-
Artykuły
Najlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński4 -
Artykuły
Sięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać2 -
Artykuły
„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać8 -
Artykuły
Siedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać5
Biblioteczka
2020-12-31
2020-12-22
Postaci pojawiające się w komiksie są świetne. Batman który się śmieje, Ponury Rycerz czy sam Batman to bohaterowie nietuzinkowi, każdy ze swoja unikalną historią. Chociaż wątek śmierci rodziców Bruce'a wychodzi mi już bokiem to tutaj właśnie na tym wydarzeniu opiera się cała historia.
Batman, który zostaje zarażony toksyną z serca Jokera powoli zmienia się w Batmana który się śmieje. Tymczasem z innego wymiaru przybywa właśnie ten drugi, który z pomocą Ponurego rycerza chce dopilnować żeby Wayne dokonał ostatecznej przemiany.
Fabuła jest dość zawiła, chociaż oparta na dobrze znanych schematach. Myślę, że lektura serii Batman Metal pomoże mi lepiej zrozumieć to co wydarzyło się w tym komiksie. Niemniej jednak rysunki są świetne, galeria postaci pojawiających się na kartach komiksu jest bardzo ciekawa. Fajnie spędzony czas.
Postaci pojawiające się w komiksie są świetne. Batman który się śmieje, Ponury Rycerz czy sam Batman to bohaterowie nietuzinkowi, każdy ze swoja unikalną historią. Chociaż wątek śmierci rodziców Bruce'a wychodzi mi już bokiem to tutaj właśnie na tym wydarzeniu opiera się cała historia.
Batman, który zostaje zarażony toksyną z serca Jokera powoli zmienia się w Batmana który...
2020-12-20
Zawsze z wypiekami na twarzy sięgam po kolejne przygody Batmana, a seria DC Black Lebel daje mi mnóstwo radości.
Podobnie jest z 'Ostatnim rycerzem na ziemi'. Bruce Wayne budzi się w przyszłości, 20 lat od teraz. Budzi się w Azylu Arkham, jest nadal młody, nie jest Batmanem. Jego analityczny umysł pomaga mu wyjaśniać powoli co tak na prawdę się stało. Odkrywając upadek cywilizacji, spotykając Wonder Woman i kilku pozostałych przy życiu bohaterów musi stawić czoło zupełnie nowemu przeciwnikowi, niepokonanemu Omedze, który kontroluje umysły ludzi.
Doskonałe rysunki, trzymająca w napięciu historia i zaskoczenie w postaci głowy Jokera w słoju, która jest narratorem, towarzyszem Batmana, a w pewnym momencie Robinem. Dobrze znani bohaterowie w nowej odsłonie i nowy złoczyńca. Piękna przygoda, która kończy się ładną klamrą dającą nadzieję na lepsza przyszłość.
Zawsze z wypiekami na twarzy sięgam po kolejne przygody Batmana, a seria DC Black Lebel daje mi mnóstwo radości.
Podobnie jest z 'Ostatnim rycerzem na ziemi'. Bruce Wayne budzi się w przyszłości, 20 lat od teraz. Budzi się w Azylu Arkham, jest nadal młody, nie jest Batmanem. Jego analityczny umysł pomaga mu wyjaśniać powoli co tak na prawdę się stało. Odkrywając upadek...
2020-12-17
Nie miałem nigdy do czynienia ani z grą Five nights at Freddy's ani z książkowym pierwowzorem. I może to był właśnie błąd, bo sam komiks jest dla mnie bardzo przeciętny. Ładne rysunki i bardzo mało tekstu, brak jakiegokolwiek tła dla historii i czytelnik zostaje wrzucony w świat, gdzie od dłuższego czasu funkcjonują już postaci. Szkoda, bo sam pomysł z zabójczymi robotami jest fajny, koncepcja przeniesiona z gry tez jest zrealizowana dobrze, ale brakuje ekspozycji. Dla mnie 'Srebrne oczy' jako twór istniejący oddzielnie jest bardzo słaby, jednak wydaje mi się, że w połączeniu z grą i książkami może dostarczyć fanom masę radości.
Nie miałem nigdy do czynienia ani z grą Five nights at Freddy's ani z książkowym pierwowzorem. I może to był właśnie błąd, bo sam komiks jest dla mnie bardzo przeciętny. Ładne rysunki i bardzo mało tekstu, brak jakiegokolwiek tła dla historii i czytelnik zostaje wrzucony w świat, gdzie od dłuższego czasu funkcjonują już postaci. Szkoda, bo sam pomysł z zabójczymi robotami...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-16
Ciężki to był rok, nie tylko ze względu na pandemię koronawirusa, ale i ze względu na wielkie zmiany jakie przytrafiły mi się w życiu prywatnym. Mało czasu na czytanie sprawiło, że na ukończenie książki potrzebowałem o wiele więcej czasu niż w latach poprzednich jednak postawiłem sobie za cel przeczytanie sagi o wiedźminie. I tak dotarłem do ostatniego tomu.
Na początku powiem, że wyciągając esencję sagi i pozbywając się wątków, które są majakami autora zamknęlibyśmy się w maksymalnie 3 książkach. 'Pani jeziora' to popis nieporadności Sapkowskiego. Ponad 500 stron, z których tak na prawdę wystarczyłoby 250 żeby zgrabnie i zadowalająco zakończyć historię. Mnogość wątków zupełnie zbędnych, wprowadzanie postaci z innych uniwersów, plątanie się w fabule i używanie sentencji łacińskich w wymyślonym świecie biją po oczach. Ostatni tom sagi wiedźmińskiej jest też pierwszym, gdzie autor pozwolił sobie na nawiązania do historii nowożytnej (chociażby sytuacja polityczno- społeczna po wojnie z Nilfgardem, gdzie panuje głód, a ludzie są przesiedlani). Sapkowski postanowił w Pani jeziora pobawić się perspektywą i co chwilę historię poznajemy oczami innych osób, z innych czasów. Na dłuższa metę to męczy.
Wracając jednak do samej fabuły, historię zaczynamy nad jeziorem gdzie Ciri spotyka Gallahada, rycerza Króla Artura i opowiada mu historię. Zaraz po tym dostajemy Nimue, czarodziejkę z opowieści arturiańskich, która wraz z inną wróżbitką studiuje legendę o wiedźminie i Ciri. Właśnie to oglądanie obrazów przez czarodziejki zajmuje 1/5 książki i niesamowicie irytuje. Tak na prawdę ostatni tom ma dwa świetne momenty: pierwszy to zimowanie Geralta i jego kompanii w malowniczym księstewku, gdzie dostajemy to, z czego Wiedźmin słynie: romans i ubijanie potworów. A drugi moment to uwolnienie Yeneffer i Ciri w zamku Vilgefortza. Krew leje się strumieniami, miecz śwista od lewej do prawej, a trup ściele się gęsto. Żeby jednak nie było kolorowo autor postanawia zdradzić tożsamość cesarza Nilfgardu w zupełnie zbędny sposób. I tutaj znowu zaczyna się pisanina, która z uporem maniaka nie wnosi nic. Sama historia kończy się 4 razy, a prawdziwe zakończenie trochę rozczarowuje, chociaż jest na tyle otwarte, że czytelnik może sobie interpretować je dowolnie. Boli natomiast strata kompanii Geralta, bo czytelnik jednak przywiązał się do tej grupy nietuzinkowych charakterów.
Jako fan Stephena Kinga doszukałem się w sadze o wiedźminie licznych nawiązań i podobieństw do Mrocznej wieży. Tam było KA, które jest kołem, a tutaj jest wąż Uroboros, bo początek jest końcem, a koniec początkiem. Po drodze takich podobieństw było mnóstwo. Ogółem cały cykl jest dobrze napisany, są momenty kiedy nie można się od lektury oderwać, ale są i takie gdzie czytelnik ma ochotę przekartkować kilka rozdziałów w przód. Zakończenie, podobnie jak cała seria jest słodko- gorzkie z polem na interpretację czytelnika. Na minus natomiast mieszanie w to wszystko opowieści arturiańskich. Osobiście lepiej odebrałem opowiadania Andrzeja Sapkowskiego, bo to tam własnie mamy Wiedźmina Geralta z Rivii, który trudni się zabijaniem potworów. W samej sadze jest tego dość mało, a sam wiedźmin schodzi na dalszy plan kosztem Ciri. Cykl wiedźmiński mam za sobą i może kiedyś jeszcze po niego sięgnę, ale chwilowo mam dość tej krainy.
Ciężki to był rok, nie tylko ze względu na pandemię koronawirusa, ale i ze względu na wielkie zmiany jakie przytrafiły mi się w życiu prywatnym. Mało czasu na czytanie sprawiło, że na ukończenie książki potrzebowałem o wiele więcej czasu niż w latach poprzednich jednak postawiłem sobie za cel przeczytanie sagi o wiedźminie. I tak dotarłem do ostatniego tomu.
Na początku...
2020-12-04
Seria amerykańska wydawnictwa Czarne wydała już kilka doskonałych reportaży. Czego spodziewałem się po San Francisco? Może pewnego rodzaju wiwisekcji zachodniego wybrzeża z miastem, które pokazywane jest w filmach jako miasto szczęścia i koloru. A dostałem dosyć prostą historię San Francisco co pewien czas przeplataną rozmowami z mieszkańcami miasta.
Zaczyna się od odkrycia małej zatoki na zachodnim wybrzeżu USA, później zbudowaniu tam misji, a następnie to już gorączka złota -tutaj autorka przytacza nam historię odkrycia złóż kruszca, ekspansji mieszkańców innych stanów w poszukiwaniu bogactwa i tego co jest z takim boomem etnicznym związane. A jak można się domyślać, złoto w końcu się wyczerpało, wzbogacili się na nim ludzie, będący pionierami, a ci, którym się nie udało zostali z niczym. Bez środków do życia, bez możliwości powrotu do dawnego życia. Przeskakując w przyszłość, kolejnym kamieniem milowym w kształtowaniu się charakteru miasta jest tzw. lato miłości. Okres kiedy komuny hipisowskie szukały pozytywnej strony życia pomagając sobie przy tym różnymi używkami. Pokłosiem tego okresu są kolorowe budynki, ale i ogromna ilość ludzi bezdomnych, których liczba rośnie z roku na rok. W tym okresie bardzo silnie z San Francisco związany był jeden z najwybitniejszych bitników - Alan Ginsberg. On zapoczątkował nowy ruch w mieście, a przy okazji sypiał z o wiele młodszymi chłopakami szukającymi dopiero swojej tożsamości. San Francisco jest przedstawione tutaj jako kolebka mniejszości seksualnych, gdzie ludzie o odmiennych orientacjach znajdą dla siebie miejsce.
Dostajemy od autorki również rozdział poświęcony Dolinie Krzemowej, bo to właśnie boom technologiczny i wysyp korporacji takich jak Facebook, Google, Twitter etc. sprowadził i nadal sprowadza rzesze młodych i ambitnych ludzi chcących oddać się w szpony korporacji. Ostatnia część książki poświęcona jest festiwalowi Burning Man, który odbywa się na pustyni w Nevadzie. I w zasadzie ten rozdział jest dla mnie najmniej zrozumiały. Bo sam festiwal nie ma większego związku z samym miastem.
Dziki brzeg wolności to nie jest długa książka, ale czyta się ją powoli, analizując liczne sformułowania autorki, które mogłyby być krótsze i bardziej zwięzłe. Są momenty szalenie ciekawe, ale są i takie o których zapomnimy w chwili skończenia książki. Muszę przyznać, że trochę się z tym reportażem męczyłem i spodziewałem się czegoś trochę innego niż to co zostało wydane. Niemniej jednak solidny kawał pracy autorki należy docenić i książka na pewno znajdzie swoich amatorów.
Seria amerykańska wydawnictwa Czarne wydała już kilka doskonałych reportaży. Czego spodziewałem się po San Francisco? Może pewnego rodzaju wiwisekcji zachodniego wybrzeża z miastem, które pokazywane jest w filmach jako miasto szczęścia i koloru. A dostałem dosyć prostą historię San Francisco co pewien czas przeplataną rozmowami z mieszkańcami miasta.
Zaczyna się od...
2020-11-27
Książki Szczepana Twardocha są zawsze wymagające. Począwszy od Króla, przez Draha, a na Pokorze kończąc. W moim przypadku te trzy książki to wszystko co miałem okazję czytać tego autora. Jako mieszkaniec Śląska utożsamiam się zawsze z bohaterami książek autora, a znajomość zarówno języka niemieckiego jak i gwary śląskiej sprawia, że utwory nie sprawiają mi kłopotów. Jest to o tyle ważne, bo mnóstwo w literaturze Twardocha właśnie śląskiego i wtrąceń z niemieckiego.
Nowa książka autora opowiada historię Alojza Pokory, Ślązaka, syna górnika, który zrządzeniem losu trafia do gimnazjum w Gleiwitz gdzie jego biedna pochodzenie rzuca mu kłody pod nogi. 'Pokora' to opowieść o Aloizie, który szuka swojego miejsca na świecie, nie potrafiąc się zdecydować czy jest Niemcem, Polakiem czy Ślązakiem. Ranny podczas I wojny światowej budzi się w szpitalu w Berlinie. Bez grosza przy duszy, bez planu, bez życia. Okazuje się, że dawny świat w którym Cesarz rządził przestał istnieć, a do władzy dobijają się Bolszewicy.
Szczepan Twardoch po raz kolejny szkicuje nam przepięknie historię Górnego Śląska, dwóch pierwszych Powstań Śląskich i schyłku I wojny światowej. Przebiegając wzrokiem po słowach książki jesteśmy w stanie sobie wyobrazić małomieszczańskie życie w powojennych Gleiwitz. Styl pisarski to wspaniały poziom, wiedza historyczna autora jest ogromna, jedynie sama historia Aloiza Pokory tutaj kuleje... O ile początek życia bohatera, jego droga przez gimnazjum i studia aż do służby wojskowej są ciekawe, tak wprowadzanie rewolucjonistów- transwestytów i 'dobrych Niemców' homoseksualistów jest tutaj zbędne.
Niemniej jednak zapominając na chwilę o historii, a koncentrując się na samym bohaterze dostajemy obraz człowieka rozerwanego, wyrwanego z domu rodzinnego w wieku 10 lat i od tego momentu tułającego się bez swojego miejsca. Poszukiwanie człowieczeństwa i własnej drogi to tutaj temat przewodni, a zakończenie historii Aliza Pokory, choć dosyć gorzkie, to jedyne słuszne.
Wydaje mi się, że 'Pokora' to pozycja o oczko niżej od wcześniejszych dokonań autora, ale nadal jest to bardzo dobra literatura.
Książki Szczepana Twardocha są zawsze wymagające. Począwszy od Króla, przez Draha, a na Pokorze kończąc. W moim przypadku te trzy książki to wszystko co miałem okazję czytać tego autora. Jako mieszkaniec Śląska utożsamiam się zawsze z bohaterami książek autora, a znajomość zarówno języka niemieckiego jak i gwary śląskiej sprawia, że utwory nie sprawiają mi kłopotów. Jest to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-11-15
Czy można napisać książkę o celebrycie nigdy go nie spotykając? Otóż nic prostszego.
Bardzo lubię biografie i ucieszyłem się kiedy zobaczyłem, że wychodzi książka o Keanu Reevsie, którego bardzo lubię. Już na pierwszy rzut oka wiedziałem, że żadna to biografia, a po otwarciu książki poczułem się jakbym dostał w twarz. Treść książki można streścić bardzo łatwo: dwie fanki aktora zebrały informacje z wywiadów, artykułów z internetu i podcastów, po czym ubrały to w ładne słowa.
Żenująca książka, która nie wiadomo co ma na celu. Nie ma tutaj ani jednej anegdoty z życia aktora, nie ma nawet pół zdania wypowiedzianego przez niego, a informacje to przepisanie internetu. Już sam początek to wylistowane daty z tytułami filmów, w których grał Keanu. Takich list czy podsumowań jest tutaj całe mnóstwo. Dla mnie ta książka to zwykłe wyłudzenie pieniędzy i oszustwo.
Nie mam tutaj nic więcej do dodania.
Czy można napisać książkę o celebrycie nigdy go nie spotykając? Otóż nic prostszego.
Bardzo lubię biografie i ucieszyłem się kiedy zobaczyłem, że wychodzi książka o Keanu Reevsie, którego bardzo lubię. Już na pierwszy rzut oka wiedziałem, że żadna to biografia, a po otwarciu książki poczułem się jakbym dostał w twarz. Treść książki można streścić bardzo łatwo: dwie fanki...
2020-11-12
Upłynęło ładnych pare lat od momentu kiedy przeczytałem trylogię Igrzysk śmierci, a ta zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Byłem dosyć zdziwiony kiedy zobaczyłem, że autorka wydała pokaźnych rozmiarów prequel do swojej trylogii.
W przeciwieństwie do Stephenie Meyer, która po raz enty próbuje sprzedać nam tę samą historię, Suzanne Collins faktycznie chce czytelnikowi przekazać coś nowego. W 'Balladzie ptaków i węży' poznajemy osiemnastoletniego Coriolanusa Snow, którego sytuacja życiowa jest delikatnie mówiąc kiepska. Po wojnie rodzina Snowów straciła majątek, a Coriolanus utrzymuje pozory bogactwa żeby utrzymać swój status w akademii. Okazją do zyskania pozycji i miejsca na uniwersytecie są dziesiąte głodowe igrzyska, kiedy po raz pierwszy do pomocy trybutom zostają przyznani mentorzy - uczniowie akademii. Życie rzuca jednak bohaterowi kłody pod nogi i dostaje pod opiekę trybutkę z dwunastego dystryktu. Początkowe kombinacje w celu wygrania igrzysk zmieniają się w uczucie pomiędzy mentorem, a Coriolanusem.
I tutaj właśnie pojawiło się po raz pierwszy zdziwienie, bo bohater który w trylogii był czarnym charakterem, tutaj wzbudza w nas sympatię i okazuje mnóstwo uczuć od współczucia po miłość. Wątek romantyczny, który kończy się dość niespodziewanie pod koniec książki jest jednak tłem dla przemyślanych rozgrywek politycznych i taktycznego planowania kariery. Autorka napisała rewelacyjną historię pokazującą z jednej strony prawdziwe oblicze człowieka, który poniekąd boi się wojny i jej konsekwencji, a z drugiej nie potrafi zrezygnować z pozycji na rzecz swoich uczuć. Dodatkowo postaci towarzyszące głównemu bohaterowi to nie zwykłe wydmuszki będące zapchajdziurami, a pełnoprawni bohaterowi - bardzo dobrze napisani, z charakterem i swoimi motywacjami. Również same działania Kapitolu są w pewien nieoczywisty sposób wytłumaczone, co w połączeniu z akcją trzech książek z cyklu tworzą świetną całość. Przez większość książki historia szła bardzo płynnie i raczej kolorowo, co zapalało gdzieś z tyłu głowy lampkę, że dojdzie jakiejś tragedii. Tragedii jako takiej nie było, ale zakończenie historii przeszło moje oczekiwania, co wynagrodziło dość dziwną, ostatnią część książki.
Podsumowując, Suzanne Collins dała czytelnikom - nie tyko fanom Igrzysk Śmierci - świetne studium człowieka owładniętego rządzą władzy, a dodatkowo całkiem sprawną historię miłosną. Nie spodziewałem się tak dobrej książki, polecam!
Upłynęło ładnych pare lat od momentu kiedy przeczytałem trylogię Igrzysk śmierci, a ta zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Byłem dosyć zdziwiony kiedy zobaczyłem, że autorka wydała pokaźnych rozmiarów prequel do swojej trylogii.
W przeciwieństwie do Stephenie Meyer, która po raz enty próbuje sprzedać nam tę samą historię, Suzanne Collins faktycznie chce czytelnikowi...
2020-01-01
Nigdy jakoś nie sięgnąłem po historie wiedźmińskie, mimo że wielu znajomych wokół emocjonowało się opowiadaniami Sapkowskiego. Teraz, nie inaczej, po fali emocji jakie wywołał serial Netflixa, a który sam obejrzałem, postanowiłem sam przekonać się o co tyle szumu.
Kilka zaledwie opowiadań, a tak wiele wnoszą. Z pozoru niby proste opowieści, a rysują nam tak wspaniały świat. Postaci opisane rewelacyjnie, fabularnie - momentami jest bardzo naiwnie, ale w tym też cały urok. Świat stworzony przez autora - już coraz mnie niebezpieczny, nadal ma jednak w sobie dość zła żeby było miejsce dla bohatera.
Dlaczego wcześniej nie sięgnąłem po Wiedźmina? Nie mam pojęcia.
Nigdy jakoś nie sięgnąłem po historie wiedźmińskie, mimo że wielu znajomych wokół emocjonowało się opowiadaniami Sapkowskiego. Teraz, nie inaczej, po fali emocji jakie wywołał serial Netflixa, a który sam obejrzałem, postanowiłem sam przekonać się o co tyle szumu.
Kilka zaledwie opowiadań, a tak wiele wnoszą. Z pozoru niby proste opowieści, a rysują nam tak wspaniały...
2020-01-12
Drugi tom opowiadań wiedźmińskich jest jeszcze lepszy niż tom pierwszy. Po obejrzeniu serialu historie z pierwszego zbioru były poniekąd znane lub kojarzone, tutaj oprócz doskonałego i kultowego już opowiadania o smoku dostajemy niesamowicie epickie historie, które powoli, leniwie, ale konsekwentnie prowadza nas do finału z morałem.
Należy tutaj też zaznaczyć, że historie z drugiego tomu są o wiele bardziej rozbudowane i bardziej skrojone na modłę powieściową. Taki zabieg, przy umiejętnościach i warsztacie autora pozwolił na zbudowanie cudownego świata, w którym chce się przebywać dłużej i dłużej.
Co mnie zachwyciło w 'Mieczu Przeznaczenia' to dialogi. Sposób w jaki Sapkowski napisał postać Jaskra i zbudował jego interakcje z innymi postaciami to mistrzostwo. Czytając dialogi pomiędzy Geraltem, a Jaskrem śmiałem się w głos.
Nigdy nie byłem fanem fantasy, jednak świat Wiedźmina wciąga mnie coraz bardziej, a to sprawia że cieszę się jak dziecko.
Drugi tom opowiadań wiedźmińskich jest jeszcze lepszy niż tom pierwszy. Po obejrzeniu serialu historie z pierwszego zbioru były poniekąd znane lub kojarzone, tutaj oprócz doskonałego i kultowego już opowiadania o smoku dostajemy niesamowicie epickie historie, które powoli, leniwie, ale konsekwentnie prowadza nas do finału z morałem.
Należy tutaj też zaznaczyć, że historie...
2020-05-20
Arnold Schwarzenegger w swojej biografii 'Pamięć absolutna' wielokrotnie powtarzał zdanie, że Ameryka to jest kraj wielkich możliwości. Podobny obraz USA, jako krainy mlekiem i miodem płynącej, pokazuje nam na każdym kroku Hollywood. Dla przeciętnego widza/ czytelnika taki wizerunek jest wystarczający, jednak dla kogoś kto interesuje się trochę bardziej Stanami Zjednoczonymi z pomocą przychodzą chociażby filmy dokumentalne. Jednak nie miałem okazji nigdy sięgnąć po tekst, który tak prawdziwie i w tak 'brzydki' sposób pokazuje Amerykę.
Charlie LeDuff, laureat nagrody Pulitzera zabiera nas ze swoją ekipą telewizyjną w podróż po najmroczniejszych zakątkach kraju, gdzie prości, biedni i przez nikogo nie słuchani ludzie opowiadają swoją historię. Poznajemy więc historię emigrantów z Meksyku, którzy przez Rio Grande próbują dostać się do lepszego życia. Białych mężczyzn pracujących za 7 dolarów na godzinę na polach naftowych czy czarnoskórych mieszkańców najbiedniejszych dzielnic Detroit.
Proste, choć niewiarygodne historie prowadza nas do efektownego finału książki i tytułowego Shitshow, którym jest decyzja Donalda Trumpa o starcie na fotel prezydenta USA.
LeDuff nie bawi się w konwenanse, nie ubarwia, nie mydli oczu. Pokazuje nam 'kraj wielkich możliwości' bez pięknych instagramowych filtrów, za to ze szczegółami, które szokują.
Okazuje się bowiem, że USA to kraj gdzie politycy myślą tylko o sobie, nie zwracając uwagi na umierających i głodujących mieszkańców. Kraj, w którym policjanci najpierw strzelają do czarnoskórych, a dopiero później zadają pytania. I w końcu kraj, gdzie najbiedniejsi są zwykłym mięsem.
Szokujące w książce jest to, że kosztem tysięcy mieszkańców burmistrzowie, gubernatorzy i inni ubiegający się o głosy w wyborach są gotowi oddać duszę.
Reportaż LeDuffa to bardzo mocna rzecz, która bez ogródek obnaża chorobę toczącą Stany Zjednoczone.
Polecam!
Arnold Schwarzenegger w swojej biografii 'Pamięć absolutna' wielokrotnie powtarzał zdanie, że Ameryka to jest kraj wielkich możliwości. Podobny obraz USA, jako krainy mlekiem i miodem płynącej, pokazuje nam na każdym kroku Hollywood. Dla przeciętnego widza/ czytelnika taki wizerunek jest wystarczający, jednak dla kogoś kto interesuje się trochę bardziej Stanami...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-05-27
W kulturze na przestrzeni kilkudziesięciu lat pojawiały się różne pozycje dotyczące odwiedzin przybyszów z kosmosu na ziemi. Czy to kino, czy literatura w różnoraki sposób rysowały nam swoją wizję zderzenia dwóch obcych sobie ras. W większości przypadków wyglądało to jednak niezbyt różowo, bo to właśnie kosmici byli postrzegani jako najeźdźcy z gwiazd, którzy chcą unicestwić rasę ludzką. Oczywiście były wyjątki, jak chociażby przygody E.T. którego pokochały miliony widzów.
Arthur C. Clarke przedstawia nam nieco inną wizję spotkania z kosmitami. Kiedy po II wojnie światowej USA i ZSRR prowadza wyścig zbrojeń i szykują pierwsze próby lotu na księżyc nad ziemia pojawiają się ogromne statki kosmiczne. Jak się okazuje przybysze pełnią rolę strażników, którzy chcą pomóc rasie ludzkiej i uchronić ją przed samounicestwieniem.
Książka przenosi nas w czasie do XXI wieku, kiedy po 50 latach ludzkość jest gotowa żeby po raz pierwszy zobaczyć zwierzchników. I to właśnie w XXI w. dzieje się większa część historii.
W tym miejscu warto nadmienić, że 'Koniec dzieciństwa' został wydany w latach 50 kiedy świat powoli próbował otrząsnąć się po skutkach II wojny światowej. Autor z nadzieją (?) patrzył w przyszłość przewidując co może ludzkości przynieść wiek XXI. Niesamowity wydaje się fakt, że część wizji opisanych przez autora na prawdę się spełniła, inne rzeczy natomiast nie wydają się być na dzień dzisiejszy prawdopodobne.
Arthur C. Clarke nie rozpisuje się zbytnio dając czytelnikowi 250 stronicową historię będącą poniekąd marzeniem, a poniekąd przestrogą dla ludzkości. Używając wyszukanego języka w niewielu słowach tworzy historię, która pomimo faktu bycia sc-fi niesie ze sobą przesłanie.
Nigdy specjalnie nie lubowałem się w książkach z pogranicza science - fiction, jednak tekst autorstwa Clarke'a wciągnął mnie już od pierwszych stron dostarczając wiele przyjemności z obcowania z lekturą, ale też dając wiele materiału do przemyśleń.
Dla miłośników gatunku jest to pozycja obowiązkowa, bo nie na darmo książka zaliczana jest do klasyków dzieł science fiction.
W kulturze na przestrzeni kilkudziesięciu lat pojawiały się różne pozycje dotyczące odwiedzin przybyszów z kosmosu na ziemi. Czy to kino, czy literatura w różnoraki sposób rysowały nam swoją wizję zderzenia dwóch obcych sobie ras. W większości przypadków wyglądało to jednak niezbyt różowo, bo to właśnie kosmici byli postrzegani jako najeźdźcy z gwiazd, którzy chcą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-06-05
'Dylemat' to trzecia część historii o Amosie Deckerze. Jak do tej pory chyba najmniej podobała mi się fabuła właśnie tego tomu. Przed siedzibą FBI mężczyzna zabija kobietę i strzela sobie w głowę. Do sprawy zostaje zaangażowany Amos Decker ze swoimi przyjaciółmi z FBI. Tym razem niezawodna pamięć bohatera musi zmierzyć się z wieloma szczegółami, które mogą uratować kraj.
Fabuła tomu trzeciego nie jest odkrywcza, nie jest oryginalna, ale nie znaczy to że książka jest zła. Baldacci stworzył grupę świetnych postaci i bardzo ciesze się, że wokół tej grupy buduje historie. Jak to bywa w przypadku serii sensacyjnych, nie każdy tom może być wybitny. Podobnie w 'Dylemacie', akcja zawiązuje się bardzo wolno, momentami chaotycznie i złapałem się na tym, że bardziej interesowało mnie życie prywatne bohaterów niż główna historia. Jednak w mniej więcej 60% książki następuje pewien przełom i autor wraca do sposobu narracji i budowania napięcia jak miał to w zwyczaju przy okazji dwóch pierwszych tomów. Końcówka ma jak dla mnie trochę zbyt dużo z Jamesa Bonda i Jacka Reachera (to ratowanie świata w pojedynkę) jednak całościowo tom jest poniekąd przełomowy dla serii. Mam tutaj na myśli wykrystalizowanie się składu bohaterów, uporządkowanie pewnych wątków prywatnych bohaterów, a cała historia spina klamra dotychczasowe wydarzenia. Mam wrażenie, że od tego momentu poprzez uporządkowanie pewnych faktów autor dał sobie miejsce na uniwersum rodem z książek Lee Childa. Nie ukrywam, że bardzo mnie ten fakt cieszy, bo sama postać Deckera (pisałem o tym przy okazji pierwszego tomu) jest dla mnie rewelacyjna. Były zawodnik NFL, były policjant obdarzony super pamięcią. Do tego postaci mocno kontrastujące, a tym samym uzupełniające wizerunek bohatera. Przyznaję, nie mogę się doczekać aż sięgnę po kolejny tom przygód Amosa.
'Dylemat' to trzecia część historii o Amosie Deckerze. Jak do tej pory chyba najmniej podobała mi się fabuła właśnie tego tomu. Przed siedzibą FBI mężczyzna zabija kobietę i strzela sobie w głowę. Do sprawy zostaje zaangażowany Amos Decker ze swoimi przyjaciółmi z FBI. Tym razem niezawodna pamięć bohatera musi zmierzyć się z wieloma szczegółami, które mogą uratować...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-06-07
Jedenastoletnia Billie wraz ze swoją mamą przenosi się z miasta do małej miejscowości po śmierci swojego taty. Zamieszkują w starym domu, który wydaje się Billie od samego początku jakiś 'inny'. W zasadzie od pierwszego dnia w domu zaczynają dziać się dziwne rzeczy, które wskazują na to, że dom jest nawiedzony. Problem w tym, że mama nie wierzy swojej córce w huśtające się lampy i odciski małych dłoni na meblach. Wspólnie z poznanym chłopakiem - Aladdinem i przyjaciółką z miasta postanawiają odkryć tajemnicę domu przy ulicy Szparagowej.
Po przeczytaniu kilku opinii ułożyłem sobie w głowie pewien obraz tego jak ta książka będzie wyglądać. Już po przeczytaniu kilku stron miałem z nią pewien problem. Owszem, 'Szklane dzieci' to z pewnością historia dla najmłodszych, chociażby przez prosty język, wiele uproszczeń i momentami wręcz łopatologiczne tłumaczenie pewnych kwestii. To jednak jest całkowicie w porządku i nie przeszkadza ani trochę. Trafiają się tutaj jednak momenty, które mogą dzieciom napędzić trochę strachu i to właśnie te momenty mogą siać wątpliwości. Całościowo jednak książka wypada doskonale. Prosta historia, bardzo przyjemne postaci pojawiające się w opowieści i bardzo sprawnie upleciona fabuła. A wszystko to z doskonale dopasowanym językiem do wieku docelowych czytelników.
Jako fan wszelakich opowieści o nawiedzonych domach czytałem książkę z wielką przyjemnością i z pewnością mogę polecić ją jako pierwsze spotkanie z literaturą nawiedzonych domów dla najmłodszych. Dodatkowo skandynawski klimat, który również rysuje nam tło dla historii i mamy bardzo dobrą książkę dla dzieci. Polecam, również dorosłym.
Jedenastoletnia Billie wraz ze swoją mamą przenosi się z miasta do małej miejscowości po śmierci swojego taty. Zamieszkują w starym domu, który wydaje się Billie od samego początku jakiś 'inny'. W zasadzie od pierwszego dnia w domu zaczynają dziać się dziwne rzeczy, które wskazują na to, że dom jest nawiedzony. Problem w tym, że mama nie wierzy swojej córce w huśtające się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-06-18
Wiele razy obiecywałem sobie, że nie dam się zmanipulować reklamami książek czy niebywale 'pochlebnymi' opiniami innych autorów. No i po raz kolejny stało się... Sięgnąłem po 'Miasteczko Rotherweird' skuszony słowami 'Harry Potter dla dorosłych' czy 'Brytyjski czarny humor'. Nie ukrywam, że uwielbiam brytyjską literaturę, a Harry Potter to książki mojego dzieciństwa. Niestety spędziłem nad książką ponad 2 tygodnie i męczyłem się niemiłosiernie.
'Miasteczko Rotherweird' to historia o niezależnym miasteczku w Wielkiej Brytanii, którego historia sięga XVI w. kiedy to dwanaścioro wybitnie utalentowanych dzieci zostaje ukrytych tam przed królową. Od tego momentu pod okiem nauczyciela Sir Henry'ego rozwija swoje talenty. Wszystko szło dobrze do momentu aż pojawił się bardzo zły człowiek chcący przejąć umiejętności dzieci.
Obecnie miasteczko świetnie prosperuje, mieszkańcy mają zakaz śledzenia i badania historii miasteczka, a obcy są ledwie tolerowani. Jak możemy się dowiedzieć z książki w miasteczku konkurują ze sobą dwie wieże - północna i południowa, które tak na prawdę odpowiadają za najnowsza technologię w Wielkiej Brytanii, a inne firmy podpisują się pod ich wynalazkami. Kolejnym dziwnym elementem są imiona bohaterów. Jak się okazuje mieszkańcy Rotherweird nie noszą zwyczajnych imion jak John, Mike czy Lucy. Mamy za to Fenguina, Ferensena, Hieronymusa i Orelię.
Przybycie do miasteczka nowego nauczyciela historii i zbiegające się w czasie przybycie bogatego i ekscentrycznego mężczyzny napędzają wydarzenia historii. Wydarzenia przeplatają się od XVI w do teraźniejszości, a spora część książki dzieje się w 'Straconej mili', równoległej rzeczywistości, do której można wejść przez specjalną płytkę.
I tutaj w zasadzie zaczyna się mój problem z książką. Sposób pisania, słaba ekspozycja postaci i chaotyczne opisy sprawiły, że w moim odczuciu historia działa się cały czas w średniowieczu. Co kilkanaście stron musiałem sobie uświadamiać na nowo, że główna oś fabularna toczy się w teraźniejszości. To jest chyba właśnie największy zarzut do książki. Dodatkowo autor zaserwował nam dość zawiłą fabułę z bardzo słabym zakończeniem, wręcz rozczarowującym i bardzo słabo napisanymi postaciami. Osoby występujące w książce zamiast bawić irytowały, fabuła zamiast wciągać i oczarować odrzucała. I jeśli chodzi o samo zakończenie, tutaj mamy aż dwa. Co więcej, ani jedno nie jest wystarczająco wyczerpujące. To dość ciekawe, bo książka ma prawie 800 stron, a autorowi nie udało się nadać postaciom charakteru. Muszę przyznać, że ostatnie 300 stron czytałem bardzo na siłę żeby skończyć książkę jak najszybciej. Niestety cierpię na przypadłość, która nie pozwala mi odłożyć rozpoczętej książki, nawet jeżeli ta jest słaba...
Podsumowując, zamiast świetnej zabawy na jaką liczyłem zderzyłem się ze ścianą.
Dla mnie książka bardzo słaba jak na potencjał, który obiecywała.
Wiele razy obiecywałem sobie, że nie dam się zmanipulować reklamami książek czy niebywale 'pochlebnymi' opiniami innych autorów. No i po raz kolejny stało się... Sięgnąłem po 'Miasteczko Rotherweird' skuszony słowami 'Harry Potter dla dorosłych' czy 'Brytyjski czarny humor'. Nie ukrywam, że uwielbiam brytyjską literaturę, a Harry Potter to książki mojego dzieciństwa....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-19
Ucieszyłem się kiedy dowiedziałem się, że Miłoszewski wydaje nową książkę. Chociaż ostatnia pozycja autora - 'Jak Zawsze' absolutnie nie przypadła mi do gustu, tak biorąc pod uwagę całokształt autora mogę powiedzieć, że lubię jego książki.
'Kwestia ceny' opowiada losy bohaterów, których dobrze znamy już z powieści 'Bezcenny'. Profesorka (tylko nie pani profesor!) Zofia Lorentz zmaga się z tajemniczą utratą pamięci swojego męża Karola, w międzyczasie zostaje zwolniona z muzeum, w którym pracuje i życie zaczyna się komplikować. Z odsieczą, wydawałoby się, przybywa ekscentryczny naukowiec i odkrywca Bogdan Smuga, który chce zatrudnić Zofię do odnalezienia tajemniczego artefaktu gdzieś na dalekiej Syberii, który ma przynieść ludzkości długowieczność.
Na wstępie powiem, że książka mi się podobała. Miłoszewski wrócił do pisania książek, w których moim zdaniem sprawdza się najlepiej, czyli przygodowych opowieści z nutą historii. Już 'Bezcenny' był dla mnie dowodem na to, że Polacy też mogą pisać bardzo dobre książki przygodowe z elementami, które momentami są tak niewiarygodne jak ostatnie części 'Szybkich i wściekłych'. Tutaj od samego początku nastawiłem się na chłód Sachalina i Syberii, eksplorację zaginionej kultury i jaskini snów, aż nagle znaleźliśmy się na kontenerowcu pływającym po wodach Afryki. Autor zabiera czytelnika w szaleńcza pogoń przez kilka różnych krajów, buduje napięcie, mnoży ekscytujące sytuacje, a w sam środek tego wrzuca ostrą jak brzytwa Zofię. O ile wszystkie postaci występujące w książce są bardzo dobrze napisane, tak Zofia Lorentz jest chyba najbardziej wyrazistą z bohaterek. Magnetyzm, osobowość i z pozoru zwyczajna uroda, która potrafi rozbudzić wyobraźnie nie jednego mężczyzny to zdecydowanie jedna z najlepiej napisanych postaci kobiecych we współczesnej literaturze rozrywkowej. Dla kontrastu mam problem z Lisą. Połączenie jej śmiesznego języka polskiego z niektórymi opisami ubioru czy ciała bohaterki wprowadziło mnie w zmieszanie. Cały czas myślałem, że Lisa to starsza złodziejka, a z pewnych opisów wynika, że wygląda jak modelka o elfich rysach (i tutaj czytelnik też dając wolność fantazji może wyobrazić sobie bardzo gorącą kobietę).
Żeby nie było jednak tak kolorowo mam również kilka zarzutów do książki. Przede wszystkim można było skrócić ją o jakieś 50 stron przynajmniej rezygnując z bardzo rozbudowanych i nic nie wnoszących monologów wewnętrznych bohaterów czy rozważań (mam wrażenie autobiograficznych autora) nad swoją polskością. W pewnym momencie wydaje się również, że autor stracił natchnienie i część książki wymyślał na szybko.
Podsumowując, 'Kwestia ceny' to książka zdecydowanie lepsza niż poprzednia powieść autora, jednak troszkę słabsza od 'Bezcennego'. Nie porównuję jej do trylogii o Szackim, bo to zupełnie inna liga.
Ucieszyłem się kiedy dowiedziałem się, że Miłoszewski wydaje nową książkę. Chociaż ostatnia pozycja autora - 'Jak Zawsze' absolutnie nie przypadła mi do gustu, tak biorąc pod uwagę całokształt autora mogę powiedzieć, że lubię jego książki.
'Kwestia ceny' opowiada losy bohaterów, których dobrze znamy już z powieści 'Bezcenny'. Profesorka (tylko nie pani profesor!) Zofia...
2020-07-27
Trzeci tom historii wiedźmińskich z pozoru nie wnosi zbyt wiele do historii o Geralcie. Tylko z pozoru, bo chociaż akcji nie ma w 'Chrzcie ognia' prawie wcale to autor serwuje nam niesamowicie potrzebne szczegóły dotyczące bohaterów cyklu.
Jednak od początku. Książka zaczyna się wprowadzeniem nowej postaci - Milvy - łuczniki, która pomaga rannym Wiewiórkom i Driadom z Brokilionu. Po incydencie na wyspie Thaneed ranny Wiedźmin nadal odzyskuje siły leczony przez Driady i prosi Milvę o wieści ze świata. Ciri nadal podróżuje ze Szczurami, a Yennefer przepadła bez śladu.
'Chrzest ognia' przynosi czytelnikowi informacje na temat seksualności dorastającej następczyni tronu Cintry, słabości Yennefer która dołącza do tajnej lozy magików i przede wszystkim pokazuje nam słabości Gerlata, który nigdy nie potrzebował wsparcia czy towarzystwa, a tutaj dostaje całą drużynę.
Właśnie ten ostatni wątek jest najciekawszy i zajmuje najwięcej w całej książce. Wcześniej wspomniana Milva, Geralt z Rivii, dobrze znany i lubiany Jaskier stanowią człon drużyny. Po drodze spotykają Regisa, wampira, który odrzucił picie krwi i Cahira, który wcześniej służył w armii Nilfgardu. Ich podróż do siedziby druidów naznaczona jest wojną. Po najeździe Nilfgardu całe królestwo jest zniszczone, ludzie uciekają wystraszeni, a 'czarni' palą całe wioski. W środku tego wszystkiego mamy bohatera rozdartego wewnętrznie, pełnego romantyzmu i dobrych chęci, który chcąc iść własną drogą łamie się i pomaga każdej potrzebującej istocie.
Sapkowski pisząc opowieści o Wiedźminie stworzył fantastyczny świat, który ciągnie do siebie ilekroć odłożymy książkę. Gawędziarski sposób pisania autora sprawia, że brak akcji nie przeszkadza czytelnikowi, ba! nawet wychodzi tutaj na plus, bo najdrobniejszy dialog, najmniejszy szczegół jest opisany magnetycznie. Jako rekompensatę za nikłą akcję w 'Chrzcie ognia' Sapkowski serwuje nam genialny finał tomu, który u każdego czytelnika wzbudzi uśmiech na twarzy.
Trzeci tom historii wiedźmińskich z pozoru nie wnosi zbyt wiele do historii o Geralcie. Tylko z pozoru, bo chociaż akcji nie ma w 'Chrzcie ognia' prawie wcale to autor serwuje nam niesamowicie potrzebne szczegóły dotyczące bohaterów cyklu.
Jednak od początku. Książka zaczyna się wprowadzeniem nowej postaci - Milvy - łuczniki, która pomaga rannym Wiewiórkom i Driadom z...
2020-08-06
Na trzech kontynentach dochodzi za podejrzanych zabójstwo, które łączy jedno - każde ciało jest napiętnowane pogańskim znakiem. W tym samym czasie mająca swoją siedzibę w Norwegii firma Viatus pracuje nad genetycznie modyfikowana kukurydzą, która w obliczu przeludnienia ma zapewnić pożywienie dla miliardów ludzi. Po incydencie w Watykanie, w którym w śpiączkę zapada kardynał Verona do akcja wkracza Guy Pierce oddelegowany z sigmy. Trafiając na ślad dawnej relikwii wraz z zespołem udaje się do Anglii, gdzie średniowieczna księga zwana księgą dnia sądu odkrywa swoje tajemnice. Okazuje się bowiem, że Viatus nie ma zamiaru ratować ludzkości, a używając dawnego patogenu z czasów druidzkich chce pozbyć się części ludzkości.
Cykl Sigma to po historiach z Jackiem Reacherem moje drugie guilty pleasure. Autor bowiem w fantastyczny sposób łączy ze sobą naukę, historię i elementy przygodowe. Do tego robi to na tyle sprawnie, że czytelnik zostaje wciągnięty w wir akcji od samego początku książki. O ile sam początek 'Klucza zagłady' trochę mnie wynudził, tak moment w którym drużyna Sigmy zostaje rozdzielona i rozrzucona po różnych lokacjach napędza całą fabułę. Autor przeskakuje dynamicznie od mroźnej Norwegii przez deszczową Anglię do Francji, gdzie ukryte od tysiącleci tajemnice zostają odkryte. James Rollins w szóstym tomie cyklu oprócz samej fabuły dość mocno koncentruje się na bohaterach i ich dotychczasowych relacjach. Dostajemy tutaj znowu Paintera Crowe, który sam wyrusza w teren, dostajemy Monka, oczywiście Guya, Rachele, której uczucie do Pierce'a jest cały czas podsycane i Seichan. Ta ostatnia jest w tej części książki chyba najbardziej rozwinięta. Autor odkrywa przed nami tajemnice z przeszłości zabójczyni, ale pokazuje też walkę wewnętrzną i zupełnie inne, ludzkie oblicze bohaterki. Jako comic- relief do fabuły wraca Kowalski - sympatyczny wielkolud, który jest też specjalistą w swoim fachu. Autor pokusił się o wprowadzenie nowego przeciwnika, bo na usługach Gildii która tutaj działa w cieniu jest Krista Magnussen. Zawsze miałem słabość do kobiet ze Skandynawii, a autor opisuje Kristę w taki sposób, że momentami serce może zabić trochę szybciej. Nie mniej jednak jest to postać bardzo wyrafinowana, o bardzo konkretnym celu i nie bojąca się iść po trupach. Sama tajemnica księgi dnia sądu i klucza zagłady w dzisiejszych czasach, kiedy na świecie szaleje pandemia Koronawirusa jest dość niepokojąca i przyprawia o ciarki. Nawiązania historyczne, pułapki i zagadki są bardzo subtelnie wplecione w ten tom i nie są przesadnie brawurowe, co bardzo mnie ucieszyło.
Z sześciu dotychczas przeczytanych tomów Sigmy 'Klucz zagłady' trafia do mojego top 3 tej serii i już nie mogę się doczekać sięgnięcia po kolejny tom.
Na trzech kontynentach dochodzi za podejrzanych zabójstwo, które łączy jedno - każde ciało jest napiętnowane pogańskim znakiem. W tym samym czasie mająca swoją siedzibę w Norwegii firma Viatus pracuje nad genetycznie modyfikowana kukurydzą, która w obliczu przeludnienia ma zapewnić pożywienie dla miliardów ludzi. Po incydencie w Watykanie, w którym w śpiączkę zapada...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-09-01
Koniec wakacji, pierwszy dzień nowego roku szkolnego. Pogoda za oknem nie jest w tym roku zbyt łaskawa, a ja przewrotnie sięgnąłem po książkę, która zaczyna się od zakończenia roku szkolnego.
Elm Haven w Illinois, ostatni dzień roku szkolnego i tym samym ostatni dzień użytkowania starego budynku szkoły, który ma zostać zamknięty i wkrótce potem zburzony. Paczka przyjaciół rozpoczyna wakacje, jednak okazuje się że jeden z uczniów zaginął. Przyjaciele postanawiają przeprowadzić swoje własne śledztwo i dowiedzieć się co stało się z zaginionym uczniem. Nie mają pojęcia, że przyjdzie im się mierzyć z pradawną siłą, która chce zapanować nad miasteczkiem.
Miałem okazję czytać 'Zimowe nawiedzenie' Dana Simmonsa, które jak się okazało, opowiada historię jednego z bohaterów 'Letniej nocy' po kilkudziesięciu latach. Tamta książka wydawała mi się absolutną rewelacją. Rzecz ma się tak samo z 'Letnią nocą'.
Dan Simmons stworzył niesamowita opowieść osadzoną w małym miasteczku, która od samego początku przywodzi na myśl 'TO' Stephena Kinga. Nie dajmy się jednak zwieźć, bo książka Simmonsa to coś zupełnie innego, równie dobrego jak dzieło Kinga. Mam słabość do powieści, których akcja toczy się w małym miasteczku Ameryki lat 60,70 czy 80. Spowodowane to pewnie jest tym, że sam urodziłem się w latach 80, a ostatnimi czasy właśnie ta tematyka przeżywa swój renesans w kinie czy telewizji. Książki z tamtego okresu mają te przewagę nad współczesnymi powieściami, że wszystko wydaje się dużo łatwiejsze, wolniejsze i bardziej pozytywne. Podobnie jest w przypadku 'Letniej Nocy'. Paczka 11 letnich przyjaciół przemieszcza się po miasteczku i okolicznych farmach na swoich rowerach, budują bazy w lasach, grają w baseball. Nie ma tutaj miejsca na nowe technologie czy gry komputerowe. Największym problemem paczki przyjaciół jest to jaki film poleci w sobotnim kinie plenerowym i jak mogą sobie poradzić ze szkolnym osiłkiem, który terroryzuje ich od czasu do czasu. Ta małomiasteczkowość opisana przez Simmonsa daje nam bardzo dokładny obraz Ameryki lat 60. Styl pisania autora jest niezwykle obrazowy, rozbudowany, ale zarazem prosty w odbiorze co z łatwością rysuje w naszym umyśle obrazy. Charakterystyka postaci pojawiających się w powieści to trochę sztampa, bo mamy tutaj kujona, mamy osiłka, mamy imigranta i mamy też dziewczynę w zespole. Każdy z bohaterów dostaje od autora ściśle przypisane zadanie, które w zasadzie z góry jest do przewidzenia, jednak sposób w jaki autor przedstawia swoja koncepcje czytelnikowi jest doskonały.
Z drugiej strony dostajemy aspekt metafizyczny, dzwon rodziny Borgiów, który po złożeniu mu ofiary spełnia twoje życzenia. 'Przeciwnik' nieszablonowy, bo zwykle w książkach tego typu mamy do czynienia z żywą istotą (czy to człowiek czy istota), a tutaj przedmiot o piekielnej mocy sieje spustoszenie w miasteczku. Dość ciekawe rozwiązanie.
Na koniec chciałbym napisać trochę o samym zakończeniu książki. Jak to bywa w przypadku horrorów akcja zaczyna się rozpędzać ok 100 stron przed końcem i pędzi na łeb na szyję. Tutaj autor owszem, przyspiesza, jednak tempo utrzymuje stałe tempo i metodycznie opowiada nam krok po kroku działania zarówno bohaterów jak i ich przeciwników. Zabieg ten z jednej strony pozwala się cieszyć lekturą i smakować ją, z drugiej jednak momentami fabuła się dłuży. Samo rozwiązanie historii jest bardzo dobrze poprowadzone, autor nie poszedł na łatwiznę, a bohaterowie nie okazali się niezniszczalni i również odnoszą rany. Ostatni rozdział natomiast zawiera zdanie, które idealnie podsumowuje nie tylko 'Letnią noc', ale i podobne książki i filmy gdzie grupa przyjaciół stawia czoło złu:
'Dale opuścił głowę. Wiedział, że satelita- tak samo jak
Jaskinia Przemytników i jak mnóstwo innych rzeczy-
będzie tu jutro i pojutrze, i jeszcze później też,
ale ta chwila w otoczeniu przyjaciół, w ciepłą letnią noc,
przy akompaniamencie cykania świerszczy, w poczuciu nieskończoności lata, jaką dają tylko sierpniowe noce i wieczory, jest jedna jedyna, niepowtarzalna, i że trzeba zachować ja w pamięci'.
Polecam, bo to kawał świetnej literatury!
Koniec wakacji, pierwszy dzień nowego roku szkolnego. Pogoda za oknem nie jest w tym roku zbyt łaskawa, a ja przewrotnie sięgnąłem po książkę, która zaczyna się od zakończenia roku szkolnego.
Elm Haven w Illinois, ostatni dzień roku szkolnego i tym samym ostatni dzień użytkowania starego budynku szkoły, który ma zostać zamknięty i wkrótce potem zburzony. Paczka przyjaciół...
Pierwszy raz trafiłem na książkę, do której będę wracał co roku. Zbiór opowiadań, który jest niesamowicie równy i trzymający w napięciu na każdym etapie. Tak też dostajemy od redaktorów teksty od Arthura Conan Doyla, w którym Sherlock Holmes odpoczywając podczas świąt rozwiązuje sprawę. Dostajemy teksty mniej znanych autorów z przełomu XIX i XX wieku, które utrzymane w klimacie opowieści dickensowskiej pozwalają przeżyć niepowtarzalne święta. Może poza jednym tekstem, który jest trochę słabszy od reszty dostajemy zbiór niesamowicie zbilansowanych opowieści. Świetny styl pisarski, świetne zagadki z dość nieoczekiwanym finałem i przyjemność z czytania jakiej bardzo dawno nie odczuwałem. Polecam!
Pierwszy raz trafiłem na książkę, do której będę wracał co roku. Zbiór opowiadań, który jest niesamowicie równy i trzymający w napięciu na każdym etapie. Tak też dostajemy od redaktorów teksty od Arthura Conan Doyla, w którym Sherlock Holmes odpoczywając podczas świąt rozwiązuje sprawę. Dostajemy teksty mniej znanych autorów z przełomu XIX i XX wieku, które utrzymane w...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to