Polska pisarka satyryczna, uważana przez jej współczesnych za jedną z najbardziej finezyjnych. Wnuczka Juliusza Kossaka, córka Wojciecha Kossaka, siostra Jerzego Kossaka oraz Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, z którą tworzyła przez całe życie idealny, intelektualno-emocjonalny duet.
Nie przepadam za poezją, nie jestem jej zwolennikiem ani fanem (może poza Wisławą Szymborską ale to naprawdę wyjątek i duży wpływ na to ma osoba noblistki),po prostu dużo bardziej lubię i bardziej podchodzi mi proza. Dlatego też moja znajomość wierszy i świadomość poetycka są naprawdę bardzo znikome. Stąd też nie znam twórczości Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej a samą postać znam z twórczości jej siostry, pisarki i satyryczki Magdaleny Samozwaniec, którą dla odmiany uwielbiam. „Zalotnica niebieska” dla Samozwaniec była książką życia, jak to sama kiedyś określiła, napisała bowiem książkę o najważniejszej osobie swojego życia. Bowiem książkę tę nie można określić inaczej jak hymnem do ukochanej siostry, poematem na jej cześć.
Obie siostry łączyła niesamowita więź. Wiadomo to z wielu publikacji Samozwaniec, zwłaszcza z „Marii i Magdaleny”, kto czytał, ten wiem. W „Zalotnicy niebieskiej” Magdalena Samozwaniec opisuje życie a zwłaszcza twórczość swojej siostry oraz to, co miało na nie – czyli poetkę i jej twórczość – wpływ. Mamy zatem solidną interpretację wierszy Marii, którą moim zdaniem można odebrać na trzy sposoby. Po pierwsze, interpretowała bo wiedziała bezpośrednio od poetki co miała na myśli pisząc. Po drugie, nie wiedziała bezpośrednio od niej ale wiedziała dzięki temu, że ją po prostu doskonale znała. Po trzecie, mogło to być jej pobożne życzenie i nijak się miało do tego co tak naprawdę chciała przekazać poetka. Jaki by to nie był powód nieważne, liczy się bowiem efekt, interpretacje te okraszone zostały okraszone ogromną ilością faktów biograficznych o obu Kossakównach a także niezliczoną ilością barwnych, ciekawych i zabawnych anegdot.
Może i dla Magdaleny Samozwaniec było to najważniejsza książka jaką w życiu napisała, dla mnie jednak, jako czytelnika, nie była to najlepsza książka jej autorstwa jaką przeczytałem. Nie zmienia to faktu, że była dobra. I ciekawa. Mojego stosunku do poezji nie zmieniła ale przeczytałem z przyjemnością.
"Ale przede wszystkim nazwisko. Ten tytuł!..." Tytuł, ród, pochodzenie, przynależność do wyższych sfer - dla wielu osób wywodzących się ze środowiska hrabiów, książąt, magnatów to były rzeczy najważniejsze na świecie. Końcówka drugiej wojny światowej i nastanie czasów Polski socjalistycznej oznaczało swoisty koniec świata dla osób tak myślących. Nowy ład, nowy ustrój, nowe porządki wywołały szok dla wielu ludzi z owych "sfer wyższych", którzy często nie potrafili się w nowej rzeczywistości odnaleźć. Magdalena Samozwaniec w 1954 roku wydała o tym powieść satyryczną. Rewelacyjną powieść satyryczną, którą należy bardzo docenić.
Książka wywołała niemałe poruszenie. Teresa Kossak pisała o autorce: "Ciotka była typem człowieka walącego prosto z mostu, nie uznającego konwenansów, które były normą w towarzystwie. Bawiły ją i ostro je wyśmiewała". W tej książce arystokracji, "wielkim panom i paniom" ostro się dostało i prześmiewczo ukazała oraz z ironią wyszczególniła chyba wszystkie jej wady. Polecam wydanie z roku 2008 (Świat Książki). Zawiera ono kilka całostronicowych, znakomitych ilustracji, rysunków autorstwa Juliana Bohdanowicza.
Dzieło zawiera dwadzieścia dziewięć numerowanych rozdziałów i zakończenie. W sumie trzydzieści powodów do uśmiechu. Książka udana i uzyskuje ocenę 8/10.