rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Czyta się jak dobry kryminał. Świadomość, że opisane tu historie wydarzyły się naprawdę mrozi krew jeszcze bardziej. Mimo sporej dawki naukowej wiedzy i wyjaśnienia mechanizmów rządzących organizmami żywymi, książka nie przytłacza i jest napisana w sposób przystępny i zrozumiały.

Czyta się jak dobry kryminał. Świadomość, że opisane tu historie wydarzyły się naprawdę mrozi krew jeszcze bardziej. Mimo sporej dawki naukowej wiedzy i wyjaśnienia mechanizmów rządzących organizmami żywymi, książka nie przytłacza i jest napisana w sposób przystępny i zrozumiały.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawa propozycja dla fanów Agathy Christie. Wielki powrót nietuzinkowego detektywa z wąsem - Poirota. Sama powieść niesamowicie wciąga i szybko się czyta, jednak według mnie rozwiązanie intrygi wydaje się być trochę przekombinowane i nie do końca do mnie przemawia.

Ciekawa propozycja dla fanów Agathy Christie. Wielki powrót nietuzinkowego detektywa z wąsem - Poirota. Sama powieść niesamowicie wciąga i szybko się czyta, jednak według mnie rozwiązanie intrygi wydaje się być trochę przekombinowane i nie do końca do mnie przemawia.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Aj, strasznie mi się dłużyło czytanie tej książki. Okropnie nużąca, nudnawa, a do tego to odrealnione zakończenie i wyjaśnienie historii. Przez większość czasu kompletnie nic się nie działo, jakbym czytała nudną obyczajówkę, ale przecież to thriller psychologiczny, więc zaczęłam się zastanawiać jaki zwrot akcji w tych okolicznościach może zaserwować nam autorka. Przyszły mi do głowy różne pomysły, jeden wyjątkowo kiczowaty, więc go odrzuciłam. A jednak, autorka poszła w taką tandetę i odrealnienie godne telenoweli brazylijskiej. Historia mnie nie przekonała, postacie nie wywołały jakiejś szczególnej sympatii, takie trochę nudne, trochę bez polotu i niewyraziste. Jak zwykle najlepszą rolę dostał pies! Powiedziałabym, że czytadło, ale czytadło czyta się w tempie ekspresowym, a Pozwól mi wrócić czytałam naprawdę długo, że w połowie chciałam już odstawić na półkę i zgodnie z tytułem nie pozwolić tej książce wrócić mi przed oczy.
Dodatkowo nie wiem kto wpadł na pomysł by na okładce umieścić hasło „kiedy zniknęła, powiedział prawdę, ale nie całą…”. Absolutnie nie sugerujcie się tym zachęcającym hasłem przy wyborze lektury, bo to kompletnie wprowadza w błąd czytelnika odnośnie głównego trzonu historii i o czym ta książka w ogóle może być. Taka zapowiedź czegoś, co nigdy nie nastąpi.

Aj, strasznie mi się dłużyło czytanie tej książki. Okropnie nużąca, nudnawa, a do tego to odrealnione zakończenie i wyjaśnienie historii. Przez większość czasu kompletnie nic się nie działo, jakbym czytała nudną obyczajówkę, ale przecież to thriller psychologiczny, więc zaczęłam się zastanawiać jaki zwrot akcji w tych okolicznościach może zaserwować nam autorka. Przyszły mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Spokojne, słoneczne przedmieścia, gdzie mieszkańcy opływają w bogactwie i spełnia się ten odwieczny amerykański sen. Gra pozorów, idealny dom, idealne małżeństwo, idealne dzieci, wymarzone życie. Jednak to właśnie tylko pozory, a nic nie jest takim jakim się wydaje. Skrywane tajemnice, brudne sekrety, małe i większe pragnienia.

Opowieść o Sunnylakes przypomina mi to życie znane z Wisteria Lane, co prawda dzieli je przeszło 5 dekad, ale pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają. Ludzie się nie zmieniają. Nawet to okładkowe porównanie do „Służących” całkiem trafne. Dlatego myślę, że fanom Gotowych na wszystko i Służących książka przypadnie do gustu.

Wielkomiejski detektyw po zaliczeniu zawodowej wpadki zostaje zdegradowany i odesłany do innego miasta. Jednak zatęskni za starymi dobrymi przestępcami i gangami, gdy w nowym miejscu będzie musiał mierzyć się z hermetyczną społecznością Sunnylakes oraz kobietami, które niejedno widziały, ale jak nikt potrafią dochować tajemnicy.

Głównym trzonem opowieści wciąż pozostaje wątek kryminalny tajemniczego zaginięcia jednej z tych „idealnych” pań domu. Jednak oprócz tego można zobaczyć w tym po prostu portret Ameryki lat 50/60, zamieszki, podziały klasowe i rasowe. W związku z tym drugą główną bohaterką pozostaje czarnoskóra służąca, która widzi życie i relacje mieszkańców nie tylko z kuchni, ale również „od kuchni”. Stając się świadkiem niecodziennych sytuacji, powierniczką sekretów.

Książka mi się spodobała, chociaż służącej Ruby według mnie brakowało czasami tej ikry, to pan detektyw Blanke zdecydowanie nadrabiał za dwóch. Humor i złote myśli pana detektywa ubarwiły trochę to Bardzo długie popołudnie. Sama zagadka kryminalna nie jakaś skomplikowana i wydumana, ale dzięki temu bardziej autentyczna.

Dziękuję wydawnictwu za możliwość przeczytania książki!

Spokojne, słoneczne przedmieścia, gdzie mieszkańcy opływają w bogactwie i spełnia się ten odwieczny amerykański sen. Gra pozorów, idealny dom, idealne małżeństwo, idealne dzieci, wymarzone życie. Jednak to właśnie tylko pozory, a nic nie jest takim jakim się wydaje. Skrywane tajemnice, brudne sekrety, małe i większe pragnienia.

Opowieść o Sunnylakes przypomina mi to życie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pisarski duet zawodowego muzyka i copywritera piszących pod wspólnym pseudonimem - Ben Creed. Trzeba przyznać, że jest to niecodzienne zestawienie autorskie. Czy jest możliwe stworzenie muzycznego kryminału?

Akcja powieści osadzona została na początku lat 50. ubiegłego wieku w jeszcze radzieckiej Rosji, gdzie symbolem wszelkich cnót jest Stalin. Nie jest to łatwy czas do bycia milicjantem, gdy winnym jest nie ten kto dokonał faktycznie przestępstwa, a ten kto został jako winny wytypowany przez władzę „z góry”. A każde dociekanie prawdy i próba rozwiązania dochodzenia może być władzy nie na rękę.

Doceniam niesamowitą kreację świata, mimo że nie żyłam w tamtych czasach poczułam nastrój tamtego okresu. A nastrój był niesprzyjający, ciągłe napięcie i strach, analizowanie tego co i komu się powiedziało, obawa, czy służby bezpieczeństwa nie opanowały już umiejętności sczytywania myśli, a najbardziej niewinne zachowanie może zostać odczytane jako wrogie związkowi radzieckiemu. Każdy odgłos kroków, pukanie do drzwi może być dla nas tym ostatnim, co usłyszymy w życiu.

Pomimo ponurych okoliczność i trudnego czasu radzieckiej Rosji, a może właśnie ze względu na to, autorzy w całość wpletli humor. Czarny humor, czy wręcz satyrę na tamte czasy. To w pewnym stopniu rozładowywało całe napięcie powieści.

Głównym bohaterem jest były muzyk, który z kariery niestety nie zrezygnował dobrowolnie, aktualnie milicjant jednego z leningradzkich posterunków. Z uwagi na to, że zarówno autor jak i protagonista są pasjonatami muzyki przez całą opowieść przeplatają się motywy muzyczne, nie jako dodatek, ale jako pełnoprawna część powieści. Aż żałuję, że nie mam odpowiedniej wiedzy muzycznej w tej kwestii, co pomogłoby w lepszym odczytaniu intencji autorów.

Główny bohater, Rewol Rossel, zostaje wezwany na miejsce zbrodni. Okrutnej zbrodni. Pięć okaleczonych ciał ułożonych na torach w tajemniczym układzie. Na dworze panuje przejmujący mróz, który tylko zostaje spotęgowany przez widok okaleczonych ofiar. Śledztwo okaże się najważniejszym dochodzeniem w życiu Rewola. Sprawy szczególnie zaczną się komplikować, gdy zda sobie sprawę kim są zmarli, a wszystkie tropy zaczną wskazywać na niego. O czym nam nie mówi tajemniczy Rossel? Przeszłość dogoni każdego.

„Miasto duchów” polecam, jest to całkiem nową i ciekawą propozycją, z jednej strony motywy historyczne i wojenne, z drugiej pełna pasji muzyka, oraz to co najważniejsze w kryminałach tajemnica do rozwikłania. Dobry debiut duetu autorów. Konstrukcja wyrazistych, charakternych bohaterów oraz odwzorowanie kreacji Leningradu to zdecydowanie mocne aspekty powieści.

Dziękuję również wydawnictwu Rebis za możliwość przeczytania książki.

Pisarski duet zawodowego muzyka i copywritera piszących pod wspólnym pseudonimem - Ben Creed. Trzeba przyznać, że jest to niecodzienne zestawienie autorskie. Czy jest możliwe stworzenie muzycznego kryminału?

Akcja powieści osadzona została na początku lat 50. ubiegłego wieku w jeszcze radzieckiej Rosji, gdzie symbolem wszelkich cnót jest Stalin. Nie jest to łatwy czas do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niespodziewany powrót do świata Panem oraz głodowych Igrzysk Śmierci, tym razem bez znanych nam już tak dobrze bohaterów jak Katniss, Gale, czy Peeta. Autorka postanowiła cofnąć nas w czasie do początków Igrzysk, gdy organizowane były jeszcze dosyć nieporadnie, bez znanego nam blichtru, przepychu, wręcz teatru, a jedynym celem uczestników na ten moment było wybicie się nawzajem. Nie są to, co prawda pierwsze Igrzyska, a dopiero dziesiąte, ale dopiero od tego momentu zaczęły poważnie ewoluować i nabierać znanej nam formy show. A wszystko za sprawą ambitnego, dążącego po trupach do celu, i to dosłownie, głównego protagonisty, który pragnie się wykazać ponad miarę.

W tej części głównym bohaterem jest Coriolanus Snow przyszły prezydent Panem, poznajemy go prywatnie, jego młodość, rodzinę, przyjaciół, pierwszą miłość, nauczycieli i to co doprowadziło do tego, że stał się brutalnym dyktatorem i prezydentem Panem.

Całość podzielona została na trzy części, symboliczne etapy przemiany Coriolanusa. Corio od samego początku był uczniem ambitnym do bólu, do tego pod wpływem potężnych osób, co go niewątpliwie zgubiło i zatarło w nim resztki jego człowieczeństwa. Wychowywany przez Panibabkę, która wręcz ubóstwiała Kapitol, Panem i Igrzyska Śmierci, co rano wyśpiewując dumnie hymn narodowy. Od początku wpajano mu motto – Snow zawsze na szczycie – do którego dążył za wszelką cenę, by zostać najpotężniejszym człowiekiem w Panem. Jak widać udało mu się dopiąć swego. Nadarza się niepowtarzalna okazja do sięgnięcia po bogactwo i chwałę, gdy Snow staje się mentorem jednej z uczestniczek głodowych igrzysk, jest to pierwszy raz, gdy uczestnicy wytypowani z dystryktów dostają wsparcie mentorów z Kapitolu. Na tym etapie Snow wydaje się jeszcze zagubiony i nieprzekonany, co do słuszności organizacji igrzysk na śmierć i życie, szczególnie gdy poznaje swoją podopieczną Lucy Gray, która odmienia jego życie.

W drugim akcie pierwszy raz w pełni przeżywamy Igrzyska Śmierci nie z punktu widzenia uczestnika, jak to było w przypadku Katniss, ale z perspektywy biernego widza i mentora. Nie mamy wglądu do dialogów i myśli trybutów, o akcji mającej miejsce na arenie wiemy tylko tyle, co obserwujący ją mentorzy. Zaskakujące przywiązanie Corio do Lucy Gray zmusza go do przekraczania pierwszych swoich granic, a także zasad. Postanawia wygrać za wszelką cenę – z miłości i litości dla ukochanej, czy może bardziej z własnych egoistycznych pobudek? W końcu Coriolanus musi się zmierzyć z własnymi demonami.

Trzecia część to już równia pochyła tego, co z człowieka mogą zrobić chore ambicje, chęć władzy nad innymi, nienawiść, pycha, buta, bezwzględność, czyli wszystko to czego dowiadujemy się o Coriolanusie już w pierwszym tomie serii. Chociaż miał szansę na odkupienie postanowił ją odrzucić, a to wszystko w imię zasad i rzekomego większego dobra.

Podobał mi się powrót do Panem, w końcu dane nam było dowiedzieć się, kto odpowiada za pomysł stworzenia Igrzysk Śmierci oraz to jak one ewoluowały na przestrzeni lat. Poznaliśmy też przeszłość Prezydenta Snowa i to, co go ukształtowało, dzięki temu lepiej można zrozumieć tę postać i motywy jej działania, a nawet momentami poczuć do niego sympatię czy żal w związku z jego losem. Autorka nie obniżyła standardów serii, a powrót do Panem okazał się dobrym i udanym pomysłem.

Niespodziewany powrót do świata Panem oraz głodowych Igrzysk Śmierci, tym razem bez znanych nam już tak dobrze bohaterów jak Katniss, Gale, czy Peeta. Autorka postanowiła cofnąć nas w czasie do początków Igrzysk, gdy organizowane były jeszcze dosyć nieporadnie, bez znanego nam blichtru, przepychu, wręcz teatru, a jedynym celem uczestników na ten moment było wybicie się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatni tom trylogii o Adamie i Cassandrze to jak dla mnie część pod znakiem za dużo grzybów w tym barszczu. A już szczególnie, jeśli mówimy o zakończeniu. Na początku zastanawiałam się, czy autorka nie miała pomysłu na finał, czy miała ich wręcz za dużo. Po przeczytaniu stwierdzam, że to ta druga opcja, a z tego dania zrobił się bigos, wszystko i nic. Ogólnie zakończenie to najgorszy aspekt tej trylogii, do tego ten epilog, który powinien wieńczyć i wyjaśniać wszystko, a stał się zwyczajnym misz maszem bez ładu i składu. Jakby autorka miała aspiracje na czwarty tom, a ktoś jej powiedział… nie ma budżetu, wciśnij to w pięć stron. To jest idealny przykład na to jak ABSOLUTNIE NIE POWINNO się konstruować powieści. Wstęp, rozwinięcie, zakończenie. A tutaj w zakończeniu się autorce rozwinięcie i poplątanie z pomieszaniem porobiło. Do tego epilog też został podzielony na małe podrozdziały, czy raczej części. Serio? Epilog jeszcze dzielić i rozdrabniać? Za dużo! Mam też nieodparte wrażenie, że autorka chciała by ostatni fragment powieści, bez dialogów, był natchniony, pełen refleksji, przemyśleń, ulotności, a nawet wręcz mający w sobie coś poetyckiego. Niestety to jej nie wyszło kompletnie. Wydało się to bardziej oderwane od rzeczywistości, puste, bez polotu i napisane na szybko na kolanie. Nie będę też pisać co dokładnie w poprowadzeniu zakończenia mi się nie spodobało, bo musiałby być to jawny spoiler. Liczyłam, że autorka pójdzie w skrajności, a były dwie opcje, albo kompletnie gorzki finał, albo mdły i słodki, a tu znów pośrodku, trochę tak, trochę….

Teraz po skończeniu mogę też w końcu ocenić to nad czym się najbardziej zastanawiałam, czy autorka od początku do końca miała pomysł na główny wątek mafii, czy tylko zarys, który nie wiedziała, gdzie wsadzić i jak ubrać. No i odpowiedź jest znowu gdzieś tak pomiędzy, ale bliżej tego drugiego wariantu niestety. Bo pomysł sam w sobie naprawdę ciekawy, ale gdzieś się to rozbiło. Pod tym względem najsłabiej to wypada właśnie w ostatnim tomie serii. Począwszy od zachowania członków sekty, przez obsadzenie pewnych postaci w roli głównych przywódców, po motyw ostatecznego opuszczenia mafii.

Powrót z zaświatów postaci Camilli – byłej narzeczonej Adama Morfeusza – chyba każdy się tego spodziewał, bo to aż nazbyt oczywiste, jak również jej rola w całej historii. Nie chcę spoilerować, chociaż się o to prosi by wyjaśnić głupotę fabuły. Tak czy inaczej są tu motywy godne telenoweli brazylijskiej, brakuje tylko złego brata bliźniaka.

W tej części najbardziej ucieszyło mnie, że autorka w końcu porządnie zmieniła proporcje - fabuła, akcja vs. sceny seksu. Zdecydowanie mniej powtarzalnych do bólu opisów stosunku głównych bohaterów na plus. To opisy typowo do przeskakiwania, bo wiecie, ileż można czytać o wilgoci, twardości i płatkach, co to kurczę książka kucharska?! :D

Ukazanie mrocznego i tajemniczego Adama – Morfeusza jako standardowego ojca z całkiem zwyczajnymi problemami, pomijając jego fach, to całkiem duża odmiana. Muszę przyznać, że historia z legwanem mnie rozbawiła, i nie mam tu na myśli ostatnio tak popularnego krakowskiego croissanta, a brak asertywności ojców na zachcianki dzieci, tak to już z tymi chłopami bywa ;) Czasami mam wrażenie, że dziecko to tylko pretekst dla nich do kupowania tych wszystkich wymyślnych gadżetów i zabawek!

Cassandra – oj, no irytująca, sama nie wie czego chce, wiecznie napalona, wskoczyłaby na wszystko co się rusza i nie tylko, jednocześnie deklarując zabójczą miłość innemu… ogólnie pojęcie wierności jest jej kompletnie obce. Do tego nie zrozumiały dla mnie aż do przesady pociąg mężczyzn do niej, każdy który ją zobaczy od razu chce ją na wyłączność. Feromony i „pachnidło”? Czy czarownica rzuca na chłopów jakieś klątwy? Bo nie jestem aż w stanie ogarnąć tego jakie ona ma branie :D

Chwaliłam ostatnio budowanie postaci męskich przez autorkę, no i tym razem zmieniam zdanie. Wszystkie charyzmatyczne mocne charaktery zdziadziały w tej części. Mam nieodparte wrażenie, że Cass na nich tak działa i im wodę z mózgu robi, że nawet wyrachowani mafiosi stają się obłąkanymi pantoflarzami.

Co sądzę o całej serii? Niewątpliwie łatwe i szybkie czytadło, do oderwania się od przyziemnej codzienności. Był pomysł, był koncept, był zapał, ale przy wykonaniu gdzieś to oklapło i autorka się pogubiła. Moja przygoda z tą trylogią to sinusoida, słaby pierwszy tom, mocniejszy drugi i znów słaby trzeci. To miało potencjał, ale nie został jak dla mnie wykorzystany, a szkoda bo mogła to być ciekawa historia, a nie tylko rąbanka kochanków. Osobiście wydaje mi się, że można romans napisać w sposób sensowny, a nie tylko zwyczajnie ordynarny. Więcej romantyzmu, intymności, niedopowiedzeń, ciekawie skonstruowanej fabuły i od razu wskakujemy na wyższy poziom.

Ostatni tom trylogii o Adamie i Cassandrze to jak dla mnie część pod znakiem za dużo grzybów w tym barszczu. A już szczególnie, jeśli mówimy o zakończeniu. Na początku zastanawiałam się, czy autorka nie miała pomysłu na finał, czy miała ich wręcz za dużo. Po przeczytaniu stwierdzam, że to ta druga opcja, a z tego dania zrobił się bigos, wszystko i nic. Ogólnie zakończenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Druga część przygód Adama-Morfeusza i Cassandry.

Poprzedni tom nie wywarł na mnie za dobrego wrażenia przez mnogie kalki z innych powieści, schematyczne postacie irytujące, czy wręcz często bez wyrazu i słabe ogólne wykonanie. Mimo wszystko postanowiłam kontynuować serię, bo byłam ciekawa czy autorka faktycznie miała pomysł na tę mitologiczną mafię od początku do końca, czy wszystko będzie miało ręce i nogi, i o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Przekonała mnie też do tego postać protagonisty – Adama. Chociaż jest on również mieszanką różnych innych cech i motywów z najpopularniejszych powieści tego gatunku wydaje mi się na tle chociażby głównej bohaterki najlepiej poskładaną postacią. Ogólnie odnoszę wrażenie, że autorce lepiej postacie męskie wychodzą spod pióra, albo to tylko moje odczucie. Dlatego powiedziałabym, że najbardziej odczułam jakąś sympatię właśnie do Adama, Tommiego i Anthoniego. Dodatkowo w całości w obu częściach najbardziej podobały mi się właśnie te ostatnie fragmenty epilogu pisane z męskiej perspektywy tego, co Adam widzi, myśli, odczuwa, wydawało mi się to bardziej logiczne i ciekawe niż z perspektywy Cass. Adam jest zdecydowanie ciekawszym i wielowymiarowym narratorem. Myślę, że z jego perspektywy fajniej by było poznać całą historię i „zaplecze” mafii. Chociaż wydaje mi się, że autorka nie zdecyduje się raczej na wydanie tomów „dopełniających” skoro postanowiła te fragmenty zamieścić w epilogach.

Hmm, długo myślałam nad oceną dla tej książki, bo tym razem czytało mi się lepiej niż pierwszą część, ale to nie do końca wynika z tego, że książka była jakoś diametralnie lepsza, jeśli chodzi o ogólny schemat i warsztat w zasadzie nic się nie zmieniło. Podobało mi się za to, że autorka w końcu postanowiła zacząć rozwijać fabułę, niż tylko raczyć nas opisami orgazmów Cassandry. Poznaliśmy więcej członków organizacji i część zasad jej działania. Pojawił się mocny czarny charakter, a nie tylko bezosobowe określenie – oni – w stosunku do mafii. Dzięki temu seria wydaje mi się w końcu ciekawsza i bardziej intrygująca.

W dalszym ciągu główna bohaterka jest irytująca, a motywy jej działania wykraczają poza zdrowy rozsądek. W pewnym momencie mimo przywar i ciemnej strony głównego bohatera zaczęłam się zastanawiać, nie dlaczego ona go kocha i chce z nim być, tylko dlaczego to on tego chce i sądzi, że ona jest taka wyjątkowa. Ja rozumiem niekonwencjonalność sytuacji w jakiej się ona znalazła, ale jej niekonsekwencja działania, bezmyślność są wręcz uderzające.

Najbardziej poruszyła mnie za to postać Tommiego. Jego historia i losy wywołały we mnie duże emocje. Z jednej strony trzeba przyznać, że to się autorce udało, z drugiej jednak nie było to takie trudne, ponieważ mam sporą emocjonalną wrażliwość na ciężkie choroby i niesprawiedliwość życia, chyba jak większość.

Tak więc przy drugiej części serii jest lepiej, ale nie spektakularnie, tak by polecać bez wahania. Jest ciekawiej z uwagi na historię z potencjałem, ale gdzieś on uleciał po drodze, przez co wciąż całość przyćmiewają irytujące zachowania bohaterów, ordynarność i prostota wyrazu, oraz każda rozmowa kończąca się stosunkiem seksualnym. Ejże, przecież relacje międzyludzkie mają więcej do zaoferowania niż narządy rozrodcze!

Druga część przygód Adama-Morfeusza i Cassandry.

Poprzedni tom nie wywarł na mnie za dobrego wrażenia przez mnogie kalki z innych powieści, schematyczne postacie irytujące, czy wręcz często bez wyrazu i słabe ogólne wykonanie. Mimo wszystko postanowiłam kontynuować serię, bo byłam ciekawa czy autorka faktycznie miała pomysł na tę mitologiczną mafię od początku do końca,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jestem specjalistką w dziedzinie literatury kobiecej, aczkolwiek przebrnęłam na przykład przez Blankę Lipińską i jej wybujałą fantazję erotyczną zbudowaną na tle syndromu sztokholmskiego. Także swoje przeżyłam! Uf!

Coś mnie podkusiło i poszłam za ciosem po przebyciu tych 365 dni. Uwiodła mnie okładka i magnetyzm niebieskiego spojrzenia. No tu mnie mają, mam słabość do wszystkiego co niebieskie, a już szczególnie jeśli jest to morze czy oczy. Do tego w tytule nawiązanie do mitologicznego bóstwa – Morfeusza. Lubię nawiązania mitologiczne, więc podbili moją ciekawość.

No tak, jeśli chodzi o te mitologiczne nawiązania, to jednak się nie nastawiajcie na jakieś głębsze myśli i odkrycia. Do Morfeusza autorka dokooptowała jeszcze Erosa i mamy erotyczno-senny zestaw. I to tyle z mitów.

No cóż tu rzec, pisarki tej dziedziny chyba odnalazły pewien taki sztandarowy i utarty schemat. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie, że jeśli przeczytasz jedną książkę z tej kategorii to już wiesz jak wyglądają wszystkie. I ta według mnie od tych standardów nie odbiega w ogóle, niestety. Czasami na plus poczucie humoru, bywa komicznie i dziwnie oraz Tommy – przyjaciel głównej bohaterki, bardzo pozytywna postać i inna od wszystkich. A tak to standardowo… cztery razy po dwa razy, bez ładu i składu jak króliki na haju. Zawsze, wszędzie, godzinami. Oczywiście mam na myśli popęd seksualny głównych bohaterów.

A więc, co tu w tych Snach Morfeusza mamy? Według mnie same klasyki i stare przeboje!

1) Przygryzanie wargi – jest - swojej, cudzej, pełna dowolność konfiguracji, ponieważ autorka nie zawsze ma tu na myśli usta;

2) Do bólu nudne sceny seksu, które w zasadzie składają się z pięciu podstawowych słów powtarzanych w kółko, i co gorsze stanowi to chyba z 70% książki – odhaczone – kobiety! trochę więcej wyobraźni i fantazji, litości to nie literatura faktu tylko romans!;

3) główny bohater to: bogacz/ mafioso/ gangster/ szef/ fan bdsm/ bad boy (skreśl niewłaściwe) - o tutaj akurat autorka postanowiła wykorzystać wszystko! Co się będziemy ograniczać!;

4) Jak już jesteśmy przy bdsm i fetyszach to oczywiście główny bohater to psychofan wszelkiej kontroli, dominacji, kar cielesnych i gwałtów – „Pan Mroczny” cokolwiek to w każdym razie znaczy;

5) A propos kontroli, oczywiście Pan Mroczny Morfeusz jak typowy despota od startu wie dosłownie wszystko o swej oblubienicy, od rozmiarów ubrań, przez ilość włosów w nosie, po dane o byłych chłopakach i ich rodzinach na pięć pokoleń wstecz. Dodatkowo zawsze jakimś dziwnym trafem, wie gdzie się ona znajduje w danym momencie i sam się tam pojawia zaraz by ją siłą wywlec z towarzystwa;

6) Trochę niepoczytalna, głupiutka, toporna charakterem i intelektem, z deczka irytująca bohaterka, której motywy działania i zachowania nie są znane zdrowemu rozsądkowi – oczywiście jest;

7) Bohaterowie przez wszystkie rozdziały co 10 stron naprzemiennie się kochają i nienawidzą, to znaczy główna bohaterka odczuwa miłość, bo Panu Mrocznemu nie wypada wszak popsułoby to imidż. Dlaczego co 10 stron? Bo w pozostałych się rypią albo ze sobą nawzajem, albo z innymi to jest dowolność jak zwykle;

8) Jego atrybutem jest agresja, jej naiwność – ta dam! oryginalnie;

9) Dziwne przezwiska i pseudonimy dla kobiety ze strony faceta, nie wiem może tylko mnie to tak żenuje i denerwuje, ale to już kolejna książka tego typu, gdzie to jest. To nie jest tak, że mnie takie „pieszczotliwe” określenia przeszkadzają, ale już ich nachalne i nienaturalne użycie w każdym zdaniu i dialogu – tak. Wobec tego tu mamy słoneczko i dziecino/dziecinko, a o ile dobrze pamiętam u Blanki Lipińskiej za to nagminnie było używane - mała i dziewczynko. Jakby bohaterki miały co najwyżej 5 lat, a nie były dorosłymi kobietami;

10) Poszukiwanie sensu, logiki i realności wydarzeń – jak zwykle daremne i nie radzę się nawet zagłębiać w te rejony rozsądku.

Tak, więc jeśli ktoś lubi ten schemat i charakterystyczne elementy dla tego gatunku to może być, acz i tak bez szału. Jeśli ktoś ma po dziurki w nosie Greyów i wszystkich tworów około greyowych to lepiej skończyć na oglądaniu okładki. Powieść mozolna, nużąca i powtarzalna, aczkolwiek przy perspektywie pisania pracy magisterskiej zawsze to jakaś odmóżdżająca odskocznia.

Nie jestem specjalistką w dziedzinie literatury kobiecej, aczkolwiek przebrnęłam na przykład przez Blankę Lipińską i jej wybujałą fantazję erotyczną zbudowaną na tle syndromu sztokholmskiego. Także swoje przeżyłam! Uf!

Coś mnie podkusiło i poszłam za ciosem po przebyciu tych 365 dni. Uwiodła mnie okładka i magnetyzm niebieskiego spojrzenia. No tu mnie mają, mam słabość do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trzeci tom to zmiana o 180 stopni – Laura przeżywa szok, bo (UWAGA!) przejrzała na oczy i zdaje sobie sprawę, że jej ukochany Massimo to zwyczajny psychopata, który gwałci, znęca się, morduje i przesyła pocztą poćwiartowane zwłoki zwierząt zamiast pocztówki w ramach pozdrowień z wakacji. Z jednej strony rychło w czas jak to mówią, z drugiej po kiego grzyba było do tej pory kreować tę wielką miłość nie do zdarcia, przeznaczenie i obopólne zwierzęce pożądanie, buchające płomienie namiętności, you know... Mam wrażenie, że autorka chciała zaserwować „zaskakujące” zakończenie, ale jak dla mnie coś poszło nie tak.

Tym razem główny mafioso oficjalnie zamiast kochankiem zostaje czarnym charakterem serii. Czarny czarny charakter – nie mogłam się oprzeć :D I jak się okazało mój wcześniejszy zarzut niewykorzystania motywu tytułowych 365 dni się zdezaktualizował, ponieważ autorka postanowiła objąć tym okresem całe trzy tomy. Okrągły rok mija dopiero w tej części, gdzie zgodnie z umową zawartą między Massimo a Laurą miała zapaść ostateczna decyzja czy rok ubezwłasnowolnienia wystarczył na pokochanie szefa mafii i czy główna bohaterka zostanie z nim na dobre i złe. Decyzja może się w takiej sytuacji wydawać oczywista, ale uwierzcie mi, Laura to rasowa obłąkana ofiara, a koleje jej losów w tej części przypominały sinusoidę, bez względu na to ile przykrości czekało na nią ze strony bossa sycylijskiego ta i tak do niego jak magnesem przyciągana wracała.

Laura ewidentnie ma jakiś problem z tym syndromem sztokholmskim do przepracowania z psychoterapeutą. Jakimś cudem ta dziewczyna potrafi się zakochać tylko we własnym porywaczu. Tym razem, co zabawne, taka incepcja - porywacz porwał ją od porywacza i stał się jej rycerzem, ta dam! Co prawda pierwszy był agresywny i brutalny, ale drugi za to jest teoretycznie czułym i delikatnym… wciąż zabójcą i porywaczem. Aj, Lauro, ty to masz ostro poprzestawiane w głowie.

Z jednej sycylijski mafioso (cytując serial o Kiepskich taki z niego „prawdziwy Włoch z Włoch!”), co bosko pachnie i jest czarny, to znaczy nie jest czarny, nie bądźmy rasistami, tylko tak go sobie nazywa, bo ileż można pisać „Don to, Don tamto”. Z kolei drugi to hiszpański, sorry, kanaryjski gangster - Łysy i kolorowy, tutaj akurat dosłownie łysy, nie jak czarny… ach, no wiecie. Taka logika: kolorowy, bo wytatuowany, a łysy, bo łysy i basta! :D Łysy, że aż się świeci jego gangsterska glaca w słońcu, niczym wybielone zęby Ibisza w ciemności (pozwalam na wykorzystanie tej bogatej metafory przez autorkę, będzie pasować do całości). Także kobitka ma w czym wybierać czarny czy kolorowy, wybór jak przy proszku do prania.

Powiem szczerze, że mam sugestię dla Blanki Lipińskiej. Europa już jakaś nudna proponuję do tego trójkąta dołożyć prawilnych narcos z Meksyku, no jak nic brakuje tam meksykanina! Aczkolwiek kupuję świetny pomysł, bo wiecie nikt cię tak nie ochroni przed mafią jak druga mafia, ma to swój sens. Tylko co z przezwiskiem? Czarny i kolorowy już zaklepany, a biały na meksykanina wołać to chyba nie wypada, no chyba, że też wybiela zęby w tym samym miejscu, co Ibisz.

Na plus - główna bohaterka w końcu ogarnęła, że to co jej robi boski włoski Massimo to zwyczajny gwałt i terror, a nie wiejskie zaloty absztyfikanta. Na ogromny minus początkowa reakcja Olgi na te nowiny i zwierzenia, która nie dopuszczała w ogóle do siebie, że w związku można mówić o gwałcie w kontekście kontaktów seksualnych. Nie wiem, może to jakieś wyparcie. Na szczęście później zmądrzała i stanęła po właściwej stronie. Kolejny minus to wciąż naiwność głównej bohaterki, bo trochę zmądrzałą, ale trochę nie do końca… xD Dodatkowo na plus bezpośrednie nawiązanie do 50 twarzy Greya, świadomość podobieństw oraz autokrytyka, przemieniona w żart, co było serio trafne. Szkoda, że w całości autorka nie postanowiła się zabawić w samoświadomą parodię. A może to jednak faktycznie jest w całości parodią?

Ta część mnie mocno zatrwożyła, kulminacja dramatu, z tym, że nie wiem czyj większy… mój czytelniczy, czy może głównej bohaterki i jej obłąkania. Ponieważ poruszone zostały przez autorkę naprawdę poważne tematy jak radzenie sobie ze stratą dziecka w związku oraz wspomnianym gwałtem i to ze strony najbliższej osoby. Kompletnie nie kupił mnie sposób przedstawienia tego wszystkiego. Aczkolwiek rozumiem, że ile osób tyle reakcji i perspektyw. Mimo wszystko zachowanie głównej bohaterki w obliczu wszystkich tych negatywnych zdarzeń, które się wydarzyły w ciągu kilku miesięcy jak dla mnie kompletnie nieautentyczne. Umówmy się ktoś kto przeżył podwójne porwanie, pobicie, postrzał, poronienie, gwałt, terror, ubezwłasnowolnienie i co tam jeszcze było… chyba nie gania w skąpych ciuszkach po mieście radośnie popijając drinki i zastanawiając się (tu parafraza myśli Laury) komu obciągnąć w następnej kolejności, bo to co najmniej wskazuje na obłąkanie i postradanie zmysłów.

A! Zapomniałabym, poprzednio naśmiewałam się z ataków serca, które objawiały się w sposób kuriozalny i w równie zadziwiających sytuacjach. Tak, więc to już przeszłość. Przeszczep serca, pełna magia i cud, bawimy się dalej. Nie wiem, nie jestem lekarzem, ale jak dla mnie ten fakt chyba jednak powinien mieć jakiś realny wpływ na tryb życia bohaterki, która ciągle chleje, baluje, kopuluje, bierze udział w porwaniach i strzelaninach, ale w gruncie rzeczy na medycynę mnie nie przyjęli, to co ja tam wiem. Tak swoją drogą jestem ciekawa skąd panowie gangsterzy tak szybko wzięli wolną pikawę do transplantacji. Wiecie… bo ja mam taką swoją własną skromną teorię, nie bym podejrzewała ich o najgorsze (przecież, co złego to nie oni), ale oblubieńcy Laury to jednak zabójcy na zlecenie. Ale ciii.

Tak czy inaczej podsumowując, Laurę wysłałabym do psychoterapeuty, jej przyjaciółkę Olo na spotkania AA, bo dosłownie przez cały czas była nawalona, a wszystkich bohaterów do seksuologa i w sumie na terapię, bo tam chyba nikt inaczej jak przez seks nie potrafi rozmawiać z drugim. A jak na mój gust Laura nie tylko została ofiarą gwałtu, ale i sama go dokonywała, bo w końcu w kontaktach seksualnych nie tylko ona mówiła stanowcze – nie, co zostało zignorowane.
Mając na uwadze kuriozalność tej serii to niezmiennie tylko dla ludzi z dystansem, czytającym to z przymrużeniem oka i do pośmiania się, bo jakby nie patrzeć zawsze jest z czego.

Trzeci tom to zmiana o 180 stopni – Laura przeżywa szok, bo (UWAGA!) przejrzała na oczy i zdaje sobie sprawę, że jej ukochany Massimo to zwyczajny psychopata, który gwałci, znęca się, morduje i przesyła pocztą poćwiartowane zwłoki zwierząt zamiast pocztówki w ramach pozdrowień z wakacji. Z jednej strony rychło w czas jak to mówią, z drugiej po kiego grzyba było do tej pory...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z jednej strony historia Meksyku, której się spodziewamy, szczególnie przy natłoku ostatnich produkcji o tamtejszej przemocy, gangach, kartelach, narkotykach. Z drugiej strony przedstawienie historii z perspektywy niewinnych i wrażliwych osób, które próbują się z tego mrocznego kręgu wyrwać. Typowa powieść drogi i walki o lepsze jutro dla siebie i swoich bliskich.

Amerykański sen z całkiem innej perspektywy, widziany nie z tego europejskiego punktu widzenia – sławy, kariery i bogactwa, ale ostatniej szansy na życie i normalność. Teraz też poczułam ten tytuł, do którego na początku byłam sceptycznie nastawiona i obawiałam się przez to o treść, od amerykańskiego brudu do amerykańskiego snu.

Główni bohaterowie to kobieta, która w brutalny sposób zostaje samotną matką oraz jej ośmioletni synek. Historia jest emocjonalną podróżą przez ich walkę o każdy dzień razem. Muszą w szybkim tempie nauczyć się przełamywać własne bariery, strach, odczytywać intencje ludzi i jak znów zaufać komuś innemu.

Wciągająca, pełna emocji i przeżyć opowieść, która trzyma w napięciu, aż samemu się kibicuje głównym bohaterom, by udało im się w końcu uciec do Stanów Zjednoczonych. Od strzelaniny, przez skakanie na dachy pędzących pociągów zwanych nie bez przyczyny - Bestiami, po podróż przez pustynię, która wydawać by się mogła krańcem samego świata.

Dodatkowo coś, co szczególnie zwróciło moją uwagę i mi się spodobało, to umiejętne wplecenie przez autorkę kultury latynoskiej oraz hiszpańskich słów, nie wydawało się to sztuczne i nachalne, tylko naturalnie wplatało się w opowieść nadając jej klimat, a przy okazji zawsze można nauczyć się czegoś nowego.

Dziękuję wydawnictwu za możliwość przeczytania Amerykańskiego Brudu.

Z jednej strony historia Meksyku, której się spodziewamy, szczególnie przy natłoku ostatnich produkcji o tamtejszej przemocy, gangach, kartelach, narkotykach. Z drugiej strony przedstawienie historii z perspektywy niewinnych i wrażliwych osób, które próbują się z tego mrocznego kręgu wyrwać. Typowa powieść drogi i walki o lepsze jutro dla siebie i swoich bliskich....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rewelacyjne sztuki, polecam. Pełne przerysowanych do przesady charakterów, ogrom stereotypów, ale z drugiej strony wyłapujące jakże prawdziwe ludzkie przywary w pewnych kręgach społecznych. Sporo komedii, śmiechu i życia pokazanego w krzywym zwierciadle, gdy stereotypowa sztywna bibliotekarka mająca aparycję szarej myszki, szarżuje bogatym słownictwem, ale używanym w kompletnie złym kontekście, a życie kobiety z bogatym i wpływowym mężem nie zawsze jest usłane różami.
Z jednej strony trzy różne opowieści, ale według mnie jest coś, co je łączy. Powiedziałabym, że myślą przewodnią jest zwyczajna potrzeba miłości, wsparcia i obecności drugiego człowieka, gdy boisz się samotności. Najbardziej wymownie podziałała ostatnia opowieść pokazująca w dobitny sposób przywary zarówno jednej jak i drugiej strony barykady, ponieważ autor postanowił się skupić na typowej tradycyjnej, religijnej i zaborczej pani w berecie oraz jej nowoczesnym i postępowym sąsiedzie, cytując - gieju. Jak się okazało, jedni od drugich nie tak wiele się różnią.
Wszystkie trzy opowieści podszyte dużą dawką humoru, ale jednocześnie niosące za sobą większe morały i przesłanie.

Rewelacyjne sztuki, polecam. Pełne przerysowanych do przesady charakterów, ogrom stereotypów, ale z drugiej strony wyłapujące jakże prawdziwe ludzkie przywary w pewnych kręgach społecznych. Sporo komedii, śmiechu i życia pokazanego w krzywym zwierciadle, gdy stereotypowa sztywna bibliotekarka mająca aparycję szarej myszki, szarżuje bogatym słownictwem, ale używanym w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Historia zaczyna się od mocnego uderzenia. Dwójka nastolatków na jednym ze wzgórz natyka się na głowę przybitą do drzewa - tak - samą głowę. Ślady na miejscu brutalnej zbrodni jednoznacznie wskazują na rytuał ku czci jednego ze słowiańskich bóstw. Szczególnie, że w miasteczku osiedla się grupa Rodzimowierców, co wywołuje wiele kontrowersji wśród mieszkańców, którzy najchętniej pozbyliby się nowych sąsiadów. Jednak czy na pewno to sprawka słowianowierców, a może ktoś próbuje ich zwyczajnie wrobić i wypędzić z okolicy.

Sprawę tajemniczej głowy i rytuałów badają prokurator Just oraz komisarz Dereń, którzy są głównymi postaciami serii. Po latach i trudnych przejściach Wanda Just postanawia wrócić w rodzinne strony, gdzie ponownie spotyka się ze swoim dawnym przyjacielem Piotrem Dereniem. Jak to zwykle bywa bohaterowie posiadają konkretny bagaż przeżyć, problemów życiowych i nałogów. Raczej sceptycznie patrzę na takie tworzenie postaci, bo powoli robi się z tego konkretny szablon i schemat każdej powieści kryminalnej. Jednak rozumiem, że to czysty przyczynek do rozbudowywania wątków obyczajowych, poza głównym śledztwem, a jak wiadomo każdy ma jakąś przeszłość. Byle tylko wątki obyczajowe w kolejnych tomach nie przyćmiły śledztw. Mimo wszystko Wanda i Piotr zdobyli moją sympatię. Dobrze też, że problemy i przeszłość Wandy miały realny wpływ i konsekwencje w tym jak prowadzi śledztwo.

Autorka postanowiła również rozdziały dotyczące współczesności i śledztwa przeplatać wątkami z przed 300 lat. Tak na wzór Lackberg i Puzyńskiej. Ciekawiło mnie jak połączy się historia osiemnastowiecznego dworku ze współczesnością, czy będzie w tym jakiś zamysł i sens. Efekt tego łączenia epok mnie usatysfakcjonował, przyzwyczaiłam się już do tego schematu. Co ciekawe autorka wplotła w całość trochę informacji historycznych, mitologicznych, że myślę, że sama chyba sięgnę po mitologię Słowian, bo okazało się to fajną inspiracją dla autorki.

Myślę, że to dobry debiut autorki. Nie nudziłam się czytając, szybko mnie wciągnęła. Polubiłam też głównych bohaterów. Na pewno sięgnę po kolejną część serii. Dziękuję wydawnictwu za szansę przeczytania książki.

Historia zaczyna się od mocnego uderzenia. Dwójka nastolatków na jednym ze wzgórz natyka się na głowę przybitą do drzewa - tak - samą głowę. Ślady na miejscu brutalnej zbrodni jednoznacznie wskazują na rytuał ku czci jednego ze słowiańskich bóstw. Szczególnie, że w miasteczku osiedla się grupa Rodzimowierców, co wywołuje wiele kontrowersji wśród mieszkańców, którzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Motyw, narzędzie zbrodni, ofiara oraz morderca przyłapany praktycznie in flagranti to wszystko jest, więc sprawa wydaje się oczywista od samego początku, co tu więcej drążyć. A jednak Agatha Christie jak zwykle igra sobie z czytelnikiem i wszystko wywraca się do góry nogami. Jak zawsze, ilu bohaterów tylu podejrzanych i motywów. Rozwiązanie zagadki utrudnia też fakt, że chętnych na przyznanie się do winy również nie brakuje. No i co z tym wszystkim wspólnego ma tytułowy niespodziewany gość?
Intryga zaskakująca jak przystało na królową kryminału, łatwo zbłądzić w podejrzeniach, jednak ja nie dałam się wpuścić w maliny i podejrzewałam, kto tu nie mówi całej prawdy.

Motyw, narzędzie zbrodni, ofiara oraz morderca przyłapany praktycznie in flagranti to wszystko jest, więc sprawa wydaje się oczywista od samego początku, co tu więcej drążyć. A jednak Agatha Christie jak zwykle igra sobie z czytelnikiem i wszystko wywraca się do góry nogami. Jak zawsze, ilu bohaterów tylu podejrzanych i motywów. Rozwiązanie zagadki utrudnia też fakt, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trochę niedomówień pozostawia tutaj kategoria gatunku w jaki została książka zakwalifikowana. Może dla kogoś, kto podejdzie do książki nastawiony na klasyczny kryminał będzie to istotne, więc rozwieję wątpliwości, to fantastyka, pojawiają się ewidentnie elementy nadprzyrodzone i fantastyczne.

Bohaterem jest nastolatek, trochę aspołeczny, a jednak jak na swój wiek ma dosyć dojrzałe i ciekawe przemyślenia dotyczące psychologii i otoczenia. To sprawia, że przy jego rozmowach z psychologiem i innymi bohaterami robi się zabawnie, ale także pouczająco. Jego spostrzeżenia są może trochę za bardzo bezpośrednie, ale jednak celne. Chłopak przeżywa zafascynowanie seryjnymi mordercami, sam ma imię i nazwisko po jednym, do tego zdaje sobie sprawę, że ma wszelkie cechy i predyspozycje by samemu zostać takim mordercą. I tu kolejny zabawny element, ponieważ ze względu na diagnozę charakteru jaką sam sobie wystawił stworzył dla siebie zbiór zasad, które mają go powstrzymać przed przejściem na ciemną stronę mocy. Posiada również wewnętrzne alter ego, Pana Potwora, którego trzyma na uwięzi za wybudowanym mentalnym murem.

Wszystko się jednak zmienia, gdy w mieście pojawia się prawdziwy seryjny morderca, a zrozumieć, rozszyfrować i powstrzymać może go tylko drugi potencjalny morderca, nasz bohater John Cleaver z pomocą swojego wewnętrznego złego drugiego ja. Tylko co się stanie jeśli Pan Potwór ujrzy światło dzienne, a John postanowi porzucić wszelkie swoje starannie wypracowane zasady dla większego dobra i ratowania najbliższych? Czy uda mu się na powrót ujarzmić to zło?

Muszę przyznać, że główny bohater wzbudził we mnie niesamowitą sympatię. Może to trochę niepokojące, ale poczułam z nim małą nić porozumienia. Podobnie jak on w pewnym momencie przeżywałam konkretną fascynację seryjnymi mordercami, a także zmarłymi, do tego stopnia, że postanowiłam zostać patologiem lub lekarzem sądowym.

Polecam, książka jest ciekawym studium psychologicznym z elementami czarnego humoru. Nie wszystko jest tam czarne bądź białe. Nawet motywy działania i postać czarnego charakteru sprawiają, że nie patrzymy ostatecznie na niego jak na typowego złego.

Trochę niedomówień pozostawia tutaj kategoria gatunku w jaki została książka zakwalifikowana. Może dla kogoś, kto podejdzie do książki nastawiony na klasyczny kryminał będzie to istotne, więc rozwieję wątpliwości, to fantastyka, pojawiają się ewidentnie elementy nadprzyrodzone i fantastyczne.

Bohaterem jest nastolatek, trochę aspołeczny, a jednak jak na swój wiek ma dosyć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pozytywne zaskoczenie. Raczej nie sięgam po tego typu literaturę. Gdy zalewa mnie potok suchych faktów, naukowych terminologii, fachowych określeń i opisów mało pasjonujących zdarzeń ciężko wytrwać mi do końca, dlatego między innymi zaskoczyła mnie książka J. Wright. Postawmy sprawę jasno, chociaż tego właśnie się spodziewałam, nie jest to książka o plagach i epidemiach przedstawiona z punktu widzenia medycznego czy biologicznego, kompletnie nie, autorka ten zakres traktuje w zasadzie pobieżnie upraszczając go w paru zdaniach. Jakby się tak przyjrzeć nie jest to nawet książka o samych tych chorobach. I też w gruncie rzeczy mnie nie dziwi, bo jak szybko udało mi się sprawdzić Wright nie jest ani lekarzem, ani antropologiem, ani historykiem, a dziennikarką.

Skoro książka nie jest o samych epidemiach z medycznego punktu widzenia, ani nawet o samych chorobach w istocie, to o czym? O ludziach, o bohaterach tych mniejszych i większych, o przemianie ludzkości. Autorka przedstawiła wydarzenia z perspektywy historycznej, każdą z epidemii w silny sposób zarysowała w dziejach historii, nie tylko za sprawą dat, ale i ludzi, w tym często przywódców, a nawet opisów ich armii. W każdym z przedstawionych okresów autorka ukazała postaci w kategoriach superbohaterów oraz czarnych charakterów. Co ciekawe bohaterami nie zawsze byli lekarze, czy naukowcy, którzy wynaleźli przełomowy lek, szczepionkę, albo terapię, czasami byli to zwykli ludzie, którzy w jakiś inny sposób odznaczyli się w historii i przyczynili się nie do samych odkryć naukowych, ale do zmiany postrzegania świata i drugiego człowieka. Tak bohaterami zostali między innymi Marek Aureliusz odznaczający się roztropnością i siłą charakteru, czy Ojciec Damian z Moloka’i, który poświęcił własne życie by przywrócić odrobinę nadziei i godności chorym na trąd.

Sam rys historyczny jest zabiegiem na plus, bo chociaż wszystkie te plagi znamy i kojarzymy przynajmniej z nazwy, to czasem ciężko było właściwie je umiejscowić w czasie i odpowiednim otoczeniu. Autorka, co było ciekawe, przedstawiła epidemie również z perspektywy kultury, wierzeń, podejścia i standardów życia ówczesnych ludzi. Pozwalało to lepiej sobie wszystko wyobrazić i wczuć się w temat, a także uzmysłowić pewne rzeczy. Tworzyło to też pretekst do luźnych odniesień do czasów współczesnych, a nawet żartobliwe nawiązania do popularnych książek, filmów i seriali, jak Igrzyska Śmierci, czy Gra o Tron. Książka została niewątpliwie napisana w lekki sposób, zawiera dużo humoru, czarnego humoru jeśli chodzi o okoliczności, a koncept fabuły wręcz niczym w thrillerze i sensacji czasami. Dlatego osoby niebędące tak za pan brat z literaturą popularnonaukową na pewno nie poczują się znużone.

Ogólnie „Co nas (nie) zabije” to połączenie historii, zabawnych anegdotek, opowieści i subiektywnych odczuć i wniosków autorki. Ponieważ to jej subiektywne przemyślenia, nie musimy się z nimi zgadzać, utożsamiać, ani nawet nie powinniśmy też ich brać za pewnik. Chociaż autorka w wielu przypadkach wykazała się sporą stronniczością, a jej wnioski nie pokrywają się z moimi, a czasami nawet zaskakują w kontekście przytoczonych przez nią samą faktycznych informacji i danych, to jednak cenię, że nie był to zwyczajny przegląd suchych faktów. Dobra polemika zawsze poszerza horyzonty. Powinniśmy też pamiętać, co pokazała historia, że nie zawsze koniecznym jest sięganie od razu po chemię medycyny konwencjonalnej lub w bardziej ekstremalnych przypadkach wręcz eksterminację. Czasami wystarczy dostrzec w drugiej osobie człowieka, nawet jeśli jest chory, to wciąż jest to człowiek taki jak my, to odrobina empatii, miłości, wsparcia psychicznego może zdziałać cuda.

PS. Pamiętajcie! Dużo czosnku i cebuli! ;) nie wiem czemu autorka sądzi, że przeceniamy ich uzdrawiające możliwości!

Pozytywne zaskoczenie. Raczej nie sięgam po tego typu literaturę. Gdy zalewa mnie potok suchych faktów, naukowych terminologii, fachowych określeń i opisów mało pasjonujących zdarzeń ciężko wytrwać mi do końca, dlatego między innymi zaskoczyła mnie książka J. Wright. Postawmy sprawę jasno, chociaż tego właśnie się spodziewałam, nie jest to książka o plagach i epidemiach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdy ktoś za bardzo zainspiruje się serialami i stwierdzi, że cliffhanger to dobry sposób na zakończenie absolutnie każdego rozdziału, podczas gdy jest ich ponad osiemdziesiąt zabawa staje się męcząca. Za każdym razem, gdy chcemy poznać na co tak ważnego i odkrywczego patrzą nasi bohaterowie, jakie tajemnicze nazwisko poznali w toku sprawy, musimy się obejść smakiem i poczekać kilka rozdziałów, aż historia zatoczy koło i wrócimy do opisów z perspektywy danego bohatera. Nagminne cięcie rozdziałów na kawałki przestało intrygować, a zaczęło irytować. Ponieważ autorka lawiruje między fragmentami opowieści z różnych perspektyw i okoliczności, a rozdziały powrzucała do szatkownicy i skróciła je do trzech stron nie ciężko stracić zainteresowanie i zgubić wątek i tu wkracza do akcji kolejna inspiracja rodem z seriali… nie wiem czy kojarzycie ten standardowy początek każdego odcinka telenoweli „W poprzednim odcinku”. Tak więc zdarzało się autorce na początku rozdziału takie streszczenia zamieszczać.
Doceniam chęć budowania złożonej fabuły, jednak brakuje mi skupienia się na jednej sprawie i wątku, a tu znów zazębia się ze sobą kilka historii i wychodzi groch z kapustą. Brak wyrazistości przez co ostatnio w zasadzie wszystkie tomy zlewają mi się w jedno. Z czasem stwierdzam, że chyba jednak moją ulubioną częścią są Utopce, mroczne, klimatyczne, wyróżniające się i bez łapania kilku srok za ogon.

Gdy ktoś za bardzo zainspiruje się serialami i stwierdzi, że cliffhanger to dobry sposób na zakończenie absolutnie każdego rozdziału, podczas gdy jest ich ponad osiemdziesiąt zabawa staje się męcząca. Za każdym razem, gdy chcemy poznać na co tak ważnego i odkrywczego patrzą nasi bohaterowie, jakie tajemnicze nazwisko poznali w toku sprawy, musimy się obejść smakiem i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kamień Małgorzata Fugiel-Kuźmińska, Michał Kuźmiński
Ocena 7,4
Kamień Małgorzata Fugiel-K...

Na półkach:

Rozczarowanie. Niestety.
Jest parę rzeczy, które zabiły tę książkę. Taki nomen omen kryminał w kryminale.
No naprawdę! Ile razy można wtrącać w wypowiedzi dosłownie każdego z bohaterów zdanie pokroju „Cyganie… przepraszam Romowie”. Do znudzenia, jacy oni wszyscy poprawni politycznie. Zrozumiałabym jakby to była cecha jednej postaci i jej by się tak ze dwa razy zdarzyło odezwać, ale tak każdy co chwilę?! Jakby Cygan to była najgorsza obelga na świecie, a to nawet obraźliwe nie jest. Nie mówiąc już o naturalności takich dialogów, gdy co wers każdy przeprasza za użycie słowa Cyganie.
Postawienie medycyny naturalnej oraz niekonwencjonalnej na równi z szarlatanerią, brakiem podstawowej wiedzy, edukacji. Przy jednoczesnym wystawieniu ołtarzyka koncernom farmaceutycznym… i to z nazwy wymienionym. Oczywiście wykpienie osób sceptycznie nastawionych do szczepionek oraz farmaceutyków możemy odhaczyć ✔
Na przemycanie własnych ideologii można jeszcze przymknąć oko, w końcu takie ich twórcze prawo, pod warunkiem, że cała reszta jak postacie i fabuła się bronią. No i tu pojawia się kolejna zbrodnia wykonana na książce.
Część obyczajowa dotycząca głównych bohaterów, a już szczególnie pani doktor to typowa telenowela. Strasznie irytująca się stała. Taka jędza, co ma ciągle muchy w nosie, pozjadała wszystkie rozumy, sama nie wie czego chce i obwinia o to innych. Jednocześnie udaje cnotkę, związując się z takim studenckim Greyem, fanem egzotycznych kultur, aktów i bdsm…
Czytanie tym razem trochę mi się dłużyło, brakowało tempa powieści, jakiegoś poczucia napięcia, momentami nużąca plątanina wątków obyczajowych.
Mimo wszystko na plus poruszenie tematu kultury romskiej. Oraz cytat, który porusza najmocniej, może się wydawać jednocześnie płytki i bardzo głęboki. Intrygujące ostatnie zdanie książki, na pewno zapamiętam na dłużej. Wielowymiarowość tego stwierdzenia w zderzeniu z treścią powieści, to największy plus historii.
„- A szambo? – zapytała.
- A szambo dalej płynie.”

Rozczarowanie. Niestety.
Jest parę rzeczy, które zabiły tę książkę. Taki nomen omen kryminał w kryminale.
No naprawdę! Ile razy można wtrącać w wypowiedzi dosłownie każdego z bohaterów zdanie pokroju „Cyganie… przepraszam Romowie”. Do znudzenia, jacy oni wszyscy poprawni politycznie. Zrozumiałabym jakby to była cecha jednej postaci i jej by się tak ze dwa razy zdarzyło...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

A mówili nie oceniać książki po okładce, mówili. Bo najlepsza w tej książce jest właśnie okładka i tytuł. Ten, kto to zaprojektował i wymyślił odwalił kawał dobrej roboty.
Reklamowane jako komedia kryminalna. A tu ani komedia, ani tym bardziej kryminał. W gruncie rzeczy uśmiech na mej twarzy wywołała jedynie właśnie ta fikuśna okładka.
Miało być lekko, zabawnie, wakacyjnie, jest infantylnie, irytująco i nużąco. Jak nastoletni debiut pisarski i wyobrażenie o dorosłym życiu inspirowane tanimi filmami obyczajowymi. Tylko Pani autorka nastolatką już chyba nie jest, więc robi się dziwnie.
Wyczuwam próby wstrzelenia się ewidentnie w target czytelników Alka Rogozińskiego, nie ma co kryć, podobieństwo straszne, nawet sposób kreacji głównej bohaterki, tylko jakość nie ta. Coś poszło w złą stronę, zabrakło tempa, błyskotliwości, humoru i chociaż jednego bohatera, którego jesteś w stanie polubić. Racjonalność działań i przemyśleń też, gdzieś się zgubiła.
Przegadana. Wyimaginowane rozterki życia, gdyby chociaż zabawne były. I te opisy „jogińskiej” gastronomi, czasami już nie wiedziałam czy to obyczajówka, kryminał, a może książka kucharska i poradnik jak ćwiczyć.
Główna bohaterka bardzo denerwująca, dziecinna, egoistka, manipulatorka, pępek świata. Nie polubiłam jej.
Autorka sama również w swoich opisach próbowała podsuwać analogię do twórczości Christie. Niepotrzebne zagrywki, bo jednak twórczość autorek to nie ten sam poziom.
Niestety nic nie zapadło mi w pamięć, żadnych zabawnych czy chociaż poruszających fragmentów, cytatów. Czytadło i to toporne czytadło.

A mówili nie oceniać książki po okładce, mówili. Bo najlepsza w tej książce jest właśnie okładka i tytuł. Ten, kto to zaprojektował i wymyślił odwalił kawał dobrej roboty.
Reklamowane jako komedia kryminalna. A tu ani komedia, ani tym bardziej kryminał. W gruncie rzeczy uśmiech na mej twarzy wywołała jedynie właśnie ta fikuśna okładka.
Miało być lekko, zabawnie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak samo jak po Łaskunie tak i tu znów mam mieszane odczucia. Tylko tutaj z innego względu. Sam pomysł na historię, tajemnice i ich rozwiązanie mi się podobał.

Mamy mordercę przyłapanego praktycznie na gorącym uczynku, motyw, sposobność, narzędzie zbrodni, świadka, a nawet przyznanie się do winy. Jednak czy aby na pewno wszystko jest takim jakim się wydaje? I co mają wspólnego z tym wszystkim wydarzenia z 1939 i 1976 roku? By rozwikłać te tajemnice w rodzinne strony powraca Klementyna Kopp. Nie dane jest jej jednak odkrycie prawdy, gdyż sama znika w tajemniczych okolicznościach.
To jednak nie dziwi aż tak, bo od samego początku zachowaniu i poczynaniom byłej pani komisarz towarzyszą zaskakujące reakcje, decyzje i zjawiska. Jedną z głównych zalet poprzedniej części z Łaskunem było polubienie przeze mnie ekscentrycznej Klementyny i spostrzeżenie, że w tym szaleństwie jest metoda. Dlatego bardzo się cieszę, że tym razem dane nam było poznać dokładną przeszłość Kopp i to co ją i jej charakter ukształtowało, dzięki temu łatwiej jej motywację i nastawienie do ludzi zrozumieć. Poznając jej przeszłość polubiłam ją jeszcze bardziej.

A teraz coś, co mnie w Domu Czwartym strasznie rozczarowało. Poprowadzenie postaci. Czytając odniosłam wrażenie, że nie tylko Klementyna została porwana, ale i główny bohater Daniel Podgórski, a na jego miejsce niczym w telenoweli ktoś wpuścił jego złego brata bliźniaka. Naprawdę, nie rozumiem jak można tak bardzo zmienić i zepsuć charakter głównej postaci. Tak jakby pisanie jego sekwencji i budowanie jego postaci nagle po latach autorka oddała komuś innemu. Nie wiem czemu przyszedł mi do głowy akurat Remigiusz Mróz, chyba przez te jego Listy zza grobu, które niedawno skończyłam. I fakt, że w sumie faktycznie dostrzegłam pewne podobieństwa między Podgórskim a Zaorskim.

To, co mi się do tej pory podobało w postaci Daniela niestety przestało istnieć. Urzekło mnie od początku, że autorka nie poszła w ten sztandarowy model komisarza policjanta, rozwodnik z długami alimentów, nie stroniący od kieliszka, palący jak lokomotywa, mieszkający na powierzchni dwa metry na dwa. Niestety teraz to dokładny opis nowego Daniela Podgórskiego wykreowanego w Domu Czwartym. Do tego dodałabym niedoszły gwałciciel, napakowany sterydami agresor, który przekleństw używa jako przecinków. Coś strasznego. Postać, która nigdy nie przeklęła, w konfrontacjach na złego i dobrego glinę, zawsze był tym dobrym, zrównoważony, odpowiedzialny, no do rany przyłóż. Obstawiam, że jeśli znów nie przejdzie drastycznej przemiany, to w kolejnych tomach kobiety jego życia znajdą jego ciało pod mostem z obitą twarzą, promilami we krwi, a przyczyną śmierci będzie przedawkowanie substancji psychoaktywnych.

Kolejną rzeczą, która mnie drażniła był żargon policyjny. To jest już siódmy tom opisujący perypetie policjantów, a dopiero pierwszy, w którym autorka zdecydowała się na użycie slangu tej profesji i to w sposób nachalny, wręcz niepasujący do tych dialogów i postaci. Pytanie brzmi dlaczego dopiero teraz wplata tego typu słownictwo? Eksperyment twórczy? Wypadło to strasznie sztucznie i nienaturalnie. Tak jakby na siłę ktoś chciał wcisnąć kilka żargonowych słów byle by coś było i udawał, że to jego naturalne słownictwo. Tak samo to wiejskie „jo” zamiast „tak”, rzucone czasami tak kompletnie od czapy. Trochę mi się skojarzyło to z turystą, który próbuje pokazać, że się asymiluje i zna miejscową kulturę, dlatego jadąc na Podlasie w każde zdanie wciska „dla”, a na śląsku każde zdanie zacznie od „ino”.

Całe szczęście ciekawie skonstruowana intryga i dochodzenie bronią się i odwracają uwagę od tych niedociągnięć. A historia mimo wszystko była wciągająca i angażująca czytelnika.

Tak samo jak po Łaskunie tak i tu znów mam mieszane odczucia. Tylko tutaj z innego względu. Sam pomysł na historię, tajemnice i ich rozwiązanie mi się podobał.

Mamy mordercę przyłapanego praktycznie na gorącym uczynku, motyw, sposobność, narzędzie zbrodni, świadka, a nawet przyznanie się do winy. Jednak czy aby na pewno wszystko jest takim jakim się wydaje? I co mają...

więcej Pokaż mimo to