Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

"Wszystko przez ten Nowy Jork" to debiutancka powieść młodej autorki Cassandry Rocca. To kolejna książka ze świątecznym klimatem w tle, wprost idealna na długie zimowe wieczory. Pozwoli wczuć się w urzekającą barwę Bożego Narodzenia i nieco zwolnić, odetchnąć...
W końcu ten czas nie powinien być dla nas powodem do stresu, nerwów, smutku, pośpiechu. Święta mają dostarczać nam wiele radości, rodzinnego ciepła, życzliwości i pogodnej atmosfery. Ta lektura przeniesie nas do tętniącego życiem Nowego Jorku i pozwoli uwierzyć w magię nadchodzących świąt.

Clover O'Brian to dziewczyna o ognistym temperamencie i nie mniej ognistym kolorze włosów. Niesamowita gaduła, która mówi wszystko, co jej ślina na język przyniesie. Łatwo traci równowagę, jest chaotyczna oraz wiecznie zabiegana. W głębi duszy niepoprawna romantyczka, która szuka prawdziwej miłości. To również zagorzała fanka świąt i ich magicznej aury. Jej dom jest zawsze pełen świątecznych dekoracji, których z roku na rok przybywa coraz więcej. Dwudziestoośmiolatka pracuje jako personal shopper. Jest genialna w wybieraniu prezentów. Jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się, aby ktoś poczuł się zawiedziony. Upominek zawsze trafia w dziesiątkę, dostarczając mnóstwo radości i uśmiechu na twarzach obdarowanych osób.

Wszakże życie młodej kobiety nie jest usłane różami. Rodzina jej nie wspiera. Matka nie potrafi jej zrozumieć, ciągle ją krytykuje i wytyka wszystkie, choćby najmniejsze błędy. Nie docenia córki, nie zauważa jej sukcesów. Brat całkiem ją ignoruje, mają ze sobą słaby kontakt. Nawet najbliższe osoby są dla niej tak naprawdę obce. Zupełnie jej nie znają, nie wiedzą, co lubi, czym się interesuje. Święta Clover jest zmuszona spędzać samotnie w zaciszu własnego mieszkania. Jej przyjaciele nie raz zapraszali ją do siebie, jednak dziewczyna odmawiała.

Tuż przed Bożym Narodzenie do sąsiedniej willi wprowadza się sławny aktor Cade Harrison - marzenie kobiet w całej Ameryce. Jego burzliwe rozstanie z dziewczyną, nagłośnione przez media, zmusiło go do chwilowego opuszczenia Los Angeles. Mężczyzna szybko poznaje swoją nową sąsiadkę. Nie da się ukryć, że jej złośliwe zachowanie często działa mu na nerwy. Jednak w tej rudowłosej paniusi jest coś, co go niezmiernie intryguje...

"Wszystko przez ten Nowy Jork" to lekka, przyjemna powieść, której przeczytanie zajęło mi zaledwie kilka godzin. Akcja szybko się rozwija, jest dynamiczna. Fabuła jest prosta, nieskomplikowana. Można jej zarzucić przewidywalność, choć jest to dość powszechna cecha książek tego gatunku. Nic nas tutaj nie zaskoczy. Wiele z tego już było, ale nie zmienia to faktu, że całość czyta się bardzo miło. Jeśli szukacie czegoś nowego, co was głęboko zaskoczy i wstrząśnie waszym wewnętrznym światem, to ta pozycja nie będzie najlepszym wyborem. Jednak, jeśli potrzebujecie chwili wytchnienia, relaksu, chcecie poczuć świąteczną atmosferę i otulić się białym puchem nowojorskiego śniegu - powieść będzie idealna.


http://meandrymoichmysli.blogspot.com/

"Wszystko przez ten Nowy Jork" to debiutancka powieść młodej autorki Cassandry Rocca. To kolejna książka ze świątecznym klimatem w tle, wprost idealna na długie zimowe wieczory. Pozwoli wczuć się w urzekającą barwę Bożego Narodzenia i nieco zwolnić, odetchnąć...
W końcu ten czas nie powinien być dla nas powodem do stresu, nerwów, smutku, pośpiechu. Święta mają dostarczać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ira to mężczyzna w sędziwym wieku. Już dawno powinien przestać jeździć samochodem, biorąc pod uwagę jego stan zdrowia i coraz słabszą sprawność za kierownicą. Jednak nikt nie jest w stanie odwieść go od jego zawziętych przekonań. Kiedy w mroźny, zimowy dzień traci panowanie nad samochodem, który zbacza z drogi i stacza się po oblodzonej skarpie, jest załamany. Mijają godziny. Auto przysypują kolejne warstwy śniegu, a Ira z każdą chwilą traci nadzieję, że wyjdzie z tego cało. Jest ranny i osłabiony. Zaczyna doskwierać mu pragnienie, które w żaden sposób nie jest w stanie ugasić. Staruszek, pogodzony ze swoim losem, ze spokojem oczekuje na śmierć. Wszystko psuje mu jego żona Ruth, która dziwnym sposobem pojawia się na miejscu pasażera obok. Kobieta umarła kilka lat temu, siejąc w sercu męża pustkę i głębokie poczucie straty, nad którym do tej pory mężczyzna nie może zapanować. Ira przypomina sobie ich wspólnie spędzone chwile. Wraca myślą do czasów, kiedy pierwszy raz się spotkali. Miłość dodaje mu sił i wiary w przetrwanie. Jednak ile dni można przeżyć uwięzionym w samochodzie bez jedzenia i picia, w dodatku podczas śnieżycy?

Sophia to studentka historii sztuki. Marzy jej się praca w muzeum, najlepiej w jakimś dużym mieście. Dziewczyna nie prowadzi bujnego życia towarzyskiego jak inni studenci. Niedawno zerwała z chłopakiem, który nie może zrozumieć jej decyzji i uparcie usiłuje odzyskać jej względy. Sophia próbuje go unikać, jednak te próby są bezskuteczne. Studentka spotyka Luke'a - młodego ujeżdżacza byków, który szybko zyskuje jej sympatię. Jednak różni ich wszystko. Ona ma zamiar wyjechać, on nie porzuci swojej pasji i nie zostawi rancza... Czy nowo zawarta znajomość ma szansę się rozwinąć?

Czy dwie historie miłosne osadzone w zupełnie innych realiach mogą być do siebie podobne? Co się stanie, jeśli w pewnym momencie ich drogi się ze sobą skrzyżują?

"Najdłuższa podróż" to już moja czwarta z kolei książka twórczości Nicholasa Sparksa. Tym razem autor zabiera nas na spotkanie z historią Iry i Ruth oraz Sophii i Luke'a. Narratorem powieści jest 90-letni Ira, który uwięziony w swym samochodzie, wspomina swoje życie wypełnione miłością do żony. Jego opowieść przeplata się z drugą, odrębną historią, co wnosi wiele świeżości do fabuły i ożywia akcję powieści. Książka bawi i wzrusza, jednak dawka humoru jest odpowiednio wyważona i równoważy się z chwilami melancholii. Jak każde dzieło Sparksa, również "Najdłuższa podróż" niesie za sobą przesłanie, które zakorzenia się w sercu czytelnika.

"Najdłuższa podróż" to świetna książka i nie pozostaje mi nic innego, jak polecić ją Wam z uśmiechem na ustach :)


http://meandrymoichmysli.blogspot.com/

Ira to mężczyzna w sędziwym wieku. Już dawno powinien przestać jeździć samochodem, biorąc pod uwagę jego stan zdrowia i coraz słabszą sprawność za kierownicą. Jednak nikt nie jest w stanie odwieść go od jego zawziętych przekonań. Kiedy w mroźny, zimowy dzień traci panowanie nad samochodem, który zbacza z drogi i stacza się po oblodzonej skarpie, jest załamany. Mijają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zachęcona wieloma dobrymi słowami i ja postanowiłam sięgnąć po twórczość Reginy Brett.

"Bóg nigdy nie mruga" to zbiór pięćdziesięciu lekcji, jak pisze na okładce, na trudniejsze chwile w życiu. To pierwsza książka autorki, napisana prosto z serca, o każdym i dla każdego. Pani Brett stara się w niej przekazać cenne wskazówki, inspiracje, sentencje i rady, które pochodzą od niej samej. Zainspirowana przeżyciami innych ludzi - zarówno znajomych, jak i zupełnie obcych osób oraz własnymi przemyśleniami, zamknęła je wszystkie w pięćdziesięciu lekcjach.

Zacznę od zewnętrznego wyglądu "Bóg nigdy nie mruga". Uwielbiam książki z twardą oprawą. Lepiej leżą w dłoni, są bardziej wytrzymałe i tak jakoś dostojniej prezentują się na mojej półce. Piękny niebieski kolor okładki z minimalistycznym zdobieniem nadaje książce specyficznego uroku i tym samym zachęca do jej przeczytania. Niby nie powinno oceniać się książki po okładce, ale i tak większość ludzi tak robi, łącznie ze mną. Lubię łączyć przyjemne z pożytecznym, więc najpierw sięgam po te pozycje, gdzie zarówno ich treść, jak i szata graficzna są ucztą dla moich oczu.

Kiedy już zaczęłam czytać, książka mnie pochłonęła. Nie spodziewałam się aż takiej otwartości i ogromnej szczerości ze strony autorki. Każda lekcja skłania do przemyśleń, a tym samym nie ma w sobie ani grama sztuczności. Kartki przepełnione są optymizmem i wiarą w lepsze jutro. Jedne lekcje spodobały mi się bardziej, inne trochę mniej, ale ze wszystkich wyniosłam coś nowego. Na pewno każdy znajdzie w nich coś dla siebie. Choćby taką jedną, osobistą lekcję, skierowaną tylko do niego. Książka ma to do siebie, że nie trzeba jej czytać od początku. Można zacząć od końca albo od środka. Po prostu wybierz lekcję, która najbardziej Ci się spodobała, przyciągnęła Twój wzrok i zacznij czytać.

"To wybór, a nie przypadek, decyduje o twoim przeznaczeniu. Sam musisz zdecydować, ile jesteś wart, jaką odgrywasz rolę w świecie i w jaki sposób nadajesz mu sens. Nikt inny nie dysponuje tym, co ty - twoim zestawem talentów, pomysłów, zainteresowań. Jesteś oryginalnym egzemplarzem. Arcydziełem."

Warto mieć tę pozycję w swojej biblioteczce, w zasięgu ręki. Wtedy w dowolnej chwili można do niej wrócić, przypomnieć sobie cenne rady, a gdy dopadnie nas chandra, wyjść z kłopotów z podniesionym czołem i iść dalej. W końcu tylko my sami "Jesteśmy menadżerami własnej radości".

Polecam tę książkę wszystkim. Doskonała na poprawę nastroju, kiedy jesteśmy w dołku, jak i na codzienny, zwykły dzień.

"Życie naprawdę jest dobre.
Podaj dalej."


http://meandrymoichmysli.blogspot.com/

Zachęcona wieloma dobrymi słowami i ja postanowiłam sięgnąć po twórczość Reginy Brett.

"Bóg nigdy nie mruga" to zbiór pięćdziesięciu lekcji, jak pisze na okładce, na trudniejsze chwile w życiu. To pierwsza książka autorki, napisana prosto z serca, o każdym i dla każdego. Pani Brett stara się w niej przekazać cenne wskazówki, inspiracje, sentencje i rady, które pochodzą od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Paryż. Miasto miłości. Miasto sztuki. Miasto światła. Światowa stolica mody.

Wycieczka po Europie powoli dobiega końca. Londyn - ostatni przystanek kulturalny. Jednak Allyson nie jest specjalnie zachwycona. Ten tydzień okazał się dla niej bardzo męczący. Objazdowa wycieczka po najważniejszych miastach Europy zamiast dostarczyć niezapomnianych wrażeń, tylko ją wyczerpała. Ciągle w biegu i stale w drodze. Wiele razy dziewczyna oglądała zabytki zza szyby autokaru.

Kiedy przypadkiem poznaje młodego aktora, podejmuje decyzję, która w normalnych okolicznościach nawet nie przeszłaby jej przez gardło. Kiedy przystojny nieznajomy proponuje jej jednodniowy wypad do Paryża - dziewczyna zgadza się, czym wprowadza w osłupienie nie tylko swoją najlepszą przyjaciółkę, ale również siebie. Dotychczasowe życie jak w zegarku zostaje zburzone przez zupełnie obcą osobę, poznaną kilka godzin wcześniej. Zadziwiające! Allyson przybiera nową rolę. W Paryżu nie jest już turystką, zwykłą dziewczyną z Ameryki. Jest Lulu. Z cichej, rzetelnej uczennicy i porządnej dziewczyny z zasadami zmienia się w pewną siebie, beztroską, tryskającą radością, a czasem nawet szaloną - Lulu.

"[...] pomógł mi zrozumieć, że najważniejsze jest nie to, aby być, ale to, w jaki sposób być."

Chłopak pokazuje jej miasto - nie tylko to, które można zobaczyć w filmach, na zdjęciach w kolorowych magazynach czy pocztówkach. Pokazuje jej Paryż - na wskroś inny, magiczny. Pokazuje jej ludzi zajętych własnymi sprawami, zgiełk ulic, codzienne życie. Pokazuje jej samego siebie...

"Pokazał mi, jak się zgubić, a potem ja sama, pokazałam sobie, jak siebie odnaleźć."

Wraz z upływem kolejnych godzin dziewczyna czuje, że coraz bardziej się w nim zakochuje. Jest szczęśliwa, można powiedzieć, że żyje chwilą, ale w jej głowie co jakiś czas zapala się czerwona lampka...

Książka podzielona jest na dwie części i wbrew pozorom, które nasuwa nam tytuł, akcja nie dzieje się w przeciągu jednego dnia. W pierwszej części autorka opisuje czołowy punkt historii, czyli tytułowy jeden dzień spędzony w Paryżu, potem to już dalsze życie głównej bohaterki, które pod wpływem spontanicznej podróży znacznie się zmienia.

Autorka skupia się głównie na uczuciach bohaterów i ich przemianie wewnętrznej. W lekki, prosty sposób przedstawia czytelnikowi historię Allyson i Willema. Całość jest spójna i plastyczna, a akcja szybko się rozwija. "Ten jeden dzień" różni się od wcześniejszych książek Forman i może dlatego bardziej przypadł mi do gustu.


Czasami jeden dzień może odmienić nasze życie. Czasami jedna osoba może to zrobić - sprawić, że otworzymy się na ludzi, a przede wszystkim na samych siebie. Czasami przeżyjemy lata, a nic nie popchnie nas do tego.

"Jeżeli czas jest płynny to jeden dzień może trwać wiecznie."


http://meandrymoichmysli.blogspot.com/

Paryż. Miasto miłości. Miasto sztuki. Miasto światła. Światowa stolica mody.

Wycieczka po Europie powoli dobiega końca. Londyn - ostatni przystanek kulturalny. Jednak Allyson nie jest specjalnie zachwycona. Ten tydzień okazał się dla niej bardzo męczący. Objazdowa wycieczka po najważniejszych miastach Europy zamiast dostarczyć niezapomnianych wrażeń, tylko ją wyczerpała....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Szybko i łatwo się czyta. Lekki język, prosta, nieskomplikowana fabuła - czasami przewidywalna. To książka, którą czyta się z leniwym uśmiechem na ustach. Wątki, jak dla mnie, słabo rozwinięte. Książka mogłaby być dłuższa, ale co kto lubi. Nie jest źle. Jak większość młodzieżówek, "Perfekcjonistka" relaksuje, nie męczy zawiłością, odrywa od świata zewnętrznego i wciąga czytelnika w akcję powieści. Inne książki autorki bardziej mi się podobały, ale czytałam je kilka lat temu, więc i mój gust trochę uległ zmianie. Reasumując, to lektura na jeden raz. Łatwa, przyjemna i odprężająca, jednak bez zbędnych oczekiwań. Dla niewymagających, szukających luźnej, nieskomplikowanej fabuły będzie świetną odskocznią.

Szybko i łatwo się czyta. Lekki język, prosta, nieskomplikowana fabuła - czasami przewidywalna. To książka, którą czyta się z leniwym uśmiechem na ustach. Wątki, jak dla mnie, słabo rozwinięte. Książka mogłaby być dłuższa, ale co kto lubi. Nie jest źle. Jak większość młodzieżówek, "Perfekcjonistka" relaksuje, nie męczy zawiłością, odrywa od świata zewnętrznego i wciąga...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Prawdziwa miłość oznacza, że zależy ci na szczęściu drugiego człowieka bardziej niż na własnym, bez względu na to, przed jak bolesnymi wyborami stajesz."

John Tyree to 23-latek wychowywany bez matki, mieszkający w cichym miasteczku w Karolinie Północnej - Wilmington wraz z ojcem. Niegdyś buntownik, miejscowy chuligan... Teraz? Zupełnie inna osoba.

Rok 2000. John chcąc zmienić coś w swoim życiu zaciąga się do wojska. Jego decyzja jest spontaniczna. Chłopak nie ma dalszych planów na przyszłość, jego relacje z ojcem są napięte, bowiem w żaden sposób nie mogą dojść do porozumienia, a dawni znajomi gdzieś się ulotnili. Krótko mówiąc, nic go tutaj nie trzyma. Służba w armii lądowej odmienia go, wykształca pozytywne cechy. Z biegiem lat chłopak dojrzewa i zaczyna mężnieć. Podczas letniej przepustki wraca w rodzinne strony. Wówczas w dość nietypowych okolicznościach poznaje piękną Savannah Curtis. Torebka dziewczyny wpada do wody i ginie w głębinach. Tutaj nasz bohater ma szansę wykazać się swoją odwagą i tak też się staje :) Targniony nagłym impulsem postanawia pomóc i wyławia torebkę, czym dużo zyskuje w oczach Savannah. Młodzi lepiej się poznają, okazuje się, że dziewczyna jest wolontariuszką i wraz z grupką przyjaciół przyjechała budować w okolicy domy dla ubogich. Z początku krótki, nic nie znaczący romans przeradza się w coś o wiele głębszego, czego obydwoje nie planowali. Są świadomi, że takie związki jak ich, mają małą szansę na przetrwanie. John jest żołnierzem i musi wiernie sprawować swoją służbę, toteż kiedy przepustka się skończy, jest zobowiązany wrócić.
Po dwóch wspólnie spędzonych tygodniach rozstają się pełni zmartwień i obaw, ale z gorącym postanowieniem utrzymania kontaktu.

Książki Sparksa mają wzruszać, zaskakiwać, a swą fabułą chwytać za serce. W tej pozycji mi tego zabrakło. Nie wciągnęłam się w opowiadaną historię, jak przy poprzednich powieściach. Nietypowy początek książki z góry zakomunikował zakończenie i choć kilka lat wcześniej oglądałam film i znałam ogólny zarys historii, to właśnie przez ten, jak dla mnie, feralny początek książka nie była już taka ciekawa i wciągająca. Również długie opisy, czasami zbędne, nużyły mnie podczas czytania. Sama historia Johna i Savannah jest smutna i opowiada, jakie jest prawdziwe życie - nie zawsze usłane różami. Książka ma swoje plusy i minusy. Nie jest zła, ale też nie idealna. Można poczytać w nudne wakacyjne wieczory lub w podróży :)


http://meandrymoichmysli.blogspot.com/

"Prawdziwa miłość oznacza, że zależy ci na szczęściu drugiego człowieka bardziej niż na własnym, bez względu na to, przed jak bolesnymi wyborami stajesz."

John Tyree to 23-latek wychowywany bez matki, mieszkający w cichym miasteczku w Karolinie Północnej - Wilmington wraz z ojcem. Niegdyś buntownik, miejscowy chuligan... Teraz? Zupełnie inna osoba.

Rok 2000. John chcąc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Czy to możliwe, żeby dwoje ludzi przeznaczonych sobie, przez wiele lat nie dopuszczało do siebie tej myśli? Starało się tłumić swoje prawdziwe uczucia? Okłamywać samych siebie? Żyć razem, ale jakby oddzielnie?

Rosie Dunne i Alex Stewart są przyjaciółmi od wczesnych lat dzieciństwa. Wspólnie spędzają czas, planują swoją przyszłość, chodzą na imprezy, piją, wpadają w tarapaty, a potem próbują się z nich wyciągnąć. Razem przeżywają zarówno te radosne jak i te smutne chwile. Każdy, kto zna tą dwójkę, wie, że są nierozłączni. Jednak pewnego dnia życie postanawia splatać im figla. Rodzice Alexa wyjeżdżają do Ameryki i zabierają ze sobą chłopca. Alex wyjeżdża - przekonany, że niedługo Rosie do niego dołączy. On ma studiować medycynę na Harvardzie, ona hotelarstwo w Bostonie. Ale i tym razem los nie okazuje się dla nich zbyt łaskawy...

"Życie jest zabawne, prawda? Kiedy już myślisz, że wszystko sobie poukładałeś, kiedy zaczynasz snuć plany i cieszyć się tym, że nareszcie wiesz, w którym kierunku zmierzasz, ścieżki stają się kręte, drogowskazy znikają, wiatr zaczyna wiać we wszystkie strony świata, północ staje się południem, wschód zachodem i kompletnie się gubisz. Tak łatwo jest się zgubić."

"Love, Rosie", wcześniej znana jako "Na końcu tęczy", jest zupełnie inna od dotychczas czytanych przeze mnie powieści. Na jej treść składają się listy, e-maile, wydruki smsów, rozmów z czatu i innych pism. Na początku nie mogłam się do tego przyzwyczaić i wciągnąć w akcję powieści, ale wraz z kolejnymi kartkami czytało mi się coraz lepiej.

Historia Rosie i Alexa jest pięknym przykładem prawdziwej przyjaźni i miłości, która przetrwa najgorsze próby. Przypomina, że po burzy zawsze wychodzi słońce, a wszystkie przeszkody, które każdego kolejnego dnia życie rzuca nam pod nogi, powinniśmy pokonywać z podniesionym czołem.

"Wszyscy musimy mieć jakieś marzenia. I nadzieję, że możemy osiągnąć coś więcej, niż mamy."

Muszę przyznać, że podczas czytania wiele razy chciałam rzucić książkę w kąt i już do niej nie wracać. Przez tyle lat główni bohaterowie mijali się ze sobą, a los nie szczędził im kłopotów. Rosie swym zachowaniem i wyborami często doprowadzała mnie do szału, a ja mogłam się tylko temu bezsilnie przyglądać. Wydaję mi się, że autorka za bardzo skomplikowała losy Rosie i Alexa, już i tak bardzo skomplikowane. Kilka rzeczy mogło zostać pominiętych. Nie chcę spoilerować, więc nie będę dokładnie przytaczać, jakich.

"Love, Rosie" posiada wiele wartości i jak najbardziej jest godna polecenia. Historię Rosie i Alexa napisało samo życie, a kto wie? Może także wśród nas znajdują się osoby podobne do tej dwójki, a ta powieść pomoże uniknąć im podobnych błędów w przyszłości? :)

"Pokrewne dusze zawsze potrafią znaleźć do siebie drogę."


http://meandrymoichmysli.blogspot.com/

Czy to możliwe, żeby dwoje ludzi przeznaczonych sobie, przez wiele lat nie dopuszczało do siebie tej myśli? Starało się tłumić swoje prawdziwe uczucia? Okłamywać samych siebie? Żyć razem, ale jakby oddzielnie?

Rosie Dunne i Alex Stewart są przyjaciółmi od wczesnych lat dzieciństwa. Wspólnie spędzają czas, planują swoją przyszłość, chodzą na imprezy, piją, wpadają w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Siedemnastoletnia Penryn żyje w świecie Po. W świecie, gdzie Ziemię opanowały zastępy aniołów. Zstąpiły na Ziemie by zabijać i nie cofną się przed swym powołaniem. To już nie te same boskie istoty, które miały stać wiernie przy naszym boku, chroniąc nas przed najgorszym. Takich jeszcze ich sobie nie wyobrażaliśmy. Istoty wydobyte z najgłębszych czeluści ludzkich lęków o niezwykłej sile i okrutnej bezwzględności, które za wszelką cenę dążą, aby osiągnąć zamierzony cel. Świat ogarnął mrok, miasta zostały zrównane z ziemią, a o elektryczności i świeżym jedzeniu można tylko pomarzyć.

Penryn została wystawiona na ciężką próbę. Dawniej nie śniłaby nawet o okolicznościach, które ją spotkały, teraz musi pokonać własne słabości i zmierzyć się z nieuniknionym. Ze wszystkich sił stara się chronić swoją młodszą, niepełnosprawną siostrzyczkę Paige i chorą na schizofrenię matkę, która już wiele razy przysporzyła jej kłopotów swoim nieprzewidywalnym zachowaniem.

Pewnego razu jest świadkiem makabrycznej sceny. Kilka aniołów walczy ze sobą. Pokonany nieszczęśnik zostaje pozbawiony skrzydeł i powoli opada z sił. Kryjówka, z której dziewczyna obserwowała całe zajście, zostaje odkryta. Anioły porywają przerażoną Paige. Penryn jest zdruzgotana, jednak nie zamierza się tak łatwo poddać. Zabiera ze sobą rannego anioła i przetrzymuje jako zakładnika, chcąc wyciągnąć z niego jakieś informacje.
Czy Penryn uda się uratować młodszą siostrę z rąk oprawców? Czy jest jeszcze nadzieja dla ludzkości na odzyskanie tego, co im zabrano? A może nastąpił już koniec i świat pochłonie niewyobrażalna pustka?

Akcja "Angelfall" biegnie na łeb na szyję. Kiedy zaczęłam czytać, to już nie mogłam skończyć i pochłonęłam książkę w zaledwie kilka godzin. Autorka umiejętnie buduje napięcie przez całą książkę, nie pozwala czytelnikowi choćby na chwilę oderwać się od opowiadanej przez nią historii. Emocje są coraz silniejsze z kolejnymi kartami powieści, aby na koniec osiągnąć pełne spektrum, tym samym powalając czytelnika na łopatki. Postaci w książce mają charakterek. Nie są bezbarwne i sztuczne, jak to często bywa. Dobrze wiedzą czego chcą i dążą do tego. Wątek miłosny nie jest głównym elementem historii, choć stanowi jej nieoderwalną cząstkę. Nie irytuje swą słodkością i infantylnością, wręcz przeciwnie. Wszystko zostało doskonale dopracowane. Książka napisana jest lekkim, zrozumiałym językiem w narracji pierwszoosobowej, a opis jest spójny i nie ma w nim nieścisłości.

"Angelfall" bardzo mi się spodobało i bez wahania zaliczam go do grona ulubionych. Miłośnicy fantastyki i powieści o aniołach nie będą zawiedzeni, także polecam - czytajcie :)


http://meandrymoichmysli.blogspot.com/

Siedemnastoletnia Penryn żyje w świecie Po. W świecie, gdzie Ziemię opanowały zastępy aniołów. Zstąpiły na Ziemie by zabijać i nie cofną się przed swym powołaniem. To już nie te same boskie istoty, które miały stać wiernie przy naszym boku, chroniąc nas przed najgorszym. Takich jeszcze ich sobie nie wyobrażaliśmy. Istoty wydobyte z najgłębszych czeluści ludzkich lęków o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Stare, pożółkłe fotografie potrafią zaskoczyć, ale też zaciekawić, przywołać wspomnienia. Często mają w sobie coś niezwykłego, co kusi, aby bardziej zgłębić się w ich historię. Niejednokrotnie podczas takiej wnikliwej analizy po plecach przejdzie dreszcz - czasami ekscytacji, czasami strachu...

"Osobliwy dom pani Peregrine" to powieść, której istotą są właśnie ekscentryczne fotografie. To na ich podstawie powstał tekst pisany - nie odwrotnie.

W dzieciństwie Jacoba fascynowały baśniowe historie, które z wielką pasją opowiadał mu dziadek. Potwory, głucholce i niezwykłe dzieci z walijskiego sierocińca ożywały w ustach staruszka. Swe opowieści uzupełniał w zdjęcia osobliwych dzieci - starannie przechowywane w starym pudełku po cygarach. Mały Jacob do tego stopnia uwielbiał rozmowy o tajemniczej walijskiej wyspie, że postanowił zostać odkrywcą. Jednak dziecięce plany przemijają, a wraz z dorastaniem człowiek traci wiarę i nabiera sceptycyzmu do tego typu historii.

Kiedy pewnego dnia dziadek umiera w niewyjaśnionych okolicznościach, a opowiadane przez niego legendy nabierają realnych kształtów, Jacob postanawia poznać jego niekoniecznie spokojną przeszłość i wyrusza na wyspę. Dzień 3 września 1940 roku, tak często wspominany przez dziadka, choć wciąż ten sam, jest już inny...

"Osobliwy dom pani Peregrine" trzyma czytelnika w napięciu do ostatnich kartek. Jak wcześniej wspomniałam, zdjęcia odgrywają tu niebywałą rolę. Mają niezwykły, enigmatyczny klimat, przez co nie można oderwać od nich wzroku. Postaci na nich przedstawione zdają się przeszywać na wylot swego odbiorcę, docierając tym samym do najgłębiej skrywanych zakamarków jego duszy. Fotografie zamieszczone w książce pochodzą z autentycznych kolekcji, co dodatkowo wpływa na taki, a nie inny odbiór. Generalnie, wydanie jest bardzo przyjemne dla oka :) Twarda okładka utrzymana w ciemnych tonacjach - podobnie jak zdjęcia, ozdobne kartki oddzielające kolejne rozdziały czy ręcznie pisane listy to mocny plus tejże książki. Jedyne, co mi nie odpowiadało, to mało rozwinięty wątek II wojny światowej. Jeśli w książce zostaje poruszony jakiś temat, to pasowałoby go trochę urozmaicić. To samo tyczy się bohaterów. Rodzice Jacoba są słabo nakreśleni. Tak naprawdę niewiele się o nich dowiadujemy. Również niektórzy wychowankowie sierocińca zostali słabo przedstawieni.

Polecam zaznajomić się z tą pozycją, szczególnie miłośnikom książek przygodowych czy fantasy. Nie zaliczyłabym książki do thrilleru, jak pisze na odwrocie. Dziwi mnie, dlaczego została przydzielona właśnie do tego gatunku.


http://meandrymoichmysli.blogspot.com/

Stare, pożółkłe fotografie potrafią zaskoczyć, ale też zaciekawić, przywołać wspomnienia. Często mają w sobie coś niezwykłego, co kusi, aby bardziej zgłębić się w ich historię. Niejednokrotnie podczas takiej wnikliwej analizy po plecach przejdzie dreszcz - czasami ekscytacji, czasami strachu...

"Osobliwy dom pani Peregrine" to powieść, której istotą są właśnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Cyrk pojawia się znikąd.
Nie poprzedzają go żadne zapowiedzi, na słupach i tablicach w mieście nie ma plakatów, w gazetach żadnej wzmianki ani reklamy. Cyrk po prostu jest, podczas gdy wczoraj go nie było."

Wiele lat temu czarodziej Prospero i tajemniczy jegomość w szarym garniturze rozpoczęli pojedynek. Ale... nie był to zwykły pojedynek między dwojgiem skłóconych mężczyzn walczących o swe przywileje. Nic podobnego, bowiem walka nie była bezpośrednia. Każdy z mężczyzn wystawiał do rozgrywki swojego własnego zawodnika, którego szkolił, jak najlepiej przygotowując do ostatecznego starcia. Miejscem pojedynku była arena cyrkowa. Nikt tak naprawdę nie znał zasad. Rozgrywka toczyła się własnym torem. Zabronione było jedynie ingerowanie w pole gry przeciwnika.


"Cyrk nocy" Erin Morgenstern to powieść inna niż wszystkie. Albo ją pokochasz, albo znienawidzisz. Nie ma żadnego pomiędzy. To specyficzna powieść, której kartki nasiąknięte magią przeniosą Cię do krainy snów, prosto do wnętrza Le Cirque des Reves. Subtelnie będziesz zagłębiać się w jego historię... Myślisz, że poznałeś już wszystkie sekrety? Niech nie zwiedzie Cię Twoja pewność siebie. Niektóre tajemnice nigdy nie zostaną rozwikłane...


Akcja toczy się u schyłku XIX wieku. Wtedy też poznajemy dwójkę głównych bohaterów: Celię Bowen - córkę słynnego czarodzieja Prospero oraz Marco Alisdair'a - sierotę, przygarniętego przez niejakiego A.H. Para młodych iluzjonistów stanie naprzeciw siebie, aby walczyć na śmierć i życie. Kolejny pojedynek ma swój początek, a wraz z nim do gry wchodzi Le Cirque des Reves.
To właśnie cyrk odgrywa w powieści kluczową rolę. Nie jest tylko tłem wydarzeń, ale również współbohaterem, który rządzi się własnymi prawami. Za dnia stoi majestatyczny, ale jakby uśpiony, jednak w nocy ożywa gwałtownie. Jedni przychodzą do niego tylko raz, zaciekawieni czym zyskał sobie taki rozgłos, inni jeżdżą za cyrkiem wszędzie. Nazywają siebie "śniącymi", a rozpoznać ich można po czarnym bądź szarym ubraniu z pojedynczym akcentem czerwieni.

Morgenstern stworzyła odrębny świat, tak bardzo kontrastujący z dzisiejszymi realiami, obok którego nie da się przejść obojętnie. Pomimo paru wad, książka fantastyczna. Fabuła, choć z lekka nużąca na początku, powoli i skutecznie podbija serce czytelnika. Gdyby nie zakończenie, które pozostawia po sobie pewien niedosyt, moja ocena byłaby wyższa.

Tym, którzy jeszcze nie przeczytali, jak najbardziej polecam. Szczególnie, jeśli lubicie tajemniczy klimat muśnięty nutką magii.


http://meandrymoichmysli.blogspot.com/

"Cyrk pojawia się znikąd.
Nie poprzedzają go żadne zapowiedzi, na słupach i tablicach w mieście nie ma plakatów, w gazetach żadnej wzmianki ani reklamy. Cyrk po prostu jest, podczas gdy wczoraj go nie było."

Wiele lat temu czarodziej Prospero i tajemniczy jegomość w szarym garniturze rozpoczęli pojedynek. Ale... nie był to zwykły pojedynek między dwojgiem skłóconych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jakbyście się czuli, gdyby wasza najbliższa osoba zmarła? Popełniła samobójstwo, a Wy nie moglibyście zrobić nic, żeby ją uratować?

Cody Reynolds to młoda dziewczyna, najlepsza przyjaciółka Meg Garcii. Meg odebrała sobie życie. W jaki sposób? Zażyła truciznę. Ale nie był to impuls. Meg zastanawiała się nad tym już od dawna, miała wszystko skrupulatnie zaplanowane. W jej działaniu nie było miejsca na błędy, potknięcia. Starannie dopracowała każdy szczegół, aby mieć pewność, że na pewno umrze. Przed śmiercią wysłała do swoich bliskich list pożegnalny z czasowym opóźnieniem, a ślady, które po sobie zostawiła, zatuszowała. Jej śmierć była ogromną traumą dla rodziny. Ból, łzy, cierpienie i wszechogarniająca pustka opanowała serca bliskich, którzy nie mogli pojąć - dlaczego? Właśnie - dlaczego? Meg miała kochającą rodzinę, dom, przyjaciółkę, stypendium na prestiżowej uczelni oraz charyzmę i hart ducha wypisane na twarzy. Co sprawiło, że postanowiła popełnić samobójstwo? W czym tkwił błąd?
Cody postanawia się tego dowiedzieć i zrozumieć motyw, który pchnął Meg do tego straszliwego czynu. Być może przyjaciółka nie wyjawiła jej całej prawdy o sobie? A prawdziwa Meg była zupełnie inna, niż ta, którą znała Cody?

Wcześniejsze książki tej autorki o podobnej tematyce, które przeczytałam, nie wywarły na mnie specjalnego wrażenia, toteż i po "Byłam tu" nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego. Jednak było całkiem odwrotnie. Powieść niesie za sobą wartościowe przesłanie. Samobójstwo nie może być tematem tabu. Owszem, to temat, który przeraża, ale trzeba o nim rozmawiać, nie ignorować go. W ten sposób możemy uratować czyjeś życie. Autorka porusza bardzo ważne kwestie, pisze o nich otwarcie, z głębokim przekonaniem. To powieść, która wiele uczy, skłania do przemyśleń. Może nie jest to dzieło z najwyższej półki, ale z pewnością zasługuje na chwilę uwagi.

Jakbyście się czuli, gdyby wasza najbliższa osoba zmarła? Popełniła samobójstwo, a Wy nie moglibyście zrobić nic, żeby ją uratować?

Cody Reynolds to młoda dziewczyna, najlepsza przyjaciółka Meg Garcii. Meg odebrała sobie życie. W jaki sposób? Zażyła truciznę. Ale nie był to impuls. Meg zastanawiała się nad tym już od dawna, miała wszystko skrupulatnie zaplanowane. W jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Trzy metry nad niebem" to pierwsza powieść Federico Moccia. Historia o młodzieńczej miłości i problemach z nią związanych, gdzie mroczne sekrety, różnice społeczne i nieporozumienia rzucają cień na świat włoskiej młodzieży, a życie nie jest już takie łatwe, jak mogło się wydawać.

Kiedy Babi - cicha, spokojna, poukładana dziewczyna, dobra uczennica i wspaniała córka poznaje Stepa - wybuchowego, aroganckiego chuligana skorego do bójek, jest oburzona jego krytycznym zachowaniem i wyraźnie daje mu to do zrozumienia na niemal każdym kroku. Ale zazwyczaj właśnie to, co złe i zakazane, najbardziej nas fascynuje, pociąga. Tak było i w tym przypadku. Wzajemna niechęć stopniowo przeistacza się w silną zażyłość, a między dwójką głównych bohaterów rodzi się miłość. Ale nie jest ona taka bajkowa... Los często rzuca młodym kłody pod nogi. Ciągłe kłopoty, oporne nastawienie mamy Babi do Stepa i kłótnie między zakochanymi wynikające z głęboko zróżnicowanych charakterów nie dają tak łatwo o sobie zapomnieć. Pomimo licznych przeciwności, młodzi walczą o swoje. Step stara się zmienić złe nawyki, kontrolować impulsywne zachowanie. Babi dojrzewa, staje się bardziej konsekwentna, ale też odważna, pewna siebie - przy Stepie żyje pełną piersią. Czy dla pierwszej młodzieńczej miłości warto zaryzykować? Poświęcić się, choćby swoim kosztem?

"Trzy metry nad niebem" wzbudziło we mnie wiele emocji. Zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych (choć pozytywnych było więcej :D). Powieść spodobała mi się, zwłaszcza że bardzo lubię włoskie klimaty. Choć początek był trochę nużący, a wątek Babi i Stepa rozwinął się dopiero od połowy, później było już coraz lepiej. Książka pełna humoru. Zwłaszcza złośliwe docinki pary zakochanych potrafią nieźle rozbawić. Bardzo polubiłam też postać Palliny - wiecznie roztrzepanej, żywiołowej przyjaciółki Babi, ale nad wyraz lojalnej, która nigdy nie zostawia Babi w potrzebie.

"Trzy metry nad niebem" to pierwsza powieść Federico Moccia. Historia o młodzieńczej miłości i problemach z nią związanych, gdzie mroczne sekrety, różnice społeczne i nieporozumienia rzucają cień na świat włoskiej młodzieży, a życie nie jest już takie łatwe, jak mogło się wydawać.

Kiedy Babi - cicha, spokojna, poukładana dziewczyna, dobra uczennica i wspaniała córka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

David Hunter to wybitny antropolog sądowy. Widział już niejedno i niejedno przeżył. Wie o śmierci niemal wszystko, jeśli chodzi o sferę biologiczną. Ale ów wiedza bywa niebezpieczna. Nie ma przed nią ucieczki, a co głęboko zakorzeni się w ludzkiej pamięci, nie zostanie tak łatwo wymazane...

"Nie ma drugich szans, są tylko inne. Jakąkolwiek podejmiesz decyzję, życie zawsze będzie inne niż wtedy, gdybyś podjął inną."

Manham to ciche, ustronne miasteczko, położone z dala od miejskiego gwaru i zgiełku. Nie trudno się dziwić, że właśnie tutaj przybywa doktor Hunter, który szuka ucieczki przed dręczącymi go wspomnieniami. Chcąc zacząć wszystko od nowa, z zupełnie czystym kontem, obejmuje stanowisko miejscowego lekarza. Mieszkańcy z czasem przyzwyczajają się do nowego stanu rzeczy, a doktor stopniowo zjednuje sobie ich przychylność. Jednak nie darzą go całkowitym zaufaniem. W końcu nie przynależy do ich hierarchii, nie jest jednym z nich. Dlatego nawet po kilku latach podchodzą do niego z dużą rezerwą, czasami spoglądając nań z ledwo skrywaną niechęcią.

Kiedy w sielankowy obrazek, jak dotąd spokojnego miasteczka, wdziera się ponure oblicze śmierci, miejscowi zaczynają wpadać w popłoch. Manham staje się miejscem obleganym przez policję i dziennikarzy, jak zawsze szukających sensacji. Dzieci znajdują makabrycznie okaleczone zwłoki... Kolejne ofiary i kolejna śmierć owiana tajemnicą. Nawet najlepszy przyjaciel może okazać się wrogiem, zwyrodniałym mordercą. Już nic nie jest pewne, a zwykłe wyjście na ulicę może okazać się tragiczne w skutkach. Kto jest zabójcą? I jaki w tym wszystkim udział ma doktor Hunter?

"Zło nie zniknie tylko dlatego, że przestaniemy je dostrzegać."

W książce znajdziemy dużo opisów, przede wszystkim naukowych. Widać, że autor wykazał się w tym temacie ogromną starannością. Opisy są jednak dość brutalne i obrzydliwe, dlatego nie polecam jej szczególnie osobom wrażliwym, o słabych nerwach. Niektóre fragmenty mogą wywołać wręcz mdłości. Według mnie, znaczna przewaga "tych" scen zaważyła na ogólnym odbiorze powieści. Momentami brakowało napięcia, a akcja bardzo się ciągła. Jak dla mnie za mało chwil zaskoczenia. Zbyt łatwo domyśliłam się, kto jest mordercą, choć nie zepsuło mi to zakończenia powieści, które było naprawdę dobre i klimatyczne.

Ogólnie, książka średnia. Muszę przyznać, że trochę się zawiodłam. Po tylu dobrych opiniach i obiecującym opisie na okładce, oczekiwałam czegoś więcej.

David Hunter to wybitny antropolog sądowy. Widział już niejedno i niejedno przeżył. Wie o śmierci niemal wszystko, jeśli chodzi o sferę biologiczną. Ale ów wiedza bywa niebezpieczna. Nie ma przed nią ucieczki, a co głęboko zakorzeni się w ludzkiej pamięci, nie zostanie tak łatwo wymazane...

"Nie ma drugich szans, są tylko inne. Jakąkolwiek podejmiesz decyzję, życie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Miasteczko Salem" to moja druga powieść Stephena Kinga, zaraz po debiutanckiej "Carrie".

W pierwszej chwili spodziewałam się historii o czarownicach, w końcu sam tytuł na to wskazywał. Nic bardziej mylnego.

Tytułowe fikcyjne Salem leży w stanie Maine, nieopodal Portland. Kto by się spodziewał, że to małe, niepozorne miasteczko może stać się świadkiem makabrycznych wydarzeń?

Ben Mears to młody pisarz mający w swoim dorobku literackim kilka niezłych powieści. Po latach wraca do Salem, aby zmierzyć się z demonami przeszłości. Zainspirowany mroczną historią miasteczka, zamierza napisać kolejną książkę. Jego początkowym zamiarem było kupno Domu Marstenów, górującego nad Salem, usytuowanego na samotnym, posępnym wzgórzu. Kiedyś rozegrało się tam coś przerażającego. Właściciel rezydencji - Hubie Marsten zastrzelił swoją żonę, a potem sam się powiesił. Dlaczego? Tak naprawdę nikt tego nie wie. Od tej pory dom stoi pusty, przez nikogo nie zamieszkany. Krążą słuchy, że jest nawiedzony, opętany, przesiąknięty złem. Dzieci opowiadają sobie o nim straszne historie. Niektórzy śmiałkowie podjęli się nawet próby zajrzenia do środka...
Jednak krótko po przybyciu Mears'a do Salem dom znajduje swojego nabywcę. Kto mógł być aż na tyle szalony, aby go kupić? I dlaczego wraz z wprowadzeniem się nowych lokatorów w miasteczku zaczyna dochodzić do niewyjaśnionych zjawisk? Giną ludzie i zwierzęta, a znad przeklętego wzgórza niczym jakiś bożek spogląda Dom Marstenów.

Książka podzielona jest na kilka części. Początkowe 100 stron specjalnie nie wciąga, ale potem akcja zaczyna nabierać rozpędu. Błyskotliwy język, wyraźnie zarysowane postacie i talent autora szybko sprawią, że powieść zostanie przeczytana jednym tchem. Niepokojący klimat, napięcie oraz płynny tok akcji będą towarzyszyć nam do samego końca. Jeśli chodzi o same elementy grozy, książka nie wzbudziła we mnie zanadto przerażenia. Widocznie trudno mnie wystraszyć. Mimo to przeczytałam ją z dużym zainteresowaniem i zaliczam ją do tych lepszych przeczytanych przeze mnie pozycji.

"Miasteczko Salem" to moja druga powieść Stephena Kinga, zaraz po debiutanckiej "Carrie".

W pierwszej chwili spodziewałam się historii o czarownicach, w końcu sam tytuł na to wskazywał. Nic bardziej mylnego.

Tytułowe fikcyjne Salem leży w stanie Maine, nieopodal Portland. Kto by się spodziewał, że to małe, niepozorne miasteczko może stać się świadkiem makabrycznych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Gdzie jest głowa Emily Kaye?" to zbiór krótkich opowiadań o morderstwach w sferach wyższych. Jest ich 12. Króciutkie, bo mające po 10-20 stron każda, napisane prostym, zrozumiałym językiem. Niezbyt ciekawe; brak rozbudowanej fabuły, nieprzewidywalnych zwrotów akcji czy tej charakterystycznej nutki niepokoju, zaintrygowania dla książek tego gatunku. Jak dla mnie o wiele za krótkie, przez co żadna z historii nie wykorzystała swojego potencjału. Pomimo, że książka mnie zbytnio nie wciągnęła, czytało się ją szybko, bez zbędnych przerw.
Niezobowiązująca lektura na jeden wieczór.

"Gdzie jest głowa Emily Kaye?" to zbiór krótkich opowiadań o morderstwach w sferach wyższych. Jest ich 12. Króciutkie, bo mające po 10-20 stron każda, napisane prostym, zrozumiałym językiem. Niezbyt ciekawe; brak rozbudowanej fabuły, nieprzewidywalnych zwrotów akcji czy tej charakterystycznej nutki niepokoju, zaintrygowania dla książek tego gatunku. Jak dla mnie o wiele za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Przyszłość nigdy nie jest taka, jakiej się spodziewamy. Właśnie dlatego jest tak cholernie ekscytująca."

Jestem świeżo po przeczytaniu tej powieści i przyznam szczerze, że nie wiem od czego zacząć. Książka była piękna i poruszyła mną dogłębnie, emocje jeszcze nie zdążyły opaść...

Dex i Em. Em i Dex. Tych dwoje spotyka się ze sobą 15 lipca każdego roku.

15 lipca 1988 rok. Dzień po ceremonii zakończenia studiów, początek nowego, dorosłego życia, dzień św. Swithina... Ale to z innego powodu ów dzień jest tym wyjątkowym, nadzwyczajnym, szczególnym dniem w roku. Pamiętna noc 15 lipca 1988 zmieniła życie głównych bohaterów, zbliżyła ich do siebie, łącząc ich wspólne ścieżki życia na przyszłe kilkanaście lat.

"Wszystko, co wydarzy się jutro przeżyliśmy już dziś."

Dexter Mayhew to zupełne przeciwieństwo Emmy Morley. Bogaty i przystojny, zapatrzony w siebie, beztroski, luzacki, czerpiący z życia pełnymi garściami. Często nieodpowiedzialny, jak również irytujący, niemający jasno sprecyzowanych planów na przyszłość. Ona to typ "szarej myszki". Okularnica o rudawych włosach, głęboko wypierająca swą urodę, zakompleksiona. Wieczna idealistka pragnąca zmieniać świat.

Żadne z nich nie przypuszczało, że jeden dzień może tak wiele odmienić.

"Jeden dzień" jest historią, która ukazuje prawdę o życiu. Często jesteśmy zbyt zabiegani, zajęci i nie zauważamy tego, co dzieje się tuż obok nas. Szukamy czegoś daleko, a okazuje się, że mamy to na wyciągnięcie ręki. To zabawne, jak człowiek może przeżyć dziesięć, dwadzieścia lat, a nawet całe życie u boku drugiej osoby, wciąż nadaremno szukając gdzie indziej, nie dostrzegając, co tak naprawdę ma przed sobą.

Książka dająca wiele do myślenia, posiadająca drugie dno. Historia o magii prawdziwej przyjaźni, sile przeznaczenia, problemach, realiach codziennego życia...

Jak najbardziej zachęcam do przeczytania, jak również obejrzenia ekranizacji, która nie mniej jest godna uwagi :)

"-Myślałam, że wreszcie się ciebie pozbyłam.
-To niemożliwe."

"Przyszłość nigdy nie jest taka, jakiej się spodziewamy. Właśnie dlatego jest tak cholernie ekscytująca."

Jestem świeżo po przeczytaniu tej powieści i przyznam szczerze, że nie wiem od czego zacząć. Książka była piękna i poruszyła mną dogłębnie, emocje jeszcze nie zdążyły opaść...

Dex i Em. Em i Dex. Tych dwoje spotyka się ze sobą 15 lipca każdego roku.

15 lipca 1988...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Szybka, wartka akcja, która niezmiennie zadziwia i wprowadza w osłupienie. Emocje aż kipią wraz z kolejnymi kartami powieści."Pocałunek cienia" z pewnością trzyma poziom wcześniejszych części, z tomu na tom robi się coraz ciekawiej :) Zachodzi też zmiana w naszych bohaterach - Rose staje się bardziej dojrzała, działa z rozwagą, choć jej porywczy charakter chwilami daje o sobie znać. Sytuacje, jakie zgotuje im los, zmuszą ich do podjęcia niełatwych decyzji, które zaważą nad przyszłością.

Jest jedna rzecz, która mnie trochę denerwowała, a mianowicie ciągłe przypomnienia wydarzeń, nazw, postaci itp. z poprzednich części. Były one niczym scenki z ostatnich odcinków seriali. Istotnie nikt nie zaczyna serii od środka, więc według mnie było to całkowicie zbędne.

!!!!!UWAGA SPOILER!!!!!
Zakończenie mocno mną wstrząsnęło. Nie mogę zrozumieć uśmiercenia (czyt. zamiany w strzygę) tak ważnego bohatera - Dymitra. I po co ta dramaturgia?

Szybka, wartka akcja, która niezmiennie zadziwia i wprowadza w osłupienie. Emocje aż kipią wraz z kolejnymi kartami powieści."Pocałunek cienia" z pewnością trzyma poziom wcześniejszych części, z tomu na tom robi się coraz ciekawiej :) Zachodzi też zmiana w naszych bohaterach - Rose staje się bardziej dojrzała, działa z rozwagą, choć jej porywczy charakter chwilami daje o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

"Są takie rzeczy, które nigdy nie umrą."

Do przeczytania tej powieści zachęciła mnie obejrzana wcześniej ekranizacja. Tak więc, kiedy tylko nadarzyła się okazja, książka trafiła w moje ręce.

"Intruz" to innowacyjna powieść, zupełnie inna niż "Zmierzch". Można powiedzieć, że została napisana dojrzalszym językiem. Tym razem nie będzie nic o wampirach. Autorka przeniesie nas w zupełnie inny świat. Świat przyszłości, w którym ludzkie ciała opanowały istoty z innych planet. Pasożyty, Robale, Intruzi - tak nazywane są dusze, które wszczepione do ludzkiego mózgu, przejmują całkowitą kontrolę nad człowiekiem - swoim żywicielem. W zupełnie nowej rzeczywistości, gdzie panowanie nad naszymi umysłami i władzę nad światem przejął niewidzialny wróg, nie ma miejsca na ból, cierpienie, nienawiść czy kłamstwa. Dusze są głęboko przekonane, że uratowały świat od ludzkiej obłudy, zapanowały nad jego zniszczeniem i uczyniły go piękniejszym. Jednak na Ziemi żyją jeszcze sporadyczne grupki ludzi. W ciągłym strachu, uciekając przed najgorszym.

Jedną z nich jest Melanie. Zostaję ona schwytana, a w jej ciele zostaje umieszczona dusza o imieniu Wagabunda. Dziewczyna nie ma zamiaru się poddać i walczy, zamknięta we własnym ciele, nie zdolna wykonać najmniejszego ruchu swoimi kończynami. Wagabunda zamieszkiwała już wiele planet, ale na żadnej z nich nie spotkała się z oporem ze strony żywiciela. A tu nagle słyszy głosy w swojej głowie.

"Dusza. To chyba odpowiednie określenie. Niewidzialna siła kierująca ciałem."

Coraz to nowsze wspomnienia Melanie o młodszym bracie Jamie'm oraz ukochanym - Jaredzie sprawiają, że Wagabunda nie potrafi opanować zalewających ją emocji. Wyrusza w daleką i niebezpieczną podróż w poszukiwaniu bliskich. Z czasem Melanie staje się jej powierniczką. Wagabunda zmienia się pod jej wpływem. Doświadcza wielu dotąd nieznanych jej uczuć - prawdziwej miłości, przyjaźni, ale również żarliwej nienawiści, gniewu, złamanego serca. Może nie wszystkie dusze są takie złe, a ludzi nie czeka zagłada?

"Serce i dusza. W moim przypadku były to dwie różne rzeczy. Zbyt długo byłam rozdarta. Nadszedł już czas, by położyć temu kres, by uczynić z tego ciała jedną całą osobę. Nawet jeśli to nie miałam być ja."

Książka mnie zachwyciła. Opowiada ona o ludzkiej sile, poświęceniu, gorliwej walce o przetrwanie. Walce o własne życie. W tych ciężkich warunkach, gdzie nie jest pewne, czy dożyje się jutra, jest jeszcze miejsce na miłość. To potęga głębokiego uczucia daje potrzebną siłę, zapewnia bezpieczeństwo.
Odmienność jest tutaj istotną kwestią. Pomimo ogromnych różnic przyjaźń między człowiekiem a duszą staje się możliwa. Nie powinniśmy pochopnie oceniać drugiej osoby i na starcie być do niej gniewnie nastawionym. Jak sami byśmy się poczuli w jej sytuacji?

"Co by było, gdyby wsadzono cię do ludzkiego ciała i kazano żyć na Ziemi, i okazałoby się, że czujesz się zagubiony wśród własnej rasy? Gdybyś był tak dobrą... osobą, że spróbowałbyś ocalić życie, które zabrałeś, i zwrócić tego człowieka rodzinie, prawie przy tym ginąc? A potem znalazłbyś się wśród obcych, brutalnych istot, które cię nienawidzą, krzywdzą i co jakiś czas próbują zabić? - Głos na chwilę mu się załamał. - A mimo to robiłbyś, co tylko w twojej mocy, żeby tym ludziom pomóc? Nie zasługiwałbyś wtedy na własne życie? Nie należałoby ci się choć tyle?"

"Są takie rzeczy, które nigdy nie umrą."

Do przeczytania tej powieści zachęciła mnie obejrzana wcześniej ekranizacja. Tak więc, kiedy tylko nadarzyła się okazja, książka trafiła w moje ręce.

"Intruz" to innowacyjna powieść, zupełnie inna niż "Zmierzch". Można powiedzieć, że została napisana dojrzalszym językiem. Tym razem nie będzie nic o wampirach. Autorka przeniesie nas...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Z okazji 10 rocznicy wydania "Zmierzchu" autorka zaserwowała nam kolejną jego odsłonę, jednak w dość nietypowy sposób. Nie ma już Belli - na kartach powieści pojawia się Beaufort Swan.
Chyba nikt nie spodziewał się, że Meyer wpadnie na taki pomysł.

Jeśli szukaliście tutaj czegoś nowego, to muszę Was zawieść. "Życie i śmierć" to nic innego, jak "Zmierzch", tylko po prostu opowiedziany od nowa - z drobną zmianą. Płeć niemal wszystkich bohaterów została zmieniona, powstał niezły galimatias. Trudno mi było się do tego przystosować, w dużym stopniu przyczyniły się do tego wymyślne imiona. Miałam problem z rozróżnieniem niektórych osób.
Czytając powieść nudziłam się. Beau, jak dla mnie, jest postacią zupełnie nijaką, bezbarwną. Niestety autorka odniosła skutek odwrotny do zamierzonego.

Na plus można zaliczyć poprawiony język i zakończenie - zupełnie inne niż w oryginale. Jego wersja naprawdę przypadła mi do gustu.

"Życie i śmierć" to nieudany wariant "Zmierzchu". Owszem, książka jest lekka i łatwa w odbiorze, ale odznacza się pewną sztucznością. Mam wrażenie, że została napisana na siłę z powodu braku pomysłu. Według mnie pierwotna część była o wiele lepsza.

Mam nadzieję, że "Życie i śmierć" nie zapoczątkuje nowej mody, a następni autorzy nie pójdą ślepo w jej ślady.

Z okazji 10 rocznicy wydania "Zmierzchu" autorka zaserwowała nam kolejną jego odsłonę, jednak w dość nietypowy sposób. Nie ma już Belli - na kartach powieści pojawia się Beaufort Swan.
Chyba nikt nie spodziewał się, że Meyer wpadnie na taki pomysł.

Jeśli szukaliście tutaj czegoś nowego, to muszę Was zawieść. "Życie i śmierć" to nic innego, jak "Zmierzch", tylko po prostu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zwyczajna nastolatka - Jessica Packwood, Amerykanka twardo stąpająca po ziemi, miłośniczka liczb oraz wszystkiego co ma związek z matematyką i Lucjusz Vladescu - niezwykle przystojny, temperamentny uczeń z wymiany międzynarodowej. Czy to już nie wystarczająca mieszanka wybuchowa? Bo oprócz tego, tajemniczy jegomość okazuje się być... WAMPIREM! Twierdzi, że Jessica jest rumuńską księżniczką, a oni sami zaraz po urodzeniu zostali sobie przyrzeczeni. Wraz z osiągnięciem pełnoletności przez dziewczynę, mają się pobrać. Tym sposobem dwa najpotężniejsze rody wampirów - Vladescu i Dragomirów zostaną zjednoczone. W przeciwnym razie rozpęta się wojna, która poniesie za sobą wiele zniszczeń.
Jak potoczą się dalsze losy Jessici Packwood - Anastazji Dragomir? Czy dziewczyna zdecyduje się na nieodwracalne zmiany, które już na zawsze mogą odmienić jej życie? Czy rzuci wszystko dla nieznajomego, który tak bardzo ją intryguje?


Czytając powieść miałam uczucie déjà vu. Niewątpliwie coś takiego już było. Temat wampirów jest obecnie dość oblegany. Niemniej jednak nie sposób nie polubić inteligentnego, szarmanckiego młodzieńca - wampira z nienagannymi manierami. Bez wątpienia jest on olbrzymim atutem tejże książki.

Całość spójna. Narracja została poprowadzona w pierwszej osobie. Dzięki temu możemy łatwiej odnaleźć się w rzeczywistości głównej bohaterki i zrozumieć jej życiowe rozterki. Ponadto znajdzie się też tutaj kilka listów, które Lucjusz pisze do swojego wuja Wasyla. Niejednokrotnie przysporzą one czytelnikowi rozrywki i śmiechu. Lekki, choć niebanalny język, szybko się czyta. Historia wciąga, nie można się od niej oderwać.
Książka posiada parę wad, ale przeważa je znacznie większa liczba plusów, przez co szybko zapomina się o drobnych nieścisłościach.

Chociaż wiele z tego już było, to "Przyrzeczeni" wyróżniają się na tle innych powieści młodzieżowych. Może przyczynia się do tego nieodparty urok Lucka? :)

Koniec końców warto poznać historię miłosną Jessici i Lucjusza, która wyszła spod pióra Pani Fantaskey.

Zwyczajna nastolatka - Jessica Packwood, Amerykanka twardo stąpająca po ziemi, miłośniczka liczb oraz wszystkiego co ma związek z matematyką i Lucjusz Vladescu - niezwykle przystojny, temperamentny uczeń z wymiany międzynarodowej. Czy to już nie wystarczająca mieszanka wybuchowa? Bo oprócz tego, tajemniczy jegomość okazuje się być... WAMPIREM! Twierdzi, że Jessica jest...

więcej Pokaż mimo to