Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Po ukończeniu wszystkich, niezwykle ciężkich prób, na piersi Morrigan w końcu błyszczy długo wyczekiwana przypinka. Przynależność do elitarnego Towarzystwa Wunderowego to nie tylko ogromny zaszczyt, ale również szansa na zdobycie prawdziwych przyjaciół o których marzy Morrigan. Jednak unikalny dryg sprawia, że dziewczynka znów czuje się jak Przeklęte Dziecko. U większości kolegów z jednostki Morrigan budzi strach, a reszta, z wyjątkiem Hawthorna, traktuje ją co najwyżej z chłodnym dystansem.

Sytuacja zaognia się, gdy jednostka 919 otrzymuje list od szantażysty. Grozi on ujawnieniem sekretu Morrigan, jeżeli wszyscy z jednostki nie wykonają dziwnych i upokarzających poleceń zawartych w liście. Dziewczynka za wszelką cenę stara się odkryć tożsamość szantażysty, a tym samym zakończyć ten niecny proceder i zyskać uznanie oraz akceptację reszty jednostki. Tymczasem Nevermoor zaczyna nawiedzać fala tajemniczych zaginięć osób o unikalnym drygu. Czy Morrigan uda się odnaleźć szantażystę, nim wszyscy z jednostki ją znienawidzą? I czy tajemnicze zniknięcia to przypadek, czy może misternie utkana intryga mająca na celu zniszczenie miasta Nevermoor?

"Do śmierci oddani, jak bracia i siostry,
Aż nici żywota im przetnie nóż ostry.
Dziewiątka najlepszych, dziewiątka wybitna -
Ich tylko spotkała nagroda zaszczytna.
Ze sobą, dla siebie, wbrew wrogom, na zawsze
Niezłomni w swej wierze, do gwiazd poprzez chaszcze."

Za każdym razem, gdy na rynek trafia drugi tom uwielbianej serii, miliony czytelników wstrzymują oddech, zastanawiając się czy i tym razem ulubiony cykl nawiedzi „klątwa drugiego tomu”. Muszę się Wam jednak przyznać, że podobne obawy w związku z premierą Wundermistrza, ani przez chwilę nie zaprzątały mojej głowy. Chyba po prostu, podświadomie czułam, że kolejny tom będzie równie dobry, a nawet lepszy od poprzedniego i tak też się stało!

O ile to możliwe, Wundermistrz jest jeszcze bardziej magiczny i pełen niesamowitości niż pierwsza część cyklu. Świat jest wykreowany z prawdziwą starannością, dzięki czemu zachwyca i zapiera dech w piersi każdemu, kto odwiedza Nevermoor. Podczas lektury, znacznie lepiej poznajemy funkcjonowanie Towarzystwa oraz samo miasto, które skrywa przed czytelnikiem jeszcze wiele sekretów. Muzeum Skradzionych Chwil, Upiorny Jarmark, Nevermoorski Bazar czy Ulice Zbytkowe to tylko mała część lokalizacji, do których zabiorą nas bohaterowie tej książki.

Nie można zapominać również o samych bohaterach. W pierwszej części Morrigan była małą, przeklęta dziewczynką, oszołomioną niesamowitościami jakie rozpościerał przed nią Nevermoor. W Wudermistrzu dziewczynka przechodzi pewną przemianę. Coraz lepiej rozumie prawa jakimi rządzi się to magiczne miasto, a także ogrom odpowiedzialności jaki spadł na nią wraz z unikatowym drygiem. I to, o czym koniecznie należy wspomnieć to fakt, że Jessica Townsend nie pozbawiła swoich bohaterów wad. Podobnie jak prawdziwi ludzie odczuwają oni złość i smutek, a niekiedy satysfakcję gdy nieprzyjacielowi podwinie się noga. Pragną uznania i akceptacji, nie godzą się na niesprawiedliwość i chociaż niekiedy zdają sobie sprawę z konsekwencji postępują wbrew zasadom , by udowodnić innym swoją wartości.

"Z Poranka Przesilenia dziecko dobre i spokojne.
Z Wieczoru Przesilenia dziecko ciągle wszczyna wojnę.
Z Poranka Przesilenia dziecku lśni poranna zorza.
Z Wieczoru Przesilenia dziecko to burza i pożar."

Nazwisko Jessicy Townsend wiąże się również o niesamowitym stylem. Jest on bardzo spójny, równie magiczny i zwariowany co sam Nevermoor. Chociaż powieść skierowana jest do dzieci, w żadnym wypadku nie jest on dziecinny, a dojrzały, jednocześnie nie został pozbawiony tego ciepła i radości, która emanuje od buzi uśmiechniętego dziecka. Kiedy trzeba straszy i przeraża, jednak nawet w najgorszych sytuacjach przebija się malutka, ledwie dostrzegalna nutka nadziei, że koniec końców wszystko będzie dobrze.

Powieść Jessicy Townsend to nie tylko sama rozrywka. To niesamowita przygoda opowiadająca o lojalności i poszukiwaniu prawdy. O szukaniu własnej wartości i o tym, że nawet najlepszy, najbardziej spektakularny talent jest niczym bez uczciwości, determinacji i dobroci osoby, która go posiada. To powieść, niosąca w sobie niewyobrażalną dawkę uniwersalnych prawd, które powinno poznać każde dziecko.

Nevermoor to wspaniały świat, który wciąga i oczarowuje od pierwszej strony i nie puszcza długo po zakończeniu lektury. To historia z naprawdę ogromnym potencjałem, która za kilka tomów jest w stanie dorównać samemu Harremu Potterowi. Z prawdziwą przyjemnością będę śledzić dalsze losy Morrigan, która może być jedną z ciekawszych postaci w całym fantastycznym literackim świecie. Ogromnie zachęcam Was do sięgnięcia po tą niesamowitą serię! Gwarantuję, że się nie zawiedziecie!

Po ukończeniu wszystkich, niezwykle ciężkich prób, na piersi Morrigan w końcu błyszczy długo wyczekiwana przypinka. Przynależność do elitarnego Towarzystwa Wunderowego to nie tylko ogromny zaszczyt, ale również szansa na zdobycie prawdziwych przyjaciół o których marzy Morrigan. Jednak unikalny dryg sprawia, że dziewczynka znów czuje się jak Przeklęte Dziecko. U większości...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Głosy. Co się zdarzyło na wyspie Jersey Dionisios Sturis, Ewa Winnicka
Ocena 6,7
Głosy. Co się ... Dionisios Sturis, E...

Na półkach:

To była zwykła niedziela, zwyczajnej, kochającej się rodziny. Na ruszcie smażyło się mięso, w lodówce chłodziło się piwo, a dzieci biegały boso po trawniku ciesząc się piękną pogodą. Dlaczego więc kilka godzin później, Damian Rzeszowski postanawia brutalnie zadźgać całą swoją rodzinę wraz z malutkimi dziećmi? Na to pytanie odpowiedzi poszukują nie tylko śledczy, ale również autorzy tego reportażu. Dzięki rozmowom z sąsiadami, rodziną i przyjaciółmi odtwarzają prawdziwy obraz rodziny i poszukują motywów, które doprowadziły do tej przerażającej zbrodni.

„W policji mówiło się: nigdy nie zapomnisz pierwszego martwego dziecka.”

Dlaczego zabił? To chyba najczęściej pojawiające się pytanie podczas analizy tej bulwersującej sprawy. Dlaczego ojciec i mąż pewnego dnia po prostu postanawia wymordować swoją rodzinę. Wymordować w okrutny sposób, zadając każdemu, nawet dwuletniemu synkowi kilkanaście ciosów kuchennym nożem. Jednak jeżeli liczymy na poznanie motywów tej zbrodni to srogo się pomylimy. Autorzy jedynie przedstawiają różne punkty widzenia oraz dostępne hipotezy nie przychylając się do żadnej z nich. To czytelnik ma sam zdecydować czy wierzy w tłumaczenia oskarżonego o diabolicznych głosach, czy przychyla się do hipotezy o ciężkiej depresji, a może nie zgadza się z żadną z powyższych.

Reportaż Winnickiej i Sturisa rozpoczyna się naprawdę mocną i brutalną relacją z tego upiornego popołudnia. To co najbardziej porusza to wręcz pozbawiona emocji narracja. Mam wrażenie, że autorzy w ten sposób chcieli zaznaczyć wyrachowanie mordercy i zimną kalkulacje, z którą popełniał te zbrodnie. Początek był szokujący i dynamiczny, jednak im dalej relacja zdecydowanie zwalnia, przez co miejscami wręcz nudzi. Większość książki to właściwie opis samego procesu, podczas którego biegli przerzucali się w domysłach na temat motywów oskarżonego. Z jednej strony rozumiem, że sprawa była stosunkowo prosta – już na wstępnie mamy wyraźnie zidentyfikowaną osobę sprawcy, więc nie ma potrzeby poszukiwania innych podejrzanych, z drugiej jednak zabrakło mi tu właściwie samej pracy śledczych, zbierania dowodów i ich interpretacji.

„W salonie znajdowało się jeszcze dwoje innych dzieci. […] Ojciec dopadł starszą i zadał jej w sumie szesnaście ciosów: trzy w klatkę piersiową i trzynaście w plecy. Dziewczyna osunęła się na podłogę. […] Niedaleko brata.”

Oprócz opisu samej zbrodni i późniejszego procesu, duża część powieści poświęcona jest życiu Polaków na emigracji. Podczas rozmów z sąsiadami zamordowanych i innymi mieszkańcami wyspy dowiadujemy się jak naprawdę wygląda życie na emigracji. Samotność, wykluczenie społeczne oraz niekiedy wrogość rodowitych mieszkańców to dla wielu przyjezdnych codzienność. Do tego właściwie brak tożsamości narodowej i prawdziwego domu, co często kończy się depresją i nałogiem alkoholowym. To tylko nieliczne sytuacje, z którymi musi liczyć się każdy wyjeżdżający w poszukiwaniu lepszego życia.

Głosy to rzetelna relacja okrutnej zbrodni, która wstrząsnęła opinią publiczną w całej Europie, na zawsze zmieniając życie wszystkich mieszkańców, dotąd sielankowej wyspy Jersey. I chociaż ze względu na znikomą ilość akcji miejscami nudzi, należy docenić warsztat jakim posługują się autorzy. Niestety, pozycja ta nie zmieniła mojej postawy wobec reportaży, jednak jestem pewna, że znajdzie ona pewne grono odbiorców wśród miłośników gatunku, szczególnie tych, którzy interesują się psychologią społeczną.

To była zwykła niedziela, zwyczajnej, kochającej się rodziny. Na ruszcie smażyło się mięso, w lodówce chłodziło się piwo, a dzieci biegały boso po trawniku ciesząc się piękną pogodą. Dlaczego więc kilka godzin później, Damian Rzeszowski postanawia brutalnie zadźgać całą swoją rodzinę wraz z malutkimi dziećmi? Na to pytanie odpowiedzi poszukują nie tylko śledczy, ale również...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Giuseppe Lojacono miał przed sobą świetlaną karierę. Bystry, inteligenty i pracowity inspektor mógł liczyć na najciekawsze sprawy, które rozwiązywał z zabójczą szybkością. Niestety, wystarczyły dwa słowa by przekreślić jego plany na przyszłość. Stracił wszystko, pracę w ukochanym mieście, przyjaciół, a przede wszystkim rodzinę. W celu uniknięcia medialnego szumu, mężczyzna zostaje przeniesiony do Neapolu, gdzie odsunięty od poważnych spraw, marnuje czas na komisariacie grając w komputerowego pokera.

Tymczasem w mieście dochodzi do brutalnego morderstwa. Nastoletni chłopak zostaje odnaleziony martwy pod swoim domem z otworem po kuli u podstawy czaszki. Jakiś czas później, ten sam los spotyka młodą, nastoletnią dziewczynę. Co łączy oba morderstwa? Inspektor Lojacono, ma na ten temat własną teorię. Jednak jedyną osobą, która chce wysłuchać skompromitowanego gliniarza, jest młoda prokurator Laura Piras. Czy tej dwójce uda się złapać tajemniczego Krokodyla, nim ten zapłacze nad kolejną ofiarą?

„Jest perfekcyjną maszyną do zabijania: obserwuje, czeka w ukryciu i atakuje.”

Metoda Krokodyla to pierwsza powieść Maurizio de Giovanniego jaką miałam okazję przeczytać. I muszę przyznać, że gdyby nie porównanie jej do prozy mojej ukochanej Agathy Christie, pewnie nigdy bym się nią nie zainteresowała. Na szczęście stało się inaczej. I chociaż nie powiedziałabym, że twórczość de Giovanniego z pewnością przypadnie do gustu fanom królowej kryminału, w moim przypadku okazało się to prawdą.

Jak na rasowy, włoski kryminał przystało Metoda krokodyla to brutalna, krwawa historia seryjnego mordercy, który przez nikogo nie zauważony, grasuje po ulicach Neapolu w poszukiwaniu kolejnej ofiary. A ofiarami są dzieci, które dopiero co zaczęły odkrywać uroki życia. Najpierw trzynastoletni Mirko, później jego rówieśnica Giada. Dwoje nastolatków, których właściwie nic nie łączy. Morderstwo tak młodych osób jeszcze silniej oddziałuje na emocje odbiorcy sprawiając, że z każdą kolejną ofiarą, czytelnik jest coraz mocniej zdeterminowany by odkryć tożsamość mordercy.

To zaangażowanie, ma jeden skutek uboczny, a mianowicie książkę pochłania się w zastraszającym tempie. Dzięki krótkim, kilkustronicowym rozdziałom, akcja jest bardzo dynamiczna, nawet wtedy, gdy Krokodyl dopiero przygotowuje się do pierwszego ataku. Sam autor ma niezwykle lekki i przystępny styl, co jeszcze bardziej potęguje dynamizm całej historii. Fabuła jest bardzo dobrze nakreślona, wszystkie fakty odkrywane są w odpowiednim tempie, żadna z informacji nie pojawia się tak właściwie znikąd. Bardzo nie lubię, gdy na zakończenie historii nagle pojawia się tajemniczy świadek, który przychodzi właściwie z gotowym rozwiązaniem. W Metodzie krokodyla bohaterowie do wszystkiego dochodzą sami, dzięki bystrości umysłu i niekonwencjonalnemu myśleniu. Skrupulatnie obserwują i analizują fakty, które dopiero później formułują w hipotezy, które niejednokrotnie okazują się błędne.

„Ze środka garderoby para żółtych oczu wgapiała się w dziewczynę. To były gadzie oczy, z pionową źrenicą, bez powiek.”

Zdecydowanie nie jest to powieść dla czytelników o słabych nerwach. Sama wielokrotnie wzdrygałam się na myśl o chłodnej, bezwzględnej kalkulacji, którą kieruje się morderca. Szczególnie mocno wstrząsnęło mną zakończenie, o którym niestety nie mogę opowiedzieć Wam nic więcej, by nie popsuć zabawy tym osobom, które dopiero zamierzają sięgnąć po tę powieść. Jednak to co przeraża najbardziej to realizm całej historii. Taka sytuacja nie jest wcale nieprawdopodobna i mogłaby spotkać właściwie większość z Nas.

Metoda krokodyla to idealna propozycja dla miłośników krwawych kryminałów prosto ze słonecznych Włoch. To dobrze poprowadzona historia, z ciekawymi bohaterami, która wciąga bez reszty i pozostaje na długo w pamięci czytelnika. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz, przyjdzie mi usłyszeć o pięknej pani prokurator i cynicznym policjancie, których, mimo cechującej ich schematyczności, szczerze polubiłam.

Giuseppe Lojacono miał przed sobą świetlaną karierę. Bystry, inteligenty i pracowity inspektor mógł liczyć na najciekawsze sprawy, które rozwiązywał z zabójczą szybkością. Niestety, wystarczyły dwa słowa by przekreślić jego plany na przyszłość. Stracił wszystko, pracę w ukochanym mieście, przyjaciół, a przede wszystkim rodzinę. W celu uniknięcia medialnego szumu, mężczyzna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jodoziory, 2016 rok. W małej, urokliwej wiosce na granicy Suwalskiego Parku Krajobrazowego,, zostają odnalezione zwłoki starszego małżeństwa. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zmarli w ciągu jednej chwili zamienili się popiół. Kilka minut po odnalezieniu zwłok, dach budynku ulega rozpadowi pogrążając potencjalne dowody w gruzowisku. Do zabezpieczania terenu zostają oddelegowani policjanci z suwalskiej policji – Vytautas Cesnauskis i Mateusz Przekop. Na miejscu poznają młodego policjantka, który kilka godzin później popełnia samobójstwo. Okazuje się, że mężczyzna od lat interesował się makabryczną historią wioski, w której w latach 70 doszło do serii morderstw, samobójstw i tajemniczych śmierci, za które odpowiadać miała najprawdziwsza czarownica. W imię policyjnej solidarności, śledztwo zmarłego kolegi przejmuje Vytautas. Do jakich makabrycznych tajemnic dotrze mężczyzna ? Czy tragedie nawiedzające wioskę to sprawka ludzi, rud metalu, a może jednak czarów?

„Widniały na nich poziome, równoległe, głębokie, długie na kilkadziesiąt centymetrów ślady.
Jakby od porysowania.
Albo pazurów.”

Inkub to już trzecia książka Artura Urbanowicza, lecz tym razem zdecydowanie najlepsza. Chociaż Gałęziste cały czas lepiej wpisuje się w klimat horrorów, który lubię najbardziej, Inkub przerósł je zdecydowanie pod względem warsztatu oraz pomysłu na fabułę. Początkowo, obawiałam się czy autorowi uda się utrzymać moją uwagę przez ponad 700 stron, jednak okazało się że zupełnie niepotrzebnie. Historia chociaż prowadzona stosunkowo powoli, potrafi niesamowicie wciągnąć, przez co duża objętość powieści zupełnie traci na znaczeniu.

Akcja powieści rozgrywa się na dwóch płaszczyznach. Pierwsza to rok 2016, kiedy to w wiosce zostają odnalezione spopielałe zwłoki starszego małżeństwa. Drugie to rok 1970, kiedy to do Jodozior sprowadza się Teresa Oś. Prowadzenie narracji, na tych dwóch płaszczyznach pozwala nam na dokładne poznanie całej historii, psychologii bohaterów oraz kontekstu niektórych zdarzeń. Chociaż czasami nie zdajemy sobie sprawy, jaki wpływ na przyszłość mają z pozoru zupełnie nieistotne zdarzenia, autor po raz kolejny udowadnia że wszystko zostało przemyślane w najdrobniejszych szczegółach i w Inkubie nic nie dzieje się bez przyczyny.

Jednak czy Inkub w ogóle straszy? Owszem! Jednak nie zawsze w klasycznym tego słowa znaczeniu. Wyróżniłabym tu dwa źródła niepokoju i strachu. Pierwszy to oczywiście potencjalna czarownica i towarzyszące jej demoniczne siły. Jeżeli chociaż trochę śledzicie moje wpisy, to na prawno zdajecie sobie sprawę, że wszystkie paranormalne zjawiska to mój konik i czytam o nich z prawdziwą przyjemnością. Z tego też względu wszystkie przerażające zjawiska wywoływały u mnie jedynie lekkie ukłucie niepokoju. To co faktycznie przeraża w tej historii to prymitywna rządzą ludzi do zadawania bólu i cierpienia innym. Banda Żyndy to grupa młodych mężczyzn, która karmi się strachem pozostałych mieszkańców wioski. Ciężko właściwie określić ich pobudki. Jednak to co wyprawiają, jednocześnie nie ponosząc za to żadnej odpowiedzialności, wywołuje jeszcze większe przerażenie niż potencjalna czarownica.

„Widzi, że przybysz, chłop, którego sami wpuścili do domu, poczęstowali bimbrem i zaproponowali, by dołączył do stołu, ma jedną nogę ludzką, a drugą... końską!”

Jedyne, do czego mogę się przyczepić to sam finał historii. Jest on przemyślany i wciągający, jednak mam wrażenie, że wszystko rozegrało się za szybko. W tym kulminacyjnym momencie, zabrakło mi trochę stopniowania napięcia, co pozostawiło lekki niedosyt.

Należy jednak pamiętać, że autor stworzył nie tylko wciągająca powieść grozy, ale również powieść niezwykle uniwersalną. Przede wszystkim, mam tu na myśli opisy sytuacji, w której główną rolę odgrywa eter. Tak naprawdę, wioska została przeklęta jeszcze długo przed pojawieniem się czarownicy, a stało się to w momencie, w którym mężczyźni zaczęli odurzać się eterem. To on, a nie czary stał się głównym powodem nieszczęść mieszkańców. To samo dzieje się współcześnie, z tą różnicą że eter zastępują inne napoje lub używki. To one niszczą ludzi i sprawiają, że ten uśmiechnięty, życzliwy mężczyzna z bloku obok pojawia się na pierwszych stronach gazet z czarnym paskiem na oczach.

Inkub Artura Urbanowicza to świetna powieść grozy, którą pokocha każdy miłośnik tego gatunku. Wyważona, stopniowo postępująca akcja wciąga bez reszty, wywołując przyjemny dreszczyk niepokoju. Do tego świetnie rozegrany finał, który z jednej strony wyjaśnia najważniejsze aspekty historii, ale jednocześnie pozostawia sporo przestrzeni na własną interpretacje. Z prawdziwą przyjemnością polecam Wam tę niesamowitą historię, oraz inne powieści autorstwa Artura Urbanowicza.

Jodoziory, 2016 rok. W małej, urokliwej wiosce na granicy Suwalskiego Parku Krajobrazowego,, zostają odnalezione zwłoki starszego małżeństwa. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zmarli w ciągu jednej chwili zamienili się popiół. Kilka minut po odnalezieniu zwłok, dach budynku ulega rozpadowi pogrążając potencjalne dowody w gruzowisku. Do zabezpieczania terenu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dwa lata temu, cała Hiszpania żyła sprawą małego Nicolasa. Chłopiec w jednej chwili trzymał rękę swojej mamy, by za chwilę rozpłynąć się w powietrzu, pod okiem kilkudziesięciu klientów galerii handlowej. Nie pomogły wywiady, audycje radiowe i setki ulotek z uśmiechniętą buzią chłopca. Nicolas zniknął, a tożsamości jego porywacza – Slendermana, nigdy nie odkryto.

Jakiś czas później Slenderman znowu uderza. W tej samej galerii, o tej samej porze, w tym samych okolicznościach uprowadzony zostaje kolejny chłopiec – Kike. Sprawą ponownie zajmuje się nadinspektor Ana Aren. Brak rozwiązania w sprawie Nicolasa, kobieta traktuje jako osobistą porażkę, dlatego gdy uprowadzony zostaje Kike, nadinspektor jest jeszcze bardziej zdeterminowana by dorwać porywacza. Jak jednak poradzi sobie w sytuacji, gdy porwany zostaje syn jej najlepszej przyjaciółki?

„Jesteśmy uzależnieni od cudzego bólu. Czy ja też? Czy potrzebuję cudzego bólu, żeby samej czuć się dobrze?”

Jeżeli mam być szczera, początek mojej przygody z Nie jestem potworem nie należał do specjalnie udanych. Powieść zaczęłam czytać w momencie, gdy nawarstwiło mi się mnóstwo innych zobowiązań zarówno w pracy jak i w domu, przez co nie mogłam w pełni wgryźć się w lekturę. Głowa ciągle była zajęta czymś innym, a doba miała zdecydowanie za mało godzin. Jednak w chwili, gdy w końcu miałam odrobinę wolnego czasu i usiadłam do debiutanckiej powieści Carme Chaparro całkowicie przepadłam.

Chociaż już od pierwszych stron zostajemy wrzuceni w sam środek akcji, kiedy to matka Kike zgłasza jego zaginięcie, początek jest stosunkowo niespieszny. Autorka bardzo umiejętnie dawkuje napięcie, tak aby z każdym kolejnym rozdziałem jego poziom systematycznie rósł i gdy myślimy, że już nic Nas bardziej nie zaskoczy, otrzymujemy fenomenalne rozwiązanie, które wywraca wszystko do góry nogami. Jest to zabieg, który ciągle obserwujemy w powieściach Remigiusza Mroza, z tą różnicą że w przypadku Nie jestem potworem, zaskakujące rozwiązanie zagadki jest naprawdę autentyczne i wiarygodne.

„W moim przypadku liczba to trzydzieści […]. Trzydzieści sekund, które dzielą życie, jakie prowadzę teraz, od tego, jakie wiodłam wcześniej, a które już nigdy nie będzie moim udziałem.”

Dziennikarz, zarówno prasowy jak i telewizyjny, za pomocą słów musi oddać cały ogrom emocji wiążących się z danym tematem. Radość z wygranej, rozpacz po stracie najbliższej osoby. Jeżeli odbiorca podczas oglądania dziennika nie poczuje całej gamy tych emocji, to stacja będzie systematycznie traciła widzów. Carme Chaparro musi być naprawdę dobrą dziennikarką, ponieważ miejscami, wręcz namacalnie czułam ból matek po zaginięciu ich dziecka. Oprócz bardzo ciekawie skonstruowanej fabuły, z pewnością emocjonalny wymiar tej historii jest jej najmocniejszą stroną.

Nie jestem potworem Carme Chaparro, to jeden z tych niepozornych kryminałów, które z początku można nazwać wręcz przeciętnymi. Ot, najzwyklejsza historia poszukiwania seryjnego porywacza. Jednak, z każdą kolejną stroną akcja nabiera tempa i nim się obejrzymy dochodzimy do spektakularnego finału, gdzie sprawa zaginięć Nico, Kike i Pablo zostaje rozwiązana. Do tego lekki, bardzo emocjonalny styl i ciekawi bohaterowie z którymi mam nadzieję, jeszcze nie raz przyjdzie mi się spotkać. Serdecznie polecam Wam tę niesamowitą historię! Jestem pewna, że Nie jestem potworem, przypadnie do gustu, każdemu miłośnikowi kryminałów i thrillerów.

Dwa lata temu, cała Hiszpania żyła sprawą małego Nicolasa. Chłopiec w jednej chwili trzymał rękę swojej mamy, by za chwilę rozpłynąć się w powietrzu, pod okiem kilkudziesięciu klientów galerii handlowej. Nie pomogły wywiady, audycje radiowe i setki ulotek z uśmiechniętą buzią chłopca. Nicolas zniknął, a tożsamości jego porywacza – Slendermana, nigdy nie odkryto.

Jakiś czas...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

U schyłku XI wieku, Northumbria i inne okoliczne hrabstwa były celem łupieżczych wypraw przybyszów z Północy. Gwałtem i siłą, plądrowali oni nadmorskie miejscowości, mordując większość mieszkańców. Nieszczęśnicy, którym udało się przeżyć, byli transportowani na daleką Północ, by tam służyć nowym panom jako niewolnicy.

Podobny los spotkał Uhtreda, drugiego syna ealdormana Bebbanburgu, który podczas tragicznej bitwy z oddziałami Wikingów dostał się do niewoli u samego jarla Ragnara. Wywieziony z dala od rodzinnego domu, chłopiec dorasta wśród obcych wierzeń i obyczajów. Z czasem, miejsce które na początku było dla niego więzieniem, staje się prawdziwym domem, a morderca jego rodziny, opiekunem i ojcem. Jednak gdzieś w głębi serca, Uhtred nadal pozostaje Anglikiem, a dzień w którym będzie musiał opowiedzieć się za jedną ze stron nadchodzi nieubłaganie.

"Na imię mam Uhtred. Jestem synem Uhtreda, który był synem Uhtreda,
którego ojca także zwano Uhtredem"

Bernard Cornwell z ogromnym rozmachem przybliżył czytelnikowi brutalny świat Wikingów i ich łupieżczych wypraw. To świat, gdzie nie ma miejsca dla słabych, a honor i bogowie to najważniejsze aspekty życia każdego wojownika. Jednak, gdy już opadnie bitewny kurz, to świat zwykłych ludzi, którzy tak samo jak inni cieszą się, kochają i cierpią.

Autor posługuje się niezwykle barwnym i plastycznym językiem, by przenieść czytelnika na tereny XI-wiecznej Anglii i Danii. W sposób bardzo wyrazisty, a jednocześnie niewymuszony opisuje zarówno wciągające, krwawe bitwy, co codzienne życie tamtejszej społeczności. Za pomocą słów, bombarduje czytelnika całą paletą barw, zapachów i dźwięków. Szczękiem oręża, gdy ten napotyka na drodze inny metal, krzykami konających gdy strzała przeszywa ich ciało, dławiącym gardło kurzem, który powoli opada nad miejscem śmierci setek wojowników, ciepłem ogniska w domu jarla czy dźwiękami krosna jakie wydaje podczas pracy.

Co jednak warto zaznaczyć, język jakim posługuje się autor jest bardzo przystępny. W tego typu powieściach, ciężki styl potrafi zniechęcić nawet największych fanów gatunku, nie wspominając już o nowych czytelnikach. W tej powieści, czegoś takiego nie doświadczymy. Historia właściwie czyta się sama i nim się spostrzeżemy, przyjdzie Nam sięgać po kolejny tom.

Poza przystępnym językiem i wciągającymi opisami, na szczególną uwagę zasługują również bohaterowie. Uhtred był ledwie dzieckiem, gdy Ragnar uprowadził go i wymordował jego rodzinę. Wydawać by się mogło, że chłopiec z całego serca go znienawidzi i przy pierwszej nadarzającej się okazji postanowi pomścić najbliższych. Jednak wolność i dzikość, która emanuje od Wikingów zupełnie go odurza, tak że w pewnym stopniu staje się jednym z nich. I jest to właściwie jedyny aspekt, do którego mogłabym mieć pewne zastrzeżenia. Ciężko mi wyobrazić sobie, równie silne oddanie jakim Uhtred darzy Ragnara, mimo że ten w brutalny sposób zamordował jego brata i ojca. Oczywiście podobne zachowania, często obserwuje się w relacjach oprawca-ofiara, jednak w tym wypadku nie do końca czuje się przekonana. Zabrakło mi głębszej analizy głównego bohatera, na co szczerze liczę przy kolejnych tomach.

„Wszyscy jesteśmy samotni i wszyscy szukamy czyjejś dłoni, którą moglibyśmy potrzymać w ciemnościach. To nie harfa jest ważna, tylko ręka, która na niej gra.”

Jednak Ostatnie królestwo to nie tylko Uhtred i Ragnar. Na kartach powieści poznajemy wielu wspaniałych bohaterów, których losy będę śledzić z prawdziwym zaangażowaniem. Co więcej, niektórzy z nich nie są jedynie fikcją literacką, a prawdziwymi ludźmi żyjącymi w tamtych czasach. Autor niezwykle zręcznie, żongluje faktami i fikcją, tworząc niezwykłą opowieść w iście spektakularnym stylu.

Ostatnie królestwo to niezwykła wciągająca historia, wprowadzająca czytelnika w świat wojowniczych wikingów i wielkich bitew. To skrupulatnie nakreślony obraz ówczesnego świata, w którym autor, za pomocą bohaterów przybliża czytelnikom wierzenia i obyczaje z dalekiej Północy, a wszystko to okraszone pięknymi opisami i lekkim przystępnym językiem. Serdecznie polecam Wam poznać tę historię, szczególnie jeżeli jesteście fanami takich seriali jak The Last Kingdom czy Vikings.

U schyłku XI wieku, Northumbria i inne okoliczne hrabstwa były celem łupieżczych wypraw przybyszów z Północy. Gwałtem i siłą, plądrowali oni nadmorskie miejscowości, mordując większość mieszkańców. Nieszczęśnicy, którym udało się przeżyć, byli transportowani na daleką Północ, by tam służyć nowym panom jako niewolnicy.

Podobny los spotkał Uhtreda, drugiego syna ealdormana...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po rozgromieniu Duńczyków pod Cynuit, mieszkańcy Anglii mogą odetchnąć spokojnie. Rozejm podpisany między Alfredem i Wikingami daje im szansę, ponownie wrócić do swoich codziennych obowiązków bez strachu, że lada dzień znów przyjdzie im przelewać krew. Jednak spokój, to ostatnie o czym może marzyć Uhtred. Mężczyzna cały czas próbuję spłacić dług wobec Kościoła, jaki przeszedł na niego po poślubieniu Mildrith. Ponadto, mimo przechylenia szali zwycięstwa podczas bitwy na stronę wojsk angielskich Uhtred popada w niełaskę u króla Alfreda. Na domiar złego, mężczyzna cały czas miota się między byciem Sasem, a Wikingiem i próbuje pojąć kim tak naprawdę jest i czego pragnie od życia. Tymczasem, Duńczycy łamią postanowienia rozejmu. Uthred musi ponownie chwycić za broń i opowiedzieć się za jedną ze stron. Którą z nich wybierze? Czy pragnienie wolności i swobodny, wygra nad zdrowym rozsądkiem?

„Bez przyjaciół byłem kolejnym pozbawionym ziemi i pana wojownikiem”

Ostatnie królestwo czyli pierwszy tom serii Wojny Wikingów ogromnie przypadł mi do gustu. Byłam wręcz zaskoczona, jak bardzo barwnie, a jednocześnie lekko, można pisać o brutalnych wojnach i krwawych potyczkach. Bernard Cornwell to z pewnością fenomen wśród autorów powieści historycznych. Sięgając po drugi tom zastanawiałam się, czy autorowi cały czasu uda się utrzymać równie wysoki poziom, co w przypadku pierwszej powieści. Okazuje się jednak, że Cornwell nie bez powodu, uważany jest za jednego z najlepszych autorów powieści historycznych, a kolejny tom przygód Uhtreda Zwiastun burzy, jest jeszcze lepszy od poprzedniego.

W drugim tomie znajdziemy wszystko to, za co pokochaliśmy Wojny Wikingów. Wciągające, bardzo dynamiczne sceny batalistyczne, niezwykle precyzyjnie odwzorowane życie ówczesnego społeczeństwa i całą masę ciekawych, bardzo dobrze nakreślonych postaci, pomiędzy którymi przoduje oczywiście, główny bohater – Uhtred. Cornwell nieustannie czaruje czytelnika słowem, sprawiając, że ponad pięciuset stronicową powieść, od samego początku, do samego końca, czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem.

W trakcie trwania historii, możemy coraz lepiej poznać głównego bohatera. Autor stawia go w wielu, niekomfortowych sytuacjach, które kształtują go jako wojownika i mężczyznę. W pierwszym tomie, zabrakło mi właśnie tej głębszej analizy psychologicznej postaci. Jednak całkowicie rekompensuje mi to Zwiastun burzy, w którym Uhtred wyjawia czytelnikowi swoje tajemnice, dzięki czemu jesteśmy w stanie lepiej zrozumieć dokonywane przez niego wybory. Nie brak mu jednak, normalnych ludzkich słabości, które potrafią wpędzić go w niemałe tarapaty.

„Jarl Ragnar – mój przyjaciel”

Podczas lektury, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ówczesnemu klerowi daleko do ewangelicznych apostołów. Duchowni, którzy w zamyśle mieli kultywować ascetyzm i dobro, stali się rządnymi władzy i pieniędzy obłudnikami. Zamiast spoglądania w kierunku Boga, częściej ich wzrok pada na sakiewkę pełną pieniędzy, przez co nie wiele różni ich o najzwyklejszych lichwiarzy. Jest to nie tylko smutne, ale również zastanawiające, jak silną wiarą musiało cechować się ówczesne społeczeństwo, że spoglądając na tego typu duchownych, nie odwrócili się oni od Kościoła.

Zwiastun burzy to świetna kontynuacja losów Uhtreda – pół Wikinga, pół Sasa. Lekki styl, wciągająca akcja i ciekawi bohaterowie przekonają do siebie najbardziej zatwardziałych przeciwników powieści historycznych. Osobiście, nadal jestem pod wpływem uroku, jaki Cornwell rzuca na swoich czytelników i czym prędzej zabieram się za kolejny tom tej serii Panowie Północy.

Po rozgromieniu Duńczyków pod Cynuit, mieszkańcy Anglii mogą odetchnąć spokojnie. Rozejm podpisany między Alfredem i Wikingami daje im szansę, ponownie wrócić do swoich codziennych obowiązków bez strachu, że lada dzień znów przyjdzie im przelewać krew. Jednak spokój, to ostatnie o czym może marzyć Uhtred. Mężczyzna cały czas próbuję spłacić dług wobec Kościoła, jaki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W dniu jej narodzin, cały kraj oddał się radosnemu świętowaniu na cześć Królowej Eirene, która powiła zdrową dziewczynkę. Theodosia Eirene Houzzar przez lata dorastała otoczona miłością, by któregoś dnia przejąć tron po matce i kontynuować jej dzieło. Jednak nie dane jej było dożyć tego dnia. Gdy dziewczynka miała sześć lat, Kalovaxianie napadli jej kraj i na jej oczach poderznęli gardło ukochanej rodzicielce. Od tego dnia dziewczynka jest więźniem we własnym pałacu, otoczona przez szpiegów i zdrajców. Theodosia Eirene Houzzar umiera, a na jej miejsce pojawia się Thora – Księżniczka Popiołów.

Gdy pewnego dnia, dziewczyna zostaje wyciągnięta z własnej komnaty by stawić się przed obliczem Kaisera spodziewa się, że czeka ją kolejne batożenie. Na miejscu czeka na nią Kaiser z brutalnie pobitym niewolnikiem Ampeliem – jednym z ostatnich Strażników, oddanym sługą jej matki i jej ojcem. Dziewczyna by przeżyć musi wykazać się lojalnością wobec swoich oprawców i zabić Ampelia. Zmywając krew z rąk, Thora uświadamia sobie, że przetrwanie już jej nie wystarcza i najwyższy czas przywrócić Theodosie do życia.

„W kraju bez królowej, księżniczka musi powstać”

Księżniczka Popiołu Laury Sebastian z pozoru nie wyróżnia się niczym specjalnym na rynku wydawniczym. Mamy fikcyjną krainę, w której bezwzględny wróg objął władze zmuszając do niewolnictwa tysiące obywateli. Wybuch rebelii był więc tylko kwestią czasu, a na jego czele stanęła księżniczka, więziona i poniżana, prawowita następczyni tronu. Wydawać by się mogło, że to historia jak wiele innych. Jednak Laura Sebastian wprowadziła kilka elementów, dzięki którym powieść wyróżnia się na tle innych historii tego typu.

Astrea to kraina, gdzie dzięki przychylności Bogów i magii Duchowych Kamieni, żaden z mieszkańców nie musiał martwić się głodem czy niedostatkiem. I właśnie te Duchowe Kamienie to jeden z ciekawszych pomysłów autorki. Dla mnie mają one w pewien sposób metaforyczne znaczenie. To co dawało ludziom dobrobyt i szczęście, jednocześnie stało się początkiem ich szaleństwa i zguby.

I chociaż może się wydawać, że Księżniczka Popiołu to historia o rebelii, dla mnie w głównej mierze to opowieść o przyjaźni. Wątek Cress i Thory jest zdecydowanie najciekawszy i najlepiej dopracowany, ze wszystkich zawartych w powieści. Autorka niezwykle trafnie przedstawiła relacje między nastolatkami, które z pozoru się kochają, jednak jest to miłość przypominająca tykającą bombę, od której eksplozji dzielą Nas tylko sekundy. I muszę przyznać, że to co wydarzyło się między nastolatkami na końcu, to główny powód dla którego sięgnę po kolejne części tej historii.

Jednak nie obeszło się bez pewnych zgrzytów. Przede wszystkim, mam tu namyśli zakończenie, którego zupełnie nie rozumiem i mało brakowało, a całkowicie zniechęciłoby mnie do tej historii. Czegoś takiego zupełnie się nie spodziewałam i bynajmniej nie było to miłe zaskoczenie. Dla mnie książka skończyła się kilka stron przed faktycznym finałem, a to co wydarzyło się potem wypieram ze świadomości.

„Coś się we mnie budzi. To nie jest mój dom. Nie jestem ich nagrodą. Nie jestem zadowolona z życia, które tak łaskawie oszczędzili".

Całą historię czyta się jednak naprawdę szybko i przyjemnie. Autorka ciekawie kreuje świat, przybliżając czytelnikowi nie tylko geografię, ale także historię i gospodarkę tego regionu. Dzięki temu Astrea nie jest tylko płaską plamą na mapie świata, a trójwymiarową krainą, w której przyszło żyć bohaterom powieści Laury Sebastian. I chociaż fabuła jest dosyć przewidująca, nie wpłynęło to mocno na moją przyjemność z lektury.

Księżniczka Popiołu Laury Sebastian to historia będąca w pół drogi pomiędzy książką przeciętną a dobrą. Autorka wprowadziła kilka naprawdę ciekawych wątków, dzięki którym historia ta nie była tylko kolejną książką o zniewolonej księżniczce, która ryzykując życie wszczyna rebelię, aby uwolnić swój kraj. Z drugiej jednak strony, miejscami mamy do czynienia z tak absurdalnymi i sztampowymi rozwiązaniami, że spokojnie mogłyby one posłużyć jako fabuła kolejnego odcinka Mody na Sukces. Nie mniej, jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalsze losy Theo, stąd też na pewno zabiorę się za kolejny tom tej serii, mając jednocześnie nadzieję, że w kolejnej części autorka lepiej wykorzysta potencjał tkwiący w tej historii.

W dniu jej narodzin, cały kraj oddał się radosnemu świętowaniu na cześć Królowej Eirene, która powiła zdrową dziewczynkę. Theodosia Eirene Houzzar przez lata dorastała otoczona miłością, by któregoś dnia przejąć tron po matce i kontynuować jej dzieło. Jednak nie dane jej było dożyć tego dnia. Gdy dziewczynka miała sześć lat, Kalovaxianie napadli jej kraj i na jej oczach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Helen Russell to znana brytyjska dziennikarka, która do tej pory publikowała swoje artykuły i felietony w takich magazynach jak The Sunday Times, The Wall Street Journal, Marie Claire, The Telegraph czy The Guardian. Nie ma mowy! to pierwsza pełnowymiarowa powieść w dorobku tej autorki, która z miejsca stała się na Wyspach prawdziwym bestsellerem. Doceniono ją tam za niezwykły humor i ciepło, jednak czy brytyjskie poczucie humoru sprawdzi się także na naszym podwórku?

Alice wydaje się, że ma wszystko pod kontrolą. Praca ponad etat w klinice dentystycznej, opieka nad dwójką dzieci i mężem spędzającym całe dnie w swoim gabinecie i wszystkie poboczne szkolno-domowe obowiązki to dla niej codzienność. Po takim rajdzie, kobieta pada bez życie na łóżko, by kolejnego dnia powtórzyć wszystko od nowa.

Lecz pewnego dnia Alice pęka. Po spektakularnej kompromitacji na konferencji stomatologicznej, kobieta ulega namowom siostry i obie udają się na zasłużone wakacje. Luksusowy hotel z nienaganną obsługą i pysznym jedzeniem ma być idealnym miejscem do odpoczynku i odnowienia siostrzanych więzi. Zamiast tego, Alice ląduje w środku duńskiego lasu na niekonwencjonalnym obozie przetrwania dla prawdziwych wikingów. Brak dachu nad głową, bieżącej wody oraz całkowity zakaz korzystania z telefonu, to będzie naprawdę długi tydzień!

„ - Wasze największe atuty to serce i głowa. Nie to na czym siedzicie. […] Mózg to nowy tyłek!"

Na samym początku musicie wiedzieć, że jestem prawdziwą fanką brytyjskiego poczucia humoru. Od lat z niesłabnącym uwielbieniem oglądam przeuroczą Hiacyntę Bucket (czytaj Bukiet, nie Żakiet!), bohaterkę popularnego w latach 90 serialu Co ludzie powiedzą, który jest wręcz definicją angielskiego dowcipu i komizmu. I ten sam komizm odnalazłam w powieści Nie ma mowy!. Autorka bardzo zgrabnie wplotła w dialogi i fabułę wiele humoru sytuacyjnego, który jest bardzo naturalny. Z początku, obawiałam się trochę tej sztuczności i wymuszonej próby rozbawienia czytelnika, jednak autorka doskonale poradziła sobie z tym zadaniem. I chociaż powieść nie wywoływała u mnie niepohamowanych napadów śmiechu, to i tak doskonale się przy niej bawiłam i dostarczyła mi wiele radości z lektury.

Jednak Nie ma mowy! to nie jedynie powieść humorystyczna. Helen Russell pod przykrywką lekkiej i zabawnej historii przemyca wiele życiowych prawd, o których zapominamy w tym szaleńczym biegu po sławę i karierę. Zapominamy o tym co jest naprawdę w życiu ważne, a przede wszystkim zapominamy o sobie samych. Tkwimy w nieszczęśliwych związkach w obawie przed samotnością, w pracy gdzie nie jesteśmy doceniani i ciągle musimy dawać z siebie więcej i więcej, zapominamy, że wirtualne znajomości czy zdjęcia na Instagramie i Facebooku nie zastąpią szczerej rozmowy z przyjacielem. I chociaż wikińska mądrość może wydawać się niektórym zbyt prosta i prymitywna, wydaje mi się że właśnie o to chodzi. Z reguły najprostsze rozwiązania, przynoszą najlepsze rezultaty.

„Wikingowie nie wyręczają się innymi […] Nie jesteś królewną, którą trzeba ratować przed smokiem. Ty jesteś smokiem. „

Helen Russell stworzyła naprawdę ciepłą, zabawną i iście wikińską opowieść, która w lekki sposób skłania do chwili refleksji nad własnym życiem i nabrania dystansu do niektórych aspektów codziennego życia. Do tego sympatyczne bohaterki w środku duńskiej puszczy, gdzie każda z nich musi zmierzyć się z własnymi problemami i niedoskonałościami. I chociaż łatwo przewidzieć zakończenie tej historii, to powieść ta autentycznie podnosi na duchu i daje nadzieję na lepsze jutro. Ogromnie polecam Wam tę niesamowitą opowieść, która wleje w wasze serca odrobinę ciepła w te nadchodzące jesienne wieczory.

Helen Russell to znana brytyjska dziennikarka, która do tej pory publikowała swoje artykuły i felietony w takich magazynach jak The Sunday Times, The Wall Street Journal, Marie Claire, The Telegraph czy The Guardian. Nie ma mowy! to pierwsza pełnowymiarowa powieść w dorobku tej autorki, która z miejsca stała się na Wyspach prawdziwym bestsellerem. Doceniono ją tam za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak doskonale wiecie nie przepadam za młodzieżówkami. Połowa z nich wydaje mi się infantylna i nie wnosi nic poza tym, co już wielokrotnie wałkowano w wielu powieściach. Z tego powodu też twórczość takich autorów jak Jay Asher, Cassandra Clare czy Kiera Cass jest mi zupełnie nie znana. Wraz z rozpoczęciem wakacji postanowiłam jednak wyjść ze swojej strefy komfortu i spróbować gatunków, po które do tej pory nie sięgałam.

Na pierwszy ogień poszła powieść obyczajowa, Nie ma mowy Helen Russell, którą pochłonęłam dosłownie w kilka godzin. Zachęcona pierwszym powodzeniem, postanowiłam zrobić krok dalej i sięgnąć po pozycję z półki powieści młodzieżowych. Nie było więc ku temu lepszej okazji jak premiera najnowszej powieści Podniebny Kerstin Gier, utytułowanej autorki bestsellerowych serii Silver czy Trylogia Czasu. Jednak czy i tym razem uda mi się wyjść zwycięsko z tego pojedynku? Czy może okaże się, że jestem po prostu za stara na takie powieści? Przekonajcie się sami.

Siedemnastoletnia Fanny, mimo sprzeciwu rodziców postanawia rzucić szkolę i poszukać szczęścia w innej dziedzinie życia. Zostaje zatrudniona na roczną praktykę w luksusowym hotelu u podnóża Alp - Château Janvier, zwanym również Podniebnym. I chociaż hotel w ciągu roku nie przynosi większych zysków, w czasie nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia, ma przeżyć prawdziwe oblężenie. Wśród gości mają pojawić się: znany autor thrillerów i kryminałów, legendarna była łyżwiarka figurowa, potentat tekstylny z Karoliny Południowej oraz nieprzyzwoicie bogaty rosyjski oligarcha, w którego posiadaniu jest jeden z najcenniejszych brylantów świata.

Jednak znane osobistości to nie jedyna atrakcja jaka czeka Fanny w nadchodzących miesiącach. Wraz z pomocą nowych przyjaciół, dziewczyna będzie musiała pokrzyżować plany pewnych złych ludzi, znaleźć sposób by uchronić hotel przed zamknięciem i sprzedażą w ręce bosa mafii śmieciowej, a jednocześnie znaleźć pomysł na siebie i być może nawet nową miłość… Jedno jest pewne, w nadchodzące święta nikt nie będzie się nudzić!

"Panna Muller przecież już mnie kiedyś upomniała, że zbyt serdecznie uśmiecham się do gości. Według niej personel należy do ruchomego inwentarza hotelowego i nie powinien ani okazywać, ani wywoływać emocji. Gości nie wolno stawiać w kłopotliwej sytuacji,w której musieliby zająć określoną postawę wobec faktu, że personel żywi ludzkie uczucia, czy wręcz czuliby się zmuszeni odpowiadać mu uśmiechem."

Tak naprawdę, gdy zaczynałam lekturę Podniebnego nie oczekiwałam zbyt wiele. Przyznaję, byłam sceptycznie nastawiona, w końcu to młodzieżówka, które wydają mi się miejscami dziecinne. Jednak po lekturze, biję się w pierś i przyznaje, że się myliłam. Podniebny to naprawdę bardzo ciekawa i zabawna historia z wciągającą zagadką kryminalną w tle, której lektura sprawiła mi ogromną przyjemność.

Jeżeli miałabym wskazać najsłabszą stronę tej powieści, uznałabym że są nią bohaterowie. Wydają mi się odrobinę sztampowi, a miejscami brak im oryginalności. Nie oznacza to jednak, że można to zarzucić wszystkim postaciom. Moje serce z miejsca skradł Pavel i mały psychopata w osobie Dona Burkhardta Jr, no i oczywiście Monsieur Rocher, prawdziwy dobry duch hotelu Podniebny. To co mi się natomiast najbardziej podobało, to oczywiście, jak na prawdziwego miłośnika kryminałów przystało, zagadka kryminalna. Jest ona dopracowana i niezwykle wciągająca. Chociaż finałowa akcja rozpoczyna się dopiero na stu ostatnich stronach książki, to napięcie i poszlaki dawkowane są od samego początku, aż do momentu kulminacyjnego. Sprawia to, że od powieści naprawdę ciężko się oderwać, nim nie poznamy odpowiedzi na wszystkie pytania.

"Musiałam się spieszyć, żeby zrobić sobie kapelusz z folii aluminiowej - odparłam. - Na spotkanie wyznawców teorii spiskowych ze starym Stuckym i autorem thrillerów"

Kerstin Gier ma bardzo lekki i przyjemny styl, co sprawia że historia właściwie czyta się sama. Miłym dodatkiem jest zamieszczony na końcu powieści słowniczek z krótkim opisem wszystkich miejsc i postaci. Jednak nie radzę czytać go przed zakończeniem historii. W przypadku niektórych bohaterów zdradza on zdecydowanie za dużo i może pewne rzeczy spojlerować, jeżeli za wcześnie zdecydujemy się na jego lekturę. Sama zauważyłam go dopiero jak już przeczytałam całą historię, stąd uważam go za naprawdę miłe uzupełnienie całości.

Podniebny Kerstin Gier po raz kolejny udowodnił mi, że czasem warto wyjść poza swoją strefę komfortu i poznać także inne gatunki, których do tej pory się unikało. Dzięki temu, można poznać naprawdę ciekawe historie, do których Podniebny z pewnością się zalicza. Sympatyczni bohaterowie, nagłe zwroty akcji i wciągająca fabuła to wszystko, a także wiele innych rzeczy, znajdziecie w najnowszej powieści Kerstin Gier, którą z czystym sercem serdecznie Wam polecam!

Jak doskonale wiecie nie przepadam za młodzieżówkami. Połowa z nich wydaje mi się infantylna i nie wnosi nic poza tym, co już wielokrotnie wałkowano w wielu powieściach. Z tego powodu też twórczość takich autorów jak Jay Asher, Cassandra Clare czy Kiera Cass jest mi zupełnie nie znana. Wraz z rozpoczęciem wakacji postanowiłam jednak wyjść ze swojej strefy komfortu i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Diabeł, Szatan, Demon, Antychryst, Lucyfer, Lewiatan, Belzebub, Belial czy Książę Wschodu. W zależności od epoki, czasu czy położenia geograficznego Diabeł przybiera różne oblicza. I chociaż można w niego nie wierzyć, nie da się ukryć, że jest on mocno zakorzeniony w praktycznie każdej kulturze, począwszy od amerykańskiej czy europejskiej, po żyjące w najdzikszych zakątkach Amazonii plemiona Indian. Owocem fascynacji postacią Diabła w kulturze, jest najnowsza książką Philipa C. Almonda "Diabeł. Nowa biografia".

Philip C. Almond w swojej najnowszej powieści przygotował pełną i wyczerpująca analizę postaci i idei Diabła w kulturze Zachodu. Przybliża on rozważania na temat narodzin i upadku Diabła zarówno w kontekście Biblii jak i starożytnych zapisków. Opowiada jak postrzegano Szatana w średniowieczu, co leżało u podstaw polowań na czarownice oraz z czego wywodziła się w latach 70-80 XX w. tak silna tendencja do zabaw tabliczkami ouija czy odbywania seansów spirytystycznych. Na koniec autor przybliża nam współczesną koncepcję Diabła, jego wszechobecność zarówno w literaturze jak kinematografii, a także pierwsze próby obalenia idei Antychrysta i jego roli we współczesnym świecie.

Każdy, kto choć trochę śledzi moje wpisy doskonale wie, że jestem prawdziwą fanką zjawisk nadprzyrodzonych. Duchy, demony, opętania, zjawy czy słowiańskie straszydła to mój konik, o których czytam z prawdziwą przyjemnością. Nic więc dziwnego, że gdy tylko zauważyłam najnowszą powieść Philipa C. Almonda "Diabeł. Nowa biografia" z miejsca zapragnęłam ją przeczytać. Mam już za sobą kilka książek o podobnej tematyce, przez co byłam ogromnie ciekawa czy i tym razem autor spełni moje oczekiwania.

"Historia Boga w świecie Zachodu jest zarazem historią Diabła, a historia teologii - historią demonologii."

Przede wszystkim należy nadmienić, że "Diabeł. Nowa biografia" to swojego rodzaju praca naukowa. Nie znajdziemy tu wartkiej akcji czy charyzmatycznych bohaterów. To zbiór wielu wieków badań i zapisków dotyczących religii, Boga a co za tym idzie też samego Diabła. Stąd też styl autora jest bardzo naukowy, co w konsekwencji sprawia, że całość czyta się dosyć ciężko. W tekście znajdziemy wiele fragmentów Biblii czy innych zapisków, nad lekturą których należy się dogłębnie zastanowić. To samo tyczy się różnych ksiąg, które autor wielokrotnie przytacza, by w pełni zobrazować różne kierunki rodzących się idei i nurtów kulturowych.

Stąd też, nie polecałabym tej powieści wszystkim czytelnikom. "Diabeł. Nowa biografia" to lektura dla koneserów demonologii, którzy już z niejedną tego typu powieścią mieli do czynienia. Dla osób, które do tej pory nie spotkały się z tak dogłębną analizą postaci Diabła, lektura Philipa C. Almonda, może być po prostu za trudna i zbyt męcząca. Sama, doskonale zdawałam sobie sprawę, z jaką lekturą przyjdzie mi się mierzyć, stąd jestem w pełni usatysfakcjonowana wyborem. Autor bardzo obszernie i wyczerpująco podszedł do tematu, przedstawiając czytelnikowi wiele tez i punktów widzenia ówczesnych teologów i uczonych. Ogromnie podoba mi się, że otrzymaliśmy tu zestawienie dwóch obrazów Diabła: zarówno tego teologicznego, upadłego anioła, który sprzeciwił się swojemu stwórcy, jak również tego kulturowego, którego wizerunek jest coraz bardziej eksploatowany w kinie czy literaturze.

"Diabeł. Nowa biografia" Philipa C. Almonda to prawdziwa gratka, dla wszystkich miłośników duchów, demonów jak również całej demonologii. To bardzo obszerny obraz Diabła, który od lat przerażał, a jednocześnie fascynował miliony ludzi na całym świecie. To bardzo ciekawa praca naukowa, dogłębnie analizująca wiele aspektów z dziedziny teologii, którą mimo dosyć trudnego stylu, czyta się z prawdziwą przyjemnością.

Diabeł, Szatan, Demon, Antychryst, Lucyfer, Lewiatan, Belzebub, Belial czy Książę Wschodu. W zależności od epoki, czasu czy położenia geograficznego Diabeł przybiera różne oblicza. I chociaż można w niego nie wierzyć, nie da się ukryć, że jest on mocno zakorzeniony w praktycznie każdej kulturze, począwszy od amerykańskiej czy europejskiej, po żyjące w najdzikszych zakątkach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wstrząsający kryminał oparty na faktach o międzynarodowym skandalu pedofilskim. Książka ciężka, trudna, momentami napisana w bardzo brutalny i drastyczny sposób. Pozycja zdecydowanie warta uwagi, jednakże jedynie dla czytelników o mocnych nerwach.

Wstrząsający kryminał oparty na faktach o międzynarodowym skandalu pedofilskim. Książka ciężka, trudna, momentami napisana w bardzo brutalny i drastyczny sposób. Pozycja zdecydowanie warta uwagi, jednakże jedynie dla czytelników o mocnych nerwach.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nim Mieszko I przyjął chrzest i włączył swój kraj i jego mieszkańców w poczet państw chrześcijańskich, tereny dzisiejszej Polski zamieszkiwały plemiona pogańskie, oddające cześć wielu bożkom. W tamtych czasach, bardzo mocno rozwinięty stał się kult natury. Słowianie, czcili wodę jako źródło życia i oczyszczenia, drzewa jako obiekty o mocach leczniczych, a nawet kamienie, które dzięki swojej twardości uważano za symbol wieczności i siły. I chociaż przyjęcie chrztu w 966 roku jednoznacznie oznaczało zakaz pogańskich praktyk, mocno zakorzenione wierzenia ówczesnych mieszkańców były potajemnie praktykowane jeszcze długo za panowania kolejnych Piastów. I kto wie, może miejscami są praktykowane po dziś dzień? Zapraszam Was na recenzję mrocznego thrilleru Obrączka diabła Vidara Sundstøla, który recenzuję dziś we współpracy z wydawnictwem Media Rodzina.

1985 rok Eidsborg, Norwegia. W noc przesilenia letniego przepada bez wieści młody badacz folkloru Peter Schram, piszący prace doktorską o miejscowym kościele słupkowym i kulcie Nikulsa. Sprawa zostaje przydzielona młodemu, ambitnemu policjantowi Maxowi Fjellangerze, który krótko po tym rezygnuje ze stanowiska i emigruje do Stanów.

30 lat później, mężczyzna wraca w rodzinne strony na pogrzeb starego przyjaciela Knuta Abrahamsena, który według ustaleń miejscowej policji, miał popełnić samobójstwo. Ta wersja zdarzeń nie przekonuje jednak Fjellangera, który rozpoczyna własne śledztwo. W toku dochodzenia, mężczyzna odkrywa że rok wcześniej, tej samej okolicy w noc przesilenia letniego, ginie młoda studentka Cecilie Wiborg, a jej zniknięcie może mieć związek z zaginionym trzydzieści lat wcześniej Peterem Schramem. Czy Maxowi, uda się rozwiązać zagadkę owych wypadków nim dzień ustąpi nocy i skończy się najkrótsza noc w roku?

"Panuje powszechne, choć błędne przekonanie, że przeszłość minęła [...] Prawda jest taka, że ona nigdy się nie kończy."

Obrączka diabła Vidara Sundstøla, to ciekawa historia pełna mistycyzmu, pradawnych pogańskich wierzeń i folkloru norweskiego Telemarku, a to wszystko u styku nowoczesności XXI wieku. To wciągająca lektura, której zdecydowanie najmocniejszym elementem jest atmosfera niepewności i niepokoju związana z pradawnym kultem drewnianego posążka. Z przyjemnością zagłębiałam się w historie Nikulsa i obrzędu z nim związanym, tym bardziej że autor wykorzystał prawdziwe wierzenia dawnych Skandynawów. Ciekawym urozmaiceniem jest również przedstawienie rzeczywistych lokalizacji, więc jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazji zwiedzać tamte rejony, koniecznie odwiedźcie słupkowy kościół w Eidsborg i sam posąg Nikulsa.

Mimo że, nie jest to powieść, w której akcja pędzi na łeb na szyje jej lektura sprawiła mi dużą przyjemność. Bardzo podoba mi się sam pomysł autora na wplecenie wątku pradawnych wierzeń i obrzędów w śledztwo prowadzone przez współczesnego prywatnego detektywa. I chociaż wydaje mi się, że potencjał zawarty w tej powieści nie został do końca wykorzystany, całość czyta się naprawdę szybko i przyjemnie.

Podczas lektury, zwróciłam również uwagę na dość duży realizm całej historii, dlatego jestem odrobinę rozczarowana samym finałem powieści. W żadnym razie nie jest on zły, jednak został trochę za bardzo udziwniony i przekoloryzowany, przez co słabo wpisuje się w realizm utrzymywany przez cały czas trwania powieści.

"Wszyscy dorośli ludzie noszą w sobie żal. (…) Chociaż nie zawsze chcą się do tego przyznać."

Podsumowując, Obrączka diabła to niezobowiązująca lektura, która przypadnie do gustu wszystkim miłośnikom powieści, w których główną rolę odgrywają mistycyzm, pradawne wierzenia i średniowieczne obrzędy. To powieść która wywołuje trudny do określenia rodzaj niepokoju, a który wprost uwielbiam w powieściach tego typu. Serdecznie polecam zapoznać się Wam z ta powieścią, jak i z innymi lekturami wydawanymi w ramach serii Gorzka Czekolada.

Nim Mieszko I przyjął chrzest i włączył swój kraj i jego mieszkańców w poczet państw chrześcijańskich, tereny dzisiejszej Polski zamieszkiwały plemiona pogańskie, oddające cześć wielu bożkom. W tamtych czasach, bardzo mocno rozwinięty stał się kult natury. Słowianie, czcili wodę jako źródło życia i oczyszczenia, drzewa jako obiekty o mocach leczniczych, a nawet kamienie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytając kryminały, niejednokrotnie zdarzyło mi się w myślach dziękować opatrzności, że rozgrywające się tam dramaty, są jedynie wytworem bujnej wyobraźni autora. Z pewnością żaden z Nas, nie chciałby mieć do czynienia z Kompozytorem, psychopatycznym mordercą wykreowanym przez Remigiusza Mroza czy brutalnym współczesnym „wampirem z Bergamo” opisanym w powieści Zmowa Dario Correnti. W tego typu książkach doskonale zdaje sobie sprawę, że nie ważne co by się działo wszystkie wydarzenia to jedynie mrożąca krew w żyłach fikcja literacka. Sytuacja zmienia się diametralnie w momencie, gdy mamy do czynienia z reportażem kryminalnym, który wiernie odzwierciedla wydarzenia rozgrywające się w rzeczywistości. Tak jak w przypadku powieści Na tropie mordercy. Historia prywatnego śledztwa, które wstrząsnęło Szwecją Joakima Palmkvista.

31.08.2012 roku, multimilioner Göran Lundblad znika bez śladu. Ostatnią osobą, która widziała zaginionego, jest jego najstarsza córka Sara, z którą ostatnimi czasy mężczyzna miał mocno napięte stosunki, za sprawą jej chłopaka Martina, który zdaniem Görana tylko czyha na majątek kobiety. Z czasem oczywiste staje się , że za nagłym zniknięciem mężczyzny stoją osoby trzecie, a on sam już dawno nie żyje. Głównymi podejrzanymi w tej sprawie stają się Sara i Martin. Jednak bez ciała, policja nie jest w stanie udowodnić winy podejrzanym, a Göran Lundblad oficjalnie nadal uznawany jest za zaginionego. Jakiś czas później, do akcji poszukiwawczej włączeni zostają ochotnicy z organizacji Missing People z Therese Tang na czele. Czy grupa cywili odkryje coś, co umknęło kalmarskiej policji? Czy sprawcy zostaną skazani, a sprawiedliwość zatriumfuje ?

Jednymi z najważniejszych kryteriów, według których oceniam nowo przeczytane powieści są bohaterowie, fabuła oraz to jak powieść wpływa na odbiorce. Ponieważ w przypadku Na tropie mordercy mamy do czynienia z reportażem kryminalnym, bohaterami są prawdziwi ludzie, tak samo prawdziwi jak ich śmiech, ból czy łzy. To przede wszystkim ciężko pracujący ludzie, których życie w głównej mierze ogranicza się do gospodarstwa i plonów, oraz trwogi o to co przyniesie przyszłość. Dlatego też w tym wypadku nie możemy oczekiwać mocno rozbudowanego profilu psychologicznego postaci. Tak naprawdę bliżej poznajemy tylko kilku bohaterów, jednak ocena ta w głównej mierze bazuje na subiektywnych odczuciach okolicznych mieszkańców, więc czytelnik nie jest w stanie poznać psychologicznej strony postaci, ich uczuć, motywów czy myśli.

Podobnie przedstawia się sytuacja z fabułą. Powieść Joakim Palmkvist to relacja z przeprowadzonego śledztwa, dlatego ciężko tutaj o wartką i dynamiczną akcje. Sama powieść snuje się raczej powoli, czasami nawet sennie, tak jak działania lokalnych stróżów prawa. Akcja nabiera tempa dopiero w momencie, gdy do akcji wkraczają ochotnicy z Missing People. Bardzo miłym fabularnym dodatkiem są fragmenty przybliżające czytelnikowi członków rodziny Lundbladów podczas których dowiadujemy się o tym jak rodzina dorobiła się wielkiej fortuny, jakie relacje panowały pomiędzy jej poszczególnymi członkami oraz o sytuacji leżącej u podstaw konfliktu Törnbladów z Lundbladami.

I gdybym miała oceniać tę powieść jedynie na podstawie tych dwóch aspektów, uznałabym ja za poprawną historię, o której prawdę mówiąc szybko bym zapomniała. Jednak ocena ta ulega znacznej poprawie w momencie gdy rozważymy trzecie kryterium a mianowicie – wpływ na odbiorce. Chociaż na samym początku miałam spory problem w wciągnięciem się w całą historię, to z czasem moje zainteresowanie rosło proporcjonalnie do ciśnienia, które wywoływała we mnie główna podejrzana - Sara. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak można być aż tak naiwnym i omotanym przez drugą osobę, by całkowicie zatracić kontakt z otaczającą ją rzeczywistością. Podobne emocje wywoływała we mnie postać Martina, którego od samego początku uważałam za osobę o poważnych zaburzeniach psychicznych.

Na tropie mordercy Joakim Palmkvist to historia brutalnego morderstwa, które wstrząsnęło całą szwedzką społecznością. To wiernie odzwierciedlony obraz rodziny, której tajemnice, niechęć i zazdrość doprowadziły do tragedii, która na zawsze zmieniła życia wszystkich okolicznych mieszkańców. Serdecznie polecam zapoznać się z tą powieścią, wszystkim miłośnikom reportaży i historii, które napisało prawdziwe życie.

Czytając kryminały, niejednokrotnie zdarzyło mi się w myślach dziękować opatrzności, że rozgrywające się tam dramaty, są jedynie wytworem bujnej wyobraźni autora. Z pewnością żaden z Nas, nie chciałby mieć do czynienia z Kompozytorem, psychopatycznym mordercą wykreowanym przez Remigiusza Mroza czy brutalnym współczesnym „wampirem z Bergamo” opisanym w powieści Zmowa Dario...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Temat molestowania i wykorzystywania seksualnego nieletnich jest niezwykle trudny, szczególnie gdy sprawcami tak obrzydliwej zbrodni okazują się osoby, które miały być naszymi duchowymi powiernikami. Coraz częściej w mediach ukazują się informacje o kolejnych księżach, który mieliby dopuścić się tego haniebnego czynu. I chociaż odsetek molestowań dokonywanych przez członków rodziny jest niewspółmiernie większy niż tych dokonywanych przez księży, to jednak sprawy te mają dużo większy wydźwięk. Nic dziwnego, w końcu ksiądz to osoba, która ma być przykładem cnót i dobrego, uczciwego życia. Ten niezwykle bolesny temat stał się fabułą literackiego debiutu Patricii Gibney Zaginieni, czyli pierwszego tomu cyklu o inspektor Lottie Parker, który recenzuję dziś dla Was we współpracy z wydawnictwem Niezwykłe.


Jeszcze kilknaście lat wcześniej, Dom Św. Angeli znajdujący się na obrzeżach Ragmullin był dobrze prosperującym przytułkiem prowadzonym przez duchownych dla trudnej młodzieży. Jednak oprócz dzieci sprawiających szczególne trudności wychowawcze, trafiały tam także sieroty czy nastoletnie matki, których wyparła się najbliższa rodzina. I to tam, za murami monumentalnej kaplicy, przez lata rozgrywał się dramat grupki przyjaciół, który na zawsze zmienił ich życie w piekło.


Gdy kilkanaście lat później, w kościelnej nawie zostają odnalezione zwłoki kobiety sprawę przejmuje inspektor Lottie Parker. Detektyw wraz ze swoim zespołem szybko ustala, że zamordowana to Susan Sullivan, specjalistka od zagospodarowania przestrzennego w tamtejszym ratuszu. Kilkanaście godzin po odkryciu ciała Sullivan, policja otrzymuje zgłoszenie o śmierci jej współpracownika Jamesa Browna. Sprawa się komplikuje, a policja błądzi we mgle w poszukiwaniu punktu łączącego obie ofiary. Jaką przeszłość skrywały ofiary? Jaki związek ze sprawą ma dom Św. Angeli? Czy inspektor Lottie Parker uda się odnaleźć odpowiedzi na dręczące jej rodzinę pytania?

Patricia Gibney to autorka, która wykazała się nie lada odwagą poruszając w swojej debiutanckiej powieści temat pedofili w kościele. Jest to temat niezwykle delikatny, bardzo kontrowersyjny, który może przynieść tyle samo chwały co szkody i okazać się gwoździem do literackiej trumny. Jak było w tym wypadku? Okazuje się, że bardzo różnie. Z jednej strony Zaginieni to całkiem przyjemnie skrojony kryminał, który niestety nie obył się bez kilku wad, które znacznie obniżają ocenę całej powieści.

Patricia Gibney
Przede wszystkim, trzeba tu zwrócić uwagę na bohaterów. Lottie Parker to kobieta po przejściach, która stara się poukładać życie rodziny po tragicznej śmierci ukochanego męża. Niestety, praca w policji i związane z tym nienormowane godziny pracy nie ułatwiają zadania, jakim jest wychowywanie trójki nastolatków. Do tego dochodzą niezwykle napięte stosunki z matką i skomplikowana relacja z policyjnym partnerem – Markiem Boydem. To wszystko sprawia, że kobieta mimo ogromnych starań, wypada kiepsko na każdej płaszczyźnie, zarówno zawodowej jak i osobistej. Podobnie jest z jej kreacją przez samą autorkę. Lottie Parker to postać pełna sprzeczności. W jednej chwili to kobieta silna i odważna, potrafiąca świadomie przeciwstawić się przełożonemu i postawić na szali własną karierę, byle tylko sprawdzić potencjalny trop i dopaść mordercę. Z drugiej natomiast to osoba, która nie ma odwagi spojrzeć w oczy szefowi i która drży na myśl o utracie pracy. Ponadto Lottie często zachowuje się totalnie irracjonalnie, a jej nastój potrafi zmienić się kilkukrotnie w ciągu jednej sekundy. Wszystko to sprawia, że głównej bohaterce brakuje autentyczności, przez co ciężko przywiązać się do niej na dłużej.


Ponadto, chciałabym wspomnieć jeszcze kilka słów o głównym wątku powieści. Tak jak mówiłam na samym początku, temat pedofilii w kościele jest bardzo kontrowersyjny i łatwo tutaj zniechęcić czytelnika do lektury. Niestety, podobnie było w tym wypadku. Patricia Gibney bardzo poważnie potraktowała temat, nie oszczędzając czytelnikowi najdrobniejszych szczegółów, które prawdę mówiąc miejscami były po prostu niesmaczne. Równie mocny efekt można było otrzymać pomijając szczegółowy opis praktyk jakich dopuszczali się zwyrodnialcy. Wydaje mi się, że w takim przypadku wystarczy jedynie lekka sugestia, że taka sytuacja miała miejsca, a wyobraźnia czytelnika sama już zrobi swoje.


Poza tymi dwoma głównymi minusami, całą powieść oceniam naprawdę pozytywnie. Sama zagadka jest dosyć dobrze poprowadzona i z czasem naprawdę wciąga, a finał to już prawdziwa jazda bez trzymanki. Właściwie nie wyłapałam, żadnych większych błędów logicznych, a te drobne można wybaczyć zważywszy, że mamy do czynienia z debiutem. Sam styl w trakcie trwania powieści również znacznie się poprawia, co szczególnie widać w fragmentach opisujących przeszłość i wydarzenia rozgrywające się w Domu Św. Angeli. I chociaż sama tematyka jest niezwykle trudna, powieść czyta się szybko i przyjemnie.


Debiutancka powieść Patricii Gibney to całkiem dobrze skrojony kryminał, który uświadamia, że nie należy bać się duchów czy demonów, bo prawdziwe potwory to ludzie, zdolni do najbardziej przerażających czynów. Z wielką przyjemnością będę śledzić dalszą karierę autorki, ponieważ widać w niej duży potencjał, a po dopracowaniu kilku szczegółów i kreacji bohaterów, będziemy mieli do czynienia z naprawdę dobrymi i wciągającymi kryminałami.

Temat molestowania i wykorzystywania seksualnego nieletnich jest niezwykle trudny, szczególnie gdy sprawcami tak obrzydliwej zbrodni okazują się osoby, które miały być naszymi duchowymi powiernikami. Coraz częściej w mediach ukazują się informacje o kolejnych księżach, który mieliby dopuścić się tego haniebnego czynu. I chociaż odsetek molestowań dokonywanych przez członków...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dzisiejsza recenzja będzie troszeczkę inna od pozostałych. W jej trakcie opowiem Wam o moich wrażeniach po lekturze Światła Evanny Shamrock, a także krótko podsumuję wszystkie trzy tomy serii Signum Sanguinem. Dlatego, jeżeli ta recenzja jest waszym pierwszym spotkaniem z twórczością tej autorki, koniecznie przed lekturą tego wpisu nadróbcie zaległości. Recenzję Genezy i Mroku, możecie znaleźć TU i TU. Dopiero poznając wcześniejsze losy Jojo i Naznaczonych, cały cykl stanie się w pełni kompletny i zrozumiały oraz będziecie czerpać z Niego maksimum przyjemności.

Dla wielu mieszkańców, odsiadujący wyrok za zamordowanie żony i podpalenie własnego domu Andrzej Zimmermann był niezrównoważonym szaleńcem, który zagraża społeczeństwu. Dlatego, gdy ten ginie w więziennej celi w niewyjaśnionych okolicznościach, praktycznie nikt nie przykłada do tego większej wagi. Nikt, oprócz młodego więziennego psychologa Olivera Acrisa, który stara się rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci skazańca. Mężczyzna nie zdaje sobie sprawy, że tym samym wydał na siebie wyrok i rozpoczął śmiertelnie niebezpieczną grę z siłami, o których do tej pory nie miał pojęcia.

W tym samym czasie grupka Naznaczonych po odejściu Jojo, stara się rozwikłać słowa, pozostawione przed śmiercią przez Józefinę. Niestety ucieczka chłopca znacznie osłabiła ich morale i wiarę w rozwiązanie zagadki. Ponadto, między członkami grupy dochodzi do kolejnych konfliktów, które mogą na zawsze przekreślić szansę na odnalezienie Zagubionych. Czy Naznaczonym uda się pokonać własne demony i wspólnymi siłami uratują zaginionych mieszkańców miasta Auditum?

"Będę krzyczał, póki nie stracę oddechu, będę krzyczał, póki one nie odejdą. Zostawię wszystkie demony za sobą… Nawet, jeśli mój umysł jest wyczerpany, ja przeżyję."

Kolejne spotkanie z twórczością Evanny Shamrock i kolejna szansa na utwierdzeniu się w przekonaniu, że to autorka niebanalna. Świat przez nią wykreowany to coś zupełnie innego, coś czego nie sposób porównać do znanych nam powieści fantastycznych. Ponadto, atmosfera między bohaterami zdaje się zagęszczać, a oni sami błądzą w mroku w poszukiwaniu Prawdy. Jednak w tym wszystkim przebija się promyk nadziei, który jest szansą na odnalezienie Zagubionych.

Mrok, czyli pierwszy tom serii Signum Sanguinem był nieco chaotyczny co miało odzwierciedlać, uczucia samych bohaterów i ich wewnętrzną walkę z demonami. W Świetle natomiast, cała fabuła jest dużo bardziej uporządkowana. Tak jak za dnia, gdy światło oświetla nam ścieżkę, dużo łatwiej znaleźć drogę, niż błądzić w kompletnym mroku. Każdy z rozdziałów został skrupulatnie opisany, dzięki czemu czytelnik od razu wie w którym momencie czasu i w jakim miejscu rozgrywa się akcja danego fragmentu. Ponadto, na końcu znalazł się słowniczek, w którym zostały zebrane i opisane wszystkie postacie i miejsca przewijające się przez całą serię. Była to wyjątkowo miła niespodzianka, której lektura sprawiła mi naprawdę wiele radości, oraz uzmysłowiła symboliczne znaczenie nazw i imion bohaterów powieści.

"Czasem człowiek traci zbyt wiele rzeczy, jeszcze zanim zdąży ich dotknąć."

Bardzo podoba mi się, że autorka do drugiej części serii przeniosła wszystko to co było dobre i wciągające w Mroku, a odrzuciła błędy, które rzutowały na klarowność poprzedniej powieści. I tak podobnie jak w pierwszym tomie, w Świetle znajdziemy mnóstwo symboliki, której znaczenie możemy poznać czytając słowniczek. Ponadto mamy tutaj również genialnie scharakteryzowanych bohaterów, których studium psychologiczne zostało znacznie rozbudowane. Autorka nie raz wspominała, że interesuje się psychologią, a swoje zainteresowania przekłuła w naprawdę świetnie wykreowanych bohaterów. Dodatkowo w Świetle został wprowadzony nowy bohater Oliver Acris, który wprowadził nieco świeżości do dobrze znanego już z poprzednich tomów kanonu postaci. Światło rozwiązuje również niektóre kwestie, które były niejasne w poprzedniej części, dzięki czemu cała seria jest znacznie bardziej spójna i klarowna.

I tak jak wspominałam na początku, chciałabym jeszcze poświecić chwilę na podsumowanie całej serii Signum Sanguinem. Jak już wielokrotnie pisałam autorska stworzyła naprawdę wciągający świat, którego nie sposób porównać do niczego innego. Do tego unikatowi, bardzo dobrze wykreowani bohaterowie, którzy z pewnością zostaną w sercu niejednego czytelnika na dłużej. Oczywiście nie obyło się bez małych potknięć, które są wpisane w twórczość pisarza, szczególnie w debiutanckiej powieści. Nie mniej całą przygodę ze światem Signum Sanguinem uważam za niezwykle udaną i z wielką przyjemnością w przyszłości jeszcze nie raz do nich wrócę.

"Jeśli powiesz ludziom, co cię uszczęśliwia, oni będą wiedzieli, jak cię skrzywdzić."

I jeszcze kilka słów o samej autorce. Jednym z powodów dla których bardzo lubię czytać serie jest fakt, że w trakcie lektury możemy obserwować rozwój twórczości samego autora. Tak też było w przypadku Evanny Shamrock. Na samym początku podczas lektury Mroku miałam wrażenie, że autorka jest troszeczkę zagubiona, niepewna podobnie jak jej bohaterowie. W Świetle jest już zdecydowanie lepiej, styl stał się dojrzalszy, bardziej przemyślany, jednak moim zdaniem autorka w pełni rozwinęła skrzydła dopiero podczas pracy nad Genezą. Prequel serii Signum Sanguinem jest świetnie napisany, a studium psychologiczne bohaterów znacznie rozwinięte, co jest jedną z najmocniejszych stron tej części. Ogromnie się cieszę, że miałam okazję obserwować rozwój i karierę tej niezwykłej autorki, oraz objąć patronatem dwie powieści z serii Signum Sanguinem. Samej autorce życzę jeszcze wielu ciekawych pomysłów i wydanych powieści, które szturmem podbiją rynek wydawniczy.

Dzisiejsza recenzja będzie troszeczkę inna od pozostałych. W jej trakcie opowiem Wam o moich wrażeniach po lekturze Światła Evanny Shamrock, a także krótko podsumuję wszystkie trzy tomy serii Signum Sanguinem. Dlatego, jeżeli ta recenzja jest waszym pierwszym spotkaniem z twórczością tej autorki, koniecznie przed lekturą tego wpisu nadróbcie zaległości. Recenzję Genezy i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nic tak nie elektryzuje opinii publicznej jak brutalna zbrodnia. Niestety, jesteśmy tylko ludźmi, a nasze życie determinuje zwykła ludzka ciekawość, dla której okrutnie okaleczone ciało to idealna pożywka i odskocznia od „nudy” dnia codziennego. W takich sytuacjach co chwilę przeglądamy wiadomości, słuchamy ekspertów i wyszukujemy informacji na temat potencjalnych przyczyn tragedii. Nasza ciekawość pomieszana z przerażeniem sięga zenitu, gdy zostają odnalezione kolejna ciała i mamy już do czynienia z seryjnym mordercą. Mordercą, który powrócił zza grobu by dokończyć swoje krwawe dzieło.

Gdy w jednej z włoskich prowincji niedaleko Mediolanu zostają odnalezione zwłoki młodej kobiety, na mieszkańców, tej do tej pory spokojnej miejscowości, pada blady strach. Do dochodzenia zostaje przydzielony starszy dziennikarz śledczy – Marco Besana, dla którego ta sprawa ma być ostatnią w jego karierze. Niestety, mimo zagorzałych poszukiwań nie udało się ująć sprawcy, a śledztwo stoi w miejscu. Do czasu, aż do Besany dzwoni młoda, niezdarna stażystka Ilaria Piatti, której udało się powiązać zbrodnie z morderstwem sprzed ponad wieku. Dziewczyna opowiada o XIX wiecznym mordercy, Vincenzie Verzenim zwanym „wampirem z Bergamo”, którego ofiary były duszone, patroszone i częściowo członkowane, a przy ich zwłokach policja znajdowała dziesięć szpilek – tak samo jak przy zamordowanej kobiecie. Dziennikarze rozpoczynają śledztwo w celu ujęcia naśladowcy, jednak czasu jest coraz mniej, a morderca tęskni za krwią …

Podczas swojej przygody z literaturą czytałam naprawdę wiele kryminałów. Ich bohaterami byli zazwyczaj policjanci, prywatni detektywi, zwykli, niczym nie wyróżniający się mieszkańcy a nawet starsze Panie. Jednak do tej pory nie miałam okazji przeczytać powieści, której bohaterem byłaby para dziennikarzy śledczych. Marco Besana i Ilaria Piatti, dwoje zupełnie różnych ludzi, reprezentujących inne podejście do zawodu to bohaterowie najnowszej powieści Zmowa Dario Correnti.

Już na samym początku powieści, czytelnik otrzymuje krwawy opis miejsca niezwykle brutalnej zbrodni. I od razu należy zaznaczyć, że powieść Zmowa nie jest lekturą dla czytelników o słabych nerwach i żołądkach. Morderca to bezwzględny, psychopata żądny krwi, któremu cierpienie ofiar i okaleczenia ich ciał sprawia niebywałą przyjemność. Autor (a właściwie autorzy) barwie opisuje miejsca zbrodni, które uważam za jedne z lepiej nakreślonych. Ponadto sama zagadka jest niebywale wciągająca, a akcja dynamiczna co sprawia, że w trakcie lektury nie sposób się nudzić. W kulminacyjnym momencie czytelnik wraz z dziennikarzami walczy z czasem, by uratować kolejną ofiarę mordercy. I skoro o finale powieści mowa, może on być dla niektórych czytelników za mało satysfakcjonujący. Mi jednak osobiście się on jak najbardziej podobał. Rozwiązanie zagadki było poprawne i przemyślane, autor bardzo realnie nakreślił całą sytuacje, unikając nadmiernego koloryzowania i ubarwienia.

Bardzo do gustu przypadli mi również bohaterowie. Co prawda, są oni odrobinę sztampowi, jednak zupełnie nie przeszkadzało mi to w trakcie lektury. Marco Besana to starszy, gburowaty mężczyzna, z ciętym językiem, który musi zmierzyć się nie tylko ze świadomością upływającego czasu, ale także problemami rodzinnymi. Ilaria Piatti to natomiast młoda, niebywale inteligentna, jednak odrobinę nieporadna kobieta, której sprawa wampira z Bergamo może być przepustką do to marzeń o karierze dziennikarskiej. Mimo prawie 400 stron powieści, nadal jednoznacznie nie umiem odkreślić relacji między głównymi bohaterami. Z jednej strony coś ich do siebie ciągnie, z drugiej jednak można wyczuć że oboje są świadomi różnicy wieku, a ich znajomość opiera się wyłącznie na wzajemnej przyjaźni i relacji uczeń-mistrz. Nie miej spędzony z nimi czas uważam za niezwykle udany i z chęcią będę uczestniczyć w ich kolejnym śledztwie.

Zmowa Dario Correnti to niezwykle krwawy i brutalny kryminał dla czytelników o mocnych nerwach. To wciągająca historia z wiernie odwzorowanymi miejscami zbrodni i ciekawymi bohaterami, której lektura sprawiła mi dużą przyjemnoś. Serdecznie polecam tę powieść wszystkim miłośnikom historii w stylu Kuby Rozpruwacza i Hannibala Lectera.

Recenzja pochodzi z bloga: http://ksiazkoholikzpowolania.blogspot.com

Nic tak nie elektryzuje opinii publicznej jak brutalna zbrodnia. Niestety, jesteśmy tylko ludźmi, a nasze życie determinuje zwykła ludzka ciekawość, dla której okrutnie okaleczone ciało to idealna pożywka i odskocznia od „nudy” dnia codziennego. W takich sytuacjach co chwilę przeglądamy wiadomości, słuchamy ekspertów i wyszukujemy informacji na temat potencjalnych przyczyn...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lektury Signum Sanguinem. Geneza obawiałam się z wielu powodów. Po pierwsze, od pewnego czasu całkowicie zrezygnowałam z czytania fantastyki. Miałam dość schematycznych i przewidywalnych bohaterów, samotnie ratujących świat, na których drodze pojawiały się ciągle te same przeszkody. W końcu ile można czytać o jednym i tym samym? Po za tym, ze wstydem przyznam, że nie czytałam poprzednich części uniwersum Signum Sanguinem Mrok i Światło. Nie byłam więc pewna, czy aby wszystkie wydarzenia i postacie będą dla mnie w pełni zrozumiałe. Do lektury Genezy, podchodziłam więc pełna obaw, jednak czy słusznie? O tym za chwilę.

Auditium to z pozoru spokojne miasto, pełne niczym niewyróżniających się mieszkańców. Jednak pod tą otoczką, miasto skrywa przerażającą tajemnicę. Od pewnego czasu miasto nawiedza fala niewyjaśnionych zaginięć. Strażnicy są bezradni, a mieszkańcy coraz bardziej przerażeni. Zaginięcia te nie dziwią jednak Andrzeja Zimmermana, członka bractwa Signum Sanguinem, które to jest odpowiedzialne za sytuacje w mieście. Andrzej jako zaufany człowiek ojca Perduella, cieszy się wysoka pozycją i szacunkiem wśród braci. Sytuacja zmienia się, gdy mężczyzna zostaje wyznaczony do pozornie prostego zadania. Polega ono na pilnowaniu Anieli, młodej kobiety, która według Ojca Perduella zagraża bractwu. Jak to w takich sytuacjach bywa, para zakochuje się w sobie i na świat przychodzi ich syn Joaquin Emil. Jednak gniew Ojca Perduella, podąża za nimi krok w krok, krwawo kończąc szczęście rodziny. Mimo młodego wieku Joaquin, będzie musiał stawić czołu żądnym krwi demonom, które żyją w nim samym.

"Będzie takim potworem, jakiego ludzie chcieli ujrzeć, stwarzając go od podstaw z pomocą niechętnych spojrzeń, nienawistnych czynów i okropnych słów. Potworem, który uśmierci własnych stwórców."

Jeszcze nigdy napisanie żadnej recenzji nie sprawiło mi tylu trudności. Bynajmniej nie dlatego, że powieść jest zła. Wręcz przeciwnie! Jest bardzo dobra, i chyba właśnie w tym tkwi problem. Zawsze staram się jak najwierniej oddać uczucia towarzyszące mi podczas lektury, jednak w przypadku Genezy nie było to takie proste. Powieść ta niesie ze sobą tak ogromny ładunek emocjonalny, że nie potrafiłam znaleźć słów, które wiernie oddały by emocje moje i bohaterów. Mam nadzieję, ze chociaż w pewnym stopniu uda mi się to teraz.

Zacznijmy od tego, że powieść ta nie jest typową fantastyką. Zaszufladkowanie jej tylko do tego gatunku, byłoby ogromnym błędem, ponieważ Geneza łączy w sobie elementy powieści fantastycznej, ale także thrillera czy powieści psychologicznej i obyczajowej. Takie połączenie sprawia, że historia Joaquina jest wielowymiarowa i porusza naprawdę wiele, aktualnych obecnie kwestii, jak chociażby orientacja seksualna czy choroba psychiczna.

Moim ulubionym, a jednocześnie najbardziej przejmującym fragmentem był opis szpitala psychiatrycznego i stosowanych tam technik. Eksperymenty medyczne, brutalna walka o kromkę chleba czy przetrzymywanie dzieci na mrozie, bez obuwia i kurtek przypomina praktyki stosowane na więźniach obozów koncentracyjnych. Po za tym główny bohaterem musiał zmierzyć się nie tylko z sadystycznymi praktykami doktora Shanahana, ale także z własnymi demonami, kontrolującymi jego życie.

Mimo że, powieść ogromnie przypadła mi do gustu, nie byłam w stanie przeczytać jej "na raz". I w żadnym razie nie jest to winą autorki! Powieść napisana jest bardzo dobrze, jednak tak duży nakład emocji sprawił, że czasami po prostu musiałam dać sobie chwilę by kontynuować czytanie. Nie mniej w żadnym razie nie uważam tego za wadę. Ta chwila wytchnienia, pozwoliła na nowo poznawać naszych bohaterów i cieszyć się z lektury.

"Gdy człowiek jest pozbawiony tego, co było dla niego ważne, staje się bestią. A bestie pożerają się nawzajem."

Wszystkim, którzy tak jak ja obawiali się sięgnąć po Genezę, bez znajomości poprzednich części spieszę wyjaśnić, nie ma się czego bać. Geneza, jak sama nazwa wskazuje, opowiada losy bohaterów przed wydarzeniami opisanymi w Mroku i Świetle, łącząc całą historię w jedną spójną całość.


Najnowsza książka Evanny Shamrock to przejmująca, aczkolwiek brutalna opowieść o poszukiwaniu własnego ja oraz walce z demonami, które niekiedy żyją w Nas samych. To powieść o pozorach, które tak często zniekształcają prawdziwy obraz rzeczywistości. To także historia o odrzuceniu oraz o słowach, które potrafią zadań najbardziej bolesny cios. Ogromnie się cieszę, że miałam możliwość objęcia tej powieści patronatem. Bardzo dziękuje autorce za okazane zaufanie i z niecierpliwością zabieram się za dalsze losy Jojo i Naznaczonych.

Lektury Signum Sanguinem. Geneza obawiałam się z wielu powodów. Po pierwsze, od pewnego czasu całkowicie zrezygnowałam z czytania fantastyki. Miałam dość schematycznych i przewidywalnych bohaterów, samotnie ratujących świat, na których drodze pojawiały się ciągle te same przeszkody. W końcu ile można czytać o jednym i tym samym? Po za tym, ze wstydem przyznam, że nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdybym miała opisać jednym słowem powieści Evanny Shamrock, zdecydowałabym się na słowo niekonwencjonalne. Świat przedstawiony przez autorkę to świat fantastyczny, z wieloma elementami wspólnymi dla świata rzeczywistego, jednak nie znajdziemy tu mitycznych stworzeń, włochatych potworów czy czarodziei w długich, powłóczystych szatach. Świat Signum Sanguinem to świat gdzie mrok i cierpienie przeplatają się wzajemnie, a najgorszymi potworami są ludzie. To świat inny niż w klasycznych powieściach fantastycznych, jednak czy gorszy? Zdecydowanie nie! Tym bardziej jest mi miło zaprosić Was dziś na recenzję reedycji pierwszego tomu Mrok Revamped, któremu Książkoholik z powołania dumnie patronuje.

Po dzieciństwie pełnym cierpienia, Jojo wraca do rodzinnego miasta, które nawiedza seria tajemniczych zaginięć. Nikt nie wie, co dzieje się zaginionymi ludźmi, dokąd są zabierani i kto za tym wszystkim stoi. Odpowiedzią na te wszystkie pytania, może okazać się właśnie Jojo, którego od dzieciństwa nękają bolesne i mroczne wizje. Jednak chłopiec po traumatycznych wydarzeniach z przeszłości, za wszelką cenę stara się unikać ludzi uważając ich za stworzenia złe i podłe. Pewnego dnia, na drodze Jojo stają Naznaczeni, ludzie o wyjątkowych zdolnościach, którzy twierdzą, że są w stanie odnaleźć Zagubionych. Do tego jednak potrzebny jest im Jojo. Czy chłopiec pokona własne demony i sprzymierzy się z Naznaczonymi, by wspólnie uratować zaginionych mieszkańców Auditium?

"Gdy człowiek jest pozbawiony tego, co było dla niego ważne, staje się bestią. A bestie pożerają się nawzajem."

Po fenomenalnej lekturze Genezy z wielką przyjemnością sięgnęłam po kolejną powieść z cyklu Signum Sanguinem, a mianowicie Mrok Revamped. Jest to odnowiona wersja, debiutanckiej powieści autorki wydanej w 2015, która jest swoistym wprowadzeniem do obszernego świata Naznaczonych. Czy reedycja pierwszego tomu, wywarła na mnie równie mocne wrażenie jak poprzednia powieść autorki? Przekonajcie się sami.

Prawdę mówiąc w trakcie trwania lektury delikatnie się pogubiłam. Losy Jojo i Naznaczonych są troszeczkę chaotyczne, a częste przeskoki w miejscach i wydarzeniach sprawiały, że potrzebowałam chwili na rozeznanie się w sytuacji. Jednak z czasem doszłam do wniosku, że wszystko to było zabiegiem celowym, ponieważ cała powieść jest swoistym odzwierciedleniem losów i przeżyć głównego bohatera, który niczym zaszczute zwierzę musi uciekać i przemieszczać się z jednego miejsca w drugie. To chłopiec, którego dzieciństwo naznaczone było bólem i cierpieniem, a on sam czuje się bardzo zagubiony. Nie wie co oznaczają i skąd pochodzą nękające go wizje, jaki jest ich cel i kto za to wszystko odpowiada. To wszystko sprawia, że ten z pozoru silny i niezależny młody mężczyzna, w gruncie rzeczy jest śmiertelnie przerażony, zdezorientowany i skołowany.

"Demony żyją w nas."

Podobnie odczytywać należy sam tytuł powieści. Całą fabułę spowija pewna aura tajemniczości i mistyki, swoisty mrok którego nie sposób ogarnąć wzrokiem, który uniemożliwia nam poznanie wszystkich zakamarków tej historii. Powoduje to, że w fabule jest wiele niedopowiedzeń, które pozostaną ukryte, póki w życiu głównego bohatera nie zagości światło. W tym momencie należy wspomnieć, że cała seria Signum Sanguinem jest przepełniona symboliką. Autorka nie bez powodu nadała bohaterom takie a nie inne imiona. Każde z nich coś oznacza, do każdego przypisany jest odpowiedni kolor, który też nie pozostaje tu bez znaczenia. Ponadto Mrok podobnie jak Geneza pełen jest genialnych, niezwykle życiowych i chwytających za serce sentencji, które aż się proszą o zebranie w mały tomik.

Signum Sanguinem: Mrok Revamped to dobra powieść, o ciekawym pomyśle, która wymaga odrobiny dopracowania, by stać się świetną książka. Z chęcią poopowiadałabym więcej o symbolice i mojej interpretacji losów Jojo, jednak wówczas odebrałabym Wam cała zabawę i narzuciła swój pogląd na tę powieść, a przecież nie o to chodzi. Tym bardziej zachęcam Was do sięgnięcia po pierwszy tom serii Signum Sanguinem, poznania historii Jojo i Naznaczonych oraz odkrycia światła, które spowija mrok.

Gdybym miała opisać jednym słowem powieści Evanny Shamrock, zdecydowałabym się na słowo niekonwencjonalne. Świat przedstawiony przez autorkę to świat fantastyczny, z wieloma elementami wspólnymi dla świata rzeczywistego, jednak nie znajdziemy tu mitycznych stworzeń, włochatych potworów czy czarodziei w długich, powłóczystych szatach. Świat Signum Sanguinem to świat gdzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po czym można poznać dobrego pisarza? Po wyjątkowo kwiecistym i bogatym stylu? Po umiejętności stopniowania napięcia? A może po ilości sprzedanych przez niego egzemplarzy? Dla mnie dobry pisarz to taki, który potrafi zaciekawić czytelnika danym tematem, który do tej pory niekoniecznie znajdował się w jego kręgu zainteresowań. I za takiego pisarza z całą pewnością mogę uznać Macieja Siembiedę, którego najnowszą powieść Miejsce i imię recenzuję dziś dla Was we współpracy z wydawnictwem Wielka Litera.

Dawid Schwartzman bezdomny, żydowski chłopiec zostaje zatrudniony jako szlifierz diamentów, w dobrze prosperującym zakładzie u Izaaka Naglera. Szybko okazuje się, że młody mężczyzna to prawdziwy geniusz, którego talent może na zawsze zmienić przemysł jubilerski. Johan Pinto kryminalista skazany na dożywocie za zamordowanie dwóch żydowskich jubilerów, trafia do jednego z obozów koncentracyjnych na Górze Świętej Anny, gdzie obejmuję rolę brygadzisty nad tajnym projektem SS Albrechta Schmelta. I Jakub Kania, były prokurator INP-u, który otrzymuje zlecenie odnalezienia miejsca pochówku holenderskich Żydów zamordowanych w Annabergu na Dolnym Śląsku. Prokurator szybko przekonuje się że pod przykrywką oddania czci zamordowanym kryje się żądza odkrycia bezcennego znaleziska z okresu II wojny światowej. Trzech mężczyzn, trzy różne czasy i miejsca i jedno pragnienie – bezcenny diament na który polują również zagorzała neonazistka, rosyjski gangster oraz były szef IPN-u – Wiesław Paluch. To wszystko znajdziecie w najnowszej powieści Macieja Siembiedy Miejsce i imię.

Jak wspominałam w którejś recenzji zazwyczaj nie czytam powieści historycznych osadzonych w realiach II wojny światowej. Jest to fragment historii, który prawdę mówiąc interesuje mnie zdecydowanie najmniej, a który jednocześnie jest dla mnie najbardziej wyczerpujący pod względem emocjonalnym. Jednak Maciejowi Siembiedzie udało się coś, co nie udało się do tej nikomu przed nim – zainteresował mnie fabułą, w której jedną z głównych linii wątkowych stanowiły niemieckie obozy śmierci. Miejsce i imię to genialnie poprowadzona powieść, z misternie uknutą intrygą i zagadką z przeszłości, której lektura dostarczyła mi mnóstwa smakowitych czytelniczych wrażeń.

[źródło]
Akcja powieści prowadzona jest trzytorowo. Z początku poznajemy Johana Pinto, mężczyznę który za bezcenny brylant stara się wykupić sobie wolność z okupowanej Holandii, następnie spotykamy Dawida Schwarzmana żydowskiego chłopca o wyjątkowym talencie, oraz znanego Nam już z poprzedniej powieści Jakuba Kanie, byłego pracownika Warszawskiego INP-u, obecnie pracownika bliźniaczego instytutu w Izraelu. Trzech różnych mężczyzn i podróż przez trzy różne czasy i miejsca, dzięki której czytelnik stopniowo poznaje kolejne fakty z życia bohaterów i zbliża się do odkrycia rozwiązania zagadki. Bardzo podoba mi się, że sama tajemnica jest skrupulatnie przemyślana i dopracowana. Autor wykonał bardzo dobry wywiad, zgłębiając tajemnice Annabergu, dzięki czemu nie mamy tu niejasności, które rzutowałyby na klarowność przekazu. Maciej Siembieda umiejętnie łączy fakty historyczne z polską rzeczywistością, komponując wydarzenia, które mogłyby dziać się w sąsiedztwie każdego z Nas. Ponadto, bardzo podoba mi się również sam finał historii. Prawdę mówiąc zbliżając się do końca, odczuwałam delikatny niedosyt, ponieważ miałam wrażenie że kulminacyjny moment właściwie pozostał w takiej samej tonacji jak reszta powieści. Jednak jak się później okazało, dałam się zwieść, a finał wcale nie jest tak oczywisty jakby się mogło wydawać.

To co najbardziej lubię w powieściach historycznych to fakt, że rozwijają moją wiedzę o wydarzeniach i miejscach, o których istnieniu do tej pory nawet nie wiedziałam. I tak ze wstydem przyznam, że nim sięgnęłam po powieść Macieja Siembiedy nie miałam bladego pojęcia o niemieckim obozie pracy na Górze Świętej Anny, czy o diamentowym przemyśle w Holandii. Autor wiarygodnie przedstawił wszystkie fakty historyczne, misternie łącząc je w ramy powieści sensacyjnej, której fabuły nie powstydziłby się sam Dan Brown. Ponadto, samą powieść mimo tak dużego nagromadzenia historycznych faktów, czyta się naprawdę lekko i przyjemnie.

Miejsce i imię to wciągająca, przemyślana powieść, której lektura sprawiła mi nie lada przyjemność. Miejscami jest poważnie, miejscami zabawnie a wszystko to w atmosferze niesamowitego odkrycia z przeszłości. Maciej Siembieda udowadnia, że z pewnością jest utalentowanym autorem, a jego powieści można czytać w ciemno. Wiec jeżeli interesujesz się historią, lub chciałbyś rozpocząć przygodę z tym gatunkiem, serdecznie polecam zapoznać się z tym autorem.

Po czym można poznać dobrego pisarza? Po wyjątkowo kwiecistym i bogatym stylu? Po umiejętności stopniowania napięcia? A może po ilości sprzedanych przez niego egzemplarzy? Dla mnie dobry pisarz to taki, który potrafi zaciekawić czytelnika danym tematem, który do tej pory niekoniecznie znajdował się w jego kręgu zainteresowań. I za takiego pisarza z całą pewnością mogę uznać...

więcej Pokaż mimo to