Monsieur, albo Książę Ciemności Lawrence Durrell 7,2
„W obecnej dobie rzeczywistość jest zbyt staroświecka jak na użytek pisarza. Trzeba liczyć na to, że sztuka odrodzi ją i uwspółcześni.” Te słowa, wyjęte z jednej z pierwszych stron, świetnie podsumowują „Monsieur…” (a może i całą twórczość Durrella? Dowiemy się tego w swoim czasie!).
Pierwszy tom „Kwintetu Awiniońskiego” to pięcioczęściowy wielogłos, w którym kolejni narratorzy rozwijają przed nami historię osobliwego ménage à trois – dyplomaty Piersa, jego siostry Sylvie i ich przyjaciela/kochanka Bruce’a, a także grona ich znajomych, mniej lub bardziej uwikłanych w gnostycką sektę o egipskiej proweniencji. Ta wspaniała gromadka zajada się mumiowym jerky na pustyni, na zamku w Awinionie śledzi historię upadku Templariuszy, a wszystkie ich poczynania opisane są z niemal przesadną misternością i godną pozazdroszczenia erudycją. I tu zaczynają się schody.
Chciałabym móc napisać, że „Monsieur…” to po prostu książka w książce, bliżej jej jednak do matrioszki w gabinecie luster. Każda kolejna laleczka ma zupełnie inną twarz i okazuje się być twórczynią poprzednich, a wszystkie one jednocześnie przenikają się i pojawiają znienacka we własnych życiowych historiach. Gnostyckie idee (rozpacz rzeczywistości, śmierć ego, a wreszcie i fizyczna, samobójcza śmierć) parzą się tu z psychoanalizą (wujaszka Freuda parafrazuje jeden z „autorów” historii, Sutcliffe, dając jednocześnie popis strumienia, a raczej mazi świadomości),razem występując przeciwko dualizmom pierwowzór/kopia, prawda/fałsz. Nawet kategoria dobra/zła, tak precyzyjnie wyłożona w doktrynie sekty, rozszczepia się, jeśli ją chwilę poobracać w myślach.
A Monsieur? Monsieur to Bóg-uzurpator, który sprowadza świat na manowce, ale i Diabeł w szczegółach, który łypie na nas spomiędzy stron jako, być może, ostateczny twórca tej pomieszanej książki. Skusił mnie on jak diabli, nie mogę już doczekać się lektury kolejnego tomu, zwłaszcza że na jednej z ostatnich stron dostajemy zajawkę tego, co z naszymi awiniońskimi przyjaciółmi może się zdarzyć: „Zastanawiał się, czyby w następnej książce o tych ludziach nie rozkroić jednej czy drugiej warstwy, aby ukazać te niewidoczne formy larwalne, odsłonić korzenie, które doprowadziły go do tych projekcji?”. Aż w głowie się kręci!