-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać362
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
Biblioteczka
2023-01
2023-01
O wojnie…. delikatnie. W domach dobrych dusz. U ludzi, którzy cenią piękno, artystów, książki, historyczne pamiątki. Kochają to i próbują ocalić to piękno przed zniszczeniem. Starczy powiedzieć, że jednym z bohaterów jest kustosz Museum National d’Historie Naturelle i jego niewidoma młodziutka córka Marie-Laure. Przyszło im żyć w strasznych czasach, ale radzą sobie jak mogą. Nadal robią to co kochają. Konstruują makiety miast, z zapałem i wypiekami na twarzy czytają pełne porywających przygód książki Jules`a Verne`a. Zbierają ślimaki na słonecznej, francuskiej plaży i próbują ukryć przed najeźdźcą pewien piękny mały skarb….
Po drugiej stronie w niemieckim sierocińcu chowa się Verner, uwielbia bawić się radioodbiornikami, reperować je kiedy się zepsują. Sam się nauczył. W sprawach techniki jest na tyle błyskotliwy, że wysyłają go do bardzo wysoko cenionej, choć zarażonej straszliwą, nazistowską ideologią szkoły. Jest bardzo zdolny. Radzi sobie świetnie z urządzeniami służącymi łączności, więc wysyłają go na front, choć jest na to za młody…. Ciekawa byłam w jaki sposób los zetknie tych dwoje bardzo młodych, niewinnych ludzi. Świetna historia. Zupełnie nietypowo opowiedziana jak na historię wojenną, z większym akcentem na życie, niż na śmierć. I z tajemniczym Morzem Ognia…. A ja nadal wdycham morskie powietrze, słucham ptaków, penetruję nadmorskie groty… Polecam. Myślami wciąż wracam na piękne plaże Saint-Malo.
O wojnie…. delikatnie. W domach dobrych dusz. U ludzi, którzy cenią piękno, artystów, książki, historyczne pamiątki. Kochają to i próbują ocalić to piękno przed zniszczeniem. Starczy powiedzieć, że jednym z bohaterów jest kustosz Museum National d’Historie Naturelle i jego niewidoma młodziutka córka Marie-Laure. Przyszło im żyć w strasznych czasach, ale radzą sobie jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01
Ciężko zdobyć teraz tę książkę. Nowego wydania brak, a nieliczne egzemplarze wystawione w necie osiągają kosmiczne ceny. A jednak dorwałam drania, w czym pomógł mi pewien przyszły bibliotekarz.
Osiem gwiazdek nie bez powodu. Przede wszystkim za zmuszenie mnie do refleksji nad naszą rzeczywistością. Może nad swoją? Ja wiem najlepiej, że każdy ma inną. Co jest prawdziwe, a co nie? Co istnieje, a co nie? A może nie co, tylko dla kogo? Czym jest Matrix? Co jest pod spodem? Pod skórą? Co przeżywam i dlaczego, gdy wchodzę do sklepu mięsnego? Gdy widzę stosy nóżek i skrzydełek? Jakie to budzi we mnie skojarzenia? I dlaczego myślami wracam wtedy do Matrix? Dlaczego nie szokuje mnie zupełnie postawa i tezy Elizabeth Costello? I nie zaszokowała by mnie nawet czterdzieści lat temu? Pewne wizje są jakby żywcem wyciągnięte z mojej dziecięcej głowy. Pewne sprawy dręczą mnie od wielu lat.
Jest tu jeden esej, który mógł wprawić w furię naszą prawicę. "Znowu zaczynamy przypominać plemię". Ta książka była wydana w 2012 r., a tu jest mowa o katastrofie smoleńskiej z 2010. Odważnie. Jak na taki krótki czas po katastrofie, to powiedziałabym, że bardzo odważnie. Ale myślę, że wielu ludzi tak wtedy myślało, choć niewielu miało odwagę to powiedzieć.
Spodobały mi się „Pliki podróżne”. Egzotyczne i ciekawe. Można się sporo dowiedzieć. Co kraj to obyczaj przecież, a to zawsze jest ciekawe. Najbardziej jednak zachwycił mnie esej o szwajcarskim święcie śmieci. Jak daleko jesteśmy za cywilizowaną Europą pod pewnymi względami…. Co „mały stronniczy przewodnik..” krok po kroku udowadnia.
Zachwycił mnie też opis Odry. Tak o rzece może pisać tylko Olga Tokarczuk. I bardzo spodobał mi się esej o języku naszym ojczystym. Uświadomił mi wiele spraw.
No i „Moment niedźwiedzia”. Chyba każdy ma jakiś swój… Tak sądzę. Chociaż może nie wszyscy lubią się do tego przyznawać.
Świetna książka. Jak najbardziej polecam tę pozycję.
Ciężko zdobyć teraz tę książkę. Nowego wydania brak, a nieliczne egzemplarze wystawione w necie osiągają kosmiczne ceny. A jednak dorwałam drania, w czym pomógł mi pewien przyszły bibliotekarz.
Osiem gwiazdek nie bez powodu. Przede wszystkim za zmuszenie mnie do refleksji nad naszą rzeczywistością. Może nad swoją? Ja wiem najlepiej, że każdy ma inną. Co jest prawdziwe, a...
2023-01
Dawno temu… czytałam książki tego autora i pamiętam, że byłam nimi zachwycona. Ma swój styl. Zdążyłam niestety zapomnieć jak dobrze pisze. To zbiór ciekawych obyczajowych historii, których osią wspólną jest hotel Grand w Sopocie. Nie byle jaki hotel. Zatrzymywali się tu rozmaici znamienici goście. To hotel z duszą i przepiękną historią. A bohaterowie tych opowieści przeżywają tu swoje życiowe rozterki. Napisane zgrabnie i lekko, czyta się bardzo dobrze. To najczęściej niezbyt wesołe historie, a jednak parę razy się uśmiałam. To w końcu powieść utalentowanego pisarza, który w delikatny sposób podsuwa czytelnikowi mądrości doświadczonej życiowo osoby. Inteligentnie i nienachalnie, w sposób bardzo wyważony. Z czystym sumieniem mogłabym polecić tę książkę każdemu kto chciałby poczytać dobrą obyczajową powieść.
Dawno temu… czytałam książki tego autora i pamiętam, że byłam nimi zachwycona. Ma swój styl. Zdążyłam niestety zapomnieć jak dobrze pisze. To zbiór ciekawych obyczajowych historii, których osią wspólną jest hotel Grand w Sopocie. Nie byle jaki hotel. Zatrzymywali się tu rozmaici znamienici goście. To hotel z duszą i przepiękną historią. A bohaterowie tych opowieści...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-06
Olive. Któż nie zna takich ludzi? Do przyjemnych i uprzejmych osób ona z pewnością nie należy. Ale takich jak ona nie sposób nie szanować. Kiedy zaczęłam czytać opowieść o Olive, wydawało mi się, że jest to coś na kształt "Smażonych zielonych pomidorów". Niestety. Mówię tak, bo jest to lektura przygnębiająca. Wprowadziła mnie w dość melancholijny nastrój. A każdy kolejny rozdział ten stan pogłębiał. Właściwie jest to zbiór opowiadań o mieszkańcach miasteczka Crosby. A Olive się zawsze gdzieś w nich przewija, albo uczestniczy w wydarzeniach, albo jest w jakiś sposób wspominana. Jak to napisał nieodżałowany Carlos Ruiz Zafon: "Istniejemy póki ktoś o nas pamięta." Ta książka to taki mały pomnik pamięci tej kobiety. Może dlatego otrzymała nagrodę Pulitzera? Polecam. Dobra obyczajowa historia.
Olive. Któż nie zna takich ludzi? Do przyjemnych i uprzejmych osób ona z pewnością nie należy. Ale takich jak ona nie sposób nie szanować. Kiedy zaczęłam czytać opowieść o Olive, wydawało mi się, że jest to coś na kształt "Smażonych zielonych pomidorów". Niestety. Mówię tak, bo jest to lektura przygnębiająca. Wprowadziła mnie w dość melancholijny nastrój. A każdy kolejny...
więcej mniej Pokaż mimo toNigdy nie byłam amatorką fizyki i wstyd się przyznać… do dzisiaj nie jestem. Mówię tak, bo myślę, że człowiek powinien trochę wiedzieć o mechanizmach rządzących światem (wszechświatem) w sensie całkowicie dosłownym. Zawsze podziwiałam ludzi, którzy się tym zajmują, ale nigdy nie miałam wystarczającej wyobraźni, ani wystarczająco ścisłego umysłu aby to ogarnąć. A może chodzi o niezwykły, nieszablonowy sposób myślenia? Wzięłam tę książkę do ręki z ciekawości. Momentami bywa trudno i trzeba mocno się skupić, ale przyznam, że jest ciekawie. Rzecz o czarnych dziurach i horyzoncie zdarzeń zmusza do trochę innego, niestandardowego myślenia. Muszę jednak przyznać autorowi, że bardzo stara się przybliżyć zagadnienia przez całkiem trafne porównania do rzeczy, które znamy tu na Ziemi. Nawet jeśli jakimś cudem zdołam dzięki temu pewne rzeczy pojąć, to pewnie nie potrafię tej wiedzy zsyntetyzować. Dla takiego laika w dziedzinie fizyki jak ja, to lektura do wielokrotnego czytania. Czytając tę książkę lepiej już mieć pewien zasób wiedzy i być obeznanym z pewnymi pojęciami. Anihilacja, entropia… Taka mała powtórka wiedzy szkolnej. Jednakowoż polecam i życzę powodzenia w niestandardowym myśleniu.
Nigdy nie byłam amatorką fizyki i wstyd się przyznać… do dzisiaj nie jestem. Mówię tak, bo myślę, że człowiek powinien trochę wiedzieć o mechanizmach rządzących światem (wszechświatem) w sensie całkowicie dosłownym. Zawsze podziwiałam ludzi, którzy się tym zajmują, ale nigdy nie miałam wystarczającej wyobraźni, ani wystarczająco ścisłego umysłu aby to ogarnąć. A może...
więcej mniej Pokaż mimo to
Znowu nadrabiam zaległości. To lektura licealna. I w sumie trudno się dziwić. Jeśli istnieje twórca piszący w ten sposób, to średnio wykształcony człowiek musi to wiedzieć, niezależnie od tego czy gustuje w tego rodzaju prozie czy nie. To prawdziwa gimnastyka dla mózgu i wyobraźni. Poza tym ten rodzaj fantazji niebezpiecznie zderza się z moimi własnymi dziecięcymi imaginacjami. To dla mnie dość szokujące odkrycie. Przykładem opowiadanie „Manekiny”, które przypomniało mi moją trwającą od dzieciństwa zdolność widzenia twarzy tam gdzie ich nie ma, w elementach nieożywionych. Podoba mi się fakt, że to zostało napisane z pozycji dziecka. Uświadomiło mi to, że miałam kiedyś jako maluch podobnie oniryczne doświadczenia. Choć oczywiście nie potrafiłabym tego ubrać w odpowiednie słowa.
Polecam, bo taka forma prozatorska to jest coś jedynego w swoim rodzaju, co stanowi walor sam w sobie. Można się też sporo nauczyć. Parę wyrazów musiałam sobie przetłumaczyć ze słownikiem. A myślałam, że znam język polski (?) Momentami jest niełatwo. Ale za to ciekawie. Te opowiadania mają swój klimat i koloryt. Polecam ze wszech miar.
Znowu nadrabiam zaległości. To lektura licealna. I w sumie trudno się dziwić. Jeśli istnieje twórca piszący w ten sposób, to średnio wykształcony człowiek musi to wiedzieć, niezależnie od tego czy gustuje w tego rodzaju prozie czy nie. To prawdziwa gimnastyka dla mózgu i wyobraźni. Poza tym ten rodzaj fantazji niebezpiecznie zderza się z moimi własnymi dziecięcymi...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wpadła mi w ręce Szafa Olgi Tokarczuk. Jakkolwiek dwuznacznie by to nie brzmiało. Takie to małe, a cieszy. Najdłuższe opowiadanie zatytułowane „Numery” zrobiło na mnie największe wrażenie. Poruszające, niepokojące. Czytałam nawet powtórnie, na głos mojej rodzicielce. Powiem krótko: skóra mi trochę ścierpła na głowie. W sumie mogę sobie wytłumaczyć, że takie sprzątanie hotelowych pokoi to niezwykle nudna i wyczerpująca praca. Może nietrudno zrozumieć, że wykonująca ją osoba, dysponująca niesłychanie bogatą wyobraźnią, tworzy przy tej okazji swoje światy, ale dotarła do mnie z wielką mocą świadomość, że taka pokojówka stanowczo za dużo o bywalcach hoteli wie. Rozkłada ich na części pierwsze, niemalże na atomy. Jest niczym Sherlock Holmes analizujący w tym swoim biało-różowym wdzianku ślady czyjegoś pobytu. Mam nadzieję, że nie wszystkie pokojówki mają takie skłonności ;D
A tak na serio: byłam pod wielkim wrażeniem tego opowiadania. Tego, że można wysnuć takie ciekawe historie o ludziach, których się nigdy nie spotkało, dotykając ich rzeczy, wynosząc ich śmieci. Trochę jak detektyw, trochę jak jasnowidz. Ciekawe ile w tym o nich prawdy? I ten strumień niesamowitości, między wierszami…
Tytułowa Szafa przypomniała mi dzieciństwo. Miałam parę lat na krzyż, gdy do mojego domu trafiła wielka szafa trzydrzwiowa. Wiem o czym mowa. Polecam.
Wpadła mi w ręce Szafa Olgi Tokarczuk. Jakkolwiek dwuznacznie by to nie brzmiało. Takie to małe, a cieszy. Najdłuższe opowiadanie zatytułowane „Numery” zrobiło na mnie największe wrażenie. Poruszające, niepokojące. Czytałam nawet powtórnie, na głos mojej rodzicielce. Powiem krótko: skóra mi trochę ścierpła na głowie. W sumie mogę sobie wytłumaczyć, że takie sprzątanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-01
Zacznę może od tego, że opowiadania to nie jest moja ulubiona forma literacka. Krótkie to to, zanim się człowiek wdroży w klimat, zanim zdąży związać się z bohaterami, to już się to to kończy. Jakoś nie umiem polubić opowiadań. Zawahałam się więc trochę, kiedy ten zbiór wpadł mi w ręce. Ale ponieważ autorka jest już mocno docenianą literatką, nie tylko w Polsce, ale i poza granicami kraju, więc uznałam, że spróbuję. To moje pierwsze z nią spotkanie.
Wczoraj skończyłam czytać ostatnie opowiadanie i myślę, że pani Olga jest osobą o wyjątkowej wrażliwości. Łapie o wiele więcej niż przeciętny zjadacz chleba fal z otoczenia. Czasem wskakuje w jakąś zupełnie nieznaną mi, inną częstotliwość. W "rozedrgany strumień iluzji". I jak to zwykle bywa, ciekawość zawsze wygrywa, kiedy odkrywam coś zupełnie nowego w tym co widzę na co dzień. Dlatego muszę przyznać, że ta literacka przygoda bardzo mi się podobała. Jedne opowiadania utkwiły mi w głowie bardziej, inne trochę mniej. Patrzę teraz na spis treści i wiem, że kilka już mi powoli umyka. Ale trudno się dziwić, bo jak to pisze pani Olga: "(...) i dym i pamięć mają tę samą naturę – ulotne smugi nieoczekiwanie zwijające się w kółeczka, w zawijasy, w transparentne porządki warstw, które trwają przez chwilę w udawanej strukturze, a potem bezpowrotnie przepadają. Przy odrobinie skupienia można (...) za sprawą niepojętego cudu zamienić te ulotności w słowa i zdania".
Pani Olga pisze o wielu zupełnie różnych od siebie rzeczach, gra na wielu bębenkach. Jest tu o ludziach i ludzkiej naturze, o wypalających się z wolna uczuciach lub takich, które w ogóle nie powinny się nigdy pojawić, o mieście, o kawałkach naszej historii tkwiącej w oparach absurdu, o życiu w PRL, które jak się okazuje może mieć w sobie jakąś magię, a czasem o rzeczach zupełnie niezwykłych, jakby nie z tej planety, wokół których autorka buduje całą skomplikowaną opowieść, wszystko zyskuje jakąś czarowną otoczkę. Przy czym jest w tym jakaś dbałość o szczegóły. Czytając te opowiadania czuje się zapachy, widzi się wnętrza, można czegoś dotknąć, obserwować każdy ruch i słyszeć wszystkie dźwięki.... Można się nad tymi historiami zadumać, ale i można się też trochę pośmiać.
Czy wiecie, że "każde, najdrobniejsze wydarzenie ma nieskończenie ważne miejsce w całym łańcuchu naszych doznań"? "Każda chwila jest na wagę świata". Warto o tym pamiętać.
Umberto Eco napisał kiedyś: "kto czyta, ten żyje podwójnie". Ale ci, co czytali opowiadanie: "Otwórz oczy, już nie żyjesz" powiedzą pewnie, że mistrz się myli. Bo z powodzeniem, można żyć potrójnie. Ale do tego to trzeba mieć niezły warsztat. I tego pani Oldze wypada zazdrościć.
Na pewno wrócę do tej autorki. Zaintrygowała mnie. Ale wolałabym jakąś jedną, a dłuższą historię.
Zacznę może od tego, że opowiadania to nie jest moja ulubiona forma literacka. Krótkie to to, zanim się człowiek wdroży w klimat, zanim zdąży związać się z bohaterami, to już się to to kończy. Jakoś nie umiem polubić opowiadań. Zawahałam się więc trochę, kiedy ten zbiór wpadł mi w ręce. Ale ponieważ autorka jest już mocno docenianą literatką, nie tylko w Polsce, ale i poza...
więcej mniej Pokaż mimo to2015
Nie lubię niedokończonych historii. Ale ta, jest trochę "inna" z założenia. Nad tytułowym Nilem, na barce spotykają się: główny księgowy, krytyk sztuki, aktor, literat, adwokat i urzędnik i odbywają dyskusje o życiu, o śmierci, o miłości, a czasami po prostu o niczym. Prawdę mówiąc spodziewałam się mądrzejszych rozmów, ale mogłam się spodziewać, że trudno takowych oczekiwać od osób w odmiennym stanie świadomości (chociaż nawet totalny pijak ociera się czasem w swych wypowiedziach o poezję ;D). Podstawowym ich zajęciem jest popalanie haszyszu, a najważniejszymi gadżetami są tzw nargile (fajki wodne). W takim stanie jak wiadomo libido nie zna hamulców, a więc kobiety, seks, nargile, a czasami któryś z tych filozofów palnie coś, co może i można uznać za w miarę mądre. Niektórzy z tych znawców pewnie chwilowo dotykają jakiegoś absolutu, co sprawia, że "świat wydaje się dziwny, pozbawiony swojego miejsca w czasie, może nawet nieistniejący". Nagle wśród naszych bohaterów pojawia się znana dziennikarka. Intryguje ją ich bierność, ucieczka przed życiem, przed odpowiedzialnością. Według niej, mądrzy ludzie tracą czas i uciekają od kłopotów, zamiast szukać "zbawiennych rozwiązań dla świata arabskiego, planety, a nawet kosmosu". Na zarzut, że odwołując się do absolutu ucieka się przed odpowiedzialnością, odpowiadają oni, że jest wielu takich, dla których odpowiedzialność jest drogą ucieczki przed absolutem. Nie ma to jak naćpany wykształciuch. Takiego nie przegadasz.
"zastanówcie się chłopcy nad dystansem, który człowiek przebył z jaskini do kosmosu bo wy, sukinsyny, będziecie jak bogowie zabawiać się wśród gwiazd".
No i zabawiają się. A że to pasywność, niemoralność i intelektualne samobójstwo? Jakie to ma znaczenie, skoro "jesteśmy naturalni i bez skazy. A normy etyczne w myśl których uznaje się nas za winnych, są martwe, bo zostały przeniesione z martwej epoki. Jesteśmy prekursorami nowej, prawdziwej moralności niezdefiniowanej jeszcze przez jurysdykcję". Takie nastroje muszą skutkować mocną reakcją otoczenia lub porządnym kopem od życia. Wystarczy ruszyć się z tej barki, aby doszło do tragedii. A wtedy pod znakiem zapytania stanie moralność nie tylko ludzi w odmiennym stanie świadomości, ale również ich oskarżycielki szczycącej się swoją powagą, zasadami i odpowiedzialnością.
Koniec tej historii można sobie dośpiewać (pod wpływem używek lub nie) i mimo że nie jest do końca klarowna - warto poczytać. Nie dla intrygi, nie dla mądrości - dla klimatu. Dla zachodów słońca nad Nilem, chmar białych gołębi, dla zapachu akacji i eukaliptusów i ciężkiego zapachu rzecznej wody. Dla "zdumiewającej hipnozy, stanu, który zapewniają nargile". Dla ciekawych, intrygujących, niespiesznych i nieprzerażających haszyszowych wizji (aż sama nabrałam ochoty na zapalenie takiej fajki ;D). Ponoć "żart i powaga to dwa określenia tej samej rzeczy". Czy w świecie, w którym komary są zaliczane do ssaków można liczyć na jakąś prawdę? Czy wszystko jest z góry fałszywe?
Nie lubię niedokończonych historii. Ale ta, jest trochę "inna" z założenia. Nad tytułowym Nilem, na barce spotykają się: główny księgowy, krytyk sztuki, aktor, literat, adwokat i urzędnik i odbywają dyskusje o życiu, o śmierci, o miłości, a czasami po prostu o niczym. Prawdę mówiąc spodziewałam się mądrzejszych rozmów, ale mogłam się spodziewać, że trudno takowych oczekiwać...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07
Przeczytałam kiedyś w jakimś niesłychanie poważnym artykule naukowym dotyczącym ogólnie przyszłości ludzi, opinię jednego ze znanych naukowców – wizjonerów, że w 2030 r. nie będzie już ani jednego normalnego człowieka na Ziemi. Utkwiło mi to w głowie, nie wiem czemu. Może przez tę dokładność w obliczeniach ;D Zrobiło to na mnie duże wrażenie. Często zresztą mi się to przypomina i szczególnie w ostatnim czasie wydaje mi się, że proces jest dawno w toku i jest już nie do zatrzymania. Oczywiście zawsze można zadać sobie pytanie: czym jest "normalność", bo mogło by się wydawać, że to wcale nie jest takie oczywiste. Umówmy się więc, że chodzi o występujące w mniejszym lub większym stopniu zaburzenia psychiczne. W tym – zwykły brak równowagi. Rozedrganie, chaos i bezsilna próba utrzymania się na powierzchni wszelkimi sposobami, skupienie wyłącznie na sobie i własnej słabości, takie pękanie od środka... Rzecz nabyta. Nigdy bez powodu....
Czy lepiej żyć w takim świecie, czy może lepiej by nam było w świecie Lennie`go? Rzecz wrodzona. Tak po prostu. Ufność, radość i dobroć. Jak u dziecka. Problem w tym, że ktoś taki nie ma się jak obronić przed naszym światem. Przed nami. A wielkie i silne łapy niewiele w tym przypadku pomagają. Często są przyczyną ogromnych kłopotów. Ale zdarza się, że taki biedak ma szczęście i znajdzie wśród nas bezinteresownego obrońcę. Ilu takich obrońców jeszcze w tym świecie ludzi naznaczonych syndromem 2030? Nie wystarczy, że będą przyzwoici i uczuciowi - myślę, że większość z nas taka jest. Muszą do tego być jeszcze wystarczająco silni i odporni...
O czym ta książka? O małych i wielkich marzeniach. O tym, że dają paliwo do życia. O tym, że zawsze warto je mieć i jak najczęściej o nich myśleć i mówić. Bo może się zdarzyć wśród naszej szarej kryzysowej codzienności, że coś co zdawało się nieosiągalne, nagle, przez przypadek, stanie się czymś realnym i na wyciągnięcie ręki...
O czym jeszcze? O tym, że zawsze trzeba mieć przy sobie kompana, przyjaciela, o tym że życie jest wtedy łatwiejsze, nawet gdy są powody do narzekań... O naturalnej potrzebie opiekowania się innym człowiekiem czy innym stworzeniem. To takie proste. Wręcz banalne. Prawda?
A czy wobec tego, całkiem nieprzypadkowy strzał od tyłu, w potylicę, może pochodzić z dobrego serca? Z braterskiej miłości?
Wysoka nota. Warto.
Przeczytałam kiedyś w jakimś niesłychanie poważnym artykule naukowym dotyczącym ogólnie przyszłości ludzi, opinię jednego ze znanych naukowców – wizjonerów, że w 2030 r. nie będzie już ani jednego normalnego człowieka na Ziemi. Utkwiło mi to w głowie, nie wiem czemu. Może przez tę dokładność w obliczeniach ;D Zrobiło to na mnie duże wrażenie. Często zresztą mi się to...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06
Lektura torebkowa. Wygodnie nieobszerna. Ale wspominałam już, że nie przepadam za opowiadaniami? Jak na mój gust za szybko się kończą i w związku z tym rzadko zostają mi na dłużej w głowie. Tak było i tym razem. A co mi w tej głowie utkwiło? Ze trzy sztuki. W tym opowiadanie tytułowe. Jest najdłuższe i najbardziej zagrało mi na emocjach. Niezależnie od tego jak bardzo niewiarygodna jest ta historia, to niewiarygodnie smutna jest na pewno. Po raz pierwszy czytałam utwory tego autora. To przedstawiciel tak zwanego realizmu magicznego. Spotkałam się już z tym gatunkiem w literaturze i muszę przyznać, że zrobił na mnie duże wrażenie. Ale tamto, to były powieści, a to są tylko opowiadania. Nierzeczywiste i krótkie, więc szybko mi umykają. W trakcie czytania jednak człowiek jest w zupełnie innym świecie. Tu ważny jest klimat. I może tylko to? Miło spędziłam przy nich czas. A nawet dobrych parę razy się uśmiechnęłam. Nawet przy niewiarygodnie smutnej historii. Te utwory wyróżnia specyficzne poczucie humoru autora. A to mi się po prostu podoba.
Lektura torebkowa. Wygodnie nieobszerna. Ale wspominałam już, że nie przepadam za opowiadaniami? Jak na mój gust za szybko się kończą i w związku z tym rzadko zostają mi na dłużej w głowie. Tak było i tym razem. A co mi w tej głowie utkwiło? Ze trzy sztuki. W tym opowiadanie tytułowe. Jest najdłuższe i najbardziej zagrało mi na emocjach. Niezależnie od tego jak bardzo...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10
Zachęcił mnie tytuł, ale opowieści tego rodzaju się nie spodziewałam. Jeśli mam być szczera, gdybym miała się kierować tylko tytułem, to byłabym teraz rozczarowana. To opis jednego dnia człowieka, który nie radzi sobie z życiem i zbyt często liczy na to, że inni go wyręczą w zmaganiu się z nim. Popełnia pomyłkę za pomyłką, ryzykuje przyszłością swoją i innych, daje się wciągnąć w spółkę z podejrzanym typem w ryzykowny, niepewny interes. I w dodatku ma pretensje do rodziny o to, że nic mu w życiu nie wychodzi. Co złego to przecież nie on! Męczący to był dzień, nie powiem. Symboliczne zakończenie zagrało mi na emocjach. Dobre, ale to jedna z tych lektur, do których na pewno nie będę wracać.
Zachęcił mnie tytuł, ale opowieści tego rodzaju się nie spodziewałam. Jeśli mam być szczera, gdybym miała się kierować tylko tytułem, to byłabym teraz rozczarowana. To opis jednego dnia człowieka, który nie radzi sobie z życiem i zbyt często liczy na to, że inni go wyręczą w zmaganiu się z nim. Popełnia pomyłkę za pomyłką, ryzykuje przyszłością swoją i innych, daje się...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-03
Ta książka mogłaby nazywać się "Zapachniało Arcydzięglem". Przepełniona zapachami ziół, kwitnących sadów, niezwykła podróż przez czasy. Czasy płyną i wszystko się zmienia, a Prawiek i jego mieszkańcy trwają. Wszystko co się im przytrafia przemyka jakby mimochodem, mimo, że czasy bywają straszne, ale przecież ciągle płyną i wszystko mija.... poczekaj... nawet największa żmija w końcu mija. Starczy dać podziałać czasom.
Ta książka to bardzo klimatyczna, delikatnie odrealniona historia. Przede wszystkim dzięki tajemniczej kobiecie, Kłosce. Butna i niepodległa, nie przyjmuje znikąd pomocy, a ludzie się jej trochę boją. Sądzą, wcale nie bez racji, że posiadła jakąś tajemną wiedzę. Kłoskę cechują niezwykłe umiejętności - niczym wiedźma dobrze zna się na ziołach i posiada dar przepowiadania. Potrafi też uleczyć ludzką duszę. To dzięki niej ten rys niesamowitości w tej historii. Ale wieś Prawiek sama w sobie jest niezwykła. Ta nazwa idealnie do niej pasuje. Raz zdaje się nie istnieć, a raz być istną osobliwością w czasoprzestrzeni. A może jest grą niczym Jumanji, w której wszyscy mieszkańcy biorą udział? Tylko rzut kostką okazuje się być dużo bardziej zgubny w skutkach.... A może naprawdę tak wygląda centrum wszechświata?....
Muszę przyznać, że mam dużą przyjemność w poznawaniu dzieł pani Olgi. Nie pierwszy raz to stwierdzam. Czytałam już opowiadania. Pani Olga pięknie zestawia ze sobą proste słowa. Ta lekkość pióra i prostota w połączeniu z mądrym przekazem jest fascynująca. Frazy brzmią niesamowicie. Nie sądziłam, że można tak pięknie opowiadać choćby o grzybni i pleśni. Jako numerologiczna czwórka też jestem zachwycona. Wiedziałam, że czwórka to magiczna cyfra!
Jest w tej historii nad czym zapłakać, ale i z czego się pośmiać. Chyba najbardziej się uśmiałam przy fragmencie, w którym uświadamiają Izydora. Dowiedział się chłopaczek, że w tym świecie wszystko do siebie pasuje. Tak już jest po prostu ;D Te uświadamiające wynurzenia brzmią wariacko i filozoficznie zarazem. Czysta poezja...
Bardzo polecam. Także audiobooka. Świetna interpretacja Mai Ostaszewskiej również zasługuje na uwagę.
Nie wiem dlaczego tak się stało, ale powieść "Bieguni" po 150-ciu stronach odłożyłam. Zdawała się dla mnie zbyt ulotna, zbyt nieuchwytna. A może to był niewłaściwy moment? Może na dziś potrzebowałam dla siebie czegoś takiego jak "Prawiek..." właśnie. Poczekam, przyjdą na nią właściwe czasy.
Ta książka mogłaby nazywać się "Zapachniało Arcydzięglem". Przepełniona zapachami ziół, kwitnących sadów, niezwykła podróż przez czasy. Czasy płyną i wszystko się zmienia, a Prawiek i jego mieszkańcy trwają. Wszystko co się im przytrafia przemyka jakby mimochodem, mimo, że czasy bywają straszne, ale przecież ciągle płyną i wszystko mija.... poczekaj... nawet największa...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05
Spodziewałam się czegoś innego. Myślałam, że to będzie jakaś dłuższa opowieść. A to po prostu zbiór snów i innych chwilowych niesamowitości. To takie miniopowieści, które autorka przeplata ze sobą, co jakiś czas wracając do snów, które na chwilę porzuciła. Tak samo jak powraca do świata, w którym spotyka się z Martą. A może to też jest sen? Tak jak waleczne trawy, zwierzęta, których nie ma („a szczególnie to wielkie, nieruchawe stworzenie, które w nocy siedzi na skrzyżowaniu dróg…”), drewniany kapelusz przeciwko wpływom planety i cudze myśli w cudzych peruczanych włosach. Pani Olga potrafi tak pisać, że rzeczy autentyczne również wydają się snem. Zimowe grzyby (pierwszy raz usłyszałam o flammulinie), Pietno, do którego nigdy w zimie nie dociera słońce, regularność wędrówek lisa czy przedziwna historia św. Kumernis z Wambierzyc. Grzyby. Grzybów tu pełno. I ciekawych przepisów. Na przykład tort z muchomora czerwonego ;D przyznam, że zestaw składników brzmi całkiem smacznie ;D Rozczuliła mnie opowieść o aloesie. Przyznam, że zastanawiałam się już wcześniej nad nieśmiertelnością tej rośliny. Na parapecie w moim domu stoi taki jeden. Od zawsze. Odkąd pamiętam. A mam już trochę wiosen na karku. Czasem zdaje się, że ta roślina zupełnie niczego nie potrzebuje. Mocarstwa upadają, a ona po prostu trwa. Czasem się do niej uśmiechnę i coś jej daję jak mi się przypomni. Nigdy się na mnie nie pogniewała. A kiedyś, lata temu uratowała moje zdrowie i moją cielesną powłokę. I wierzę w to, co napisała pani Olga. Aloes, młoda-stara roślina, wielotysięczne wcielenie nieśmiertelnej substancji od naszych przodków z Afryki, nosi w sobie pamięć afrykańskiego słońca. Miło jest tak myśleć patrząc na nią. Często też myślę, że oprócz talentu pisarskiego trzeba mieć też jakiś dodatkowy rejestr do odbioru dodatkowych bodźców ze świata, żeby pisać jak pani Olga. Dzięki niej mamy szansę „usłyszeć mysie metropolie w ścianach, korniki w nogach stołu, być ogłuszonym gwizdem spadających meteorów i mrożącym krew w żyłach szumem komety”. Dzięki niej możemy zobaczyć wnętrze Ziemi – „granitową wątrobę, serce z piaskowca, jelita podziemnych rzek”, a także usłyszeć milczącą opowieść szemrzącego świetlisto komputera. Cudnie jest słuchać opowieści o kosmicznych cudach i cynowym talerzu leżącym na stole. Przywodzą na myśl rozważania Victora Hugo o znaczeniu wszechrzeczy, od „lotu komet na firmamencie do drobnoustrojów w kropelce wody, o olbrzymich trybach, których pierwszym motorem jest maleńka muszka, a ostatnim kołem - gwiazdy Zodiaku”. Jeśli ktoś lubi takie klimaty, to polecam bardzo. Także audiobooka, który czyta sama autorka, kobieta o delikatnym, spokojnym, przyjemnym głosie.
Spodziewałam się czegoś innego. Myślałam, że to będzie jakaś dłuższa opowieść. A to po prostu zbiór snów i innych chwilowych niesamowitości. To takie miniopowieści, które autorka przeplata ze sobą, co jakiś czas wracając do snów, które na chwilę porzuciła. Tak samo jak powraca do świata, w którym spotyka się z Martą. A może to też jest sen? Tak jak waleczne trawy,...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-06
Nigdy jakoś nie miałam ochoty przeczytać tej książki, mimo że była licealną lekturą. Omijałam ją szerokim łukiem. Kiedyś jednak trzeba nadrobić zaległości. Kiedy, jak nie teraz? Czy taki wybór czytelniczy to objaw jakiegoś masochizmu? Ludzie już tak na ogół mają, tak lubią. Właśnie tak. Przekornie. Miał rację pan Kurtzweil. Pewnie już wariujemy. W każdym razie dzieła tego typu znikają ponoć teraz z księgarń jak świeże bułeczki z piekarni.
Byłam zaskoczona. Spodziewałam się zalewu paskudnych opisów choroby, ohydnych wyziewów, straszliwych zapachów rozkładających się na ulicach ciał i wszechobecnej rozpaczy oraz bezradności wobec szerzącej się w nieopisanym tempie zarazy. Pokutuje u mnie chyba jakaś średniowieczna wizja. A tu… jakbym czytała czyjś dziennik z roku 2020. Opisano tu sposoby władz i odpowiednich służb na walkę z epidemią. Cała ta otoczka, obostrzenia, zamykanie bram, kwarantanna, upadające biznesy, strach o przyszłość, potem powolne odmrażanie i beztroska w postępowaniu ludzi spragnionych wolności, kontaktu ze światem… Wszystko to wygląda dokładnie tak samo jak dziś (choć na szczęście zaoszczędzono nam ohydy tysięcy zdychających szczurów). I ci najlepsi z najlepszych dokonujący żywota na pięć minut przed zwycięstwem… I te codzienne statystyki. Statystyki są ważne. Zastanawialiście się czemu i komu one służą lub co powodują? Co prawda tysiąc pięćset ludzi zmarło, ale piętnaście tysięcy wyzdrowiało. Hiphip! Co prawda pół miliona ludzi nie żyje, ale pięć milionów zostało uratowanych. Hura!
Warto było przeczytać. Dla samego zadziwienia. I ku przestrodze…
Nigdy jakoś nie miałam ochoty przeczytać tej książki, mimo że była licealną lekturą. Omijałam ją szerokim łukiem. Kiedyś jednak trzeba nadrobić zaległości. Kiedy, jak nie teraz? Czy taki wybór czytelniczy to objaw jakiegoś masochizmu? Ludzie już tak na ogół mają, tak lubią. Właśnie tak. Przekornie. Miał rację pan Kurtzweil. Pewnie już wariujemy. W każdym razie dzieła tego...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01
To magiczna, filozoficzna, refleksyjna i nostalgiczna powieść drogi. Niezwykła wyobraźnia i piękny język, którym posługuje się autorka czynią tę lekturę niezmiernie wciągającą. Jak zawsze utwór pani Olgi to wrota do innego świata, innej rzeczywistości. Podziwiam autorkę nieustająco za magię słów i baśniową otoczkę, którą potrafi stworzyć. Motyw podróży ma tu swoje uzasadnienie.
Ta podróż, to nadzieja kilkorga bardzo różniących się od siebie ludzi na odnalezienie św. Graala, czyli w tym przypadku Księgi, Źródła Wszelkiej Mądrości. Każdy z nich ma inne motywacje, inne pragnienia, wszyscy jednak poszukują sensu. Czy ta księga ma dla nich odpowiedzi? Czy możliwa jest jasna i prosta, uniwersalna odpowiedź na pytanie o sens życia? A może wystarczy to, że posuwamy się naprzód? Ważne też, że z kimś u boku. To zawsze wzbogaca. Czegoś się dowiadują jednak nasi podróżnicy… i bez Księgi. I my też mamy sporo do przemyślenia. Warto.
To magiczna, filozoficzna, refleksyjna i nostalgiczna powieść drogi. Niezwykła wyobraźnia i piękny język, którym posługuje się autorka czynią tę lekturę niezmiernie wciągającą. Jak zawsze utwór pani Olgi to wrota do innego świata, innej rzeczywistości. Podziwiam autorkę nieustająco za magię słów i baśniową otoczkę, którą potrafi stworzyć. Motyw podróży ma tu swoje...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przeczytana wyjątkowo szybko. Dawno nic mnie tak nie wciągnęło. Lekko i zgrabnie napisana.
Krótkie rozdziały, krótkie sceny. W sam raz jak przystało na dobrą rozrywkę. Bałam się krwawej jatki, ale na szczęście okazało się, że mam do czynienia z lżejszą lekturą niż się spodziewałam, niż wynikało to z opisów. Całkiem zgrabny kryminałek.
Tak naprawdę to nigdy nie przyszło mi to do głowy. Że taki wycieczkowiec, to świetne miejsce, żeby po prostu… zniknąć. I nie mówię o tym, że można się pogubić we wszystkich jego zakamarkach, najdziwniejszych na świecie pomieszczeniach. Choć na bank można. Teraz wiem to już na pewno. Mówię… o czymś innym. O czym? Polecam do przeczytania. Na wakacjach. Najlepiej w podróży morskiej :p
Przeczytana wyjątkowo szybko. Dawno nic mnie tak nie wciągnęło. Lekko i zgrabnie napisana.
Krótkie rozdziały, krótkie sceny. W sam raz jak przystało na dobrą rozrywkę. Bałam się krwawej jatki, ale na szczęście okazało się, że mam do czynienia z lżejszą lekturą niż się spodziewałam, niż wynikało to z opisów. Całkiem zgrabny kryminałek.
Tak naprawdę to nigdy nie przyszło mi...
Warto przeczytać. Byłam bardzo pod wrażeniem głównej bohaterki, która mogłaby być zastraszoną i zahukaną myszką i biernie poddawać się złemu traktowaniu. Przecież nigdy nie znała niczego innego. Zawsze jednak próbowała dociec dlaczego tak jest i nigdy się temu nie poddawała. Obojętnie gdzie się znalazła potrafiła się zbuntować i nie poddawała się niczyim wpływom, ani presji otoczenia. Już jako dziesięciolatka miała swój charakter. Od razu mnie tym ujęła. Od początku też miała też swoje żelazne zasady, co uczyniło z niej taką trochę superwomen z dawnych czasów. Zachwyca jej supermoc polegająca na uporze w walce o siebie i własne szczęście, co przekłada się też na szczęście innych. Fantastyczna kobieta. I do tego hojna. Dosłownie i w przenośni. Polecam. Jest komu kibicować. Lubię takich bohaterów.
Warto przeczytać. Byłam bardzo pod wrażeniem głównej bohaterki, która mogłaby być zastraszoną i zahukaną myszką i biernie poddawać się złemu traktowaniu. Przecież nigdy nie znała niczego innego. Zawsze jednak próbowała dociec dlaczego tak jest i nigdy się temu nie poddawała. Obojętnie gdzie się znalazła potrafiła się zbuntować i nie poddawała się niczyim wpływom, ani presji...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ja, Bianka, ja czytelniczka, ja każda, która czytam, myślę i piszę, wyobrażam sobie wielkie koło dziejów świata. Wszystko już było i znowu będzie. Taki to porządek na tym łez padole. Od najstarszych mitów z klinowych tabliczek po nasze dzisiejsze historie zapisane w chmurach pamięci. Ten mit to prahistoria wszystkich innych. Dzieło sprzed czterech tysięcy lat. A tak podobne do opowieści, które każdy z nas dobrze zna. Skojarzenia są jasne i mocne.
Udało mi się kupić wydanie z 2006 r. w czerwonej okładce. Mówię o tym, bo podobno nie każde wydanie zawiera posłowie, a ono wydaje mi się bardzo ważne dla całości pozycji. Znajdują się tam dodatkowe wyjaśnienia dla czytelników. Nawiązują one do mitów nie tylko sumeryjskich, ale także greckich, skandynawskich, asyryjsko-babilońskich. Daje to świadomość ogromu wiedzy, jaką autorka musiała zgłębić, żeby tę książkę w przekonujący sposób napisać. Charakterystyczne dla niej jest też wyławianie wpływowych, utalentowanych, odważnych kobiet na przestrzeni dziejów i przedstawianie ich światu. Popieram tę działalność ze wszech miar i zawsze czekam kolejną przywróconą zbiorowej pamięci wspaniałą kobietę. Taką jak Enhuduanna, córka sumeryjskiego władcy i autorka pierwszych w dziejach ludzkości dzieł literackich. Zastanowił mnie też fragment dotyczący wyglądu Inanny, bogini która zeszła do piekieł, umarła a potem ożyła i wróciła do świata. Fragment, który dotyczy jej misternie splecionego ufryzowania. Autorka „anny in…” nie lubi opowiadać o sobie, ale może tym razem coś nam przemyciła?
Ja, Bianka, ja czytelniczka, ja każda, która czytam, myślę i piszę, wyobrażam sobie wielkie koło dziejów świata. Wszystko już było i znowu będzie. Taki to porządek na tym łez padole. Od najstarszych mitów z klinowych tabliczek po nasze dzisiejsze historie zapisane w chmurach pamięci. Ten mit to prahistoria wszystkich innych. Dzieło sprzed czterech tysięcy lat. A tak...
więcej Pokaż mimo to