Dzień prawdy Chuck Palahniuk 6,5
Od twórcy kultowego „Fight Clubu” oczekiwałem powieści przewrotnej, drapieżnej i otrzeźwiającej. Powyższe cechy z pewnością spełnia „Dzień prawdy”. Tytuł kolejnej książki tego niekonwencjonalnego autora oznacza także początek amerykańskiego przewrotu politycznego, który z czasem objawi coraz straszniejsze żniwo postępujących zmian w dotychczasowym układzie geopolitycznym Stanów Zjednoczonych Ameryki. Chuck Palahniuk nie ucieka się do łatwych rozwiązań, szokuje, prowokuje, daje pstryczka w nos, wyprowadza w pole. Wykreowany przez niego świat bierze swój początek z niejakiej księgi Talbotta, co skrywa prawdy o skażeniu człowieka demokracją, wyzwoleniem spod jarzma której pozostaje terytorialne wyodrębnienie trzech hermetycznych państw o dość wąskim korytarzu migracyjnym, gdzie żyć będą społeczeństwa z konkretnymi cechami psychofizycznymi. USA ustąpią miejsca Gayzji, Blacktropii oraz Kaukazji, odpowiednio zamieszkanymi przez osoby niehetronormatywne, ciemnoskórych i białych. Ci ostatni, mimo powrotu do polityki segregacji, nadal będą dążyć do ogólnego przywództwa, czym doprowadzą do namnożenia kolejnych teorii o trawiących społeczeństwa zagrożeniach. Mieszkańcom Gayzji przypisze się choroby, Blacktropii uzależnienie narkotyczne, a Kaukazji przemoc i bezmyślność, która od zawsze trawiła głowę białego, najlepiej heteronormatywnego mężczyzny. Wizjonerstwo Chucka Palahniuka nie ma końca, lecz chwilami ustępuje jego prozatorskiemu szaleństwu, co niestety nie kończy się dobrze. Za dużo tutaj chaosu, który z początku stanowił solidną podbudowę powieści i usprawiedliwiał dynamikę przewrotu politycznego. Z czasem szaleństwo przybrało na sile za sprawą wprowadzania oraz żonglowania zbyt wieloma postaciami, mnożenia wątków i nagłego przeskakiwania z jednego na drugi, co jestem w stanie zrozumieć z uwagi na styl autora oraz jego tendencję do przyspieszania tempa, choć z drugiej strony bywały chwile, gdy powieść mnie przytłaczała. Być może wymaga przekroczenia granic szaleństwa, moralności, czy nawet wolności, jakiej niewątpliwie pozbawiono człowieka w tej książce. Owszem, Chuck Palahniuk to iluzjonista w świecie współczesnej literatury, który na stałe się w niej zapisze, lecz nie za sprawą „Dnia Prawdy”, tylko „Fight Clubu”.