Właśc. Eugène Émile Paul Grindel - francuski poeta, związany z dadaizmem i surrealizmem. Znany zwłaszcza z wysublimowanej, wizyjnej liryki miłosnej. Paul Éluard był przed wojną aktywnym uczestnikiem ruchu surrealistycznego. W czasie wojny brał udział we francuskim ruchu oporu. W roku 1942 wstąpił razem z wieloma innymi przedstawicielami surrealizmu do Francuskiej Partii Komunistycznej. Przed wojną uprawiał lirykę miłosną, którą po wstąpieniu do partii komunistycznej zastąpiła poezja polityczna i społeczna głosząca ideały humanizmu, pokoju i ludzkiego braterstwa oraz pochwałę polityki Związku Radzieckiego i działań Stalina. Był autorem wiersza Wolność, który zdobył ogromną popularność w okupowanej przez nazistów Francji.
W życiu prywatnym był pierwszym mężem Gali, późniejszej wieloletniej żony i muzy Dalego. Umarł w roku 1952 na atak serca. Jest pochowany na paryskim cmentarzu Père-Lachaise.
Jak może wyglądać najwznioślejsza cząstka człowieka widziana oczami dadaisty? Czy miłość w jego wizyjnej liryce różni się czymś od tej spotykanej na co dzień? Być może wystarczy jedynie zacytować zdanie "Ciemność to tylko ja sam bądźcie bardziej jaśni" aby wyobrazić sobie, jak Paul Éluard zapala cały świat swoją miłosną twórczością. Bo jego miłość, chociaż wyrażona z niespotykaną nam współczesnym trudnością, potrafi układać się w surrealistyczne formy, nieznane wśród dzisiejszych poetów. Ona bazuje na "polach myśli", które kwitną gdzieś pomiędzy sypialnią a łonem natury. Musiałem włożyć wielki wysiłek aby chociaż troszkę zbliżyć się do objawienia tajemnicy, która do ostatnich chwil zwodziła mnie swoimi wykrętnymi uśmiechami. Dopuszczała mnie na wyciągnięcie ręki, żeby za moment oddalić się z efektem niezrozumienia. Jednak ta zabawa w ciuciubabkę z francuskim poetą opłaciła się, ponieważ zacząłem pojmować, czym jest jego pełen czułości i zmysłowy pamiętnik.
Twórczość Paula Éluarda stanie się dla mnie nie tylko synonimem miłości. To będzie też przypomnienie zniszczonej Guerniki i warszawskiego getta. Poeta dość dobrze orientował się w dramatyzmie wydarzeń dziejących się na świecie i dość chętnie się do nich odnosił. Korzystał z okazji, aby opisać potwora narodzonego w sercu człowieka. Jego "W Warszawie mieście fantastycznym", dobitnie ukazuje twarze bez twarzy, zniszczone udręką bólu. Tu człowiek jest istotą martwą i niemyślącą, upodloną i w pętach. Éluard chce przemienić wszystko tak bardzo, żeby dać odpór śmierci. Pragnie aby "nadzieja tęczę układała z dróg".
Spać i głęboko śnić to kolejne sformułowanie, będące istotą rzeczy tej wyabstrahowanej poezji. To prawo niewinności. To sedno wolności. To upodobanie do ufności. Jednak to nie jedyne filary postrzegania świata przez Paula Éluarda. Wszystko co napisał, nosi znamię samotności i nędzy istnienia. Zapach świata jest okrutny a błyski na niebie oznaczają okrucieństwo. W jego wierszach wyraźnie widać smugę symboli i aluzji. Refleksja stanowi fundament tej liryki, wyglądającej z zewnątrz jak psychiczny labirynt. Nabrałem sympatii do "legendarnej geografii spojrzeń", wydającej się pieszczotą w tym często smutnym otoczeniu.
Paul Éluard nie udaje, że dobrze łączy siłę z delikatnością. Dla niego to jak czuły taniec, którego głównymi bohaterami są sentymentalne ciała. Proste i jednocześnie wyszukane, dawno znane i jednocześnie nieznane. Sprzeczności pod jego piórem urastają do rangi dobrze ze sobą współpracujących obrazów, zawartych w lirycznych snach. Domyślam się, że ten francuski twórca, wyśmienicie poznał mechanizmy rozpaczy jemu współczesnego świata. Aby go lepiej zrozumieć, włączył podświadome elementy do świadomego życia i przepisał w poezji dla wszystkich tych, którzy chcą lepiej zrozumieć egzystencję. W moich oczach jego liryka pozostała niedokończona. Tak jak człowiek, główny powód natchnienia Paula Éluarda.
Pomimo przetaczających się w ostatnim czasie przez mój umysł obfitości poetyckich wizji, zbiór przygotowanych przez Adama Ważyka tajemniczych form na długo pozostanie w pamięci łaknącej metafor i symboli. Ponieważ to przypomina nałóg, kiedy się tylko raz człowiek zaplącze w jego cudownym uścisku, to piękne i układające się w całość drobiazgi spowodują tak dalekie zatracenie granic pomiędzy realnym życiem a wyobraźnią, że nie sposób walczyć z tym, co struktury podświadomości wyprawiają gdzieś w głowie dotąd zdyscyplinowanego czytelnika. Przychodzi mi wtedy na myśl malarstwo impresjonistyczne, gdy ulotność bierze górę nad zaplanowanym odbiorem. Zapewne właśnie to mnie teraz spotkało. Awangardowe środowiska francuskich poetów zawładnęły moją percepcją i spowodowały, że nawet nie miałem zamiaru podejmować prób rozszyfrowania ich swobody łączenia słów.
Dekadencki pierwiastek wyczuwa się tu aż nazbyt mocno, więc zbyteczne staje się przekonywanie kogokolwiek do łagodności przedstawianej w tym miejscu twórczości. Czasem można, jak to bywa u Arthura Rimbauda oprzeć się o literackie piekło. Możliwe też, że eksperymentatorskie uosobienie doprowadzi do lirycznych obrazów Guillaume’a Apollinaire’a. W jednym i drugim wypadku przyjdzie nam żeglować pomiędzy porządkiem a przygodą. Zagęszczające się przypadki rozregulowania zmysłów przypominają mi wtedy o prawdziwym bogactwie świata poezji. Nieporządek umysłu jest lepszy niż jego uporządkowanie. Bo tylko wtedy można pokusić się o ustalenie rodowodu samogłosek Rimbauda. Wrażliwość z refleksjami psychoanalitycznej natury to wybuchowa ale też artystycznie imponująca mieszanka.
Zastanawia mnie, dlaczego najbardziej czarowne słowo Blaise'a Cendrarsa ma na imię "delikatność". Pomimo jego awanturniczej natury jest coś, co o brawurze przypomina jedynie w galopadzie uczuć. I nawet jeśli to będzie garść wypowiedzianych do małej Żanny przykładów nizinnej egzystencji, to i tak ta wyczarowana w przelocie ekspresu namiętność będzie świadczyć o jej najwyższej poetyckiej randze. Nawet tchnienia nowojorskich dystychów, poza swoją surowością wykazują objawy powszechnie niespotykanego symbolicznego uniesienia. Cała ta konstrukcja duchowej ekscytacji rozciąga swoje podpory na niezliczonych hiperbolicznych metaforach. Dziki mistycyzm czy skłonności potężnej wyobraźni do bluźnierstwa? To samo pytanie dotyczy nie tylko Cendrarsa ale też wszystkich przywołanych przez Ważyka poetów.
Zapędziłem się daleko w przeglądzie poetyckich strategii. W gwałtownych nurtach francuskiej poezji omalże nie utonąłem. Nie traktujcie jednak tych słów jak oskarżenia prawdopodobnie najświeższych i gotowych do obudzenia zmysłów. Ponieważ bohaterowie antologii Adama Ważyka stanowią powiew wszystkiego co "pierwsze" i często "jedyne". Nie można krytykować prekursorów tak wspaniałych i potężnych poetyckich doznań. Spełniali oni jednocześnie funkcje nosicieli nonsensu jak i zwiastunów piekła milionów ludzi. Często dopiero w czasach nam współczesnych odbierają swe ogromne liryczne premie, bo kiedyś uważano ich za pozbawionych talentu twórców. Poezja zawsze stała na rozdrożu sporu tradycji i wynalazku. Właśnie to było przedmiotem moich dociekań w okresie ostatnich kilku wakacyjnych dni. Nauczyłem się przy tym jednego. Poezja nie jest systemem wiedzy tajemnej i nie trzeba się zmuszać do jej całkowitego zrozumienia.