Ekwador. Dziennik podróży Henri Michaux 6,8
ocenił(a) na 946 tyg. temu Eteroman Michaux... (to nie jest literówka). Świetne, świeże, bezpretensjonalne. Michaux jest infantylny w najlepszym tego słowa znaczeniu, jak Proust, skupiony na sobie, szczery, naiwny, poetycki egoista. Szczegóły podróży więcej mówią o Michaux niż Ekwadorze, Brazylii. Proza przeplata się z poezją, a wiersze Michaux czytało mi się bardzo melodyjnie, te powtórzenia, inwokacje, śpiewny rytm - jakby zapowiedź bitników, Ginsberga.
Do tego, jakieś nuty sprawiły, że sprawdziłem tłumacza - Oskar Hedemann! To jest ten sam gość, który tłumaczył Celine'a na polski. Bardzo to dobre, muszę poszukać więcej obu.
Oto próbka tej prozy:
"Chcecie, żebym wam powiedział? Jestem niezłą pompą. Najsilniejsze, najbardziej witalne doznania nie pozostają we mnie długo. Wyrzucam je na rzecz następnych i zapominam o nich; tak samo dzieje się z następnumi, i z tymi, co następiją po nich, i tak dalej. Mówią mi, że liczę sobie już pewną liczbę lat. A w moim życiu nigdy przecież nie było więcej jak piętnaście dni. Od sekundy do pętnastu dni, oto całe moje życie." (s. 45)
"No cóż, wszystkie lektury, których się podejmuję, wywierają na mnie zawsze ten sam skutek: niezrozumiałe. Dlatego nie mam żadnej pamięci. Bo któż pamiętałby o tym, co niezrozumiałe?" (s. 47)
"Ekwador jest krajem, który wyjawia ziemię.
Niewiele jest innych stron, o których można by to powiedzieć.
Nie. Europa wszędzie ma ten krwisty uśmieszek swoich domów z cegły, dachów i dachówek." (s. 70)
I poezji:
"Konno,
Konno,
Jechałem konno,
Jadę konno przez Andy.
Spędzam czas na koniu."
Niewiele zdań. Wierny gong słowa. (s. 31)
"Tutaj drzewo nie zajmuje się ziemią,
Trzeba stąd wyjść, i to szybko,
Trzeba się wznieść, gdyż dusimy się
Odchodzi więc.
Ani gałęzi, ani kwiatów, ani pędów, tylko sam pień,
A jeśli pojawi się gałąź, to zawsze przykleja się do pnia.
I razem z nim tworzy strzałę.
Wzosi się więc.
Puma maki wznosi się, Cascarilla wznosi się ze swoją chininą,
Incienso ze swoim kadzidłem i Drago de sangre ze swoją krwią,
I Guarumo, które pojawia się w górze całkiem białe, wszystkie unoszą się,
A kiedy już nie potrafią wznieść się wyżej,
Gdy osiągną najdalszy kres swojego wymiaru,
Kiedy oddają się wreszcie i rozkładją kwiatami,
Wszystkie oto są, tej samej wysokości,
A las wydaje się jednią." (s. 74)
"Podobny do przyrody, podobny do przyrody, podobny do przyrody,
Do przyrody, do przyrody, do przyrody,
Podobny do puchu,
Podobny do myśli,
I podobny także w pewien sposób do kuli ziemskiej,
Podobny do błędu, do słodyczy i do okrucieństwa,
Do tego, co nie jest prawdą, co nie powstrzymuje , do główki wbitego gwoździa,
Do snu, który otula was tym bardziej, im bardziej jesteście zajęci czymś innym,
Do piosenki w obcym języku,
Do zęba, który cierpi i pozostaje czujny,
Do araukarii, która w patio rozchyla swe ramiona
I która tworzy harmonię, nie wystawiając rachunku, i nie udaje krytyka sztuki" (s. 79)