli, czy kochają się nawzajem. Czytelnik wiedział, że tak, ale oni żyli w nieświadomości. Spowodowało to, że w pewnym momencie zaczynamy żyć tylko ich historią.
Drugim aspektem książki jest władza, czy też dążenie do niej. Władza na bogactwem (większość bohaterów książki), władza nad ludźmi (naczelnicy Dejimy, czy też sędzia Nagasaki), władza nad umysłami i nad samą śmiercią (opat Enomoto). Wszyscy bohaterowie, którzy dążyli do władzy ponieśli klęskę (może jedynie sędzia Nagasaki w ostatnich chwilach życia poprzez swój honor w ostateczności wygrał). Władza sprzyja wszelkim patologiom, demoralizuje człowieka. Może nie władza, ale jedynie chęć, czy też dążenie do niej zmienia człowieka na gorsze. Jedynie wyrzeczenie się dążności do władzy może spowodować paradoksalnie, że ktoś może być jej godzien. Pod tym względem jedynie Jacob był jej godzien i chyba jako jedyny wygrał całkowicie.
Samo zakończenie książki jest sentymentalne. W pewien sposób jest ono smutne. Raczej wydawałoby się, że historia Jacoba potoczy się innym torem. Ogólnie rzec biorąc wszystko kończy się szczęśliwie, lecz każdy czytelnik ma nieco inne wyobrażenie zakończenia. Ciśnie się na usta tylko jedno pytanie: Dlaczego tak? A dlaczegóż by nie. Nie każda historia musi kończyć się happy endem. Chyba również w prawdziwym życiu nie zawsze osiągamy wszystko. O ile zakończenie historii miłosnej Jacoba i Orito jest zrozumiałe, to zakończenie jego pobytu w Japonii po tylu osiągnięciach, po tylu wydarzeniach już raczej nie. Moim zdaniem przymusowe opuszczenie Japonii przez Jacoba po tylu wydarzeniach w książce jest bardziej smutne niż zakończenie jego historii miłosnej.
Prawie wszystkie wydarzenia i pytania zostają zamknięte. Chociaż zostaje parę otwartych. Chociażby: Dlaczego kapitan angielskiego statku porzucił dalszy atak na Dejimę i odpłynął? Dlaczego po „wyzwoleniu” Orito nie wróciła do Jacoba? Cóż, chyba autor specjalnie pozostawił otwarte pytania. Każdy z nas musi sam na nie odpowiedzieć. Chociaż sądzę, że na niektóre po prostu nie ma odpowiedzi.
Ogólnie rzec biorąc, książkę Mitchella należy czytać z rozwagą i w skupieniu. Czasami wydarzenia między rozdziałami są tak różne, że trudno je połączyć z całością. Oczywiście pod koniec rozdziałów wszystko staje się bardziej klarowniejsze. Pewną obawę może przynieść liczba imion i nazwisk, szczególnie po stronie japońskiej. Tak naprawdę, tylko kilka z nich jest istotnych, reszta stanowi swego rodzaju tło. Chociaż po stronie holenderskiej można również pogubić się odnośnie funkcji jakich pełnią bohaterowie (kto jest kancelistą, kto robotnikiem, kto niewolnikiem?). Po dłuższym obcowaniu z bohaterami, wszystko staje się jaśniejsze, lecz i tak cały czas trzeba czytać książkę w głębokim skupieniu. Pod tym względem nie jest to łatwa lektura. Dodatkowym plusem książki są piękne ilustracje narysowane przez rodzinę Davida Mitchella. Szkoda tylko, że było ich tak mało.
Ostatnia rzeczą jest fakt, dlaczego wydawnictwo książek z gatunku fantasy, wydało właśnie tą pozycję? W całej książce nie ma elementów fantasy. Raczej można doszukać się tutaj pewnego rodzaju mistycyzmu, który przenika karty książki. Chociaż w dużej mierze pewnie zadecydował fakt, że jest to książka autora Atlasu Chmur (zadecydowały względy ekonomiczne?). Nie ważne, dobrze, że ta książka została wydana. Cóż zostaje zapoznać się bliżej z twórczością Mitchella.
Na podsumowanie mogę zacytować: „Rzadka to rzecz- powieść, która naprawdę zasługuje na zaszczytne miano „arcydzieła””.
Ekscytująco zaskakujący, wspaniały, cudowny. Można rzec trzy razy tak. Określenia znajdujące się na okładce książki jak najbardziej są adekwatne. David Mitchell po raz kolejny pokazuje, że potrafi tworzyć bardzo interesujące książki, wręcz magiczne. Jednocześnie pokazuje, że trudno zakwalifikować jego twórczość tylko do jednego rodzaju gatunku literackiego. Tym razem celem...
więcej Pokaż mimo to