-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2015-10
2015-07
2015-12
2015-11
2015-11
2015-11
2015-03
2015
2015-02
2015-12
2015-11
2015-03
Przyjemna rozrywka, szczególnie, że od paru tygodni dawkowałem sobie po jednym opowiadaniu, tak żeby mnie Conan szybko nie znużył.
Nie wiem dlaczego, ale przez lata zakodował mi się wizerunek Conana jako tępego osiłka, który po prostu dobrze sieka mieczem i cieszę się, że to była pomyłka. Podejrzewam, że wpływ może mieć na film z ciągle milczącym Schwarzeneggerem w roli głównej . Conan nie tylko jest niegłupim i sprytnym facetem, ale również dobrym obserwatorem, który ma czasami trochę do powiedzenia o otaczającym go świecie. I już u Howarda pojawił się temat, do dzisiaj w fantastyce często poruszany, czyli motyw postrzegania barbarzyństwa i cywilizacji, które nie tak rzadko zależą jedynie od punktu widzenia oraz siedzenia. Sama postać głównego bohatera jest też uosobieniem prostoty, działań, które mają skutecznie i bez udziwnień prowadzić do celu.
Spora część opowiadań jest mocno schematyczna, pełna opisów lwiej siły i stalowych mięśni naszego bohatera, jego kociej zwinności, ataków z szybkością pantery, walk z ludźmi oraz istotami nadnaturalnymi, a także nie brakuje skąpo ubranych (lub wcale) pięknych kobiet, które trzeba wybawić z opresji. Jednak mają swój urok, szczególnie gdy przypomnimy sobie, że było to pisane w latach trzydziestych XX wieku, a sam Howard zmarł jako trzydziestolatek.
Doceniam za wkład do gatunku.
Przyjemna rozrywka, szczególnie, że od paru tygodni dawkowałem sobie po jednym opowiadaniu, tak żeby mnie Conan szybko nie znużył.
Nie wiem dlaczego, ale przez lata zakodował mi się wizerunek Conana jako tępego osiłka, który po prostu dobrze sieka mieczem i cieszę się, że to była pomyłka. Podejrzewam, że wpływ może mieć na film z ciągle milczącym Schwarzeneggerem w roli...
2015-02
2015-10
2015-01
2015-01
2015-01
Tyle szumu wokół "Marsjanina" ostatnio, że musiałem się za niego w końcu zabrać. O fabule napiszę tylko w jednym zdaniu. Jeden z astronautów z misji badawczej na Marsie w czasie ewakuacji zostaje uznany za zaginionego i zmarłego, pozostając samotnie na Czerwonej Planecie, przedstawiając nam futurystyczną wersję Robinsona Crusoe i MacGyvera.
Spora część powieści prowadzona jest w formie dziennika spisywanego przez głównego bohatera, jednak z czasem dochodzą również inne rodzaje narracji, ukazując również wydarzenia na Ziemi, gdzie rzesze specjalistów próbują ściągnąć pechowego astronautę żywego z powrotem do domu.
Nie zrażajcie się do narracji pierwszoosobowej, ponieważ autor wykreował Marka na bardzo sympatycznego gościa, którego nie da się nie lubić - wesołego, ironizującego, żartobliwego i inteligentnego faceta, którego pomimo potoku kolokwializmów aż chce się czytać. Nie powinien też zrażać nikogo język bardziej specjalistyczny, pełen obliczeń i rozważań bohatera opierając się na matematyce, fizyce, chemii, czy biologii ponieważ są podane w dosyć przystępny sposób, nie zmuszający czytelnika do pełnego zrozumienia każdego niuansu.
Dużo jest pochwał nad całą powieścią, ale ja jednak sobie ponarzekam. Część "ziemska" nie wypada już tak dobrze jak ta "marsjańska". Dialogi jakoś specjalnie nie porywają, a większość postaci rzuca tutaj między sobą ciętymi, sarkastycznymi odzywkami z taką częstotliwością, że wygląda to niesamowicie sztucznie. Fabularnie, powieść nie reprezentuje sobą niczego wybitnego, a przebieg akcji jest do bólu amerykańsko-hollywoodzki, jakby specjalnie przygotowany pod typowy scenariusz filmowy. Gdyby nie realistyczna część naukowo-techniczna, książka byłaby jedynie czytadłem, ponieważ zbyt wiele głębszej treści tutaj nie uraczycie.
I jeszcze jedno. Pomimo, że całość jest dosyć realistyczna, to naprawdę mam łyknąć wizję z pierwszych stron książki, w której NASA po tylu misjach i obserwacjach nie przewidziała wiatrów tak mocnych, że moduł startujący może tego nie przetrwać i się przewrócić?
Jednak pomimo tego, że tyle się czepiam, książkę jak najbardziej polecam każdemu żeby sam się przekonał. Czyta się ją z przyjemnością, wręcz relaksująco i często przyprawia czytelnika o uśmiech, pozwalając też czasami zdrowo się roześmiać. Jest dodatkowo bardzo wyważona, sprawiając, że ścisłowcy nie będą narzekać, a humaniści nie poczują się zbyt przytłoczeni.
PS. Jeśli zdarza wam się słuchać muzyki w trakcie lektury, to polecam ścieżkę dźwiękową Clinta Mansella z filmu Moon. Dobrze pasuje do klimatu powieści ;)
Tyle szumu wokół "Marsjanina" ostatnio, że musiałem się za niego w końcu zabrać. O fabule napiszę tylko w jednym zdaniu. Jeden z astronautów z misji badawczej na Marsie w czasie ewakuacji zostaje uznany za zaginionego i zmarłego, pozostając samotnie na Czerwonej Planecie, przedstawiając nam futurystyczną wersję Robinsona Crusoe i MacGyvera.
Spora część powieści prowadzona...
2015-12
2015-12
W końcu i na mnie przyszła pora, by sięgnąć po "Drogę królów". Ilość peanów na jej cześć mnie trochę zdystansowała i choć nadal uważam je za lekko przesadzone, to zgadzam się, że to bardzo dobra pozycja.
Rozumiem jednak dlaczego tyle osób wpadło w zachwyt pod niebiosa. Sanderson doskonale czuje w jakie tony uderzać i poszczególne elementy potrafi wyważać z jubilerską precyzją. Czerpie pełnymi garściami z tego co już w fantastyce było przed nim uznawane i lubiane, niektóre części są wręcz do bólu oklepane, ale potrafi zrównoważyć je takimi, które są oryginalne i wprowadzają powiew świeżości.
Tak samo linia fabularna, zbudowana podobnie jak to opisywałem w przypadku "Elantris" - budująca co jakiś czas napięcie, starając się czytelnika zaciekawić i sprawić, że im dalej zabrnie, tym ciężej książkę odstawić. Styl autora pobudza przy tym mocno wyobraźnię, ukazując bardzo namacalne obrazy i dając popis szczególnie podczas opisów spektakularnych walk. Pod tym względem jest to świetny materiał na serial i chyba tylko potrzeba wysokiego budżetu może zniechęcić wiele wytwórni.
I jeszcze ten fenomen wysokich ocen - autor dostrzega jak zadowolić niezbyt wymagających czytelników, wie w jaki sposób takich przyciągnąć, jednak przy tym udaje mu się zadowolić tych bardziej oczytanych, którzy nie oczekują jedynie przyjemnej fabuły, ale poszukują jakiejś głębi i bogatszej treści. Na początku o tę treść mocno się obawiałem, czy nie skończy się na sypaniu jedynie co jakiś czas mądrzejszymi sentencjami rzucanymi przez bohaterów, ale im dalej w nią brnąłem, tym bardziej widoczny był zamysł i przesłanie autora, coraz częściej stawiając pytania skłaniające czytelnika do myślenia.
Oprócz ciekawego świata i dobrej fabuły, mamy tutaj również dobrze skonstruowane portrety postaci i dotyczy to nie tylko tych pierwszoplanowych, ale również tych z drugiego i dalszych planów - przy takiej ilości bohaterów to się naprawdę ceni.
Przy tym wszystkim widać, że Sanderson ma na całość sensowny pomysł i jest spora szansa, że resztę tomów, aż do zakończenia poprowadzi równie dobrze. Z przyjemnością wkopałem się w kolejną serię, gdzie na kolejne tomy będę oczekiwać przez długie lata.
Nie nazwę tej powieści arcydziełem, cudem, mistrzostwem, ani innymi superlatywami, które wiele osób jej przypisuje, ale przyznaję, że to kawał solidnego, bardzo dobrze wykonanego fantasy. Może gdyby powstała 20 czy 30 lat temu zasługiwałaby w moich oczach na takie słowa, ale w tym momencie nie wprowadza tak dużo do gatunku.
Bez wahania polecam "Drogę królów" każdemu miłośnikowi fantasy, a także tym, którzy w tym gatunku stawiali dotychczas nieśmiałe kroki. Każdy tutaj znajdzie coś dla siebie.
PS. Jedynie tłumaczkę chciałbym złajać, bo choć słowem pisanym operuje dobrze, to w kwestiach technicznych leży i oczy mnie momentami bolały jak popełniała kwiatki w stylu "hełm bez przyłbicy" (sic!).
W końcu i na mnie przyszła pora, by sięgnąć po "Drogę królów". Ilość peanów na jej cześć mnie trochę zdystansowała i choć nadal uważam je za lekko przesadzone, to zgadzam się, że to bardzo dobra pozycja.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toRozumiem jednak dlaczego tyle osób wpadło w zachwyt pod niebiosa. Sanderson doskonale czuje w jakie tony uderzać i poszczególne elementy potrafi wyważać z jubilerską...