-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2010-01-01
Zaraz po skończeniu "Miasta Kości", zabrałam się za czytanie kolejnej części bestsellerowej serii "Darów Anioła" Cassandry Clare. Zaliczam ją do tych, po której zostaje ogromna satysfakcja, ale także niedosyt. Są bowiem książki, które potrafią spędzać sen z powiek, a "Miasto Popiołów" z pewnością do nich należy. Czy tak jak ja jesteście ciekawi jak potoczyła się zakazana miłość Clary i Jace'a? No to zaczynamy...
Tysiące lat temu, Anioł Razjel zmieszał swoją krew z krwią mężczyzn i stworzył rasę Nephilim, pół ludzi, pół aniołów. Mieszańcy człowieka i anioła przebywają wśród nas, ukryci, ale wciąż obecni, są naszą niewidzialną ochroną. Nazywają ich Nefilim, Nocnymi Łowcami. Pilnują oni praw nadanych im przez Razjela. Ich zadaniem jest chronić nasz świat przed demonami, które podróżują między światami, niszcząc wszystko na swej drodze. Do tego świata wkracza Clary, młoda dziewczyna, która dowiaduje się prawdy o swoim pochodzeniu. Aby uratować matkę, jednoczy się z Nocnymi Łowcami. Valentine po raz kolejny wciela w życie plan, który ma na celu zapewnienie mu władzy absolutnej. Z każdą godziną sprawy wyglądają coraz poważniej i nic nie wydaje się już takie jak wcześniej. Bohaterowie zostają wystawieni na poważną próbę i wszystko wskazuje na to, że wojna między nadprzyrodzonymi stworzeniami zbliża się w zawrotnym tempie.
Tak jak poprzednia część, tak i ta okazała się niebywale wciągająca. Przeczytałam ją jednym tchem. Z każdym kolejnym rozdziałem chciałam więcej i więcej. Z każdą stroną świat Nefilim intrygował mnie coraz bardziej (o ile to w ogóle możliwe). Ciekawa fabuła i szybka akcja, to tylko dwie z wielu zalet tej książki. Ani przez moment nie czułam nudy czy też monotonni. Wciąż poznawałam nowych bohaterów, którzy wdrażali aurę niezwykłości i tajemniczości. Rzadko czytam książki, które wywołują u mnie aż tyle emocji. W "Mieście Popiołów" dziej się więcej i bardziej. Cassandra Clare nie powiela schematów (choć wielu chętnie z tym polemizuje), tworzy nowy, indywidualny, wspaniały świat Nefilim, Nocnych Łowców. Autorka powołała do życia niezwykłą, niezachwianą przyjaźń, a także miłość taką, jaką czytelnicy najbardziej kochają: tajemniczą, intrygującą, ognistą, a zarazem zakazaną.
Podziwiam autorkę za sposób, w jaki wykreowała bohaterów. Są oni niezwykle wyraziści, dopracowani w każdym calu i plastyczni. Oczywiście "ponad wyżyny" wybija się Jace, ale inni nie pozostają w tyle. Autorka obdarzyła wszystkie postaci niezwykłymi osobowościami, które nie raz doprowadzały do łez albo śmiechu. Czytając utwór z łatwością mogłam przeniknąć uczucia danego bohatera (oprócz Jace'a) i je z nim/nią dzielić.
Cassandra Clare nieprzerwanie mnie zaskakuje i sprawia, że z każdą kolejną książką, zachwycam się nią coraz bardziej. "Miasta Popiołów", tak jak każdej innej książki spod pióra tejże autorki, nie jestem w stanie opisać odpowiednimi słowami. Za każdym razem, kiedy powracam do tego utworu (a robię to bardzo często), coś mnie zaskakuje i sprawia, że chcę więcej. Książka nieprzerwanie mnie zachwyca i wciąż zaczarowuje od nowa. Jestem pewna, że przypadnie do gustu wszystkim, którzy już rozpoczęli tą serię, ale także tym, którzy dopiero mają ją poznać.
Zaraz po skończeniu "Miasta Kości", zabrałam się za czytanie kolejnej części bestsellerowej serii "Darów Anioła" Cassandry Clare. Zaliczam ją do tych, po której zostaje ogromna satysfakcja, ale także niedosyt. Są bowiem książki, które potrafią spędzać sen z powiek, a "Miasto Popiołów" z pewnością do nich należy. Czy tak jak ja jesteście ciekawi jak potoczyła się zakazana...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-11-06
"Złodzieja Pioruna" pożyczyła mi koleżanka, gdyż nie było jej w mojej bibliotece. Muszę przyznać, że mam u niej wielki dług wdzięczności. Od kiedy tylko usłyszałam o ekranizacji tej książki uparłam się, że ją przeczytam bo kocham mitologię - zwłaszcza grecką. Wypada wspomnieć, że się nie zawiodłam.
Percy Jakson jest chłopcem, który ma problemy z dyslekcją i koncentracją. Rokrocznie zmienia swoje szkoły. W czasie jednej z wycieczek szkolnych wydarzyło się coś niezwykłego - jego nauczycielka przemieniła się w Łaskawą, a nastepnie próbowała go zabić. Od tej pory Percy wkracza w świat mitologicznych bogów, poznaje prawdę o swoim pochodzeniu oraz staje się herosem. Niestety w tym samym czasie Zeusowi ginie piorun a o kradzież oskarżony jest Percy. Czy uda mu się odnaleźć prawdziwego złodzieja ? Czy stanie się herosem ?
Co najbardziej spodobało mi się w książce ? Z pewnością jej zwyczajność. Ta książka wprost biła normalnością (o ile można tak powiedzieć o utworze fantastycznym), wciągnęła mnie niesamowicie. Akcja była dynamiczna i wciąż zaskakiwała. Nie było wątków, które się powtarzały.Została napisana barwnym językiem, doskonale przez wszystkich rozumianym. Bohaterowie byli bardzo przemyślani. Wgłębialiśmy się w ich życie, poznawaliśmy zachowania, jednak wciąż nas szokowali. Mimo młodego wieku wykazywali się niesamowitą odwagą, dzielnością oraz często okrucieństwem. Współczułam dzieciom z Obozu Herosów, którzy często nie spotkali swoich rodziców lub niejednokrotnie byli nieoznaczeni, co znaczy, że rodzice się do nich nie przyznali .W utworze znalazło się mnóstwo zagadnień z mitologii i mitów, które jeszcze bardziej uatrakcyjniły dzieło pana Riordana.
Mimo iż Percy jest przez wszystkich traktowany jako bohater, w książce wydaje się nie co zagubiony, lecz nie nierozgarnięty, tak jak niektórzy. Co rok zmieniał szkoły, był uważany za krnąbnego, niedobrego chłopca choć tym czasem musiał mieszkać ze wstrętnym ojczymem przy boku matki idealnej- troskliwej, wyrozumiałej, opiekuńczej. W pewnym stopniu (bardzo małym) "Złodziej pioruna" przypominał mi "Harrego Pottera". Trójka bohaterów ratujących świat: Percy - który nie wiedział o swoim pochodzeniu, Annabeth - genialna córka Ateny i w końcu Grover - satyryczny satyr, który był po prostu najlepszym kumplem naszego herosa. Koniec końców "Złodziej pioruna" został napisany zupełnie odrębnym stylem.
Przeczytanie tej lektury daje nam nie jedną rzecz - opowieść Percego, która każdemu zaimponuje, ale także powtórkę z mitologii, która może nam się kiedyś przydać. Do przeczytania książki serdecznie zachęcam wszystkich, gdyż nadaje się ona praktycznie zarówna dla młodzieży jak i dorosłych. Dzięki niej przeżyjecie wspaniałą przygodę, którą - mogę zapewnić - zapamiętacie na długo.
"Złodzieja Pioruna" pożyczyła mi koleżanka, gdyż nie było jej w mojej bibliotece. Muszę przyznać, że mam u niej wielki dług wdzięczności. Od kiedy tylko usłyszałam o ekranizacji tej książki uparłam się, że ją przeczytam bo kocham mitologię - zwłaszcza grecką. Wypada wspomnieć, że się nie zawiodłam.
Percy Jakson jest chłopcem, który ma problemy z dyslekcją i koncentracją....
2010-11-11
Zachwyciłam się „Złodziejem piorunów”, więc musiałam przeczytać także drugą część trylogii Riordana. Mitologia, którą przedstawia autor nie jest nudna i monotonna tak, jak się niektórym wydaje, ale barwna i żywa. Pisarz wspaniale wplata w codzienne życie bohaterów opowieści o bogach i herosach. Być może popełniłam błąd czytając „Morze Potworów” zaraz po pierwszej części, jednak tego nie żałuje.
Po raz kolejny spotykamy się z nastoletnim Percym, który jest synem Pana Mórz, Posejdona. Jego przyjaciel Grover zaginął i Perseusz wraz z Annabeth i swoim bratem Tysonem wyruszają na poszukiwania. W tym czasie w Obozie Herosów dzieje się wiele złego. Ktoś zatruwa drzewo Thali i zostaje o to oskarżony Chejron. Naszego herosa czeka mnóstwo niebezpieczeństw i pułapek przygotowanych przez Luke’a. Czy wróci do Obozu jako bohater czy przegrany? Podoła zadaniu? O tym musicie przekonać się sami.
Już w trakcie czytania „Złodzieja pioruna” styl i tematyka Riordana mnie zauroczyły. Pisarz ten potrafi wciągnąć czytelnika już od pierwszego zdania. Pokazuje nam wspaniałą i tajemniczą historię, która wywołała we mnie zachwyt i pochłonęła mnie bez zapamiętania. Każdy rozdział wywoływał u mnie coraz większą ciekawość i zapał do czytania. Autor wspaniale ubarwia powieść sposobem, w jaki pisze. Lekkim, swobodnym, przyjemnym do czytania, który w pewien sposób wpływa na odczucia czytelników.
Moim zdaniem ta część jest równie dobra jak „Złodziej pioruna”, o ile nie lepsza. Dzieje się dużo więcej, fabuła jest bardziej rozwinięta i ciekawsza. Akcja toczy się m.in. na Morzu Potworów, przez które przepływają Annabeth i Percy w poszukiwaniu Grovera i Złotego Runa. Treść jest ściśle związana z pierwszym tomem powieści. Podoba mi się to, że w utworze może zdarzyć się dosłownie wszystko. Autor obdarza nas humorem, który pozwala oderwać się od rzeczywistości i dodatkowo nas czegoś nauczyć. Ogromnym plusem jest samo zakończenie książki, które wprost krzyczy: „ Przeczytaj następną część!”. No i jak tu się oprzeć pokusie?
Należy wspomnieć o Tysonie. Cyklop, który jest przez wszystkich poniżany i przepychany z miejsca na miejsce już od czasów szkoły zostaje nagle zaakceptowany przez swojego ojca, Posejdona, a tym samym staje się bratem Percego. Dla chłopca to jest cios. Nie chce się przyznać do wzgardzanego stworzenia, bojąc się reakcji innych. Dopiero podczas misji uświadamia sobie, że nie ma czego się wstydzić. Cyklop jest odważny i gdyby nie on, Percy i Annabeth zginęliby nieraz.
Mimo tych wszystkich wspaniałości wciąż czuję w tej książce nieprawdopodobne podobieństwo do cyklu Harrego Pottera. Percy- niedojda, która z powodu urodzenia zostaje bohaterem. Annabeth- przemądrzała dziewucha, która wciąż powtarza, jaka to jest mądra oraz – tymczasowo- Tyson, cyklop o bardzo małym IQ. Dodatkowo Chejron oraz Kronos. Wszystko to powoduje gwałtowne „osłabienie” lektury. Kto w końcu lubi czytać kilka razy- jak w moim przypadku- o tych samych bohaterach tylko z innymi imionami? Mimo to sama fabuła jest odrębna i pomysłowa. Nie przypominam sobie, aby współcześnie powstało jakieś dzieło związane z mitologią, co dodaje atrakcyjności.
Podsumowując „Morze Potworów” to wspaniała powieść, którą można polecić dosłownie każdemu. Mityczny oraz współczesne realia mieszają się ze sobą stwarzając wspaniały, tajemniczy świat, który wciągnie was na dobre. Nowe przygody, niepowtarzalne wydarzenia i postacie, które będą wam towarzyszyć na długo.
Zachwyciłam się „Złodziejem piorunów”, więc musiałam przeczytać także drugą część trylogii Riordana. Mitologia, którą przedstawia autor nie jest nudna i monotonna tak, jak się niektórym wydaje, ale barwna i żywa. Pisarz wspaniale wplata w codzienne życie bohaterów opowieści o bogach i herosach. Być może popełniłam błąd czytając „Morze Potworów” zaraz po pierwszej części,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-11-12
2010-11-28
Kiedy zauważyłam, że „Córka Laguny” jest baśnią nie nastawiłam się do niej zbyt pozytywnie. Byłam pewna, że nie znajdę w niej nic dla siebie. Baśń moim zdaniem powinna być przeznaczona dla młodszych czytelników, a jednak się pomyliłam. Wcześniej nie słyszałam o pani Lovric ani o tym utworze co muszę uznać za kolejny błąd.
„Córka Laguny” opowiada losy Teodory, która od zawsze marzyła o wyjeździe do Wenecji. Kiedy już tam się znalazła zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Zaczęły umierać dzieci, w miejscach publicznych pojawiają się Brustolony. Nikt nawet się nie domyśla, że do sił powraca największy zdrajca Wenecji, Bajamonte Tiepolo. Miasto może uratować jedynie dziewczynka z przepowiedni, Córka Laguny, oraz Uczony Syn. Czy uda się uratować metropolie ?
„Córka Laguny” jest niezwykłą i nietypową baśnią. Przed przeczytaniem jej w życiu nie powiedziałabym, że może mi się tak podobać ten gatunek literacki. Utwór wciąga nas w niezwykły świat, od którego trudno się oderwać. Pani Lovric we wspaniały sposób ukazuje świat dziewczynki, która jest odtrącona przez rówieśników. Typowa molica książkowa, będąca wiecznie zamyślona i znająca odpowiedź na każde pytanie. Ma okropną „koleżankę” Marie, która się na niej wyżywa a następnie przechodzi w niej przemiana. Poznaje Renza, który z początku nią gardzi a później zakochuje się w niej. Czy to nie fantastyczny świat ?
Jest napisana pięknym stylem, jak typowa baśń odnajdujemy w niej elementy fantastyczne, lecz co mnie zaskoczyło Bajamonte Tiepolo naprawdę żył. Jak się okazało na końcu książki znajduje się bardzo długi wykaz miejsc i osób, które istniały/istnieją w rzeczywistości. Czytając „Córkę Laguny” nabrałam przeogromnej chęci na podróż do Wenecji i obejrzenie na własne oczy tych wszystkich wspaniałości. Dzięki tym utworze dowiedziałam się bardzo wiele na temat tego wspaniałego miasta, jego mieszkańców oraz historii.
Reasumując książkę polecam każdemu, kto chce miło spędzić czas. Przenosi ona w baśniowy, tajemniczy świat i pozwala na oderwanie się od rzeczywistości przy okazji ucząc. „Córka Laguny” jest wspaniałą opowieścią, która na długo zapadnie w moim sercu i z pewnością nie raz do niej wrócę.
Kiedy zauważyłam, że „Córka Laguny” jest baśnią nie nastawiłam się do niej zbyt pozytywnie. Byłam pewna, że nie znajdę w niej nic dla siebie. Baśń moim zdaniem powinna być przeznaczona dla młodszych czytelników, a jednak się pomyliłam. Wcześniej nie słyszałam o pani Lovric ani o tym utworze co muszę uznać za kolejny błąd.
„Córka Laguny” opowiada losy Teodory, która od...
2010-12-02
Za „Deklarację” chciałam się zabrać już dawno temu, jednak nie mogłam jej nigdzie znaleźć. Wywołała ona we mnie ogromne wrażenie już od pierwszego zdania. Zachwyciła mnie swoją okładką, która była ściśle związana z treścią utworu a zarazem piękną metaforą.
Wielu z nas z pewnością zastanawiało się nad przyszłością i jej wynalazkami. Na pewno wiele rzeczy pójdzie do lamusa, a jeszcze więcej będzie się rozwijało. „Deklaracja” ukazuje świat, w którym ludzie żyją wiecznie. Jak było do przewidzenia po pewnym czasie zaczyna brakować miejsca. Populacja tylko zwiększała swoją liczebność. Władze zdecydowały się na napisanie Deklaracji, która głosiła, że nie można mieć potomków, chyba że zrezygnuje się z długowieczności. Nadmiary- dzieci, które urodziły się nielegalnie zostają łapane przez łapaczy i przewiezione do specjalnych zakładów, mających na celu przeszkolenie ich na wartościowe zasoby. Główna bohaterka, Anna, do zakładu w Grange Hall znajduje się, od kiedy skończyła 2, 5 roku. Obecnie ma 15 lat i jest jednym z najlepszych nadmiarów. Uczy się jak służyć legalnym, aby byli szczęśliwi. Przełożona wpaja jej całe życie nienawiść do rodziców, którzy według niej ją porzucili na pastę losu. Jeżeli będzie dobrze służyć, być może odkupi Grzech ojca i matki i Matka Natura potraktuje ją łagodnie. Pewnego dnia zjawia się chłopak z Zewnątrz, Peter. Od tego czasu jej życie przewraca się do góry nogami i poznaje prawdę o swoim pochodzeniu.
Książka wciągnęła mnie od pierwszej strony. Znajdujemy w niej urywki dziennika Anny, w którym opowiada nam o swoim życiu. Jest to postać niezwykła. Z czasem przechodzi wewnętrzną przemianę. Staje przeciw przełożonej i poznaje szczęście. Tak szczerze przyszłość przedstawiona przez autorkę mi się niezbyt podoba. Ludzie są usypiani lub zamykani w zakładach tylko dlatego, że się urodzili. Jest to zachowanie nieludzkie. Osoby, które uważają się za cywilizowane w jednym momencie potrafią wydać wyrok śmierci na bezbronne dziecko. Spodobała mi się postać Petera – chłopaka odważnego, który jest w stanie zrobić wszystko dla Anny. Udowadnia to, że miłość nie ma ograniczeń. Kiedy na koniec odchodził z dziadkiem byłam przerażona. Myślałam, że zostawił Anne na pastwę losu, że ją opuścił i do niej nie wróci.
„Deklaracja” napisana jest stylem lekkim i zrozumiałym. Autorka nie wprowadza neologizmów, co ułatwia nam zrozumienie utworu. Kiedy już raz zacznie się czytać tą książkę, nie można się od niej odciągnąć.
Przełożona zakładu jest osobą okrutną – to należy jej przyznać. Jednak na koniec książki dowiadujemy się skąd to się wzięło. Rozgoryczona kobieta w ciąży dowiaduje się, że jej dziecko nie będzie miało prawa żyć. Nie powinna z tego powodu mścić się na nadmiarach, jednak być może trochę współczucia by jej pomogło. Nigdy nie miała na nikim oparcia. Jej ojciec ją ignorował. Za męża wyszła tylko dlatego, że chciała mieć dziecko. Kiedy umarło nie mogła znaleźć dla siebie miejsca. Praca w tym zakładzie tylko wzbudzała jej gniew. Każde nowe dziecko sprawiało, że coraz bardziej ich nienawidziła. Jej syn mógł żyć, a te istoty nie.
Pierwsze zbliżenie do dzieł pani Gemmy Malley muszę uznać za jak najbardziej udane! Daje nam ona przestrogę. Energia w pewnym momencie się skończy i powinniśmy ją szanować. Kiedy jej zabraknie życie będzie trudne. Do tej książki wrócę nie raz. Moją miłość zyskali bohaterowie oraz ich nadzieja na lepszy świat, w którym każdy będzie miał prawo żyć i nie będzie prześladowany. Utwór polecam z całego serca nie tylko młodzieży, dla której jest przeznaczona, ale dla wszystkich.
Za „Deklarację” chciałam się zabrać już dawno temu, jednak nie mogłam jej nigdzie znaleźć. Wywołała ona we mnie ogromne wrażenie już od pierwszego zdania. Zachwyciła mnie swoją okładką, która była ściśle związana z treścią utworu a zarazem piękną metaforą.
Wielu z nas z pewnością zastanawiało się nad przyszłością i jej wynalazkami. Na pewno wiele rzeczy pójdzie do lamusa,...
2010-12-26
Do książki podeszłam dosyć sceptycznie, mimo iż bardzo się starałam być obiektywną. Z mojego doświadczenia wiem, że polscy autorzy rzadko kiedy potrafią mnie mile zaskoczyć i napisać coś, co "nada się" do czytania - oczywiście nie wszyscy. Dlatego też często wolę zagłębić się w literaturze obcej, niż spędzać nudne godziny, niemal
usypiając, przy autorach polskich. Zaraz po rozpoczęciu lektury natychmiast odeszłam od tego przekonania. Pan Wytrykowski zrobił na mnie duże wrażenie, zwłaszcza, że to jego debiut literacki.
"Srebro Stortebeckera" przenosi nas w czasy średniowiecza. Bohaterowie, przedstawiciele polskiego tajnego wywiadu, jadą pod przebraniem kupców do Torunia, aby rozwikłać trudną zagadkę śmierci Petera von Velde, którego ktoś zabił. Niclos de Tulow i Jan z Tęczyńskich, którym zostało powierzone to zadanie wpadają w wir walki o władze, pieniądze. Intrygi, spiski i zdarada są ich odwiecznym druhem w tej skomplikowanej walce. Czy uda im się odnaleźć morderce ? Czy odkryją tajemnice, których pilnie strzegą mury Starego Torunia ?
Pierwsze wrażenie po przeczytaniu książki - niesamowite. Nie miałam pojęcia, że utwór historyczny, może aż tak wciągnąć czytelnika. Autor przeniósł nas w realia średniowiecznej Polski, a także jej sporu z Zakonem, który jest głównym wątkiem w książce. Każdy chyba słyszał o niej choćby z lekcji historii. Pan Wytrykowski pokazuje ją "od podszewki" Dowiadujemy się z niej o tajnym wywiadzie królewskim. Szczerze mówiąc, wcześniej nie wiedziałam, że w tych czasach istniało coś takiego, i początkowo byłam pewna, że jest to tylko wymysł pisarza. Nic bardziej mylnego. Większość zdarzeń i postaci istniała naprawdę, a została tylko delikatnie zabarwiona przez autora.
Nie czytam kryminałów, nie wiem nawet, czy kiedykolwiek jakiś przeczytałam, a więc jest to mój "debiut" z tego typu literaturą. Muszę przyznać, że bardzo się cieszę, że zaczęłam właśnie z panem Wytrykowskim. Książka cały czas trzyma w napięciu. Nie raz miałam wrażenie, że wiem, jakie jest rozwiązanie zagadki, a pisarz za każdym razem mnie zaskakiwał i wprowadzał w błąd. Dopiero na koniec książki dowiadujemy się, co zdarzyła się naprawdę i jest to nie małe zaskoczenie. W czasie czytania dowiadujemy się wiele o życiu mieszkańców wielkich miast, kupcach, szpiegach. Zostajemy wtajemniczeni, co oznacza egzystencja u boku komtura, a także ile ona kosztuje.
W czytaniu bardzo pomagały różne perspektywy. Widzieliśmy świat oczami Nico, Tylemana, komtura, Bielskiego, Peszki i wielu innych bohaterów. Dzięki temu mogliśmy poznać wiele szczegółów, które w inny sposób by nam umknęły. W książce rzadko kiedy pojawiały się starodawne wyrażenia, które z pewnością utrudniłyby przebrnięcie przez utwór. Autor posługuje się w nim językiem współczesnym, zrozumiałym dla czytelnika.
Pan Wytrykowski przedstawił nam kupców jako osoby bezduszne, myślące jedynie o pieniądzach i władzy. Zdolnymi posunąć się do wszystkiego i nie przebierających w środkach. Udowodnił, że dla majątku potrafią porzucić miłość. Po pewnym czasie ulatuje z nich dusza, a zostaje tylko chciwość. To może skłonić ludzi do refleksji. Obecnie większość zapomina, co oznaczają prawdziwe wartości. W dobie pieniądza, nikt nie może nikomu zaufać. Każdy staje się dla każdego wrogiem. Ukazuje też, co może spotkać ludzi za ich grzechy, co także powinno nakłonić nas do przemyślenia naszego zachowania.
Reasumując, książka powinna spodobać się osobom lubiącym dobre kryminały i nie tylko . Jest wspaniałą rozrywką na nudne wieczory, potrafi wywołać u czytelnika wypieki na twarzy, a równocześnie we wspaniały sposób ukazuje nam fragment historii Polski. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejną część przygód polskich agentów i jestem ciekawa, co w niej się wydarzy.
Do książki podeszłam dosyć sceptycznie, mimo iż bardzo się starałam być obiektywną. Z mojego doświadczenia wiem, że polscy autorzy rzadko kiedy potrafią mnie mile zaskoczyć i napisać coś, co "nada się" do czytania - oczywiście nie wszyscy. Dlatego też często wolę zagłębić się w literaturze obcej, niż spędzać nudne godziny, niemal
usypiając, przy autorach polskich. Zaraz...
2010-12-30
Amanda Quick to autorka prawie trzydziestu powieści romantycznych, fantasy i thrillerów. Poznałam ją dzięki "Płonącej lampie", jednak jestem pewna, że to nie ostatnie zbliżenie do utworów tejże autorki. Kiedy zobaczyłam książkę w zapowiedziach grudniowych, zaczarowała mnie okładka, która w rzeczywistości prezentuje się jeszcze lepiej. Zawsze odrzucały mnie powieści tego typu, jednak, zawsze musi być ten pierwszy raz.
Książka jest drugim tomem Trylogii "Marzeń Światła". Mimo, że nie czytałam pierwszej części, doskonale zrozumiałam tą. Utwór opowiada historię Griffina Wintersa, króla przestępczego świata, na którego przeszła klątwa jego przodka, Nicholasa. Griffin, którego męczą halucynacje jest przekonany, że pojawiają się pierwsze symptomy zmiany w cerbera. Jedyne co może go uratować to płonąca lampa, oraz kobieta, które potrafi ją ujarzmić, piękna, tajemnicza i niebezpieczna Adelajda.
W niezwykły sposób opowiada losy Adelaide- dziewczyny, która przeżyła naprawdę wiele, a przy tym nie straciła charakteru. Jest to z pewnością jedna z lepiej wykreowanych postaci "Płonącej lampy". Autorka starała się podejść do niej bardziej psychologicznie. Osoba, która została oddana w wieku piętnastu lat do "domu rozrywek", z którego później uciekła musiała sobie radzić sama. Sprawa jest tym trudniejsza, że jest ona łapaczką snów, które są z reguły bardzo wrażliwe na sny innych. Przemierza całą Amerykę, w poszukiwaniu szczęścia i spokoju, ale się jej to nie udaje. Z powrotem wraca do Anglii, gdzie jest społecznicą: spala domy rozrywek i ratuje młode dziewczęta. Poznaje przystojnego władce podziemia i jest jedyną osobą, która może zdjąć z niego klątwę ciążącą na jego rodzie. W książce poznajemy jej życiowe rozterki, oraz trudność decyzji, jakie musi podjąć.
Książka jest jedną z tych, które zapierają dech w piersiach i z przyjemnością się do nich powraca. Nietuzinkowy styl pani Quick sprawia, że z pewnością jeszcze nie raz sięgnę po jej utwory."Płonąca lampa" jest magiczną historią o miłości, strachu i odwiecznym sporze dwóch rodzin. Uświadamia ona człowiekowi, że nie należy patrzeć na waście rodzinne, jeśli kogoś nie poznamy, nie możemy go źle ocenić.Utwór polecam każdemu, gdyż z pewnością do wszystkich przemówi i będzie miłą odskocznią od codziennych zajęć.
Amanda Quick to autorka prawie trzydziestu powieści romantycznych, fantasy i thrillerów. Poznałam ją dzięki "Płonącej lampie", jednak jestem pewna, że to nie ostatnie zbliżenie do utworów tejże autorki. Kiedy zobaczyłam książkę w zapowiedziach grudniowych, zaczarowała mnie okładka, która w rzeczywistości prezentuje się jeszcze lepiej. Zawsze odrzucały mnie powieści tego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-01-01
2010-01-01
2010-12-18
To jest moje pierwsze zetknięcie z „piórem” pani Armstrong. Wcześniej jedynie słyszałam o jej utworach, ale niestety nie miałam okazji się z nimi zapoznać, czego bardzo żałuję. Naturalnie mam nadzieję, że to moje nieostatnie zbliżenie do dzieł tej pisarki.
Książka opowiada nam historię Chloe Saunders, zwykłej, nudnej nastolatki, rozkochanej w filmach, która wychowywała się bez matki i szczerze powiedziawszy także ojca, który nie wiedział jak się z nią obchodzić. Pewnego dnia zaczynają się z nią dziać dziwne rzeczy. Dojrzewa, widzi ducha, który się na nią rzuca, bije swoich nauczycieli. Doznaje szoku. Natychmiast zostaje skierowana do Ośrodka Terapeutycznego dla trudnej młodzieży Lyle House, mówią pospolicie, do ośrodka dla świrów. Zawiera nowe znajomości, nie wszystkie udane, ale mimo wszystko wmawia sobie, że nic się nie wydarzyło. Marzy jedynie o tym, by wrócić do domu, do ojca, kochającej ciotki i koleżanek. Niestety jej losy toczą się zupełnie inaczej. Przekonuje się, że życie to nie film. Osoby, które darzyła bezgranicznym zaufaniem ją zdradzają. Czy może być coś gorszego?
„Wezwanie” to moje pierwsze zbliżenie do twórczości pani Kelley Armstrong i mam nadzieję, że nie ostatnie. Autorka jest rzeczowa. Od razu wprowadza nas w akcję, nie licząc krótkiego epilogu: „12 lat wcześniej…” Należy się jej plus za pomysł na tematykę. Nekromanci, czarnoksiężnicy, wiedźmy. To wszystko wprowadza w nastrój fantastyczny, tajemniczy, momentami nawet straszny.
Chloe od początku utworu, tak szczerze wydała mi się trochę ciamajdowata i niezbyt rozgarnięta. Zwykła, szara myszka jakich wiele. Należy jednak spojrzeć na to, że jej matka umarła, gdy była mała, a ojciec, no cóż, nie wiedział jak się z nią obchodzić. Kiedy jego żona umarła, został sam, nie licząc jego szwagierki. Chloe, od zawsze sama, wiecznie się przeprowadzała i nie miała okazji do zawarcia trochę głębszych znajomości (po za ostatnią szkołą, w której ojciec pozwolił jej został dłużej niż w pozostałych).
Styl i język książki są bardzo zrozumiałe, choć czytelnika może być lekko poirytowany nadużywaniem wyrazów „cool”. Książkę czyta się szybko dzięki ciekawej fabule a także tym, że jesteśmy przez cały czas trzymani w napięciu. Po tylu przeczytanych przeze mnie utworach byłam pewna, że nagle dobry bohater stanie się tym złym i na odwrót. Oczywiście można tu znaleźć epizody, które powtarzały się bądź powtarzają się w tysiącach innych powieści, jednak moim zdaniem to, co przedstawiła nam pani Armstrong jest nietypowe i … inne od reszty. Być może to styl autorki, a być może moja wyobraźnia.
Reasumując, książka bardzo przypadła mi do gustu. Jest opowieścią nie tylko o magii, fantastyce, zdolnościach paranormalnych, ale także o przyjaźni, więzach, zdradzie. Temat jest przetarty, jednak pani Armstrong pokazało go od innej strony, co mi się spodobało. Tak czy inaczej, jestem pewna, że nie jest to ostatnie zbliżenie do twórczości tej pisarki.
To jest moje pierwsze zetknięcie z „piórem” pani Armstrong. Wcześniej jedynie słyszałam o jej utworach, ale niestety nie miałam okazji się z nimi zapoznać, czego bardzo żałuję. Naturalnie mam nadzieję, że to moje nieostatnie zbliżenie do dzieł tej pisarki.
Książka opowiada nam historię Chloe Saunders, zwykłej, nudnej nastolatki, rozkochanej w filmach, która wychowywała się...
2010-12-12
O „Dziewczynach z Hex Hall” słyszałam wiele i nie zawsze były to opinie pozytywne. Na mnie jednak wywołały nieprawdopodobne wrażenie. Z tego, co zauważyłam to dopiero początek kariery pani Hawkins, lecz jest on bardzo imponujący i zachęcający.
Książka opowiada o Sophie Mercer, czarownicy, która z powodu kłopotów trafia do „poprawczaka” dla istot nieludzkich. W ciągu kilku lat razem z matką mieszkały w 19 stanach, przez co dziewczyna nigdy się z nikim nie zaprzyjaźniła. W Hekate Hall poznała swoją pierwszą, prawdziwą przyjaciółkę, Jenny. Po dość krótkim czasie zostają rozdzielone. Sophie poznaje najprzystojniejszego chłopaka w szkole, i choć jest irytujący i sarkastyczny zakochuje się w nim. Dzięki Hex Hall odkrywa tajemnice rodzinne, z których niektóre nie powinny wyjść na światło dzienne...
Od tej książki wprost nie dało się odejść! Zawdzięczamy to głównie lekkiemu sposobowi pisania pani Hawkins. Kiedy dotarłam do końca utworu nie mogłam w to uwierzyć. Akcja rozgrywa się bardzo szybko i wciąga bez opamiętania. Jak w każdej szkole znalazły się „wredne zołzy”, które chciały wykorzystać Sophie do swoich planów lub zrobić z niej pośmiewisko, oraz zabójczo przystojny chłopak. W sumie ta książka urzeka swoją prostotą. Mimo iż świat przedstawiony w książce jest magiczny, no w końcu żyją w nim elfy, czarownice i zmiennokształtni, przedstawia wydarzenie, które mogły się wydarzyć w każdej zwykłej szkole.
Czytając „Dziewczyny z Hex Hall” bardzo polubiłam Sophie. Może i była zwykłą, ciamajdowatą dziewczyna, która w zastraszającym tempie znajdowała sobie wrogów, ale potrafiła wzbudzić czyjąś sympatię. No i w przeciwieństwie do szkolnych, „pięknościo-zołz” działała nie w interesie swoim, lecz dla dobra innych. Za wszelką cenę starała się bronić Jennifer. W trakcie czytania dowiadujemy się bardzo wiele o rodzinie Sophie od strony ojca, którą wcale nie należy się chwalić w gronie przyjaciół. Przewodniczący rady, mający powiązania z czarną magią nie jest najlepszą reklamą dla nowej uczennicy. Mimo wszystko przezwyciężyła koleje losu i stała się tak jakby bohaterką.
Z pewnością zaskoczyło mnie zakończenie. Oczywiście, czytając utwór byłam pewna, że Archer wróci lub coś w tym stylu. W sumie był to jedyny minus utworu. Mimo, że autorka chciała abyśmy poruszyli swoje szare komórki i „dopisali” sobie zakończenie, było to dość irytujące. Pozostał również wątek Cala. Po jego rozmowie z Sophie byłam niemal pewna, że będzie on jakby rywalem o jej serce, czy kimś w tym stylu. Okazał się tylko jedynie jedną z wielu postaci, którą poznajemy bardzo pobieżnie.
Nie żałuję, że przeczytałam ten utwór i jestem niemal pewna, że inni też nie będą. A więc serdecznie zachęcam do przeczytania książki. Moim zdaniem „Dziewczyny z Hex Hall” to jedna z ciekawszych pozycji, którą niewątpliwie należy się zapoznać!
O „Dziewczynach z Hex Hall” słyszałam wiele i nie zawsze były to opinie pozytywne. Na mnie jednak wywołały nieprawdopodobne wrażenie. Z tego, co zauważyłam to dopiero początek kariery pani Hawkins, lecz jest on bardzo imponujący i zachęcający.
Książka opowiada o Sophie Mercer, czarownicy, która z powodu kłopotów trafia do „poprawczaka” dla istot nieludzkich. W ciągu...
2010-09-07
Z twórczością pani Bishop spotkałam się po raz pierwszy. Wypożyczyłam ją nie zaznajomiwszy się z opiniami innych, co się ostatnio coraz rzadziej zdarza. Kiedy wróciłam do domu, zauważyłam, że jest to książka dla dorosłych.Wprost zakochałam się w okładce. W tej dziewczynce było coś takiego, że nie potrafiłam oderwać od niej oczu. Miała magię w samej sobie.
Autorka przedstawia nam inny świat, w którym władzę mają kobiety, a mężczyźni zniżeni są do poziomu służby. Niestety udowadnia też, że niezbyt dobrze sobie radziły, knując spiski przeciw sobie a tym samym dając władzę płci męskiej . W świecie tym żyją również ludzie, którzy mają dość dyktatury kobiecej i z upragnieniem czekają na zapowiedzianą przeszło pół tysiąca lat temu Czarownicę. Do tych ludzi należy Daemon SaDiablo, syn Seatana, który pozostał na łasce Dorothei, okrutnej Arcykapłanki. Nakazała mu ona usługiwać poszczególnym Królową. Z czasem zbuntował się i zaczął zabijać popleczników Dorothei. Kiedy nadeszła upragniona Czarownica światło dziennie ujrzały straszne historie...
Cóż mogę rzec o książce. Cały czas trzymała mnie w napięciu. Zachowanie Jeanelle było trudne do przewidzenia, więc mimo iż się głowiłam nad dalszymi wydarzeniami nigdy nie udało mi się ich odgadnąć. Styl i język były miłe do czytania. Lektura jest bardzo wciągająca. Wprost miałam problemy z oderwaniem się od niej. W książce są poruszane problemy, które obecne są w naszym życiu codziennym. Miłość, odrzucenie, morderstwa, wykorzystywanie. Zaszokowały mnie historie związane z Braidonwood. Byłam przerażona ''wujkami'' i tym, jak leczono małe dziewczynki.
Postacią godną zaufania od razu wydała mi się Jeanelle. Było to dziecko wyjątkowe. Nigdy nie myślała o sobie, tylko o innych. Mimo bólu i cierpień nie chciała zostać z Seatanem tylko zaopiekować się Wilhelminą. Jej skrytość i tajemniczość mi zaimponowały i zaciekawiły. Wciąż nie mogłam przewidzieć jej posunięć i zachowań. Moim zdaniem jest wzorem do naśladowania jako osoba mądra, wytrwała i bezinteresowna.
Już nie mogę się doczekać kiedy chwycę za następną część Trylogii pani Bishop. Jest to opowieść magiczna i tajemnicza, a zarazem wciągająca. Moim zdaniem autorka odwaliła kawał dobrej roboty i zachęcam do przeczytania.
Z twórczością pani Bishop spotkałam się po raz pierwszy. Wypożyczyłam ją nie zaznajomiwszy się z opiniami innych, co się ostatnio coraz rzadziej zdarza. Kiedy wróciłam do domu, zauważyłam, że jest to książka dla dorosłych.Wprost zakochałam się w okładce. W tej dziewczynce było coś takiego, że nie potrafiłam oderwać od niej oczu. Miała magię w samej sobie.
Autorka...
2010-12-29
"Szeptem" to debiut literacki Becci Fitzpatrick, który od razu znalazł się na liście bestsellerów "The New York Times". W bibliotekach aż roi się od wampirów i wilkołaków, ale książkę o upadłych aniołach czytam dopiero po raz drugi. Jest to stosunkowo nowy "gatunek" na rynku polskim, na którym jak wspomniałam przeważają krwiożercze bestie. I jak się przekonałam, dużo ciekawszy.
Nora Grey to zwykła uczennica, marząca o idealnej szkole. Swoje smutki i radości dzieli z przyjaciółką od serca, Vee. Uczy się wspaniale, ma dobre kontakty z matką, wspaniałą przyjaciółkę.Wszystko toczy się po jej myśli... aż do pewnego dnia. Poznaje tajemniczego i mrocznego Patcha. Od tamtej chwili jej świat zmienia się diametralnie. Ktoś ją śledzi i próbuje zabić, a ona coraz bardziej zakochuje się w Patchu. Nie wie jednak jak straszna jest jego przeszłość....
Ostatnią książkę, którą czytałam z takimi wypiekami na twarzy była chyba Trylogia "Darów Anioła" Cassandry Clare, przez którą brnęłam prawie rok temu. "Szeptem" uzależnia. Od tego utworu wprost nie można się oderwać. Cały czas się coś dzieje.Momentami zapominałam nawet, że czytałam książkę. Autorka postarała się o realistyczność i wciągnięcie czytelnika do świata Nory. "Szeptem" czyta się niezwykle przyjemnie, cały czas zmusza nas do odgadywania kolejnych wydarzeń. Podziwiam panią Fitzpatrick za jej wyobraźnie i umiejętność trzymania czytelnika w napięciu do ostatniej strony.
Najciekawszą postacią tej książki z pewnością był Patch. Mroczny, tajemniczy, arogancki, uroczy a zarazem przystojny. I jak tu się nie zakochać ? Od początku oczywiście wiadomo, że to on jest aniołem, jednak wydarzenia z nim związane mogą naprawdę zaskoczyć. Prawie do końca był owiany mgłą tajemnicy i praktycznie nic się o nim nie dowiedzieliśmy, oprócz tego, co było można wywnioskować z rozmów między nim a Norą. TU należy wspomnieć, że autorka zawarła mało informacji o aniołach. Znajduje się w niej jedynie artykuł prasowy i mała wzmianka o ich umiejętnościach.
W tym miejscu należy także wspomnieć o okładce. Bezpośrednio nawiązuje do treści i jest jak dla mnie oszałamiająca :) Przykuwa wzrok, a z własnego doświadczenia wiem, że dużo osób patrzy najpierw na szatę graficzną.
Podsumowują, w świecie, w którym władzę przejęły wampiry, wilkołaki i czarownice "Szeptem" może być wspaniałą odskocznią . Czyta się ją z niesamowitym zainteresowaniem. Osobiście już nie mogę się doczekać premiery drugiej części przygód Nory i Patcha pt. "Crescendo", która odbędzie się 5 stycznia. Książka może być wspaniałą chwilą odpoczynku od zwykłych, codziennych zadań, tylko uwaga: ona uzależnia :) !
"Szeptem" to debiut literacki Becci Fitzpatrick, który od razu znalazł się na liście bestsellerów "The New York Times". W bibliotekach aż roi się od wampirów i wilkołaków, ale książkę o upadłych aniołach czytam dopiero po raz drugi. Jest to stosunkowo nowy "gatunek" na rynku polskim, na którym jak wspomniałam przeważają krwiożercze bestie. I jak się przekonałam, dużo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-10-23
''Miasteczko Salem" to już moje kolejne zetknięcie się z autorstwem pana Kinga. O książce słyszałam same dobre opinie. Ponoć, kto raz ją przeczytał, wciąż do niej wracał. Niewątpliwie ze mną też tak będzie.
Autor przedstawia nam ciche i zapomniane przez Boga miasteczko Jeruzalem, potocznie nazwywane Salem. Życie toczy się swoim własnym, niezachwianym rytmem. Nad miasteczkiem niczym '' król'' góruje obarczony legendą dom Marsten'ów. Jego pierwszy właściciel, Hubie Marsten, przed laty zastrzelił swoją żonę, a następnie powiesił się w jednym z pokojów na górze. Od tego czasu budynek ten pozostał niezamieszkany i służył do ''straszenia'' nim dzieci. Ben Mears- mały chłopiec pragnący dołączyć do klubu rówieśników, postanowił ukraść z rezydencji jakiś fant. Zwabiony dziecięcą ciekawością, postanowił zajrzeć do pomieszczenia, w którym pierwotny właściciel domu popełnił samobójstwo. To, co ujrzał w środku prześladować go będzie do końca życia. Kilkanaście lat później, dorosły już Ben postanawia wrócić do miasteczka po tragicznej śmierci swojej żony. Poznaje Susan Norton, w której się zakochuje, lecz koszmar z lat dziecięcych wciąż kieruje jego wzrok ku domowi Marstensów. W tym czasie wprowadzają się do niego tajemnici mieszkańcy- dystyngowany pan Straker i wspólnik, pan Barlow, którzy zamierzają otworzyć w miasteczku sklep z antykami. W krótce w Salem zaczynają ginąć ludzie...
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to najlepszy horror jaki w życiu czytałam. Cały czas trzymała mnie w napięciu i wręcz bałam się ją odłożyć. Fabuła jest bardzo rozbudowanana. Autor poświęca dużo czasu na opisywanie jednostajnej egzystencji mieszkańców oraz ich wadach. To miasto praktycznie umarło. Nie dzieje się w nim nic oprócz romansów, zdrad, alkoholizmu, plotek. Tak jak powiedział szeryf, to miasto zginęło ponad dwadzieścia lat przed pojawieniem się w miasteczku wampirów. Tu trzeba powiedzieć kilka słów na temat tych krwiożerczych bestii. W przeciwieństwie do innych książek o tej tematyce, które do tej pory przeczytałam, istoty te są przerażające, żądne krwi i śmierci. King w pewniej sposób podtrzymuje stereotypy dotyczące tych zjaw. Zabija się je dzięki wbiciu kołka w serce, wody święconej i krucyfiku. Nie ma w nich żadnych uczuć ani miłości. Autor wręcz po mistrzowsku wywołuje strach w sercach czytelników. Atmosfera, w jaką nas wprowadza powoduje, że lektura ta w nocy gwarantuje dreszcze na karku. Styl powieści jest wręcz bezprecedensowy.
Książkę polecam ludziom o naprawdę mocnych nerwach. Z całą pewnością zgadzam się ze stwierdzeniem ze stroby tytułowej : '' Ta książka nie powoduje strachu. Ona wywołuje przerażenie." Bez wątpienia jedna z najlepszych i najbardziej przerażających powieści Stephena Kingam, która z pewnością na długo zapadnie w sercu czytelnika.
''Miasteczko Salem" to już moje kolejne zetknięcie się z autorstwem pana Kinga. O książce słyszałam same dobre opinie. Ponoć, kto raz ją przeczytał, wciąż do niej wracał. Niewątpliwie ze mną też tak będzie.
Autor przedstawia nam ciche i zapomniane przez Boga miasteczko Jeruzalem, potocznie nazwywane Salem. Życie toczy się swoim własnym, niezachwianym rytmem. Nad...
2010-12-08
Wiele osób marzy o powrocie do czasów dzieciństwa. W życiu człowieka jest to najwspanialszy, a zarazem najkrótszy okres. Czytając „Toliny” Conna Igguldena miałam szczęście powspominać „dawne” czasy.
„Toliny” opowiadają o małych stworzeniach ze skrzydełkami, które są większe od duszków i potrafią zaśpiewać dźwięk his. Mają one swoje prawa, a pilnuje ich Arcytolin Albert. Po krainie tolinów oprowadza nas zabawny i mądry Iskrzak, który dla ratowania swoich pobratymców jest gotów złamać święte prawo, głoszące, iż Toliny nie mogą pod żadnym pozorem rozmawiać z ludźmi.
Czytając „Toliny” nie było mowy o nudzie. Autor cały czas zaskakiwał rozwojem akcji. Mimo iż akcja opowieści toczy się w 1922 roku w Anglii za panowania Jerzego IV utwór napisany jest nowoczesnym językiem. Niektórzy mogą sądzić, że jest to zwykła książka, jakich wiele. Jednak można w niej zauważyć wady ludzkie. Przecież brodacze nie interesowali się tym, czy krzywdzą Toliny, czy też nie. Obchodził ich tylko zysk. W prawdziwym życiu jest tak samo. Człowiek już nie myśli o innych, tylko o korzyściach. Iskrzak, nasz główny bohater stara się zapobiec cierpieniu jego przyjaciół. Ludzie zauważyli, że wystrzelając Toliny w powietrze wychodzą piękne fajerwerki. Przy tych wyczynach znikały im skrzydełka, które później musiały długo odrastać. Nasza postać odnalazła inny, bezbolesny sposób na fajerwerki , ale poniosła za to konsekwencje.
Dodatkowo wielki plus dla Wydawnictwa Świat Książki za wygląd książki. Jest piękna, duża i zawiera mnóstwo ilustracji, które zachwycą każdego. Język jest bardzo przystępny. Dużo czcionka z pewnością pomoże w czytaniu młodszym.
Autor ma głowę pełną świetnych oraz oryginalnych pomysłów. Reasumując młodzi czytelnicy wprost zakochają się w tej książce, a starsi dzięki niej przeniosą się w świat dzieciństwa i baśni. Książkę polecam każdemu. Pan Iggulden w wspaniały sposób ukazuje, że na bajki nigdy nie jest się za starym.
Wiele osób marzy o powrocie do czasów dzieciństwa. W życiu człowieka jest to najwspanialszy, a zarazem najkrótszy okres. Czytając „Toliny” Conna Igguldena miałam szczęście powspominać „dawne” czasy.
„Toliny” opowiadają o małych stworzeniach ze skrzydełkami, które są większe od duszków i potrafią zaśpiewać dźwięk his. Mają one swoje prawa, a pilnuje ich Arcytolin Albert. ...
2010-12-11
Kiedy dostałam książkę od razu rzuciły mi się w oczy słowa Nicholasa Sparksa: „Powieść wzruszająca, mądra i pełna nadziei”. Już po przeczytaniu opisu byłam pewna, że utwór przypadnie mi do gustu i się nie myliłam.
Szesnastoletni Charlie St. Cloud wraz ze swoim młodszym bratem byli ofiarami wypadku samochodowego spowodowanego przez pijanego kierowcę. Charlie, w przeciwieństwie do Sama, który zginął podczas reanimacji, wyszedł prawie bez szwanku. Od tej chwili stał się samotnikiem. Jego matka przeprowadziła się do innego stanu i założyła nową rodzinę. Chłopak przyjął się do pracy na pobliskim cmentarzu, aby być bliżej brata, którego widywał codziennie dokładnie o zachodzie słońca. Jego życie jest uporządkowane i rutynowe. Codziennie robi to samo, ale jest zadowolony ze swego życia. Uważa, że nie zasługuje na szczęście, skoro Sam nie może go mieć. Pewnego dnia pojawia się piękna Tess Carroll, w której zakochuje się ze wzajemnością. Niestety jest to początek zdarzeń, które zupełnie zmienią jego życie.
Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy po przeczytaniu książki to to, że jest ona pełna mądrości i nadziei. Chłopak, który boryka się z problemami po śmierci ukochanego brata. Dziewczyna, która marzy o prawdziwej miłości. Niespełnione marzenia Ticka. Sam, który nigdy nie dorośnie. To wszystko bardzo mnie wzruszyło. Nie wyobrażam sobie, jak można poradzić sobie ze śmiercią najbliższej osoby. Matka Charliego po prostu uciekła, założyła nową rodzinę, zaczęła życie od nowa. Nie było to jednak właściwe życie, gdyż powinna stawić czoło problemom. Nie pamiętam, kiedy czytałam książkę, która wywarła na mnie aż tak wielkie wrażenie. Czytając ją płakałam, ale nie mogłam się od niej oderwać. W pewnym momencie bardzo chciałam otworzyć ostatni rozdział i go przeczytać, jednak nie byłoby to mądre.
Opowieść mówi także o tym, jak trudno czasem jest zmienić pewne rzeczy. Kiedy jesteśmy do czegoś przyzwyczajeni, po pewnym czasie popadamy tak jak Charlie w rutynę. Zaczynamy codziennie wykonywać to samo, nie chcemy niczego zmieniać. Chłopak był podporządkowany słońcu. W dzień robił to samo, co poprzedniego, a o zachodzie słońca szedł na spotkanie z bratem. Bał się, że jeżeli się spóźni, Sam zniknie na zawsze. Po poznaniu Tess miał wybór. Albo uratowałby Tess, albo brata.
Charlie to wyjątkowa postać. Jest pełny miłość i odpowiedzialny. Od zawsze dbał o Sama, gdyż nie znali swoich ojców. Po wypadku w nic się nie angażował. Zrezygnował z pracy w biurze swojej ukochanej drużyny bejsbolowej, bo chciał być przy bracie. Z rezygnował z uczuć, bo sądził, że skoro Sam nigdy nie zazna szczęścia, to i on nie może. Zrezygnował z pracy para medyka, choć od zawsze o tym marzył, bo chciał mieć czas dla brata. Mimo tak młodego wieku, zrezygnował z wszystkiego. Inny człowiek na jego miejscu uciekłby, tak jak jego matka i po prostu zapomniał o tym, co było. Chas był człowiekiem niezwykłym, dla którego Bóg miał plan. Po wielu trudach i przejściach zrozumiał, że aby być szczęśliwym, musi słuchać głosu serca.
Opowieść jest ku pokrzepieniu serc. Każdy człowiek, choć raz zastanawiał się, czy istnieje coś takiego jak drugie życie, co jest po śmierci. Dowiadujemy się, że duchy są z nami tyle, ile chcą. Naprowadzają nas, starają się pomagać i tak jak i my, potrzebują czasu na dojście do siebie. Nikt z nas nie chciałby, aby ktoś mu umarł, ale kiedy to się wydarzy, musimy mieć nadzieje. To dzięki niej człowiek wierzy. A wiara jest cudownym uczuciem. Pomaga nie tylko zrozumieć niektóre rzeczy, ale także przezwyciężyć ból, który się w nas rodzi po stracie bliskich.
Język i styl książki jest zrozumiały. Możemy z niej nauczyć się trochę o żeglarstwie. W historię Charliego wprowadza nas Florio Ferrente, który uratował go od śmierci. W dalszej części jeden rozdział jest przemyśleniami Charliego, a następny Tess. Dzięki temu poznajemy punkt widzenia obojga oraz widzimy, jak bardzo są do siebie podobni.
Reasumując „Charlie St.Cloud” to wspaniała powieść, która na długo zapadnie w mym sercu. Zgodnie ze słowami pana Sparksa, jest mądra, wzruszająca i pokrzepia serca. Utwór polecam wszystkim, którzy chcą oderwać się od rzeczywistości.
Kiedy dostałam książkę od razu rzuciły mi się w oczy słowa Nicholasa Sparksa: „Powieść wzruszająca, mądra i pełna nadziei”. Już po przeczytaniu opisu byłam pewna, że utwór przypadnie mi do gustu i się nie myliłam.
Szesnastoletni Charlie St. Cloud wraz ze swoim młodszym bratem byli ofiarami wypadku samochodowego spowodowanego przez pijanego kierowcę. Charlie, w...
„(...) bardzo łatwo jest stracić wszystko, co uważało się za dane na zawsze.”*
Pamiętam doskonale, jak zaczęła się moja przygoda z książką. Chodziłam wtedy do 3 klasy szkoły podstawowej i razem z koleżanką po raz pierwszy wybrałyśmy się do biblioteki publicznej. Wchodząc do niewielkiego pomieszczenia wypełnionego regałami pełnymi książek zaparło mi dech. Tyle utworów w jednym pokoju, a wszystkie mogą trafić w moje ręce! Szperając między półkami, co zajęło mi nie licząc około godziny czasu, natrafiłam na półkę z utworami J.K. Rowling. Seria o Harrym Potterze już wtedy figurowała na liście bestsellerów New York Timesa. Od razu chwyciłam za pierwsze dwa tomy. Kiedy wróciłam do domu położyłam się na łóżku i zaczęłam czytać... W tamtym momencie słowa "czas" i "miejsce" całkowicie straciły dla mnie znaczenie. Liczyłam się tylko ja i książka. Razem z bohaterami byłam w Hogwarcie, odwiedzałam chatkę Hagrida czy też chadzałam do Zakazanego Lasu. Od tamtej pory minęło osiem długich lat. Jestem prawie dwukrotnie starsza, a los Harrego, Hermiony i Rona już dawno został przesądzony. Mimo tego dopiero dwa lata temu przestałam czytać co wakacje na nowo serię o chłopcu, który przeżył. Od kiedy zamknęłam "Harrego Pottera i Insygnia Śmierci" byłam pewna, że już nie trafią do moich rąk utwory podobne do tych, które wyszły spod pióra pani Rowling. Jakże przewrotny jest los! Dokładnie sześć lat po mojej pierwszej wizycie w bibliotece natrafiłam w niej na "Miasto kości" Cassandry Clare. Muszę przyznać, iż nie był to wybór "prosto z serca", a raczej łyknięcie prostego chwytu marketingowego. Pierwszy tom "Darów Anioła" otworzył coś w rodzaju nowego rozdziału w moim życiu. Poczułam, jakby w mojej głowie przekręcił się kluczyk i otworzył wspaniałe, aczkolwiek dawno nie używane drzwi do mojej wyobraźni. Na nowo znalazłam się w świecie pełnym barw, w którym mogłam stać się dowolnym bohaterem bądź swobodnym obserwatorem wydarzeń. Powróciły wspomnienia, kiedy to po raz pierwszy zatopiłam się w "Harrym Potterze i Kamieniu Filozoficznym". Wszystko nabrało kolorytu, wszystko oprócz czasu, który płynął już nie moim nurtem...
„Kochać to niszczyć, a być kochanym, to zostać zniszczonym”
"Miasto kości" zawładnęło moimi myślami na dobre. Długo po zamknięciu pierwszego tomu nie mogłam opędzić się od natrętnych myśli:"co będzie dalej"?. Niemal słyszałam trybiki kręcące się jak oszalałe w mojej głowie i próbujące za wszelką cenę odnaleźć odpowiedź na to pytanie. Nie spodziewałam się, że jakakolwiek książka będzie w stanie wzbudzić we mnie takie emocje.
Główną bohaterką utworu jest Clarissa Fray, zwyczajna nastolatka. Nigdy nie poznała swojego ojca, który umarł przed jej narodzinami, ale może liczyć na wsparcie Luke'a, przyjaciela jej matki, oraz Simona, z którym zna się od dziecka. Przypadkiem w Pandemonium dziewczyna zauważa nastolatków, którzy mają przy sobie broń. Dziwniejsze jest to, że Simon, ani nikt z obecnych w klubie ich nie dostrzega. Idąc za nimi do magazynu spotyka Jace'a, Izzy oraz Aleca i poznaje świat Nocnych Łowców - wojowników stworzonych do zabijania demonów. Niedługo po tym wydarzeniu znika matka dziewczyny, a jedynymi osobami, które mogą pomóc dziewczynie w jej odnalezieniu są niebezpieczny Jace, piękna Isabell oraz skryty i wrogi Alec. Dzięki nim Clary wkracza do Świata Cieni i poznaje prawdę o sobie i swoim pochodzeniu.
„-W przyszłości, Clarisso, może byłoby rozsądnie wspomnieć, że masz już mężczyznę w swoim łóżku, żeby uniknąć takich niezręcznych sytuacji - powiedział.
-Zaprosiłaś go do łóżka? - spytał Simon, wstrząśnięty.
-Śmieszne, co? - rzucił Jace - Przecież wszyscy byśmy się nie zmieścili.
-Nie zapraszałam go do łóżka - warknęła Clary. - Po prostu się całowaliśmy.
-Tylko całowaliśmy? - Ton Jace'a był pełen udawanej urazy. - Tak szybko zapomniałaś o naszej miłości? -Jace... Urwała, dostrzegłszy złośliwy błysk w jego oczach. Nagle poczuła ciężar na żołądku. -Simon, jest już późno - powiedziała ze znużeniem. - Przykro mi, że cię obudziliśmy.
-Mnie również. - Wkroczył dumnie do sypialni i zatrzasnął za sobą drzwi.”
Od pierwszego zdania wiedziałam, że ta lektura będzie czymś innym, powiewem świeżości na opanowanym wówczas przez wampiry rynku książek. Cassandra Clare stworzyła wspaniały, niepowtarzalny świat, w którym Nocni Łowcy strzegli Porozumień i Prawa, a także karali wykroczenia wilkołaków, wampirów, fearie czy czarowników. W książce została użyta narracja trzecioosobowa, przez co poznajemy każdego bohatera na równi, zostajemy wtajemniczeni w ich uczucia. Bohaterzy są wspaniale skonstruowani, każdy ma swoją własną historię, odrębny charakter i sekret, którego nie chce ujawnić.
Akcja toczy się bardzo szybko a jednocześnie jest opisana szczegółowo. Czytanie nie nudzi, a wręcz przeciwnie, z każdą stroną chce się więcej i więcej. Poznajemy sekrety rodzinne Clary, czujemy frustrację, gniew a także miłość bohaterów. Niesamowity klimat, zaskakujące zwroty akcji i takie samo zakończenie. Autorka ma dopracowany warsztat i umie posługiwać się słowem, przez co czujemy się uczestnikami zdarzeń; razem z Clary, Jace'm i rodzeństwem Lightwoodów stawiamy czoła niebezpieczeństwu, wybieramy komu wierzyć, a kogo unikać.
Nie byłabym sobą, gdybym nie poświęciła osobnego akapitu Jace'owi. W tym chłopcu jest wszystko to, co kocham. Złośliwy, arogancki, sarkastyczny, o wysokiej samoocenie. Co prawda dla niektórych może nie brzmi to dobrze, ale kiedy przeczytacie utwór, będziecie wiedzieli co mam na myśli. W moich wyobrażeniach jest on wulkanem uczuć, które skrywa za wybudowanym przez siebie murem. Nie mogę znaleźć słów, by go opisać zgodnie z moimi odczuciami. Jak dla mnie jest on "nieidealnie idealny". Mogę jedynie wam zdradzić, że z każdym kolejnym tomem jest on coraz idealniejszy!
Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że ilu jest ludzi, tyle opinii. Uważam jednak, że każdy fan fantasty bez wahania powinien sięgnąć po tę pozycję. Jeśli macie ochotę oderwać się na kilka godzin od nudnej, szarej rzeczywistości, koniecznie zastanówcie się nad nabyciem pierwszego tomu "Darów Anioła". „Miasta Kości” nie da się opisać w kilkuset wyrazach, bo to niewykonalne i obraźliwym byłoby stwierdzenie, że w istocie możliwe. Mimo że czytałam tę już kilkanaście razy to nie dopatrzyłam się w niej defektu czy skazy, a wciąż jestem zaskakiwana i mam jedynie ochotę na więcej i więcej. Ten utwór powalił mnie na kolana wszystkim, rozpoczynając od oprawy graficznej, a kończąc na spisie treści. Jedynym rozczarowaniem jakie przeżyjecie będzie to, gdy przeczytacie ostatnie i zdanie i powiedziecie:"co? koniec? przecież dopiero zacząłem/am!". Nie martwcie się, bo się nie zawiedziecie.
* wszystkie cytaty pochodzą z książki
„(...) bardzo łatwo jest stracić wszystko, co uważało się za dane na zawsze.”*
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPamiętam doskonale, jak zaczęła się moja przygoda z książką. Chodziłam wtedy do 3 klasy szkoły podstawowej i razem z koleżanką po raz pierwszy wybrałyśmy się do biblioteki publicznej. Wchodząc do niewielkiego pomieszczenia wypełnionego regałami pełnymi książek zaparło mi dech. Tyle utworów w...