Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Jestem szalenie zaskoczona. Tytuł okładka i tzw. premise nie wydawały mi się zachęcające, ale jakoś miałam nastrój na coś O MIŁOŚCI. Natomiast dostałam doskonałe skondensowane reportaże. Ktoś powinien smażyć się w piekle za źle stargetowaną pozycję

Jestem szalenie zaskoczona. Tytuł okładka i tzw. premise nie wydawały mi się zachęcające, ale jakoś miałam nastrój na coś O MIŁOŚCI. Natomiast dostałam doskonałe skondensowane reportaże. Ktoś powinien smażyć się w piekle za źle stargetowaną pozycję

Pokaż mimo to


Na półkach:

No jest to po prostu arcydzieło. Żeby w tak maluśkiej formie zawrzeć tyle treści. Takimi w sumie prostymi słowami.

No jest to po prostu arcydzieło. Żeby w tak maluśkiej formie zawrzeć tyle treści. Takimi w sumie prostymi słowami.

Pokaż mimo to


Na półkach:

ja nie wiem. Mówili mi, że mam przeczytać Strout. Że wspaniała. I to było moje pierwsze podejście. Męczyć się nie męczyłam specjalnie, chociaż ten język raczej przezroczysty z pretensjami do wzniosłych momentów takich jak popatrzenie na liść albo zachód słońca.
Pastor zagubiony, dziecko zaburzone, żona umarła.
Całość powoli prowadzi do tego, że pastor odkrywa, że potrzebuje pomocy i odbywa się W KOŚCIELE moment wielkiego przełomu.
No i tyle.
Nic mi po tym nie zostało, z trudem przypominam sobie bohaterów i o co właściwie chodziło w książce.
Z utęsknieniem wracam do Zerui Shalev

ja nie wiem. Mówili mi, że mam przeczytać Strout. Że wspaniała. I to było moje pierwsze podejście. Męczyć się nie męczyłam specjalnie, chociaż ten język raczej przezroczysty z pretensjami do wzniosłych momentów takich jak popatrzenie na liść albo zachód słońca.
Pastor zagubiony, dziecko zaburzone, żona umarła.
Całość powoli prowadzi do tego, że pastor odkrywa, że potrzebuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

No i miało zachwycać i nie zachwyciło. Wszyscy dookoła, że arcydzieło, że nic dziwnego że książka nie została napisana po polsku, że szokujące.
No nie wiem.
Po Sznajderman i Tuszyńskiej fakt, że ktoś dowiaduje się że jest Żydem a potem postanawia z pozostałych okruchów stworzyć historię rodziny, a historia ta okazuje się naszpikowana antysemityzmem istniejącym w latach 20stych naprawdę nie powinien szokować.
Jedyne co mnie w książce Bielawskiego bardzo zainteresowało, to opis szpitala psychiatrycznego i psychiatryczne nowatorstwo jego ojca.
W dodatku grzeszy ta książka opisami, w których autor wyobraża sobie co czuła jego babka, co czuła jego matka oraz co czuł jego ojciec i jeszcze co czuł dręczyciel jego ojca. Jakby tak wziąć ołówek to okazałoby się, że z tego wyobrażania sobie skonstruowana jest połowa książki. I to jest po prostu nieuczciwe wobec czytelnika.
Nikt tych zarzutów nie wysuwa wobec "Domu..." i jakoś mnie to martwi. Mam nadzieję, że to nie znaczy, że czytelnicy po raz pierwszy stykają się z opisem prześladowań, ukrywań i cudownych ocaleń Żydów. Bo tych narracji naprawdę jest sporo, coraz więcej.
Mam jeszcze problem z tym, że Bielawski chwilami postanawia okrasić tę opowieść prozą poetycką. Uwielbiam prozę poetycką, ale w tym wypadku autor jakoś nie daje rady, zamiast tego jego wtręty powodują u mnie grymas.
No i jak ma zachwycać skoro nie zachwyca.
Może zachwyciła kogoś, komu nie mówiono że ma zachwycać. Znam to uczucie. Trudno z nim polemizować.

No i miało zachwycać i nie zachwyciło. Wszyscy dookoła, że arcydzieło, że nic dziwnego że książka nie została napisana po polsku, że szokujące.
No nie wiem.
Po Sznajderman i Tuszyńskiej fakt, że ktoś dowiaduje się że jest Żydem a potem postanawia z pozostałych okruchów stworzyć historię rodziny, a historia ta okazuje się naszpikowana antysemityzmem istniejącym w latach...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Głosy. Co się zdarzyło na wyspie Jersey Dionisios Sturis, Ewa Winnicka
Ocena 6,7
Głosy. Co się ... Dionisios Sturis, E...

Na półkach:

Porządna rzecz, chociaż nie umywa się do "Był sobie chłopczyk", którą to pozycję uważam za po prostu genialną.
"Głosy" dobrze się zaczynają. "Dobrze" czyli mocno. Jest jakaś koszmarna zbrodnia opisana precyzyjnie, spokojnie, ze szczegółami. Ten opis daje nam znać, że to mogłoby się w sumie wydarzyć gdzieś niedaleko. Teraz. Ten opis jest blisko czytelnika.
Potem opisana jest sama wyspa. Dziwaczna. Zastała w kolonialnych czasach. Raj podatkowy. I miejsce emigracji. Dziwaczność Jersey.
No i potem wszystko się rozłazi. Rozłazi w słusznych skądinąd analizach socjologicznych, że emigranci, że źle, że nie ma pomocy. A potem okazuje się, że połowa tej książeczki to stenogram rozprawy sądowej. Pewnie ideą bylo ukazanie surowości materiału i on sam powinien zdaniem autorów robić na nas wrażenie, rozumiem to, ale ten uścisk, to ściśnięcie za grdykę które ma na początku ten tekst jakoś traci na sile. Czuję, że za mało dowiedziałam się o samych bohaterach a właściwie bohaterkach książki. Nie wiem dlaczego tak się stało, że są niewidoczne w tekście.
Czyta się to dobrze i szybko, ale zostaje niedosyt.

Porządna rzecz, chociaż nie umywa się do "Był sobie chłopczyk", którą to pozycję uważam za po prostu genialną.
"Głosy" dobrze się zaczynają. "Dobrze" czyli mocno. Jest jakaś koszmarna zbrodnia opisana precyzyjnie, spokojnie, ze szczegółami. Ten opis daje nam znać, że to mogłoby się w sumie wydarzyć gdzieś niedaleko. Teraz. Ten opis jest blisko czytelnika.
Potem opisana...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziesięć lat? Już ten "Szczygieł" powinien mnie jakoś ostrzec, po dziewiątek stronie drewnianego a chwilami naprawdę złego języka oraz fabule niczym z filmów Michaela Manna po prostu sobie odpuściłam, jednak wolę ten czas spędzić na lekturze nie wiem, jakiegoś poradnika o kotach z lat 60tych. Ale "Historię tajemną" zaczęłam wiele lat temu, jako nastolatka, pamiętałam jej okładkę z antycznym chłopakiem, który miał przewiązane oczy, pamiętam też, że miała być to książka wciągająca i przekraczająca wszelkie granice.
Wszelkie granice to chyba dobrego wychowania autorki, a właściwie sory - wydawnictwa - że takie coś po prostu wydało. Postanowiłam przeczytać całe. Tajemność historii wyjaśnia się mniej więcej w jednej trzeciej książki, nikt za bardzo nie wraca do tego co się wydarzyło a opisane jest to - zresztą jak wszystko w tym tekście - na poziomie pierwszego roku studiów polonistyki. Wszystkie ozdobniki w tej książce są nie wiadomo po co. Przez ozdobniki mam właściwie na myśli punkt wyjścia autorki. Te studia nad greką, ten profesor który niby ma być tajemniczy, ale dlatego, że ktoś go opisuje jako tajemniczego, kody z wysokiej kultury, które nie mają żadnego sensu i spełniają tylko formę zasłony dymnej.
No wiele moglabym napisać, bo to jest tak złe pod każdym względem że krew mi się burzy.

Dziesięć lat? Już ten "Szczygieł" powinien mnie jakoś ostrzec, po dziewiątek stronie drewnianego a chwilami naprawdę złego języka oraz fabule niczym z filmów Michaela Manna po prostu sobie odpuściłam, jednak wolę ten czas spędzić na lekturze nie wiem, jakiegoś poradnika o kotach z lat 60tych. Ale "Historię tajemną" zaczęłam wiele lat temu, jako nastolatka, pamiętałam jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie, to nie jest arcydzieło. Nie, to nie jest niesamowita perła znaleziona na dnie skrzyni z literaturą. Nie, to nie jest kilkoma pocągnięciami pędzla niesamowity i nasycony obraz pacjentek szpitala. To w ogóle nie jest to, czym ma być w posłowiu. Czytaliśmy z Lipszycem dwie różne książki.
Trochę przypominają mi się opinie na temat "Najgorszego człowieka na świecie" Halber, kiedy często mówiono "nieważne jak to jest napisane, ważne o czym". Bo taki mam trochę stosunek do "Zapisków", że ciężko mi je krytykować jako dzieło literackie, skoro czuć tam mimo wszystko cierpienie i dyskomfort narratorki. Tylko że "Zapiski" nic mi nie robią jako czytelniczce, nic mi się nie dzieje, to są w zeszycie zapisane cztery zdania o staruszce którą odwiedza syn i o niemiłej salowej, ale na boga, to nie nic węcej. To w tym zestawieniu książka Halber zasługuje na wszelkie literackie nagrody w kraju. U Lavant nie widzę żadnej oryginalności języka (gdzie? gdzie ona jest? proszę mi pokazać?) ani dramatyzmu narracji (to uż więcej jest w "Zawale" Białoszewskiego)
Mam bardzo silne przekonanie, że hype na tę pozycję nie ma wiele wspólnego z jej treścią. Że związany jest z Bernhardem tym, że Lavant jest jakąś egzotyczną, niedostępną odnalezioną autorką (chociaż oczywiście wszyscy udajemy że wiemy o kogo chodzi i czekaliśmy na tłumaczenie od dawna).

Nie, to nie jest arcydzieło. Nie, to nie jest niesamowita perła znaleziona na dnie skrzyni z literaturą. Nie, to nie jest kilkoma pocągnięciami pędzla niesamowity i nasycony obraz pacjentek szpitala. To w ogóle nie jest to, czym ma być w posłowiu. Czytaliśmy z Lipszycem dwie różne książki.
Trochę przypominają mi się opinie na temat "Najgorszego człowieka na świecie"...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Okropna jest ta książka, nie wiem dlaczego ją przeczytałam. Mogę w ciemno generować z siebie zdania jakie z pewnością ją opisują takie jak "otaczająca nas nowa cyfrowa rzeczywistość, która zmusza do życia w nieludzkim pędzie i powoduje, że zapominamy o życiu dookoła nas". Zresztą lampka ostrzegawcza powinna mi się zapalić w momencie kiedy główny bohater non stop będący w społecznościówkach nazywa się "Fej". Jak takie coś robi autor to już niedobrze. Ale podobno Michał Olszański jest uznany, miał nominację do Gdyni, kilka książek na koncie, podobno to autor ciekawy. A tymczasem przeczytałam kolejną chcącą powiedzieć mi (ale nie do końca mówiącą) o tym w jak okropnych płytkich czasach żyjemy książką z przewidywalnym końcem. I kiedy mówię przewidywalnym, to aż mnie skręca ze złości, że oj tak, on taki powierzchowny, nic nie rozumie ten bohater, tylko tak krąży po tych tweetach, to wszystko takie bez sensu i TAKIE DALEKIE OD PRAWDZIWEGO ŻYCIA. Prawdziwe życie reprezentowane jest przez dwóch kolegów z których jeden nie żyje a o drugim wiemy tyle, że "dobrze mu się powodzi" i "zawsze na mnie dziwnie patrzy" oraz się nie odzywa.
Mogłabym się powyzłośliwiać, ale mi się nie chce. Tylko przykro, że takie książki na zasadzie koterii towarzyskiej potem mają jakieś oceny w poważnych gazetach i że w ogóle traktowane są poważnie. Wydawnictwo Ha-Art mogłoby ze swoich identycznych narracji "mężczyźni po trzydziestce mówią jak jest strasznie a na końcu ktoś umiera" zrobić wystawę.

Okropna jest ta książka, nie wiem dlaczego ją przeczytałam. Mogę w ciemno generować z siebie zdania jakie z pewnością ją opisują takie jak "otaczająca nas nowa cyfrowa rzeczywistość, która zmusza do życia w nieludzkim pędzie i powoduje, że zapominamy o życiu dookoła nas". Zresztą lampka ostrzegawcza powinna mi się zapalić w momencie kiedy główny bohater non stop będący w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wstrząsające historie wielkich kobiet, które przez ostatnich siedemnaście lat życia nie wychodzą z domu, pachnących alkoholem i moczem, lubię czytać najbardziej

Wstrząsające historie wielkich kobiet, które przez ostatnich siedemnaście lat życia nie wychodzą z domu, pachnących alkoholem i moczem, lubię czytać najbardziej

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie mam w zwyczaju czytać zagranicznych powieści, ale książkę otrzymałam w prezencie i ucieszyłam się z obietnicy jaką było zdanie mówiące o tym, że Oates jest nieustająco kandydatką do literackiej nagrody Nobla.
Gdyby nie główna postać nieprzystosowanej Cressidy, która pewnego dnia znika nie bardzo wiedziałabym po co tę książkę czytam. Mało tego, najciekawsze wątki pojawiają się dosłownie na ostatnich stronach książki, część z jej bohaterów jest naszkicowana jak postaci z drugorzędnego serialu, niby to mają być tajemniczy ludzie znikąd, ale ten symbolizm, te pretensje do filozofii, to wszystko czyni dla mnie "Kartaginę" pozycją niestrawną. Nie bardzo wiem co miałoby z niej wynikać, nie wzrusza, nie zachwyca i intryguje jedynie na poziomie tej niezrównoważonej a jednocześnie poruszającej głównej postaci. Ale ona zajmuje stosunkowo niewielką część powieści, zamiast niej pojawiają się stereotypowe, papierowe wątki o żołnierzach z Iraku i tym, że człowiek boi się w celi śmierci. Nie.

Nie mam w zwyczaju czytać zagranicznych powieści, ale książkę otrzymałam w prezencie i ucieszyłam się z obietnicy jaką było zdanie mówiące o tym, że Oates jest nieustająco kandydatką do literackiej nagrody Nobla.
Gdyby nie główna postać nieprzystosowanej Cressidy, która pewnego dnia znika nie bardzo wiedziałabym po co tę książkę czytam. Mało tego, najciekawsze wątki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ten tytuł już mnie niepokoił. Ale, pomyślałam sobie, nie należy oceniać książki po okładce. Niemniej już w okolicach pierwszej strony zaczęło zgrzytać. Na samym poziomie nazwania bohaterów. Nie umiem powiedzieć gdzie przebiega magiczna granica umiejętnego nazwania i karykatury, umiem tylko ostensywnie wskazać "to jest karykaturalne i w dodatku nieudane". Marcin Kącki postanowił opisać obleśny świat celebrytów i wydawców, więc nic dzienwgeo że ta książka jest obleśna. Problem polega na tym, że od poważnego reportera naprawdę wymagałabym więcej refleksji niż to, że młodzi chłopcy sprzedają się za pieniądze, a zły paparazzi zrobi wszystko, żeby dostać pieniądze. Tak topornych rozwiązań dawno nie spotkałam, może to wynika z tego, że rzadko sięgam do beletrystyki, ale mam nadzieję że nie. Ten świat który Kącki opisał nie istnieje, owszem władza i sława są obleśne, ale wystarczy chyba skończyć 25 lat żeby wiedzieć, że mają też drugą stronę i niekoniecznie jest to samotne picie whisky w wynajętym mieszkaniu. Ta książka nie tylko jest nieudana pod względem skonstruowanych postaci (ciśnie się słowo "komiksowych", ale komiksowe potrafią mieć jakąś głębię a nie być mrzonką czytelnika Pudelka) ale również jest obrzydliwa, bo Kącki na swoich bohaterów patrzy z góry. Takich ludzi nie ma. A etyczna wyższość autora też wydaje mi się bardzo wątpliwa w kontekście sposobu w jaki opisuje kobiety. Serio, bardzo kiepsko ukrywana mizoginia w tych opisach gwałtów, wkładaniu fiutów na siłę do ust, w tym opisywaniu cyców. I nie przekona mnie tu żaden argument mówiący o tym, że "ten świat taki jest". Bo prawdziwe ustawki mają o wiele więcej finezji a ich bohaterowie mają do powiedzenia coś więcej niż "dawaj mi tu kurwa tego Młodego". Daję trzy gwiazdki, bo jednak zmęczyłam, czyli nie jest tak, że wartość tego tekstu jest żadna. Ale jest tak naiwna i sztampowa, aż aż dziw bierze że wyszła spod pióra autora nominowanego skądinąd do jednej z najważniejszych literackich nagród w kraju.

Ten tytuł już mnie niepokoił. Ale, pomyślałam sobie, nie należy oceniać książki po okładce. Niemniej już w okolicach pierwszej strony zaczęło zgrzytać. Na samym poziomie nazwania bohaterów. Nie umiem powiedzieć gdzie przebiega magiczna granica umiejętnego nazwania i karykatury, umiem tylko ostensywnie wskazać "to jest karykaturalne i w dodatku nieudane". Marcin Kącki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Styl Herty Muller to jest jakieś mistrzostwo świata. Stosować skondensowaną, jedyną w swoim rodzaju poetycką frazę do opisania świata tak niepoetyckiego, to jest niejako jej trademark i rozumiem, że dla kogoś kto szuka fabuły, czy losów bohaterów to jest sprawa bolesna i nużąca. Na szczęście - różnimy się pięknie, a książek na świecie jest tyle, że każdy znajdzie coś dla siebie. Mam wrażenie, że one są wszystkie o tym samym, chociaż najprostsza do przyswojenia wydaje mi się "Dzisiaj wolałabym siebie nie spotkać", może też ze wzdlędu na ilość bohaterów. Dla mnie "Lis..." jest to tyle wspaniały, że - choć trudno w to uwierzyć - kończy się dobrze. Chociaż Muller jest tym przykładem mądreo, wybitnego pisarza, który wie, że właściwie "dobrze" i "źle" nie istnieje. Więcej nie napiszę, żeby nie spojlerować. Wspaniały, straszny, potworny, pięknie opisany świat.

Styl Herty Muller to jest jakieś mistrzostwo świata. Stosować skondensowaną, jedyną w swoim rodzaju poetycką frazę do opisania świata tak niepoetyckiego, to jest niejako jej trademark i rozumiem, że dla kogoś kto szuka fabuły, czy losów bohaterów to jest sprawa bolesna i nużąca. Na szczęście - różnimy się pięknie, a książek na świecie jest tyle, że każdy znajdzie coś dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kurczę no. Rzadko mi się to zdarza, ale po prostu spodziewałam się więcej, szczególnie że temat jest wybitnie dobry. Jest i tajemnica i Kościół i kobiety i zmowa milczenia i rozdarcie na poziomie duchowym. Zarzut, że książka jest tendencyjna jest dla mnie mniej więcej na takim poziomie jak żal, że skoro chcemy walczyć o prawa kobiet, to dlaczego nie zajmujemy się głodem na świecie. Reporter zawsze pisze z jakiegoś punktu widzenia, a wszystkie bohaterki są, bądź też były, osobami głęboko wierzącymi. Moje rozczarowanie wynika z jakiegoś ubóstwa materiału. Marta Abramowicz na samym początku opisuje jak bardzo trudno było jej znaleźć bohaterki i to bardzo ciekawy wstęp. Mam jednak wrażenie, że kiedy już udało jej sie do nich dotrzeć, to... poświęciła im za mało czasu. Te histore są bardzo skrótowe, mało tego, moje najgorsze przypuszczenia potwierdziły sie w momencie, kiedy przekonując do rozmowy jedną z nich mówi "potrzebuję tylko dwóch godzin na spotkanie". Serio? Ciesze sie, że ta książka powstała, przeczytałam ją w ciągu jednego krótkiego wieczora i mam żal, że tak wspaniały temat został potraktowany tak szkicowo. Raczej tydzień a nie dwie godziny. Oczywiście mogę sobie dośpiewywać teraz, że to tylko pokazuje właśnie jak bardzo to jest trudny temat dla byłych zakonnic, że z trudem można z nich cokolwiek wycisnąć. Że to część zjawiska. Ale takie intelektualne uzasadnienie nie zmienia mojego rozczarowania jako czytelnika. Czekam na wydanie drugie znacznie rozszerzone, bo tu na razie mam dobre szkice piórkiem.

Kurczę no. Rzadko mi się to zdarza, ale po prostu spodziewałam się więcej, szczególnie że temat jest wybitnie dobry. Jest i tajemnica i Kościół i kobiety i zmowa milczenia i rozdarcie na poziomie duchowym. Zarzut, że książka jest tendencyjna jest dla mnie mniej więcej na takim poziomie jak żal, że skoro chcemy walczyć o prawa kobiet, to dlaczego nie zajmujemy się głodem na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedna z najlepszych książek z kategorii "o zagładzie". Skondensowana, a jednocześnie z klasą. Z faktograficznego punktu widzenia cenna, bo ciężko o świadectwa członków Sonderkommando.

Jedna z najlepszych książek z kategorii "o zagładzie". Skondensowana, a jednocześnie z klasą. Z faktograficznego punktu widzenia cenna, bo ciężko o świadectwa członków Sonderkommando.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Duże nadzieje, bo teza "problemem nie są ci którzy uznajemy za nienormalnych tylko normalni" brzmi intrygująco i ma pewną tradycję wśród romatyków i surrealistów. Pobieżne kartkowanie wykazało obecność kluczy takich jak "Św. Franciszek z Asyżu", "Arystoteles", "Klaus Kinsky" i "Jurgen Habermass". Niestety okazało się, że klucze nie zostały pogłębione. Wywód jest bardzo popularno-naukowy i właściwie do momentu, kiedy autor nie zaczyna koncentrować się na swojej dziedzinie, tj. psychiatrii, jego tezy są nieznośne. Na przykład oburzenie na polityczną poprawność, albo przypisywanie oskarżycielskiego działania osobom "normalnym", które są nie bardzo sprecyzowanym opresyjnym aparatem, nie pozwalającym innym na "bycie kolorowym ptakiem". Taka refleksja to jest na poziomie odkrycia struktury świata gdzieś w okolicach liceum, co nie oznacza oczywiście że jest nieprawdziwa, ale wolałabym jednak, żeby ktoś kto chce tę tezę udowodnić poparł ją jakimś minimalnym materiałem dowodowym. Chciałam cisnąć w kąt, jednak wciąnął mnie rozdział o systematyce teorii terapeutycznych, który rzeczywiście uważam za wartościowy. Dużym minusem jest też zapał autora, żeby często żartować. Niektórym to się udaje, tutaj raczej idzie to w stronę Oktoberfestu.

Duże nadzieje, bo teza "problemem nie są ci którzy uznajemy za nienormalnych tylko normalni" brzmi intrygująco i ma pewną tradycję wśród romatyków i surrealistów. Pobieżne kartkowanie wykazało obecność kluczy takich jak "Św. Franciszek z Asyżu", "Arystoteles", "Klaus Kinsky" i "Jurgen Habermass". Niestety okazało się, że klucze nie zostały pogłębione. Wywód jest bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie mam do czynienia z tego rodzaju książkami, ale w pociągu nie było co czytać. Nie bardzo interesuje mnie świat wymyślony, szybka akcja i historie - od tego jest kino. No ale przeczytałam i to w jeden wieczór, bo ze zdumieniem bardzo szybko się wciągnęłam. Językowo nie dzieje się tu nic, są za to krągłe piersi, ale to ma być współczesna pozycja akcji połączonej z kulturowymi refleksjami. Zastanawiam się kiedy film. Dziwne, dziwne, a jeszcze zabawniejsza jest ta nota wydawcy :najwybitniejszy debiut ostatnich lat. NO NIE WIEM, ale czyta się szybko i coś tam z tego zostaje, typu opis egzotycznego przyjęcia i lśniące papryki.

Nie mam do czynienia z tego rodzaju książkami, ale w pociągu nie było co czytać. Nie bardzo interesuje mnie świat wymyślony, szybka akcja i historie - od tego jest kino. No ale przeczytałam i to w jeden wieczór, bo ze zdumieniem bardzo szybko się wciągnęłam. Językowo nie dzieje się tu nic, są za to krągłe piersi, ale to ma być współczesna pozycja akcji połączonej z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

No niestety, wielkie rozczarowanie. Oczekiwania miałam spore - raz, że nieznany epizod tuż po wyzwoleniu w postaci szwedzkiej pomocy dla ofiar obozów koncentracyjnych, dwa - i to najważniejsze - próba opisania losów osób, które obóz przeżyły, niejako sprawdzenie w jaki sposób da sie żyć dalej. Właściwie - samograj. Natomiast na poziomie wykonawczym zupełna porażka - nic się w tej książce nie klei. Nawet na poziomie redakcyjnym i, niestety, tłumaczenia (przepraszam bardzo, ale nie ma czegoś takiego jak leukemia, jest białaczka). Dopiero powtórne przeczytanie spisu treści pozwoliło mi zrozumieć podział tych historii (czyli bohaterów do których udało się autorce dotrzeć, do których dotrzeć jej się nie udało, których znalazła za późno). Poza tym takie kwiatki jak "dziewczyny jadły trawę i dzikie kwiaty. Same też były jak dzikie" mimo, że całość pisana jest w sposób raczej niepoetycki i chłodny. Można przy odrobinie dobrej woli wyłuskać tu kilka spójnych i poruszających historii, jak opowieść Zdenki Fantlovej, ale ich siła tkwi właśnie w dłuższej narracji, a nie poszarpanych wg nie bardzo wiadomo jakiego klucza fragmentów ankiety będącej punktem wyjścia dla całej książki i kawałków życiorysów. Pozostałam w poczuciu, że wolę chyba historie obozowe pisane przez pryzmat jednej postaci, ale to poczucie bierze się raczej z braku spójności w przestawianych historiach.

No niestety, wielkie rozczarowanie. Oczekiwania miałam spore - raz, że nieznany epizod tuż po wyzwoleniu w postaci szwedzkiej pomocy dla ofiar obozów koncentracyjnych, dwa - i to najważniejsze - próba opisania losów osób, które obóz przeżyły, niejako sprawdzenie w jaki sposób da sie żyć dalej. Właściwie - samograj. Natomiast na poziomie wykonawczym zupełna porażka - nic się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mam mieszane uczucia. Z jednej strony ocenianie lektur pisanych w nocy dlatego, że wspomnienia nie pozwalają zasnąć to zajęcie etycznie wątpliwe. Z drugiej zaś w książce Półtawskiej było sporo takich elementów, które bardzo mi przeszkadzały. Pisanie "baby" przez pierwsze pół książki o współwięźniarkach, pełna żalu pointa książki podszyta niechęcią w stosunku do Żydów, jednoznaczny obraz dziewczyny którą Półtawska chroniła, silne stawanie w opozycji do prostytutek, tych strasznych kobiet, Cyganek...coś mi tu nie gra. Traktuję to oczywiście jako kolejną, inną relację, ważną, bo opisującą eksperymenty medyczne w Ravensbruck. To szkoła przetrwania i rozumiem, że autorce potrzebne było to poczucie, że to Polki były takie wyjątkowe w tym obozie, drużyna, zresztą są tu takie elementy, w które aż trudno mi było uwierzyć kiedy je czytałam, dające świadectwo solidarności z obozem. Ale podkreślanie na każdym kroku, że oświęcimianki to były takie zdziczałe, bo rzucły się na jedzenie, jednoznaczne obrzydzenie w stosunku do miłości lesbijskiej i chronienie tej niewinnej Krysi, żeby tylko tego nie zobaczyła... to były takie rzeczy w opisie, które przełykałam z trudem. Wszystkie wspomnienia z obozów są wstrząsające, czytamy je po to, żeby zrozumieć. Ale nie wszyscy narratorzy mam wrażenie muszą być naszymi mentalnymi braćmi i siostrami, a niektórzy - i z tym zostałam - mogą też budzić niechęć.

Mam mieszane uczucia. Z jednej strony ocenianie lektur pisanych w nocy dlatego, że wspomnienia nie pozwalają zasnąć to zajęcie etycznie wątpliwe. Z drugiej zaś w książce Półtawskiej było sporo takich elementów, które bardzo mi przeszkadzały. Pisanie "baby" przez pierwsze pół książki o współwięźniarkach, pełna żalu pointa książki podszyta niechęcią w stosunku do Żydów,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ciekawa rzecz, miałam tę książkę na półce od 7 lat. Najpierw przeczytałam opis z obwoluty i pomyślałam, że co mnie interesuje jakaś rodzina Agaty Tuszyńskiej. Potem dużo słyszałam o samej autorce i były to wszystko opinie niepochlebne, że pretensjonalna i że język taki egzaltowany. I co za zaskoczenie. Nie mogłam przestać i do tej pory to książka, która dostarczyła mi najwięcej insightu w dzieje Polski najnowszej. Pozwoliła mi też uważnie przyjrzeć się temu nieistniejącemu polskiemu antysemityzmowi, ale nie nachalnie, przez przypomnienie marca 68, którego sama nie przeżyłam, przez jasne opisanie lęku właśnie. Podoba mi się tu wszystko - narracja, która właśnie jest bardzo ostrożna, kompletnie pozbawiona ocen, chwilami zaskakująca, czyli starająca się na przykład zrozumieć postępowanie entuzjastów komunizmu w latach 50-tych, pewne wychłodzenie emocji, język, konstrukcja. To moim zdaniem o wiele lepiej napisana książka niż "W ogrodzie pamięci", czytałam je akurat po sobie i przeskok był dla mnie językowo i stylistycznie bolesny.

Ciekawa rzecz, miałam tę książkę na półce od 7 lat. Najpierw przeczytałam opis z obwoluty i pomyślałam, że co mnie interesuje jakaś rodzina Agaty Tuszyńskiej. Potem dużo słyszałam o samej autorce i były to wszystko opinie niepochlebne, że pretensjonalna i że język taki egzaltowany. I co za zaskoczenie. Nie mogłam przestać i do tej pory to książka, która dostarczyła mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mistrz.

Mistrz.

Pokaż mimo to