rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Folk Tomasz Czarny, Marcin Piotrowski
Ocena 5,9
Folk Tomasz Czarny, Marc...

Na półkach: , ,

Nędza. To nie tylko nazwa miejscowości, w której autorzy umieścili akcję swojej noweli. To także poziom ich umiejętności pisarskich, stylu, redakcji i samej opowieści. Skończyłem tylko z czysto masochistycznych potrzeb. Te 20 złotych można było wydać na kilka rolek papieru toaletowego i pożytek byłby większy.

Nędza. To nie tylko nazwa miejscowości, w której autorzy umieścili akcję swojej noweli. To także poziom ich umiejętności pisarskich, stylu, redakcji i samej opowieści. Skończyłem tylko z czysto masochistycznych potrzeb. Te 20 złotych można było wydać na kilka rolek papieru toaletowego i pożytek byłby większy.

Pokaż mimo to

Okładka książki Locke & Key, Vol. 6: Alpha & Omega Joe Hill, Gabriel Rodriguez
Ocena 8,6
Locke & Key, V... Joe Hill, Gabriel R...

Na półkach: ,

Do "Witamy w Lovecraft" podchodziłem ze trzy razy. Zawsze odbijałem się gdzieś w okolicach trzeciego zeszytu. Z perspektywy czasu trudno stwierdzić dlaczego.
Tydzień temu spróbowałem jeszcze raz. Tym razem zaskoczyło.
Historia rodziny Locke'ów wyjęła tydzień z mojego życia. Przez ten czas zżyłem się z bohaterami, jak z mało którym tworem literackim. Ich historia grała na wielu skrajnych emocjach. Joe Hilla od kilku lat czyta mi się znacznie lepiej niż jego ojca, a Locke & Key w moim mniemaniu jest najlepszym, co spod jego ręki wyszło. Rysunki Rodrigueza uwielbiam od czasu genialnej interpretacji "Great and Secret Show" Barkera.
O ile pierwsze cztery tomy oceniałem jako dobre, tak to co się dzieje od tomu piątego ociera się o dzieło sztuki. Tom szósty tym dziełem jest. To, jak ta opowieść jest skonstruowana, wszystkie zależności i szczegóły - do tej pory kręci mi się w głowie. Mam ochotę całość przeczytać od początku. Zaraz.

Znacie to cholerne uczucie pustki, kiedy skończycie czytać coś niesamowitego? No właśnie.

Do "Witamy w Lovecraft" podchodziłem ze trzy razy. Zawsze odbijałem się gdzieś w okolicach trzeciego zeszytu. Z perspektywy czasu trudno stwierdzić dlaczego.
Tydzień temu spróbowałem jeszcze raz. Tym razem zaskoczyło.
Historia rodziny Locke'ów wyjęła tydzień z mojego życia. Przez ten czas zżyłem się z bohaterami, jak z mało którym tworem literackim. Ich historia grała na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Stephen King uznawany jest za mistrza horroru, ale jeszcze lepiej (a właściwie od kilku lat TYLKO to) wychodzi mu opowiadanie o życiu. Jego historie o zwykłych ludziach, którzy znaleźli się nagle w niecodziennych sytuacjach mają niesamowitą moc. Czytanie o perypetiach śmiertelników, którym zamiast wirusa super grypy grozi potwór o imieniu alkohol, czy były mąż aktualnej dziewczyny, trafiają do mnie znacznie mocniej i zdecydowanie łatwiej. DALLAS 63 to próba mariażu takich właśnie historii. Próba dopełniona szczyptą fantastyki w postaci wyświechtanego tematu, jakim są podróże w czasie. No i lat 60', które King sobie umiłował i pisanie o których wychodzi mu nad wyraz nieźle.
Jak każdemu potworkowi objętościowemu, tak i DALLAS 63 (ponad 800 stron!) trafiają się słabsze momenty. Spaprany wątek obserwacji głównego oponenta dłuży się przez sporą część środka, wlecze i przyprawia o długie napady nudy. Nie wprowadza nic istotnego do fabuły, nie stara się odpowiadać na żadne pytania. Dodatkowo sama postać Oswalda nie budzi żadnych konkretnych uczuć. Przez większość czasu czytelnik wyczekuje powrotu od Jodie i dalszych perypetii związku głównych bohaterów.
Sporą łyżką dziegciu jest także samo zakończenie całej intrygi (nie mylić z zakończeniem właściwym, które jest fpyte!). King nie próbuje odkrywać Ameryki, nie sili się na fajerwerki. Serwuje nam zakończenie równie miałkie, jak postać i wątek Oswalda. Dla mnie spore rozczarowanie.

W ogólnym rozrachunku całość sprawdza się więcej niż dobrze. King po raz kolejny w ten magiczny dla siebie sposób przykuwa nas do swoich bohaterów i każe żyć ich życiem, co osobiście robiłem z nieskrywaną przyjemnością. Rzecz z lekkimi skazami, czytać i znać jednak warto.

Stephen King uznawany jest za mistrza horroru, ale jeszcze lepiej (a właściwie od kilku lat TYLKO to) wychodzi mu opowiadanie o życiu. Jego historie o zwykłych ludziach, którzy znaleźli się nagle w niecodziennych sytuacjach mają niesamowitą moc. Czytanie o perypetiach śmiertelników, którym zamiast wirusa super grypy grozi potwór o imieniu alkohol, czy były mąż aktualnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nuda. Nic się nie dzieje.
I chciałbym napisać, że statek zmierza właśnie ku wodospadowi, ale nic takiego nie ma miejsca.
DOM NA WYRĘBACH to kiepska obyczajówka z drętwymi postaciami i historią rozdmuchaną do niebotycznych rozmiarów. Opowieść, która w założeniu miała być opowiadaniem została przez Dardę napompowana nudnymi jak flaki z olejem opisami życia bohatera, którego los mamy w serdecznym poważaniu.
Marek odnawia dom, Marek pije wódkę, Marek jedzie do Lublina, Marek spaceruje po lesie, Marek pije wódkę, Marek widzi ducha, Marek coś tam znowu robi koło domu, Marek pije wódkę. Horroru tu jak na lekarstwo, a kiedy już się pojawia to raczej wywołuje uśmiech.
Całości nie pomoga zgrabny styl autora. Tworzy dobre czytadło, ale w zderzeniu z totalnym brakiem akcji i toną beznadziejnie niepotrzebnych opisów nie jest to żaden plus.
Na dokładkę zakończenie rozczarowuje. Wątek główny zostaje nagle urwany i wciska się nam prolog, który zrekompensować ma nam fakt, że Pan Stefan chyba nie do końca wiedział, co zrobić z historią i miejsce w które dobrnął.

Wiktor Zborowski poprawny. Miał słabsze momenty, kiedy jego interpretacje dialogów i opisów nie do końca pasowały do moich odczuć, ale ogólnie wyszło nieźle.

Nuda. Nic się nie dzieje.
I chciałbym napisać, że statek zmierza właśnie ku wodospadowi, ale nic takiego nie ma miejsca.
DOM NA WYRĘBACH to kiepska obyczajówka z drętwymi postaciami i historią rozdmuchaną do niebotycznych rozmiarów. Opowieść, która w założeniu miała być opowiadaniem została przez Dardę napompowana nudnymi jak flaki z olejem opisami życia bohatera, którego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jej, dawno nie byłem tak mocno rozczarowany tym, co zrobił z historią autor.
Miłoszewski mnie kupił. Przynajmniej na początku. Opowieść o Teodorze Szackim od pierwszych stron była intrygująca, a bohater dał się lubić. Dobrze skrojona postać, która naprawdę wzbudza sympatię. Zbrodnia i osnute w okół niej śledztwo ciekawiły, a opisy brudnej, polskiej rzeczywistości wciągały całkiem nieźle. Na dobrą sprawę wolałbym, żeby ta opowieść nie miała wątku głównego. To jej największy minus. Gdyby opowieść opierała się na opisach pracy prokuratora przechodzącego kryzys wieku średniego, relacjach z kolejnych, niezwiązanych ze sobą spraw (spora część historii) na pewno bawiłbym się znacznie lepiej.
A tak psikus.
Mam wrażenie, że UWIKŁANIE jest przekombinowane. Niepotrzebny wątek OdeSBy (no, chyba że zostanie rozwinięty w kolejnych częściach cyklu), rozwiązanie intrygi, które zostaje nagle wyciągnięte z kapelusza i wyłożone na srebrnej tacy, idiotyczne wytłumaczenie wątku rodzinnego. Nie jestem w stanie uwierzyć, że mając grono podejrzanych nikt nie sprawdził ich tożsamości i przeszłości. Śmierdzi to strasznie.
Nie mogę napisać, że bawiłem się źle. Po prostu w którymś momencie miałem wrażenie, że autor robi sobie ze mnie jaja. Niby całość próbował wytłumaczyć w logiczny sposób i możemy umówić się, że mu to wyszło, ale niesmak jest na tyle duży, że mam żal do Pana Zygmunta. To mogła być naprawdę dobra powieść. A tak jest tylko średniak.

Książkę słuchałem w interpretacji Roberta Jarocińskiego. Jest tylko, albo aż poprawnie. Bez większych wpadek, przyjemny dla ucha, ale nie bawiący się zanadto w aktorstwo. Tak, czy siak kciuk w górę.

Jej, dawno nie byłem tak mocno rozczarowany tym, co zrobił z historią autor.
Miłoszewski mnie kupił. Przynajmniej na początku. Opowieść o Teodorze Szackim od pierwszych stron była intrygująca, a bohater dał się lubić. Dobrze skrojona postać, która naprawdę wzbudza sympatię. Zbrodnia i osnute w okół niej śledztwo ciekawiły, a opisy brudnej, polskiej rzeczywistości wciągały...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jeżeli mówi się, żę akcja w pewnych książkach pędzi na złamanie karku, to w przypadku KSIĘGI BEZ TYTUŁU kark zostaje złamany na pierwszych stronach, a później jest tylko ciekawiej. Ciekawiej i dziwniej.
Autor miesza multum gatunków. Od taniej sensacji, przez bezkompromisowy kryminał, na horrorze klasy B kończąc. Na każdej stronie widać, że świetnie bawił się pisząc tę książkę.
Kicz wylewa się z każdego rozdziału, ale nikt tutaj nie ukrywa, że taki był cel. Popkulturowa jatka w stylu Tarantino.
Pomimo całej otoczki, miejscami trudno przełknąć dziwności fabularne. Wątek mnichów, wątek tytułowej księgi, czy końcowe rozwiązanie tożsamości Bourbon Kida nie do końca grają. Ale jeżeli tylko nastawimy się na mało wymagającą lekturę i jesteśmy fanami filmów sensacyjnych rodem z lat '80 (multum nawiązań!) to jest to pozycja, obok której przejść obojętnie nie można.

Książkę słuchałem w interpretacji Artura Barcisia, i kurczę, to jest gość! Pół Polski kojarzy Pana Artura tylko z roli fajtłapowego Norka. Przy tej książce pokazuje, jaki z niego aktor. Próby odwzorowania postaci, onomatopeje, zabawa głosem. Na dzień dzisiejszy najlepszy książkowy lektor, z jakim miałem do czynienia. Bomba!

Jeżeli mówi się, żę akcja w pewnych książkach pędzi na złamanie karku, to w przypadku KSIĘGI BEZ TYTUŁU kark zostaje złamany na pierwszych stronach, a później jest tylko ciekawiej. Ciekawiej i dziwniej.
Autor miesza multum gatunków. Od taniej sensacji, przez bezkompromisowy kryminał, na horrorze klasy B kończąc. Na każdej stronie widać, że świetnie bawił się pisząc tę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie lubię książek, na okładkach których znaleźć można ohy i ahy słynnych pisarzy. Zbyt często rekomendacje autorytetów rozjeżdżają się z moimi oczekiwaniami. Hype jest sztucznie nakręcany, a rzeczywisty produkt jest tylko wydmuszką. Podobnie jest z debiutem Pauli Hawkins.

DZIEWCZYNA Z POCIĄGU nie jest złą pozycją. Czyta się nieźle, akcja pomimo leniwego początku pędzi do przodu na złamanie karku, a autorka wielokrotnie próbuje nas zwodzić za nos. Szkoda tylko, że podobne zmyłki widzieliśmy w dziesiątkach innych tytułów. Szkoda, że rozwiązanie zagadki jest proste i wyrwane znikąd - żadne tropy podczas lektury nie prowadzą do ostatecznego sprawcy. Szkoda, że drażniąc się z czytelnikiem korzysta z tak tanich chwytów, jak zaniki pamięci.

W całości dużo psychologii, przemyśleń bohaterów i opisu ich uczuć. Dla osób, które nie do końca lubią takie rzeczy, może to być bariera nie do przeskoczenia. W dodatku wszystko jest strasznie... babskie. Cały czas czułem, że pisała to kobieta. Że adresatem są kobiety. Że historia jest, jakby kobieca. Nie czułem się w pełni komfortowo.

Książkę słuchałem w interpretacji Karoliny Gruszki. Słuchało się przyjemnie, jednak Pani Karolinie brakowało ekspresji. Często łapałem się na tym, że nie wiedziałem z jakiej perspektywy fragment obserwuję. Trzy główne kobiece postacie czytane w identyczny sposób. O ile sprawdzało się to w przypadku zapijaczonej Rachel, tak do Anny i Megan pasowało średnio.

Nie lubię książek, na okładkach których znaleźć można ohy i ahy słynnych pisarzy. Zbyt często rekomendacje autorytetów rozjeżdżają się z moimi oczekiwaniami. Hype jest sztucznie nakręcany, a rzeczywisty produkt jest tylko wydmuszką. Podobnie jest z debiutem Pauli Hawkins.

DZIEWCZYNA Z POCIĄGU nie jest złą pozycją. Czyta się nieźle, akcja pomimo leniwego początku pędzi do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wysłuchałem EKSPOZYCJĘ autorstwa Mroza, jak to określają rozmaite reklamówki "odkrycia roku 2015". No i niestety, ale daleki jestem od zachwytów, jakie rozlewają się po sieci.
Skusił mnie intrygujący opis. Seryjny morderca na Podhalu, trup na Giewoncie, brzmiało fajnie. Niestety rzeczywistość okazała się rozczarowaniem na każdej z możliwych płaszczyzn.

Irytujący bohaterowie, którzy są tylko marnymi kliszami innych postaci (pseudo kobieciarz i dziennikarka, której jedyny narzędziem śledczym wydają się facebook i google). Intryga, która ze świetnie zapowiadającej się historii o seryjnym mordercy, szybko przeradza się w bezmyślną bieganinę i okropny bełkot. Jednorozdziałowe wycieczki po rozmaitych krajach (nie znalazłem żadnego logicznego uzasadnienia do opisów akcji w Stanach, Kazachstanie, czy Rosji). Pełne naiwności opisy kolejnych durnych akcji z udziałem bohaterów (ucieczka z więzienia, śledztwo dotyczące historii monet). Przeskoki i dziury w fabule.
Dawno nie czytałem czegoś tak słabego.
Na pocieszenie dostajemy styl autora, który jest dosyć obrazowy, ale przy tym w ogólnym rozrachunku, jest co najwyżej średnim czytadłem.
Ostatnio wyszła druga część tego cyklu, ale ja chyba podziękuję.

Bardzo dziwią mnie pozytywy i oceny w sieci, jakie ta książka zbiera. Albo ktoś komuś płaci za recenzje ("daj mi książkę, dam ci du.." :)), albo coś niepokojącego dzieje się z wymaganiami współczesnego polskiego czytelnika.

Książkę słuchałem w wersji audio, czytał Krzysztof Gosztyła. O ile sprawdza się w opisach policyjnej rzeczywistości, wykazuje się niezłą ekspresją i świetnie czyta sceny akcji, tak próby udawania kobiecego głosu redaktor Szrebskiej przyprawiały mnie o napady histerycznego śmiechu. Masakra :)

Wysłuchałem EKSPOZYCJĘ autorstwa Mroza, jak to określają rozmaite reklamówki "odkrycia roku 2015". No i niestety, ale daleki jestem od zachwytów, jakie rozlewają się po sieci.
Skusił mnie intrygujący opis. Seryjny morderca na Podhalu, trup na Giewoncie, brzmiało fajnie. Niestety rzeczywistość okazała się rozczarowaniem na każdej z możliwych płaszczyzn.

Irytujący...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To było cholernie długie lato.
LETNIĄ NOC zacząłem czytać gdzieś koło sierpnia i męczyłem toto do dzisiaj. Miejscami bolało, bardzo często nudziło, a przez większość czasu było po prostu strasznie miałkie.
Pomysł na fabułę intrygujący, przywodził na myśl TO, ale daleko Simmonsowi do książki Kinga. Autor zasypuje nas pomysłami mieszając multum różnych tematyk, które bardzo często ze sobą w ogóle nie współgrają. Potwory, mordercy, żywe trupy, horror religijny, wielka intryga, w której nie do końca wiadomo o co chodzi. Na dokładkę sztampowi bohaterowie, z którymi trudno się zżyć. Przez bardzo długi czas nie kojarzyłem imion postaci. Zero charakteru. Pod koniec, kiedy Simmons zebrał wszystkich do kupy i kazał im ze sobą współpracować sytuacja trochę się zmieniła, ale było zbyt późno na odrobienie strat.
Ogólnie jestem na nie. Za bardzo rozdmuchany tytuł, który do samego końca nie potrafi określić swojej tożsamości.

Polskie wydanie mega gówniane. Okropna okładka, drobny druk. Afe.

To było cholernie długie lato.
LETNIĄ NOC zacząłem czytać gdzieś koło sierpnia i męczyłem toto do dzisiaj. Miejscami bolało, bardzo często nudziło, a przez większość czasu było po prostu strasznie miałkie.
Pomysł na fabułę intrygujący, przywodził na myśl TO, ale daleko Simmonsowi do książki Kinga. Autor zasypuje nas pomysłami mieszając multum różnych tematyk, które bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

BLACK PARADOX to mieszanka science fiction z lovecraftowskim horrorem dotyczącym nieznanego, wymieszany z refleksjami nad ludzką naturą, pędem do bogactwa i uwielbieniem do destrukcji.
Ito nie epatuje tutaj przemoc, brzydotą, czy deformacjami ciała tak często pojawiającymi się w jego twórczości. Elementy każdego z nich znajdziemy na kartach komiksu, ale główna oś fabuły kręci się w okół paradonitu, tajemniczego minerału pochodzącego z innego świata.
Konstrukcja rozdziałów wygląda podobnie, jak w UZUMAKI (każdy rozdział można czytać, jako osobną historię, jednak całość spina główny wątek kamieni dusz i sami bohaterowie). Kilka wątków wydaje się wprowadzonych na siłę i nieco oderwanych od głównej historii. Kończą się niespodziewanie i nie wprowadzając nic do opowieści, poza dodatkową dawką grozy. Całość odrobinę rozczarowuje. Czyta się dobrze, jednak brakuje mocniejszych scen, czy poważniejszych zwrotów akcji.
Zakończenie może rozczarowywać, ale jest bardzo w stylu Lovecrafta. Teoretycznie nie wyjaśnia nic, zostawia masę otwartych wątków, jednak sprawia, że pytania mnożą się jak króliki na wiosnę, a interpretacje snują się jeszcze długo po lekturze nie pozwalając komiksowi szybko o sobie zapomnieć.
Rysunki to klasyczny, pełny szczegółów Ito. Ja jestem zachwycony. Nieraz podczas lektury zatrzymywałem się na poszczególnych kadrach nie mogąc oderwać od nich oczu. Majstersztyk.

BLACK PARADOX to mieszanka science fiction z lovecraftowskim horrorem dotyczącym nieznanego, wymieszany z refleksjami nad ludzką naturą, pędem do bogactwa i uwielbieniem do destrukcji.
Ito nie epatuje tutaj przemoc, brzydotą, czy deformacjami ciała tak często pojawiającymi się w jego twórczości. Elementy każdego z nich znajdziemy na kartach komiksu, ale główna oś fabuły...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z Kingiem ostatnimi czasy mam ogromny problem.
Z jednej strony gdybym miał wskazać autora, na którym się wychowałem, który wykreował mnie na czytelnika bez chwili zastanowienia padłoby właśnie jego nazwisko.
Z drugiej, mam wrażenie, że od kilku lat autor się wypala. Nadal książki spod jego ręki wychodzą hurtowo, jak z taśmy produkcyjnej, ale brakuje im pazura. Nie inaczej jest ze ZNALEZIONE NIE KRADZIONE.
Już sam fakt kontynuacji historii mocno przeciętnych postaci mocno przeciętnego PANA MERCEDESA sprawił, że moje nastawienie do tej książki nie było pozytywne. I mam wrażenie, że zostali oni wrzuceni do niej jakby na doczepkę. Pojawiają się od połowy książki i z przykrością stwierdzam, że jest to pojawienia całkowicie niepotrzebne. Historia Petera, była całkiem nieźle poprowadzona i wolałbym, gdyby chłopak sam sobie poradził z literackimi demonami.
Całość w miejscu, w którym powinna się na dobre rozkręcić kończy niespodziewanie wątki, zamyka zgrabnie całość i niestety wywiesza na drzwiach tabliczkę 'idź się najeść gdzie indziej'.
Szkoda, bo utwierdzam się w przekonaniu, że Kinga od jakiegoś czasu czytam bardziej z sentymentu niż dla przyjemności.
Ale przecież to wszystko i tak gówno znaczy. Prawda?

Z Kingiem ostatnimi czasy mam ogromny problem.
Z jednej strony gdybym miał wskazać autora, na którym się wychowałem, który wykreował mnie na czytelnika bez chwili zastanowienia padłoby właśnie jego nazwisko.
Z drugiej, mam wrażenie, że od kilku lat autor się wypala. Nadal książki spod jego ręki wychodzą hurtowo, jak z taśmy produkcyjnej, ale brakuje im pazura. Nie inaczej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy mogę w czymś panu pomóc?
Wayward Pines. Twin Pekas. Dwa małe miasteczka z masą wspólnych mianowników. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Pierwsza część książki to mokry sen dla fanów serialu Lyncha i Frosta. Klimat, jakby żywcem wyrwany z serialu i historia, która wciąga od pierwszych stron. I to wciąga tak mocno, że zmiana frontu, która zachodzi od połowy jest bolesna, jak mało który zwrot akcji. Schizofreniczne miasteczko pełne tajemnic najpierw zamienia się w kilkudziesięciu stronicową bieganinę, by w efekcie, po dosyć mocnym wynudzeniu czytelnika wprowadzić elementy science fiction. Pasuje jak pięść do nosa.
Stoję w rozkroku na końcu pierwszej części historii sosen. Z jednej strony mały zawód i poczucie zmarnowania potencjału. Z drugiej trudno nie przyznać, że jestem ciekaw jak potoczą się dalsze losy Ethana.

Czy mogę w czymś panu pomóc?
Wayward Pines. Twin Pekas. Dwa małe miasteczka z masą wspólnych mianowników. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Pierwsza część książki to mokry sen dla fanów serialu Lyncha i Frosta. Klimat, jakby żywcem wyrwany z serialu i historia, która wciąga od pierwszych stron. I to wciąga tak mocno, że zmiana frontu, która zachodzi od połowy jest bolesna,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rock 'N' Roll umarł. Rock jest martwy, stary.
Tylko dokąd odchodzą jego gwiazdy?
Debiut powieściowych Joe Hilla to bardzo zgrabna opowieść idealnie prezentująca potencjał autora. Nowoczesne ghost story połączone z historią drogi, oblane słodko- gorzkim sentymentalnym sosem.
Troszeczkę brakuje stanowczości w obranym temacie, ale taki już styl autora, co udowodni niejednokrotnie w przypadku kolejnych powieści. Gość uwielbia się bawić gatunkami, łączyć je w z pozoru nie do końca pasującą całość, która jednak w ogólnym rozrachunku daje rade.
Kilka motywów wydaje się małymi eksperymentami i autor wróci do nich jeszcze (w znacznie lepszym stylu) w kolejnych książkach. Moja lektura obarczona była znajomością „przyszłych” jego książek, dlatego może nie byłem w stanie w stu procentach docenić całości (syndrom „ale to już było, stary”).
Hill robi wszystko, żeby nie być porównywanym do ojca, ale jak zwykle trudno takich porównań nie robić. Faktem jednak jest, że od kilku lat to właśnie Joe, jest o oczko wyżej w moim prywatnym rankingu serwowania rozrywki. A to nie lada osiągnięcie.

Rock 'N' Roll umarł. Rock jest martwy, stary.
Tylko dokąd odchodzą jego gwiazdy?
Debiut powieściowych Joe Hilla to bardzo zgrabna opowieść idealnie prezentująca potencjał autora. Nowoczesne ghost story połączone z historią drogi, oblane słodko- gorzkim sentymentalnym sosem.
Troszeczkę brakuje stanowczości w obranym temacie, ale taki już styl autora, co udowodni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kolejna porcja opowiadań brytyjskiego króla horroru rozczarowuje i tonie pod ciężarem zmarnowanego potencjału.
ZAKAZANY to najlepszy tekst w tym zbiorze, jednak daleko mu do świetnej ekranizacji. Cały czas miałem wrażenie, jakbym czytał zubożały szkic wstępnej wersji scenariusza filmu. Mimo to klimat i intrygująca historia wręcz wylewają się litrami.
MADONNA wraz z autorem nie do końca chyba wiedziała, w którą stronę chce zmierzać i jaką opowieść nam zaserwować. Odrobina barkerowskich obrzydliwości wymieszana z lovecraftowskim nieznanym sprawiają, że da się tekst w ogóle czytać.
DZIECI KRZYKU to najsłabsze opowiadanie. Kilka intrygujących pomysłów brutalnie zderza się z kiepskim warsztatem autora. Ewidentnie widać, że poza ogólnym zarysem historii nieudolnie walczył z kolejnym scenami, gubiąc się o czym tak naprawdę chce pisać.
W CIELE to idealny przykład fantazji i bogatej wyobraźni autora. Niestety świetny motyw miasta morderców i niemożliwej walki z przeznaczeniem stoi w cieniu miałkiej historii. Końcówka pędzi na złamanie karku jeszcze wydatniej psując obraz całości.

W ogólnym rozrachunku masa zmarnowanych szans i studium początków jednego z najważniejszych autorów literackiej grozy.
Przeczytać można, znać nie trzeba.

Kolejna porcja opowiadań brytyjskiego króla horroru rozczarowuje i tonie pod ciężarem zmarnowanego potencjału.
ZAKAZANY to najlepszy tekst w tym zbiorze, jednak daleko mu do świetnej ekranizacji. Cały czas miałem wrażenie, jakbym czytał zubożały szkic wstępnej wersji scenariusza filmu. Mimo to klimat i intrygująca historia wręcz wylewają się litrami.
MADONNA wraz z autorem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Literatura spod ręki Ketchuma jest jak cykl najstraszniejszych wiadomości w wieczornym wydaniu dziennika. Wiadomości po których człowiek zaczyna się brzydzić drugim człowiekiem. Nie inaczej jest z PRZEJAŻDŻKĄ.
Po raz kolejny autor wykorzystuje motywy historii, których scenariusz napisało życie. Ubiera je w zgrabną otoczkę fikcji i skromnym, jednak cholernie obrazowym stylem wciska nam jej do gardła. Nie ma tu miejsca na grzeczności, wstępy czy rozbudowane opisy. Ocierająca się o dziennikarską sprawozdawczość stylistyka jeszcze bardziej urealnia opowieść.
CHWASTY dostajemy na dokładkę. Chciałbym napisać, że to ta ostatnia kula po której wszystko się kończy. Pocisk po którym zamykamy oczy i odpływamy w błogą ciemność kończącą przeżycia, których byliśmy świadkiem. Chciałbym. Niestety ten tekst nie ma nić wspólnego z litością. Jedna z mocniejszych rzeczy spod ręki Ketchuma. Kilka stron, ale nie raz zatrzymałem się na chwilę, by złapać oddech i szepnąć do siebie "ja pierd...".

Literatura spod ręki Ketchuma jest jak cykl najstraszniejszych wiadomości w wieczornym wydaniu dziennika. Wiadomości po których człowiek zaczyna się brzydzić drugim człowiekiem. Nie inaczej jest z PRZEJAŻDŻKĄ.
Po raz kolejny autor wykorzystuje motywy historii, których scenariusz napisało życie. Ubiera je w zgrabną otoczkę fikcji i skromnym, jednak cholernie obrazowym stylem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

I tak właśnie kończy się świat.
Nie hukiem a skomleniem.

Książka napisana pod koniec lat pięćdziesiątych nie straciła nic na wiarygodności, a w obliczu aktualnych wydarzeń na świecie jest równie przerażająca, co w czasach zimnej wojny.
Romantyczna wizja ostatnich tygodni ludzkości różni się znacząco od tradycyjnych historii postapo. Autor zrezygnował z ukazania zezwierzęcenia czy brutalności. Koniec świata u Shute to powolna lekcja umierania, próba pogodzenia się z rzeczywistością. Od samego początku autor nie próbuje nas oszukać - ta historia nie będzie miała happy endu. Mimo to ostatnie strony niosą ładunek emocjonalny, który bez większych problemów jest w stanie wycisnąć łzy.
Książka przestroga.

I tak właśnie kończy się świat.
Nie hukiem a skomleniem.

Książka napisana pod koniec lat pięćdziesiątych nie straciła nic na wiarygodności, a w obliczu aktualnych wydarzeń na świecie jest równie przerażająca, co w czasach zimnej wojny.
Romantyczna wizja ostatnich tygodni ludzkości różni się znacząco od tradycyjnych historii postapo. Autor zrezygnował z ukazania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Klasyka z pogranicza horroru i sci-fi. Cierpi na wszystkie dolegliwości literatury popularnej tamtych lat (miałcy bohaterowie, styl bez polotu), ale historia nawet dziś wywołuje pewien niepokój. Czyta się szybko, długość niewielka i pod koniec nieco za dużo naukowo- filozoficznych wywodów, ale jako lekka lektura na dwa wieczory sprawdza się nieźle.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy cenzura i podejście do niektórych tematów w latach 50 były urocze.
Książka doczekała się dwóch ekranizacji (świetny Carpenter!), które stanowią chlubny wyjątek, kiedy film góruje nad książką.

Klasyka z pogranicza horroru i sci-fi. Cierpi na wszystkie dolegliwości literatury popularnej tamtych lat (miałcy bohaterowie, styl bez polotu), ale historia nawet dziś wywołuje pewien niepokój. Czyta się szybko, długość niewielka i pod koniec nieco za dużo naukowo- filozoficznych wywodów, ale jako lekka lektura na dwa wieczory sprawdza się nieźle.
Patrząc z dzisiejszej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ekranizację tej książki widziałem trzy razy i za każdym jednym był to bardzo mile spędzony czas. Lektura oryginału to dopełnienie przekonania, że to jedna z najlepszych i zarazem najpiękniejszych historii, jakie miałem okazję poznać.
Film na motywach powieści jest dosyć wierny i świetnie zagrany, ale po lekturze nieco straciły w moich oczach. Jest zbyt komediowy względem oryginału. Książka Stockett idealnie równoważy elementy słodkie z tymi gorzkimi, których filmie nie można było odczuć aż tak wiele.
Film poruszając tematy równości stał się jakby zbyt bardzo... rasistowski. Zbyt pozytywny, zbyt optymistyczny.
W oryginale nie ma tego uczucia. Komedia miesza się z dramatem w idealnych proporcjach.

Świetna lektura grająca na wielu skrajnych emocjach. Zdecydowanie będzie brakowało mi bohaterek.

Ekranizację tej książki widziałem trzy razy i za każdym jednym był to bardzo mile spędzony czas. Lektura oryginału to dopełnienie przekonania, że to jedna z najlepszych i zarazem najpiękniejszych historii, jakie miałem okazję poznać.
Film na motywach powieści jest dosyć wierny i świetnie zagrany, ale po lekturze nieco straciły w moich oczach. Jest zbyt komediowy względem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mój pierwszy raz z Ito, o którym słyszałem bardzo wiele dobrego, co z kolei przełożyło się na wzmożony apetyt. Oczekiwania były duże, ale UZUMAKI w znacznej części dało rade.
Styl i kreska Ito są mega. Proste, realistyczne, z masą ukrytych szczegółów. Przykuwają wzrok i doskonale oddają klimat opowiadanych historii.
UZUMAKI to historia upadku pewnego miasta. Autor umieszczając kilka historii kolejnych wypadków pokazał kolejne etapy szaleństwa i destrukcji rozszarpujących miasto od środka. Świetnie to wykorzystał do przedstawienia kolejnych historii grozy, których wspólnym elementem są tytułowe spirale. Największy jednak problem jest z głównymi bohaterami. To tytani zdrowia psychicznego. Absolutnie nic ich nie rusza, przez co w połowie całość nabiera klimatu Buffy - koszmar tygodnia, potwór do rozpieprzenia, end. Next please. Można było tego uniknąć umieszczając w historiach środka innych bohaterów, jako główne postacie dramatu. Nie zmienia to jednak faktu, że kolejne historie są dziwne, niepokojące, takie jak trzeba. Po prostu zabrakło elementu wiarygodności.
Całość dopełnia świetne zakończenie. Bardzo satysfakcjonujące, będące gratką dla fanów innego legendarnego twórcy horrorów. Mnie kupiło całkowicie i nawet wspomniane wyżej problemy byłem w stanie wybaczyć.

Uzumaki Ito jest jak Miasteczko Salem Kinga - lubić nie trzeba, nie znać nie wypada. Ja swoją przygodę z Junji Ito dopiero rozpoczynam, ale mam wrażenie, że właśnie poznałem bratnią duszę. Zepsutą, zgniłą, z masą macek, ale twarzą przyjaciela.

Mój pierwszy raz z Ito, o którym słyszałem bardzo wiele dobrego, co z kolei przełożyło się na wzmożony apetyt. Oczekiwania były duże, ale UZUMAKI w znacznej części dało rade.
Styl i kreska Ito są mega. Proste, realistyczne, z masą ukrytych szczegółów. Przykuwają wzrok i doskonale oddają klimat opowiadanych historii.
UZUMAKI to historia upadku pewnego miasta. Autor...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dark Fantasy z całym dobrodziejstwem inwentarza!
Świat inspirowany na średniowieczu, przesiąknięta brudem i zepsuciem rzeczywistość, wszechobecna przemoc. Bohater, który niewiele ma wspólnego z klasyczną definicją bohatera. Szereg pytań które kłębią się w głowie po lekturze pierwszego tomu.
Rysunki miejscami troszeczkę zbyt chaotyczne, szczególnie przy walkach, których w pierwszym tomie było naprawdę dużo, ale w odbiorze całości nie przeszkadza to w znacznym stopniu.
Zapowiada się epicka opowieść!.

Dark Fantasy z całym dobrodziejstwem inwentarza!
Świat inspirowany na średniowieczu, przesiąknięta brudem i zepsuciem rzeczywistość, wszechobecna przemoc. Bohater, który niewiele ma wspólnego z klasyczną definicją bohatera. Szereg pytań które kłębią się w głowie po lekturze pierwszego tomu.
Rysunki miejscami troszeczkę zbyt chaotyczne, szczególnie przy walkach, których w...

więcej Pokaż mimo to