-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2019-04-10
2019-04-12
Mark Twain znany jest ze swych przygodowych ksiażek dla młodzieży jakie napisał. W przypadku wzięcia się za krótki wybór kilku opowiadań wydanych w formie zeszytowej przez Wydawnictwo Iskry ciekawy byłem jak sprawdzi się w fantastyce i przygodowej stylistyce. Pierwszy raz kiedy czytałem pozostawiła po sobie dobre wspomnienia i miło czytało się. Postanowiłem powrócić do tego zeszytu przekonać się jak wypadnie obecnie.
Opowieść o duchu - pierwsza historia zaczyna się nawet ciekawie i zapowiada się opowieść o duchach. Początkowo czuć klimat niesamowitości i można oczekiwać czegoś w stylu starych historyjek o duchach jakie można spotkać w klasycznych opowieściach o duchach. Jednak później pojawiają się humorystyczne akcenty i widać, że autor postawił zamiast na grozę na opowiadanie z przymrużeniem oka. Bardzo ładnie napisane, humorystyczne, całkiem przyjemne i dobrze czyta się.
Feralny krążek - kolejne opowiadanie jest krótkie, ale bardzo fajne. Zaczyna się od opowieści pułkownika i poznajemy małą Abby. Wszystko kręci się wokół ich przygód i zabarwione zostało humorem mimo poważnej tematyki. Jasnym punktem jest bohaterka, rezolutna i ciekawska. Nie ma tutaj fantastyki, bo osadzona została w dawnych czasach na tle historycznej epoki, lecz wspaniale czyta się i bawiłem się przy nim świetnie. Napisana ładnym językiem, nie pozbawiona humoru i przyjemnie czyta się. Podobała mi się i miło wspominam swoją przygodę mimo krótkiej historii.
Wyjątek z opisu wizyty Kapitana Stormfielda w niebie - najdłuższa historia jaka została tutaj wrzucona do zbioru opowiada o wizycie tytułowego kapitana w niebie. Jego przygody podczas podróży do niego i wszystko co spotyka w miejscu docelowym. Niebo przedstawione jest podobnie do naszego świata, obarczone jednak wolnością i spełnianiem wszystkich zachcianek jakie mają mieszkańcy. Znajdują się tam smutne momenty, wesołe, czasami wkrada się nuda, ale też nie brakuje ukazania działań poszczególnych regionów nieba. Wszystko zostało okraszone humorystycznym zacięciem i ironią. Chociaż najdłuższe jakie dostałem, to nie mogę narzekać, bo czyta się dobrze.
Niezwykły wynalazek - ostatnie opowiadanie o wynalezieniu wynalazku mogącego zmienić dotychczasowe życie ludzi. Wiele razy poruszano taki temat, ale nie brakuje w nim motywu morderstwa i kolei losów bohatera znajdującego się w nieciekawej sytuacji. Krótka opowieść z lekką dawką fantastyki i kryminalnym wątkiem w jednym. Miła i przyjemna lektura na chwilkę lub dwie do przeczytania, chociaż nie odkrywcza.
Zawarty zbiór zawiera kilka ciekawych opowiadań zaczerpniętych z kompletnego wydania takich historii napisanych przez Marka Twaina. Tutaj pierwsza, trzecia i czwarta opowieść zawiera elementy fantastyczne, nieraz stanowiące tło opowiadań jakie dostajemy. Widać z jaką łatwością zostały napisane i okraszone fajnym humorem, który bawi nawet obecnie. Spotykamy całą plejadę postaci, niektóre tylko dobrze wypadają, lecz inne wzbudzają w nas ciekawość i sympatie. Nie mogę zapomnieć o Abby z Feralnego krążka wypadającej znakomicie lub nieszczęśliwym duchu z Opowieści o duchu, który potrafił rozbawić. Są krótkie, dobrze napisane, treściwe i zawierają ciekawe zakończenie. Nawet najdłuższa opowiadanie o Kapitanie Stormfieldzie czyta się dobrze mimo ukazywania nieba przez autora. Jednak czasami wkrada się tutaj nudne momenty. Zawarte tutaj historie są na tyle ciekawe, że chciałem przeczytać jeszcze wiele takich historii jakie dostałem. Książeczka pod tytułem Feralny książek jest przyjemną i zabawną propozycją na góra dwa wieczory. Same postacie mimo długości bywają ciekawe i mimo długości spodobały mi się. Obecnie nie pisze się już tak i zawarte tutaj historie posiadają swój urok i niezwykły klimat, który bardzo lubię. Pojawia się w nich miejsce na fantastykę, odrobinę grozy, kryminału i powieści obyczajowej. Nie brakuje humorystycznego zacięcia, pojawiającej się ironii i dawki humoru jakim posługuje się Mark Twain. Sięgając po tą zeszytową książeczkę dostałem przyjemne i dobrze napisane opowiadania do przeczytania w niedługim czasie. Bawiłem się przy nich dobrze i na pewno znów kiedyś do nich wrócę. Dla fanów lubiących klimatyczne, pełne uroku dawne fantazje z dawką przygody.
Mark Twain znany jest ze swych przygodowych ksiażek dla młodzieży jakie napisał. W przypadku wzięcia się za krótki wybór kilku opowiadań wydanych w formie zeszytowej przez Wydawnictwo Iskry ciekawy byłem jak sprawdzi się w fantastyce i przygodowej stylistyce. Pierwszy raz kiedy czytałem pozostawiła po sobie dobre wspomnienia i miło czytało się. Postanowiłem powrócić do tego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-03-06
Śmiertelny lot to mój ponowny powrót do książek Guy N. Smitha piszącego horrory i thrillery. Zabrałem się przyznaje ponownie do niej, bo czytałem sporo czasu temu i nawet wypadła jak pamiętam nieźle. Miałem obawy przez ponownym czytaniem, bo zawsze może wypaść gorzej lub po prostu nie spodobać się jak dawniej. Mimo tego miałem również nadzieje na pulpowy horror klasy b w wykonaniu pana Smitha.
Opuszczone lotnisko zostaje wykupione przez dużą firmę, która postanawia wybudować na miejscu nowoczesne lotnisko z korzystnymi połączeniami. W czasie budowy zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Okazuje się, że na jej terenie dawno temu praktykowano swoje mroczne rytuały. Rozpościerający się pod pasami przeklęty krąg zostaje przerwany i znów mroczni bogowie zaczynają dopominać się ofiar.
Historia zaprezentowana przez Guy N. Smitha jest nie do końca horrorem na jaki można się nastawiać. Oczywiście są sceny z dreszczykiem związane z tajemniczymi postaciami lub pojawiają się morderstwami. Nieraz snuje się mgła niepewności i pojawiają się niesamowite wydarzenia związane z kręgiem. Grozę budują właśnie takie sceny, których w książce znajdziemy sporą ilość. Może nie wzbudzają za dużego strachu jak można było oczekiwać, ale wywołują dreszczyk niepokoju w czasie czytania. Sam pomysł z wykorzystaniem przeklętego miejsca jakim jest dawny krąg, gdzie dawniej praktykowano mroczne obrzędy jest trafiony w punkt i zawsze lubiłem takie historie. Przenoszenie w czasie, retrospekcje i pojawienie się tajemniczych postaci też wnoszą do opowieści atmosferę grozy. Do tego dochodzą legendy związane z tym miejscem i zło czające się w pobliżu na bohaterów rządne krwawych ofiar. Oprócz tego autor skupił się na tle obyczajowym dotyczącym pracowników pracujących na lotnisku, podróżujących, różnych zakulisowych rozmów pomiędzy właścicielami firm i relacjami pomiędzy bohaterami. Opisuje mieszkańców pobliskiego miasteczka i poważanego dyrektora będącego przeciwnym budowie lotniska w tym miejscu, skażonego mroczną historią i ponurymi legendami.
Postacie jakie pojawiają się w książce zostały nakreślone dobrze, ale nie ma tutaj przez większość czasu centralnego sympatycznego bohatera, który byłby zainteresowany odkryciem prawdy o tym miejscu. W ten sposób jak zwykle autor wprowadza różne postacie, mające na celu odegranie swojej roli w historii, ale niektóre pojawiają się, aby zostać ofiarami demonów łaknących krwi. Nie jest to nowość, bo wielu jego powieściach pojawia się takie rozwiązanie sukcesywnie i przypomina przede wszystkim zagrania z filmowego horroru klasy b jakie występują w tego typu powieściach. Tutaj taki motyw nie jest wykorzystywane ciągle, ale pojawia się nieraz budując scenę z dreszczykiem grozy. Autor w przypadku niektórych głównych bohaterów historii postarał się trochę bardziej kreśląc ich sylwetki i dlatego sprawiały lepsze wrażenie niż można było oczekiwać. Relacje pomiędzy bohaterami wypadły dobrze i można było nimi zainteresować się. Jeżeli chodzi o dialogi też nie narzekam, bo obawiałem się w nich drętwoty i sztuczności, a dostałem zgrabnie napisane i dobrze czytające się.
Książka Śmiertelny lot to horror połączony z elementami powieści obyczajowej jakie pojawiają się. W normalną rzeczywistość od samego początku wkrada się czynnik sił nadprzyrodzony w postaci zła obejmującego swoim posiadaniem miejsce dawnego kultu. Bohaterowie zostają skonfrontowani z czymś mrocznym i niepokojącym, niepojętym i groźnym. Przez większość książki brak głównego bohatera daje się we znaki, ale dopiero w połowie pojawia się na scenie postać pretendująca do tego tytułu i wiedziałem, ze z tego powodu dostanę zmagania jego z mrocznymi siłami. Jak zwykle u autora nie brakuje znanych składników z jakich tworzy swoje historie, Jest czasami krwawo, pojawiają się siły zła, nie brakuje dawki golizny, lecz tym razem w znikomej ilości niż w innych jego powieściach. Samo zakończenie jakie dostałem było dobre, choć nie zaskakujące. Spodziewałem się jednak mocniejszego akcentu na samym końcu.
Książka Śmiertelny lot ma swoje wady, do których należy przede wszystkim brak naprawdę przerażających scen wzbudzających grozę. Nieraz czuje się lekki dreszczyk podczas czytania i nic więcej, a przecież historia mogła być o wiele straszna niż dostałem. Sam pomysł z kultem zła jest świetnym motywem do zbudowania dobrego horroru jaki powinien powstać i do końca nie został wykorzystany jak potrzeba. Brakowało mi większej ilości lokalnych legend o tym miejscu i dokładniejszych opisów przerażających wydarzeń dotyczących kręgu wzbudzających grozę. Pomimo tego pamiętać trzeba, że Guy N. Smith pisze swoje horrory klasy b i c wrzucając do nich wykorzystywane składniki jak potwory, duchy, zwierzęta, tajemne miejsca kultu, wierzenia, siły zła, makabrę, golizną, pojawiające się papierowe postacie i tworząc z tego pulpowy horror doskonały na odpoczynek po czymś naprawdę ciężkim tematycznie. Historia tutaj jest prosta i biegnąca od jednego punktu do drugiego, przewidywalna i bez większego zaskoczenia. Wiadomo przecież, że będzie sporo ofiar demonów i pojawi się makabra, której w tym przypadku za dużo nie było, bo krwawe sceny są przedstawione oszczędnie. Bohaterowie nie wyróżniają się za bardzo i przypominają klasyczne postacie z horroru klasy b. Pojawiające się i mające do odegrania rolę przypisaną przez autora. Skupienie się w niektórych momentach na tle obyczajowym związanymi relacjami bohaterów i przedstawienie decyzji podejmowanych mimo przeciwnością losu jakim są dziwne wydarzenia. Akcja została poprowadzona szybko do przodu i styl pisania autora jest jak zwykle przystępny, lekki i przyjemny. Dlatego nie nudziłem się w czasie czytania. Śmiertelny lot to niezła powieść grozy w swoim gatunku jeśli chodzi o pulpowe horrory klasy b lub nawet c jaki dostałem. Kiedyś czytałem i spodobała mi się na tyle, że postanowiłem powrócić do niej obawiając się powtórnej lektury. Nie potrzebnie, bo może przez sentyment do jego pisarstwa, a może nawet nie, wypadła nieźle i dobrze bawiłem się podczas czytania. Dostałem wszystko za co lubię Guy N. Smitha i na pewno sięgnę kiedyś po inne jego książki.
Śmiertelny lot to mój ponowny powrót do książek Guy N. Smitha piszącego horrory i thrillery. Zabrałem się przyznaje ponownie do niej, bo czytałem sporo czasu temu i nawet wypadła jak pamiętam nieźle. Miałem obawy przez ponownym czytaniem, bo zawsze może wypaść gorzej lub po prostu nie spodobać się jak dawniej. Mimo tego miałem również nadzieje na pulpowy horror klasy b w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-01-18
Kolejny mój powrót do książek Guy N. Smitha objął thriller Przyczajeni, który przeczytałem lata temu na mocy szału jaki ogarnął mnie na punkcie horrorów. Wydawnictwo Phantom Press w swojej ofercie horrorów dorzucało też thrillery rzeczonego autora. Sięgając po Przyczajonych nie spodziewałem się dostać coś dobrego, ale bardziej miłą lekturę na dwa wieczory, przy której można spędzić miło czas. Dlatego pomimo pewnych obaw zabrałem się do czytania książki.
Dopiero raczkujący pisarz, mający na swoim koncie jedną książkę, która stała się bestselerem przyjeżdża do małej miejscowości walijskiej Horde wraz z rodziną w celu napisanej następnej powieści. Miejscowi opowiadają dziwne historie o tym miejscu, mające swoje korzenie w legendach o druidach i otaczającym lesie. Zaczynają się dziać dziwne rzeczy wokół nich i nic nie wiadomo kto za wszystkim stoi.
Książka Przyczajeni ma świetną okładkę, zachęcającą do sięgnięcia i powodującą skojarzenie z horrorem. Niestety wszyscy spodziewającej się w tym przypadku właśnie takiej historii mogą poczuć się zawiedzeni, bo autor stworzył thriller osadzając ją w małym miasteczku i posiadłości Horde, gdzie lokalni mieszkańcy znają się ze sobą i niektórzy nie pałają sympatią do obcych. Dla mnie było dobrym pomysłem wybranie takiego miejsca, które stwarzało wiele możliwości do zbudowania nie tylko klimatu grozy, ale również osaczenia przez odizolowanie mieszkańców domu w odludnym miejscu. Początkowo historia zapowiada się ciekawie, bo wątki dotyczące druidów i pojawiające się momenty z dreszczykiem dawały dowód, że może dostanę horror z nimi w roli głównej lub jakiegoś kultu ukryty w małej miejscowości. Będzie krwawo i pojawiające sie postacie będą ginąć w różny sposób jak u niego często bywa. Jednak zamiast właśnie takich momentów autor skupia się na kreacji upiornej atmosfery i trzymających w napięciu momentów. Przyznaje, że nie spodziewałem się tego, chociaż pojawiają się mistyczne bajdurzenia o miejscu, gdzie druidzi składali swoje ofiary. Nie znajdziemy tutaj za wiele makabry, nawet scen seksu lub pojawiających się znikąd bohaterów. Wszystko jest skupione wokół narastających z rozdziału na rozdział klimatu osaczenia. Bohaterowie stają twarzą w twarz z czymś nieprawdopodobnym i dziwnym, czego nie udaje się wytłumaczyć w racjonalny sposób. Nie wiadomo do końca czy za wszystkim stoją ludzie, a może siły zła znane z legend dotyczące tego miejsca. Dochodzi również niechęć niektórych mieszkańców do pojawienia się obcych i prześladowanie ich z powodu nienawiści jaka czują do nich. W połowie książki historia zaczyna skręcać w różne rejony, a to w stronę grozy za sprawą wątku druidów lub thrillera za sprawą sensacyjnego wątku, jakby nie do końca było wiadomo, w którą stronę ma pójść opowieść. Zakończenie jakie dostałem jest niezłe, ale spodziewałem się po nim jakiegoś demona lub czegoś bardziej przerażającego niż dostałem. Sam motyw z druidami i budowanie klimatu sprzyjał przez cały czas właśnie takiemu zakończeniu, ale dostałem dość przeciętne wyjaśnienie wszystkiego, co wydarzyło się w małej walijskiej miejscowości Horde.
Postacie jakie dostałem należą do nieźle stworzonych, ale nie można po nich za dużo oczekiwać podczas czytania, bo czuć w nich pewną schematyczność. Najlepiej wypada sam pisarz, który początkowo nie wierzy we wszystko i nie podziela zdania o tajemniczej sile. Pojawiają się wtedy dramatyczne chwile i klimat osaczenia. Pozostałe postacie jak na autora wypadają nieźle, ale zazwyczaj mają do odegrania swoją rolę w historii, popchnięcia jej do przodu i nie są nakreślone, aby posiadły większą głębie. Nieraz w kilku zdaniach lub w trakcie rozmowy dowiadujemy się o nich co nieco i tyle musi nam wystarczyć. Same relacje łączące poszczególnych bohaterów sprawiają niezłe wrażenie. Jeśli chodzi o Petera i jego rodzina są dobrze ukazane, ale brakuje w nich dawki emocji w czasie czytania. Dialogi są sztampowe i kojarzące się z tanim filmem grozy, thrillerem lub sensacją.
Książka Przyczajeni jest kolejną pozycją autora, do której powróciłem spodziewając się niezłego horroru, ale dostałem bardziej thriller. Autor zbudował swoją historie na koncepcji małego miasteczka skrywającego nie jedną tajemnice, gdzie nadal żywe są legendy o druidach i ich wyczynach. Mającą spory potencjał na horror dziejący się w małych miejscowościach i mieszkańców skrywających wiele sekretów, nie mogących ujrzeć światła dziennego. Pomysł ciekawy i mogła z tego wyjść straszna historia. Jednak autor bardziej postawił na kreacje klimatu, odizolowania i osaczenia przez nieznaną siłę bohaterów zmagających się z nią. Dlatego dostałem thriller z pojawiającymi się czasami momentami grozy. Do tego miejsce zabite dechami, trudno dostępne, nie przyjazne i ze swoją mroczną legendą. Dom w jakim mieszkają bohaterowie staje się z każdym rozdziałem bardziej mroczny i przecież powinien dawać poczucie bezpieczeństwa, czego nie uświadczymy w czasie rozwinięcia akcji. Nie pozbawiona swoich wad jaką jest możliwość odgadnięcia, w którą stronę zmierza historia, brak lepszego nakreślenia postaci i pogłębienia ich rysu psychologicznego. Trochę tego znalazło się, ale nie można oczekiwać czegoś lepszego niż zazwyczaj otrzymałem w jego wydaniu. Dlatego nie zawiodłem się w czasie czytania, bo dostałem właśnie takie czytadło na dwa, góra trzy wieczory w zależności od czasu jaki mamy. Thriller czytający się dobrze i strasznie szybko mimo występowania nieraz opisów, które nie przynudzają. Napisana zastała pod względem języka i stylu przystępnie, prosto i przyjemnie. W sam raz sprawdza się jako nie zobowiązująca lektura. Nie mamy tutaj wiele zwrotów akcji mogących zaskoczyć, bo historia jest prosta jak budowa cepa, z niezłymi bohaterami, pojawiającym się motywem legendy związanych z druidami, ale nie można jej odmówić własnego klimatu i tego, ze trzyma w napięciu przez cały czas. Dlatego połyka się kolejne strony w zastraszającym tempie. Guy N. Smith jako pisarz z pogranicza klasy b i c, o zmutowanych zwierzyńcu, kanibalach, mordercach, nadprzyrodzonych siłach zła i demonach jest przykładem niezłych czytadeł, nieraz pulpowych horrorów, które mogą przynieść chwilę rozrywki po czymś bardziej wymagającym. Zaserwował w przypadku Przyczajonych historie z pogranicza horroru i thrillera. Przyjemną i klimatyczną opowieść, przy której można spędzić miło czas. Na pewno sięgnę po inne powieści autora w niedługim czasie. Dla fanów pulpowych horrorów lub thrillerów.
Kolejny mój powrót do książek Guy N. Smitha objął thriller Przyczajeni, który przeczytałem lata temu na mocy szału jaki ogarnął mnie na punkcie horrorów. Wydawnictwo Phantom Press w swojej ofercie horrorów dorzucało też thrillery rzeczonego autora. Sięgając po Przyczajonych nie spodziewałem się dostać coś dobrego, ale bardziej miłą lekturę na dwa wieczory, przy której można...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-12-31
Powrót do twórczości Guy N. Smitha zaowocował przeczytanie Lalki Manitou, do której wróciłem już któryś raz z rzędu. Poprzednio zrobiła na mnie wrażenie dobrego czytadła, bo wykorzystanie wierzeń indiańskim przemieszanych ze współczesnością i klątwa sięgającą bardzo dawnych czasów wydawała się ciekawą próbą stworzenia powieści grozy. Obawiałem się tego, że ponowna lektura nie będzie już tak udana jak poprzednio i miałem sporą nadzieje mylić się z tego powodu. Dlatego nie nastawiając się na coś lepszego sięgnąłem po Lalkę Manitou.
Rodzina Catlinów chce odpocząć od trudów dnia codziennego i przyjeżdża do miasta, aby spędzić w nim urlop. Znajdujące się nie daleko wesołe miasteczko powinno być wspaniała rozrywką dla rodziców, a w szczególności dzieci i tak jest na początku. Jednak daleka przeszłość daje o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie. Wiele wieków temu wymordowano jej plemię i skrzywdzono indiańską dziewczynę, która poprzysięgła dokonanie zemsty na białym człowieku. Wiele czasu później przyjdzie zapłacić wszelką cenę i poznać smak zemsty tajemniczego bożka zła.
Sięgając po książkę Lalka Manitou wiedziałem czego spodziewać się po autorze horrorów klasy b. Krwawe sceny, występujące gore, ożywiające lalki i klątwa sprzed wieku będzie jej główną atrakcją jaką przygotował nam Guy. N. Smith. Zaczyna się dość brutalnie od walki dwóch gangów i starć z policją. Jednak to tylko początek historii, która umiejscowiona została w większym stopniu w wesołym miasteczku. Przyjeżdżająca na odpoczynek napastliwa żona, nijaki mąż zatrudniony w firmie i głuchoniema dziewczynka staną się uczestnikiem przerażających wydarzeń. Przedstawienie trudnych relacji jakie ich łączą i walkę z potężnymi siłami udało się przedstawić dobrze. Sam pomysł na miejsce akcji jakim jest wesołe miasteczko ze swoimi atrakcjami był intrygujący i mogący posłużyć do stworzenia ciekawej opowieści grozy z mrocznym klimatem. Początkowo historia przypomina sensacyjną opowieść nie pozbawioną krwawych szczegółów i okrucieństwa, później zamieniając się w normalną historie o wypoczynku w nadmorskim miasteczku, ale ewoluuje pomału w stronę horroru za sprawą przerażających i makabrycznych zdarzeń w wesołym miasteczku. Pomysł sięgnięcia po ożywiające lalki nie jest nowa, bo przecież w wielu filmach lub książkach pojawiał się taki motyw. Autor wykorzystuje ich pojawienie się do budowania napięcia i opisów sporej ilości występujących scen gore. Jest krwawo i niekiedy strasznie na przykład podczas zwiedzania wesołego miasteczka i odkrywania jego sekretów. Sporo dalej, w drugiej części książki atmosfera zagęszcza się i coraz bardziej bohaterowie zostają uwikłani w walkę przeciwko demoniczną siłą jaka pojawia się. Najważniejsza w tym wszystkim wydaje się klątwa i zdarzenie sprzed wieków, które rzutują na teraźniejsze wydarzenia.
Postacie jakie zostały wykreowane można określić, że są dobrze nakreślone, szaleństwa w nich nie ma lub wyrazistości, ale przypominały mi takie z oglądanych tanich horrorów klasy b. Na pewno nie dostałem papierowych i płaskie jak obawiałem się. Najlepiej wypadają główni bohaterowie jakimi są rodzina Catlina, którym poświęca się więcej czasu. Trochę irytowała mnie Liz Catlin ze swoimi humorkami i czepialstwem. Fajny motyw z Rowan, który podobał mi się i jej sny robią niezwykłe wrażenie. Są realistyczne i pełne mroku. Zawsze wykorzystywanie dzieci na budowanie klimatu lub atmosfery grozy bywa ciekawym pomysłem i sprawdzonym jak w tym przypadku. Do innych postaci nie mam zastrzeżeń, ale większości mają tylko do odegrania rolę w całości i pojawiają się w większym lub mniejszym stopniu. Trochę brakowało mi jak zwykle wyrazistego bohatera głównego i czasami postacie pojawiały się, aby stać się ofiarą złych sił. W jego twórczości nie jest to nowością, nieraz pojawiają się papierowe postacie w jego książkach i dlatego nie przeszkadzało mi to w trakcie czytania. Relacje pomiędzy bohaterami wypadają dobrze, nie brakuje w nich pojawiających się czasami emocji. Dialogi wypadły przyzwoicie i nie irytują,
Książka Lalka Manitou to propozycja dla fanów tanich horrorów, nieraz pulpowych, przy których można się bawić dobrze przy pewnym nastawieniu do nich. Nie można po nich oczekiwać jakiś cudów i wymagając od niej nie wiadomo czego. Tylko nastawić się na prostą opowieść, nieźle nakreślonych bohaterów i hektolitry krwi, scen gore i szybkie tempo prowadzenia akcji. Zaprezentowana historia właśnie do takich należy, lecz nie brakuje w niej ciekawych momenty, mrocznych i przerażających zdarzeń i nie można jej odmówić pełnej grozy atmosfery. Zresztą osadzenie akcji w wesołym miasteczku zawsze jest dobrym pomysłem, bo nie wiadomo, co skrywa się za rozrywkową fasadą tego miejsca. W tym przypadku staje się areną walki pomiędzy dobrem i złem. Nawet miejsce znalazło się na obyczajowe wstawki dotyczące rodziny, ich kłopotów, trudnych chwil i zmian jakie w niej zachodzą pod wpływem zdarzeń. Zakończenie dobre i pasujące, chociaż od połowy można przypuszczać jaki może być finał historii. Sięgając po raz któryś z rzędu po Lalkę Manitou byłem bardzo ciekawy jak wypadnie obecnie, bo nie robiłem sobie nadziei dotyczącej jej. Guy N. Smith jest autorem stawiający na znane motywy i tworzący z nich własne historie. Nie brakuje w jego twórczości makabry, scen gore, papierowych postaci, golizny, zmutowanych zwierząt, sił nadprzyrodzonych, demonów, duchów i bohaterów walczących ze złem. Czytając tą powieść znalazłem wszystko co spodziewałem się znaleźć i dobrze się bawiłem w czasie czytania. Pomimo pewnych wad nie narzekam, bo historia mnie wciągnęła i szybko się czyta. Napisana została przez autora prostym i przystępnym językiem. Bez przynudzających opisów, męczących fragmentów i dlatego nie nudziłem się w czasie czytania. Trzeba lubić takie horrory klasy b, a nawet c, mające na celu dostarczenie rozrywki i dobrej zabawy podczas czytania. Nie zawiodłem się, bo dostałem niezły krwawy horror z dodatkiem obyczajowym, przy którym spędziłem miło czas. Na pewno jeszcze wrócę kiedyś do książek autora.
Powrót do twórczości Guy N. Smitha zaowocował przeczytanie Lalki Manitou, do której wróciłem już któryś raz z rzędu. Poprzednio zrobiła na mnie wrażenie dobrego czytadła, bo wykorzystanie wierzeń indiańskim przemieszanych ze współczesnością i klątwa sięgającą bardzo dawnych czasów wydawała się ciekawą próbą stworzenia powieści grozy. Obawiałem się tego, że ponowna lektura...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-12-22
Guy N. Smith to autor horrorów i thrillerów jakie u nas wydano na początku lat dziewięćdziesiątych. Postanowiłem przypomnieć sobie pierwszą książkę jaką przeczytałem jego autorstwa pod tytułem Bestia. Licząca sobie ponad sto pięćdziesiąt stron historia może nie zachwyciła za bardzo, ale dostarczyła rozrywki w czasie czytania. Jakbym oglądał tani horror klasy b lub czytał pulpowe powieści grozy. Chyba pałam sentymentem do jego powieści jakie zostały wydane, bo zawsze sięgając po kiedyś czytaną pozycje wiedząc czego spodziewać się i nie zawiodłem się. Dlatego postanowiłem wrócić do pierwszej przeczytanej przez ze mnie książki jaką jest Bestia.
Profesor wraz ze studentem i dziewczyną będącą rodziną przyjeżdżają do małej miejscowości blisko bagien, aby odnaleźć skarb zakopany wiele wieków temu. Tutejsi mieszkańcy nie pałają sympatią do nich. Ruszając na ciągnące się mokradła i bagna nie przeczuwają dokonania odkrycia, które może zagrozić mieszkańcom.
Bestia to tak naprawdę niezły przypominający tani horror klasy b, gdzie wiadomo od początku, że będzie krwawo i nie będzie brakować scen seksu. Zresztą sam autor w swojej twórczości chętnie sięga po makabrę, seks, czasami wierzenia, demony lub jeszcze duchy tworząc z tego koktajlu własną mieszankę. W przypadku Bestii dostajemy historie o bestii, która pojawiła się nagle, chociaż autor próbuje snuć wyjaśnienia dotyczące skąd wzięła się z miernym skutkiem, zostawiając pole dla czytelnika w domysłach. Wprowadzając bohaterów do historii dostajemy tylko króciutkie kilku zdaniowe nakreślenie ich sylwetek nie dających pełnego obrazu i zostajemy wrzuceni z nimi do wiru wydarzeń.W jego twórczości to żadna nowość, bo pojawienie się raptownie bohaterów występuje nagminnie. Wracając do historii nie jest odkrywcza lub zaskakująca. Od chwili znalezienia bestii wiadomo, że krwawe starcia będą obecne przez cały czas. W pierwszej części nie występują w sporej ilości tylko okazjonalnie, bo skupia się autor na przedstawieniu groźby zagrożenia, scen seksu i ukazaniu niechęci mieszkańców do bohaterów. W drugiej części historii dostajemy większą ilość krwawych i dobrze opisanych scen gore. Najbardziej podobała mi się obraz krwawej wizyty bestii w miasteczku budzącej strach swoim pojawieniem się wśród mieszkańców. Uważam za jedno z ciekawszych momentów jakie pojawiły się w opowieści i szkoda, że autor nie pokusił się o więcej takich scen. Ataki bestii zostały szczegółowo opisane i pełne są scen gore, nieraz zahaczających o rzeż, gdzie śmierć jest wybawieniem dla ludzi stających na drodze potworowi. Sama historia do odkrywczych nie należy i wiadomo czego spodziewać się po twórczości autora jeśli miało się już do czynienia z jego powieściami.
Postacie pojawiające się na kartach książki nie należą do najlepiej wykreowanych. Pojawia się zrzędliwy profesor, student Gavin i siostrzenica profesora Liza. Pozostałe postacie są papierowe i mają tylko do odegrania rolę jaka została im przydzielono w historii. Szkoda, ze autor nie popracował nad nimi bardziej i nie wyszły o niebo lepsze. Jeżeli chodzi o relacje wypadają przyzwoicie. Bałem się dialogów, lecz nie potrzebnie, bo wypadły dobrze.
Książka Bestia jest horrorem nastawionym na rozrywkowy charakter, gdzie krew leje się strumieniem, flaki latają wszędzie, jest potwór i golizna. Historia jest prowadzona jednym torem do przodu i można przewidzieć czasami jak potoczy się akcja. Pomimo swoich wad książka jest przyjemną opowieścią na odprężenie po czymś wymagającym. Tutaj nie potrzeba ruszać głową, tylko dać porwać się wydarzeniom jakie toczą się od samego początku. Finał jaki dostajemy jest krótki i dość krwawy. Właśnie takiego spodziewałem się dostać i nie zawiodłem się pod tym względem. Historia proponowana przez autora nie jest odkrywcza i w zasadzie prosta jak linijka, lecz mająca swój urok. Akurat mi się podobała ze względu, że mam sentyment do jego książek, bo kiedyś wiele z nich przeczytałem. Wracając do Bestii nie pamiętałem przed czytaniem za wiele z historii i pewnie uleci ona po jakimś czasie z pamięci. Taki urok jego powieści, ale miałem frajdę podczas powtórnego czytania i z tego jestem zadowolony. Sądziłem, że nie będzie tak dobra jak zapamiętałem i nie zawiodłem się na niej. Oczekiwania wobec Bestii nie można mieć wygórowanych i sprawdza się doskonale jako nie zobowiązujący krwawy horror o bestii. Za jakiś czas pewnie zabiorę się za inne jego książki, bo ciągnie mnie do nich i chętnie jeszcze coś przeczytam.
Guy N. Smith to autor horrorów i thrillerów jakie u nas wydano na początku lat dziewięćdziesiątych. Postanowiłem przypomnieć sobie pierwszą książkę jaką przeczytałem jego autorstwa pod tytułem Bestia. Licząca sobie ponad sto pięćdziesiąt stron historia może nie zachwyciła za bardzo, ale dostarczyła rozrywki w czasie czytania. Jakbym oglądał tani horror klasy b lub czytał...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-26
Guy N. Smith to autor horrorów, thrillerów i innych powieści jakie wydał. Bardziej przypominały pulpowe horrory do przeczytania w wolnej chwili, mające umilić czas podczas podróży lub zapewnić chwilę odpoczynku po cięższej tematyce lekturze. Czasami zdarzały się nawet lepsze pozycje w jego dorobku na jakie trafiałem. Sięgnąłem po Las po kilku już czytaniach jakie miały miejsce dawno temu, gdyż chciałem przeczytać coś niewymagającego.
Droy Woods cieszy się ponurą sławą pośród mieszkańców i nikt nie chce wchodzić do niego w obawie, że już nie wróci. Emma nie miała takie szczęścia uciekając przed zabójcą, który zaczął ją ścigać i nie pomna owianą legendą miejsca zapuszcza się w jego głębie. Wtedy rozpoczyna się koszmar na jaki nie jest przyzwyczajona, bo Las strzeże swoich sekretów.
Sięgając powtórnie po książkę, którą przeczytałem kilka razy chciałem sobie przypomnieć czemu kojarzyła mi się dobrze podczas wspominania o niej. Powodem zapewne jest umiejscowienie akcji powieści w starym, a może starożytnym lesie, pełnym bagien, trzęsawisk, podmokłych terenów, moczarów, starych, zbutwiałych i zniszczonych drzew. W czasie czytania czuć dobrze wykreowany klimat ociekający niesamowitością i gęstniejącą atmosferą grozy jeśli chodzi o to miejsce. Posiadający swoje tajemnice, której strzeże przed innymi. Bardzo podobało mi się tutaj właśnie obraz starego i upadającego lasu, mającego swoją świetność już za sobą. Autorowi udała się sztuka nakreślenia i stworzenia fajnego klimatu podczas czytania. Oprócz tego nie brakuje dobrze znanej w jego twórczości makabry, dziwnych zdarzeń powodujących pojawienie się klimatu grozy, przerażających spotkań i postaci, ale tym razem nie papierowych jak można było spodziewać się, tylko nieźle nakreślonych. Jednak nie tylko taki wątek dotyczący lasu pojawia się podczas czytania. Nie zabrakło na początku i później motywu poszukiwań i działań policji. Niestety nie został lepiej przedstawiony i można było z niego więcej wycisnąć. Tak jest tylko dodatkiem do akcji umiejscowionej w lesie, gdzie autor poświęcił niemu najwięcej. Właśnie wątek dotyczący Droy Woods najbardziej przypadł mi do gustu przez klimat i tajemnicze, lecz straszne wydarzenia. Zakończenie zaserwowane przez autora może podobać się i dobrze pasuje do finału historii.
Książka Las Guy N. Smitha posiada wszystko czego oczekiwałem po takiej powieści. Tajemnicze przeklęte miejsce owiane złą sławą, doza makabry i jak nad wyraz nieźle nakreśleni bohaterowie. Ich przygody w lesie śledziłem początkowo z umiarkowanym zainteresowaniem, ale kolejne rozdziały potrafiły mnie wciągnąć i wzbudzić moją ciekawość. Nawet wtedy, gdy pomału wszystko stawało się jasne dotyczące tego miejsca. Wprowadzane wątki pojawiają się i są dodatkiem do głównego, gdzie Droy gra główne skrzypce. Nie można odmówić klimatu starego, opuszczonego, tajemniczego i wiekowego lasu do jakiego zabiera nas autor. Trzeba jednak lubić takie powieści, aby docenić przynajmniej zamysł całej historii. Przypomina mi Las horror klasy b, na którym można dobrze się bawić i czasami przestraszyć. Gdzie występuje makabra, tajemnica do odkrycia, chwile grozy, klimat i pojawiające się nagle postacie. Przystępny styl jakim posługuje się autor, prosta narracji i wartko prowadzenia akcji prowadzi do szybkiego przeczytania. Dzięki temu nie nudziłem się i wciągnęła mnie mimo wszystko historia. Pozostawiła po sobie dobre wrażenie po powtórnym przeczytaniu, lecz nie można nastawiać się na wymagający horror, bo szaleństwa nie ma. Sięgając po Las chciałem przekonać się jak wypadnie obecnie i pomimo pewnych mankamentów nie można odmówić klimatu i ciekawego pomysłu na historie.
Guy N. Smith to autor horrorów, thrillerów i innych powieści jakie wydał. Bardziej przypominały pulpowe horrory do przeczytania w wolnej chwili, mające umilić czas podczas podróży lub zapewnić chwilę odpoczynku po cięższej tematyce lekturze. Czasami zdarzały się nawet lepsze pozycje w jego dorobku na jakie trafiałem. Sięgnąłem po Las po kilku już czytaniach jakie miały...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-10-26
Nie odbierajcie mi złudzeń pisarza Onelio Jorge Cardoso to krótka książeczka, po którą sięgnałem z ciekawości. Nie wiedziałem czego spodziewać się po niej, bo zachęcająca notka i przybliżenie twórczości kubańskiego pisarza podczas czytania przy wyborze zabrzmiały na tyle interesująco, że zacząłem czytać. Zawiera w sobie kilka krótkich opowiadań.
Spis treści :
Nie odbierajcie mi złudzeń
Nazwy
Niektóre pienia koguta
Indyk
Czas dla obu
Lubię morze
Hilario z biegiem czasu
Otwierać i zamykać oczy
Ser dla nikogo
Autor w opowiadaniach w tym zbiorze zawarł swoje obserwacje życia wiejskiego, które były mu bliższe. Porusza w nich różne tematy i nie stroni od historii z dziećmi w roli głównej, mających swoje pomysły i przygody. W pierwszej opowieści ukazuje tęsknotę za poważanym człowiekiem wybierającym własną drogę. W drugim sięga po motywy przywodzące kryminalne, na którym najważniejsze jest przedstawienie opowieści dziecka i jego przygód. W trzecim sięga po znany motyw jakim jest hipnoza, poznajemy konsekwencje jej stosowania i można powiedzieć karę jaka dosięga bohatera. W następnej znów mamy opowieść związaną z dzieckiem, które opisuje barwnie swoje losy zakończone niezwykłym zakończeniem. W piątej historii przedstawia nam bohatera strzegącego danej pozycji przed wrogiem i spowodowanymi z tego powodu kłopotami. W szóstej zabiera nas w króciutką relacje z wyprawy pirogą. W ósmej zabiera nas na wyprawę w wyobraźnie jednego osadzonego tam więźnia. Ostatnie to krótka historyjka związana z sesją psychiatryczną.
Wszystkie tutaj zawarte opowiadania przeczytałem z przyjemnością. W klimat wiejski i czasami sielski wkradają się wydarzenia, mające wiele wspólnego z fantazjowaniem i zarazem mocno osadzonych w rzeczywistości. Akcja umieszczona została na Kubie, gdzie ludziom pozostaje wiara i marzenia odrywające ich od codzienności. W zwykłe życie wkrada się nierealność, jakby z pogranicza jawy i snu, niezwykle plastycznie opisany i nie można im odmówić świetnego klimatu. Nawet z pozoru normalne zdarzenie nabiera cech niesamowitych i poetyckich. Dzięki właśnie stylowi pisarza, który potrafił celnie i z niezwykłą wrażliwością oddać obraz wiejskiego środowiska. Dostajemy nie tylko w tym przypadku opowieści związane z dorosłymi, ale na swój warsztat bierze dzieci i przygody jakie ich spotykają. Wiedzione ciekawością, nieraz zabawą lub mające pecha stają się narratorami tych krótkich opowieści z nimi związanych. Bardzo podobają mi się takie historie, bo można wrócić do swojego dzieciństwa. Sięgając po różne tematy przedstawione zostają przez autora w sposób intrygujący, czasami prosty lub bardziej złożony. Posiadające własny klimat i napisane zostały zderzając poetyckie obrazy z surową rzeczywistością.
Nad książką Nie odbierajcie mi złudzeń nie ma się co długo rozpisywać. Krótkie opowiadania, nieraz kilku stronicowe, które wciągają w stworzony świat i niespiesznie poprowadzona akcja sprawia, że zatapiamy się podczas czytania w wykreowane historie niezwykle szybko. Nawet zakończenia poszczególnych opowiadań przypadły mi do gustu, a nawet nieraz lekko zaskoczyły końcową puentom. Dlatego każde z nich na swój sposób jest tak interesujące. Sięgnąłem po nią z ciekawości, bo nieraz uwielbiam właśnie zapoznać się nie tylko z nowym pisarzem z literatury iberoamerykańskiej, lecz także odkryć coś w jego twórczości. W tym przypadku udało się i dostałem krótkie, ale treściwe historie. Zawarte w zbiorze opowiadania wciągnęły mnie bardzo i pozwoliły miło spędzić z nimi czas. Przyjemnie czyta się, ale trzeba nieraz być skupionym na śledzeniu wydarzeń. Chętnie po tym zbiorze zapoznam się kiedyś z innymi pozycjami z dorobku autora, mając na uwadze, że chce również otrzymać ciekawe historie napisane na takim samym poziomie lub nawet lepsze.
Polecam.
Nie odbierajcie mi złudzeń pisarza Onelio Jorge Cardoso to krótka książeczka, po którą sięgnałem z ciekawości. Nie wiedziałem czego spodziewać się po niej, bo zachęcająca notka i przybliżenie twórczości kubańskiego pisarza podczas czytania przy wyborze zabrzmiały na tyle interesująco, że zacząłem czytać. Zawiera w sobie kilka krótkich opowiadań.
Spis treści :
Nie...
2018-09-28
Sięgnięcie po nieznanego mi autora jakim jest Herman Vogt było przypadkiem. Książęczkę jaką zauważyłem wzbudziła moje zainteresowanie nie tylko tytułem Kaszel, ale podtytułem Opowiadania prawdopodobne i nieprawdopodobne. Wtedy stało się jasne, że mogę dostać coś ciekawego i może mającego wspólnego z opowieściami z dreszczykiem. Nie byłem tego do końca pewny, ale zawsze była szansa na taką książkę. Dlatego mnie ciekawiło i chciałem przeczytać.
Zawarte w zbiorze opowiadania poruszają się po różnej tematyce, ale najczęściej występuje w nich szpital psychiatryczny, bohater odznaczający się jakąś ułomnością i próba wyjaśnienia takiego stanu rzeczy. Już w pierwszej historii dostajemy na pozór normalną opowieść o kaszlu. Wiadomo jak może się skończyć, lecz podczas czytania ma wrażenie się, że jest w tym coś groteskowego i karykaturalnego w dziejących się wydarzeniach. Pozostałe opowiadania są również utrzymane w takim klimacie. W normalność z pozoru rzeczywistość wkrada się pewna groźba i tajemnica. W zbiorku na przykład znajdziemy opowieść na pozór kryminalną i przewrotną zarazem. Ukazaną w groteskowy sposób historie bohatera, bogatego, który poluje na ludzi i prokuratora badającego jego przypadek. Takich krótkich i dłuższych historii mamy bardzo dużo i trzeba przyznać im, że posiadają specyficzny klimat niepokoju, nieraz niesamowitości z powodu wydarzeń i samych zakończeń. W tych opowieściach bohater jest przedstawiony najczęściej jako osoba z pozoru normalna, ale wchłonięta przez system staje się tylko trybikiem w maszynie, która gna do przodu. Jej przygody obierają groteskową formę i nie wiadomo do końca co będzie się z nią działo. Sięgnięcie najczęściej po motywy szpitala psychiatrycznego lub w ogóle szpitala i badań nad czymś powoduje przedstawienie świata bohatera w sposób dziwny i niejako tajemniczy. Dlatego podczas czytania bardzo spodobał mi się klimat i sposób opowiedzenia historii.
Kaszel nie jest długą książką, bo ma tylko ponad sto stron, które czyta się szybko. Nawet opowiadania tam zawarte nie są długie i mają od dwóch stron po kilka stron. Pochłania się w zastraszającym tempie i nie wiadomo kiedy już jest po czytaniu. Styl autora jest oszczędny, wyważony, bez zbędnych udziwnień, operujący prostymi zdaniami, które mają za zadanie stworzyć aurę dreszczyku i tajemnicy, co udaje się dobrze. Bardzo przypadł mi do gustu pomimo niekiedy braku rozbudowania po części opowiadań. Zwięzłość wypowiedzi i możliwości kreacji świata ma swoje wady oraz zalety. W przypadku tych historii nie można odmówić autorowi niczego, bo stworzył ciekawe i klimatyczne opowieści. Krótkie i nie nudzące. Klimatem przypominały mi innego autora jakiego czytałem. Groteska miesza się w nich z fantastyką i wszystko zostało podlane klimatem z dreszczykiem. Chodzi oczywiście o Kafkę, którego miło wspominam i uwielbiam czytać. Dlatego podczas czytania nieraz myślałem o nim zapoznając się z historiami jakie dostałem w wykonaniu Hermana Vogta. Świat lekarzy w zamieszczonych opowiadaniach zostaje przedstawiony w krzywym zwierciadle i jest pełny absurdów. Sięgając po książkę Kaszel dostałem zbiór w klimatach kafkowskich, gdzie za zasłona normalności kryje się coś tajemniczego i dziwnego. W swoich opowieściach zabiera nas autor w świat nierealny i niezwykły, za którym kryje się groza i normalność. Jest pełny absurdów i groteski. Wybierając ją nie miałem pojęcia, ze dostanę taką fajna książkę i szkoda trochę, ze historie nie są bardziej rozbudowane, ale chyba właśnie w prostych środkach wyrazu tkwi siła zamieszczonych w zbiorze opowiadań. Byłem jej ciekawy i nie zawiodłem się podczas czytania, bo miło spędziłem nie tylko czas przy niej, ale również przyjemnie i szybko się czyta. Dobra książka dla lubiących kafkowski klimat, który cały czas jest obecny i dziwnych wydarzeń wkraczających w normalna rzeczywistość. Chętnie przeczytam jeszcze coś autora jeśli dostanę w swoje ręce, bo jestem ciekawy czy otrzymam również takie historie.
Sięgnięcie po nieznanego mi autora jakim jest Herman Vogt było przypadkiem. Książęczkę jaką zauważyłem wzbudziła moje zainteresowanie nie tylko tytułem Kaszel, ale podtytułem Opowiadania prawdopodobne i nieprawdopodobne. Wtedy stało się jasne, że mogę dostać coś ciekawego i może mającego wspólnego z opowieściami z dreszczykiem. Nie byłem tego do końca pewny, ale zawsze była...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-09-30
Gernard Górnicki to autor jakiego jeszcze nie znałem, chociaż mam jeszcze jedną jego powieść. Dlatego mając możliwość zdobycia kolejnej i sama jeszcze tematyka, po którą sięgną bardzo mnie zainteresowała. Nie byłem do końca przekonany co otrzymam, bo pewne obawy miałem przed czytaniem i stwierdzam, że nie potrzebne. Pierwsze moje spotkanie z jego twórczością i zapoznanie się z historią było dobrym pomysłem.
Historia została osnuta na prawdziwych wydarzeniach dotyczących kampanii wrześniowej i walk pomiędzy polskimi wojskami, zwerbowanymi ochotnikami strzegących miast i wojskami niemieckimi atakującymi zawzięcie. Miejscem akcji jest obrona Kłębcka w 1939 roku widziana oczami uczestnika tego wydarzenia Adama Króla przed natarciem jakie idzie na nich, dwudniowej walki i przedstawienie losów bohaterów.
Autor w obrazowy sposób przedstawia wydarzenia, które zaczynają się od szykowania obrony i słabość polskiego poruszenia w walce z machiną lepiej uzbrojonych wojsk niemieckich. Czuć podczas czytania i śledzenia potyczki nie możność stawienia czoła wrogom i pokłosie zbliżającej się klęski, ale z drugiej strony każdy z bohaterów wie, ze walczy o swoją ojczyznę`i jest gotów zapłacić ogromną cenę za powstrzymanie wojska, mając ze sobą ubogie wyposażenie i tylko garstkę amunicji z góry skazanych na przegranie. Bardzo łatwo wychodzi mu przedstawienie sytuacji takich walk i ukazaniu reperkusji związanych z próba stawienia oporu wrogowi. Jest to przerażające i często okrutne rozwiązanie jakie zostało wykorzystane przeciwko niewinnym ludziom. Jedna scena związana z chłopcem jest bardzo wyrazista i straszna. Jednak pomimo tego w późniejszym okresie zostaje nam przedstawione życie pod panowaniem niemieckim i jego wpływ na mieszkańców. Oprócz tego autor przedstawia bohatera uwikłanego we własne problemy i dylematy jakie ponosi za swoje wybory jakich dokonuje. Czy jest zdolny do większego poświęcenia niż przypuszcza. Tego nie wie on sam w żadnym razie.
Głównym bohaterem jest Adam Król, który zostaje wplątany w wojenną zawieruchę i mamy możliwość zaobserwowania jego przygód jakie ma podczas wszystkich części książki. Trudne początki, strach przed niemieckimi żołnierzami i możliwość pochwycenia go przez nich. Do tego dochodzi próba ułożenia sobie życia w tym niespokojnym czasie dla wszystkich. Oprócz niego poznajemy sporą ilość bohaterów nakreślonych w sposób świetny i zapadających w pamięci. Przyznaje, ze udało się autorowi w kilku zdaniach lub tylko ze względu na dialogi stworzyć postacie, które żyją i są obecne na kartach książki. Mające coś w sobie i ciekawe. Takie posiadające głębie i nie papierowe, intrygujące i niezwykłe. Same relacje łączące poszczególnych bohaterów wypadły świetnie i dialogom też nie mogę wiele zarzucić. Czasami jednak w relacjach Adama i Anny pojawiają się pewne nie przeszkadzający dystans do innej osoby.
Książka Miasto Króla jest powieścią nie tylko osadzoną na prawdziwych wydarzeniach, przedstawiającą wstrząsający obraz walk z niemieckim wrogiem i przejęcie miasta przez niego. Zmiany jakie dokonują się podczas okupacji miasta. Także nie brakuje miejsca na dobrze nakreślone tło obyczajowe, któremu autor poświęca czas i wprowadza wątek romantyczny pomiędzy bohaterem i Anną. Wybory jakie dokonuje Adam Król względem swoich relacji i niebezpieczeństwa spowodowanych poszukiwaniami. Sięgając po Miasto króla nie byłem do końca przekonany czy jest to dobry wybór. Tematyka jaka jest poruszania była dla mnie ciekawa. Lubię poczytać takie pozycje ukazujące obraz nie równej walki i bohaterstwa naszych polskich żołnierzy z przeważającymi wojskami wroga lub naszą partyzantką próbującej przeszkadzać. W tej historii znalazłem dramatyczne wydarzenia, przerażające momenty dotyczące nie tylko walczących, ale również niewinnych mieszkańców. Wszystko zostało mocno osadzone w tamtym czasie i toczących się wydarzeniach. Przedstawionych przez pryzmat przygód bohatera, ucieczek, pościgów i jego losów podczas czytania. Dla mnie jest to bardzo dobra pozycja, choć nie powala na kolanach długością. Można ją przeczytać szybko i czas poświęcony na książkę nie był wcale stracony. Nie nudziłem się i błyskawicznie wydarzenia toczyły się do przodu bez zatrzymywania. Sięgnięcie po książkę nie znanego autora jakim był dla mnie Gerard Górnicki było dobrym pomysłem, bo znalazłem ciekawą historie i bohaterów. Na pewno nie jest to moje ostatnie spotkanie z nim i chętnie przeczytam coś jeszcze jego autorstwa. Książka dla każdego.
Polecam.
Gernard Górnicki to autor jakiego jeszcze nie znałem, chociaż mam jeszcze jedną jego powieść. Dlatego mając możliwość zdobycia kolejnej i sama jeszcze tematyka, po którą sięgną bardzo mnie zainteresowała. Nie byłem do końca przekonany co otrzymam, bo pewne obawy miałem przed czytaniem i stwierdzam, że nie potrzebne. Pierwsze moje spotkanie z jego twórczością i zapoznanie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-08-31
Sięgając po kolejną książeczkę z serii Biblioteka Złotej Podkowy wiedziałem, że zazwyczaj znajduje krótkie, ale ciekawe opowiadania o różnej tematyce. Poruszające się w gatunkach jak miedzy innymi groza, kryminał. powieść obyczajową i historyczną. Przyznaje, że dobrze się czyta takie historie i niezwykle bywają intrygujące mimo swoich krótkich rozmiarów. Dlatego sięgając po kolejną książeczkę spodziewałem sie właśnie, że dostanę przyjemne opowiadania i niezwykle ciekawe.
Hunt przemytnik - opowiadanie napisane przez Stanley J. Weymana, którego opowiadania spotkałem już kilka razy w tej serii. Dziejąca się w dawnych czasach historia dotyczy jakobbitów i bohatera przemytnika Hunta. W tej krótkiej nowelce nie brakuje starego klimatu dawnych utworów jakie wtedy były tworzone i awanturniczej przygody. Pomimo swoich rozmiarów czyta się nie tylko oczywiście szybko, ale też przyjemnie i spodobało mi się.
Wybawienie - to nowelka klasyka powieść niesamowitych i grozy jakim jest Ambrose Bierce, znany miedzy innymi ze zbioru opowiadań Czy mogło się zdarzyć? lub Oczy pantery. W tej krótkim opowiadaniu nie brakuje dreszczyku, ale nie ma takiego ładunku grozy jaki powinien wystąpić. Temat poruszany tutaj jest ciekawy, z pogranicza snu i jawy, a także dotyczący czasu. Czytają kolejne podrozdziały zagłębiamy się w świat, gdzie trudno rozgryźć co jest rzeczywiste lub nie. Dopiero pod koniec autor próbuje zaskoczyć finałem, który wzbudza dreszczyk po przeczytaniu. Stać go jednak na więcej, lecz nawet w tym przypadku nie można odmówić Wybawieniu kreacji klimatu i dreszczyku niepokoju pojawiającego się podczas czytania. Krótka nowelka z ciekawym pomysłem, która może nie wzbudziła takiego strachu podczas czytania, a jednak ma coś w sobie.
Zapomniany człowiek - napisana przez nie znanego mi autora Richarda Hardinga Davisa opowieść o konsulu, który ma gości z zagranicy ze swojego kraju. Opowiadanie ukazuje losy starego człowieka służącemu krajowi jak potrafi wysłanego w najdalszy zakątek świata. Jego przywiązanie do wartości, niechęci do zmian jakie występują z postępem i wspomnieniami z jego młodzieńczych lat. Autor bardzo udanie portretuje postać głównego bohatera, który nie tylko wzbudza sympatie, ale jego kreacja jest wspaniała pomimo długości opowieści. Bardzo przyjemna historia z ciekawymi przygodami i bohaterami.
W tym zbiorku opowiadań od Biblioteki Złotej Podkowy znalazłem przekrój krótkich opowieści spod znaku historii, niesamowitości i obyczajowości. Każda z zawartych tutaj utworów pomimo swoich objętości jest napisana w sposób wzbudzający ciekawość i ich tematyka jest różna. Takie krótkie opowiadania mają swoje wady i zalety. Przede wszystkim wadami można uznać brak rozbudowania historii do większych rozmiarów i lepszego nakreślenia bohaterów. Zaletą jest, że nie znajdziemy nudzących opisów i scen powodujących nudę. Pomimo pewnych uwag dotyczących takich historii, zawarte tutaj są na tyle ciekawe, że nie zwracałem uwagi na nic. Byłem zadowolony z kolejnej części z serii po jaką sięgnąłem, bo dostałem właśnie wszystko na co liczyłem. Historie zgrabnie poprowadzoną, nieraz nie brakuje zwrotu akcji, dreszczyku lub dramatyzmu. Czyli tego co powinna mieć dobra opowieść. Opowiadania spodobały mi się, bo posiadają swój urok i klimat, który obecny jest przez cały czas czytania. Napisane zostały zwięźle i przystępnym stylem. Każda z nich wciągnęła mnie i przeczytałem z przyjemnością. W tym zbiorku każdy znajdzie coś dla siebie i nie brakuje awanturniczej przygody (Hunt przemytnik), lekkiej opowieści z dreszczykiem (Wybawienie) i powieści obyczajowo - historycznej ( Zapomniany człowiek) o zabarwieniu patriotycznym. Było warto poświęcić trochę czasu na przeczytanie i na pewno kiedyś chętnie do niej powrócę. Bardzo udany zbiór opowiadań.
Sięgając po kolejną książeczkę z serii Biblioteka Złotej Podkowy wiedziałem, że zazwyczaj znajduje krótkie, ale ciekawe opowiadania o różnej tematyce. Poruszające się w gatunkach jak miedzy innymi groza, kryminał. powieść obyczajową i historyczną. Przyznaje, że dobrze się czyta takie historie i niezwykle bywają intrygujące mimo swoich krótkich rozmiarów. Dlatego sięgając po...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-04-30
Kiedyś będąc w jednym z hipermarketów zauważyłem wiele książek Antoniego Marczyńskiego wydanych przez Wydawnictwo Galicja i pośród nich upatrzyłem sobie Statek widmo nie znanego mi wcześniej autora. Okładka przyciągała wzrok za sprawą okropnej postaci na niej widocznej, ciemności i statku. Miałem nadzieje, że dostanę horror z prawdziwego zdarzenia o statku widmie skrywającym nie jedną tajemnice lub działających tam mrocznych siłach zła. Zaciekawiony zakupiłem za grosze i przeczytałem, a teraz postanowiłem odświeżyć sobie ponownie, aby zobaczyć jak obecnie wypadnie.
Bohater historii Marek zauważa stojący nie daleko statek, który nie odpowiada i nie widać na nim żadnej obecności. Postanawia zbadać co dzieje się na tym statku i wchodzi na pokład. W ten sposób zostaje wplątany w niebezpieczną przygodę, w której zaczynają dziać się dziwne rzeczy.
Byłem ciekawy co otrzymam, bo po poprzednim czytaniu nic nie zostało mi w głowie, ale też minęło sporo czasu od przeczytania. Początkowo historia zaczyna się jak powieść sensacyjna tylko dziejąca się na morzu. Porwany statek opanowany przez bandytów uciekających z łupem i jeden z załogi, który przeżył stawiają czoło żywiołowi morza. Przygodę jaką proponuje nam autor można określić jako niezłą sensacyjną historie zawierającą to co powinna mieć w sobie. Od pierwszych rozdziałach można mieć takie wrażenie i utrzymuje się praktycznie do pewnego czasu. Jednak nie brakuje tutaj jak w późniejszej części powieści pomału wkradającej się grozy, jakieś tajemnicy wiszącej nad głowami podróżników i dziwnych wydarzeń. Pojawiają się najpierw sporadycznie, ale w drugiej części coraz częściej dochodzi do przerażających wydarzeń, które trudno wytłumaczyć. Osadzenie powieści w miejscu jakim jest wszechwładne morze, gdzie nie ma drogi ucieczki było dobrym pomysłem. Akcja tymczasem została skupiona na statku i pasażerach tam przebywających. Zawsze małe przestrzenie, na których dzieje się historia jak w tym przypadku ma swoje wady i zalety. Przede wszystkim wadą może być podczas czytania opisy dnia codziennego i szczegółowość. Trudność polega na możliwość wkradzenia się przynudzających momentów i opisów. Z drugiej strony autor ma szansę stworzyć ciekawy klimat osaczenia bohaterów i niemocy w starciu siłami nadprzyrodzonymi. W przypadku Statku widmo nie uświadczymy nudy, bo ciągle coś dzieje się i nie ma przestojów. Udała się sztuka zaciekawienia czytelnika i wciągnięcia w historie. Pojawiające się dziwne zdarzenia nadają opowieści klimat tajemnicy i wywołują dreszczyk grozy. Akcja powieści toczy się wartko przez cały czas do przodu tak samo wydarzenia. Dlatego nie uświadczymy nudy podczas czytania.
Postacie stworzone na potrzeby książki wypadają tylko nieźle i brakowało mi czasami większego poświęcenia im uwagi przez autora. Lepszego nakreślenia ich sylwetek, żeby stały się bardziej ciekawsze. Tylko trochę lepiej wypadają dwaj bohaterowie, którzy zrobili na mnie na tle innych dobre wrażenie. Pozostali nie wyróżniają się za bardzo i tego po prostu szkoda. Gdyby autor dopracował i tchnął w nie więcej życia lub stworzył wyrazistych bohaterów sama historia zyskała wiele na tym. Jeśli chodzi o dialogi i relacje łączące postacie wypadły poprawnie, bez szaleństwa, ale również nie przeszkadzały.
Czytając powieść Statek widmo przychodzili mi do głowy autorzy b klasowego horroru, gdzie najważniejsze było zapewnienie dawki dreszczyku i grozy podczas czytania. Autor w tej historii sięga po znane wzorce i miesza sensacje z przygodą, horror z dawką erotyki, z których tworzy ciekawą opowieść z tajemnicą w tle z klimatem niesamowitości. Początkowo nie wiadomo co jest przyczyną dziwnych wydarzeń i napięcie zaczyna sięgać zenitu, ale kiedy dostajemy odpowiedz na pytania wkrada się wtedy przez pewien czas coś groźnego. Zakończenie historii może spodobać się i należy do tych dobrych, ale można było oczekiwać więcej po nim. Napisała została ona zwięzłym i prostym stylem, nie znajdziemy rozbudowanych zdań, ale krótkie i treściwe. Czasami brakowało mi właśnie rozszerzenia pewnych wydarzeń i pogłębienia rysów postaci. Pomimo tego dostałem przyzwoitą pozycje, gdzie znalazłem nie tylko sensacyjną powieść, ale nie brakowało ingerencji sił nadprzyrodzonych i dziwnych zdarzeń jakie spotykają postacie.
Po książkę Statek widmo sięgnąłem po raz kolejny nie pamiętając nic z poprzedniego czytania. Nieraz takie powroty bywają bolesne i bałem się, ze tak będzie tutaj. Dostanę coś niezbyt dobrego i ciekawego co nie spodoba mi się. Na szczęście moje obawy były nieuzasadnione, chociaż od niego nie można wymagać za dużo. Jako b klasowy horror mający zapewnić chwilę relaksu sprawdza się dobrze i można spędzić przy nim miło czas jeśli przymknie się oka na pewne mankamenty. Akurat w moim przypadku książka spełniła swoje zadanie, bo dostałem ciekawą historie zawierającą dreszczyk grozy podczas czytania. Książkę czyta się błyskawicznie i nie wiadomo kiedy już jesteśmy na samym końcu. Dlatego sprawdza się jako rozrywkowa powieść i niezły horror na wieczór lub dobrą lekturę do podróży. Statek widmo nie jest jakimś odkrywczym dziełem, ale dla miłośników horrorów klasy b ze wszystkimi tego wadami i zaletami, będzie miłą i niewymagającą odskocznią od czegoś bardziej wymagającego. W moim przypadku nie mogę narzekać, bo dostałem wszystko na co liczyłem i spędziłem przy niej miło czas. Napisany przez polskiego autora stanowi ciekawostkę, z którą można zapoznać się.
Kiedyś będąc w jednym z hipermarketów zauważyłem wiele książek Antoniego Marczyńskiego wydanych przez Wydawnictwo Galicja i pośród nich upatrzyłem sobie Statek widmo nie znanego mi wcześniej autora. Okładka przyciągała wzrok za sprawą okropnej postaci na niej widocznej, ciemności i statku. Miałem nadzieje, że dostanę horror z prawdziwego zdarzenia o statku widmie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-04-29
Podzwonne dla blondynki to kryminał napisany przez Zofię Kaczorowską, który przypadkiem spotkałem podczas szperania wśród książek i zakupiłem. Mający wiele wspólnego z powieściami napisanymi w czasach PRLu, ale można odczuć podczas czytania nutkę przełomu w jakim czasie został wydany. Kryminały z tamtych czasów mogą sprawić wiele frajdy podczas czytania i można spotkać wiele ciekawych pozycji, ale również dość przeciętnych lub napisanych dla samego napisania. Jedne zostały osadzone w polskiej rzeczywistości lat PRLu, a jeszcze inne były wzorowane i napisane w stylu angielskich powieści kryminalnych. W tym przypadku właśnie mamy do czynienia z tą drugą opcją.
Michael Olack po trudach poprzednich spraw postanawia zamknąć swoje biuro i zwolnić swoją sekretarkę. Polecony przez znajomego inspektora pewnemu pułkownikowi jego usług jako detektywa otrzymuje zlecenie zajęcia się ochroną córki i sprawą zabójstw jakimi padają blondynki. W małej miejscowości każdy może skrywać wiele tajemnic.
Książka Podzwonne dla blondynki proponuje nam kryminał w starym dobrym stylu. Nasz bohater stara się zbierać poszlaki, tropy i rozmawiać ze wszystkimi wokół, a zdobyte informacje mogą przybliżyć go do odgadnięcia zagadki mordercy. Nie brakuje tutaj nieraz zwrotów akcji i podsuwania fałszywych tropów, bo podejrzanych osób znajdziemy w sporej ilości. Każda z postaci może być sprawcą i dzięki nie odkrywaniu wszystkich kart domyśleć kto za wszystkim stoi do pewnego czasu jest trudno. Dopiero pod koniec dostajemy wskazówki kto jest mordercą i uzyskujemy odpowiedz na to pytanie. Postawiła autorka na klasyczny motywy prowadzenia sprawy i szukania zabójcy pośród mieszkających tam osób. Nie tylko na tym skupiona zostaje uwaga, ale też nie można niczego zarzucić jeśli chodzi o tło obyczajowe. Każda z postaci ma swoje sekrety, skrywa jakieś grzeszki, pojawiają się animozje i rodzą się uczucia pomiędzy bohaterami. Przedstawione relacje łączące poszczególne osoby zostały ukazane w sposób ciekawy, nieraz z humorem i zabarwione wieloma emocjami. Sporo miejsca poświęciła autorka na stworzenie tła obyczajowego, które potrafiło mnie zaciekawić i dlatego powieść miło czyta się.
Bohaterowie stworzeni na potrzeby książki wypadają o dziwo ciekawie i zostali nakreśleni pod względem rysu psychologicznego dobrze. Postać detektywa Michaela Olacka jest taka jak powinna być i przypominała mi klasyczny jego obraz niż zdobywającego przez siłę informacje. Kolejnymi fajnymi postaciami jest pułkownik w starszym wieku, mający spory majątek, nieraz złośliwe i zgryźliwe usposobienie, ale martwiący się o córkę Dorothy lubiącej bawić się i nie przejmującej się niczym. Nie mówiąc o służącym jakby wyjętym z angielskiej powieści. Można poczuć do nich sympatie. Wymienione osoby wraz z cała paletą innych tworzą ciekawą mieszanką, które polubić łatwo. Oprócz oczywiście stojących po złej stronie i postaci mordercy. Zostały obarczone własnymi cechami charakteru i ich zachowanie nie irytowało mnie podczas czytania. Relacje łączące bohaterów zostały nakreślone w sposób ciekawy, są żywe, pełne emocji i pojawiających się podczas interakcji. Chociaż obawiałem się tego, ze dostane postacie nieźle wykreowane tak nie stało się. Żyją na kartach książki, posiadają nawet głębie, a nie dostałem papierowych, którymi nie można się zainteresować.
Książkę Podzwonne dla blondynki czyta się jednym tchem i nie sposób oderwać się od niej. Akcja została poprowadzona wartko i wiele dzieje się podczas postępujących po sobie wydarzeń. Sama historia skrojona została według wzorca angielskiego kryminału, więc znajdziemy zagadkę do rozwiązania, dobrze nakreślone tło obyczajowe i o dziwo ciekawych bohaterów. Wszystkie elementy zostały dopasowane świetnie i dlatego dostałem powieść, od której trudno oderwać się. Na duży plus zasługuje styl pisania autorki. Przystępny, przyjemny i lekki. Prowadzenie historii też zasługuje na uznanie i dlatego licząca sobie ponad sto czterdzieści stron książka wciągnęła mnie niesamowicie. Spotkałem barwne postacie i przeżyłem wiele przygód podczas czytania. Nawet wyjaśnienie zagadki przypadło mi do gustu, bo nie spodziewałem się pomimo podejrzeń, że tak zakończona zostanie opowieść. Jest kilka niuansów wynikających z czasu, w którym została napisana, ale nie rzutuje to na zadowolenie z lektury.
Czasami warto sięgnąć po taki kryminał i nawet z czasów PRLu, który okazuje się bardzo dobrą rozrywką i przyjemną lekturą. W tym przypadku zapewne był wzorowany na klasycznej odmianie angielskiego kryminału co wypadło bardziej niż zadowalająco. W sposób w jaki został napisany i sama zagadka może podobać się. Uwielbiam takie dawniejsze kryminały wydane nawet w czasach PRLu, bo często natrafiałem na ciekawe pozycje jak w tym przypadku. Powieść dostarcza frajdy podczas czytania i świetnie bawiłem się podczas czytania. Znalazłem w niej humor, niebezpieczeństwo i targające niektórymi postaciami emocje. Nawet wątek romansu pojawiał się, lecz został w taki sposób dodany, że nie przeszkadzał mi podczas czytania. Chętnie przeczytam inne książki autorki jak będę miał okazje, bo obecna pozycja spodobała mi się. Książka dla miłośnika klasycznych kryminałów i powieści obyczajowej. Każdy po prostu znajdzie coś w niej dla siebie.
Polecam.
Podzwonne dla blondynki to kryminał napisany przez Zofię Kaczorowską, który przypadkiem spotkałem podczas szperania wśród książek i zakupiłem. Mający wiele wspólnego z powieściami napisanymi w czasach PRLu, ale można odczuć podczas czytania nutkę przełomu w jakim czasie został wydany. Kryminały z tamtych czasów mogą sprawić wiele frajdy podczas czytania i można spotkać...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-03-31
Do książki Krwawa uczta powróciłem któryś raz z rzędu, aby znów przeczytać ponownie. Byłem ciekawy jak wypadnie obecnie, bo pozostawiła po sobie poprzednio miłe wspomnienia, ale czy na pewno dostałem pełnokrwisty horror jak sugeruje opis, a może coś innego. Zawsze postać wampira kojarzy mi się z klasykami lub potworem rządnym krwi, który nie cofnie się przed niczym, aby dostać się do swojej ofiary. Dlatego trochę miałem obaw przy powtórnym sięgnięciu, bo zawsze może okazać się, że kiedyś spodobało mi się. Teraz tylko wypadnie nieźle.
Jack Fleming budzi się i zostaje staranowany przez samochód. Niestety wiedziony swoją odmienną naturą, którą jeszcze nie poznał zostaje wplątany w sprawę groźnego gangu. Chcący dowiedzieć się o swojej przeszłości będzie musiał stawić czoło gangsterom i odnaleźć odpowiedz na pytanie co stało się z nim przed tym wszystkim.
Akcję powieści osadziła autorka w czasach rzeźni chicagowskich, czarnych interesów, skorumpowanych polityków i glin, ale również w czasach panujących gangów. Dlatego podczas czytania miałem wrażenie jakbym czytał czarny kryminał pełen przemocy i brutalności. Nocne kluby i nie do końca legalne spelunki są przykrywką dla ciemnych interesów. Ulice są arena walk o wpływy i ten kto nadepnie na odcisk mafii może liczyć się ze szybkim zejściem z tego świata. Przemoc i brutalność rządzi ulicami Chicago. Przez większość czasu akcja dzieje się w takich klimatach i autorka prowadzi naszego bohatera po najbardziej ciemnych zaułkach, nocnych klubach i miejscach śmiertelnie niebezpiecznych, gdzie są gangi.
Drugą stroną medalu są przygody Jacka Fleminga w takich czasach, który budzi się i nic praktycznie nie pamięta. Nie wie co stało się z nim i chce dowiedzieć się więcej o skrywanej zasłonie niepamięci. Jednak pomału odkrywa, że stał się wampirem i posiadł pewne moce, których jeszcze nie zna, a dopiero poznaje. Postanawia dowiedzieć się wszystkiego o sobie samym i przeszłości. Postać wampira w tym przypadku została wykreowana na przypominającego niczym nie wyróżniającego się człowieka. Pozory jednak mylą. Autorka postawiła na obraz wampira nie przypomina potworów łaknących krwi, którzy zrobią wszystko, aby doprać się do szyi ofiary. Uwspółcześniła jego sylwetkę i dostaliśmy kogoś nie wyróżniającego się w tłumie, pijącego krew z potrzeby, odkrywającego swoje możliwości i mającego swoje dylematy. Przez taką kreacje wizerunku postać Jacka Fleminga staje się nam bliższa i można polubić go. Ze względu na prowadzenie akcji skupiającej się na nim samym mamy możliwość poznać przygody i jego losy, które nie są nam obojętne. Fajna postać wampira różniąca się od stereotypowego wizerunku jakim jest nasiąknięty złem i łaknącym krwi potwór występujący w klasycznym wydaniu. Pozostałe postacie zostały dobrze nakreślone i nie wzbudzają irytacji. Relacje pomiędzy poszczególnymi bohaterami i dialogi wypadły dobrze.
Książka posiada szybko poprowadzoną akcje, która nie zatrzymuje się ani na chwilę i cały czas leci do przodu. Wydarzenia autorka poprowadziła wartko i wiele dzieje się podczas czytania. Dlatego nudzić nie można się podczas czytania i można miło spędzić czas. Historia jak wspomniałem ma wiele wspólnego z czarną odmianą kryminału, gdzie króluje przemoc, a ulice Chicago są niebezpiecznym miejscem. Klimat tamtych lat w połączeniu z opisami brudu, ciemnych zaułków i nocnych klubów tworzy mroczną atmosferę. W tym wszystkim znalazło się miejsce dla wampira odkrywającego swoje możliwości, który wikła się w sprawę odkrycia prawdy. Wątek kryminalno - sensacyjny został poprowadzony w ciekawy sposób i dlatego wciągnąłem się w historie. Dostajemy dobrze poprowadzone śledztwo, w którym bohaterowie próbują nie dać zabić się i próbują dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. Jednak elementy lekkiej grozy pojawiającej się od czasu do czasu są wkomponowane w opowieść bardzo dobrze i nie przeszkadzają. Samo zakończenie powieści można przewidzieć jak skończy się, ale przyznaje podobało mi się i pasuje do zaprezentowanej historii.
Książka Krwawa uczta nie wiele ma wspólnego z rasowym horrorem jaki chcemy dostać. Bardziej dostajemy powieść sensacyjno - kryminalną z dodatkiem lekkiej grozy i romansu. Postać wampira nie budzi przerażenia i nie zobaczymy scen mrożących krew lub krwawych w tym wypadku. Wszystkie składniki jakie zebrała autorka dotyczące przepisu na historie o wampirze osadzoną w czasach gangów w Chicago zostały umiejętnie połączone. Główna osią historii jest śledztwo i poznawanie swojej wampirzej natury przez Jacka Fleminga. Tym sposobem możemy wciągnąć się w opowieść i chyba większy wpływ ma na to styl pisania autorki, który jest przyjemny, obrazowy i lekki. Dzięki temu przez cały czas leci się do przodu i nie ma miejsca na nudę.
Książka Krwawa uczta jest kolejna powieścią, po którą sięgnąłem w ramach przypomnienia sobie lektur sprzed lat. Poprzednio pozostawiła po sobie miłe wspomnienia i wypadła dobrze. Tak samo jest tym razem, ale osoby oczekujące horroru mogą poczuć się zawiedzione tym co dostaną. Otrzymujemy mieszankę sensacji, kryminału, romansu i lekkiej grozy w mniejszym stopniu niż można oczekiwać, ale jednak historia potrafi przykuć uwagę i czyta się fajnie. Jest przemoc i brutalność nie tylko przeciwników bohaterów, ale bardzo krwawych scen nie ma w ogóle, bo jeśli nawet pojawiają się sporadycznie zostały opisane w zdawkowy sposób. Nacisk położono na szybkie tempo akcji i wydarzeń niż na stworzenie przerażającego klimatu. Nie zabrakło nawet humoru w pewnych scenach co powodowało, że bawiłem się nieźle podczas czytania. Jestem zadowolony z lektury i miło spędziłem przy niej czas. Oczekiwania miałem, aby dostać przyjemną lekturę, ciekawą historie, interesujących bohaterów i taka właśnie opowieść otrzymałem. Mam sentyment wobec niej przez to, ze czytałem dawniej i spodobała mi się. Jestem ciekawy kolejnych przygód Jacka Fleminga po pierwszym tomie, lecz niestety wyszła u nas tylko pierwsza część przygód bohatera. Trochę szkoda, ze nie pokuszono się o wydanie kolejnych tomów. Jeżeli będę miał okazje lub kiedyś ktoś wyda kolejne części na pewno sięgnę po powieści autorki. Książka dla każdego kto chce przeczytać coś dobrego i nie wymagającego.
Polecam.
Do książki Krwawa uczta powróciłem któryś raz z rzędu, aby znów przeczytać ponownie. Byłem ciekawy jak wypadnie obecnie, bo pozostawiła po sobie poprzednio miłe wspomnienia, ale czy na pewno dostałem pełnokrwisty horror jak sugeruje opis, a może coś innego. Zawsze postać wampira kojarzy mi się z klasykami lub potworem rządnym krwi, który nie cofnie się przed niczym, aby...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-03-27
Z książką Barry Grahama miałem przyjemność spotkać się już wcześniej i mimo tego nie byłem za bardzo zawiedziony tym co otrzymałem. Nieduża powieść jaka została w Polsce wydana i po którą sięgnąłem kolejny raz, aby przypomnieć sobie o czym była. Po takich horrorach nie spodziewam się większych cudów, bo zazwyczaj dostarczają niezłej rozrywki i są miłą odskocznią od czegoś ambitnego.
Redaktor jednego z gazet jest świadkiem makabrycznego znaleziska, które podsuwa mu gotowy temat. Zaintrygowany postanawia dociec prawdy i niestety jest to dopiero początek koszmaru. W mrocznej dzielnicy Glasgow czai się coś złego.
Książka Zaułek zła w początkowych rozdziałach przypomina bardziej powieść obyczajową. Sam bohater przypomina bohatera romansu, który nie przepuści okazji względem podrywu dziewczyn, choć ma swoją narzeczoną. Decyzje jakie podejmuje mają swoje konsekwencje. Później wkrada się w to wszystko pomału coś dziwnego i przerażającego. Pojawiają się tajemnicze i makabryczne zbrodnie, atmosfera czasami się zagęszcza i tak jakoś od połowy historia skręca w stronę horroru, gdzie wszystko może się zdarzyć.
Autor początkowo serwuje czytającemu nie wymagającą powieść obyczajową połączoną z romansem. Ten wątek może nie zaskakuje czymś odkrywczym, ale został poprowadzony dobrze i tylko na początku czasami pojawiały się pewne niedociągnięcia. Później zaczyna robić się ciekawie. Relacje poszczególnych bohaterów wypadły poprawnie i nawet dialogi nie przeszkadzały. Same postacie stworzone przez autora są nieźle nakreślone, ale nie spodziewałem się jakiegoś szału jeśli wziąć pod uwagę długość powieści. Nie brakuje w historii dawki makabry i krwawych szczegółów na początku, bo później różnie z tym bywało. Trzeba jednak przyznać, że Barry Graham nie żałuje czytelnika i opisuje nieraz w obrazowy sposób sceny pełne makabry, które pojawiają się czasami. Jeśli chodzi o mroczny klimat to w pierwszej części książki pojawia się sporadycznie. Najlepiej wypada druga część książki, gdzie pomału dzięki dziwnym wydarzeniom atmosfera zaczyna się zagęszczać i cały czas towarzyszy czytającemu dreszczyk niepokoju. Sam finał powieści spodobał mi się. Autor w tym przypadku miesza konwencje krwawego horroru z takim nastawionym na gęstniejący klimat i okrasza to wszystko dawką obyczajowości.
Książka Zaułek zła posiada akcje lecącą do przodu i wydarzenia toczą się błyskawicznie. Nie ma jakiś zastojów i dlatego nie nudziłem się. Kiedyś już czytałem jak wspominałem, ale po powtórnym przeczytaniu nadal uważam ją za niezły rozrywkowy horror przypominający takie klasy b i pulpowe, gdzie najważniejsze było dostarczenie rozrywki i dawki makabry niż bycie ambitniejszą lekturą. W tym przypadku sprawdza się dobrze i nie zmarnowałem czasu pomimo sięgnięcia po niego. Oczekiwania wobec Zaułka zła miałem nie duże, ale otrzymałem całkiem dobry horror nie pozbawiony pewnych wad, ale jednak w swojej klasie jaką jest przeczytanie czegoś niezobowiązującego wypadł ciekawie. Zawiązanie historii, sam środek i zakończenie przypadły mi do gustu. Połączenie obyczajówki, krwawego horroru i takiego klasycznego bardziej klimatycznego sprawiło, że jestem zadowolony z sięgnięcia po nią. Książka nie jest długa i to jej zaleta ze względu na możliwość przeczytania w jeden wieczór. Na pewno kiedyś po nią ponownie sięgnę, bo mam po pierwsze sentyment do niej i takich książek, a po drugie lubię nieraz przeczytać horrory klasy b nastawione na rozrywkę.
Książkę mogę polecić miłośnikom horroru i niezłej lektury, która ma być odskocznią po czymś ambitniejszym lub jako umilająca lektura do podróży.
Z książką Barry Grahama miałem przyjemność spotkać się już wcześniej i mimo tego nie byłem za bardzo zawiedziony tym co otrzymałem. Nieduża powieść jaka została w Polsce wydana i po którą sięgnąłem kolejny raz, aby przypomnieć sobie o czym była. Po takich horrorach nie spodziewam się większych cudów, bo zazwyczaj dostarczają niezłej rozrywki i są miłą odskocznią od czegoś...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-03-16
Okres działalności Dominique Vivant De Nona to początek osiemnastego wieku, gdzie literatura stanowiły tylko ułamek jego zainteresowań. W swoim życiu poznawał najbardziej wpływowe osoby tamtej epoki i był świadkiem zmian zachodzących na świecie. Mała książeczka Chwile ulotne przez przypadek wpadła mi do ręki i nazwisko autora nic mi nie mówiło. Byłem bardzo ciekawy, co otrzymam, bo lubię od czasu do czasu przeczytać właśnie coś z dawniejszej literatury mającej już swoje lata. Nawet w tym przypadku nie wiedziałem, że powieść powstała dawno temu, ale nie przeszkadzało mi wcale podczas lektury.
Książka opowiada o przyjeździe bohatera do rezydencji i spotkaniu mieszkającej w niej pani de T. W tej niedużej książeczce dostajemy historie miłosną i romantyczną, ale zabarwioną lekko na końcu intrygą. Nie pozbawioną jednak odrobiny pikanterii, która teraz nie razi i nie powoduje poruszenia podczas czytania jak mogło być w czasach powstania. Jest pełna uroku i wdzięku, ale znajduje się w niej miejsce na niedomówienia i nawet pod koniec nie zabrakło nawet intrygi. Książka Chwile ulotne to historia bohatera uwikłanego w romans, gdzie znajdziemy flirt, przewrotność bohaterki, która potrafiła owinąć sobie wokół palca mężczyzn i wspaniały plastycznie urzekający obraz relacji dwójki bohaterów powieści. Autor potrafił z wyczuciem poprowadzić akcje w szybkim tempie przez to czyta się szybko. Książka Chwile ulotne napisane zostały lekkim i przyjemnym językiem. Takim dawnym w jakim się pisało, co dodaje uroku samej historii, ale trzeba przyznać, ze pomimo upłynięcie sporego czasu nadal można przeczytać i miło spędzić przy niej czas.
Nie miałem wielkich oczekiwań wobec niej przyznaje, ale dostałem ciekawą lekturę. Z jednej strony długość opowieści nie poraża i chciało się, aby książka była nieco dłuższa. Wtedy rozbudowa wątku miłosnego i może dodanie więcej intryg spowodowało, że historia zyskała na tym więcej. Z drugiej strony oszczędny styl pisania i zwięzły powoduje, że wciągasz się w opowieść bardzo szybko. Przeczytanie jej nie zajmuje dużo czasu, ale pomimo, że z romansami mi nie po drodze w tym przypadku dostałem ciekawą pozycje nie pozbawioną dawnego minionego już czaru jaki był obecny w tego typie opowieści i książkach. Może dlatego nie przeszkadzał mi wątek romansu podczas czytania. Byłem zaciekawiony jak wypadną Chwilę ulotne, które mają aż tyle lat, a nawet wieków. Inaczej się kiedyś pisało i to czuć podczas lektury. Bohaterowie stworzeni na potrzeby wypadają interesująco i prowadzenie narracji w formie pierwszoosobowej ze względu, ze narratorem jest bohater tylko dodaje uroku. Można dzięki temu wciągnąć się i śledzić z ciekawością relacje łączące bohatera z panią de T. Sama opowieść ma w sobie coś przyciągającego uwagę i chętnie przeczytam coś w tym typie ze starszych pozycji, które zostały napisane dawno temu. Autor stworzył dzieło, które w tamtych czasach powstania mogło wywołać pewne poruszenie, lecz na współczesnym czytelniku nie robi już takiego wrażenia i dostaje dobrą historie z ciekawym zakończeniem. Nieraz warto poszukać i sięgnąć po coś innego, nawet nieznanego autora jak w tym przypadku, bo dostałem romans w starym dobrym stylu, nie pozbawiony został odrobiny intrygi i swojego uroku.
Polecam.
Okres działalności Dominique Vivant De Nona to początek osiemnastego wieku, gdzie literatura stanowiły tylko ułamek jego zainteresowań. W swoim życiu poznawał najbardziej wpływowe osoby tamtej epoki i był świadkiem zmian zachodzących na świecie. Mała książeczka Chwile ulotne przez przypadek wpadła mi do ręki i nazwisko autora nic mi nie mówiło. Byłem bardzo ciekawy, co...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-03-04
Sięgając po kolejny tomik opowiadań z serii Złota Podkowa chciałem sobie przypomnieć ponownie Lokisa Merimee i jeszcze zobaczyć pozostałe tutaj zamieszczone opowieści. Nie wiedziałem czego spodziewać się po nich, ale liczyłem na miłą i przyjemną lekturę.
Lokis - historia pewnie znana, bo była dołączana do różnych antologii i nawet wydana jako osobna książeczka. W niej autor oprócz ukazania arystokracji sięga po motywy legend i zabobonów, które służą jemu do skonstruowania opowieści o dwojakości ludzkiej natury. Cieniem, który kładzie się na historii jest oczywiście zdarzenie z przeszłości mające swoje konsekwencje. Głównym bohaterem jest profesor zdający nam relacje z wydarzeń w jakich uczestniczył. Przez większość czasu mamy do czynienia z opowieścią historyczną, osadzoną w dawnych czasach, ale nie zawsze. W pozornie stworzoną rzeczywistości zaczynają się dziać dziwne rzeczy i wkradać atmosfera subtelnej grozy. Klimat budowany jest umiejętnie i niespiesznie, jakby powoli. Finał historii może zaskoczyć, bo nie sądziłem, ze tak zostanie zakończona opowieść. Dobre opowiadania posiadające swój urok i atmosferę starszych opowieści grozy, gdzie liczy się klimat, a nie krew.
Opowieść wigilijna - pierwszy raz jak ujrzałem tytuł zastanawiałem co otrzymam. Czy będzie to historia w stylu Dickensa albo może jeszcze coś innego. W przypadku tego opowiadania dostaje historie opowiadających o wydarzeniach dziejących się oczywiście podczas Bożego Narodzenia, lecz całkiem inną niż można spodziewać się. Historia opowiada losy bohatera skazanego na więzienie, który szuka swojego miejsca na świecie. Jego losy zostały potraktowane przez autora w sposób ciekawy, nieraz dramatyczne, które odcisnęły swoje piętno na nim. Historia zaprezentowana w tym przypadku jest ciekawa i pomimo swojej długości może podobać się. Znajdziemy w niej sensacje i przygodę osadzona na tle historycznym. Przeczytałem z przyjemnością i samo zakończenie spodobało mi się mimo, że było dramatyczne. Kolejna dobra opowieść.
Piorun Marcel - przygoda na morzu połączona z historią o bokserze. Krótka historyjka, ale również ciekawa i dobrze napisana. Czyta się przyjemnie.
W tej odsłonie Złotej Podkowy dostałem różne opowiadania pod względem tematycznym. Grozę reprezentuje Lokis, który pomimo swoich lat nadal czyta się z zainteresowaniem i pewnie nie raz jeszcze do niego powrócę. Druga historia Opowieść wigilijna jest połączeniem przygody i sensacji w jednym. Również wypadła ciekawie i chętnie przeczytam kiedyś ponownie. Ostatnia to tylko dodatek, ale smakowity i przyjemny. W książce Lokis i inne opowiadania znalazłem praktycznie wszystko na co liczyłem. Dostałem trochę grozy, przygodę, zajmujące historie, a nawet bohaterowie główni opowiadań wypadają ciekawie. Jestem zadowolony z lektury tego zbioru opowiadań, bo mimo grubości książki, która liczy ponad osiemdziesiąt stron zapewnia ona przyjemną chwilę rozrywki podczas czytania. Jest to kolejna książka z serii Złota Podkowa, po którą sięgnąłem po raz pierwszy i nie zawiodłem się jak poprzednio przy pozostałych tomach. Liczyłem na łatwą i przyjemną lekturę. Taką właśnie dostałem, przy której miło spędziłem czas. Książka dla miłośników poszukiwania starszych pozycji, fajnych opowieści, grozy i przygody, tego klimatu jakie mają takie historie pełnego swoistego uroku i atmosfery. Mające umilić czas pomiędzy czymś bardziej wymagającym. Na pewno sięgnę po kolejne tomiki Złotej Podkowy kiedyś.
Ze swej strony polecam.
Sięgając po kolejny tomik opowiadań z serii Złota Podkowa chciałem sobie przypomnieć ponownie Lokisa Merimee i jeszcze zobaczyć pozostałe tutaj zamieszczone opowieści. Nie wiedziałem czego spodziewać się po nich, ale liczyłem na miłą i przyjemną lekturę.
Lokis - historia pewnie znana, bo była dołączana do różnych antologii i nawet wydana jako osobna książeczka. W niej autor...
2018-02-15
Samuel R. Delany jest znanym mi już autorem piszącym fantastykę. Czytałem dwie książki wydane u nas przez Phantom Press dawno temu i jedną z nich była przeczytana przez ze mnie Gwiazda Imperium. Nie pamiętałem za bardzo o co chodziło, ale uczucie dobrej lektury pozostało do dzisiejszego dnia. Byłem ciekawy, czy po takim czasie nadal będzie robić wrażenie i wyjdzie z niej coś interesującego.
Opowieść zaczyna się na satelicie Rhyss w układzie Tau Ceti, gdzie statek kosmiczny ulega katastrofie i obcy podróżujący nim przekazują wiadomość wybranej osobie. Kometa Jo ma za zadanie wyruszyć w kosmos do Gwiazdy Imperium, aby przekazać wiadomość. W tej podróży spotyka wiele postaci i poznaje odpowiedzi na swoje pytania.
Książka Samuela R. Delanego to nic innego jak odyseja kosmiczna, space opera, ukazująca podróż w celu poszukiwania odpowiedzi na różne pytania i przedstawiającą przemianę bohatera. Na samym początku poznajemy trochę satelitę, zamieszkujące stworzenia i cywilizacje mającą swoją kulturę. Właśnie z niej zostaje wybrany przez podróżujących statkiem kosmicznym bohater Kometa Jo, który musi dostarczyć wiadomość do Gwiazdy Imperium.Niestety na podróżującego czyha wiele przygód i przedziwnych postaci spotykanych po drodze do celu. Pojawia się poeta, sporych rozmiarów komputer, Księżniczka i szalony naukowiec. Każdy nowy etap podróży wiąże się z kształtowaniem osobowości Komety Jo, który poznaje odpowiedzi na swoje pytania. Najbardziej trudnym jest czego dotyczy wiadomość i jakie skrywa tajemnice. Poznając kolejne elementy układanki czytelnik zostaje wciągnięty w opowieść, gdzie odpowiedzi na zadane pytania mogą zmienić wszystko. Zastanowienie się nad celem wyprawy, skutkami i zarazem konsekwencjami kiedy tylko poznamy w późniejszym czasie, pod sam koniec rozwiązanie podsuwane przez autora. Wtedy staje się nie tylko wszystko jasne, ale nie sposób odmówić Samuelowi R. Delany, że dostajemy historie przesiąkniętą swego rodzaju filozoficznym koncepcją mającą wpływ na bohatera i na poznanych przez nas odpowiedziach.
Głównym bohaterem jest Kometa Jo mający za cel dostarczenie wiadomości do Gwiazdy Imperium w tym celu wyrusza w podróż. Jego postać zmienia się pod wpływem kolejnych etapów podróży. Początkowo przypomina lekko zacofanego względem cywilizacji człowieka nie dziwiącego się na widok technologii. W późniejszym czasie zdobywa obycie, opanowuje język w coraz to bardziej lepszy sposób, ale nie brakuje poszukiwania odpowiedzi na sens podróży i zagadki dotyczącej wiadomości. Pozostałe postacie wypadły ciekawie i może nie wpadają tak w pamięć jak San Severine, Wielgus lub sam bohater, lecz nie mogę narzekać, bo mają do odegrania rolę w historii. Relacje pomiędzy poszczególnymi bohaterami zostały ukazane dobrze, lecz dialogi są początkowo jakby stylizowane na dawniejszą mowę co lekko wybija z rytmu w czasie czytania. Później sprawa ma się lepiej niż wcześniej.
Książka posiada wartką akcję, nie zwalniającą ani na chwilę. Wydarzenia toczą się w szybkim tempie, a krótkie rozdziały są dynamiczne i wiele dzieje się w nich. Dlatego nudzić się nie można podczas czytania i pochłania się kolejne kartki w błyskawicznym tempie. Rozpoczęcie historii wydaje się proste, już spotykane (bohater wyrusza w podróż), lecz to tylko pozory, bo później zrobiło się ciekawie i przyznaje opowieść mnie wciągnęła w swoje odmęty. Autor stworzył nie tylko fantastykę, ale podlał ją specyficznym filozoficzną koncepcją i zarazem jest to zabawa z konwencją spotkania obcych, podróży i poszukiwaniu odpowiedzi na pojawiające się pytania. Podczas czytania niekiedy pojawiało się odczucie skrótowości poszczególnych zdarzeń, przeskakiwania od jednego wydarzenia do drugiego lub pojawienia się niezwykłych postaci spotykanych przez bohatera. Może za sprawą szalonych przygód podlanych specyficznym humorem i absurdem. Z drugiej strony rozdziały są krótkie i treściwe ukazujące poszczególne etapy podróży do celu. W tym przypadku pośrednią rolę odgrywa narracja prowadzona przez autora, której nie można nic zarzucić, że jest zwięzła, ale jakby chciano zawrzeć w niej jak najwięcej, co tutaj udało się w dobry sposób.
Książka Gwiazda Imperium była trudna do przetłumaczenia jak twierdzi tłumacz ze względu na zastosowanie przez autora zabawy słownej i wymyślaniu różnych słów z potocznej mowy. Przekład jest dobry i podczas lektury nie występowały zgrzyty, ale ciekawi mnie jak wypada wydanie zagraniczne pod tym względem. Czy udało się oddać ducha historii jak powinno być, a może kiedyś sięgnę po inne wydanie polskie, żeby przekonać się o tym. Nie zależnie od tego lekturę Gwiazdy Imperium zaliczam do udanych, bo dostałem wszystko na co liczyłem. Ciekawą historie, bohaterów i szalone przygody podlane nienachalną filozoficzną koncepcją. Dlatego nie żałuje, ze ponownie po nią sięgnąłem, bo oczekiwania wobec niej miałem umiarkowane i mile zostałem zaskoczony. Zawsze powrót do czytanej kiedyś lektury może okazać się bolesny, ale w tym przypadku tak nie było. Książkę czyta się błyskawicznie i kartki przewracają się w zastraszającym tempie. Po prostu mnie Gwiazda Imperium pochłonęła całkowicie i czytało się jednym tchem, aby dowiedzieć się co będzie dalej. Można poświęcić kilka godzin na lekturę, która wciąga i nie pozwala oderwać się. Na pewno kiedyś sięgnę po inne dokonania autora, bo nie jest to moje ostatnie spotkanie z jego dokonaniami.
Książka dla miłośników lekkiej fantastyki w klimacie space opery, przypominającej odyseje dziejącą się w kosmosie z szalonymi przygodami bohatera lub dobrej książki w sam raz na wieczór.
Polecam.
Samuel R. Delany jest znanym mi już autorem piszącym fantastykę. Czytałem dwie książki wydane u nas przez Phantom Press dawno temu i jedną z nich była przeczytana przez ze mnie Gwiazda Imperium. Nie pamiętałem za bardzo o co chodziło, ale uczucie dobrej lektury pozostało do dzisiejszego dnia. Byłem ciekawy, czy po takim czasie nadal będzie robić wrażenie i wyjdzie z niej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-01-18
Książka Z braku dowodów wpadła mi przypadkiem w ręce i przez skojarzenie jego samego postanowiłem przeczytać. Nie wiedziałem czego się spodziewać, bo wyglądała mi na książkę obyczajową z wątkiem kryminalnym. Nieraz takie powieści bywają ciekawe, ale innym razem jest inaczej i dlatego obawiałem się co dostanę.
Henryk po dwóch latach w Indonezji powraca do Polski wraz ze swoim kolegą. Dostaje propozycje zamieszkania u niego i wtedy odkrywa, że ma możliwość spotkać dawną sympatie. Niestety wszystko się zmieniło, gdy pracował zagranicą i postanawia załatwić sprawę z przeszłości, aby mieć spokojne sumienie.
Andrzej Twerdochlib napisał po części powieść obyczajową, psychologiczną z naprawdę małym wątkiem kryminalnym dodanym do historii. Skupia się najbardziej na ukazaniu tamtych czasów osadzając swoją historie w 1967 roku różnych problemów i życia toczącego się pośród czasów PR-lu. Głównym bohaterem dramatu i samej historii został Henryk, który wróciwszy z zagranicy spostrzega zmiany jakie się dokonały. W jego życiu i dawnych znajomych. Spotyka byłą narzeczoną będącą żoną przyjaciela, chce przekazać nowiny na temat pewnej śmierci nie dającej mu spokoju i znaleźć sposób na wybrnięcie z tego wszystkiego. Autor nakreślił w sposób dobry tło obyczajowe i relacje poszczególnych bohaterów. Wychodzą różne powiązania łączące osoby, zaczynają ujawniać się różne skrywane sekrety i pojawiać nowe. Jeżeli chodzi o warstwę psychologiczną, którą znajdziemy w tym przypadku skupia się ona właśnie na ukazaniu zachowania Henryka i w mniejszym stopniu pozostałych bohaterów książki. Poznajemy ich myśli, odczucia, dylematy i problemy w jakie wpadają lub się z nimi borykają. Trudne relacje Henryka z innymi i zmiany jakie w nim zachodzą podczas rozwijania się historii. Początkowo wydający się normalnym człowiekiem jakich wiele, później popadający jakby w zalążek szaleństwa, nie dający sobie rady ze wszystkim, brzemię jakie nosi go przytłacza, a w konsekwencji zmierzający do niezbyt wesołego finału. Obarczający się pewnym wydarzeniem z przeszłości, które jest kluczem do zrozumienia jego sytuacji w jakiej się znalazł. Wpływ ma na niego również problemy po przyjeździe do kraju.
Podczas czytania książki Z braku dowodów mogło by się wydawać, że dostaniemy powieść obyczajowo - kryminalną i na taką liczyłem. Dostałem za to książkę, w której autor skupia się na psychologicznym podejściu, relacjach bohaterów i zarysowaniu tła obyczajowego. Wątek kryminalny przewija się przez całą powieść, gdzieś na drugim albo nawet trzecim planie i jest pewnego rodzaju dodatkiem do samej historii. Początkowo tylko czasami się pojawia, ale pod koniec w finale ma swój udział w samej opowieści. Szkoda, że nie ma większego udziału w całej historii. Zakończenie jest nawet niezłe i może się podobać. Książka napisana została przystępnym językiem, nieraz oszczędnie, bez niepotrzebnych opisów i pojawiającej się nudy. Postacie występujące tutaj wypadają o dziwo dobrze i ich sylwetki dzięki położeniu nacisku na psychologie mają swoją głębie. Najlepiej wypada Henryk, ale pozostałe drugoplanowe i dalsze nie irytują.
Nie wiedziałem czego się spodziewać po niej i otrzymałem dobrą, ale krótką powieść. Mającą prawie dwieście stron przeczytałem bardzo szybko i kartki same się przewracały podczas czytania. Wciągnęła mnie i autor potrafił w sposób ciekawy stworzyć historie obyczajową i psychologiczna z małym dodatkiem wątku kryminalnego. Położenie nacisku na ukazanie życia w tamtym okresie czasu i pojawiających się problemów dało wiele samej historii. Książka dla miłośników powieści obyczajowej i nie tylko.
Polecam.
Książka Z braku dowodów wpadła mi przypadkiem w ręce i przez skojarzenie jego samego postanowiłem przeczytać. Nie wiedziałem czego się spodziewać, bo wyglądała mi na książkę obyczajową z wątkiem kryminalnym. Nieraz takie powieści bywają ciekawe, ale innym razem jest inaczej i dlatego obawiałem się co dostanę.
Henryk po dwóch latach w Indonezji powraca do Polski wraz ze...
2017-12-31
Książkę Abencerraje i piękna Haryfa przez przypadek wpadła w moje ręce i po przeczytaniu opisu okazało się, że historia została stworzona dawno temu. Dlatego zaciekawiło mnie co dostanę. Anonimowy autor opowiada o losach Rodryga de Narvaeza, Abencerraja i Haryfy. W tej niedużej książeczce dostajemy zgrabnie napisaną opowieść w stylu romansu rycerskiego, gdzie autor przedstawia Narvaeza jako rycerza honoru, dobrego, walecznego, sprawiedliwego, mającego olbrzymie wpływy i litościwego. Kolejni bohaterowie opowiastki to Abencerraja, którego opowiedziana przez niego historia jest pełna smutku i pięknej Haryfy.
W tej małej książeczce liczącej powyżej trzydziestu stron dostałem dobra opowieść, którą czyta się z przyjemnością. Powstała w 1561 roku jak podano w opisie i nawet teraz po upływie czasu wypada ciekawie. Nie zestarzała się może dzięki językowi jakim została napisana, nadal przystępnym, prostym, nieco archaicznym, ale zrozumiałym nawet obecnie. Historia zawiera wszystkie elementy jakie powinny być w niej. Przygodę i romans osadzoną w scenerii historycznej. Znajdziemy w niej również motywy szlachetnego rycerza, walecznego, ale uczciwego i honorowego. Rodzącą się miłość pomiędzy pozostałą dwójką bohaterów.
Książka Abencerraje i piękna Haryfa to pozycja ciekawa i błyskawicznie się czyta.. Obecnie można ją uznać za ciekawostkę i przyjemną opowiastkę, przy której czas płynie szybko. Może nie będzie za bardzo odkrywcza i zaskakująca, ale jeśli ktoś uwielbia takie klimaty powinien być zadowolony z przeczytania. Warto było poświęcić czas na nią, bo sprawiła mi wiele frajdy podczas czytania. Jak wspominałem wcześniej, krótka książeczka z niedługą historią, która wypada interesująca. Nawet żałuje, że nie jest dłuższa lub bardziej rozbudowana.
Książka dla miłośników przygody ze szczyptą romansu napisanych w starym stylu.
Polecam.
Książkę Abencerraje i piękna Haryfa przez przypadek wpadła w moje ręce i po przeczytaniu opisu okazało się, że historia została stworzona dawno temu. Dlatego zaciekawiło mnie co dostanę. Anonimowy autor opowiada o losach Rodryga de Narvaeza, Abencerraja i Haryfy. W tej niedużej książeczce dostajemy zgrabnie napisaną opowieść w stylu romansu rycerskiego, gdzie autor...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Harry Adama Knighta to pseudonim Johna Brosnana i Leroy Kettle, którzy napisali horror Gen i wiele innych powieści grozy. Znów jest to mój powrót do niej, bo czytałem sporo czasu temu i zrobiła na mnie świetne wrażenie. Sięgając ponownie po nią byłem ciekawy co dostanę i miałem pewne obawy spowodowane właśnie kolejną lekturą horroru. Na razie nie zawiodłem się jeśli chodzi o powroty do książek Harry Adama Knighta i miałem nadzieje, że tym razem też tak będzie.
Szóstka rozbitków dryfują na morzu po wypadku jaki nastąpił natyka się na platformę naftową, która okazuje się opuszczona. Postanawia poczekać na pomoc w jej wnętrzu i odpocząć po trudnych chwilach na morzu. Wszystko wydaje się w porządku do czasu, kiedy zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Okazuje się, że platforma skrywa wiele sekretów, które mogą okazać się niebezpieczne dla nich.
Wybranie miejsca akcji jakim jest opuszczona platforma wiertnicza na morzu i umiejscowienie tam wydarzeń było świetnym pomysłem. Pełna zakamarków, mrocznych wnętrz i tajemnic jakie znajdują bohaterowie czyni z niej odpowiednie miejsce na zapowiadający się ciekawie horror. Do tego dochodzi grupa rozbitków jacy dotarli do niej zastają ją opuszczoną i sprawiającą wrażenie nie zamieszkałej. Wchodząc do środka wraz z bohaterami zdajemy sobie sprawę, że nie wszystko jest takie oczywiste jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Wykorzystując pewne składniki z jakich można zbudować mroczny horror jakimi są właśnie opuszczone miejsca, grupka osób i czające się niebezpieczeństwo w tym przypadku sprawdza się znakomicie. Tutaj za sprawą pojawiającego się niespodziewanie się w pobliżu nienazwanego Cosia, który kiedy występował wzbudzał strach podczas czytania. Takich scen było mnóstwo w historii i były bardzo zaskakujące, świetnie napisane, jeśli chodzi o wzbudzenie dreszczyku grozy nie mogę narzekać. Na pewno zachowanie bohaterów nie irytowało, bo autor nie poszedł po najmniejszej linii i każąc im rozdzielać się mimo niebezpieczeństwa. Trzymając się razem postępowali logicznie, gdy w pobliżu mogło przebywać to coś. Atmosfera zaczyna zagęszczać się coraz bardziej i bohaterowie muszą dać sobie radę z zagrożeniem. Stosując pulpowe zagrania jak w solidnym horrorze klasy b potrafił z tego stworzyć opowieść o czyhającym zagrożeniu ze sporą dawką makabry i dodał do tego wszystkiego czasami goliznę. Sam stwór, czy tam co to jest powoduje wzbudzanie napięcia i oczekiwania na pojawienie się jego w nieoczekiwanym momencie. Takie zestawienie przypomina mi naprawdę dobry horror klasy b, gdzie zagrożenie czuć przez cały czas, jest groza i towarzyszy temu napięcie. Gdzie grupa osób musi stawić czoło czemuś nienazwanemu i wyjść cało z opresji. W tym przypadku jest jak tutaj krwawo i pełno walki o przeżycie bohaterów. Historie jaką dostałem jest nie tylko ciekawa, mroczna, posiadająca jump sceny, ale również klimatyczna.
Postacie stworzone na potrzeby książki zostały nakreślone bardzo dobrze i niektóre wypadają sympatycznie aż chce się im kibicować podczas starć z nieznanym. Znalazłem tutaj lidera kierującego grupą, twardego i wzbudzającego niechęć antybohatera, trzy dziewczyny i przyjaciela Paula. Jak na taki horror wypadają świetnie, bo poświęcenie czasu na poznanie nich i zarysowanie sylwetek w kilku zdaniach przyniosło dobre rezultaty. Wydają się dlatego ciekawe i można nimi zainteresować się, chociaż nie wychodzą z pewnych ram znanych z pulpowych horrorów klasy b. Dla mnie posiadały nawet głębie i nie są takie proste jak można było oczekiwać czytając książkę. Nie dostałem schematycznych i papierowych postaci, mających za zadanie stać się krwawą potrawką i wprowadzonych tylko właśnie w tym celu. Nawet relacje jakie zostały nakreślone pomiędzy bohaterami wypadają dobrze. Nieraz nawet pojawiają się w nich emocje jak strach, nienawiść lub niechęć. Jeśli chodzi o dialogi obawiałem się, że dostanę może drętwe, ale jak na taką historie wypadły dobrze i nie mogę narzekać na nie. Napisane zostały zgrabnie i nie uświadczymy zgrzytów podczas czytania jeśli chodzi o nie.
Książka Gen jest horrorem łączący w sobie krwawe starcie z cosiem i klimatem osaczenia jaką doświadczają bohaterowie. Przede wszystkim podczas czytania przychodzi na myśl film Coś Johna Carpentera, który uwielbiam oglądać ze względu na świetny klimat, niepewność dotyczącą pojawienia się stwora i występowanie makabry w odpowiednich momentach potęgując atmosferę grozy. Nie można mu odmówić niczego i po prostu świetnie ogląda się ten film. Gen posiada podobny pomysł tylko tutaj mamy rozbitków i platformę wiertniczą na morzu, która sprawia wrażenie opuszczonej lub nawet niezamieszkałej. Miejsce tajemnicze i skrywające wiele sekretów czekających na bohaterów. Nie wiadomo jednak kto może być tak naprawdę stworem i dlatego mamy odczucie niepewności jakie pojawia się przez cały czas trwania historii.Tym sposobem jesteśmy zaskakiwani zwrotami jakie wzbudzają dreszczyk grozy i atmosferą osaczenia przez nieznane. Nie ma tutaj zbędnego lania wody lub niepotrzebnych opisów jakie nieraz występują. Wszystko zostało zgrabnie napisane i jak na pulpowy horror wypada znakomicie. Czasami wkrada się lekka przewidywalność jeśli chodzi o zachowanie bohaterów. Pomimo tego nie można mu zarzucić niczego, bo potrafi trzymać w napięciu i historia wciąga jak bagno. Zakończenie jakie dostajemy jest dobre i nawet zaskakujące. Gdy myślimy, że już wszystko jest jasne, to następuje zwrot akcji jaki stosuje autor. Dlatego uważam je za niezwykle udane i nie dostałem szybkiego zakończenia jakby po łebkach czego obawiałem się.
Sięgają ponownie po książkę Gen miałem w pamięci po poprzedniej lekturze bardzo dobre wspomnienia i dlatego lekko obawiałem się powtórnego czytania, aby nie okazało się, że jednak historia nie zrobi na mnie tak dobre wrażenia. Moje obawy były nieuzasadnione, bo nadal jest to dobry horror klasy b z klaustrofobicznym klimatem jaki posiada. Walką o przeżycie z nieuchwytnym cosiem i niespodziankami jakie przyszykował autor dla czytelników. Znajdziemy tutaj sporo makabrycznych scen dobrze opisanych i nie brakuje krwawych starć jakie mają miejsca. Autor pisze zwięźle, bez zbędnych opisów, prostym stylem, ale potrafi zbudować klimat jaki jest obecny przez cały czas trwania opowieści. Pulpowe zagrania jakie stosuje tylko dodają uroku historii. Nie brakuje dawki golizny będące nie zapychaczem, lecz dodatkiem do opowieści, dobrze wkomponowanym ze wszystkimi innymi składnikami horroru i nie dostałem opowieści prostej z papierowymi postaciami jaką mogłem spodziewać się. Są dobrze nakreślone, ciekawe i wypadają jak na taki horrorek znacznie lepiej niż oczekiwałem. Akcja została poprowadzona szybko do przodu i nie uświadczymy przestojów podczas czytania. Wydarzenia toczą się z werwą i nie ma zatrzymujących co rusz fragmentów. Dlatego nie nudziłem się w czasie czytania. Gen to dobry horror jaki został wydany przez Wydawnictwo Phantom Press, które wydawało pulpowe horrory, a czasami nowe znacznie lepsze pozycje z tego gatunku. Znalazłem w nim wszystko co powinien zawierać. Ciekawą historie, dawkę grozy, makabrę, nieco golizny i świetne zakończenie. Należący do horroru klasy b i mający pulpowe korzenie sprawdził się świetnie jako nie zobowiązujący straszak z niezwykle wykreowanym klimatem osaczenia z klaustrofobiczną atmosferą potęgowana do samego końca. Jestem bardzo zadowolony i świetnie bawiłem się podczas czytania. Wciągnął mnie i trzymał w napięciu mimo nie za dużych rozmiarów. Harry Adam Knight ponownie po Mackach nie zawiódł moich oczekiwań po powtórnym czytaniu, bo dostałem jak poprzednio dobry horror klasy b z pulpowym zacięciem, który przeczytałem z przyjemnością. Nie jest to moje ostatnie spotkanie i chętnie wrócę jeszcze do innych pozycji jakie zostały wydane u nas. Książkę Gen mogę polecić fanom filmu Coś Carpentera, dobrej powieści grozy, gdzie makabra miesza się z klimatem i obecną przez cały czas niepewnością dotyczącą czającego się w mroku czegoś nienazwanego.
Harry Adama Knighta to pseudonim Johna Brosnana i Leroy Kettle, którzy napisali horror Gen i wiele innych powieści grozy. Znów jest to mój powrót do niej, bo czytałem sporo czasu temu i zrobiła na mnie świetne wrażenie. Sięgając ponownie po nią byłem ciekawy co dostanę i miałem pewne obawy spowodowane właśnie kolejną lekturą horroru. Na razie nie zawiodłem się jeśli chodzi...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to