Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Powieść tajemnicza, japońska, w duchu zen - tak reklamowane jest „Purezento” Joanny Bator. O ile z tym, że jest japońska, trzeba się zgodzić, o tyle czy tajemnicza - można polemizować.
Akcja rozgrywa się w Tokio i Kamakurze. Bezimienna bohaterka przyjeżdża do Japonii, by - dosłownie - posklejać swoje życie po stracie chłopaka. Jej oczami obserwujemy życie codzienność Japończyków, poznajemy świetne postaci epizodyczne, takie jak sąsiadka codziennie wynosząca na balkon wielkiego pluszowego misia czy nauczycielka amerykańskiego angielskiego. Bohaterka uczy się sztuki kintsugi, czyli sklejania złotem, która staje się metaforą naprawiania samej siebie. I ta metafora - wyjątkowo obrazowa i nośna - staje się w pewnym momencie zbyt oczywista. Podobnie jest niestety z mężczyzną, który ma być brakującym elementem układanki - od pierwszego spotkania wiemy, jak zakończy się ta historia.
Akcja nie jest najmocniejszym elementem tej książki, ale nie musi być. Malowane słowem krajobrazy, czułość wobec szczegółów, wreszcie - subtelna melancholia - sprawiają, że „Purezento” zostaje w pamięci na dłużej. Dodatkowym smaczkiem są poukrywane w tekście haiku, czyli japońskie miniatury poetyckie.

Powieść tajemnicza, japońska, w duchu zen - tak reklamowane jest „Purezento” Joanny Bator. O ile z tym, że jest japońska, trzeba się zgodzić, o tyle czy tajemnicza - można polemizować.
Akcja rozgrywa się w Tokio i Kamakurze. Bezimienna bohaterka przyjeżdża do Japonii, by - dosłownie - posklejać swoje życie po stracie chłopaka. Jej oczami obserwujemy życie codzienność...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Wymazane" to moje pierwsze spotkanie z Witkowskim i z przekonaniem mogę powiedzieć - lepiej późno niż wcale. Z jednej strony słyszy się, że to enfant terrible polskiej literatury, z drugiej - że wariat zaliczający ścianki. Joanna Bator powiedziała, że Witkowski to jeden z niewielu pisarzy, których twórczość jest idealnym odzwierciedleniem osobowości i tak właśnie jest - szalony Witkowski, szalona proza.
W kolejnej powieści Witkowski powraca na polską prowincję, by stworzyć tu groteskowe miasteczko i zaludnić je mieszkańcami - kliszami z okresu polskiej transformacji i przełomu wieków. Początkowo wydaje się, że opowieść Witkowskiego to tylko błazenada, popisywanie się pisarską sprawnością, ale im dalej w tę historię, tym więcej znajdujemy w niej gorzkich diagnoz. Z prowincji nie można się wyrwać, można się do niej tylko przystosować, jak królowa Wymazanego - Alexis. Jest też współczesna gwiazda, Damian Piękny (piękny dosłownie), skazany na bycie królem Instagrama. Konstrukcja bohaterów i Wymazanego to z pewnością najmocniejsza część powieści - akcja nie nudzi, ale jej potencjał chyba nie jest do końca wykorzystany.

"Wymazane" to moje pierwsze spotkanie z Witkowskim i z przekonaniem mogę powiedzieć - lepiej późno niż wcale. Z jednej strony słyszy się, że to enfant terrible polskiej literatury, z drugiej - że wariat zaliczający ścianki. Joanna Bator powiedziała, że Witkowski to jeden z niewielu pisarzy, których twórczość jest idealnym odzwierciedleniem osobowości i tak właśnie jest -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Najmocniejszym punktem książki jest humor, która wprowadza trochę życia - tak, tak, trochę życia w akcję, która - mimo że napakowana wydarzeniami - czasem jest przegadana i nudnawa (a zbędne zupełnie są przerywniki w rodzaju horoskopu). To nie mój klimat, ale jestem w stanie zrozumieć, że może się podobać - taką fantastykę po prostu trzeba lubić.

Najmocniejszym punktem książki jest humor, która wprowadza trochę życia - tak, tak, trochę życia w akcję, która - mimo że napakowana wydarzeniami - czasem jest przegadana i nudnawa (a zbędne zupełnie są przerywniki w rodzaju horoskopu). To nie mój klimat, ale jestem w stanie zrozumieć, że może się podobać - taką fantastykę po prostu trzeba lubić.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Franciszka poznajemy na jego życiowym zakręcie - ma 56 lat i na głowę walą mu się problemy polskiego inteligenta anno Domini 2016. Dotykają go choroby prawdziwe (nadciśnienie) i wyobrażone (guz na dłoni), niemoc twórcza i seksualna; małżeństwo z Marzeną popada w ruinę, co więcej, żona stacza się w alkoholizm. Z dziećmi kontakt nie najlepszy, kredyt nie spłacony, a krytycy uważają malarstwo Franciszka za epigońskie, słowem - czy może być gorzej? O tak - władzę w Polsce przejęli szaleńcy, którzy rujnują dorobek Solidarności, co Franciszka boli szczególnie jako opozycjonistę. Franciszek szuka pocieszenia nie tylko u psychiatry, ale również u innych kobiet i nawet one w pewnym momencie go odtrącają. Odtrąciłby go - neurotyka i hipochondryka - pewnie i czytelnik, gdyby nie narracyjne usytuowanie Franciszka pośrodku sceny i skierowanie na niego reflektorów, z czego zresztą może zdawać sobie sprawę. „Czasami Franciszkowi zdaje się, że bierze udział w jakimś wielkim spektaklu” - mówi, do tego cytuje słowa Hamleta o życiu jako „powieści idioty”. Zdarza się też, że „Franciszek jakby staje obok i obserwuje siebie jako aktora”. Ta samoświadomość jeszcze bardziej pogłębia jego stan, czuje się żałosny w swojej walce z problemami nie do rozwiązania. Cały czas szuka jednak puenty dla życia, bo „malarstwo to jedyna sztuka, która nie ma puenty”, niech więc ma ją choćby życie.
Puenta książki zaskakuje i dobrze wpasowuje się w zdystansowaną narrację, raz po raz zaznaczającą, że Franciszek jest aktorem w przedstawieniu współczesnej Polski, figurą uosabiającą wiele kryzysów: męskości, inteligencji, mocy twórczej. Ów dystans sprawia, paradoksalnie, że zaczynamy Franciszka lubić, współczuć mu i… zastanawiać się, jak my sami wyglądamy postawieni na środku życiowej sceny w obliczu własnych kryzysów. W książce Jastruna nie znajdziemy łatwych diagnoz; w zamian dostajemy dużą dawkę ironii i - na koniec - odrobinę nadziei, że może być lepiej, nawet w Polsce 2016 roku.

Franciszka poznajemy na jego życiowym zakręcie - ma 56 lat i na głowę walą mu się problemy polskiego inteligenta anno Domini 2016. Dotykają go choroby prawdziwe (nadciśnienie) i wyobrażone (guz na dłoni), niemoc twórcza i seksualna; małżeństwo z Marzeną popada w ruinę, co więcej, żona stacza się w alkoholizm. Z dziećmi kontakt nie najlepszy, kredyt nie spłacony, a krytycy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest rok 1980, pewien właściciel motelu pisze list do znanego dziennikarza, który właśnie przygotowuje książkę o życiu seksualnym Amerykanów. Okazuje się, że Gerald Foos od lat podgląda klientów swojego motelu przez kratki wentylacyjne w suficie. Teraz chce, by ktoś upublicznił jego historię; sam siebie określa mianem badacza, a zgromadzone przez siebie dane (np. dotyczące liczby orgazmów w danym roku) uważa za pionierskie. Gay Talese zgadza się napisać o Foosie, ale pod warunkiem, że ten zgodzi się ujawnić swoją tożsamość. Podglądacz woli pozostać anonimowy, bojąc się konsekwencji, ale wiele lat później zmienia zdanie, a do naszych rąk trafiają jego „Zapiski”. To skrupulatne relacje z „sesji”, jakie na strychu motelu odbywał Foos. Leżał tam (nierzadko ze swoją żoną), patrząc, jak goście uprawiają seks, kłócą się, planują przestępstwo, defekują lub... ukrywają brud pozostawiony przez ich zwierzęta. Relacje są pornograficzną stroną książki; za dużo ciekawszą uważam podglądanie samego Podglądacza - osoby wścibskiej, narcystycznej, a przy tym sprytnej i systematycznej. Nie mogę zgodzić się z tezą Janusza Rudnickiego, który pisze, że „Zapiski podglądacza” ujawnią ciemną stronę naszej natury, a mianowicie że każdy z nas jest podglądaczem. Nie miałam wypieków na twarzy, czytając opisy seksu, chociaż są one momentami wyjątkowo zaskakujące. Fascynująca jest sama historia, fakt, że Podglądacz przez tyle lat swojej działalności pozostał niezdemaskowany. Podobno na podstawie książki miał powstać film w reżyserii Sama Mendesa, ale wcześniej powstał dokument i reżyser się wycofał, argumentując, że temat został wyczerpany.

Jest rok 1980, pewien właściciel motelu pisze list do znanego dziennikarza, który właśnie przygotowuje książkę o życiu seksualnym Amerykanów. Okazuje się, że Gerald Foos od lat podgląda klientów swojego motelu przez kratki wentylacyjne w suficie. Teraz chce, by ktoś upublicznił jego historię; sam siebie określa mianem badacza, a zgromadzone przez siebie dane (np. dotyczące...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To książka z rodzaju "wypełniaczy" - ma uzupełniać lukę, którą pozostawia fabuła serialu. Tyle że ci, którzy oczekują wyjaśnienia zagadek Twin Peaks, raczej się rozczarują; owszem, mamy tu dużo tajemnic i wątków nadprzyrodzonych, ale to swobodnie puszczone wodze fantazji, a nie konsekwentna narracja. "Sekrety Twin Peaks" mają jednak wielką zaletę - są wspaniale wydane; braki fabularne nadrabiają bardzo ciekawą szatą graficzną. Mimo wszystko - fanom serialu polecam.

To książka z rodzaju "wypełniaczy" - ma uzupełniać lukę, którą pozostawia fabuła serialu. Tyle że ci, którzy oczekują wyjaśnienia zagadek Twin Peaks, raczej się rozczarują; owszem, mamy tu dużo tajemnic i wątków nadprzyrodzonych, ale to swobodnie puszczone wodze fantazji, a nie konsekwentna narracja. "Sekrety Twin Peaks" mają jednak wielką zaletę - są wspaniale wydane;...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To książka z rodzaju tych, które nazywam książkami "do przejrzenia". Ładne obrazki pozwalają w kilkanaście minut załapać, o co chodzi z "filozofią" hygge. Może nie jest to "klucz do szczęścia", ale z pewnością do miłego, hygge wieczoru :)

To książka z rodzaju tych, które nazywam książkami "do przejrzenia". Ładne obrazki pozwalają w kilkanaście minut załapać, o co chodzi z "filozofią" hygge. Może nie jest to "klucz do szczęścia", ale z pewnością do miłego, hygge wieczoru :)

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Powrót syna marnotrawnego do małego miasteczka to we współczesnej literaturze żadna nowość, ale o sukcesie "Wzgórza Psów" decyduje kilka czynników. Po pierwsze, ciekawi bohaterowie - niejednoznaczni, pogmatwani, a przy tym wzbudzający sympatię (nawet ci "źli"; cudzysłów, bo w sumie nie wiadomo, czym w tej książce jest dobro, a czym zło). Bohater główny - Mikołaj - to współczesny trzydziestolatek, z kredytem, problemami z żoną i, ogólnie rzecz biorąc, pogubiony; może trochę na wyrost, ale to bohater naszych czasów. Po drugie, żulczykowski styl wwierca się w głowę czytelnika, o kluczowych scenach nie można zapomnieć jeszcze długo po lekturze. Po trzecie, bardzo udane retrospekcje budują napięcie do ostatnich stron. Jest ich osiemset, ale zdecydowanie warto.

Powrót syna marnotrawnego do małego miasteczka to we współczesnej literaturze żadna nowość, ale o sukcesie "Wzgórza Psów" decyduje kilka czynników. Po pierwsze, ciekawi bohaterowie - niejednoznaczni, pogmatwani, a przy tym wzbudzający sympatię (nawet ci "źli"; cudzysłów, bo w sumie nie wiadomo, czym w tej książce jest dobro, a czym zło). Bohater główny - Mikołaj - to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po książkę„Wchodzi koń do baru” sięgnęłam z okazji przyznania jej autorowi, Dawidowi Grosmanowi Man International Booker Prize za rok 2017. Powieść ukazała się w zeszłym roku także w Polsce nakładem Świata Książki w tłumaczeniu Reginy Gromackiej. Sama tłumaczka opisuje pod koniec książki pracę nad tekstem; przyznaje, że za przyzwoleniem autora polski przekład odbiega gdzieniegdzie od oryginału. Jest to oczywiście konieczne, bo powieść to przedstawiony w galopującym tempie obraz współczesnego Izraela; język ledwo nadąża za autorem, momentami nagięty do granic możliwości.
Akcja rozgrywa się w klubie w małym miasteczku, Netanji. Kilkadziesiąt osób pojawiło się tam, by obejrzeć stand-up, jednak w zamian dostaje coś więcej - dezintegrację osobowości, prawdziwą psychodramę. Wydaje się, że podstarzały komik jest po prostu cynikiem, bezczelną kreaturą, dla której nie ma tabu i świętości - swoim widzom serwuje prawdziwą jazdę bez trzymanki. Obraża wszystkich i wszystko, sprawdzając granice ludzkiej wytrzymałości. Reakcje publiczności są fascynujące - od oburzenia po uwielbienie. Co tak naprawdę trzyma ich w tej małej salce? Tu cytat - „śledzi uważnie, zafascynowana toczącym się na jej oczach procesem przerabiania życiowego materiału w żart”. Za maską cynizmu komika kryje się bowiem osobisty dramat, wciąż nie zagojona rana. Świadkiem jej naruszenia jest przyjaciel z dzieciństwa, były sędzia, który stara się zrozumieć, dlaczego właściwie się tam znalazł i do czego tym razem potrzebny jest jego osąd.
„Wchodzi koń do baru” - tymi słowami rozpoczynają się w Izraelu popularne dowcipy. W książce Grosmana konwencja błazenady dosłownie stawia świat na głowie. Bohater chodzi na rękach, oglądając rzeczywistość na opak; wartości znaczą tyle co śmiech wywołany ich wyśmianiem, zaś komik okazuje się nie błaznem, a głęboko złamanym człowiekiem. Gdy wydaje się, że czytelnik otrzymał dwieście stron karnawalizacji, autor zaskakuje - każe się zatrzymać i postawić kilka ważnych pytań. Zdradzać ich nie będę, chodzi przecież o element zaskoczenia, a o taki możecie być spokojni.
Dawid Grosman to jeden z najwybitniejszych pisarzy izraelskich. Po książkę „Wchodzi koń do baru” warto sięgnąć choćby dlatego; nagroda Bookera to oczywiście dodatkowa rekomendacja. A ostatecznie może przekona was fakt, że to prawdziwy emocjonalny rollercoaster.

Po książkę„Wchodzi koń do baru” sięgnęłam z okazji przyznania jej autorowi, Dawidowi Grosmanowi Man International Booker Prize za rok 2017. Powieść ukazała się w zeszłym roku także w Polsce nakładem Świata Książki w tłumaczeniu Reginy Gromackiej. Sama tłumaczka opisuje pod koniec książki pracę nad tekstem; przyznaje, że za przyzwoleniem autora polski przekład odbiega...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sylwia Chutnik w rekomendacji na okładce książki „Całe życie” Roberta Seethalera pisze, że ta krótka historia nie stara się być tym, czym nie jest i tym stwierdzeniem trafia w dziesiątkę. Powieść Seethalera wpisuje się w coraz powszechniejszy literacki trend syntetyzowania życia - mieliśmy „Małe życie” Hanyi Yanagihary, „Życie pasterza” Jamesa Rebanksa, a teraz przyszedł czas na „Całe życie”. Te książki łączy nie tylko tytuł - każda z nich jest manifestacją oddania hołdu życiu codziennemu, intymnemu, prywatnemu; kontemplowanie osobistej historii staje się celem samym w sobie.
Bohater książki Roberta Seethalera to prosty człowiek, który wiedzie spokojne, wypełnione fizyczną pracą życie w sercu austriackich Alp. Poznajemy go w latach 30. XX wieku, jednak jego, wydawałoby się, prozaiczna historia to wydestylowany cały wiek XX; w losach Andreasa Eggera widzimy skok cywilizacyjny, grozę wojny i samotność człowieka wobec tak wielkich wyzwań. Egger jest cichy i pokorny; z powściągliwością godną stoika znosi najgorsze przeciwności losu. Jego cichą towarzyszką przez całe życie jest natura - zarazem piękna i groźna. Największe wrażenie zrobili na mnie jednak bohaterowie drugoplanowi - zarysowani zaledwie w kilku scenach, jednak wyraziści i uosabiający prawdziwe ludzkie dramaty, takie jak samotność czy bezsensowna śmierć.
Robert Seethaler podaje nam całe życie Andreasa Eggera na zaledwie stu pięćdziesięciu stronach, co absolutnie wystarcza, by zachwycić czytelnika ascetycznym wręcz stylem. Losy bohaterów rozgrywają się w zimowej, surowej scenerii, na której tle jeszcze bardziej zapadają w pamięć okruchy, pojedyncze sceny-perełki i motywy, takie jak rzucanie kawałkiem lodu czy opadanie kropli rosy. Uwagę na to zwróciło jury Międzynarodowej Nagrody Bookera w uzasadnieniu nominacji, pisząc, że „autor jak pod lupą ukazuje najdrobniejsze chwile i historyczne wydarzenia, które nas kształtują”. W powieści nie brakuje przy tym ciepłego humoru, przełamującego dystans, z jakim kreślone są postaci.
Nie można przy tym pominąć zjawiskowej okładki, która lśni w słońcu, podobnie jak wszechobecny w powieści w śnieg. To zdecydowanie jedna z najpiękniejszych okładek, jakie widziałam; z pewnością przyciągnie niejednego czytelnika w księgarni. I bez pięknej szaty graficznej treść jednak broni się sama. Jeśli macie ochotę na chwilę przystanąć i poznać zwykłą-niezwykłą historię prostego człowieka - sięgnijcie po tę pozycję.

Sylwia Chutnik w rekomendacji na okładce książki „Całe życie” Roberta Seethalera pisze, że ta krótka historia nie stara się być tym, czym nie jest i tym stwierdzeniem trafia w dziesiątkę. Powieść Seethalera wpisuje się w coraz powszechniejszy literacki trend syntetyzowania życia - mieliśmy „Małe życie” Hanyi Yanagihary, „Życie pasterza” Jamesa Rebanksa, a teraz przyszedł...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wydawnictwo Karakter nie mogło wybrać lepszego momentu na nowe wydanie zbioru esejów Susan Sontag "O fotografii". To właśnie zdjęcia są obecnie podstawowym źródłem przekazywania informacji, lecz także wiedzy o świecie; mimo że zbiór "O fotografii" ukazał się w 1977 roku, to dziś zaskakuje aktualnością i trafnością osądu. Sontag już kilkadziesiąt lat temu zdefiniowała problemy i zagrożenia wynikające z kultury obrazkowej; w jej książce znajdziemy nie tylko odpowiedzi na pytania, czym w istocie jest fotografia, ale też jak dzięki niej (lub przez nią) zmienia się sposób postrzegania przez nas świata.

Zbiór "O fotografii" to pozycja obowiązkowa nie tylko dla wielbicieli fotografii. Powinien ją przeczytać zarówno odbiorca zainteresowany humanistyką, jak też miłośnik kultury masowej. Książka Sontag to z pewnością najbardziej wnikliwa analiza współczesnej fotografii, mocno osadzona w kulturze amerykańskiej, ale zrozumiała również dla Europejczyka.

Wydawnictwo Karakter nie mogło wybrać lepszego momentu na nowe wydanie zbioru esejów Susan Sontag "O fotografii". To właśnie zdjęcia są obecnie podstawowym źródłem przekazywania informacji, lecz także wiedzy o świecie; mimo że zbiór "O fotografii" ukazał się w 1977 roku, to dziś zaskakuje aktualnością i trafnością osądu. Sontag już kilkadziesiąt lat temu zdefiniowała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdy zorientowałam się, że książka nie będzie autobiografią muzyka, tylko relacją i przemyśleniami filantropa, moje zaskoczenie było ogromne. Elton John wspaniale wykorzystuje swoją sławę do szerzenia wiedzy o HIV/AIDS; dzięki tej książce uświadomiłam sobie, jak niewiele wiedziałam na ten trudny temat. Zdecydowanie warto zajrzeć do "Miłość jest lekarstwem", nawet jeśli nie jest się fanem Eltona Johna - w przystępny sposób przedstawia skalę problemu i swoją receptę na jego rozwiązanie.

Gdy zorientowałam się, że książka nie będzie autobiografią muzyka, tylko relacją i przemyśleniami filantropa, moje zaskoczenie było ogromne. Elton John wspaniale wykorzystuje swoją sławę do szerzenia wiedzy o HIV/AIDS; dzięki tej książce uświadomiłam sobie, jak niewiele wiedziałam na ten trudny temat. Zdecydowanie warto zajrzeć do "Miłość jest lekarstwem", nawet jeśli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Konstrukcja książki jest trafna - podział na rozdziały tematyczne, np. "frustracja" czy "strach" pozwala skupić się na konkretnych aspektach pracy lekarzy, lepiej je zrozumieć. Szkoda, że tak małą część stanowi zapis reportażu wcieleniowego (Reszka zatrudnił się w szpitalu jako sanitariusz) - może za szybko został zdemaskowany, a może to głos lekarzy miał być na pierwszym planie? W każdym razie - warto. Już nigdy nie spojrzy się na lekarzy tak samo :)

Konstrukcja książki jest trafna - podział na rozdziały tematyczne, np. "frustracja" czy "strach" pozwala skupić się na konkretnych aspektach pracy lekarzy, lepiej je zrozumieć. Szkoda, że tak małą część stanowi zapis reportażu wcieleniowego (Reszka zatrudnił się w szpitalu jako sanitariusz) - może za szybko został zdemaskowany, a może to głos lekarzy miał być na pierwszym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przed sięgnięciem po drugą część dziennika Henka bałam się, że będzie to tylko odcinanie kuponów od popularności pierwszej części. Na szczęście tak nie jest - część druga dorównuje pierwszej, może nawet przewyższa ją, jeśli chodzi o opis procesu żegnania się z bliską osobą. Miejmy nadzieję, że Henk spełni obietnicę złożoną pod koniec tej części i napisze coś jeszcze :)

Przed sięgnięciem po drugą część dziennika Henka bałam się, że będzie to tylko odcinanie kuponów od popularności pierwszej części. Na szczęście tak nie jest - część druga dorównuje pierwszej, może nawet przewyższa ją, jeśli chodzi o opis procesu żegnania się z bliską osobą. Miejmy nadzieję, że Henk spełni obietnicę złożoną pod koniec tej części i napisze coś jeszcze :)

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Największym atutem "Drogi" jest język - lakoniczny, a jednocześnie sugestywny. To dzięki niemu książka ma przewagę nad filmem - to oszczędne, wyważone słowo najlepiej buduje obrazy zapadające w pamięć. Na postapokaliptycznym pustkowiu ważne jest tylko jedno pytanie: czy warto - przeżyć, a co za tym idzie - "nieść ogień"? Książka nie daje łatwiej odpowiedzi.

Największym atutem "Drogi" jest język - lakoniczny, a jednocześnie sugestywny. To dzięki niemu książka ma przewagę nad filmem - to oszczędne, wyważone słowo najlepiej buduje obrazy zapadające w pamięć. Na postapokaliptycznym pustkowiu ważne jest tylko jedno pytanie: czy warto - przeżyć, a co za tym idzie - "nieść ogień"? Książka nie daje łatwiej odpowiedzi.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sekretny dziennik Henka to czytadło, ale nie z rodzaju tych, które wyparowują z pamięci po kilku tygodniach. Zaprzyjaźniamy się ze staruszkiem, kibicując mu, a tylko czasem współczując. Wzruszenie jest tu jednak wywoływane bardzo subtelnie, jakby mimochodem, co sprawia, że starość w "Małych eksperymentach..." nie wiąże się z litością. Najlepszym przykładem jest opis śmierci - delikatny i pozostawiający przestrzeń na emocje samego czytelnika.

Sekretny dziennik Henka to czytadło, ale nie z rodzaju tych, które wyparowują z pamięci po kilku tygodniach. Zaprzyjaźniamy się ze staruszkiem, kibicując mu, a tylko czasem współczując. Wzruszenie jest tu jednak wywoływane bardzo subtelnie, jakby mimochodem, co sprawia, że starość w "Małych eksperymentach..." nie wiąże się z litością. Najlepszym przykładem jest opis śmierci...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przebrnięcie przez setki stron "Shantaram" utrudnia manieryczność narratora, jego natchnione frazy trącące dojrzałym P. Coelho. Nie znaczy to, że w książce nie ma fragmentów trafnych - te zdarzają się przede wszystkim przy opisach ulic czy zachodów słońca. Fabuła wciąga i przyciąga wielością różnorodnych, wręcz kontrastujących postaci, a akcja prowadzi po zatłoczonych uliczkach Bombaju i wśród gór Afganistanu, przekonująco przybliżając tę część świata. Właśnie z tego względu polecam "Shantaram" - a pseudofilozoficzne bajania narratora można włożyć... między bajki.

Przebrnięcie przez setki stron "Shantaram" utrudnia manieryczność narratora, jego natchnione frazy trącące dojrzałym P. Coelho. Nie znaczy to, że w książce nie ma fragmentów trafnych - te zdarzają się przede wszystkim przy opisach ulic czy zachodów słońca. Fabuła wciąga i przyciąga wielością różnorodnych, wręcz kontrastujących postaci, a akcja prowadzi po zatłoczonych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka przyciąga bardzo ładnym wydaniem - pachnąca okładka, ciekawe zdjęcia (minus za pretensjonalnie wyróżnione pytania). To raczej długi wywiad niż autobiografia z prawdziwego zdarzenia, ale fanom Gessler pewnie się spodoba - wiele tu anegdot. Mnie szczególnie zainteresowały przepisy z różnych okresów i miejsc jej życia.

Książka przyciąga bardzo ładnym wydaniem - pachnąca okładka, ciekawe zdjęcia (minus za pretensjonalnie wyróżnione pytania). To raczej długi wywiad niż autobiografia z prawdziwego zdarzenia, ale fanom Gessler pewnie się spodoba - wiele tu anegdot. Mnie szczególnie zainteresowały przepisy z różnych okresów i miejsc jej życia.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Autobiografia Stinga stoi na tak wysokim poziomie, jak jego twórczość muzyczna. Zaskakują w niej trzy rzeczy: wyjątkowo osobiste wyznania (nawet jak na autobiografię) dotyczące m.in. rodziców, informacje-smaczki (np. co czytał, gdy pracował na statku rejsowym) i lekkość pióra - może powinien pomyśleć poważniej o twórczości prozatorskiej?
Niestety opowieść urywa się w momencie, gdy The Police ląduje na gwiazdorskiej orbicie, pozostawiając niedosyt (zapewne celowo). Dużym minusem jest tłumaczenie - poza ewidentnymi błędami ("godzina czasu") w odbiorze zgrzytają fragmenty bardzo dobrze brzmiące po angielsku, ale przy tłumaczeniu których trzeba by zadać sobie więcej trudu.

Autobiografia Stinga stoi na tak wysokim poziomie, jak jego twórczość muzyczna. Zaskakują w niej trzy rzeczy: wyjątkowo osobiste wyznania (nawet jak na autobiografię) dotyczące m.in. rodziców, informacje-smaczki (np. co czytał, gdy pracował na statku rejsowym) i lekkość pióra - może powinien pomyśleć poważniej o twórczości prozatorskiej?
Niestety opowieść urywa się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jeden wielki chaos - książka niby chronologicznie opowiada o dziejach kotów, jednak podział wg epok jest mocno umowny. Poszczególne rozdziały wyglądają jak skopiowane z internetu wyniki wyszukiwania hasła "kot w literaturze i sztuce". Szkoda zmarnowanego potencjału, choć miłośnicy kotów znajdą tu kilka zabawnych anegdot i ciekawych zdjęć. Minus za duże przerwy między akapitami i wersami oraz wielką czcionkę, które służą temu, by liczba stron przekroczyła 200.

Jeden wielki chaos - książka niby chronologicznie opowiada o dziejach kotów, jednak podział wg epok jest mocno umowny. Poszczególne rozdziały wyglądają jak skopiowane z internetu wyniki wyszukiwania hasła "kot w literaturze i sztuce". Szkoda zmarnowanego potencjału, choć miłośnicy kotów znajdą tu kilka zabawnych anegdot i ciekawych zdjęć. Minus za duże przerwy między...

więcej Pokaż mimo to