-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
Kolejne moje spotkanie z prozą Remarque'a i kolejny mój zachwyt. On potrafi pisać tak, że słów jego powieści się nie czyta, tylko się je czuje. Czuje się duszność paryskiego lata 1939 roku, dym tytoniowy snujący się w knajpkach półświatka, czuje się smak calvadosu na podniebieniu, niewygodę podrzędnych hotelików, które zarazem są jedynymi, które mogą dać namiastkę poczucia bezpieczeństwa tym, dla których ucieczka jest i codziennością, i wizją przyszłości. Tutaj nie czyta się, a słyszy w uszach muzykę z Szecherezady, szmer samochodów na ulicy, krzyki policjantów, jęki pacjentów w szpitalu, w którym czasem się da, a czasem nie da uratować życie, a także łomot pałek na plecach i głowach myślących inaczej, niż jest od nich wymagane w kraju mającym pretensje do bycia doskonałym kosztem innych.
Remarque wreszcie potrafi pisać tak, że czuje się ciepło ciała Joanny i smak jej ust, a z drugiej strony siedzi się w głowie i w sercu Ravika i wie się, że nic się nie wie...
Erich Maria Remarque - mistrz słowa, mistrz nastroju, mistrz nazywania emocji po imieniu.
Zupełnie na końcu dodam, że klimat schyłku czasów, o którym pisze Remarque staje mi się ostatnio coraz bliższy. Choć powód nie ten sam, o którym pisał On, to podobieństwo ma uzasadnione powody, aby powoływać się na dziedzictwo.
Kolejne moje spotkanie z prozą Remarque'a i kolejny mój zachwyt. On potrafi pisać tak, że słów jego powieści się nie czyta, tylko się je czuje. Czuje się duszność paryskiego lata 1939 roku, dym tytoniowy snujący się w knajpkach półświatka, czuje się smak calvadosu na podniebieniu, niewygodę podrzędnych hotelików, które zarazem są jedynymi, które mogą dać namiastkę poczucia...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-02
Olga Tokarczuk zachwyciła mnie po raz kolejny. Wcale nie dlatego, że w swojej powieści barwnie i plastycznie opisała, obejmujące kilkadziesiąt lat, dzieje pewnej zwykłej wsi w centralnej Polsce, bo ani Jej powieść nie jest kroniką, ani Prawiek nie jest zwykłą wsią.
Prawiek jest miejscem, w którym każdy z nas przyszedł kiedyś na świat, wychował się, bawił na podwórku, miejscem w którym kochał, cierpiał, zapominał, pamiętał, robił dobre albo złe rzeczy i może nawet z którego kiedyś wyjechał albo chciał wyjechać i do którego wrócił albo chciał wrócić. Jest miejscem, w którym każdy z nas budował dom, sadził drzewa, płodził dzieci i modlił się na grobach swoich bliskich...
Postaci powieści są postaciami z naszego życia. Każdy przecież znał jakąś Misię, nawet jeśli miała inaczej na imię i inaczej wyglądała, każdy znał Izydora, Pawła, starego Boskiego, Florentynkę, a nawet Rutę i Kłoskę, której nie potrafił zrozumieć. Pochodzący nie wiadomo skąd Iwan Mukta też pewnie spotkał i w jakimś stopniu zmienił niejednego z nas...
Ja w Prawieku się urodziłem i pewnie w nim umrę, nawet jeśli to nie Prawiek tylko inna miejscowość i nawet, jeśli umrę gdzie indziej. Prawiek rodzi się bowiem i powstaje, a potem zapada się i umiera w życiu każdego z nas, bo przecież domy i miejsca umierają, tak samo jak ludzie, tylko się nie skarżą...
Olga Tokarczuk zachwyciła mnie swoją wizją czasu i przemijania, bo ta wizja jest na tyle uniwersalna, że dotyczy też mnie...
Czytając "Prawiek i inne czasy" nie sposób też nie dostrzec licznych podobieństw z realizmem magicznym Gabriela Garcii Marqueza, którego pisanie uwielbiam (nie ja pierwszy to zauważyłem). Do Macondo jednak wybrałem się w pasjonującą podróż. W Prawieku się urodziłem.
Olga Tokarczuk zachwyciła mnie po raz kolejny. Wcale nie dlatego, że w swojej powieści barwnie i plastycznie opisała, obejmujące kilkadziesiąt lat, dzieje pewnej zwykłej wsi w centralnej Polsce, bo ani Jej powieść nie jest kroniką, ani Prawiek nie jest zwykłą wsią.
Prawiek jest miejscem, w którym każdy z nas przyszedł kiedyś na świat, wychował się, bawił na podwórku,...
Kolejny tomik (już czwarty) mojego ulubionego poety, którego wydaje mi się, że znam i rozumiem, jak żadnego innego.
Kolejny tomik (już czwarty) mojego ulubionego poety, którego wydaje mi się, że znam i rozumiem, jak żadnego innego.
Pokaż mimo to
Gdybym nie wiedział, że Olga Tokarczuk zostanie laureatką literackiej nagrody Nobla, to po przeczytaniu "Podróży ludzi Księgi", a wiedząc, że jest to powieść, od której zaczęła Ona swoją przygodę z pisarstwem, pewnie pomyślałbym... "To musi skończyć się Noblem..." Dlaczego tak bym pomyślał? Ano dlatego, że jak na debiut literacki Olga Tokarczuk wyjątkowo wysoko zawiesiła sobie poprzeczkę. Napisała z pozoru klasyczną "powieść drogi", jakich wiele zna historia literatury, ale świadomie umiejscowiła ją w odległych realiach XVII-wiecznej Francji, plastycznie i barwnie je przy tym opisując. Ponadto podróż jej bohaterów tylko z pozoru jest zwykłą podróżą garstki zapaleńców, którzy postanowili wyruszyć na wyprawę, aby znaleźć coś ważnego. Choć wszyscy uczestnicy podróży jadą po to samo, to każdy z nich przecież stara się i ma nadzieję znaleźć coś innego, każdy z nich w czasie tej podróży zmienia się wewnętrznie pod wpływem napotykanych po drodze ludzi, odwiedzanych miejsc i przeprowadzanych rozmów, do których czasem wcale nie potrzeba słów. Każdy z nich wreszcie ostatecznie weryfikuje swoje oczekiwania, które miał na początku...
Tytułową podróż bohaterów można odczytać jako alegorię ludzkiego życia, które też przecież jest swoistą podróżą przez świat i przez czas dla jednych krótszą, dla innych dłuższą, a miejsce w którym ta podróż się kończy, może być zupełnie nieprzewidywalne wtedy, gdy jest się na początku drogi.
Olga Tokarczuk ponownie urzekła mnie tym, że w swojej prozie stosuje ciepły, miękki, wręcz poetycki język, że plastyczność opisów pozwala czytelnikowi niemal dotknąć opisywanych miejsc i przedmiotów, a w dusze i umysły swoich bohaterów potrafi zajrzeć, jak mało kto spośród pisarzy, których czytywałem wcześniej.
W powieści jest też sporo aluzji, odwołań i nawiązań do wcześniejszych faktów i postaci ze świata literatury i kultury, które osobiście uwielbiam odkrywać, znajdować i sobie tłumaczyć. W opisanej w "Podróży ludzi Księgi" historii, nurtuje mnie jeszcze rola jaką w niej odegrał żółty pies Gauche'a i dlaczego to właśnie On zdobi okładkę książki... Mam nadzieję, że kiedyś odpowiem sobie i na to pytanie :-)
Gdybym nie wiedział, że Olga Tokarczuk zostanie laureatką literackiej nagrody Nobla, to po przeczytaniu "Podróży ludzi Księgi", a wiedząc, że jest to powieść, od której zaczęła Ona swoją przygodę z pisarstwem, pewnie pomyślałbym... "To musi skończyć się Noblem..." Dlaczego tak bym pomyślał? Ano dlatego, że jak na debiut literacki Olga Tokarczuk wyjątkowo wysoko zawiesiła...
więcej mniej Pokaż mimo to
To moje pierwsze spotkanie z prozą Olgi Tokarczuk. Pierwsze, ale na pewno nie ostatnie. Zanim zdecydowałem się napisać to, co napiszę poniżej przeczytałem kilkanaście opinii tej książki na LC. Zasmuciło mnie to, że wielu czytelników potraktowało tę książkę jako kryminał albo powieść sensacyjną, narzekało że akcja mało wartka, że łatwo przewidzieć zakończenie, że nudziły ich wstawki o astrologii albo wątki prowadzące donikąd. I że rozumieją, że ekologia jest ważna, ale bez przesady...
Myślę, że pisząc tę powieść Olga Tokarczuk nie chciała wcale konkurować z Remigiuszem Mrozem, i że nie akcja i nie wątek kryminalny są tutaj najważniejsze. Ta książka dla mnie to pewien moralitet, filozoficzne zastanowienie się nad współczesnym światem, rozważanie o tym skąd się wziął i dokąd zmierza. I o tym jakie miejsce nam w nim przypadło.
I nawet nie chodzi o to, że pogląd rodem z Biblii, że człowiek powinien "czynić sobie ziemię poddaną" zjada już dzisiaj własny ogon. Sprawa ekologii i potrzeby ochrony przyrody, choć wydają się być głównym motywem i bohaterki i autorki są tylko krzykiem niezgody na to dokąd zmierzamy w całej swojej zabieganej codzienności. Krzykiem wykrzyczanym przez osobę, która już w tym biegu nie nadąża, która chce się zatrzymać, która potrzebuje odpocząć, zachwycić się przyrodą, wierszem albo smakiem zupy musztardowej. Która chce, aby mowa nasza była znowu na "tak tak i nie nie". Która ma dosyć dopasowywania wartości do partykularnych potrzeb życia... O tym wszystkim mówią te, przez niektórych ocenione jako nudne, wątki prowadzące donikąd i moralizujące rozważania astrologiczne.
Urzekł mnie język Olgi Tokarczuk, jej ciepłe opisy pór roku i reagującej na te zmiany przyrody, jej słowa "klucze" pisane wielką literą w środku zdania, jej nadawanie imion postaciom w zależności od tego, jak postrzega je bohaterka (Wielka Stopa, Dobra Nowina, Popielista, Czarny Płaszcz, Szelest itd), jej ukochanie boskich praw natury mimo, że jej bohaterka nie wierzy w Boga...
Na koniec wspomnę, że choć ogromnym szacunkiem darzę Panią Agnieszkę Holland i wiele wspaniałych filmów przez nią stworzonych widziałem, to nie wiem, czy chcę obejrzeć "Pokot" nakręcony na podstawie tej powieści. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że uda mi się zobaczyć to, co wyczytałem.
To moje pierwsze spotkanie z prozą Olgi Tokarczuk. Pierwsze, ale na pewno nie ostatnie. Zanim zdecydowałem się napisać to, co napiszę poniżej przeczytałem kilkanaście opinii tej książki na LC. Zasmuciło mnie to, że wielu czytelników potraktowało tę książkę jako kryminał albo powieść sensacyjną, narzekało że akcja mało wartka, że łatwo przewidzieć zakończenie, że nudziły ich...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie czytałem jeszcze takiej książki... Książki, w której życie bohaterów tym bardziej realne, że umiejscowione przez autora w bardzo trudnych i bardzo okrutnych czasach hiszpańskiej wojny domowej, tak bardzo miesza się i przeplata z fikcją literacką książki, którą napisał jeden z jej bohaterów...
Chciałoby się, żeby i dzisiaj literatura miała tak duży wpływ na życie ludzi, choć może też, żeby nie był to wpływ aż tak dramatyczny... Nie będę pisał o skomplikowanej, ale bardzo klarownie prowadzonej przez autora fabule. Wiele osób zrobiło to już wcześniej. Powiem tylko, że "Cień wiatru" ma swoje miejsce w historii literatury choćby przez sam fakt, że miłość literatury jest sensem tej fabuły. Bez jej umiłowania, bohaterowie tej książki nie pojawiliby się w umyśle autora i z ogromnym wdziękiem nie zaraziliby nią czytelników. Nie spotkałem się z tym nigdy wcześniej.
Dodatkowo, co poczytuję za ogromny plus tej powieści, Zafon urzekł mnie plastycznością i poetyckością swojej prozy oraz umiejętnością budowania klimatu. Nigdy nie byłem w Barcelonie, a po przeczytaniu "Cienia wiatru" czuję się tak trochę, jakbym już był... Wydaje mi się, że takiego pisania nie można się nauczyć. Z nim się trzeba urodzić albo przynajmniej w wieku 10 lat znaleźć się na Cmentarzu Zapomnianych Książek... No i wieczne pióro, którym książki pisał wcześniej Victor Hugo, choć na chwilę mieć w ręku... Nie każdemu jest to dane. Zwłaszcza nie każdemu pisarzowi.
Na koniec wspomnę, że marzy mi się, aby w jakiejś zapomnianej bibliotece znaleźć kiedyś ten ostatni, zakurzony egzemplarz "Cienia wiatru" autorstwa Juliana Caraxa...
Nie czytałem jeszcze takiej książki... Książki, w której życie bohaterów tym bardziej realne, że umiejscowione przez autora w bardzo trudnych i bardzo okrutnych czasach hiszpańskiej wojny domowej, tak bardzo miesza się i przeplata z fikcją literacką książki, którą napisał jeden z jej bohaterów...
Chciałoby się, żeby i dzisiaj literatura miała tak duży wpływ na życie...
Nie ma pisarza, który pisze tylko dobre książki. Nie ma poety, który pisze tylko dobre wiersze. Dlatego w odniesieniu do poezji tak cennym pomysłem są wybory wierszy.
Jednak, co to znaczy dobry wiersz, albo wiersz nie dobry? Przecież to, jak je oceniamy w dużej mierze zależy od poety, ale chyba w jeszcze większej od nas samych... Od tego, jaki mamy nastrój, co nas dotknęło albo zabolało, co czujemy. Słowa wierszy trafiają raz na żyzną glebę uczuciowości, a innym razem na martwą skałę albo lotne piaski, które przynosi nam życie.
Wiersze Tadeusza Śliwiaka - aktora i poety, kolegi ze studiów Zbigniewa Cybulskiego, Kaliny Jędrusik i Leszka Herdegena, tekściarza krakowskiej Piwnicy Pod Baranami i autora słów jej "hymnu" (Ta nasza młodość) odkryłem niedawno i zdecydowanie za późno. Ale dobrze, że je odkryłem... Na pewno długo nie będę chciał ich zakryć.
Nie ma pisarza, który pisze tylko dobre książki. Nie ma poety, który pisze tylko dobre wiersze. Dlatego w odniesieniu do poezji tak cennym pomysłem są wybory wierszy.
Jednak, co to znaczy dobry wiersz, albo wiersz nie dobry? Przecież to, jak je oceniamy w dużej mierze zależy od poety, ale chyba w jeszcze większej od nas samych... Od tego, jaki mamy nastrój, co nas...
Powiedzieć, że "Wyprawa Kon-Tiki" to klasyka powieści podróżniczej, to mało powiedzieć. Bo to jest książka o czymś więcej. Uczy, że jeśli postawisz przed sobą cel, który wcześniej dobrze przemyślałeś, to choćby wszyscy pukali się w czoło, przed tobą był największy ocean świata, a ty do realizacji tego celu mieć będziesz tylko technikę na poziomie średniowiecza i wspierać cię będzie zaledwie garstka przyjaciół, to uda ci się ten cel osiągnąć. Ktoś kiedyś powiedział, że gdyby ludzie robili tylko to, co możliwe, to nadal ubrani w futra siedzielibyśmy w jaskiniach. Po przeczytaniu "Wyprawy Kon-Tiki" nie sposób się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Nie będę pisał, o czym jest ta książka. Wielu napisało to tu przede mną. Powiem tylko, że czytałem ją bardzo, bardzo dawno temu. Niedawno natomiast z dużą przyjemnością obejrzałem film z 2012 roku nakręcony na jej podstawie... I dzięki temu przypomniałem sobie, że nigdy nie zapomniałem tej wspaniale napisanej książki i historii, którą opowiada.
Powiedzieć, że "Wyprawa Kon-Tiki" to klasyka powieści podróżniczej, to mało powiedzieć. Bo to jest książka o czymś więcej. Uczy, że jeśli postawisz przed sobą cel, który wcześniej dobrze przemyślałeś, to choćby wszyscy pukali się w czoło, przed tobą był największy ocean świata, a ty do realizacji tego celu mieć będziesz tylko technikę na poziomie średniowiecza i wspierać...
więcej mniej Pokaż mimo to
Cóż można napisać o łuskaniu fasoli? Można napisać książkę, która przeczytana zostanie w pamięci jako jedna z najlepszych, jakie się przeczytało...
Myśliwski zaskoczył mnie stylem i językiem jakiego użył. Traktat jest po prostu monologiem, moralitetem napisanym językiem mówionym, a nie językiem którym pisze się książki... Język mówiony jest przecież inny niż ten pisany, jest pierwotny jak natura w porównaniu z kulturą. Przecież w końcu ludzie najpierw nauczyli się mówić, a dopiero później opisywać to, o czym mówią...
O czym jest ten mówiony monolog, czy też słowotok narratora? Tytułowe łuskanie fasoli jest okazją, aby wygadać się o życiu i o wszystkim co jest w nim ważne, spojrzeć na nie od egzystencjalnej albo nawet metafizycznej strony, zastanowić się nad tym jak to jest żyć, gdy jest się młodym i dlaczego inaczej jak jest się starym, dlaczego ważne jest dążyć do celu i co zrobić jeśli się go osiągnie albo nie osiągnie, dlaczego muzyka w życiu brzmi, dlaczego pilśniowy, brązowy kapelusz może stać się marzeniem i wreszcie dlaczego można kogoś kochać nad życie i nie potrafić z nim być...
Myśliwski zmusza do myślenia, do zastanowienia, do refleksji, jak chyba żaden z autorów, których czytałem wcześniej. Stawia wiele pytań, ale nie na wszystkie odpowiada. Pozostawia czytelnikowi furtkę i drogowskaz, żeby brakujące puzzle odnalazł we własnym życiu.
Cóż można napisać o łuskaniu fasoli? Można napisać książkę, która przeczytana zostanie w pamięci jako jedna z najlepszych, jakie się przeczytało...
Myśliwski zaskoczył mnie stylem i językiem jakiego użył. Traktat jest po prostu monologiem, moralitetem napisanym językiem mówionym, a nie językiem którym pisze się książki... Język mówiony jest przecież inny niż ten pisany,...
"Na wschód od Edenu" Johna Steinbecka to w mojej ocenie jedna z najwybitniejszych powieści swoich czasów, czyli pierwszej połowy XX wieku. Doskonale zarysowane tło i epoka (trzeba pamiętać, że Steinbeck opisał tu dokładnie miejsce, w którym spędził dzieciństwo), wciągająca fabuła nieuchronnie prowadząca do tragicznej kulminacji, wspaniale poprowadzony rys psychologiczny postaci: kochający, ale bardzo surowy dla swoich synów ojciec, Aaron - spokojny i opanowany, poddający się ojcowskiej woli i Caleb - wiecznie buntujący się, nieposłuszny i krnąbrny, którego motywem działania jest znalezienie własnych korzeni, własnej drogi i własnego sensu życia. Jest jeszcze matka, którą po usilnych poszukiwaniach Caleb odnajduje, ale okazuje się ona być zupełnie nie taka, jaką chciał odnaleźć. Prawdziwa wręcz mieszanka wybuchowa charakterów, która po prostu musi doprowadzić do tragedii.
Jest wreszcie coś, co uwielbiam w powieściach - wyraźne analogie kulturowe i biblijne, które każą spojrzeć na losy bohaterów pod kątem jakiegoś ciążącego nad nimi fatum i przeznaczenia, od którego nawet jakby chcieli, to nie są w stanie się uwolnić...
W pamięci pozostaje też wspaniała ekranizacja książki z 1955 roku, w reżyserii Elii Kazana z niezapomnianą kreacją aktorską Jamesa Deana w roli Caleba. (film jednak wykorzystuje tylko niektóre z wątków książki).
"Na wschód od Edenu" Johna Steinbecka to w mojej ocenie jedna z najwybitniejszych powieści swoich czasów, czyli pierwszej połowy XX wieku. Doskonale zarysowane tło i epoka (trzeba pamiętać, że Steinbeck opisał tu dokładnie miejsce, w którym spędził dzieciństwo), wciągająca fabuła nieuchronnie prowadząca do tragicznej kulminacji, wspaniale poprowadzony rys psychologiczny...
więcej mniej Pokaż mimo toDziękuję Magdzie Umer za tę książkę... Bo choć stworzona jest ze słów Agnieszki i Jeremiego, to przecież gdyby nie Ona, nie mógłbym tych słów, z pewnym skrępowaniem (no bo raczej nie czytam korespondencji nie do mnie adresowanej), przeczytać... A w tych słowach jest wszystko - miłość, tęsknota, pożądanie, czasem żal, czasem pretensje, a potem znowu miłość i znowu żal. I wielki talent Obojga zarówno do pisania, jak i do kochania. To wzajemna korespondencja Wielkich Piór, Wielkich Dusz i Wielkich Serc. Bo choć Agnieszkę i Jeremiego dzieliło dużo, to jednocześnie łączyło Ich Wszystko. I o tym są te listy. I o tym jest ta lektura nie do zapomnienia...
Dziękuję Magdzie Umer za tę książkę... Bo choć stworzona jest ze słów Agnieszki i Jeremiego, to przecież gdyby nie Ona, nie mógłbym tych słów, z pewnym skrępowaniem (no bo raczej nie czytam korespondencji nie do mnie adresowanej), przeczytać... A w tych słowach jest wszystko - miłość, tęsknota, pożądanie, czasem żal, czasem pretensje, a potem znowu miłość i znowu żal. I...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niewielu pisarzy może się pochwalić tak udanym debiutem, jak Wharton. Ta książka od razu i bezdyskusyjnie dała mu miejsce w kanonie najbardziej znaczących książek XX wieku. O czym Wharton opowiada w Ptaśku? Mówi o przyjaźni i o tym, że mając pokiereszowaną na wojnie twarz, trzeba pomóc przyjacielowi, bo jemu ta sama wojna pokiereszowała duszę. Mówi też o wolności, ale tej rozumianej indywidualnie, jednostkowo i osobowo. I o tym, że naprawdę czasami jest czego zazdrościć ptakom.
To nie jest moja ulubiona książka z dorobku Whartona, jednak nie potrafię odpowiedzieć sobie dlaczego...
Może dlatego, że napisał jeszcze lepsze książki?
Niewielu pisarzy może się pochwalić tak udanym debiutem, jak Wharton. Ta książka od razu i bezdyskusyjnie dała mu miejsce w kanonie najbardziej znaczących książek XX wieku. O czym Wharton opowiada w Ptaśku? Mówi o przyjaźni i o tym, że mając pokiereszowaną na wojnie twarz, trzeba pomóc przyjacielowi, bo jemu ta sama wojna pokiereszowała duszę. Mówi też o wolności, ale tej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Uwielbiam książki mocno osadzone w historii opowiadające o zdarzeniach, które niekoniecznie się wydarzyły naprawdę, ale opowiadające w ten sposób, że czytelnik nie ma wątpliwości, że nawet, jeśli się nie wydarzyły, to z pewnością wydarzyć się mogły. I w tym Eco jest Mistrzem. Pokazał nam świat sprzed kilkuset lat. Odmalował każdy szczegół dotyczący tego jak wyglądało średniowiecze w Europie. Pokazał, jak wyglądał wtedy ten nasz świat. Jaki był piękny i jaki brzydki, w co wierzył i jak wierzył, co kochał i czego nienawidził, czego się bał i dlaczego...
I w tę bardzo precyzyjną kanwę historyczną wplótł jeszcze niesamowicie zręcznie wciągający wątek kryminalny i emocjonujący wątek miłosny... i to wszystko się ze sobą nie pokłóciło, a wręcz przeciwnie... Pokazało nam średniowiecze z krwi i kości. Prawdziwe, tajemnicze, czasem odrażające, ale z całą pewnością... fascynujące...
Chciałoby się więcej takich książek...
Uwielbiam książki mocno osadzone w historii opowiadające o zdarzeniach, które niekoniecznie się wydarzyły naprawdę, ale opowiadające w ten sposób, że czytelnik nie ma wątpliwości, że nawet, jeśli się nie wydarzyły, to z pewnością wydarzyć się mogły. I w tym Eco jest Mistrzem. Pokazał nam świat sprzed kilkuset lat. Odmalował każdy szczegół dotyczący tego jak wyglądało...
więcej mniej Pokaż mimo to
To jest chyba najpiękniejsza książka mojego dzieciństwa. Przeczytana tyle razy, że w końcu się rozpadła i fizycznie stała się jakąś zapomnianą makulaturą... Ale tylko fizycznie. Bo wszystkie te prowansalskie baśnie o wróżkach i o czarodziejach, o Agnieszce Skrawku Nieba, o tym, że ludzie po tamtej stronie lasu są tacy sami jak my, o ptaku, który mówi prawdę, o kosie czarodzieju, o tym, że przyjaciół poznaje się w potrzebie, o olbrzymach tańczących na weselu, o Nanette i różach, te wszystkie baśnie rodem z ciepłego południa Francji, tak pięknie spisane przez Natalię Gałczyńską... są we mnie do dzisiaj...
I pozostaną...
To jest chyba najpiękniejsza książka mojego dzieciństwa. Przeczytana tyle razy, że w końcu się rozpadła i fizycznie stała się jakąś zapomnianą makulaturą... Ale tylko fizycznie. Bo wszystkie te prowansalskie baśnie o wróżkach i o czarodziejach, o Agnieszce Skrawku Nieba, o tym, że ludzie po tamtej stronie lasu są tacy sami jak my, o ptaku, który mówi prawdę, o kosie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Afryka, klimat, ludzie, ich zwyczaje, zwierzęta, przyroda, egzotyka... Wszystko to jest w książce Karen Blixen, ale nie o tym wszystkim napisała swoją autobiografię... To jest książka o nostalgii, o tęsknocie za czasem i miejscem, które Karen Blixen ukształtowały. Dla niej tym miejscem była Afryka z całą jej egzotyką. I tę swoją nostalgię i żal za światem, który musiała kiedyś w końcu opuścić, opisała niezwykle sugestywnie, pięknie i wzruszająco.
To nie jest książka o Afryce, choć przecież jest... To jest książka o wspomnieniach. Jestem przekonany, że gdyby los rzucił autorkę na Syberię, to napisałaby równie piękną autobiografię pt. "Pożegnanie z Syberią". Na szczęście jednak nie musiała... Autobiografia na pewno byłaby chłodniejsza...
A Afryka pokochała Karen Blixen, a Karen Blixen pokochała Afrykę. I w efekcie, obie po sobie płakały...
Afryka, klimat, ludzie, ich zwyczaje, zwierzęta, przyroda, egzotyka... Wszystko to jest w książce Karen Blixen, ale nie o tym wszystkim napisała swoją autobiografię... To jest książka o nostalgii, o tęsknocie za czasem i miejscem, które Karen Blixen ukształtowały. Dla niej tym miejscem była Afryka z całą jej egzotyką. I tę swoją nostalgię i żal za światem, który musiała...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czasami jest taka noc, niekoniecznie w Lizbonie, że chcesz się wygadać. Że musisz się wygadać. Po prostu musisz. I potrzebujesz kogoś, żeby cię wysłuchał. Może nawet trochę też się użalił, ale przede wszystkim wysłuchał... I jesteś gotów za to wysłuchanie zapłacić. Zapłacić dużo. Nawet biletem do wolności. Bo czym jest ta wolność wobec tego wszystkiego, co tłamsisz w sobie od dawna i wreszcie chcesz to z siebie wyrzucić...
Nie będę streszczał książki... zrobili to inni.
Remarque jest mistrzem narracji i stopniowania emocji. To właśnie emocje są w tej powieści najważniejsze. Polityka i wojna są tylko tłem. "Noc w Lizbonie" to jak dla mnie chyba najlepsza książka Remarque'a. A przynajmniej ta, która najlepiej do mnie trafiła... Bo do każdego przyjdzie kiedyś taka noc, kiedy odda dużo, żeby znaleźć kogoś, kto go wysłucha...
Czasami jest taka noc, niekoniecznie w Lizbonie, że chcesz się wygadać. Że musisz się wygadać. Po prostu musisz. I potrzebujesz kogoś, żeby cię wysłuchał. Może nawet trochę też się użalił, ale przede wszystkim wysłuchał... I jesteś gotów za to wysłuchanie zapłacić. Zapłacić dużo. Nawet biletem do wolności. Bo czym jest ta wolność wobec tego wszystkiego, co tłamsisz w sobie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Tę książkę powinni czytać przede wszystkim młodzi. Szczególnie ci młodzi, którzy tak chętnie odwołując się do narodowych, religijnych, ideologicznych i jeszcze innych wartości nawołują i organizują się w celu obrony tych wartości za wszelką cenę. Obrony przed wartościami innych młodych, obcych, po prostu innych ale tak samo zapalczywych... Bo właśnie o nich ta książka opowiada. Opowiada historię z przed stu lat, kiedy w okopach I wojny światowej spotykają się właśnie tacy młodzi zapalczywi obrońcy rożnych wartości i przychodzi im te wartości skonfrontować... Inaczej się to dzieje na wiecach, na ulicznych manifestacjach, a inaczej w wojennych okopach, kiedy ostatecznym argumentem jest granat albo palec na spuście karabinu. Łatwiej krzyczeć, że się umrze za Ojczyznę. Znacznie trudniej umrzeć za nią naprawdę...
"Na zachodzie bez zmian" to bez wątpienia jedna z najważniejszych książek XX wieku. Opowiadająca o bezsensie wojny i zabijania w imię ideologii. Jakiejkolwiek ideologii. Literacko Remarque też zachwyca. Jasnością przekazu, epickością opisów i niezwykłą zwięzłością i "jędrnością" fabuły. I sposobem jej budowania.
A swoją drogą to zadziwiające, jak bardzo ta napisana 100 lat temu powieść, jest aktualna w swoim ponadczasowym przekazie aż do dzisiaj...
Tę książkę powinni czytać przede wszystkim młodzi. Szczególnie ci młodzi, którzy tak chętnie odwołując się do narodowych, religijnych, ideologicznych i jeszcze innych wartości nawołują i organizują się w celu obrony tych wartości za wszelką cenę. Obrony przed wartościami innych młodych, obcych, po prostu innych ale tak samo zapalczywych... Bo właśnie o nich ta książka...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ta książka wpadła mi w ręce dość przypadkiem, ale nie żałuję tego. Lektura zajęła mi zaledwie 3 dni, bo czyta się ją łatwo, a fabuła wciąga. Jest to pozycja z gatunku sensacyjnych, bo główną bohaterką jest Wang Mei, kobieta - prywatny detektyw (słowo "detektywka" przez usta, ani klawiaturę mi nie przejdzie) próbująca rozwikłać tajemnicę śmierci znanej piosenkarki pop. Akcja dzieje się w Pekinie i na chińskiej prowincji w 1998 roku, a więc prawie współcześnie... Prawie, bo w dzisiejszej historii Chin, dwadzieścia kilka lat to jest epoka...
Tak jak wspomniałem, wątek fabularny i sama kryminalna intryga jest ciekawa, choć rozwija się dość powoli i obejmuje dwa, początkowo rozbieżne wątki, które w końcu spotykają się w finale. Dość zaskakującym finale, co w moich oczach podnosi wartość tej fabuły.
Jednak dla mnie ta książka oprócz fabularnej i sensacyjnej strony, ma jeszcze wartość sentymentalną. Opowiada bowiem o Pekinie i Chinach, które znam i pamiętam (mieszkałem tam w latach 1997-2001). Znam i pamiętam miejsca, w których dzieje się akcja, w dwóch z wymienionych knajpek zdarzyło mi się jeść, wiem gdzie jest Dongdan i Xidan, w szpitalu Xiehe się leczyłem, pamiętam wszechobecne termosy z wrzątkiem w hotelach i urzędach oferowane gościom i petentom, by mogli zaparzyć sobie swoje listki zielonej herbaty... I korki na ulicach i te "nine million bicycles in Beijing", o których śpiewała Katie Melua (dzisiaj nie ma już w Pekinie rowerów). I inne sprawy też...
Merytorycznie pewnie dałbym gwiazdkę mniej, bo drażniło mnie to, że tłumaczka z nieznanych mi powodów postanowiła przetłumaczyć również niektóre imiona i nazwiska bohaterów oraz nazwy miejsc, co dało groteskowy efekt (z pamięci - Mała Góra pojechał do Siedmiu Drzew, albo Mały Kwiat (to imię dziewczynki) przyszedł...)
Przeważyły jednak względy sentymentalne. Ta książka pachnie Pekinem i Chinami, które znam i pamiętam, choć i to miasto i ten kraj dzisiaj są już zupełnie inne.
Ogromnym plusem tej książki jest też przypomnienie i silne nawiązanie do historii masakry na Placu Tiananmen 4 czerwca 1989 roku (poznałem ludzi, którzy tam wtedy byli). To był dzień, kiedy w Polsce świętowaliśmy zwycięstwo w pierwszych prawie demokratycznych wyborach, a tam zalążek pragnienia demokracji rozjechały czołgi...
Ta książka wpadła mi w ręce dość przypadkiem, ale nie żałuję tego. Lektura zajęła mi zaledwie 3 dni, bo czyta się ją łatwo, a fabuła wciąga. Jest to pozycja z gatunku sensacyjnych, bo główną bohaterką jest Wang Mei, kobieta - prywatny detektyw (słowo "detektywka" przez usta, ani klawiaturę mi nie przejdzie) próbująca rozwikłać tajemnicę śmierci znanej piosenkarki pop. Akcja...
więcej Pokaż mimo to