Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

ŚWIATŁOŚĆ W SIERPNIU

WILLIAM FAULKNER

„Pamięć wierzy, zanim umysł sobie przypomni. Wierzy dłużej, niż pamięta, nawet dłużej, niż umysł wątpi.”

Trochę trwało zanim oswoiłam się ze stylem narracji, początkowo wydawał mi się mało przejrzysty, może nawet trochę na wyrost, ale z czasem nabrałam do niego przekonania, wpasował się w klimat powieści, zręcznie dopasowywał puzzle złożone głównie z fragmentów wspomnień. Liczyłam, że więcej będzie się działo, w mniejszym stopniu zmuszona będę do wsłuchiwania się w samych bohaterów, ale i do tego w miarę przewracania stron książki przemogłam się, i kiedy to nastąpiło, lektura sprawiała coraz większą przyjemność.

Zło niejednoznaczne w swojej odsłonie, jakby bierne wobec wysuwanych wobec niego roszczeń, niejako narzucone z góry przez stereotypowe przypisanie, rasistowskie pojmowanie, mniej lub bardziej skrywaną wrogość. Spojrzenie oczami Południa Stanów Zjednoczonych, Ameryki lat trzydziestych naznaczonych brutalnym rasizmem, fanatyzmem religijnym, zbliżającym się końcem prohibicji, skutkami wielkiego kryzysu gospodarczego, na Lenę, wędrującą ciężarną białą kobietę i Joe Christmasa, zagadkowego mężczyznę o nieokreślonym na pierwszy rzut oka pochodzeniu, Hightowera, duchownego, Byrona, pracownika tartaku, Burden, samotnej kobiety. Ludzkie losy nieodmienne splecione przybrudzonym sznurem psychicznych wad i kalectwa, jeśli nawet nie prawdziwych to przyszytych przez ciasne ramy ujednolicenia.

Więcej na: https://bookendorfina.blogspot.com/2024/04/swiatosc-w-sierpniu.html

ŚWIATŁOŚĆ W SIERPNIU

WILLIAM FAULKNER

„Pamięć wierzy, zanim umysł sobie przypomni. Wierzy dłużej, niż pamięta, nawet dłużej, niż umysł wątpi.”

Trochę trwało zanim oswoiłam się ze stylem narracji, początkowo wydawał mi się mało przejrzysty, może nawet trochę na wyrost, ale z czasem nabrałam do niego przekonania, wpasował się w klimat powieści, zręcznie dopasowywał puzzle...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Ich historia to niezwykłe świadectwo ludzkiej zdolności do mierzenia się z największymi wyzwaniami bez tracenia z oczu wyższego celu… naprawy głęboko zepsutego świata.”

Z ogromnym zainteresowaniem poznawałam publikację, tematyka żydowskich komandosów służących w tajnej jednostce brytyjskiej mocno mnie pochłonęła. Po stronach książki mknęłam prowadzona frapującymi scenariuszami życia, z jednej strony pełnymi tragedii i dramatów, z drugiej nasyconych odwagą i determinacją. Leah Garrett zaprezentowała przyjazny styl narracji, zgrabnie wiodący po opisach i przytaczanych faktach, uwzględniający wymaganą szczegółowość, bez niepotrzebnych powtórzeń i wtrąceń. Logiczne przedstawienie materiału, udanie ujęte w nieco przygodowe ramy, a nawet sensacyjne nuty, wspomagało poznawanie tego, co przeżywali przywoływani od zapomnienia ludzie. Satysfakcjonująca forma ukazania portretów prawdziwych ludzi, bohaterów z krwi i kości, targanych ogromnymi emocjami, kierowanych potrzebą przywrócenia wiary w człowieczeństwo, starających się wyplenić zło ze świata.

Odtajnione dokumenty wojskowe, dzienniki działań bojowych, prywatne zapiski i rodzinne materiały członków kompanii X, najważniejszego tajnego oddziału brytyjskich komandosów, tajnej siły uderzeniowej, wyborowej jednostki, stały się źródłem informacji wymaganych do napisania publikacji. Okazały zestaw wspomnień i pamiątek. Począwszy od prześladowań żydowskiej ludności przez nazistów, nękania, szykanowania, krzywdzenia, aresztowania, zsyłania do obozów. Wszechobecny antysemityzm pozbawiający ludzi życia, wolności, godności, mienia, dostępu do edukacji i swobodnej codzienności. Fala żydowskich uchodźców do Anglii w poszukiwaniu azylu i kolejne zderzenie z dyskryminacją i izolowaniem w obozach. Wreszcie Korpus Pionierów, a potem wymagana zamiana tożsamości, przyjmowanie wojennego pseudonimu, liczne ekstremalnie wymagające szkolenia. Na koniec, udział w skrajnie niebezpiecznych kampaniach i akcjach.

Niewiarygodne, jak grupa wyselekcjonowanych żydowskich uchodźców z Niemiec, Austrii i Węgier zdołała po dramatycznych przeżyciach nadać nowy sens egzystencji i z uporem wiedzionym nienawiścią wobec nazistów, pragnieniem zemsty, podążała w kierunku osobistej misji w ramach elitarnego oddziału. Francja, Sycylia, Włochy, Grecja, Jugosławia, Albania, Holandia i Belgia. Wszędzie wykazywali się wyjątkową odwagą, niezłomnością, sprytem, entuzjazmem, inteligencją, zdyscyplinowaniem, zimną krwią, biegłością w zaawansowanych technikach walki, sabotażu i kontrwywiadu. Po wojnie aktywnie uczestniczyli w denazyfikacji i gromadzeniu dowodów oskarżenia zbrodniarzy przed międzynarodowym trybunałem. Autorka przeprowadziła rozmowy z członkami rodzin komandosów, ukazała życie kompanii X po chaosie, radzenie sobie z traumą wojenną i zwykłą codziennością. Publikacja z przydatnym indeksem, zestawieniem przypisów, załącznikiem z profilem najważniejszych osób, zdjęciową wkładką.

https://bookendorfina.blogspot.com/

„Ich historia to niezwykłe świadectwo ludzkiej zdolności do mierzenia się z największymi wyzwaniami bez tracenia z oczu wyższego celu… naprawy głęboko zepsutego świata.”

Z ogromnym zainteresowaniem poznawałam publikację, tematyka żydowskich komandosów służących w tajnej jednostce brytyjskiej mocno mnie pochłonęła. Po stronach książki mknęłam prowadzona frapującymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Kiedy przekroczyłam próg, dom rzucił się na mnie...”

Nie do końca miałam sprecyzowaną ocenę przygody czytelniczej. Z jednej strony zaskoczyła na plus nieszablonowością i oryginalnością, z drugiej sprawiła wrażenie za bardzo wydumanej i sztucznej. Pomysł przedstawienia stosunkowo niedawnej historii i klimatu życia zwykłych mieszkańców Hiszpanii, będącej niejako preludium drugiej wojny światowej, w obrazie domu nieposkromionego łakomstwem ludzkich dusz, skrywającego długie i mroczne cienie, bezpośrednio grożącego chaosem, niebezpieczeństwem i domagającego się ofiar, przyjęłam z entuzjazmem.

Posępna muzyka wybrzmiewająca zza ścian, podrygująca w samoistnym ruchu drzwi i okien, zakładająca pułapki na domowników, działała na wyobraźnię odbiorcy. Żyjący w pewnym sensie własnym losem budynek był świadkiem egzystencji trzech pokoleń kobiet, od dzieciństwa obarczonych wspólnym poczuciem winy, którego za nic nie dawało się wyplenić. Spłacanie długów poprzedniczek, dokładanie własnych do puli nieszczęść, pozwalanie na zarośnięcie dusz chwastami, sprawiało, że momentami krótka powieść wpadała w aurę thrillera naznaczonego brutalnością wewnętrznych zmagań przy chłodnej obserwacji z zewnątrz. Gdyby nie tematyka konfliktu przewijająca się po pokojach i korytarzach, mogłam odnieść wrażenie, że jest w tym swoista dawka magii, nawet przyciągająca surrealistyczną formą.

Jednak, jak dla mnie, za dużo było nierealności w myśleniu bohaterek. Łapałam się na tym, że wczytując się w dwutorową narrację czułam ogromny ciężar grzechów i przewinień, nieodwracalnie intensyfikującą się gęstość niemocy wyrwania się ze szponów autodestrukcji i wszechobecnej zdrady, a do tego zaściankowej zawiści i krzywdzących spekulacji. „Kornik” przygnębiał i przytłaczał, podążałam depresyjnym szlakiem kobiet, ale nie poczułam zachęty do snucia refleksji. Mrocznej natury człowieka za nic się nie zmieni, pozostaje trwała bez względu na czas, miejsce i okoliczności. Rozumiałam przesłanie autorki, niejako wdrukowania w losy następczyń własnych błędów i owianego zgniłą czernią politycznego spadku, lecz nie do końca przekonało rozpisanie akcji na wciąż jątrzące się rany, bez względu na zastosowane medykamenty nadal rozliczające z prawdą, na upływ czasu niewiele zmieniający w brzmieniu ludzkich sumień.

https://bookendorfina.blogspot.com/

„Kiedy przekroczyłam próg, dom rzucił się na mnie...”

Nie do końca miałam sprecyzowaną ocenę przygody czytelniczej. Z jednej strony zaskoczyła na plus nieszablonowością i oryginalnością, z drugiej sprawiła wrażenie za bardzo wydumanej i sztucznej. Pomysł przedstawienia stosunkowo niedawnej historii i klimatu życia zwykłych mieszkańców Hiszpanii, będącej niejako preludium...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„ARA pomogła ustabilizować kraj balansujący na krawędzi przepaści, a tym samym umożliwiła sowieckiemu reżimowi umocnienie władzy.”

Interesująco zagłębiałam się w tematykę poruszaną przez Douglasa Smitha, tym bardziej, że zgrabnie prezentował materiał, stawiał na przejrzystość przekazów, proporcjonalnie odwoływał się do faktów i relacji uczestników. Wcześniej niewiele wiedziałam o nadzwyczajnej misji humanitarnej prowadzonej przez Amerykanów w Rosji od tysiąc dziewięćset dwudziestego pierwszego do trzeciego roku. Masowa klęska głodowa na Wschodzie pochłonęła miliony ofiar. Następstwo siedmiu lat wojny i rewolucji, represyjnych działań wobec chłopów ekstremalnie obciążonych podatkiem zbożowym, bezmyślnego okrucieństwa władz sowieckiego reżimu. W końcu, zawieszono ideologiczną dumę i wystosowano otwarty apel do świata o udzielenie pomocy.

Autor nakreślał nie tylko tło wydarzeń intensyfikujących katastrofalną klęskę głodu, bezlitosne tłamszenie buntów i zamieszek, napływające fale uchodźców, którzy tak naprawdę nie wiedzieli dokąd zmierzali, ale również przybliżał sylwetki osób zaangażowanych w powstanie i działalność Amerykańskiej Administracji Pomocy, która pod przewodnictwem założyciela Herberta Hoovera, na masową skalę zareagowała na wezwanie do ratowania rosyjskich obywateli, zwłaszcza dzieci. Zdjęcia zamieszczone w publikacji unaoczniały z czym musieli mierzyć się wysłannicy ARA. Z obrazami skrajnej nędzy, wygłodzenia, apatii, porzuconymi ciałami tam, gdzie przyszła śmierć, z samobójstwami, morderstwami i kanibalizmem. Pomoc żywnościowa z czasem okazywała się niewystarczająca, aby pokryć zapotrzebowanie na ogromnych przestrzeniach i dla milionowej populacji. Amerykańska Administracja Pomocy poszerzała misję terenową i zadaniową, o pomoc medyczną, środki higieniczne, szczepienia, budowę dróg, wznoszenia mostów, udrażnianie systemów wodociągowych, nadzorowanie odbudowy fabryk, remonty szkół, zakładanie schronisk, noclegowni, żywienie dorosłych, pomoc dla naukowców i studentów.

Ciekawym poruszanym aspektem była społeczna, fizyczna i psychiczna kondycja amerykańskich wolontariuszy, nieustannie narażonych na wycieńczenie z powodu pracy, objazdów po strefie głodu i załamania nerwowego wywołanego stresem. Intensyfikowało się prześladowanie przez sowieckie władze Rosjan pracujących dla ARA, krytyczna ocena organizacji i propagandowe zniekształcanie prawdy. Obraz Rosji początku lat dwudziestych dziewiętnastego wieku był przerażający, najstraszniejsza klęska głodu w historii kraju, niewyobrażalna skala nieszczęścia zwykłych ludzi doprowadzonych do śmiertelnej skrajności. Amerykańskim obserwatorom wydawało się, że obszar objęty klęską głodu ciągnął się bez końca, zakres potrzebnej pomocy ogromnie zaskakiwał. ARA wyżywiła jedenaście milionów ludzie, jej pomoc przynosiła wiele korzystnych skutków, jednocześnie spotykała się ze spiskowymi atakami w Rosji i USA. Publikacja warta poznania, wiele można się dowiedzieć o fragmencie historii niekoniecznie znanym szerszemu ogółowi, napisana przystępnym i przyjaznym językiem, wzbudzająca zainteresowanie faktami i nakłaniająca do refleksji o człowieczeństwie ponad granicami.

https://bookendorfina.blogspot.com/

„ARA pomogła ustabilizować kraj balansujący na krawędzi przepaści, a tym samym umożliwiła sowieckiemu reżimowi umocnienie władzy.”

Interesująco zagłębiałam się w tematykę poruszaną przez Douglasa Smitha, tym bardziej, że zgrabnie prezentował materiał, stawiał na przejrzystość przekazów, proporcjonalnie odwoływał się do faktów i relacji uczestników. Wcześniej niewiele...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Sztuczna inteligencja jest ideą, infrastrukturą, przemysłem, formą sprawowania władzy i sposobem widzenia świata; jest także manifestacją wysoce zorganizowanego kapitału, wspieranego przez rozbudowane systemy ekstrakcji i logistyki, z łańcuchami dostaw oplatającymi cały ziemski glob.”

Ciekawa propozycja czytelnicza, szerokie spektrum spojrzenia na sztuczną inteligencję, ukazanie powiązanych z nią zagrożeń dla ludzkości. Kate Crawford drobiazgowo podchodzi do wybranej tematyki AI, wchodzi w obszary warte uświadomienia i skłaniające do przemyśleń. Potoczne uważanie sztucznej inteligencji jako znakomitego dorobku gatunku ludzkiego, fenomenalny instrument pomocy i ułatwień, zderza się z krzywym obrazem pod pierwszą warstwą przypuszczeń, odbiciem zagrożeń o różnorodnym podłożu i ryzykiem dla postępu cywilizacji. Jak każdy instrument, może zostać wykorzystana w dobrej i złej wierze, do partykularnych celów i chwilowych korzyści. Postęp technologiczny domaga się podsycania ognia dynamizacji i ekspansji. Czy faktycznie ludzkość chce i zgadza się w to brnąć? A może trzeba zastanowić się nad niezamierzonymi implikacjami i nieprzewidywalnymi skutkami? Sztuczna inteligencja, chociaż cieszy się ogólnie pozytywnym wizerunkiem, wcale nie jest pozbawiona znaczących pułapek, w które już wpadamy.

Konstelacja interesów naukowych, ekonomicznych, historycznych, politycznych, kulturalnych i społecznych, ściśle związanych ze sztuczną inteligencją, jakby nie było sztucznym tworem, pozbawionym samoistności, naturalności bytu, wewnętrznej myśli, determinuje jej wykorzystanie, także w szkodliwym ujęciu, chociażby dominacji i dyskryminacji. Istoty myślące świadomie i podświadomie tworzą coś, co opiera się na jawności i formalizacji procesów, jednak przypisują temu moce kreatywności rozumowania przewyższającej nawet ludzką. Kate Crawford zwraca uwagę na konieczność zdawania sobie sprawy, że AI nie jest ani sztuczna, ani inteligentna, ale materialna z konstrukcją bazującą na różnych zasobach. W kolejnych rozdziałach autorka przybliża mechanizmy działania AI, miejsca narodzin globalnych sieci informatycznych, aspekt wykorzystywania pracowników w połączeniu z dotrzymaniem kroku algorytmom logistycznym, roli danych w uczeniu sztucznej inteligencji, wykrywania emocji, pogłębiania ucisku, stawania się przez AI narzędziem władzy państwowej, strukturą łączącą kapitał i siłę roboczą. Przedstawia sztuczną inteligencję jako złożony zestaw oczekiwań, ideologii, pragnień i lęków, ale także istotny czynnik kształtowania wiedzy i komunikacji. Sporo ciekawych informacji i naukowego spojrzenia.

https://bookendorfina.blogspot.com/

„Sztuczna inteligencja jest ideą, infrastrukturą, przemysłem, formą sprawowania władzy i sposobem widzenia świata; jest także manifestacją wysoce zorganizowanego kapitału, wspieranego przez rozbudowane systemy ekstrakcji i logistyki, z łańcuchami dostaw oplatającymi cały ziemski glob.”

Ciekawa propozycja czytelnicza, szerokie spektrum spojrzenia na sztuczną inteligencję,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Każda rzeka jest opowieścią, ale rzeka, której nie ma, jest opowieścią szczególną, bo tutaj wyobraźnia musi pracować na wysokich obrotach, tutaj trzeba czytać między wierszami.”

Tak jak podejrzewałam, książka dostarczyła przyjemnych wrażeń czytelniczych. Wiele się z niej dowiedziałam, z entuzjazmem podchwyciłam temat rzek, których nie ma, z zaciekawieniem podążałam ich szlakiem. Nie spodziewałam się, że aż tak szczegółowo można było wejść w poruszane zagadnienie, z miłością do płynącej wody, poznawaniem przebiegu potoków, dociekliwością historii rzeczek i spojrzeniem na działalność człowieka w obszarze rzek.

Maciej Robert w bardzo przyjemnym stylu snuł opowieść o niewidocznych lub znikających rzekach. Sprawiał, że im więcej prezentował materiału, tym bardziej chciałam poznać więcej. Nie tylko podróże nad rzeki, rzeczki, strumyki, wyschłe kanały, ale również flirt ze sztuką, literaturą, wzmiankami o znaczeniu, kolorycie, skojarzeniu, emocjach powiązanych z rzekami. Wędrówki śladem wody i słowa, tego, co na mapach i w rzeczywistości, w kierunku świadectwa istnienia lub niewidoczności. Wyschnięte puste koryta skrywały przeszłość, którą frapująco odkrywałam. Niechciane rzeki ustępowały miejsca potrzebom miast, a przecież to właśnie one były źródłem powstawania wokół nich osad, z czasem zajmujących coraz większe przestrzenie.

Więcej na: https://bookendorfina.blogspot.com/2024/04/rzeki-ktorych-nie-ma.html

„Każda rzeka jest opowieścią, ale rzeka, której nie ma, jest opowieścią szczególną, bo tutaj wyobraźnia musi pracować na wysokich obrotach, tutaj trzeba czytać między wierszami.”

Tak jak podejrzewałam, książka dostarczyła przyjemnych wrażeń czytelniczych. Wiele się z niej dowiedziałam, z entuzjazmem podchwyciłam temat rzek, których nie ma, z zaciekawieniem podążałam ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Irlandia nie jest już taka sama. Ludzie byli biedni, ale zadowoleni.”

Wciągnęłam się w twórczość Claire Kreegan, krótkie formy literackie przemawiały, dotykały wrażliwych strun ludzkiej duszy, w pewien sposób nawiązywały do poszukiwania sensu życia, ale też prześwietlały zwykłą codzienność bohaterów. Nie wszystkie opowiadania wybrzmiewały intensywnie, niektóre, przykładowo „Ciemne konie” nie nawiązały trwałej nici porozumienia, „Noc jarzębin” wydawała się zbyt przewidywalna. Jednak i one nadawały szczególny klimat książce. Chociaż tytuł „Powolna i bolesna śmierć” wskazywał na ciężką tematykę i myśl przewodnią, to okazała się niesamowicie lekkim zbiorem utworów, wdzięcznym i swobodnym. Nakłaniał do refleksji na temat bezpowrotnego upływu czasu, świadectw obecności materialnej i duchowej tych, co odeszli. Wiele nadziei na odmianę losu, chwytanie biegu spraw, zaczynanie czegoś od nowa, oddawanie się twórczości. Bardzo mi się podobał także „Prezent na pożegnanie”. Tym razem nie czterdziestoletnia kobieta, ale młoda dziewczyna, wyrywająca się ze szpon toksycznej rodziny, doświadczona wykorzystaniem przez ojca, skazana na obojętność matki, uciekająca w daleki świat przed trudną przeszłością, pozostawiająca za sobą bagaż złych doświadczeń. Wspaniałe ukazanie walki o siebie i ufności w nowe życie, pomimo lęku i rozterki. Wiele potrzeba siły, by wyrwać się ze szpon złego i podarować sobie szansę.

Więcej na: https://bookendorfina.blogspot.com/2024/04/przez-bekitne-pola.html

„Irlandia nie jest już taka sama. Ludzie byli biedni, ale zadowoleni.”

Wciągnęłam się w twórczość Claire Kreegan, krótkie formy literackie przemawiały, dotykały wrażliwych strun ludzkiej duszy, w pewien sposób nawiązywały do poszukiwania sensu życia, ale też prześwietlały zwykłą codzienność bohaterów. Nie wszystkie opowiadania wybrzmiewały intensywnie, niektóre,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Opowieść o pięknym błędzie, któremu przyświecała dobra intencja – a który doprowadził do śmierci...dość dobra metafora życia, czyż nie?”

Pierwsze spotkanie z twórczością Alexa Michaelidesa, w ramach spotkania z „Boginiami”, nie zaliczyłam do oszałamiających i mega zajmujących, jednak przebiegało w miłej i intrygującej atmosferze. Bardzo się ucieszyłam, kiedy poznając „Furię” znacznie intensywniej wbiłam się w przygodę czytelniczą. Widać było, że Alex Michaelides dokonał sporego postępu w pisaniu zwariowanych intrygujących powieści. Prezentacja treści okazała się atrakcyjna i wciągająca. Zwłaszcza pomysł z wyborem ciekawego narratora dobrze się sprawdził. Bawiłam się ekscytująco również ze względu na pokręconą fabułę, pełną licznych rozgałęzień, niedopowiedzeń podkręcających frapujące interpretacje postaw bohaterów z pierwszego i drugiego planu. Różnorodność postaci, chociaż powiązania wspólnym kluczem krążenia wokół byłej gwiazdy filmowej, przemawiała na korzyść ciekawie rozwijającej się historii.

Podobało mi się wniknięcie w wątki o podłożu psychologicznym, trudnego dzieciństwa i jego wpływu na tożsamość człowieka, tego, co w dorosłości wybiera, czym się kieruje, co go definiuje. Niepotrzebne były częste powtórzenia tego samego ujęcia powiązania charakteru i przeznaczenia, przedłużały akcję, tym bardziej, że za którymś razem niewiele już wnosiły do fabuły. Zawiodłam się na sporej przewidywalności, aczkolwiek nie mogłam odmówić wykorzystywania licznych prób odwrócenia mojej uwagi od właściwego tropu prowadzącego ku ustaleniu faktów. Znalazłam w tym pewien plus, lepiej poznałam bohaterów i motywy nimi kierujące. Fantastyczne zobrazowanie egzystencji człowieka z perspektywy odgrywanych ról i udziału w niekończącej się grze pozorów. Zakończenie nie zaskoczyło, spodziewałam się takiego obrotu spraw, ale odbiorcy mniej wprawni w thrillerach kryminalnych mogą bardziej złapać się na kamuflaż prawdy i maskowanie intencji.

Więcej na: https://bookendorfina.blogspot.com/2024/04/furia.html

„Opowieść o pięknym błędzie, któremu przyświecała dobra intencja – a który doprowadził do śmierci...dość dobra metafora życia, czyż nie?”

Pierwsze spotkanie z twórczością Alexa Michaelidesa, w ramach spotkania z „Boginiami”, nie zaliczyłam do oszałamiających i mega zajmujących, jednak przebiegało w miłej i intrygującej atmosferze. Bardzo się ucieszyłam, kiedy poznając...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Wczorajsze wspomnienia są marzeniami przyszłości.”

Kiedy decydowałam się na spotkanie z książką umknęło mojej uwadze, że nie jest to powieść, ale zbiór krótkich form. Jednak nie przeszkodziło to w delektowaniu się twórczością. Otrzymałam klimat, na jaki liczyłam, garść materiału do ciekawych refleksji i przyjemność w zatapianiu się w ludzkich losach. Iddo Gefen zaimponował narracją przepełnioną ujęciami z różnych perspektyw człowieczeństwa, tego, które każdy chciałby odnaleźć w sobie, nie tylko w godzinach próby, ale w zwykłej codzienności, oraz tego, którego kształtu czasami się wstydzimy, wymyka się czystemu poczuciu sumienia i godności.

Autor z wyczuciem dotykał ludzkich dusz, jej najgłębszych warstw, znanych od wieków, ale również dopiero kształtujących się w dobie masowej komunikacji i wszechobecnych social mediów. Czułam świadomość poszczególnych jednostek, przywoływanych jako główne postaci w opowiadaniach, poznawałam ich spojrzenie na świat i siebie, sposób traktowania bliskich i tworzenia społecznych relacji. Oczywiście, nie wszyscy intensywnie lub wyraziście przemówili do mnie, ale za każdym razem okazywali się ciekawi i warci poznania, nawet jeśli szala pochylała się w dół pod naporem ciężaru ich wad i ułomności. Właśnie jako jednostka tacy jesteśmy, nieidealni i niedoskonali, także wówczas, gdy za wszelką cenę pragniemy się przed tym ustrzec.

Więcej na: https://bookendorfina.blogspot.com/2024/04/jerozolimska-plaza.html

„Wczorajsze wspomnienia są marzeniami przyszłości.”

Kiedy decydowałam się na spotkanie z książką umknęło mojej uwadze, że nie jest to powieść, ale zbiór krótkich form. Jednak nie przeszkodziło to w delektowaniu się twórczością. Otrzymałam klimat, na jaki liczyłam, garść materiału do ciekawych refleksji i przyjemność w zatapianiu się w ludzkich losach. Iddo Gefen...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sekret Andrew Child, Lee Child
Ocena 6,5
Sekret Andrew Child, Lee C...

Na półkach:

„Z doświadczenia wiedział, że ustne obietnice polityków nie są warte papieru, na którym można by je spisać.”

Jak tylko książka trafiła w moje ręce, natychmiast się za nią zabrałam, seria o Jacku Reacherze należy do moich ulubionych, zatem trudno było powstrzymać ciekawość, co tym razem przydarzyło się bohaterowi. Nie zawiodłam się ani od strony dynamiki akcji, ani klimatu podchodzącego pod szpiegowski. Wydarzenia dotyczące ściśle tajnego chemicznego projektu badawczego nadzorowanego przez rząd Stanów Zjednoczonych, prowadzonego w Indiach pod koniec lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku, nadały fabule spiskowy rys, frapująco go odkrywałam. Mieszanka bohaterów dobrze dobrana, ale nie każdy został satysfakcjonująco sportretowany, niektórym zabrakło zwartości w osobowości lub zachowania odbiegały od oczekiwanych od strony praktyki zawodowej, lecz nie dotyczyło to kluczowej postaci. Zajrzałam do sprawy prowadzonej przez Jacka Reachera, kiedy służył jeszcze w armii USA, po degradacji z majora na kapitana, zatem sprzed decyzji o pozostaniu człowiekiem wolnym duchem i bez materialnych zobowiązań.

Chętnie przyjęłam możliwość poznania czegoś wcześniejszego z życia Reachera. Prowadzone przez niego dochodzenia dotyczyły nielegalnego przerabiania i podrabiania sprzętu wojskowego, oraz znacznie ważniejsze, cyklu śmierci w podejrzanych okolicznościach członków specjalnego zespołu zajmującego się przed niemal ćwierć wiekiem sekretną szczepionką. Współpracując z przedstawicielami Departamentu Stanu, CIA i FBI starał się odkryć, kto, co i dlaczego, krył się za przeprowadzonymi z niezwykłą precyzją eliminacją naukowców. Kiedy bieg zdarzeń skręcał w stronę polityki na światło dzienne wychodziły przerażające informacje i tożsamości. Wszystkie elementy zagadki pojawiły się, ale nie wszystkie były widoczne. Trochę męczyła powtarzalność schematu zabójstw, mimo że uwzględniała różnorodność sposobów. Jednak najsłabszym punktem powieści okazało się mało angażujące zarządzanie śledztwem i zbyt gładki przebieg współpracy reprezentantów służb. W dużym stopniu rekompensował to odczucie zaskakujący i nabierający intensywności obrót spraw. Narracja zgrabna i przyjazna, gładko wiodła po scenariuszu i udanie wytwarzała atmosferę niepewności. Książka warta polecenia, zwłaszcza dla osób, lubiących przebywać w klasycznej sensacji z wieloma tajemnicami, incydentami i niejednoznacznościami.

https://bookendorfina.blogspot.com/

„Z doświadczenia wiedział, że ustne obietnice polityków nie są warte papieru, na którym można by je spisać.”

Jak tylko książka trafiła w moje ręce, natychmiast się za nią zabrałam, seria o Jacku Reacherze należy do moich ulubionych, zatem trudno było powstrzymać ciekawość, co tym razem przydarzyło się bohaterowi. Nie zawiodłam się ani od strony dynamiki akcji, ani klimatu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Nie ma wątpliwości, że neolityczne wynalazki i stałe osadnictwo odmieniło bieg naszej cywilizacji.”

Z ogromnym zaciekawieniem pochłaniam książkę. Tematyka pokrywa się z moimi archeologicznym i społecznymi zainteresowaniami, a nauka o historii cywilizacji i miast należy do preferowanych. „Cztery zaginione miasta” przybliżają życie i śmierć znaczących w dziejach ludzkości metropolii. Za sprawą archeologii odkrywamy tajemnice Çatalhöyük, Pompei, Angkor i Cahokii. Wiele możemy dowiedzieć się starannie badając pozostawione świadectwa istnienia, jednocześnie wiele musimy domyślać się, choćby w aspekcie życia mieszkańców. Do właściwych interpretacji potrzebna jest specjalistyczna wiedza i rozbudowana wyobraźnia. Znajomość życia ówczesnych ludzi prowadzi ku kulturowemu kontekstowi, obliczu codzienności, nękających problemów, a nawet imponującym cudom architektury i zaskakująco banalnym błędom. Przekonujemy się, że toksyczna urbanizacja jest jedną z kluczowych przyczyn wyginięcia wielkich miast, obok kryzysu politycznego i katastrof naturalnych.

Więcej na: https://bookendorfina.blogspot.com/2024/03/cztery-zaginione-miasta.html

„Nie ma wątpliwości, że neolityczne wynalazki i stałe osadnictwo odmieniło bieg naszej cywilizacji.”

Z ogromnym zaciekawieniem pochłaniam książkę. Tematyka pokrywa się z moimi archeologicznym i społecznymi zainteresowaniami, a nauka o historii cywilizacji i miast należy do preferowanych. „Cztery zaginione miasta” przybliżają życie i śmierć znaczących w dziejach ludzkości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Życie to nić babiego lata...”

Skwapliwie korzystam z tego, że wydawnictwo Rebis sukcesywnie proponuje kolejne tytuły z serii Wehikuł czasu. Wyśmienita okazja do poznania w szerszym zakresie klasyki science fiction, często bardzo zaskakującej i dającej do myślenia. Cieszy nie tylko poznawanie samych przygód, ale również myśli pisarskiej sprzed ponad pół wieku. Czy faktycznie od tego czasu tak wiele zmieniło się w wizjach przyszłości gatunku ludzkiego, oczywiście mając na uwadze nieunikniony postęp technologiczny i zdobycze naukowe, w krążącymi w głowie myślami o ewentualnej wizycie obcych cywilizacji na naszej planecie, pierwszego z nimi kontaktu, konsekwencjach towarzyszących temu bezmyślnych prymitywnych ambicjach, obiekcjach i strachu? To również próby odpowiedzenia na pytania związane z kondycją gatunku ludzkiego w bliższej, dalekiej lub mega dalekiej przyszłości. Przewidywanie roztacza swoisty urok, wciąga do fantastycznych rozmyślań, odkrywa ukryte głęboko w świadomości lęki, próbuje ogarnąć miejsce i znaczenie człowieka w kosmosie.

„Czarna chmura” proponuje przygodę z ujęcia naukowego środowiska, toczących się dyskusji, intensyfikacji zaciekawienia, pogłębiania dociekań, wzmacniania się poczucia wyjątkowości zrozumienia, nie tyle samych zjawisk i incydentów, co kompetencji do jak najlepszego poznania i przygotowania się. Naukowcy kontra politycy, intencje ogarniające wszechświat kontra ograniczone do ziemskich problemów, wysiłki badawcze dla dobra ogółu kontra partykularne interesy krajów. Fred Hoyle wprowadza wielki sceptycyzm wobec archaicznego systemu społecznego, w przeciwieństwie do pełnej akceptacji zasług wysiłków rozumu. Obracające się koła zachowawczej machiny politycznej, stojącej twardo przy opcji zachowania ścisłej tajemnicy, należy przechytrzyć, by mieć wolną rękę w badaniu osobliwego odkrycia, konsekwencji dla Ziemi.

Gigantyczny obłok międzygwiazdowy zbliża się do Układu Słonecznego, pojawia się ekstremalne niebezpieczeństwo wyrządzenia ogromnych szkód, a nawet wyginięcia gatunku ludzkiego. Tylko umysły otwarte na gigantyczne zmiany i niesamowite odkrycia gotowe są zmierzyć się z misją zdobywania informacji i ratunku dla ludzkości. Autor frapująco prowadzi wątek poświęceń w imię przetrwania, w wymiarze państwowym, ekonomicznym, prawnym, etycznym i jednostki. Czy poprzez niespodziewaną wizytę Czarnej Chmury jesteśmy w stanie dowiedzieć się czegoś o nas samych? Jak bardzo postęp technologiczny i sukces badawczy uzależniony jest od jednostek? Dlaczego trudno oddzielić to, co trywialne, ale szalenie istotne, od tego, co wyśmiewane, choć w zaskakujących okolicznościach wysuwa się na pierwszy plan? Czy chcemy pozostać wielkim ludem w małym świecie, czy staniemy się niewielkim ludem w ogromnym świecie?

https://bookendorfina.blogspot.com/

„Życie to nić babiego lata...”

Skwapliwie korzystam z tego, że wydawnictwo Rebis sukcesywnie proponuje kolejne tytuły z serii Wehikuł czasu. Wyśmienita okazja do poznania w szerszym zakresie klasyki science fiction, często bardzo zaskakującej i dającej do myślenia. Cieszy nie tylko poznawanie samych przygód, ale również myśli pisarskiej sprzed ponad pół wieku. Czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Miłość to płótno dane przez przyrodę, haftowane wyobraźnią.” Voltaire

„Galeria szaleńca” tego autora utwierdziła mnie w przekonaniu, że to typ publikacji, w którym z przyjemnością przebywam i wiele się przy tym uczę. Doceniłam niecodzienne, daleko wykraczające poza konwencjonalne wzorce, podejścia do różnych dziedzin aktywności człowieka. Podobnie rzecz się miała przy poznawaniu „Miłości”. Satysfakcja czytelnicza i radość z zajrzenia w ciekawe zwyczajne i osobliwe twórcze odsłony uczucia, które jako wiodący sens życia zostało inspiracją sztuki już od pierwszych chwil jej powstania, cechującą się różnorodnością siłą ekspresji.

Edward Brooke-Hitching atrakcyjne i oryginalnie zestawił prace traktujące o fizycznej i psychicznej namiętności, tajemniczej sile napędowej ludzkiego uniwersum. Doniosłych i przełomowych dzieł, oraz zwykłych i codziennych przedmiotów. Świadectwa prób uchwycenia czegoś, co nie przyjmuje namacalnej formy a wiąże się z szerokim wachlarzem emocji. Zdjęcia, obrazy, mapy, ryciny, teksty, posążki, amulety, broszki, sarkofagi i budowle, od starożytności na trwałe weszły w sferę zainteresowania człowieka, opisywania i ukazywania ścieżek podążania miłości w ludzkich sercach i umysłach. Dowody powiązań miłości z każdą dziedziną aktywności człowieka. Ciekawie poznawałam przykłady miłosnych historii i obyczajów, wpływu na postrzeganie świata i siebie samego, nawiązania do małżeństwa i seksu, uchwycenia potęgi erotycznej zmysłowości.

Atrakcyjne ciekawostki i anegdoty, fakty i opowieści, zderzenia z przeszłymi i współczesnymi interpretacjami. Miłość rządząca światem, mająca znaczący wpływ na historię, podkręcająca wyobraźnię, inicjująca dobre i złe czyny, bez względu na długość i szerokość geograficzną. Publikacja do poznawania w wolnych chwilach, rozdział za rozdziałem lub w dowolnej kolejności, na chybił trafił lub kierując się indeksem. Rewelacyjnie poznaje się teksty, tym bardziej, że towarzyszy im fascynująca oprawa graficzna. W moim odczuciu, znakomity pomysł na książkowy prezent, zainteresuje każdego, nawet osoby, które na co dzień mało mają styczności ze sztuką, wspaniała okazja do częściowego jej poznania z perspektywy kluczowego udziału miłości.

https://bookendorfina.blogspot.com/

„Miłość to płótno dane przez przyrodę, haftowane wyobraźnią.” Voltaire

„Galeria szaleńca” tego autora utwierdziła mnie w przekonaniu, że to typ publikacji, w którym z przyjemnością przebywam i wiele się przy tym uczę. Doceniłam niecodzienne, daleko wykraczające poza konwencjonalne wzorce, podejścia do różnych dziedzin aktywności człowieka. Podobnie rzecz się miała przy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Nie tak to miało wyglądać.”

W trakcie poznawania książki równoległe odczuwałam kontrastowe wrażenia, z jednej strony bardzo mi się podobało, z drugiej niektóre elementy wywoływały rozdrażnienie. Ale thrillery mają to do siebie, że czasami wymagają mocnego naciągnięcia szwu fabuły, aby intryga intensyfikowała się do zaskakującego punktu kulminacyjnego. Ocenę książki podniosłam o stopień właśnie ze względu na zakończenie, z uznaniem je przyjęłam, gdyż autorka znakomicie mnie podpuściła, uwikłała w interpretację czynów bohaterów, wszystko by w finale podać frapujące wytłumaczenie. Dochodząc do ostatniej strony cieszyłam się, że nie zorientowałam się wcześniej, o co tak naprawdę w sprytnej intrydze chodziło.

B.A. Paris zaproponowała ciekawą warstwę obyczajową. Każda z postaci zerkała na swoje i cudze tajemnice. Krok po kroku odsłaniały je dla innych. Radość sprawiło mi wyczekiwanie na podchwycenie właściwego tropu w dotarciu do prawdy zabawa w podejrzenia. Współczułam Iris, strofowałam w myślach Gabriela, za wszelką cenę chciałam rozgryźć Josepha, martwiłam się o zachowanie Pierre’a, nie doceniałam Laurie, starałam się zajrzeć w tajemnicę Esme, intrygował mnie Hugh, martwiłam się o Beth. Bohaterowie nieźle mieszali w scenariuszu zdarzeń, czasem dynamizowali akcję, kiedy indziej spowalniali rytm na własne przemyślenia. Główna narratorka Iris sprawiała wrażenie męczennicy, nie potrafiła niczego odmówić narzucającej się przyjaciółce. Trochę to męczyło, gdyż w realnym życiu taka sytuacja wydawałaby się mało realna. Jednak po skończeniu powieści zrozumiałam, co się za tym kryło. Inną rzeczą, która mi nie pasowała, to powtarzalność słów i komentarzy, zupełnie jak w telenoweli, ktoś coś komuś powiedział, a druga osoba powtarzała to samo kolejnej. Jednakże gotowanie się postaci we własnym sosie uwag, spostrzeżeń, nieufności, zdrady i podejrzeń nabierało przez to ciężkości i nadawało w pewnym stopniu chwytliwy klimat zamkniętej społeczności. Thriller ze sporymi szansami spodobania się szerszemu gronu czytelników. Prowadzony zgrabną narracją, uwzględniający atrakcyjnych bohaterów, potrafiący sprawić niespodziankę. Nie trzymał w silnym uścisku niepewności, ale nie można mu było odmówić bogactwa mrocznych incydentów.

https://bookendorfina.blogspot.com/

„Nie tak to miało wyglądać.”

W trakcie poznawania książki równoległe odczuwałam kontrastowe wrażenia, z jednej strony bardzo mi się podobało, z drugiej niektóre elementy wywoływały rozdrażnienie. Ale thrillery mają to do siebie, że czasami wymagają mocnego naciągnięcia szwu fabuły, aby intryga intensyfikowała się do zaskakującego punktu kulminacyjnego. Ocenę książki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Magia to nie tylko zręczne ręce i odwracanie uwagi. To historie, które opowiadamy samym sobie. Życie to jedna wielka opowieść.”

Twórczość Jenny Blackhurst nie zawsze mi podchodzi, czasem coś przekona do siebie, kiedy indziej wkrada się znużenie przygodą czytelniczą, jednak po poznaniu „Do trzech razy śmierć” stwierdzam, że zdecydowanie bardziej wolę thrillery psychologiczne powstałe spod pióra autorki niż poznany właśnie kryminał. Pierwszy tom serii o komisarz Tess Foxx nie robi mocnego wrażenia, do wielu elementów wysuwam zastrzeżenia, ale jednocześnie podkreślam, że jego najmocniejszym atutem jest klimat powiązany z rodzinnymi tajemnicami i postawienie na niejednoznacznych w ocenie bohaterów, chociaż potraktowanych bardzo pobieżnie od strony portretów. Wewnętrzna walka toczona przez komisarz z wydziału zabójstw policji w Sussex nie brzmi wiarygodnie, jednak w pewnym obszarze uatrakcyjnia fabułę. Przenikanie dobra i zła, wzajemne wkraczanie na terytorium, przeciąganie liny przez sprawiedliwość i oszustwo, może ciekawie rozwinąć się w następnych odsłonach serii.

Oprawie detektywistycznej brakuje realności, trzeba mocno przymrużać oko na uproszczenia i spłaszczenia. Autorce nie udaje się uniknąć naciągnięć na siłę w konstrukcji intrygi, przykładowo sąsiadka, która dostrzegła pierścionek w niesprzyjającym polu widzenia, albo osobliwe zbiegi okoliczności, co prawda później znajdują wytłumaczenie, lecz pierwsze wrażenie zniechęca. Powieść cechuje przewidywalność, chociaż Blackhurst przygotowuje kilka niespodzianek dla czytelnika, część potrafi zaskoczyć brzmieniem i interpretacją. Jak tytuł wskazuje, dochodzi do trzech dziwnych morderstw, w rodzaju tych pozornie nie do rozwiązania, trzymających wspólną nić z przeszłością, ale osadzonych w teraźniejszości. Sprawy wymykają się spod kontroli i zagrażają rozwojowi kariery Tess, oraz wydobywają z cienia iluzjonistycznej działalności Sarah. W oczach kobiet, śledztwo należy do wyjątkowo skomplikowanych, bohaterki muszą znaleźć odpowiedzi na wiele pytań. Czy śmierć może być wiadomością? Jak należałoby ją czytać? Kto potrafi być tak bezwzględny? "Do trzech razy śmierć" nie zdradza dokąd prowadzą splątane losy wiodących kontrastowe życie przyrodnich sióstr, ale sugestie możliwości brzmią atrakcyjnie, trzeba poczekać na kolejny tom, by się dowiedzieć.

https://bookendorfina.blogspot.com/

„Magia to nie tylko zręczne ręce i odwracanie uwagi. To historie, które opowiadamy samym sobie. Życie to jedna wielka opowieść.”

Twórczość Jenny Blackhurst nie zawsze mi podchodzi, czasem coś przekona do siebie, kiedy indziej wkrada się znużenie przygodą czytelniczą, jednak po poznaniu „Do trzech razy śmierć” stwierdzam, że zdecydowanie bardziej wolę thrillery...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Nic nie daje takiej satysfakcji jak widok młodych ludzi, którzy dorastają, leczą rany i odnajdują nadzieję.”

Rzadko decyduję się na sięgnięcie po literaturę obyczajową podchodzącą pod romans, ale coś mi podpowiadało, żeby zwrócić uwagę na tytuł. I nie żałuję, sympatycznie spędziłam czas przy książce, relaksujące spotkanie w ciepłych rodzinnych barwach. Chociaż nie brakowało sporej dawki żalu, goryczy i smutku, to na czoło wysuwały się miłość, oddanie i zrozumienie. Paige Toon zgrabnie mieszała w koszyku emocji, nie tylko bezpośrednich i oczywistych, ale również głębszych i niejednoznacznych. Domyślałam się, dokąd zmierzała historia, nie było w tym obszarze niespodzianek, lecz wciągnęłam się w odkrywanie przeszłości. Ciekawa byłam splotu okoliczności i kluczowych decyzji bohaterów doprowadzających do teraźniejszych wydarzeń.

Narracja uwzględniająca dwie linie czasowe zadziałała na korzyść powieści. Autorka przygotowała dla czytelnika interesujące brzmienie pewnego incydentu, spodobało mi się, że długo zwlekała z jego ujawnieniem i wyjaśnieniem. Lubię przygody czytelnicze z przesłaniem, obyczajową warstwą dającą coś więcej niż czystą rozrywkę, zwracające uwagę na wybrane społeczne zagadnienie, w tym wypadku zastępcze rodziny i sytuację dzieci, nad którymi pieczę sprawują instytucje państwowe. Leah, George i Theo byli przyjaciółmi od czasów licealnych. Częściowo oni sami, w dużej mierze los, pokierowali scenariuszem życia niekoniecznie w zakładanym kierunku. Wkradły się nieporozumienia, błędne oceny, pomyłki interpretacyjne i słowne nieścisłości. Rzutowały na relacje między postaciami. Pierwsze spotkanie z twórczością Paige Toon, ale nie ostatnie, chętnie sięgnę po inne jej książki, kiedy będę potrzebowała łagodnego, czułego, życzliwego i przyjaznego spojrzenia na bohaterów, w których sercach rodzi się potężne uczucie a w myślach szukają drogi do spełnienia, zaś przeszkody piętrzą się jedna za drugą. Propozycja czytelnicza bardziej dla młodych odbiorców niż starszych wiekiem, ale czasem przydaje się taka miła odmiana w preferencjach klimatów książkowych.

https://bookendorfina.blogspot.com/

„Nic nie daje takiej satysfakcji jak widok młodych ludzi, którzy dorastają, leczą rany i odnajdują nadzieję.”

Rzadko decyduję się na sięgnięcie po literaturę obyczajową podchodzącą pod romans, ale coś mi podpowiadało, żeby zwrócić uwagę na tytuł. I nie żałuję, sympatycznie spędziłam czas przy książce, relaksujące spotkanie w ciepłych rodzinnych barwach. Chociaż nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Historia obfituje w koszmary, tak naturalne, jak stworzone przez człowieka.”

Pozornie przygoda niezbyt wymagająca dla czytelnika, traktująca pewne sprawy z dużym uproszczeniem, a jednak wciągam się w proponowany klimat, znaczne wyprzedzenie dziejów ludzkości, tajemniczość wybrzmiewającą ze wszechświata, osobliwą możliwość przeniesienia się w czasie. Kosmiczne podróże, podbój planet, zdobycze technologiczne, a natura człowieka jakby bez zmian. Frank Poole, kiedyś zastępca dowódcy statku kosmicznego „Discovery” wypełniającego ściśle tajną misję do Jowisza, stosunkowo łatwo odnajduje się w nowej rzeczywistości. Wrodzona ciekawość świata i wyszkolenie astronauty pomagają mu w tym. Odnaleziony po tysiącu lat dryfowania w kosmosie, wybudzony z długiego snu, prawie nic nie traci na sprawności fizycznej, możliwościach przyswajania i prawidłowego rozumowania. Bohater pojawia się nie tyle dla udziału w fabule, co jej prowadzenia, uznaję to za dobry pomysł. Z jednej strony szkoda niewykorzystania pewnych kierunków uwzględnionych w poprzednich tomach, ale co zrozumiałe, czas ma do siebie, że zaciera wspomnienia o cywilizacjach, a co dopiero o bohaterach z kilkunastu pokoleń wstecz.

Wizjonerskie myśli autora na temat zdobyczy i zachowań ludzkości nie należą do ścisłych, ale zgrabnie oddają swobodne dryfowanie wyobraźni. Rewolucja telekomunikacyjna czyni wielkie ziemskie skupiska zbędnymi. Rodzaj ludzki sięga niebios, buduje w podniebnej przestrzeni niesamowite gwiezdne miasta. Przeraża aspekt stworzenia maszyn czytających skrycie w myślach, ale czyż powoli nie oswajamy się właśnie z tą myślą? Nie wystarczają nam już same emocje, chcemy podkręcić ich dostępność dla ogółu, odrzucić sekretność uczuć, postawić na całkowitą przejrzystość zamiarów. Czy wciąż będziemy wówczas społecznymi jednostkami, a może ujednoliconymi organicznymi bytami? Namacalne dowody istnienia obcych z kosmosu w postaci monolitów to nie tylko świadectwa innych niż ludzkie sił, zdolności i osiągnięć, ale również do pewnego stopnia dowodami naszego pochodzenia, wpłynięcia na ewolucję człowieka, a także piętrzące się zagadki intencji i interpretacji. Zakończenie zgrabnie wkracza w prawdziwą naturę gatunku ludzkiego, prowadzi znanymi z historii ścieżkami, idealnie wpasowuje się w kontekst okoliczności. Zadziwiające, że mimo upływów wieków, rozległa znajomość, specjalistyczna wiedza, poszerzenie horyzontów, nierozerwalnie towarzyszą zdumiewającej ignorancji. Czy religia będzie za tysiąc lat postrzegana jako psychopatologia? A może już część z nas tak myśli spoglądając z podziwem na niezliczoną liczbę gwiazd, możliwych poziomów i źródeł istnienia?

https://bookendorfina.blogspot.com/

„Historia obfituje w koszmary, tak naturalne, jak stworzone przez człowieka.”

Pozornie przygoda niezbyt wymagająca dla czytelnika, traktująca pewne sprawy z dużym uproszczeniem, a jednak wciągam się w proponowany klimat, znaczne wyprzedzenie dziejów ludzkości, tajemniczość wybrzmiewającą ze wszechświata, osobliwą możliwość przeniesienia się w czasie. Kosmiczne podróże,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Lalka to posiadanie, które posiada posiadającego.”

Intrygująco bawiłam się przy powieści, fantastycznie podkręcała wyobraźnię, zręcznie wykorzystywała paletę różnorodnych emocji. Trzymała się mrocznych i szkarłatnych klimatów, ale atrakcyjnie wplotła humorystyczne nici. Nie tylko gra powoływania do życia martwych przedmiotów, odwołująca się do utrwalonego przez popkulturę negatywnego skojarzenia powiązanego z lalkami i pacynkami, także ciekawe studiom trudnych relacji między bratem i siostrą, dzięki czemu opowieść zyskała na głębi, warstwie obyczajowej z ujęcia czegoś przerażającego i niewytłumaczalnego.

Grady Hendrix stopniowo odsłaniał to, co drzemało w sercach i duszach kluczowych postaci. Stosował wiele podszytych osobliwością incydentów, aby zagęszczać akcję i osadzać ją w dusznej atmosferze tajemnic z przeszłości, nawarstwiających się przez lata pozorów i urazów, złowrogo brzmiącej melodii w echach wspomnień. Nie oszczędzał bohaterów, wystawiał na solidną próbę wytrzymałości, ustawiał w szeregu szorstkości, ale w zamian wprowadzał w ich serca niezbędną dla pełnego obrazu dawkę osobliwej delikatności i troski. Zastosował kilka chwytliwych od strony podgrzewania atmosfery zwrotów akcji, chociaż momentami miałam przesyt powtarzających się schematów wywoływania trwogi, zwłaszcza w ostatniej części powieści. Zakończenie satysfakcjonujące, zwłaszcza od strony powiązań wątków i wyjaśnień tajemnic.

„Jak sprzedać nawiedzony dom” znakomicie wypadłby na dużym ekranie. Posiadał potencjał robienia dużego wrażenia na odbiorcy, wyzwalania sprzecznych uczuć, barwnych scen z udziałem ożywionych przedmiotów. Nagła śmierć rodziców w wypadku samochodowym sprawiła, że po wielu latach nieutrzymywania kontaktów brat i siostra zmuszeni zostali przez los do konfrontacji z wzajemną obecnością i zapisami w testamencie. Próbowali wystawić na sprzedaż rodzinny dom, ale nie wszystko przebiegało tak jakby sobie życzyli. Straszne okoliczności, koszmarne sny, makabryczne egzystencje, zdawały się wysuwać sygnały sprzeczne z zamierzeniami Louise i Marka. Jak mieli poradzić sobie z czymś co nieomal doprowadzało człowieka do szaleństwa, wymykało się rzeczywistości, wkraczało w nieznane wymiary?

https://bookendorfina.blogspot.com/

„Lalka to posiadanie, które posiada posiadającego.”

Intrygująco bawiłam się przy powieści, fantastycznie podkręcała wyobraźnię, zręcznie wykorzystywała paletę różnorodnych emocji. Trzymała się mrocznych i szkarłatnych klimatów, ale atrakcyjnie wplotła humorystyczne nici. Nie tylko gra powoływania do życia martwych przedmiotów, odwołująca się do utrwalonego przez popkulturę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Inteligencja nie czyni człowieka nieomylnym. Jedynie bardziej niebezpiecznym.”

Wciągająca przygoda czytelnicza, od strony rozgrywanej intrygi i sporej partii materiału do snucia refleksji. Mnogość czynników, które sprawiają, że ludzkość powoli zmienia tożsamość, uwzględniających niesamowite przyspieszenie w rozwoju zaawansowanej technologii, determinuje wizje przyszłych zmian genetycznych w obszarach fizycznym i psychicznym. Blake Crouch frapująco bawi się z odbiorcą w symulowaną zabawę w boga, kiedy jednostka, w imię pozornie słusznych intencji, rozpoczyna szalenie niebezpieczną drogę ku ulepszeniu człowieka. Sposób, w jaki autor to robi, nie należy do innowacyjnych, jednak naukowe uwzględnienia terminologii sprawiają, że wchodzimy na wyższy poziom fabularnej medycyny.

Połowa dwudziestego pierwszego wieku z pewnością uruchamia wyobraźnię odnośnie tego, co będzie działo się z naszą intensywnie dewastowaną planetą, jakie będą stały wyzwania przed ludzkością, w którą stronę będzie zmierzać. Obserwujemy w opowieści dokonujące się w szybkim tempie zmiany w kluczowej postaci za sprawą ingerencji genetycznej, począwszy od drobnych wydawałoby się ulepszeń, poprzez intensyfikację nadzwyczajnych umiejętności, kończąc na aspektach powiązanych z relacją między racjonalnością a emocjonalnością. Chociaż edycja genów to przestępstwo federalne, nie brakuje szaleńców, którzy w niej upatrują szanse na ratowanie gatunku ludzkiego, przeprowadzanie śmiałych modyfikacji biologicznych, tworzenia czegoś unikalnego, nie w imię szczytnej misji a czystej zabawy, dla wymuszania okupu, wprowadzenia na rynek modyfikowanych inżynieryjnie produktów, sztucznego wywołania pandemii. Pisarz wykorzystuje pomysły pojawiające się w książkach z gatunku fantastyki i produkcjach filmowych, lecz umieszcza je w ciekawej i atrakcyjnej otoczce klimatycznej.

Szybka dynamika akcji, często zmieniające się sceny, zaskakujące zwroty akcji, różnorodność bohaterów do końca niewykładających kart znaczonych dobrem i złem. Logan Ramsay, kluczowa postać, agent specjalny FBI tropiący tajne laboratoria genetyczne, człowiek obciążony mroczną rodzinną przeszłością, staje wobec wielu dylematów moralnych i uczestniczy w niemal nie do wykonania misji. Presja czasu i waga zadań rosną. Z jakimi niezamierzonymi i nieprzewidzianymi szkodliwymi genetycznymi skutkami ubocznymi spotyka się? Czy udaje się uratować człowieczeństwo? Pozostawić gatunek ludzki w niezmienionej formie? Zapewnić przetrwanie istoty natury homo sapiens? A może nadszedł czas na nienaturalną poprawę ludzkiej inteligencji, na homo deus, zdobycie boskich mocy tworzenia i niszczenia? Zakończenie historii rozczarowuje, nie idzie oczekiwanym tropem rozliczenia z osobliwościami, wybiera kierunek gładkiej i liniowej sensacji, ale inni czytelnicy mogą być zadowoleni właśnie z takiego obrotu spraw.

https://bookendorfina.blogspot.com/

„Inteligencja nie czyni człowieka nieomylnym. Jedynie bardziej niebezpiecznym.”

Wciągająca przygoda czytelnicza, od strony rozgrywanej intrygi i sporej partii materiału do snucia refleksji. Mnogość czynników, które sprawiają, że ludzkość powoli zmienia tożsamość, uwzględniających niesamowite przyspieszenie w rozwoju zaawansowanej technologii, determinuje wizje przyszłych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Dom Klepsydry zawsze miał w sobie coś zepsutego i chorego.”

Atrakcyjna propozycja czytelnicza, ciekawy pomysł na obustronną opowieść. Dwie historie pozornie odrębne, ale powiązane podobnymi nićmi klimatu, nazw, bohaterów i wydarzeń, rozgrywające się w lustrzanych odbiciach i o wspólnym kluczu. Każdą można czytać niezależnie od siebie, wówczas atmosferą zbliżają się do kryminału retro i powieści kryminalnej końca lat trzydziestych dwudziestego wieku. Londyńska część, z tysiąc osiemset osiemdziesiątego pierwszego roku, bardzo mi się podoba. Wytwarza nastrój czegoś złego przyczajonego na miejskich ulicach i ujawnia niepokój skryty w intencjach mieszkańców Domu Klepsydry. Wybrzeże Essex, wyspa Ray odcinana przez dopływy od stałego lądu, samotny dom na szczycie, niebezpieczna grobla Strood jako punkt styczny skrawka ziemi otoczonego wzburzonymi falami i pobliskiego miasteczka. Do okrytego klątwą domu przybywa doktor Simeon Lee, młody badacz chorób zakaźnych, ma pomóc wiekowemu dalekiemu krewnemu. Wiejski proboszcz podejrzewa, że ktoś go truje. Dom zdaje się skrywać tajemnice, zaś członkowie rodziny nie mogą uwolnić się od dramatów i podejrzanych relacji. Historia rozwija się zajmująco, im głębiej w nią wchodzę, tym więcej intrygujących rozgałęzień się pojawia. Naznacza ją lekka przewidywalność, chociaż dysponuje zaskakującymi zwrotami akcji, frapującymi interpretacjami zdarzeń i wciągającymi do snucia domysłów propozycjami rozwiązań kryminalnych zagadek.

Mroczne cienie ludzkich przywar wynurzają się na pierwszy plan również w drugiej części opowieści. Wilgotne, zanieczyszczone, otoczone mgłą i opanowane przez cholerę londyńskie ulice zamieniam na ciepły kalifornijski klimat, hollywoodzki blichtr Los Angeles. Przenoszę się do Miasta Aniołów z tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku. I znów, Dom Klepsydry wydaje się odgrywać główną rolę w spektaklu matactw, kamuflaży i oszustw. Senior rodu i jego syn ambitnie zmierzają do podbicia świata polityki, zaś młodsze pokolenie stara się odnaleźć własny sposób na życie. Na szerokim planie pojawiają się dwie rodzinne tragedie, uprowadzenie młodszego brata i utonięcie matki. Ponownie pojawia się fascynująca dwustronna księga, oferuje przebicie się przez warstwy kłamstw w dotarciu po dziesiątkach lat do źródła prawdy. Główny bohater, pracujący w reklamie i próbujący sił w aktorstwie, za sprawą przypadku daje się wciągnąć w wir dopominających się odkrycia wstydliwych sekretów bogatej rodziny, właścicieli firmy zajmującej się produkcją szkła. Ken Kourian intensywnie angażuje się w prywatne śledztwo. Dwudziestoośmiolatek nie ma przeczucia jak wiele będzie musiał poświęcić przy braku pewności udanej próby jego zamknięcia. Gareth Rubin atrakcyjnie miesza w głowie, podsuwa fałszywe kierunki, ale też wyciąga na światło dzienne prawdziwe wydarzenia, zgrabnie kreśli portrety uczestników. Od sprytu i wyobraźni czytelnika zależy podchwycenie ich we właściwym momencie i przyporządkowanie im odpowiedniego brzmienia. Druga część książki także nie pozbywa się przewidywalności, ale dość długo ciekawie wyprowadza w pole trafne interpretacje biegu zdarzeń.

https://bookendorfina.blogspot.com/

„Dom Klepsydry zawsze miał w sobie coś zepsutego i chorego.”

Atrakcyjna propozycja czytelnicza, ciekawy pomysł na obustronną opowieść. Dwie historie pozornie odrębne, ale powiązane podobnymi nićmi klimatu, nazw, bohaterów i wydarzeń, rozgrywające się w lustrzanych odbiciach i o wspólnym kluczu. Każdą można czytać niezależnie od siebie, wówczas atmosferą zbliżają się do...

więcej Pokaż mimo to