-
ArtykułyNajlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać2
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać13
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać7
Biblioteczka
Kocham tę opowieść! Pokochałam ją jak byłam mała i do tej pory jest jedną z moich ulubionych pozycji. Mam szczęście być posiadaczką wydania z 1972 r. z fantastycznymi szkicami Johna Tenniel`a. Dlatego zostało przeze mnie oprawione w czerwoną skórę i opatrzone złotymi literami (oryginalną miękką okładkę zostawiłam w środku). Jest starsze ode mnie, ale nigdy nie miałam w ręku tłumaczenia lepszego od tego. Maciej Słomczyński to niewątpliwie jeden z najlepszych tłumaczy (nic dziwnego, że jako syn amerykańskiego reżysera i Angielki miał takie świetne wyczucie językowe), a możecie mi wierzyć, że tłumaczenie w przypadku tej książki jest bardzo ważne. Ta opowieść jest marzeniem sennym, a Pan Słomczyński bardzo zadbał, żeby to wrażenie nie zostało utracone. Herbatka u Kapelusznika nie może być "głupia", ona musi być "obłąkana", bo takiego niezwykłego słownictwa wymaga przyjęta przez autora konwencja. Tim Burton zrobił bardzo ładny i plastyczny film, ale wątek z prawdziwego życia na początku i bitwa dwóch armii w końcowej fazie filmu były niepotrzebne, bo rozmyły trochę klimat. A klimat tej opowieści jest wspaniały! Ma szansę miło się przyśnić, o ile ktoś nie potraktuje tej historii zbyt dosłownie, nie zamieni w jakąś awanturę, jatkę, nie spłaszczy jej jako całość. O ile jej nie zniszczy po prostu. To niezwykła, magiczna opowieść domagająca się delikatnego traktowania w każdym znaczeniu tego słowa. Polecam do czytania przed snem :D
Kocham tę opowieść! Pokochałam ją jak byłam mała i do tej pory jest jedną z moich ulubionych pozycji. Mam szczęście być posiadaczką wydania z 1972 r. z fantastycznymi szkicami Johna Tenniel`a. Dlatego zostało przeze mnie oprawione w czerwoną skórę i opatrzone złotymi literami (oryginalną miękką okładkę zostawiłam w środku). Jest starsze ode mnie, ale nigdy nie miałam w ręku...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wspominków z dzieciństwa ciąg dalszy.
Opowieść o Ani zawsze mi była zachwalana. Często się zastanawiałam – dlaczego mi jej po prostu nie czytano w dzieciństwie? A dlaczego ja odwlekałam lekturę? Na półce u mojej starszej siostry stały 3 grube tomiszcza. A mnie trudno było nazwać molem książkowym, więc po prostu... odstraszały. Ale przygody małej Ani to tylko 1/6 tego wydania. I tę pierwszą część właśnie – "Anię z Zielonego Wzgórza" czytałam potem bez przerwy. I nie sposób się znudzić. A dlaczego?
Z Anią trudno się identyfikować. To cudak nie z tej ziemi. Gaduła i cudak. A te jej określenia! Wyspa Księcia Edwarda jest prawdziwie bajkowym i urokliwym miejscem, więc niebywała fantazja Ani miała pole do popisu. Z usposobienia przypomina Ania romantyczną duszę Marianne Dashwood Jane Austin. Poza tym ma zapał twórczy i dzikie pomysły. Do tego wszystkiego jest dość charakterna i dumna, co nieraz przysporzyło jej problemów. Zaskarbiła sobie tym dozgonnych przyjaciół, ale też zyskała wrogów. Miała też wyjątkowy talent do pakowania się w kłopoty. Nietrudno więc zrozumieć dlaczego ją kochamy ;D Zjawiła się na Zielonym Wzgórzu przez pomyłkę i była to najwspanialsza pomyłka świata, jak mówi Mateusz, dusza-człowiek, który stara się jak może, nieba Ani przychylić. Uczuciu nie oparła się też w końcu szorstka Maryla. A Wy znacie kogoś, kto się oparł?
Przednia lektura. Wspominam z uśmiechem i polecam wszystkim.
Wspominków z dzieciństwa ciąg dalszy.
Opowieść o Ani zawsze mi była zachwalana. Często się zastanawiałam – dlaczego mi jej po prostu nie czytano w dzieciństwie? A dlaczego ja odwlekałam lekturę? Na półce u mojej starszej siostry stały 3 grube tomiszcza. A mnie trudno było nazwać molem książkowym, więc po prostu... odstraszały. Ale przygody małej Ani to tylko 1/6 tego...
Moja pierwsza z czasów szkoły podstawowej powieść romantyczno-przygodowa, w której się zakochałam. I uwielbiany autor. Siedziałam godzinami z nosem w jego książkach co powodowało niemałe zdziwienie wśród domowników. Ale pierwsza i najukochańsza to "Dolina Ludzi Milczących". Pożyczałyśmy sobie ją z koleżanką i na zmianę czytałyśmy co najmniej kilkakrotnie. Ile mogłyśmy mieć wtedy lat? 10? 12? Moje wydanie było znacznie starsze niż to zamieszczone na LC. Pamiętam to wznowienie. Pojawiło się lata później w księgarniach. Okładki mojego już nie pamiętam. Mój egzemplarz był na tyle poszarpany, że Ania (córka introligatora) stwierdziła, że ja oprawi (!) Zmroziło mnie, w sercu zakłuło, ale pozwoliłam. Za pierwszym razem jej nie wyszło ;D użyła niewłaściwych materiałów. Za drugim razem użyła podprowadzonego od taty czarnego skaju ;D Przyłożyła się! Byłam zachwycona! Książka po przejściach bardzo zyskała. I do dziś stoi w mojej biblioteczce pusząc się wyglądem :D
Całkiem niezła intryga kryminalna, wielka miłość, dramatyczna ucieczka i walka o życie z wielkim żywiołem przyrody... Obie z Anią kochałyśmy Jima Kenta i bałyśmy się o Marette. Nietrudno przecież o jakieś nieszczęście w surowej krainie na dalekiej północy.... I jak odnaleźć Dolinę Ludzi Milczących? Skąd ta nazwa? Czy Jim Kent odnajdzie ukochaną? Polecam dorastającym dziewczynkom. Wypieki na twarzy i kołatania serca murowane!
10 gwiazdek ze względów sentymentalnych ;D
Moja pierwsza z czasów szkoły podstawowej powieść romantyczno-przygodowa, w której się zakochałam. I uwielbiany autor. Siedziałam godzinami z nosem w jego książkach co powodowało niemałe zdziwienie wśród domowników. Ale pierwsza i najukochańsza to "Dolina Ludzi Milczących". Pożyczałyśmy sobie ją z koleżanką i na zmianę czytałyśmy co najmniej kilkakrotnie. Ile mogłyśmy mieć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
To najpiękniejsze baśnie jakie kiedykolwiek poznałam! Czytała mi je moja siostra, kiedy byłam mała. A potem już sama czytałam. A potem z bólem serca przekazałam tę książkę młodszemu pokoleniu. Kiedy parę lat temu zobaczyłam wznowienie w księgarniach - nie mogłam się oprzeć i oczywiście kupiłam.
To absolutnie cudowny, zaczarowany świat! Nie znałam jako dziecko opowieści "Piękna i Bestia", ale znałam baśń "Naneta i Lew".
Przebierałam się w długie suknie, obracałam w dłoniach kolorowe piłeczki i udawałam Finettę. "Abrakadabra" - mówiłam. "Ja jestem Finetta, Królowa Cyganów. Wiem wszystko". Marzyłam o prawdziwych skarbach Damy Złotych Dukatów - a było o czym marzyć! co powiecie na zegar wydzwaniający tylko szczęśliwe godziny? albo gwiazdkę z Mlecznej Drogi, zieloną różę, warkocz syreny, pantofelek Kopciuszka czy lisią czapę Księżyca? No a może spodobałyby się Wam różowe okulary czarodzieja? Fascynowało mnie dosłownie wszystko! - kryształowe ule i tańczące pszczoły, teatrzyk wiewiórek, zaczarowane ptaki mówiące ludzkim głosem, woda życia i woda śmierci, podziemny świat Srebrnego Władcy, zaczarowana złota fontanna i wiele, wiele innych pięknych rzeczy... Moje ulubione baśnie to: "Kos czarodziej", "Małgorzata i dzwoneczki", "Czarodziejstwa Królowej Cyganów" i "Agnieszka - Skrawek Nieba". Jeszcze dziś czasem, gdy obserwuję naszą niepokojącą rzeczywistość w kraju i za granicą, miałabym ochotę rzucić jakieś zaklęcie od dobrej wróżki w rodzaju: "Ludzie po tamtej stronie lasu są tacy sami jak my!"
To najpiękniejsze baśnie jakie kiedykolwiek poznałam! Czytała mi je moja siostra, kiedy byłam mała. A potem już sama czytałam. A potem z bólem serca przekazałam tę książkę młodszemu pokoleniu. Kiedy parę lat temu zobaczyłam wznowienie w księgarniach - nie mogłam się oprzeć i oczywiście kupiłam.
To absolutnie cudowny, zaczarowany świat! Nie znałam jako dziecko opowieści...
Jedni mieli Misia Puchatka, a inni Misia Paddingtona. Z moim dzieciństwem jest związany ten drugi. Kochałam tę książkę jak byłam mała! Czytałam ją na okrągło! Ten słodki, nieporadny miś ciągle wpadający w tarapaty długo był moim nieodłącznym towarzyszem ;D Polecam całym sercem wszystkim małym poszukiwaczom przygód ;D
Jedni mieli Misia Puchatka, a inni Misia Paddingtona. Z moim dzieciństwem jest związany ten drugi. Kochałam tę książkę jak byłam mała! Czytałam ją na okrągło! Ten słodki, nieporadny miś ciągle wpadający w tarapaty długo był moim nieodłącznym towarzyszem ;D Polecam całym sercem wszystkim małym poszukiwaczom przygód ;D
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
10 gwiazdek, bo wszystkie lektury mojego dzieciństwa mają dla mnie wyjątkową wartość sentymentalną, a szczególnie te czytane po x razy. Taką lekturą jest też dla mnie "Mały lord". Moje wydanie odkąd pamiętam sprawiało wrażenie jakby się miało za chwilę rozlecieć ze starości, więc od zawsze było oprawione w jakiś papier. Nawet nie pamiętam jak wyglądała okładka. Ale w środku - stare, pożółkłe kartki błyszczącego gładkiego papieru, piękne szkice... Książka zaginęła, ale pamiętam nawet jaka była miękka i miła w dotyku ;D Uwielbiałam tego pięknego chłopca o delikatnych rysach, płowych włosach opadających na ramiona! Chłopca, który imponował nie tylko wyglądem (co z miejsca zresztą spodobało się próżnemu staremu hrabiemu), ale i odwagą, dobrym sercem, wrażliwością i niezwykłą ufnością dla ludzi. Obdarzał nią również tych, którzy na to zupełnie nie zasługiwali. I w tym leży sekret jego powodzenia, jak również i przyczyna tego, że został pokochany nawet przez największego wredotę świata, zdawałoby się niezdolnego do ciepłych uczuć - swojego arystokratycznego dziadka.
Wspaniała lektura dla młodych ludzi. Przyjemna i pokrzepiająca. Z bardzo pozytywnym przekazem :D
10 gwiazdek, bo wszystkie lektury mojego dzieciństwa mają dla mnie wyjątkową wartość sentymentalną, a szczególnie te czytane po x razy. Taką lekturą jest też dla mnie "Mały lord". Moje wydanie odkąd pamiętam sprawiało wrażenie jakby się miało za chwilę rozlecieć ze starości, więc od zawsze było oprawione w jakiś papier. Nawet nie pamiętam jak wyglądała okładka. Ale w środku...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Święta Wielkiej Nocy przypomniały mi o jeszcze jednej ukochanej lekturze z dzieciństwa. W poniedziałek wielkanocny obejrzałam film "Tajemniczy ogród" Agnieszki Holland. Nie pierwszy raz zresztą. Pora na jego przypomnienie wydaje się doskonała - w końcu to czas gdy przyroda budzi się do życia, cudowne Święto Zmartwychwstania... Kiedy pierwszy raz czytałam tę książkę zachwyciła mnie przyjaźń Mary z małym gilem. Była co najmniej tak rozczulająca jak moja przyjaźń z małą papużką falistą o imieniu Kubuś. Kubuś bardzo szybko się oswoił - siadał mi na głowie, a potem zsuwał się trzymając się szłapkami moich włosów i zeskakiwał na ramię ;D ćwierkał do mnie, domagał się pieszczot - uwielbiał głaskanie po brzuszku i dookoła główki. Wysypywałam proso na rękę, a on zaraz przylatywał do mnie, żeby je poskubać. Wspominam go z rozrzewnieniem i bananem na twarzy. Uwielbiałam dotyk jego małych szłapek na swojej dłoni. I zdawało mi się, że doskonale rozpoznaję wszystkie jego miny ;D Naturalnie rozumiem zachwyt Mary, która przy tym maleństwie z czerwonym brzuszkiem, po raz pierwszy w życiu zaczęła się uśmiechać. Utożsamiałam się z nią trochę. Wyrastałam w domu, w którym niewiele wskazywało na to, że mieszka w nim dziecko. W moim pokoju nigdy nie było dziecięcych sprzętów, kolory otoczenia były bardzo stonowane i straszyła mnie afrykańska maska wisząca na ścianie. Ale, w przeciwieństwie do Mary, miałam zabawki (które musiałam chować do szafy zaraz po zabawie). Widok z okna miałam też inny - wielkomiejski...
Ta lektura jest pełna wspaniałych opisów przyrody, co nie bardzo mi się podobało jak byłam mała. Moja wyobraźnia o tym jak piękne mogą być kwiaty i przyroda dookoła, nie była wystarczająca. Nie rozumiałam dlaczego mała Mary tak lubi sadzić kwiatki. Ale kiedy trochę dorosłam i pierwszy raz obejrzałam film, znowu zatopiłam się w lekturze i dopiero wtedy w pełni ją doceniłam.
To piękna opowieść o tym jak wiele znaczy odpowiednie otoczenie (w każdym tego słowa znaczeniu), jak cudownie można się pod jego wpływem samemu zmienić i odnaleźć w sobie życie i żywe, pozytywne emocje, oraz o tym, jak wiele może na tym zyskać to otoczenie właśnie. Polecam bardzo. I książkę i film. Ku pokrzepieniu serca.
Święta Wielkiej Nocy przypomniały mi o jeszcze jednej ukochanej lekturze z dzieciństwa. W poniedziałek wielkanocny obejrzałam film "Tajemniczy ogród" Agnieszki Holland. Nie pierwszy raz zresztą. Pora na jego przypomnienie wydaje się doskonała - w końcu to czas gdy przyroda budzi się do życia, cudowne Święto Zmartwychwstania... Kiedy pierwszy raz czytałam tę książkę...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to