rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Myślę, że kobietom łatwiej będzie zrozumieć tę opowieść o mozolnym wychodzeniu spod dyktatu presji – społecznej i rodzinnej, o nadludzkim trudzie opanowywania rozpętującej się co chwila z byle powodu emocjonalnej zawieruchy, o stawianiu czoła światu, który zdaje się być wrogi i osaczający. Kobietom łatwiej będzie zrozumieć, ale mężczyźni tym bardziej powinni czytać.
Widać tu inspirację naszą noblistką, ale uduchowienie w wydaniu Marty Kucharskiej jest mi bliższe dzięki inaczej porozkładanym akcentom, stanowiąc w efekcie oryginalny, lecz udany miks stanowiska racjonalistycznego z panteistycznymi ciągotami. Bez wątpienia dużą rolę odegrało tu medyczne wykształcenie autorki. W życiu też lepiej dogaduję się z tymi współczarownicami, które jedną stopę trzymają na miotle, a drugą dotykają ziemi.

Myślę, że kobietom łatwiej będzie zrozumieć tę opowieść o mozolnym wychodzeniu spod dyktatu presji – społecznej i rodzinnej, o nadludzkim trudzie opanowywania rozpętującej się co chwila z byle powodu emocjonalnej zawieruchy, o stawianiu czoła światu, który zdaje się być wrogi i osaczający. Kobietom łatwiej będzie zrozumieć, ale mężczyźni tym bardziej powinni czytać.
Widać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo interesujący zbiór na wpół reportaży, na wpół esejów, w których autor przygląda się Irlandii z kilku perspektyw swej złożonej tożsamości – Polaka, imigranta, filozofa, ironisty. Jego spojrzenie jest świeże i ożywcze, nawet jeśli teksty bywają trochę przegadane. Natomiast redaktorkę i korektora tomu należałoby może łamać kołem, by nigdy już nie pomyśleli o zbliżeniu się do klawiatury.

Bardzo interesujący zbiór na wpół reportaży, na wpół esejów, w których autor przygląda się Irlandii z kilku perspektyw swej złożonej tożsamości – Polaka, imigranta, filozofa, ironisty. Jego spojrzenie jest świeże i ożywcze, nawet jeśli teksty bywają trochę przegadane. Natomiast redaktorkę i korektora tomu należałoby może łamać kołem, by nigdy już nie pomyśleli o zbliżeniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie polubiłam się z Markiem Nowakowskim. Pozujący na niezłomnego, chętnie wytyka przywary innym, nie dostrzegając własnych, co dziwi szczególnie w świetle faktu, iż spisywał swe wspomnienia po latach, które powinny zagwarantować odpowiedni dystans nie tylko do świata, ale i do siebie. Do tego książka jest napisana chaotycznie (za co może nie do końca odpowiada sam autor) i stylem co najwyżej średnim (za co autor odpowiada bez wątpienia). Ale stanowi cenny dokument, bo pojawiają się na jej stronach wszystkie wiodące postaci PRL-owskiej sceny literackiej, przedstawione bez koloryzowania i bez zadęcia.
„Pióro” stanowi dla mnie portret człowieka, który nigdy nie dorósł, na zawsze pozostał w świecie chłopięcych, czarno-białych fantazji, wierny przestępczemu etosowi, wyznający kult siły fizycznej, nieufny w stosunku do intelektualistów, wobec których jawnie (i zapewne słusznie) deklaruje zresztą kompleks niższości. Podzielam jego niechęć do tych, którzy zaprzęgli swój talent w kierat władzy o wątpliwej legitymizacji i wątpliwych pobudkach, ale odstręcza mnie jego poczucie wyższości z powodu własnej niezależności, manifestowane i podkreślane do znudzenia.

Nie polubiłam się z Markiem Nowakowskim. Pozujący na niezłomnego, chętnie wytyka przywary innym, nie dostrzegając własnych, co dziwi szczególnie w świetle faktu, iż spisywał swe wspomnienia po latach, które powinny zagwarantować odpowiedni dystans nie tylko do świata, ale i do siebie. Do tego książka jest napisana chaotycznie (za co może nie do końca odpowiada sam autor) i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdołałam przeczytać tylko trzy eseje, ale to wystarczyło, by dowiedzieć się, że autor na nielicznych stronach upycha zbyt liczne znane nazwiska, próbując podeprzeć się ich autorytetem bądź usiłując przy ich pomocy zbudować iluzję własnego; że cierpi na poważną fiksację falliczną i stara się, odrobinę tylko subtelniej niż pan Bracciolini, obarczyć nią zastępczo czytelniczkę, przyłączając się do tych głosów z ambony, które twierdzą, że dobre dupczenie rozwiązuje wszelkie problemy niewieście. Do tego styl wydaje mi się chybiony, w sztuczny sposób łącząc poetykę karczemną z uniwersytecką.

Zdołałam przeczytać tylko trzy eseje, ale to wystarczyło, by dowiedzieć się, że autor na nielicznych stronach upycha zbyt liczne znane nazwiska, próbując podeprzeć się ich autorytetem bądź usiłując przy ich pomocy zbudować iluzję własnego; że cierpi na poważną fiksację falliczną i stara się, odrobinę tylko subtelniej niż pan Bracciolini, obarczyć nią zastępczo czytelniczkę,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To opowieść o pewnym brzemieniu (a zarazem szczęściu) danym wyłącznie kobietom. I o całej masie komplikacji, które się z tym brzemieniem wiążą. Proza bardzo sensualna. Jest tu wrażliwość, ale jakaś plastikowa, płytka w porównaniu z wrażliwością Jagi Słowińskiej, którą czytałam ostatnio. Chwilami odnosiłam wrażenie, że więcej tu metafor (narratorka silnie poetyzuje rzeczywistość) niż prawdziwej treści.
Bo ta książka emanuje jakąś uroczą naiwnością, powierzchownością. Na przykład opis mieszkania i relacji homoseksualnej pary jest przeszarżowany, wyidealizowany, sztuczny, złożony ze stereotypów. I na tym nie koniec, bo o Holokauście oczywiście też musi być. I o multikulturowym Berlinie. I o zaczadzonych Katowicach.
To jest pisanie nie tylko wypełnione komunałami i kliszami, ale też mocno eskapistyczne (od przymiotników w najwyższym stopniu robi się mdło). Sonia ogląda świat oczami nastolatki (a właściwie osoby zawieszonej między dzieciństwem a nastoletniościa i, co gorsza, zawieszonej na dobre), wszystkiemu gotowa się dziwić, wszystkim współczuć, a świat odpłaca jej zainteresowaniem oraz dobrocią. Wywiera to z pewnością efekt autoterapeutyczny, ale na mnie nie wywarło ani terapeutycznego, ani estetycznego, nie wspominając już o, przepraszam za słownictwo, metafizycznym.
Zapomnę w tydzień.

To opowieść o pewnym brzemieniu (a zarazem szczęściu) danym wyłącznie kobietom. I o całej masie komplikacji, które się z tym brzemieniem wiążą. Proza bardzo sensualna. Jest tu wrażliwość, ale jakaś plastikowa, płytka w porównaniu z wrażliwością Jagi Słowińskiej, którą czytałam ostatnio. Chwilami odnosiłam wrażenie, że więcej tu metafor (narratorka silnie poetyzuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapanowała moda na książki o stracie, sukcesy święcą Wicha, Marcinów czy Pakuła, ale Jaga Słowińska stoi na zewnątrz mód czy nurtów, proponując autorską opowieść złożoną z ulotnych obrazów i poetyckich fraz i forsując tezę, że poznanie rozumowe za nic nie ogarnie świata, bo człowiek ma również zmysły i emocje.
Czy śmierć jest antytezą życia, czy raczej miłości? Dlaczego nie powinniśmy tracić dziecięcej naiwności? Skoro nieustannie żyjemy na granicy światów, to czy lepiej o tym pamiętać, czy zapomnieć? Na stronach „Czarnolasu” pada wiele pytań i na szczęście żadna odpowiedź. I tylko szkoda, że to się tak szybko kończy.

Zapanowała moda na książki o stracie, sukcesy święcą Wicha, Marcinów czy Pakuła, ale Jaga Słowińska stoi na zewnątrz mód czy nurtów, proponując autorską opowieść złożoną z ulotnych obrazów i poetyckich fraz i forsując tezę, że poznanie rozumowe za nic nie ogarnie świata, bo człowiek ma również zmysły i emocje.
Czy śmierć jest antytezą życia, czy raczej miłości? Dlaczego nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli ktoś zastanawiał się, jakim byłby Werter 150 lat później, będąc dziecięciem odrobinę już skarlałego świata, które nie oparło się modzie na dalekowschodnie pitolenie, może odrzucić precz swe rozterki i chwytać za „Wilka stepowego”. Ta powieść nie jest pozbawiona czaru, do którego trzeba się jednak dokopywać przez pokłady egzaltacji i tak zwanego bólu istnienia. No i oczywiście przez zasieki fantazji erotycznych podstarzałego dżentelmena.
Nadto odrobinę gryzie mnie fakt, iż Harry Haller, mimo że istotnie wysławia się pięknie (za co część zasługi musi przypaść Józefowi Wittlinowi, autorowi tłumaczenia), głosi wszem wobec swą dogłębną znajomość poezji czy filozofii, ale na jej dowód, miast ożywczych komentarzy, potrafi jedynie recytować listę nazwisk twórców dzieł, których znajomość i zrozumienie rzekomo posiadł.

Jeśli ktoś zastanawiał się, jakim byłby Werter 150 lat później, będąc dziecięciem odrobinę już skarlałego świata, które nie oparło się modzie na dalekowschodnie pitolenie, może odrzucić precz swe rozterki i chwytać za „Wilka stepowego”. Ta powieść nie jest pozbawiona czaru, do którego trzeba się jednak dokopywać przez pokłady egzaltacji i tak zwanego bólu istnienia. No i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Śmierć na 1000 sposobów” w artystycznym ujęciu. Obsesją Kiša jest przemijanie, o którym pisze bardzo pięknie, jawnie zapożyczając się u Borgesa i bardzo sprawnie zespalając skrawki materii mitologicznej, rzeczywistej oraz zmyślonej przez siebie, tak że próżno szukać szwów.
Kiš jest jednak od Borgesa cieplejszy, mniej oschły, co jednak nieuchronnie skutkuje brakiem dystansu. Brak dystansu skutkuje z kolei brakiem humoru, co czyni lekturę „Encyklopedii umarłych” odrobinę monotonną.

„Śmierć na 1000 sposobów” w artystycznym ujęciu. Obsesją Kiša jest przemijanie, o którym pisze bardzo pięknie, jawnie zapożyczając się u Borgesa i bardzo sprawnie zespalając skrawki materii mitologicznej, rzeczywistej oraz zmyślonej przez siebie, tak że próżno szukać szwów.
Kiš jest jednak od Borgesa cieplejszy, mniej oschły, co jednak nieuchronnie skutkuje brakiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyznaję się: nie porywają mnie słynne powieści o transgresji w rodzaju „Obcego” czy „Złotej pagody”. Zewsząd płyną zachwyty, ale moim zdaniem król kroczy z głupią miną i z kuśką na wierzchu. Jedyne odczytanie „Złotej pagody”, jakie trafia mi do przekonania, to obraz zamachu niedoskonałości na doskonałość, bo ta druga zawsze będzie budzić nienawiść tej pierwszej. Poza tym jednak widzę w tym dziele raczej panaceum na bezkrytyczne uleganie ochoczo idealizowanym urokom filozofii Dalekiego Wschodu.
To nieposkromione yin-yangowanie każdej pierdółki, objawiające się ciągłymi przeciwstawieniami, kontrastami i paradoksami, by w kółko powracać do dętej a płaskiej konkluzji, że życie kłóci się z pięknem, działanie przyspiesza zaś rozpad, istotnie przyczyniło się do rozpadu mojej cierpliwości.
I czy narrator rzeczywiście tkwi rozdarty między światem doskonałych idei a światem ich nędznych manifestacji, czy też buduje jedynie skomplikowane, wielopiętrowe usprawiedliwienie dla własnej impotencji?
Stosunkowo częste samobójstwa wśród japońskich pisarzy można by tłumaczyć ich głębokim osadzeniem w kulturze samurajów. Ale na myśl przychodzi też inne wytłumaczenie, mianowicie że japońscy pisarze musieli czytać innych japońskich pisarzy.

Przyznaję się: nie porywają mnie słynne powieści o transgresji w rodzaju „Obcego” czy „Złotej pagody”. Zewsząd płyną zachwyty, ale moim zdaniem król kroczy z głupią miną i z kuśką na wierzchu. Jedyne odczytanie „Złotej pagody”, jakie trafia mi do przekonania, to obraz zamachu niedoskonałości na doskonałość, bo ta druga zawsze będzie budzić nienawiść tej pierwszej. Poza tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Egzotyczny urok nie rekompensuje jednowymiarowości i powtarzalności większości z zawartych tu historii. Wiele można zarzucić literaturze nowożytnej, ale zdołała wypracować kilka nowych schematów opowieści. Oczywiście, nadal przyjemnie jest poczytać o sułtanach, dżinnach i orientalnym bara-bara, ale gdyby jakiś literacki fachura wziął te historie na warsztat, opracował je i przydał im poloru, jak zrobił to z włoskimi baśniami Italo Calvino, czytelnicza satysfakcja znacznie by wzrosła.

Egzotyczny urok nie rekompensuje jednowymiarowości i powtarzalności większości z zawartych tu historii. Wiele można zarzucić literaturze nowożytnej, ale zdołała wypracować kilka nowych schematów opowieści. Oczywiście, nadal przyjemnie jest poczytać o sułtanach, dżinnach i orientalnym bara-bara, ale gdyby jakiś literacki fachura wziął te historie na warsztat, opracował je i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Urocza impresyjka, zbudowana wokół pewnego arcydzieła, subtelnie alegoryczna, z dobrotliwą ironią kwitująca nędzę ludzkiej kondycji. Jak się okazuje, obrachunków tych można dokonać przy pomocy słów skromnych i przede wszystkim nielicznych. Pani Yanagahira powinna czytać i się uczyć.

Urocza impresyjka, zbudowana wokół pewnego arcydzieła, subtelnie alegoryczna, z dobrotliwą ironią kwitująca nędzę ludzkiej kondycji. Jak się okazuje, obrachunków tych można dokonać przy pomocy słów skromnych i przede wszystkim nielicznych. Pani Yanagahira powinna czytać i się uczyć.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Wciągająca powieść o świecie, w którym są jeszcze inteligenci, ale nie ma już inteligencji. Oto umysłowa elita musi stawić czoło faktowi, że zapotrzebowanie na jej usługi jest coraz mniejsze, i wyginąć jak dinozaury albo przebranżowić się zgodnie z wymogami nowej rzeczywistości i wbrew własnym, boleśnie przebrzmiałym ambicjom.
To zarazem powieść drogi, powieść z kluczem, przypomnienie o Zagładzie, rozliczenie z przytłaczającym cieniem ojcowskiej obecności, a w końcu smakowita gra literacka, w której pobrzmiewają echa takich nazwisk jak Szekspir, Goethe czy Hamsun. I Hen zdolny jest temu dziedzictwu sprostać, a to właśnie dlatego, że jest zdolny.

Wciągająca powieść o świecie, w którym są jeszcze inteligenci, ale nie ma już inteligencji. Oto umysłowa elita musi stawić czoło faktowi, że zapotrzebowanie na jej usługi jest coraz mniejsze, i wyginąć jak dinozaury albo przebranżowić się zgodnie z wymogami nowej rzeczywistości i wbrew własnym, boleśnie przebrzmiałym ambicjom.
To zarazem powieść drogi, powieść z kluczem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fantastyczna jazda bez trzymanki! Swanwick wykreował oszałamiający swą złożonością świat, złożył hołd Szekspirowi i Conradowi, rzucił czytelnika na głęboką wodę, licząc na jego inteligencję, co objawia się poprzez metodę przeskoków fabularnych oraz intelektualnych bez udzielania zbędnych wyjaśnień.
Niestety, powieść miewa lepsze i gorsze fragmenty, jej tempo jest nierównomierne, a na końcu do tego nader już obficie wypełnionego kociołka wpada jeszcze jakieś newage'owe gówno. No i te sceny seksu! Tutaj Swanwick zrekompensował sobie brak dosłowności w fabule, z efektem, który trudno nazwać artystycznym.
"Stacje przypływu" to ostatecznie przedziwna mieszanka ambitnego zamysłu z pulpową stylistyką, intrygująca i osobna, choć niepozbawiona pęknięć.

Fantastyczna jazda bez trzymanki! Swanwick wykreował oszałamiający swą złożonością świat, złożył hołd Szekspirowi i Conradowi, rzucił czytelnika na głęboką wodę, licząc na jego inteligencję, co objawia się poprzez metodę przeskoków fabularnych oraz intelektualnych bez udzielania zbędnych wyjaśnień.
Niestety, powieść miewa lepsze i gorsze fragmenty, jej tempo jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cztery pierwsze teksty pochodzą z planowanej przez Sebalda książki o Korsyce i dowodzą jego kunsztu oraz wyczucia - napisane przejrzystym językiem, zawierają celne obserwacje, a przede wszystkim elegancko ujawniają sekretne połączenia między ludźmi, rzeczami i zdarzeniami.
Dalsze eseje dotyczą bądź najgorętszych nazwisk w światowej kulturze, bądź zmagania się z niemieckim poczuciem winy po II wojnie światowej i jego psychologicznymi oraz kulturowymi konsekwencjami. Przeładowane cytatami i dowodami erudycji autora, z tęsknotą spoglądają ku lekkości właściwej projektowi korsykańskiemu.

Cztery pierwsze teksty pochodzą z planowanej przez Sebalda książki o Korsyce i dowodzą jego kunsztu oraz wyczucia - napisane przejrzystym językiem, zawierają celne obserwacje, a przede wszystkim elegancko ujawniają sekretne połączenia między ludźmi, rzeczami i zdarzeniami.
Dalsze eseje dotyczą bądź najgorętszych nazwisk w światowej kulturze, bądź zmagania się z niemieckim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nieco ckliwie i podniośle, lecz jednak pięknie napisana historia Heleny Konwickiej, babki pisarza. Historia wydumana, zmyślona - ale jak dobrze zmyślona! Historia, w której mieści się i rozprawa na temat polskości połączona z demitologizacją jej szczególnego powołania, i opis porywów młodej, wrażliwej duszy, której losy nierozerwalnie łączą się z losami ojczyzny, i wreszcie zarysowanie szerszego planu historycznego poprzez symboliczną obecność kluczowych dwudziestowiecznych figur. Opowieści o Kresach jest wiele, ale ta - sugestywna, oniryczna w klimacie - z pewnością się spośród nich wyróżnia.

Nieco ckliwie i podniośle, lecz jednak pięknie napisana historia Heleny Konwickiej, babki pisarza. Historia wydumana, zmyślona - ale jak dobrze zmyślona! Historia, w której mieści się i rozprawa na temat polskości połączona z demitologizacją jej szczególnego powołania, i opis porywów młodej, wrażliwej duszy, której losy nierozerwalnie łączą się z losami ojczyzny, i wreszcie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dawno temu czytałam którąś księgę „Nie boję się bezsennych nocy”, pierwszego z serii dzienników Józefa Hena i byłam bardzo usatysfakcjonowana. Gdy więc zobaczyłam w księgarni relatywnie świeży tom jego zapisków nawiązujący tytułem do ich pierwszej części, nie wahałam się ani chwili.
Od lat 80. sporo się jednak zmieniło w polskiej rzeczywistości, co nie pozostało bez wpływu na świadomość autora. Dwa wątki dominują tu całą resztę i dzieje się to ze szkodą dla całości. Pierwszym jest recepcja twórczości Józefa Hena, tak w przestrzeni publicznej, jak i prywatnej, przy czym negatywne komentarze pod jej adresem doczekują się podszytej urazą polemiki ze strony autora.
Drugim motywem, który nawraca falami w atmosferze frustracji, jest krytyka sposobu sprawowania władzy przez Prawo i Sprawiedliwość. Jestem w stanie zrozumieć, że dla świadomego człowieka, który żył pod różnymi ustrojami, widok tego, co robią Polacy ze swoją z takim poświęceniem wywalczoną wolnością, musi być bardzo ponury. Ale stosownym miejscem na taką publicystykę byłaby prasa, nie dzienniki nestora polskiej literatury.

Dawno temu czytałam którąś księgę „Nie boję się bezsennych nocy”, pierwszego z serii dzienników Józefa Hena i byłam bardzo usatysfakcjonowana. Gdy więc zobaczyłam w księgarni relatywnie świeży tom jego zapisków nawiązujący tytułem do ich pierwszej części, nie wahałam się ani chwili.
Od lat 80. sporo się jednak zmieniło w polskiej rzeczywistości, co nie pozostało bez wpływu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Magda Knedler to profesjonalistka. "Dziewczyna kata" jest bardzo przemyślnie skonstruowana, dwa plany czasowe przenikają się bezboleśnie, a główna (choć nie tytułowa) bohaterka jest z krwi i kości, budzi sporą sympatię i posiada niepokojący odsetek cech wspólnych z niżej podpisaną.
Ujmuje nienachalny feminizm tej powieści, przemycony zarówno w wątku współczesnym, jak i XVII-wiecznym. Jej największą zaletą jest jednak poczucie prawdziwości, jakie wywołuje w odbiorcy (choć pewnie powinnam napisać - odbiorczyni). Wywiedzione z autentycznych zdarzeń i przedmiotów historie przeradzają się w fikcję całkowicie niepostrzeżenie i można by pomyśleć, że oto czyta się zapis autentycznej reporterskiej roboty. Jeden tylko szczegół zaburza to wrażenie – Knedler pisze zbyt ładnym językiem jak na reporterkę.

Magda Knedler to profesjonalistka. "Dziewczyna kata" jest bardzo przemyślnie skonstruowana, dwa plany czasowe przenikają się bezboleśnie, a główna (choć nie tytułowa) bohaterka jest z krwi i kości, budzi sporą sympatię i posiada niepokojący odsetek cech wspólnych z niżej podpisaną.
Ujmuje nienachalny feminizm tej powieści, przemycony zarówno w wątku współczesnym, jak i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W tej, charakterystycznie dla Hena, nieefektownie lecz świetnie napisanej powieści splatają się dwa zasadnicze tematy. Pierwszy dotyczy właściwego sprawom ludzkim, a wyolbrzymionego jeszcze podczas wojny rozziewu między normą a nakazami sumienia i ukazuje, jak trudny, a niekiedy wręcz niemożliwy jest on do przezwyciężenia.
Drugi koncentruje się na zbawczej roli kobiecej miłości dla zagubionego (a więc typowego) mężczyzny i doskonale opowiada powtarzającą się od zarania dziejów historię o nie cynicznym nawet, skoro mężczyzna jest zagubiony, lecz na poły nieświadomym wykorzystaniu tej miłości. Otwarte zakończenie daje jednak nadzieję na opamiętanie mężczyzny tak indywidualnego, jak i typowego.
A choć jestem miłośniczką pięknego stylu, w tym przypadku podoba mi się zabieg pisarza, na skutek którego subtelności tej opowieści nie kryją się w języku, tylko w warstwach psychologicznej i etycznej.

W tej, charakterystycznie dla Hena, nieefektownie lecz świetnie napisanej powieści splatają się dwa zasadnicze tematy. Pierwszy dotyczy właściwego sprawom ludzkim, a wyolbrzymionego jeszcze podczas wojny rozziewu między normą a nakazami sumienia i ukazuje, jak trudny, a niekiedy wręcz niemożliwy jest on do przezwyciężenia.
Drugi koncentruje się na zbawczej roli kobiecej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Toż to mit założycielski narodu wybranego, rasy nad rasami. I nie, to nie Stary Testament ani „Mein Kampf”, to tylko jeden z kamieni węgielnych zachodniej kultury. Cóż, Rzymianie mieli Wergiliusza, my mamy Bieszka. „Eneidę” czytało mi się jednak dużo mniej płynnie niż np. „Odyseję”, zapewne ze względu na duże zaawansowanie poetyckie przekładu Tadeusza Karyłowskiego, przed którego kunsztem należy schylić czoła.
A z lektury płynie jeszcze raczej smutna nauka, iż kandydat na bohatera poza chwacką postawą, nadludzką siłą i foremną facjatą musi rozporządzać jeszcze jedną cechą, bez której nie zdoła się przepoczwarzyć z kandydata w bohatera rzeczywistego. Tą cechą jest pewna moralna elastyczność, z komfortową podpórką w postaci odwołania się do wyższej racji. Na szczęście czasy się zmieniły i płeć piękna nie jest już skazana na dydonowanie.

Toż to mit założycielski narodu wybranego, rasy nad rasami. I nie, to nie Stary Testament ani „Mein Kampf”, to tylko jeden z kamieni węgielnych zachodniej kultury. Cóż, Rzymianie mieli Wergiliusza, my mamy Bieszka. „Eneidę” czytało mi się jednak dużo mniej płynnie niż np. „Odyseję”, zapewne ze względu na duże zaawansowanie poetyckie przekładu Tadeusza Karyłowskiego, przed...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lektura opinii na temat „Rzeczy” nie jest może uboższa poznawczo niż lektura samych „Rzeczy”; Perec powstrzymuje się bowiem od oceny, ale czytelnikom daje do niej szerokie pole i znaczna część czytelników zdaje się po tym polu z rozkoszą hasać.
Ale może zamiast wytykać bohaterom powieści życie bez sensu i pozbawione wartości, powinniśmy się zastanowić, czy nasze życie naprawdę przerasta jakościowo ich życie. I czy „Rzeczy” istotnie są jedynie świetnie napisaną satyrą na konsumpcjonizm, konkretnie osadzoną w czasie i przestrzeni, czy może raczej diagnozują zjawisko szersze i immanentne naszemu gatunkowi, a różnica tkwi tylko w stopniu (oraz biegłości), w jakim każde z nas samo się oszukuje.

Lektura opinii na temat „Rzeczy” nie jest może uboższa poznawczo niż lektura samych „Rzeczy”; Perec powstrzymuje się bowiem od oceny, ale czytelnikom daje do niej szerokie pole i znaczna część czytelników zdaje się po tym polu z rozkoszą hasać.
Ale może zamiast wytykać bohaterom powieści życie bez sensu i pozbawione wartości, powinniśmy się zastanowić, czy nasze życie...

więcej Pokaż mimo to