-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1173
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać419
Biblioteczka
2021-12
2021-05
Dobra rozrywka i sporo ciekawych informacji. Oczywiście Cotton Malone to bohater na miarę Jamesa Bonda. Agent co prawda już na emeryturze, ale nadal sprytny i sprawny. Gdzie diabeł nie może tam Malone`a pośle. Dużo się dzieje. Generalnie chodzi o teczkę z papierami, która nie powinna wpaść w niepowołane ręce. A bohaterowie ciekawi, choćby brat ojca narodu Korei Płn. lub Amerykanin dokonujący wiwisekcji amerykańskiej konstytucji. Wybebeszanie starych spraw związanych z niniejszym dokumentem, a raczej z ratyfikacją szesnastej poprawki do konstytucji jest zresztą bardzo ciekawym zabiegiem. Po raz pierwszy dotarły do mnie informacje na ten temat. Trochę jakbym czytała jakąś książkę dociekliwego Dana Browna. Dało mi to do myślenia. To kolejna sprawa z cyklu: „administracja amerykańska ma wiele do ukrycia”. Przy czym autor wnika jednocześnie w sprawy polityki wewnętrznej oraz budżetu państwa. Nie wiem co ciekawsze. Podoba mi się nota końcowa autora, gdzie bardzo skrupulatnie opisuje co jest prawdą a co fikcją. Nawet ta nota powoduje wypieki na twarzy. Ja byłam podekscytowana. Gdzieś w tym wszystkim majaczy przedstawiciel rodziny Kima, umiłowanego przywódcy Korei, który oczywiście usiłuje działać na szkodę Stanów, co nadaje powieści szpiegowski rys. Interesujące są także informacje na temat obozów pracy w Korei Płn. Niby każdy kto ma głowę na karku zdaje sobie sprawę, że takie obozy istnieją w państwie reżimowym, ale dobrze się dowiedzieć czegoś więcej, zwłaszcza że autor pisząc o nich korzystał z zapisków osoby, która pobyt w takim obozie przeżyła. Polecam. Jeśli chodzi o zawartą tu wiedzę, to coś więcej niż powieść szpiegowska i coś więcej niż political fiction.
Dobra rozrywka i sporo ciekawych informacji. Oczywiście Cotton Malone to bohater na miarę Jamesa Bonda. Agent co prawda już na emeryturze, ale nadal sprytny i sprawny. Gdzie diabeł nie może tam Malone`a pośle. Dużo się dzieje. Generalnie chodzi o teczkę z papierami, która nie powinna wpaść w niepowołane ręce. A bohaterowie ciekawi, choćby brat ojca narodu Korei Płn. lub...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12
Pamiętam kiedy pierwszy raz ta książka trafiła w moje ręce. Miałam wtedy kilkanaście lat na krzyż, przebywałam (powiedzmy, że w celach odpoczynkowych) na strychu małego domku w Kamesznicy. Dlaczego na strychu? Ano, tam za kominem miałam swoją lampkę świtotkę, swój materac i śpiwór. Dlaczego zatopiłam się w lekturze, zamiast szurać po górach? Po prostu usiłowałam nie myśleć o powodzi, która zalała rejon i odcięła mi drogę dosłownie do wszystkiego. Nie było jak dojść do najbliższego sklepu, więc wraz ze współtowarzyszami oceniliśmy to, co mieliśmy pod tą szpicatą strzechą. Fasola, buraki, żołądki, trochę chleba. Ugotowaliśmy barszcz ukraiński, który jedliśmy przez okrągły, powodziowy tydzień na śniadanie, obiad i kolację. Z podrobami. Właśnie tak! Barszcz z fasolą i żołądkami. ;D (możecie się domyślać przez jak długi potem czas nie mogłam patrzeć na tę zupę). Graliśmy w Garibaldkę i wcinaliśmy ten barszcz. Dlaczego o tym mówię? Ano właśnie dlatego, że ta dziwaczna sytuacja, ni to śmieszna, ni to straszna, trochę głupawa jak u Jasia Fasoli, absolutnie przypomina to, co w tej książce. Panowie co prawda podróżują, ale co i rusz miewają takie właśnie od czapy różniste przygody. Może właśnie dlatego tak się wtedy turlałam ze śmiechu po tym materacu. Angielski humor bardzo mi wtedy przypadł do gustu. Obserwowałam zmagania trzech ciapowatych gentlemanów z konserwą i z ziemniakami i myślałam o tym, że skoro ja nie mogę nawet pomarzyć o prozaicznych ziemniakach i konserwie, to dlaczego im miało by się udać je zjeść? ;D.
Właśnie odsłuchałam audiobooka, który przypomniał mi stare, dobre i ciekawe czasy. Patrzę dziś na tę historię już trochę inaczej. Uśmiałam się, choć parę razy pomyślałam, że nie wszystko nadaje się do tego, żeby obrócić to w żart, nie ze wszystkiego można drwić. Ale sentyment mi pozostał, a angielski humor nadal dobrze na mnie działa. Polecam.
Pamiętam kiedy pierwszy raz ta książka trafiła w moje ręce. Miałam wtedy kilkanaście lat na krzyż, przebywałam (powiedzmy, że w celach odpoczynkowych) na strychu małego domku w Kamesznicy. Dlaczego na strychu? Ano, tam za kominem miałam swoją lampkę świtotkę, swój materac i śpiwór. Dlaczego zatopiłam się w lekturze, zamiast szurać po górach? Po prostu usiłowałam nie myśleć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-05
Może to dziwne, że zabrałam się za młodzieżową lekturę, którą dorwałam ostatnio na pchlim targu, ale fabuła mnie po prostu zaciekawiła. Chyba nietrudno zrozumieć, że księgowa jest zainteresowana konsekwencjami upadku na Ziemię bolidu z czystego złota. Gdybym odkryła tę książkę jako urodzona w PRL nastolatka, te konsekwencje (w sensie ekonomicznym) pewnie uznałabym za SF (choćby świat giełdy nikomu z nas wtedy nieznany). Ale dzisiejsza młodzież, otwarta na świat, połączona z całym światem, urodzona w ustroju kapitalistycznym, w epoce niczym nieograniczonych możliwości inwestowania, pewnie nie miałaby problemów z ogarnięciem tych zależności. Lektura ta może być pouczająca również ze względu na sprawy polityczne i relacje międzyludzkie. Wszystko to jest oczywiście przerysowane, jak sami bohaterowie tej historii, ale muszę przyznać, że daje do myślenia. Ileż taki bolid mógłby wywołać konfliktów między ludźmi, między krajami, między uczonymi i najprzeróżniejszymi badaczami! Bardzo ciekawa wizja.
Bardzo też spodobał mi się wątek wynalazcy Zefiryna Xirdala. Począwszy od opisu jego nietuzinkowej postaci, przez jego nietypowe podejście do codzienności i egzystencji ludzkiej i przede wszystkim do tego co zaprząta głowę przeciętnemu zjadaczowi chleba (czyli jakby się tu tanim kosztem wzbogacić?). Czy są jeszcze na świecie ludzie, którzy nie poddają się temu ekonomicznemu szaleństwu? Zefiryn jako geniusz i konstruktor niezwykłych maszyn jest też pewnego rodzaju szaleńcem. Podobno geniusze już tak mają. Ale... czy na pewno? A może to świat dawno zwariował, a my jak biegające w kółko mrówki po prostu tego nie dostrzegamy?....
Może to dziwne, że zabrałam się za młodzieżową lekturę, którą dorwałam ostatnio na pchlim targu, ale fabuła mnie po prostu zaciekawiła. Chyba nietrudno zrozumieć, że księgowa jest zainteresowana konsekwencjami upadku na Ziemię bolidu z czystego złota. Gdybym odkryła tę książkę jako urodzona w PRL nastolatka, te konsekwencje (w sensie ekonomicznym) pewnie uznałabym za SF...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-11
No proszę! Ile mogą zdziałać sentymenty! I to wcale nie z dzieciństwa! ;D Oczywiście od razu zamówiłam i łapnęłam egzemplarz z pierwszego rzutu rynkowego. I co?... Całkiem nieźle!
To wygląda tak, jakby się J.K.Rowling uparła, żeby totalnie wszystkich zaskoczyć i tym razem zrobić wszystko odwrotnie niż do tej pory. Nawet mnie to trochę rozśmieszyło ;D Ubawiła mnie też autorka odmalowując sylwetki dwóch młodocianych przyjaciół, głównych bohaterów sztuki, momentami przypominających dwóch kompletnych głupoli. Flip i Flap jak słowo daję! Dobrze, że któryś z tych ciołków przypomniał sobie o dziwo, o pewnej zapalnej reakcji z lekcji eliksirów.
Sama intryga korzysta z jednego z najlepszych pomysłów na dobrą historię SF lub fantasy, znanego od dawien dawna w tych gałęziach literackich. Ten sposób ujęcia sprawy także w trzecim tomie przygód Harry`ego sprawił, że właśnie wtedy po raz pierwszy mocno doceniłam wyobraźnię i godny podziwu talent autorki do tworzenia zupełnie niezwykłych i zaplątanych historii, stanowiących element większej całości. I nie zamierzam narzekać, że to już było. Pamiętam, że byłam rozczarowana, że w kolejnych tomach już ani przez chwilę tego manewru nie wykorzystano. Może inni mieliby powód do narzekań, ale mnie się zawsze ten numer podobał. Wcale nie tak mało ludzi chciałoby w ten sposób poprawić swoje życie na zasadzie: "gdybym kiedyś zdecydował się na to czy tamto, to dziś miałbym w życiu lepiej, dziś byłbym w lepszej sytuacji, byłbym mądrzejszy, sprawniejszy, bogatszy" itd. To odwieczny żal do rzeczywistości sporej grupy ludzi, chęć odwrócenia kolei dziejów, zmiany w jakiś sposób biegu wydarzeń, albo oszukania (jeśli ktoś w to wierzy) przeznaczenia. Zastosowanie tej sztuczki powoduje, że natykamy się w tej opowieści na starych znajomych, których w inny sposób absolutnie nie dało by się tu wpleść. To też pewnie zapunktuje u fanów. U mnie zapunktowało.
Jak widać patrzę na ten utwór nie całkiem obiektywnie ;D A jedną gwiazdkę dodaję z czystego sentymentu, za samo istnienie. Taki mam kaprys.
P.S. Dobra pozycja na chwilowe podniesienie smutnego, jesiennego, zaduszkowego nastroju, choć wspomnień i duchów też tu wcale nie brakuje ;D
No proszę! Ile mogą zdziałać sentymenty! I to wcale nie z dzieciństwa! ;D Oczywiście od razu zamówiłam i łapnęłam egzemplarz z pierwszego rzutu rynkowego. I co?... Całkiem nieźle!
To wygląda tak, jakby się J.K.Rowling uparła, żeby totalnie wszystkich zaskoczyć i tym razem zrobić wszystko odwrotnie niż do tej pory. Nawet mnie to trochę rozśmieszyło ;D Ubawiła mnie też...
Moja pierwsza z czasów szkoły podstawowej powieść romantyczno-przygodowa, w której się zakochałam. I uwielbiany autor. Siedziałam godzinami z nosem w jego książkach co powodowało niemałe zdziwienie wśród domowników. Ale pierwsza i najukochańsza to "Dolina Ludzi Milczących". Pożyczałyśmy sobie ją z koleżanką i na zmianę czytałyśmy co najmniej kilkakrotnie. Ile mogłyśmy mieć wtedy lat? 10? 12? Moje wydanie było znacznie starsze niż to zamieszczone na LC. Pamiętam to wznowienie. Pojawiło się lata później w księgarniach. Okładki mojego już nie pamiętam. Mój egzemplarz był na tyle poszarpany, że Ania (córka introligatora) stwierdziła, że ja oprawi (!) Zmroziło mnie, w sercu zakłuło, ale pozwoliłam. Za pierwszym razem jej nie wyszło ;D użyła niewłaściwych materiałów. Za drugim razem użyła podprowadzonego od taty czarnego skaju ;D Przyłożyła się! Byłam zachwycona! Książka po przejściach bardzo zyskała. I do dziś stoi w mojej biblioteczce pusząc się wyglądem :D
Całkiem niezła intryga kryminalna, wielka miłość, dramatyczna ucieczka i walka o życie z wielkim żywiołem przyrody... Obie z Anią kochałyśmy Jima Kenta i bałyśmy się o Marette. Nietrudno przecież o jakieś nieszczęście w surowej krainie na dalekiej północy.... I jak odnaleźć Dolinę Ludzi Milczących? Skąd ta nazwa? Czy Jim Kent odnajdzie ukochaną? Polecam dorastającym dziewczynkom. Wypieki na twarzy i kołatania serca murowane!
10 gwiazdek ze względów sentymentalnych ;D
Moja pierwsza z czasów szkoły podstawowej powieść romantyczno-przygodowa, w której się zakochałam. I uwielbiany autor. Siedziałam godzinami z nosem w jego książkach co powodowało niemałe zdziwienie wśród domowników. Ale pierwsza i najukochańsza to "Dolina Ludzi Milczących". Pożyczałyśmy sobie ją z koleżanką i na zmianę czytałyśmy co najmniej kilkakrotnie. Ile mogłyśmy mieć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Czy prawdą jest, że u podstaw całej literatury europejskiej leżą mity greckie? Uważam, że jak najbardziej! Przejawy tego zjawiska rejestrujemy w wielu książkach (oczywiście, obserwacje takie warunkuje pewna wiedza o mitach). To już było! - chciałoby się powiedzieć czytając niejedną historię. Ale jest dużo takich ludzi, którzy nie rejestrują tych zbieżności, ale też i dużo takich, dla których odkrywanie tych podobieństw jest inspirujące i cieszy. To, czy efekt mitologizacji dotyczy wyłącznie literatury europejskiej jest w dzisiejszym, globalnym świecie sprawą dość zresztą nieoczywistą. Prawdą jest, że mity zawsze fascynowały wielu (mnie też!), a czymże byłaby porządna powieść przygodowa bez jakiegoś herosa? A tutaj mamy wyraźny i dosłowny podział: są bogowie (tytani) i herosi (bogowie półkrwi). Są też inni... pomniejsi. Jest nawet Cerber. A jak się dobrze zastanowić, to nawet kilku ;D
Ale mity to nie jedyna inspiracja J. K. Rowling. Inspirowały ją także współczesne ideologie polityczne (czasy mamy na tyle ciekawe, że tylko czekam, aż ta hydra, której nie sposób pokonać, przebudzi się ze swojego 70-letniego snu i znowu z dumą podniesie swoje ohydne łby), a także religie. Mity w zasadzie same w sobie jakoś dotykają religii i moralności, ale jeśli chodzi o atak kościoła katolickiego na sagę HP, to myślę że jest w niej parę punktów, które mogły zaboleć hierarchię kościelną. „Zaboleć” to myślę odpowiednie słowo, bo zastanawiam się czy nie pękają po prostu z zazdrości, że komuś udało się stworzyć historię tak mocno osadzoną w wartościach chrześcijańskich i jednocześnie sugerującą, że Chrystusem można nazwać też kogoś innego... Toć to jawna „obraza uczuć religijnych” (a pamiętacie taką pieśń: „taki mały, taki duży może świętym być!”?)
Kolejna inspiracja autorki to legendy z różnych stron świata. Kto czytał ten wie. Sporo tego. Taka mieszanka w sumie wystarczy na ładunek całkiem niezłego kalibru. Ale to nie wszystko: J. K. Rowling jest niczym Dan Brown. Bo nie dość, że to, co przedstawia autorka wymaga z jej strony sporej wiedzy, to jeszcze bawi się ona szyfrowaniem pewnych rzeczy. W tych książkach każda najmniejsza bzdura, każda nazwa czy nazwisko może coś znaczyć, lub coś ukrywać (na końcu pierwszego tomu jest tzw „słowniczek” - dobry pomysł, ale to zdecydowanie za mało, on tylko sugeruje, że powinniśmy się tej lekturze wnikliwie przyglądać – większość rzeczy każdy sam musi odkryć). Zaklęcia też nie są wyssane z palca. Ich nazwy zapożyczone są najczęściej z łaciny i coś naprawdę znaczą. Dla młodych ludzi z pewnością wielką frajdą jest odkrywanie tego wszystkiego (dla mnie zwłaszcza - w moim liceum jednym z przedmiotów była łacina właśnie). Dlatego myślę, że jest to historia, do której z pewnością po latach można wracać. I myślę, że nawet po latach można w niej odkryć coś nowego. Kiedy pierwszy tom trafił w moje ręce, byłam autentycznie zachwycona (a przekroczyłam już wtedy 20-tkę). Byłam pod wielkim wrażeniem wyobraźni autorki, oraz absolutnie doskonałego wykorzystania zapożyczeń różnych dziwów z baśni i legend, które wielu z nas po prostu zna od dziecka. Coś takiego można z miejsca polubić. Byłam też pod wielkim wrażeniem udanego powiązania tej magicznej opowieści ze światem rzeczywistym – naszym światem Mugoli (chodzi mi zarówno o „bramę” na dworcowym peronie i sam moment przeniknięcia, jak i zastosowanie sztuczki z „Ministerstwem Magii”, która ma nas utwierdzić w przekonaniu, że ten świat naprawdę istnieje i mentalnie stoi niedaleko od nas). Można tu przy okazji odnaleźć całkiem ostrą krytykę naszej zdegenerowanej, mugolskiej, nastawionej na konsumpcję rzeczywistości oraz pełnego obłudy postępowania.
Na ogół nie lubię fantastyki, magiczne stwory na dłuższą metę uważam za męczące i diabelnie mnie nudzą, ale HP to historia tak skonstruowana, że wszystkiego jest tyle, ile trzeba, żeby człowieka nie zadręczyć. Magiczne stwory nie narzucają się ze swoją obecnością, zazwyczaj spełniają swoją rolę (najczęściej transportową) i znikają.... I gdyby nie te magiczne różdżki i zaklęcia, byłaby to po prostu zgrabna historia o młodych ludziach, którzy razem uczęszczają do szkoły z internatem, gdzie wspólnie przeżywają swoje młodzieńcze rozterki. Lorda Voldemorta też dało by się przemodelować. Antagonistów czy wrogów na ogół nigdy nie brak i zawsze znajdzie się sposób na ubarwienie i tak dobrej już historii. To po prostu znakomicie skomponowana mieszanka różnych stylów. Powinna stanowić odrębny gatunek literacki.
W tej historii zachwyca mnie jeszcze jedna rzecz. Nie tylko niebywała fantazja pani Rowling ma tu znaczenie, ale też to, że ta opowieść jest tak niesamowicie „poukładana”. Kolejne części tej sagi autorka pisała w okresie dziesięciu lat (1997-2007) z przerwami rocznymi, czasem kilkuletnimi. Pani Rowling w kolejnych tomach serii bezbłędnie nawiązuje do poprzednich części za pomocą jakiegoś szczegółu, na który nie zwróciliśmy uwagi, a który, jak się okazuje ma potem ogromne znaczenie. A to znaczy, że musiała je mieć wszystkie przemyślane i ustalone od samego początku do samego końca. To rzadkie u pisarzy tzw "serii". Dzięki takim zdolnościom autorki ma się o wiele większą frajdę z odkrywania tajemnic. Takie „uporządkowanie” dodaje całej sprawie smaku, a umieszczenie w samym środku przeciekawej intrygi prawdziwych postaci historycznych, takich jak Nicolas Flamel (francuski alchemik, pisarz i prawnik) dodaje wiarygodności ;D. Przeniesienie go w czasy współczesne, zważywszy na wynikające z jego życiorysu pasje i zainteresowania, nie wydaje się być żadnym nadużyciem. Dla mnie to majstersztyk.
Saga „Harry Potter” jest dla mnie powieścią absolutnie wielowymiarową. Myślę, że się nie mylę, skoro powstał cały szereg pozycji książkowych o tytułach takich jak: „Harry i czary mary, czyli o wartościach edukacyjnych w cyklu powieści „Harry Potter” J. K. Rowling”, „Harry Potter i filozofia”, „Harry Potter and International Relations”, „Harry Potter. Nauka i Magia”, „Harry Potter and the Bible”, „Aspekty chrześcijańskie w sadze „Harry Potter”. Nie czytałam, ale na razie nie zamierzam, bo jak małe dziecko lubię sama wszystko odkrywać ;D
Ta lektura jest dla mnie umiłowaniem wolności i pochwałą humanitaryzmu (czyli wołaniem kota na puszczy), jest analizą życiowych postaw nacechowaną nienachalnym moralizatorstwem. I moim zdaniem, jest też odbiciem wolnościowych przekonań samej autorki.
Na stare lata postanowiłam podszkolić się językowo. Dlatego powoli kompletuję sobie tę historię w oryginale (wygrzebuję używane egzemplarze w różnych dziwnych miejscach) i oczywiście zakładam, że jako lektura w miarę prostym językiem napisana, nie sprawi mi większego kłopotu w odbiorze. Mam poczucie, że jeszcze mogę w tej książce odkryć coś nowego. Dlatego zastrzegam sobie prawo do opinii na temat poszczególnych tomów w przyszłości. I obiecuję aż tyle nie ględzić ;D Oczywiście polecam serdecznie absolutnie wszystkim!
P.S. Co prawda czytałam te książki zbyt dawno temu, żeby sobie przypomnieć pewne szczegóły (ściśle komercyjnie przygotowane filmy trochę przysłoniły mi książkowy obraz), ale pamiętam swoje ówczesne przekonanie co do tego, że J. K. Rowling musi interesować się także numerologią. Może gdy wrócę kiedyś do tej lektury, przypomnę sobie, o co mi chodziło ;D
Czy prawdą jest, że u podstaw całej literatury europejskiej leżą mity greckie? Uważam, że jak najbardziej! Przejawy tego zjawiska rejestrujemy w wielu książkach (oczywiście, obserwacje takie warunkuje pewna wiedza o mitach). To już było! - chciałoby się powiedzieć czytając niejedną historię. Ale jest dużo takich ludzi, którzy nie rejestrują tych zbieżności, ale też i dużo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Cóż za porywająca historia! I to od pierwszego rozdziału. Ale muszę przyznać, że znałam ją już wcześniej. Oglądałam lata temu przepiękny serial nakręcony na jej podstawie. Niemniej zawsze miałam ochotę tę książkę przeczytać. To wspaniała, epicka, wielowątkowa historia osnuta wokół budowy katedry w miasteczku Kingsbridge. Dzieje tamtejszej społeczności dosłownie hipnotyzują, a każdy z bohaterów, których wcale niemało, jest niebywale wyrazistą i zapadającą w pamięć postacią. Na takie historie się czeka! Za nimi się tęskni! Zafascynowały mnie nawet szczegóły techniczne dotyczące budowy katedry. To się właśnie nazywa „mieć talent pisarski”. Follett go z pewnością ma. A do tego sprawdzone historie typu gra o tron Anglii, mezalians córki hrabiego i syna wiedźmy z lasu, zazdrość, gwałt i szaleństwo, walka o życie, przyszłość lub o majątek. Tego rodzaju opowieść wciąga bez reszty. Zdecydowanie polecam każdemu.
Cóż za porywająca historia! I to od pierwszego rozdziału. Ale muszę przyznać, że znałam ją już wcześniej. Oglądałam lata temu przepiękny serial nakręcony na jej podstawie. Niemniej zawsze miałam ochotę tę książkę przeczytać. To wspaniała, epicka, wielowątkowa historia osnuta wokół budowy katedry w miasteczku Kingsbridge. Dzieje tamtejszej społeczności dosłownie hipnotyzują,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to