-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać360
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
Biblioteczka
2023-01
2023-01
Dawno temu… czytałam książki tego autora i pamiętam, że byłam nimi zachwycona. Ma swój styl. Zdążyłam niestety zapomnieć jak dobrze pisze. To zbiór ciekawych obyczajowych historii, których osią wspólną jest hotel Grand w Sopocie. Nie byle jaki hotel. Zatrzymywali się tu rozmaici znamienici goście. To hotel z duszą i przepiękną historią. A bohaterowie tych opowieści przeżywają tu swoje życiowe rozterki. Napisane zgrabnie i lekko, czyta się bardzo dobrze. To najczęściej niezbyt wesołe historie, a jednak parę razy się uśmiałam. To w końcu powieść utalentowanego pisarza, który w delikatny sposób podsuwa czytelnikowi mądrości doświadczonej życiowo osoby. Inteligentnie i nienachalnie, w sposób bardzo wyważony. Z czystym sumieniem mogłabym polecić tę książkę każdemu kto chciałby poczytać dobrą obyczajową powieść.
Dawno temu… czytałam książki tego autora i pamiętam, że byłam nimi zachwycona. Ma swój styl. Zdążyłam niestety zapomnieć jak dobrze pisze. To zbiór ciekawych obyczajowych historii, których osią wspólną jest hotel Grand w Sopocie. Nie byle jaki hotel. Zatrzymywali się tu rozmaici znamienici goście. To hotel z duszą i przepiękną historią. A bohaterowie tych opowieści...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-06
Olive. Któż nie zna takich ludzi? Do przyjemnych i uprzejmych osób ona z pewnością nie należy. Ale takich jak ona nie sposób nie szanować. Kiedy zaczęłam czytać opowieść o Olive, wydawało mi się, że jest to coś na kształt "Smażonych zielonych pomidorów". Niestety. Mówię tak, bo jest to lektura przygnębiająca. Wprowadziła mnie w dość melancholijny nastrój. A każdy kolejny rozdział ten stan pogłębiał. Właściwie jest to zbiór opowiadań o mieszkańcach miasteczka Crosby. A Olive się zawsze gdzieś w nich przewija, albo uczestniczy w wydarzeniach, albo jest w jakiś sposób wspominana. Jak to napisał nieodżałowany Carlos Ruiz Zafon: "Istniejemy póki ktoś o nas pamięta." Ta książka to taki mały pomnik pamięci tej kobiety. Może dlatego otrzymała nagrodę Pulitzera? Polecam. Dobra obyczajowa historia.
Olive. Któż nie zna takich ludzi? Do przyjemnych i uprzejmych osób ona z pewnością nie należy. Ale takich jak ona nie sposób nie szanować. Kiedy zaczęłam czytać opowieść o Olive, wydawało mi się, że jest to coś na kształt "Smażonych zielonych pomidorów". Niestety. Mówię tak, bo jest to lektura przygnębiająca. Wprowadziła mnie w dość melancholijny nastrój. A każdy kolejny...
więcej mniej Pokaż mimo toPrzygnębiające zderzenie dwóch kultur, dwóch cywilizacji. Autor właściwie nie pozostawia wyboru czytelnikowi. Alan jest godnym pożałowania, przegranym człowiekiem. Przedstawiciel kultury zachodniej od początku więc jest na straconej, gorszej pozycji. Zderza się potężnym, władczym, zagadkowym i niesłownym światem Wschodu. Z tego nie może wyniknąć nic dobrego. Cała intryga przypomina trochę utwór „Czekając na Godota” Becketta. Wszystko polega na czekaniu i smutnych refleksjach. Niezrozumienie wzajemne pogłębia ponury nastrój. Dla mnie to obraz upadku zachodniej cywilizacji. Jeśli o to autorowi chodziło, to mu się udało. Apogeum melancholijnego nastroju przyszło do mnie wraz z pojawieniem się na arenie azjatyckiego tygrysa, a raczej smoka -Chińczyków. Jeden oddech tego monstrum i pozamiatane. A ostatnia decyzja Alana jest tak samo smutna jak wszystko inne. Może warto poczytać dla egzotycznego klimatu, ale samopoczucia to nie poprawia.
Przygnębiające zderzenie dwóch kultur, dwóch cywilizacji. Autor właściwie nie pozostawia wyboru czytelnikowi. Alan jest godnym pożałowania, przegranym człowiekiem. Przedstawiciel kultury zachodniej od początku więc jest na straconej, gorszej pozycji. Zderza się potężnym, władczym, zagadkowym i niesłownym światem Wschodu. Z tego nie może wyniknąć nic dobrego. Cała intryga...
więcej mniej Pokaż mimo to2015
Nie lubię niedokończonych historii. Ale ta, jest trochę "inna" z założenia. Nad tytułowym Nilem, na barce spotykają się: główny księgowy, krytyk sztuki, aktor, literat, adwokat i urzędnik i odbywają dyskusje o życiu, o śmierci, o miłości, a czasami po prostu o niczym. Prawdę mówiąc spodziewałam się mądrzejszych rozmów, ale mogłam się spodziewać, że trudno takowych oczekiwać od osób w odmiennym stanie świadomości (chociaż nawet totalny pijak ociera się czasem w swych wypowiedziach o poezję ;D). Podstawowym ich zajęciem jest popalanie haszyszu, a najważniejszymi gadżetami są tzw nargile (fajki wodne). W takim stanie jak wiadomo libido nie zna hamulców, a więc kobiety, seks, nargile, a czasami któryś z tych filozofów palnie coś, co może i można uznać za w miarę mądre. Niektórzy z tych znawców pewnie chwilowo dotykają jakiegoś absolutu, co sprawia, że "świat wydaje się dziwny, pozbawiony swojego miejsca w czasie, może nawet nieistniejący". Nagle wśród naszych bohaterów pojawia się znana dziennikarka. Intryguje ją ich bierność, ucieczka przed życiem, przed odpowiedzialnością. Według niej, mądrzy ludzie tracą czas i uciekają od kłopotów, zamiast szukać "zbawiennych rozwiązań dla świata arabskiego, planety, a nawet kosmosu". Na zarzut, że odwołując się do absolutu ucieka się przed odpowiedzialnością, odpowiadają oni, że jest wielu takich, dla których odpowiedzialność jest drogą ucieczki przed absolutem. Nie ma to jak naćpany wykształciuch. Takiego nie przegadasz.
"zastanówcie się chłopcy nad dystansem, który człowiek przebył z jaskini do kosmosu bo wy, sukinsyny, będziecie jak bogowie zabawiać się wśród gwiazd".
No i zabawiają się. A że to pasywność, niemoralność i intelektualne samobójstwo? Jakie to ma znaczenie, skoro "jesteśmy naturalni i bez skazy. A normy etyczne w myśl których uznaje się nas za winnych, są martwe, bo zostały przeniesione z martwej epoki. Jesteśmy prekursorami nowej, prawdziwej moralności niezdefiniowanej jeszcze przez jurysdykcję". Takie nastroje muszą skutkować mocną reakcją otoczenia lub porządnym kopem od życia. Wystarczy ruszyć się z tej barki, aby doszło do tragedii. A wtedy pod znakiem zapytania stanie moralność nie tylko ludzi w odmiennym stanie świadomości, ale również ich oskarżycielki szczycącej się swoją powagą, zasadami i odpowiedzialnością.
Koniec tej historii można sobie dośpiewać (pod wpływem używek lub nie) i mimo że nie jest do końca klarowna - warto poczytać. Nie dla intrygi, nie dla mądrości - dla klimatu. Dla zachodów słońca nad Nilem, chmar białych gołębi, dla zapachu akacji i eukaliptusów i ciężkiego zapachu rzecznej wody. Dla "zdumiewającej hipnozy, stanu, który zapewniają nargile". Dla ciekawych, intrygujących, niespiesznych i nieprzerażających haszyszowych wizji (aż sama nabrałam ochoty na zapalenie takiej fajki ;D). Ponoć "żart i powaga to dwa określenia tej samej rzeczy". Czy w świecie, w którym komary są zaliczane do ssaków można liczyć na jakąś prawdę? Czy wszystko jest z góry fałszywe?
Nie lubię niedokończonych historii. Ale ta, jest trochę "inna" z założenia. Nad tytułowym Nilem, na barce spotykają się: główny księgowy, krytyk sztuki, aktor, literat, adwokat i urzędnik i odbywają dyskusje o życiu, o śmierci, o miłości, a czasami po prostu o niczym. Prawdę mówiąc spodziewałam się mądrzejszych rozmów, ale mogłam się spodziewać, że trudno takowych oczekiwać...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07
Przeczytałam kiedyś w jakimś niesłychanie poważnym artykule naukowym dotyczącym ogólnie przyszłości ludzi, opinię jednego ze znanych naukowców – wizjonerów, że w 2030 r. nie będzie już ani jednego normalnego człowieka na Ziemi. Utkwiło mi to w głowie, nie wiem czemu. Może przez tę dokładność w obliczeniach ;D Zrobiło to na mnie duże wrażenie. Często zresztą mi się to przypomina i szczególnie w ostatnim czasie wydaje mi się, że proces jest dawno w toku i jest już nie do zatrzymania. Oczywiście zawsze można zadać sobie pytanie: czym jest "normalność", bo mogło by się wydawać, że to wcale nie jest takie oczywiste. Umówmy się więc, że chodzi o występujące w mniejszym lub większym stopniu zaburzenia psychiczne. W tym – zwykły brak równowagi. Rozedrganie, chaos i bezsilna próba utrzymania się na powierzchni wszelkimi sposobami, skupienie wyłącznie na sobie i własnej słabości, takie pękanie od środka... Rzecz nabyta. Nigdy bez powodu....
Czy lepiej żyć w takim świecie, czy może lepiej by nam było w świecie Lennie`go? Rzecz wrodzona. Tak po prostu. Ufność, radość i dobroć. Jak u dziecka. Problem w tym, że ktoś taki nie ma się jak obronić przed naszym światem. Przed nami. A wielkie i silne łapy niewiele w tym przypadku pomagają. Często są przyczyną ogromnych kłopotów. Ale zdarza się, że taki biedak ma szczęście i znajdzie wśród nas bezinteresownego obrońcę. Ilu takich obrońców jeszcze w tym świecie ludzi naznaczonych syndromem 2030? Nie wystarczy, że będą przyzwoici i uczuciowi - myślę, że większość z nas taka jest. Muszą do tego być jeszcze wystarczająco silni i odporni...
O czym ta książka? O małych i wielkich marzeniach. O tym, że dają paliwo do życia. O tym, że zawsze warto je mieć i jak najczęściej o nich myśleć i mówić. Bo może się zdarzyć wśród naszej szarej kryzysowej codzienności, że coś co zdawało się nieosiągalne, nagle, przez przypadek, stanie się czymś realnym i na wyciągnięcie ręki...
O czym jeszcze? O tym, że zawsze trzeba mieć przy sobie kompana, przyjaciela, o tym że życie jest wtedy łatwiejsze, nawet gdy są powody do narzekań... O naturalnej potrzebie opiekowania się innym człowiekiem czy innym stworzeniem. To takie proste. Wręcz banalne. Prawda?
A czy wobec tego, całkiem nieprzypadkowy strzał od tyłu, w potylicę, może pochodzić z dobrego serca? Z braterskiej miłości?
Wysoka nota. Warto.
Przeczytałam kiedyś w jakimś niesłychanie poważnym artykule naukowym dotyczącym ogólnie przyszłości ludzi, opinię jednego ze znanych naukowców – wizjonerów, że w 2030 r. nie będzie już ani jednego normalnego człowieka na Ziemi. Utkwiło mi to w głowie, nie wiem czemu. Może przez tę dokładność w obliczeniach ;D Zrobiło to na mnie duże wrażenie. Często zresztą mi się to...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-09
Zanim cokolwiek napiszę na temat tejże lektury, muszę stwierdzić, że właśnie odkryłam niewątpliwą zaletę audiobooków, polegającą na tym, że można się nie zamartwiać faktem braku chwili na czytanie, nie spieszyć się zbytnio, wyszarpując wolne okruchy dnia, pomiędzy codziennymi obowiązkami. Rozwijać tej myśli nie zamierzam. Byłoby to z pewnych względów zwyczajnie nie na miejscu. Niewątpliwą wadą tejże sytuacji są jednak znaczące koszta tych zmian. Będzie więc zupełnie zrozumiałe, że jako beneficjentka pewnych niewątpliwych przyjemności, będę musiała ze względów finansowych, niestety mocno je ograniczyć. Po cichu liczę jednak na to, że życzliwe mi osoby, podpowiedzą mi uprzejmie i doradzą w kwestii ograniczenia kosztów, zanim przyjdzie mi do reszty się zrujnować.
Pozostaję z szacunkiem
Pozostaję też pod niewątpliwym wpływem niesłychanie obowiązkowego, angielskiego kamerdynera Stevensa, którego opowieść wprawiła mnie w stan zupełnie niezwykły, jakbym się w jakiś tajemniczy zupełnie sposób chwilowo zaraziła angielską postawą zawodową. Stara angielska szkoła!
"Godność jest nieodłącznie związana ze zdolnością kamerdynera do zachowywania niewzruszonej postawy zawodowej. Zły kamerdyner to taki, który z byle powodu zastępuje postawę zawodową, postawą prywatną. Dla takich osób, zawód kamerdynera jest czymś w rodzaju roli w pantomimie. Najmniejszy poślizg, najmniejsze potknięcie, już spada maska, za którą ukrywał się aktor. Wielki kamerdyner jest taki dlatego, że potrafi dopasować się, i to całkowicie, do swej roli. Nie wytrącą go z niej nawet najbardziej nieprzewidziane, niepokojące czy denerwujące wydarzenia. Nosi swą postawę zawodową tak, jak prawdziwy gentleman swój garnitur. Nie pozwoli by cokolwiek odarło go z niej przy innych. Odkłada ją wtedy, i tylko wtedy, gdy sam tego chce. I zawsze wtedy jedynie, gdy jest sam."
Każdy znajdzie jakiś sposób na to, aby się wyróżnić. Nie sposób nie podziwiać takiej postawy. Godna żołnierza na polu walki. Chylę czoła. Ale .... jeśli przekłada się na życie codzienne, to można przegapić coś o wiele ważniejszego niż wzorowo wykonywane obowiązki. Ta niesamowicie ważna sprawa, delikatna jak mgiełka, po prostu niedostrzegalnie przechodzi obok. Ginie pośród trzaskającej odpowiedzialności i obowiązkowości. A potem....przychodzi świadomość i.... jest już za późno.
Warto poczytać i zastanowić się co naprawdę jest ważne. Czy ktoś taki zdolny jest do uczuć i ma szansę na szczęście? Czy skazany jest na wewnętrzny dramat? Ta do szpiku kości angielska, arystokratyczna powściągliwość chwilami aż boli.... Czy to nie jest tak, że trzeba być trochę kameleonem umiejętnie dostosowującym się do sytuacji? I jak to mówi pan Stevens: "A może rzeczywiście najwyższy czas z większym entuzjazmem zająć się sprawą żartowania? W końcu gdy tak o tym myślę, nie jest to wcale takie niemądre" ;D
Polecam też ze względu na klimat. To po prostu snująca się spokojnie, do szpiku kości angielska opowieść. Krzysztof Gosztyła czyta w sposób świetnie uwypuklający wszelkie delikatne sytuacyjne niuanse. Świetny lektor. Piękny głos.
Zanim cokolwiek napiszę na temat tejże lektury, muszę stwierdzić, że właśnie odkryłam niewątpliwą zaletę audiobooków, polegającą na tym, że można się nie zamartwiać faktem braku chwili na czytanie, nie spieszyć się zbytnio, wyszarpując wolne okruchy dnia, pomiędzy codziennymi obowiązkami. Rozwijać tej myśli nie zamierzam. Byłoby to z pewnych względów zwyczajnie nie na...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10
Zachęcił mnie tytuł, ale opowieści tego rodzaju się nie spodziewałam. Jeśli mam być szczera, gdybym miała się kierować tylko tytułem, to byłabym teraz rozczarowana. To opis jednego dnia człowieka, który nie radzi sobie z życiem i zbyt często liczy na to, że inni go wyręczą w zmaganiu się z nim. Popełnia pomyłkę za pomyłką, ryzykuje przyszłością swoją i innych, daje się wciągnąć w spółkę z podejrzanym typem w ryzykowny, niepewny interes. I w dodatku ma pretensje do rodziny o to, że nic mu w życiu nie wychodzi. Co złego to przecież nie on! Męczący to był dzień, nie powiem. Symboliczne zakończenie zagrało mi na emocjach. Dobre, ale to jedna z tych lektur, do których na pewno nie będę wracać.
Zachęcił mnie tytuł, ale opowieści tego rodzaju się nie spodziewałam. Jeśli mam być szczera, gdybym miała się kierować tylko tytułem, to byłabym teraz rozczarowana. To opis jednego dnia człowieka, który nie radzi sobie z życiem i zbyt często liczy na to, że inni go wyręczą w zmaganiu się z nim. Popełnia pomyłkę za pomyłką, ryzykuje przyszłością swoją i innych, daje się...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-06
Nigdy jakoś nie miałam ochoty przeczytać tej książki, mimo że była licealną lekturą. Omijałam ją szerokim łukiem. Kiedyś jednak trzeba nadrobić zaległości. Kiedy, jak nie teraz? Czy taki wybór czytelniczy to objaw jakiegoś masochizmu? Ludzie już tak na ogół mają, tak lubią. Właśnie tak. Przekornie. Miał rację pan Kurtzweil. Pewnie już wariujemy. W każdym razie dzieła tego typu znikają ponoć teraz z księgarń jak świeże bułeczki z piekarni.
Byłam zaskoczona. Spodziewałam się zalewu paskudnych opisów choroby, ohydnych wyziewów, straszliwych zapachów rozkładających się na ulicach ciał i wszechobecnej rozpaczy oraz bezradności wobec szerzącej się w nieopisanym tempie zarazy. Pokutuje u mnie chyba jakaś średniowieczna wizja. A tu… jakbym czytała czyjś dziennik z roku 2020. Opisano tu sposoby władz i odpowiednich służb na walkę z epidemią. Cała ta otoczka, obostrzenia, zamykanie bram, kwarantanna, upadające biznesy, strach o przyszłość, potem powolne odmrażanie i beztroska w postępowaniu ludzi spragnionych wolności, kontaktu ze światem… Wszystko to wygląda dokładnie tak samo jak dziś (choć na szczęście zaoszczędzono nam ohydy tysięcy zdychających szczurów). I ci najlepsi z najlepszych dokonujący żywota na pięć minut przed zwycięstwem… I te codzienne statystyki. Statystyki są ważne. Zastanawialiście się czemu i komu one służą lub co powodują? Co prawda tysiąc pięćset ludzi zmarło, ale piętnaście tysięcy wyzdrowiało. Hiphip! Co prawda pół miliona ludzi nie żyje, ale pięć milionów zostało uratowanych. Hura!
Warto było przeczytać. Dla samego zadziwienia. I ku przestrodze…
Nigdy jakoś nie miałam ochoty przeczytać tej książki, mimo że była licealną lekturą. Omijałam ją szerokim łukiem. Kiedyś jednak trzeba nadrobić zaległości. Kiedy, jak nie teraz? Czy taki wybór czytelniczy to objaw jakiegoś masochizmu? Ludzie już tak na ogół mają, tak lubią. Właśnie tak. Przekornie. Miał rację pan Kurtzweil. Pewnie już wariujemy. W każdym razie dzieła tego...
więcej mniej Pokaż mimo toWarto przeczytać. Byłam bardzo pod wrażeniem głównej bohaterki, która mogłaby być zastraszoną i zahukaną myszką i biernie poddawać się złemu traktowaniu. Przecież nigdy nie znała niczego innego. Zawsze jednak próbowała dociec dlaczego tak jest i nigdy się temu nie poddawała. Obojętnie gdzie się znalazła potrafiła się zbuntować i nie poddawała się niczyim wpływom, ani presji otoczenia. Już jako dziesięciolatka miała swój charakter. Od razu mnie tym ujęła. Od początku też miała też swoje żelazne zasady, co uczyniło z niej taką trochę superwomen z dawnych czasów. Zachwyca jej supermoc polegająca na uporze w walce o siebie i własne szczęście, co przekłada się też na szczęście innych. Fantastyczna kobieta. I do tego hojna. Dosłownie i w przenośni. Polecam. Jest komu kibicować. Lubię takich bohaterów.
Warto przeczytać. Byłam bardzo pod wrażeniem głównej bohaterki, która mogłaby być zastraszoną i zahukaną myszką i biernie poddawać się złemu traktowaniu. Przecież nigdy nie znała niczego innego. Zawsze jednak próbowała dociec dlaczego tak jest i nigdy się temu nie poddawała. Obojętnie gdzie się znalazła potrafiła się zbuntować i nie poddawała się niczyim wpływom, ani presji...
więcej mniej Pokaż mimo to
Obrzydliwa. Naprawdę obrzydliwa. Przyznaję, że wspaniale napisana. Kunsztownym, pięknym językiem. Nie zmienia to faktu, że książka przedstawiająca krzywdę dwunastoletniego dziecka w taki sposób jest zwyczajnie obrzydliwa. Ja nawet się nie zastanawiam nad tym jaką rolę w tym dramacie odegrał ten zwyrodnialec Humbert Humbert. Zasadniczo to jego opowieść, ale nie powiem żeby przemyślenia i wynurzenia filozoficzne cynicznego pedofila mnie jakoś specjalnie interesowały. Naprawdę ohyda.
W tej powieści mamy do czynienia z dziewczyną, która doskonale wie czego mężczyzna oczekuje od kobiety i potrafi tym oczekiwaniom sprostać. Wie jak się ubrać, jak się poruszać, pewnie potrafi zaspokoić wszelkie żądze, najwymyślniejsze pragnienia, przynajmniej sprawia takie wrażenie. Jest pewna siebie, świadoma swojej seksualności i swojej władzy nad mężczyzną. A potem dowiadujesz się, że ma dwanaście lat. Tak czy owak przypadek psychiatryczny jakim jest niewątpliwie pan HH jest problemem wtórnym. Gdy spotyka on Lo na swojej drodze, ona już jest biegła w sprawach damsko męskich. Zastanawiasz się kiedy wprowadzono ją w świat dorosłych, pozbawiono dzieciństwa (czy miała wtedy dziesięć lat, może osiem…?). I dlaczego ten dramat wcale nie wygląda jak dramat? Autor postanowił pokazać go prześlizgując się po krzywdzie dziecka mimochodem, jakby w ogóle jej nie było. Jakby wyuzdanie tak młodego dziewczęcia było czymś zupełnie normalnym i kompletnie nie miał znaczenia fakt, że matka nie ma zielonego pojęcia kim jest jej córka, że w ogóle jej nie zna, choć mieszkają pod jednym dachem.
Brakuje mi tu nazwania krzywdy krzywdą. To jest tak napisane, że można by uznać, że takie zachowanie u takiej dziewczynki jest najzupełniej prawidłowe. I że mamy do czynienia po prostu ze szczęśliwym dzieckiem, albo szczęśliwą kobietą. Stwór hybrydowy. Tyle, że do mnie wraca w tym punkcie pamięć o książce „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya. Świat, w którym żaden przyzwoity człowiek nie chciałby żyć.
Lolita - ten dramat niedramat znajduje się na na wszystkich listach książek wszech czasów jakby ten sposób jego przedstawienia był wart podziwu. Owszem – językowo prima sort, siła rażenia nie pozwoli tej historii nikomu zapomnieć. Ale ocenianie tej książki w ten sposób jest w moim poczuciu amoralne. Dlatego pozostawiam bez oceny. I naprawdę nie wiem czy mogłabym ją komuś polecić. Może rodzicom małych dziewczynek. Ku przestrodze.
Obrzydliwa. Naprawdę obrzydliwa. Przyznaję, że wspaniale napisana. Kunsztownym, pięknym językiem. Nie zmienia to faktu, że książka przedstawiająca krzywdę dwunastoletniego dziecka w taki sposób jest zwyczajnie obrzydliwa. Ja nawet się nie zastanawiam nad tym jaką rolę w tym dramacie odegrał ten zwyrodnialec Humbert Humbert. Zasadniczo to jego opowieść, ale nie powiem żeby...
więcej mniej Pokaż mimo to
Bohater naszych czasów to taki człowiek, który jeśli zechce, może mieć wszystko. Co się dzieje z kimś takim? Nudzi się. Nuda. Wszechobecna nuda. Taki jest Pieczorin. Ma czego tylko chce, więc…jak tu nie ziewać z nudów? Gubi życiowy cel i…. właściwie nie wie co czynić dalej. Żeby się rozerwać wymyśla coś na siłę i knuje intrygi. Cokolwiek przydarza mu się dobrego, nie docenia tego i nudzi go to strasznie. Także i to, że na ogół ma szczęście i okoliczności mu sprzyjają. To kawał drania i cynika. Jedyne co go raduje to konfrontacja z innymi. I wygrywanie. Po co mu przyjaciel? Przecież to nudne jak cholera. Lepiej odbić mu kobietę. A potem się z nim pojedynkować. Wreszcie coś się będzie działo ciekawego!
Dobrze znamy Pieczorina. Najpierw ktoś o nim opowiada, potem chwila osobistego poznania, a potem on sam opowiada nam o sobie. Analizuje sam siebie w swoich pamiętnikach. A czego nie dopowie, to dopowiedzą przypisy. Kawa na ławę. Czy mi się to podoba? Czy polecam? Jeśli ktoś ciekaw jak rozumuje taki cynik jak on, to polecam. Czemu nie? Bohater w końcu dość nietuzinkowy, chociaż nie chciałabym kogoś takiego spotkać osobiście. Ta opowieść jest nazywana pierwszą rosyjską powieścią psychologiczną. Człowiek w sumie ciekaw jest jak to się dla niego skończy.
To co mi się spodobało to opisy przyrody. Nieczęste, ale egzotyczne i piękne. Aż chciałoby się tam pojechać i zobaczyć na żywo. I to, że można się z tej książki w sumie dużo dowiedzieć. M.in. z przypisów. O ludach Kaukazu, o ich historii i zwyczajach. O uzdrowiskach i bywalcach. O literaturze. Tak. Polecam. W sumie.
Bohater naszych czasów to taki człowiek, który jeśli zechce, może mieć wszystko. Co się dzieje z kimś takim? Nudzi się. Nuda. Wszechobecna nuda. Taki jest Pieczorin. Ma czego tylko chce, więc…jak tu nie ziewać z nudów? Gubi życiowy cel i…. właściwie nie wie co czynić dalej. Żeby się rozerwać wymyśla coś na siłę i knuje intrygi. Cokolwiek przydarza mu się dobrego, nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10
Lubię taki sposób narracji. Ten niezwykły język pasuje do tej książki. Piękny, obrazowy, a przy tym momentami wzniosły. Jak ulał do rewolucyjnych klimatów. Nie zmienia to faktu, że ta powieść to obraz nędzy i rozpaczy. Obraz totalnego rozkładu i degrengolady najbiedniejszej warstwy społecznej. Ale przecież nie od dziś wiadomo, że ktoś, kto jest od urodzenia traktowany jak zwierzę, w końcu przyjmuje swoją rolę. A z drugiej strony pojawia się pytanie jak silnym człowiekiem trzeba być, żeby udźwignąć tak ciężki żywot? I jak bardzo musiało im doskwierać to życie, jeśli odważyli się zbuntować. Jak trudno o taki krok, gdy nie ma się nic oprócz dziesięciorga dzieci do wyżywienia. Nie można przecież powiedzieć, że nie ma się nic do stracenia. Taki strajk to akt bezbrzeżnej desperacji. Dziś ryzykuje się bankructwo. Wtedy ryzykowało się życiem swoim, swoich dzieci i rodziców. A jednak stać ich było na odwagę. Aby się zbuntować, walczyć. O godne warunki pracy, o bezpieczeństwo, o życie w przyzwoitych warunkach, o prawa człowieka. Zasiłki? Ale mamy teraz dobrze! Wtedy po prostu umierało się z głodu. Czasem warto zadumać się nad tym jak wiele zawdzięczamy przodkom. Takim jak oni ludziom. Gdzie byśmy dzisiaj byli i jak byśmy funkcjonowali, gdyby ktoś kiedyś nie zaczął walczyć o godne warunki życia i prawa człowieka. O takie sprawy zawsze warto walczyć. To znaczy po prostu walczyć o siebie. Dziś też mamy pod tym względem duże pole do popisu. Polecam wszystkim, którzy wierzą w wartość takiej rebelii, równość szans i sprawiedliwość społeczną.
Lubię taki sposób narracji. Ten niezwykły język pasuje do tej książki. Piękny, obrazowy, a przy tym momentami wzniosły. Jak ulał do rewolucyjnych klimatów. Nie zmienia to faktu, że ta powieść to obraz nędzy i rozpaczy. Obraz totalnego rozkładu i degrengolady najbiedniejszej warstwy społecznej. Ale przecież nie od dziś wiadomo, że ktoś, kto jest od urodzenia traktowany jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10
Przyznaję, że widziałam ekranizację. I to niejedną. Film można obejrzeć, jest niezwykle plastyczny. Nigdy jednak nie mogłam zrozumieć ludzi, którzy mówią, że muszą przeczytać tę książkę przynajmniej raz do roku, bo ją kochają. Rozmawiałam nawet o tym z siostrą. Pytałam ją co mogłoby mnie przekonać, żebym ją przeczytała, skoro żadna z postaci nie budzi nawet cienia mojej sympatii. Nie mogłam się przemóc, żeby wziąć ją do ręki, aż do momentu, gdy któregoś dnia przeczytałam krótką recenzję na jakimś portalu pod audiobookiem „2/3 przesłuchane, nienawidzę 95% postaci. Wspaniała powieść”. To mnie ostatecznie przekonało. Trochę czytałam, trochę słuchałam. Nie spodziewałam się, że taka przygnębiająca, mroczna historia może być napisana takim lekkim językiem. Przypuszczam, że to dlatego, że narracja prowadzona jest ustami służącej Ellen (Nelly). To zupełnie zmienia perspektywę. I momentami bywa nawet dowcipnie. I cóż mogę powiedzieć? W pełni się zgadzam z zacytowaną wcześniej recenzją. Nienawidzę 95% postaci. Wspaniała książka. Polecam.
Przyznaję, że widziałam ekranizację. I to niejedną. Film można obejrzeć, jest niezwykle plastyczny. Nigdy jednak nie mogłam zrozumieć ludzi, którzy mówią, że muszą przeczytać tę książkę przynajmniej raz do roku, bo ją kochają. Rozmawiałam nawet o tym z siostrą. Pytałam ją co mogłoby mnie przekonać, żebym ją przeczytała, skoro żadna z postaci nie budzi nawet cienia mojej...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11
Straszny ze mnie dinozaur. Naprawdę. Przy lekturze takiej jak ta, zdaję sobie sprawę, że świat dawno mnie przegonił, a ja po prostu nie nadążam. Ale to jest właśnie to, co mnie w niej zafascynowało. Może i nie nadążam, ale potrafię ocenić, że czasy, w których żyjemy są naprawdę ciekawe. I skomplikowane. Główna bohaterka jest dziennikarką piszącą dla niezbyt wysokich lotów portalu internetowego. Ciekawym było obserwować Julitę w jej miejscu pracy. Wreszcie zrozumiałam jak działają tego typu interesy. Niezwykłe. Jak dla osoby w moim wieku oczywiście. Okazuje się, że Julita co prawda pisać potrafi, ale o komputerach, sieci i cyberprzestępczości wie tyle samo co ja, czyli prawie nic. I kiedy znajduje swój supertemat, a zaraz potem wpada w cybernetyczne tarapaty, to wydaje się, że leży na łopatkach i kwiczy. Na szczęście wtedy pojawia się ON. Spec od informatyki. Na cyberprzestępczości zna się jak nikt, a tłumaczy to wszystko, mniej lub bardziej cierpliwie Julicie i przy okazji mnie. Obie mamy oczy jak spodki. Właśnie dlatego polecam tę książkę. Bo niezależnie od ciekawej intrygi, to też niezły podręcznik o pułapkach nowych technologii. Otwierają się niektóre klapki w mózgu. Jeszcze raz powtórzę: zafascynowało mnie to. Kiedy jakiś informatyk coś mi tłumaczy, zwykle po chwili przerasta mnie to, ale wstyd mi się do tego przyznać. Ta książka jest jednak tak napisana, że o dziwo te wszystkie cybersprawy nawet do mnie trafiają. I chyba trochę zatrybiłam. I to jest preludium do właściwej opowieści, która z powodzeniem udaje dobrą rozrywkę przez dłuższy czas. Mówię udaje, bo ostatnie 150 stron odebrałam jak cios w trzewia. Zagrało mi na emocjach i trudno to nazwać rozrywką. Chciałabym wierzyć, że to co tu przeczytałam o tzw dark necie to tylko wytwór czyjejś chorej wyobraźni. Niestety podskórnie czuję, że każde słowo jest prawdą. Nie wiem czy polecać ją rodzicom… Przeczytajcie.
Największe wrażenie zrobiła na mnie chyba rozmowa polskiego prokuratora z australijskim policjantem. Nasze media informują tylko skrótowo, że istnieje problem, ale nie rozwijają tematu. W celu prawdziwego uświadomienia na czym rzecz polega, to trzeba ludziom podać inaczej. Pokazać lub opowiedzieć. Przede wszystkim o skali problemu i możliwych metodach jego zwalczania, które też wołają o pomstę do nieba. Po takiej lekturze człowiek myśli, że może czas najwyższy, żeby przyszedł jakiś biblijny potop, który zmiecie ten cały chory świat. Do piekła tych zbójów na wieczne męki! Zasnęłam potem dopiero koło 5.00 rano, choć zgasiłam światło o dużo przyzwoitszej porze. Daje po garach. Nie wiem czy to była dobra zachęta, ale książka niewątpliwie jest świetnie napisana. Z tym się nie da dyskutować. Polecam.
Straszny ze mnie dinozaur. Naprawdę. Przy lekturze takiej jak ta, zdaję sobie sprawę, że świat dawno mnie przegonił, a ja po prostu nie nadążam. Ale to jest właśnie to, co mnie w niej zafascynowało. Może i nie nadążam, ale potrafię ocenić, że czasy, w których żyjemy są naprawdę ciekawe. I skomplikowane. Główna bohaterka jest dziennikarką piszącą dla niezbyt wysokich lotów...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11
Tytułową bohaterką tej powieści jest młoda kobieta z wyższej sfery. Dwudziestojednoletnia dziewczyna zajmuje się swataniem znajomych. Jest bystra i inteligentna, ale niedoświadczona życiowo. Wrodzone zarozumialstwo, każe jej jednak sądzić, że jest we wszystkim nieomylna. To dość irytujące powiem szczerze i w dodatku, jak można się spodziewać, ma swoje niezbyt dobre konsekwencje. Na szczęście Emma ma kilka zalet charakteru, co pozwoliło mi doczytać książkę do końca. Lubię Jane Austin. Jednak osobom, które chcą zaznajomić się dopiero z powieściami tej autorki nie poleciłabym tej książki jako pierwszej do przeczytania. Zdecydowanie lepszym wyborem będzie „Rozważna i romantyczna” lub „Duma i uprzedzenie”. „Emma” to dobra lektura na jesienny czas. Wypada docenić nakreślony w niej przez autorkę obraz dziewiętnastowiecznego, angielskiego społeczeństwa i ówczesnej obyczajowości. Lekturę można polecić, chociaż fakt, że znajduje się ona na liście stu książek wszechczasów BBC pozostanie dla mnie zagadką.
Tytułową bohaterką tej powieści jest młoda kobieta z wyższej sfery. Dwudziestojednoletnia dziewczyna zajmuje się swataniem znajomych. Jest bystra i inteligentna, ale niedoświadczona życiowo. Wrodzone zarozumialstwo, każe jej jednak sądzić, że jest we wszystkim nieomylna. To dość irytujące powiem szczerze i w dodatku, jak można się spodziewać, ma swoje niezbyt dobre...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12
Cóż za porywająca historia! I to od pierwszego rozdziału. Ale muszę przyznać, że znałam ją już wcześniej. Oglądałam lata temu przepiękny serial nakręcony na jej podstawie. Niemniej zawsze miałam ochotę tę książkę przeczytać. To wspaniała, epicka, wielowątkowa historia osnuta wokół budowy katedry w miasteczku Kingsbridge. Dzieje tamtejszej społeczności dosłownie hipnotyzują, a każdy z bohaterów, których wcale niemało, jest niebywale wyrazistą i zapadającą w pamięć postacią. Na takie historie się czeka! Za nimi się tęskni! Zafascynowały mnie nawet szczegóły techniczne dotyczące budowy katedry. To się właśnie nazywa „mieć talent pisarski”. Follett go z pewnością ma. A do tego sprawdzone historie typu gra o tron Anglii, mezalians córki hrabiego i syna wiedźmy z lasu, zazdrość, gwałt i szaleństwo, walka o życie, przyszłość lub o majątek. Tego rodzaju opowieść wciąga bez reszty. Zdecydowanie polecam każdemu.
Cóż za porywająca historia! I to od pierwszego rozdziału. Ale muszę przyznać, że znałam ją już wcześniej. Oglądałam lata temu przepiękny serial nakręcony na jej podstawie. Niemniej zawsze miałam ochotę tę książkę przeczytać. To wspaniała, epicka, wielowątkowa historia osnuta wokół budowy katedry w miasteczku Kingsbridge. Dzieje tamtejszej społeczności dosłownie hipnotyzują,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12
Jeszcze jedna historia o tym jak ubogie i smutne może być życie pełne przepychu. Jak samotny może być człowiek otoczony tłumem ludzi. Jak nieszczęśliwy może być ktoś, kto regularnie bawi się z tym tłumem organizując królewsko luksusowe, bajeczne przyjęcia. I jak poziom jego frustracji skłania go do zasklepiania się we wspomnieniach z przeszłości, ubarwiania ich i idealizowania. Do skupiania się na ludziach, którzy to wykorzystają, ale nie docenią i nie dadzą nic w zamian.
Jak ciężko komuś takiemu zrozumieć człowieka uboższego, nie należącego do jego sfery. I jak mu źle odchodzić z tego świata w poczuciu, że wokół ma samych pochlebców i sądzi, że nie ma przyjaciół. Albo faktycznie ich nie ma. Przygnębiło mnie to okropnie. Tak samo jak przygnębia mnie ekranizacja. Spodobał mi się natomiast zastosowany w tej powieści język. Dla mnie nowość. Coś świeżego i poetyckiego. Na pewno wartego polecenia.
Jeszcze jedna historia o tym jak ubogie i smutne może być życie pełne przepychu. Jak samotny może być człowiek otoczony tłumem ludzi. Jak nieszczęśliwy może być ktoś, kto regularnie bawi się z tym tłumem organizując królewsko luksusowe, bajeczne przyjęcia. I jak poziom jego frustracji skłania go do zasklepiania się we wspomnieniach z przeszłości, ubarwiania ich i...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01
Jo jest Hanyska, ślonsko dzioucha z Katowic. Bestoż gańba nie znoć takiyj godki. I richtich przaja Hanusikowi, ślonskiemu policajowi.
Fantastycznie się to czyta. Zwłaszcza na głos. Długo nie znałam naszej gwary. W naszym domu zawsze się pilnowało czystej polszczyzny, bez regionalnych naleciałości. Zawsze czułam, że coś mi umyka. Na szczęście jest komisorz Hanusik. Ta książka ma sporo walorów. To jakby zbiór opowiadań, z których każde stanowi osobną sprawę kryminalną prowadzoną przez Achima Hanusuika & co. Ale jak się okazuje wszystkie one mają wspólny mianownik. Przede wszystkim to cudowny bestiariusz śląski. Pełno tu mitycznych, regionalnych „stworoków” i tajemniczych zdarzeń. Hanusik jawi się w tym wszystkim niczym Mulder w Archiwum X. Kapitalne opowiadanka naprawdę godne polecenia, nie tylko dla Ślązaków. Bałam się, że połowy nie zrozumiem. Ale jak dla mnie, nie obytej ze śląską gwarą, tylko pojedyncze słowa wymagają wyjaśnienia. Wielu rzeczy można się domyśleć. Jeśli ktoś ciekaw górnośląskiej mitologii to bardzo polecam i zapewniam, że wszystkie Bazyliszki i Złote Kaczki mogą się przy tym schować!
Jo jest Hanyska, ślonsko dzioucha z Katowic. Bestoż gańba nie znoć takiyj godki. I richtich przaja Hanusikowi, ślonskiemu policajowi.
Fantastycznie się to czyta. Zwłaszcza na głos. Długo nie znałam naszej gwary. W naszym domu zawsze się pilnowało czystej polszczyzny, bez regionalnych naleciałości. Zawsze czułam, że coś mi umyka. Na szczęście jest komisorz Hanusik. Ta...
2022-01
Masłowskiej nie da się wstawić mniej niż ***** ***. Trudno nadążyć za tymi słowami. Na szybko posklejanymi. Brudne są, skrajcowane i puklate. Ale oddają. Tę ohydę, degrengoladę i zepsucie. Ten ból istnienia. Leje się ta mowa. Smutnymi hektolitrami. Zawsze robi na mnie wrażenie sposób w jaki autorka te słowa ze sobą zestawia. Jak się nimi bawi. I dodaje. Te niewyszukane. I że ma tych zestawów tyle w głowie. Moja makówka pewnie by pękła pod takim naporem. Bo to kaliber zdecydowanie ciężki jest. Niełatwe to, niepiękne. Ale to nie o nas to jest przecież ;) To o innych jest ludziach. O innych. Warto polecić, ale pokrzepiająca lektura to to nie jest.
Masłowskiej nie da się wstawić mniej niż ***** ***. Trudno nadążyć za tymi słowami. Na szybko posklejanymi. Brudne są, skrajcowane i puklate. Ale oddają. Tę ohydę, degrengoladę i zepsucie. Ten ból istnienia. Leje się ta mowa. Smutnymi hektolitrami. Zawsze robi na mnie wrażenie sposób w jaki autorka te słowa ze sobą zestawia. Jak się nimi bawi. I dodaje. Te niewyszukane. I...
więcej mniej Pokaż mimo to
O wojnie…. delikatnie. W domach dobrych dusz. U ludzi, którzy cenią piękno, artystów, książki, historyczne pamiątki. Kochają to i próbują ocalić to piękno przed zniszczeniem. Starczy powiedzieć, że jednym z bohaterów jest kustosz Museum National d’Historie Naturelle i jego niewidoma młodziutka córka Marie-Laure. Przyszło im żyć w strasznych czasach, ale radzą sobie jak mogą. Nadal robią to co kochają. Konstruują makiety miast, z zapałem i wypiekami na twarzy czytają pełne porywających przygód książki Jules`a Verne`a. Zbierają ślimaki na słonecznej, francuskiej plaży i próbują ukryć przed najeźdźcą pewien piękny mały skarb….
Po drugiej stronie w niemieckim sierocińcu chowa się Verner, uwielbia bawić się radioodbiornikami, reperować je kiedy się zepsują. Sam się nauczył. W sprawach techniki jest na tyle błyskotliwy, że wysyłają go do bardzo wysoko cenionej, choć zarażonej straszliwą, nazistowską ideologią szkoły. Jest bardzo zdolny. Radzi sobie świetnie z urządzeniami służącymi łączności, więc wysyłają go na front, choć jest na to za młody…. Ciekawa byłam w jaki sposób los zetknie tych dwoje bardzo młodych, niewinnych ludzi. Świetna historia. Zupełnie nietypowo opowiedziana jak na historię wojenną, z większym akcentem na życie, niż na śmierć. I z tajemniczym Morzem Ognia…. A ja nadal wdycham morskie powietrze, słucham ptaków, penetruję nadmorskie groty… Polecam. Myślami wciąż wracam na piękne plaże Saint-Malo.
O wojnie…. delikatnie. W domach dobrych dusz. U ludzi, którzy cenią piękno, artystów, książki, historyczne pamiątki. Kochają to i próbują ocalić to piękno przed zniszczeniem. Starczy powiedzieć, że jednym z bohaterów jest kustosz Museum National d’Historie Naturelle i jego niewidoma młodziutka córka Marie-Laure. Przyszło im żyć w strasznych czasach, ale radzą sobie jak...
więcej Pokaż mimo to