Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Jak przystało na piżamowy leniwy dzień, skończyłam czytać o kocich zwyczajach i przemyśleniach. Okazuje się, że ludzie, będąc z natury dużo głupszymi niż te boskie stworzenia kompletnie ich nie rozumieją. Książka przydatna dla wszystkich posiadaczy kotów, zarówno obecnych jak i przyszłych. Kot Nieteraz okazał się świetnym przewodnikiem po kocim świecie. Czytanie nie wskazane podczas picia lub jedzenia, bo można opluć książkę i wszystko wokół.

Jak przystało na piżamowy leniwy dzień, skończyłam czytać o kocich zwyczajach i przemyśleniach. Okazuje się, że ludzie, będąc z natury dużo głupszymi niż te boskie stworzenia kompletnie ich nie rozumieją. Książka przydatna dla wszystkich posiadaczy kotów, zarówno obecnych jak i przyszłych. Kot Nieteraz okazał się świetnym przewodnikiem po kocim świecie. Czytanie nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak zwykle opłacało się czekać na Igora Brudnego. Autor konsekwentnie pozwala nam nieco odpocząć od bohatera, by potem walnąć jak obuchem.

Igor po tym jak rozwalił od środka system władz Państwa i stał się postacią medialną, ucieka w Bieszczady, by tam, nierozpoznawalny odpocząć od ludzi i pozwolić nieco o sobie zapomnieć. Niestety, ponownie jak magnes przyciąga kłopoty. Dwie turystki, które przed wyprawą w góry potrzebowały naładować telefony i w tym celu zawitały do chaty Igora znikają, a po niedługim czasie znalezione zostają ich zmasakrowane ciała. Igor, który widział je jako ostatni zostaje przesłuchany przez policję i ponieważ czuje się odpowiedzialny za ich los, zaczyna własne śledztwo. Okazuje się, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, na tych terenach zaginęło wiele osób, których ciał nigdy nie odnaleziono. W Bieszczadach krąży legenda o okrutnym Smolarzu, który zabija zbłąkanych turystów. Ale czy to jedynie legenda? Może – jak w każdej przypowieści, także tu tkwi ziarno prawdy? Miejscowa policja i prokuratura, naciskana przez lokalnego kacyka stara się nie dopuścić Igora do śledztwa, starając się ukryć tajemnice z przeszłości.

Mimo odesłania Igora na pustkowie, autor nie omieszkał dołączyć do śledztwa Julki i Romualda Czarneckiego, więc mamy w książce komplet ulubionych bohaterów.

Jak zwykle doskonała, dynamiczna akcja, zawiła zagadka mająca swoje korzenie w przeszłości i Igor na dokładkę 😉. Mnie tam więcej do szczęścia nie trzeba

A Panu, Panie Autorze, nie daruję żartu z Prima Aprilis! I myślę że nie tylko ja.🤬😂

Jak zwykle opłacało się czekać na Igora Brudnego. Autor konsekwentnie pozwala nam nieco odpocząć od bohatera, by potem walnąć jak obuchem.

Igor po tym jak rozwalił od środka system władz Państwa i stał się postacią medialną, ucieka w Bieszczady, by tam, nierozpoznawalny odpocząć od ludzi i pozwolić nieco o sobie zapomnieć. Niestety, ponownie jak magnes przyciąga kłopoty....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy zdarzyło się Wam kiedyś sięgnąć po jakąś książkę przypadkiem, a okazało się że zostanie w Waszej głowie i sercu już na zawsze?

Moim "przypadkiem" jest zorganizowana przez @urszulanadolny i @pasjonistka zabawa czytelnicza
#epidemiaczytania. W kwietniu czytamy książki w jakikolwiek sposób związane z kwiatami, więc szukałam w głowie i mojej biblioteczce czegoś co by pasowało. Tytuł "Kwiaty dla Algernona" już wielokrotnie słyszałam i stwierdziłam że wreszcie jest okazja by sięgnąć po książkę. I tak jak kiedyś po "Zabić drozda" przepadłam w tej opowieści.

Charlie jest mężczyzną upośledzonym intelektualnie, z bardzo niskim IQ, nie zdolnym do nauki i skomplikowanych prac. Marzy o tym by być "mondżejszym", potrafić dobrze czytać i pisać, ale mimo wszystko uważa że jego życie jest dość szczęśliwe. Ma pracę którą lubi, ma przyjaciół, chodzi do specjalnej szkoły w której ma ulubioną nauczycielkę. Do czasu. Naukowcy, którzy przeprowadzili eksperymentalną i udaną operację na mózgu szczura, mającą poprawić inteligencję, postanowili wypróbować metodę na Charliem. Operacja się udała i Charlie w bardzo szybkim tempie uczy się wszystkiego o czym marzył, w ciągu kilku miesięcy staje się geniuszem. Lecz czy efekt operacji utrzyma się na zawsze? A mnie zastanawia jeszcze jedno - czy ta zmiana tak naprawdę uszczęśliwiła Charliego? Czy warto zmieniać coś na siłę i za wszelką cenę?

Książka bardzo piękna i bardzo smutna, zdecydowanie warta przeczytania.

Czy zdarzyło się Wam kiedyś sięgnąć po jakąś książkę przypadkiem, a okazało się że zostanie w Waszej głowie i sercu już na zawsze?

Moim "przypadkiem" jest zorganizowana przez @urszulanadolny i @pasjonistka zabawa czytelnicza
#epidemiaczytania. W kwietniu czytamy książki w jakikolwiek sposób związane z kwiatami, więc szukałam w głowie i mojej biblioteczce czegoś co by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

I znów skusiłam się na pozycję poradnikową, mimo że to kompletnie nie moja bajka. Jestem obecnie na takim etapie, gdzie hormony dają mi się tak mocno we znaki, że chętnie bym je wykasowała ze swojego życia. Dlatego pomyślałam, że może dzięki informacjom zawartym w tej pozycji uda mi się poprawić jakość życia.

No ale niestety, nie bardzo o te hormony co chciałam tu chodzi.

Autor ma ogromną wiedzę i doświadczenie jeśli chodzi o wpływ jaki hormony wywierają na nasze ciało i umysł. Ma do tego wielką siłę, konsekwencję i samozaparcie w dążeniu do perfekcji i osiągnięcia celu. Z książki dowiecie się jaki wpływ na nas mają dopamina, oksytocyna, serotonina, kortyzol, endorfiny i testosteron i co robić, aby eliminować ich nadmiar lub uzupełnić braki, tak by nasz organizm działał jak dobrze naoliwiony mechanizm i byśmy czuli się świetnie. Autor stwarza nam z hormonów koktajle – „angel’s coctail” to odpowiednio zrównoważona mieszanka hormonów, dostosowana do naszych potrzeb, „devil’s coctail” – wiadomo, informuje co robimy źle i przez co źle się czujemy.

Doskonała pozycja dla osób, które chcą coś zmienić w swoich nawykach i pozwolić by ich ciało i mózg wyzwoliły się spod złego wpływu. Ja, tradycyjnie, nadal kosztuję „devil’s coctaili” – tak, tak, mam „kortyzolowy brzuch”, na bank sporo nadmiarów i braków w tych hormonach i… dobrze mi z tym. Ja czułam się zmęczona tylko samym czytaniem, nie mówiąc o tym jak pomyślałam co musiałabym zmieniać, czego się wyrzec, co wykreślić z życia. Odniosłam wrażenie, że gdybym miała postępować zgodnie z tymi zasadami, nie starczyłoby mi życia na… życie….

Jeśli nie potraficie żyć bez poradników i czerpiecie z nich pełnymi garściami, jest to pozycja dla Was. A ja, zamiast znajdować przyjemność ze sprzątania czy gotowania, z premedytacją włączę sobie przy robocie muzykę lub audiobooka.

I znów skusiłam się na pozycję poradnikową, mimo że to kompletnie nie moja bajka. Jestem obecnie na takim etapie, gdzie hormony dają mi się tak mocno we znaki, że chętnie bym je wykasowała ze swojego życia. Dlatego pomyślałam, że może dzięki informacjom zawartym w tej pozycji uda mi się poprawić jakość życia.

No ale niestety, nie bardzo o te hormony co chciałam tu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wczoraj skończyłam "Matki i córki" i jestem pod wrażeniem. Zawsze uważałam że można uznać książkę za dobrą, jeśli siedzi w człowieku i skłania do jakiś przemyśleń, a nie ulega zapomnieniu pięć minut po odłożeniu na półkę. To taka książka, choć ma nie tylko zalety. Ale do rzeczy.
Książka z gatunku obyczaj, przedstawia historię czteropokoleniowej rodziny składającej się wyłącznie z kobiet. Pod jednym dachem mieszkają prababcia, babcia, matka i córka. W tym domu nie ma śladu mężczyzn, nie mówi się o nich, nie ma żadnych zdjęć. Nie mówi się też o przeszłości, bo jak mówi jedna z bohaterek, można nie być gotowym na to co się usłyszy i czasem lepiej nie wiedzieć. Ale najmłodsza z kobiet to taki wyrodek, który od wczesnego dzieciństwa pyta, docieka i wiedzieć chce. Niestety niewiele Jej z tego przychodzi bo przodkinie nabierają wody w usta i nic mówić nie chcą. Całą historię poznajemy przez retrospekcje, po kawałku każda z kobiet odkrywa swoje życie i sekrety. Prababcia, która za mężem pojechała na Sybir i tam żyła wiele lat, babcia, która przeżyła obóz w Ravensbruck i mama żyjąca w czasach PRL. Zagadki powoli się wyjaśniają, a zakończenia historii są zaskakujące.
Może najpierw co mi się podobało. Mimo że można to uznać za takie "czytadło", to jest bardzo ciekawie napisane, niezwykle wciągające i co ważne - ja do samego końca nie domyśliłam się niektórych sekretów. Z literatury obozowej i łagrowej czytałam bardzo dawno temu "Medaliony", "Archipelag Gułag" i "Pięć lat kacetu", omijając książki o wszystkich zawodach Auschwitz i jak to porównuję to uważam, że opisana tu rzeczywistość jest dość rzetelnie ujęta.
Jeśli chodzi o minusy - główna bohaterka - Lila, ta dociekliwa dziewczynka, przez to że nie może się doprosić prawdy o swoim pochodzeniu, korzeniach, historii, ma problemy w nawiązywaniu relacji z facetami. Ma powodzenie, ale każdy który usiłuje się do Niej zbliżyć i stworzyć bliższa relację jest wysyłany w diabły. Bohaterka idzie na psychologię, aby jak sama mówi, ktoś pomógł Jej się określić i zdiagnozować. Ja wiem że często różne sytuacje z dzieciństwa wpływają na nasze życie i relacje z innymi, ale to było takie jak dla mnie trochę przesadzone. Poza tym, w swoich psychologicznych rozważaniach Lila próbuje osadzić swoje przodkinie w osobowości mitycznych postaci i to mnie szczerze mówiąc dość nudziło.
Mam jeszcze obiekcje co do historii pochodzenia najmłodszej bohaterki. Wiadomo że to fikcja literacka, ale uważam że skoro nie jest to SF czy horror, tylko obyczaj, to jednak powinny być zachowane jakiś pozory prawdopodobieństwa. I o ile historia prababci czy babci jest usprawiedliwiona czasami w jakich żyły, o tyle ostatnia mi za bardzo zgrzyta.

Wczoraj skończyłam "Matki i córki" i jestem pod wrażeniem. Zawsze uważałam że można uznać książkę za dobrą, jeśli siedzi w człowieku i skłania do jakiś przemyśleń, a nie ulega zapomnieniu pięć minut po odłożeniu na półkę. To taka książka, choć ma nie tylko zalety. Ale do rzeczy.
Książka z gatunku obyczaj, przedstawia historię czteropokoleniowej rodziny składającej się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mówi się, że człowiek nie rodzi się zły, tylko złym się staje na skutek przeżyć, doznanych krzywd i traum. Gdy rodzi się dziecko, wyobrażamy sobie jak wspaniałym będzie człowiekiem i jak cudowna przyszłość go czeka. Dlaczego więc trafiają się na tym świecie jednostki takie jak Ted Bundy? Może nie miał super szczęśliwego dzieciństwa, ale nie wychowywał się w patologicznej rodzinie, nie był krzywdzony. Skąd w nim więc tyle zła?

O Tedzie Bundym powstało na świecie bardzo wiele publikacji, ale ta książka jest inna. Max Czornyj to autor poruszający ciężkie tematy i piszący w sposób często rodzący kontrowersje. Tym razem pokusił się o wnikliwe przestudiowanie postaci jednego z najokrutniejszych i najsławniejszych seryjnych morderców. Spróbował wkraść się w jego umysł i przedstawił jego historię w pierwszej osobie… tak, jakby sam bohater opowiadał o sobie. A uwierzcie mi, jest to historia dla ludzi o mocnych nerwach.

Ted Bundy, młody, przystojny mężczyzna o aparycji wzbudzającej sympatię i zaufanie i o oczach w których czai się piekło. Człowiek, który nawet będąc w więzieniu potrafił przekonać o swojej niewinności wiele kobiet, które pisały do niego listy, pragnąc go poznać. Człowiek, którego okrucieństwo i metody działania spowodowały, że jego mózg po wykonaniu kary śmierci był badany, pod kątem anomalii, bowiem nie wierzono że zdrowy osobnik może dopuścić się takich zbrodni.

Ted Bundy…. dobrze że już jest historią….

Mówi się, że człowiek nie rodzi się zły, tylko złym się staje na skutek przeżyć, doznanych krzywd i traum. Gdy rodzi się dziecko, wyobrażamy sobie jak wspaniałym będzie człowiekiem i jak cudowna przyszłość go czeka. Dlaczego więc trafiają się na tym świecie jednostki takie jak Ted Bundy? Może nie miał super szczęśliwego dzieciństwa, ale nie wychowywał się w patologicznej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nora Roberts jest niezwykle wszechstronną i … płodną pisarką. Zawsze myślałam, że jest to autorka romansów, za którymi nie przepadam. Jednak autorka ma jeszcze alter ego i jako J.D. Robb pisze również kryminały. Przeraża mnie to nieco, bowiem ta kobieta szybciej pisze niż ja czytam. Sama seria „Oblicza śmierci”, której ostatnią częścią jest właśnie „Zapomniane na śmierć” liczy sobie 53 tomy!

Przed wybitną i bardzo medialną detektyw Eve Dallas stoi duże wyzwanie. Tym razem musi rozwiązać zagadkę nie jednego ale aż dwóch zabójstw. Pierwszą ofiarą jest znaleziona w znajdującym się na terenie budowy kontenerze na śmieci bezdomna kobieta. Alva była znana nowojorskiej policji, bowiem prowadziła notes z „przewinieniami”, o których informowała stróżów prawa. Tego samego dnia, ekipa budowlana dokonująca rozbiórki starego budynku, znajduje zamurowane ponad 30 lat wcześniej zwłoki kobiety i jej nienarodzonego dziecka. Eve nie wie, czy oba morderstwa mają ze sobą cokolwiek wspólnego, ale zrobi wszystko, aby morderców obu kobiet spotkała zasłużona kara.

Mimo, że serię zaczęłam od 53 tomu, w samej sprawie kryminalnej nie odczułam by mi czegoś brakowało. Owszem, na płaszczyźnie prywatnego życia Eve czy w ogóle tego co działo się w zamierzchłej przeszłości (czyli np. w 2024 roku 😉) miałam pewien dyskomfort. Nagle okazało się bowiem, że w Nowym Jorku miały miejsce wojny miejskie, więzienia znajdują się poza Ziemią, a prawie 110 letnia staruszka ma przed sobą jeszcze wiele lat życia….

Książkę czytało mi się dość dobrze i sama sprawa kryminalna bardzo mi się podobała, ale nie czuję się na siłach, ani nie widzę potrzeby by zacząć serię od początku. Nie udało mi się jakoś związać emocjonalnie z bohaterami, a sama detektyw Eve trochę mi działała na nerwy swoją wyjątkową służbistością i perfekcyjnością. Natomiast jeśli pojawi się okazja do poznania kolejnego tomu, to z chęcią przeczytam.

Nora Roberts jest niezwykle wszechstronną i … płodną pisarką. Zawsze myślałam, że jest to autorka romansów, za którymi nie przepadam. Jednak autorka ma jeszcze alter ego i jako J.D. Robb pisze również kryminały. Przeraża mnie to nieco, bowiem ta kobieta szybciej pisze niż ja czytam. Sama seria „Oblicza śmierci”, której ostatnią częścią jest właśnie „Zapomniane na śmierć”...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Dom (nie)spokojnej starości Anna Kasiuk, Alek Rogoziński
Ocena 6,7
Dom (nie)spoko... Anna Kasiuk, Alek R...

Na półkach:

Co czeka nas na stare lata? Czy przekraczając pewną granicę wieku i stając się nieco mniej sprawnymi fizycznie czy intelektualnie otrzymujemy już tylko bilet w jedną stronę? Bohaterowie książki, pensjonariusze Domu Spokojnej Starości „Zaciszny Kącik” do pewnego momentu chyba tak już uważali. Zaszyli się w swoich przyzwyczajeniach, fobiach, małostkowych przekonaniach, prezentując światu i współlokatorom swoje najgorsze cechy. Już byli przekonani że nic ciekawego więcej ich w życiu nie spotka, trzeba tylko czekać na ostatnie chwile. Sytuacja odrobinę się zmienia wraz z przybyciem nowej lokatorki, byłej dziennikarki Emilii. Ciężko jest jej pogodzić się z takim stanem rzeczy i chciałaby nieco rozbudzić swoich nowych znajomych. Gdy niedługo potem na kilka miesięcy trafia do „Zacisznego Kącika” Maria, sprawy całkowicie stają na głowie. Marii nie w głowie leżenie w łóżku i czekanie na koniec, skoro w termosiku ma „herbatkę” z whisky i wie jak zdobyć coś do palenia. Nie zamierza przewegetować czasu, który ma tu spędzić, więc stawia wszystko na głowie. Nagle w sennym do tej pory i spokojnym miejscu zaczynają się zabawy, miłostki, swatania i intrygi. A gdy okazuje się, że „ich” domowi grozi zamknięcie z powodu zakusów chciwego dewelopera, emeryci postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce i zorganizować pieniądze na wykup, nie stroniąc nawet od … niekoniecznie legalnych sposobów. A że akcja rozgrywa się w okolicy Bożego Narodzenia to i na świąteczny cud przyjdzie pora….

Jeśli liczycie na kryminał, to tu go nie szukajcie. Ale jeśli chcecie sobie przeczytać przyjemny obyczaj o staruszkach, którzy nadal mają w duszy ciut szaleństwa i tylko małej iskry potrzeba by ją rozpalić, wywołując uśmiech na twarzy, to sięgnijcie śmiało.

Co czeka nas na stare lata? Czy przekraczając pewną granicę wieku i stając się nieco mniej sprawnymi fizycznie czy intelektualnie otrzymujemy już tylko bilet w jedną stronę? Bohaterowie książki, pensjonariusze Domu Spokojnej Starości „Zaciszny Kącik” do pewnego momentu chyba tak już uważali. Zaszyli się w swoich przyzwyczajeniach, fobiach, małostkowych przekonaniach,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lekturę tej pozycji mam już dość dawno za sobą, ale zrecenzowanie jej było dla mnie bardzo dużym wyzwaniem.
Chyba każdy zna Juliusza Machulskiego, reżysera tak kultowych filmów jak „Seksmisja”, „Vabank” czy „Killer”. Te i inne filmy reżysera znam doskonale, oglądałam tyle razy, że znam je prawie na pamięć, więc jak dowiedziałam się, że napisał książkę, natychmiast wpisałam ją na moją listę „must read”. No i teraz powstaje pytanie – czy kunszt autora jest równy kunsztowi reżysera? U mnie reżyser zdecydowanie wygrywa. Książka jest świetna, ale chyba oczekiwałam czegoś zupełnie innego.
Cofnijmy się do czasów wczesnego PRL, takiego prosto po wojnie, gdzie UB czy SB to była realna władza. Młody funkcjonariusz SB Jeremi dostaje zadanie specjalne – otrzymuje kluczyki do nowiutkiej czarnej wołgi, którą ma zawieźć wysoko postawionych oficerów do Gadastrugi na Kaszubach. Tam, prowadzący ośrodek Karol Podkalicki obchodzi właśnie 50 urodziny, a Pułkownik Hanke i major Poletyło mają mu wręczyć Order Budowniczych PRL. Na miejscu zastają nie tylko obsługę i najbliższą rodzinę gospodarza, ale także kilku znajomych, którzy przybyli na imprezę urodzinową. Na miejscu, w schronie przeciwatomowym obsługa znajduje zwłoki towarzysza Karola i powieszoną małpę. Pułkownik Hanke otrzymuje od władz nowe zadanie – ma znaleźć mordercę i tu zaczynają się schody. Jak wiadomo, śledztwo powinno zacząć się od przesłuchania świadków, ale mamy tu do czynienia z takim przeglądem osobowości i dziwaków, że świętego doprowadziłoby to do szaleństwa. Każdy ma do kogoś pretensje, każdy na kogoś donosi. Do tego w schronie Pułkownik znajduje taśmy, na których nagrywane są różne spotkania i rozmowy odbywające się w Gadastrudze, w tym także taśmy z imprezy urodzinowej. Kto jest mordercą i co ma z tym wszystkim wspólnego małpa?
Książka przepełniona absurdalnym humorem, pełna dziwacznych sytuacji i postaci, całkowicie odbiega od tego do czego nas przyzwyczaił Machulski – reżyser, ale czy przez to jest gorsza? Mnie mimo wszystko bardzo się podobała i świetnie się przy niej bawiłam.

Lekturę tej pozycji mam już dość dawno za sobą, ale zrecenzowanie jej było dla mnie bardzo dużym wyzwaniem.
Chyba każdy zna Juliusza Machulskiego, reżysera tak kultowych filmów jak „Seksmisja”, „Vabank” czy „Killer”. Te i inne filmy reżysera znam doskonale, oglądałam tyle razy, że znam je prawie na pamięć, więc jak dowiedziałam się, że napisał książkę, natychmiast wpisałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co ci mnie znają wiedzą, że jedną z moich najukochańszych, zaczytanych do granic wytrzymałości papieru książek jest "Król szczurów". Chyba więc nie jest dziwne, że ta książka natychmiast przyciągnęła mija uwagę. Obie książki opowiadają o życiu w japońskim obozie jenieckim na Malajach. Różnica między nimi jest taka, że "Król szczurów" to fikcja literacka opowiadająca o męskim obozie, a "Siostry.." przedstawiają prawdziwą historię obozu żeńskiego i żyjących w nim australijskich pielęgniarek i innych ocalałych z katastrofy statku kobiet i dzieci różnych narodowości. Wspaniała historia o bohaterstwie, oddaniu, o wzajemnym wsparciu i pomocy. O tym, że mimo zagrożenia kobiety te poważnie traktowały swój zawód i często z narażeniem własnego życia niosły pomoc innym. Wszystkie przebywające tam kobiety wykazały się ogromną empatią, potrafiły znaleźć w nieszczęściu choć ziarno optymizmu by wyciągnąć innych z dnia rozpaczy. Kobiety kilka razy były przenoszone do innych obozów, wiele z nich nie przeżyło trudów podróży, głodu i chorób, a te którym się udało przetrwały w tych koszmarnych warunkach prawie cztery lata. Książka ta ma na celu uhonorowanie tych dzielnych a nikomu nieznanych kobiet. Warto o nich pamiętać.
Mimo dość trudnej tematyki, autorka przedstawiła historię tak, że czyta się ją z przyjemnością. Choć nie jestem książkową beksa, to przyznam że zakończenie książki ścisnęło mnie za gardło.

Co ci mnie znają wiedzą, że jedną z moich najukochańszych, zaczytanych do granic wytrzymałości papieru książek jest "Król szczurów". Chyba więc nie jest dziwne, że ta książka natychmiast przyciągnęła mija uwagę. Obie książki opowiadają o życiu w japońskim obozie jenieckim na Malajach. Różnica między nimi jest taka, że "Król szczurów" to fikcja literacka opowiadająca o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

No przecież mówiłam, że lubię nie tylko kryminały i są takie historie miłosne, które chwytają mnie za serce. A to jest najlepszy przykład. No, może nie musiałam trzymać pod ręką chusteczek, ale muszę przyznać że jest to piękna opowieść.

Jest to książka przede wszystkim o miłości, przyjaźni i wybaczeniu, ale też o niszczącej życie sile zawiści i nienawiści. Kobiety w rodzinie Emily były samotne. Dziadek odszedł od babci jeszcze zanim urodziła ich syna, ojciec porzucił Emily i jej matkę, gdy dziewczyna była mała. Sama Emily przez kilka kiepskich życiowych decyzji również była sama. Po opublikowaniu w gazecie artykułu o tym jak przeszłość przodków determinuje to jakie sami decyzje podejmujemy, otrzymuje zaskakujący prezent. Jest nim obraz pięknej kobiety na tle purpurowego nieba. Do obrazu nadawca dołączył karteczkę z informacją "Pani dziadek nigdy nie przestał jej kochać". Emily jest pewna że obraz przedstawia jej babcię, ale kto jest nadawcą i kim był jej dziadek? Postanawia na własną rękę rozpocząć poszukiwania i odkryć rodzinną tajemnicę. Podróż śladami babci prowadzi Emily na plantację trzciny cukrowej do czasów wojennych, a dodatkowo daje okazję do tego by wybaczyć ojcu i naprawić własne błędy.

Książka napisana jest bardzo lekko, czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie, więc na pewno chętnie sięgnę po inne książki autorki.

No przecież mówiłam, że lubię nie tylko kryminały i są takie historie miłosne, które chwytają mnie za serce. A to jest najlepszy przykład. No, może nie musiałam trzymać pod ręką chusteczek, ale muszę przyznać że jest to piękna opowieść.

Jest to książka przede wszystkim o miłości, przyjaźni i wybaczeniu, ale też o niszczącej życie sile zawiści i nienawiści. Kobiety w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tym razem przedstawię dość nietypową recenzję, bowiem planuję wsadzić kij w mrowisko i mocno nim zakręcić. Wczoraj skończyłam książkę i baaaaardzo mocno szukałam w recenzjach opinii podobnej do mojej. No i serio? Tylko mnie się ta historia nie podobała? Same ochy i achy, a ja się umęczyłam strasznie.
Chciałam jasno powiedzieć, że nie chodzi mi o książkę, czy warsztat autora, do którego absolutnie się nie czepiam, ale o samą opowieść.
Dobra, możecie powiedzieć, że moje serce stwardniało pod wpływem lektur o okrutnych zbrodniach i zwyrodniałych mordercach i czepiam się romantycznej opowieści. Pewnie racja, bo nie przepadam za ckliwymi romansami, ale ej… są historie miłosne w których się zakochałam i do których wracam – ok, może bardziej dotyczy to filmów, ale jednak. Ale do rzeczy.
Podejrzewam że większość z Was zna tę książkę lub film, więc w dużym skrócie. Emma i Dexter po ukończeniu studiów spędzili razem jedną upojną noc. Po czym uznali że związku z tego nie będzie, ale może być za to piękna przyjaźń (że tak Casablanką pojadę… widzicie, są historie miłosne, które lubię). No i w ramach tej przyjaźni postanowili, że co roku, ten dokładnie dzień będą spędzać w swoim towarzystwie. Obserwujemy więc ich dzieje przez 20 kolejnych lat z perspektywy tego jednego dnia w roku. Jak potoczyły się ich losy, co się wydarzyło, kim się stali… W sumie brzmi ciekawie, ale dla mnie było zdecydowanie przydługo. Miałam wrażenie, że autor niepotrzebnie rozwlókł tę historię, przez co była nieco nudnawa. Ale to nawet nie to mnie odrzucało. Ciężko mi czytać książkę, w której nie udało mi się polubić żadnego z bohaterów, a niestety ani Em, ani Dex mojej sympatii nie wywołali. On – wieczny Piotruś Pan, zadufany dupek z bogatej rodziny, który uważał że zrobił wielką karierę w TV. Przez całe lata nie przyjmował do wiadomości że Emma to dla niego nie tylko przyjaciółka – no bo heloł, rezygnować z innych lasek dla jednej? Ale za to w każdym ciężkim momencie życia łapał za telefon i jedyną osobą jaką chciał widzieć była właśnie Emma. Za to Emma wmawiała nie tylko innym, ale przede wszystkim sobie, że nie kocha Dextera i jest singielką z wyboru. Latami zawalała wszystkie relacje z facetami i nie potrafiła ułożyć sobie życia. O matko! Ich historia przypominała mi bajeczkę o żurawiu i czapli i doprowadzała mnie do szału. Za to na plus zaliczam dość nieoczekiwane zakończenie.
Wiem, że mnóstwo osób uwielbia takie opowieści i zachęcam Was bardzo mocno do przeczytania tej książki i wyrobienia sobie własnego zdania. Jak dla mnie wielkim pozytywem jest to, że wywołała we mnie spore emocje, które pewnie jeszcze długo zostaną mi w głowie.
Zachęcam gorąco do dyskusji. Ciekawa jestem Waszych opinii – polubiliście bohaterów i im kibicowaliście? A może znajdzie się choć jedna dusza, która mnie poprze…

Tym razem przedstawię dość nietypową recenzję, bowiem planuję wsadzić kij w mrowisko i mocno nim zakręcić. Wczoraj skończyłam książkę i baaaaardzo mocno szukałam w recenzjach opinii podobnej do mojej. No i serio? Tylko mnie się ta historia nie podobała? Same ochy i achy, a ja się umęczyłam strasznie.
Chciałam jasno powiedzieć, że nie chodzi mi o książkę, czy warsztat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z ogromną przykrością informuję, że seria o zabójcy czwartej małpy, zwanym 4M zakończona. I ponownie się powtórzę – jest to jedna z najlepszych serii jakie ostatnio zdarzyło mi się poznać.

W tej części autor tak zakręcił fabułę, że naprawdę można było zgłupieć….

Policjant Sam Porter w dalszym ciągu poszukuje Bishopa, którego uważa za mordercę, ale … wychodzą na jaw wydarzenia z jego własnej przeszłości. Wydarzenia, o których zapomniał, gdy kilka lat temu dostał kulkę. Bishop chce, by Sam przypomniał sobie to kim naprawdę był i co się wydarzyło i w tym celu podrzuca zarówno jemu, jak i FBI różne tropy. Sam ze ścigającego staje się ściganym. Fascynująca akcja ponownie przeplatana jest informacjami z pamiętników Bishopa. Dzięki temu poznajemy przeszłość i motywację mordercy.

Autor trzyma nas w niepewności do samego – doskonałego zresztą końca.

Cała seria będzie mi siedzieć w głowie jeszcze długo i podejrzewam że będzie takim odnośnikiem z którym będę porównywać kolejne książki, a poprzeczka jest ustawiona naprawdę wysoko.

Z ogromną przykrością informuję, że seria o zabójcy czwartej małpy, zwanym 4M zakończona. I ponownie się powtórzę – jest to jedna z najlepszych serii jakie ostatnio zdarzyło mi się poznać.

W tej części autor tak zakręcił fabułę, że naprawdę można było zgłupieć….

Policjant Sam Porter w dalszym ciągu poszukuje Bishopa, którego uważa za mordercę, ale … wychodzą na jaw...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na książki Piotra Kościelnego czekam zawsze z niecierpliwością, choć opisują one bardzo trudne i bolesne sprawy. Często autor porusza się w tematyce krzywdy wyrządzanej dzieciom przez najbliższe osoby lub ludzi ze środowiska. Także w przypadku „Nielata” jest podobnie.

Przez całą książkę śledzimy sprawę dwóch morderstw prowadzonych przez wrocławską policję – zabójstwo znanego aktora oraz młodego człowieka, którego spalone ciało znaleziono na działkach. Śledztwo przeplatane jest opowieścią chłopca, który miał to nieszczęście urodzić się i dorastać w kiepskim momencie w historii kraju – w czasie przemian ustrojowych, gdy po głowie dostało się tym, którzy nigdy kokosów nie mieli. Zawsze mieli pod górkę, a tu często nagle tracili pracę i nie byli w stanie utrzymać rodziny. Wiele rodzin się rozpadło, wielu popadło w nałogi, niektórzy wyjechali za chlebem na zachód i nigdy nie wrócili, wchodząc tam w nowe związki i zapominając o tych co zostali w kraju.
Michałowi dostała się potrójna porcja nieszczęść – rodzice, oboje mocno pijący, ojciec, który po urodzeniu się córeczki wyjechał do Niemiec i tam założył drugą rodzinę i wujek, który pod pozorami niesienia pomocy zrobił najgorsze co może zrobić dorosły dziecku. Marzeniem Michała jest zebranie kasy i ucieczka z siostrzyczką, jak najdalej od tej patologii, a najprostszym zarobkiem jest „praca” na dworcu.
Gdy czyta się takie książki, to historia kryminalna schodzi na dalszy plan, jest jedynie dodatkiem do prawdziwej treści. Jeśli żyje się w miarę wygodnie, ma dom, pracę z której jest w stanie się utrzymać, to w głowie się nie mieści, że takie sytuacje w ogóle mogą mieć miejsce. Może dlatego takie historie bolą, bo człowiek czuje się bezradny w obliczu okrucieństwa względem młodych ludzi.
Oczywiście polecam.

Na książki Piotra Kościelnego czekam zawsze z niecierpliwością, choć opisują one bardzo trudne i bolesne sprawy. Często autor porusza się w tematyce krzywdy wyrządzanej dzieciom przez najbliższe osoby lub ludzi ze środowiska. Także w przypadku „Nielata” jest podobnie.

Przez całą książkę śledzimy sprawę dwóch morderstw prowadzonych przez wrocławską policję – zabójstwo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Myślałam że „Czwarta małpa” jest świetnym kryminałem. Do czasu…
Do czasu, aż wzięłam się za jej kontynuację, czyli „Piątą ofiarę”. No cóż to za uczta! Doskonała sensacja, w której gryzie się pazury z niecierpliwości.

Jeśli znacie część pierwszą, to wiecie, że tzw „zabójca czwartej małpy” zwany w skrócie 4M wymknął się policji, ale mając wyraźną słabość do detektywa Sama Portera, zostawił mu mały prezent, prosząc w zamian o pomoc w odnalezieniu matki, która porzuciła go w dzieciństwie. Sam zaczyna mieć powoli obsesję na punkcie Bishopa, ukrywa pewne fakty przed kolegami, przez co wpada w pracy w tarapaty i zostaje odsunięty od sprawy. Postanawia działać sam i rzeczywiście chce odnaleźć matkę „4M”, licząc że przez nią dotrze do niego. Tymczasem giną kolejne młode dziewczyny, ale ich śmierć wygląda inaczej niż w przypadku tych mordowanych przez 4M. Czy ma on zatem coś wspólnego z tymi sprawami? Na rozwiązanie zagadki trzeba poczekać do tomu trzeciego, bo zakończenie „Piątej ofiary” wyrywa z butów.

Naprawdę, dawno nie czytałam tak dobrej serii.

Myślałam że „Czwarta małpa” jest świetnym kryminałem. Do czasu…
Do czasu, aż wzięłam się za jej kontynuację, czyli „Piątą ofiarę”. No cóż to za uczta! Doskonała sensacja, w której gryzie się pazury z niecierpliwości.

Jeśli znacie część pierwszą, to wiecie, że tzw „zabójca czwartej małpy” zwany w skrócie 4M wymknął się policji, ale mając wyraźną słabość do detektywa Sama...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

No co mam napisać, prócz tego że uwielbiam te wspomnienia z dzieciństwa? Około dwa lata temu wysłuchałam audiobooka autorki „Dom pachnący pomarańczą” i dopadło mnie ogromne wzruszenie. Jestem trochę starsza od autorki, bo moje dzieciństwo to raczej lata 70' i 80', ale wiele z opisywanych przedmiotów czy sytuacji doskonale pamiętam.
Czasem spotykam się z opinią , że ludzie wychowani w tamtych czasach wspominają te lata jakby to był jakiś raj, a przecież było tak źle. Było. Ale życie było może bardziej szare, ale i spokojniejsze. Jaraliśmy się zachodem, zbieraliśmy papierki po słodyczach, historyjki z Donaldów, paczki po zachodnich papierosach i puszki po napojach. Śmieszne? Ale jak niewiele nam było potrzeba do szczęścia. Normą były rzeczy kompletnie dla młodych niezrozumiałe. Gdy zabrakło cukru czy soli, szło się do sąsiada, gdy miało się telefon, pół bloku podawało numer rodzinie i potem leciało się na inne piętro „panie Zdzisiu, telefon do Pana”. A Święta? Matko, jak człowiek na nie czekał! Jaki to był dreszcz emocji, gdy na tydzień przed świętami przechodziło się obok osiedlowego spożywczaka, a tam na wystawie stał okropny drapak ozdobiony głównie watą i papierowymi łańcuchami czy kilkoma bombkami. Dla nas to były najpiękniejsze ozdoby, od razu czuło się tę atmosferę. A jedzenie – po prostu miało smak i zapach. Może była jedna szynka, ale za to jaka! Nie było nic, więc nasze mamy i babcie potrafiły ugotować przysłowiową „zupę na gwoździu”, bo przyzwyczajone były do kombinowania dań pt. „coś z niczego”. I smakowało!
Autorka wydała książkę w formie papierowej i po raz kolejny wywołała we mnie całe pokłady wspomnień. I możecie mówić co chcecie, ale – może nie tęsknię za tamtymi czasami - ale to było moje dzieciństwo i zawsze będę mieć ten okres w sercu, tym bardziej że różnica między tym co wtedy a tym co teraz jest ogromna.
Autorce dziękuję za egzemplarz.

No co mam napisać, prócz tego że uwielbiam te wspomnienia z dzieciństwa? Około dwa lata temu wysłuchałam audiobooka autorki „Dom pachnący pomarańczą” i dopadło mnie ogromne wzruszenie. Jestem trochę starsza od autorki, bo moje dzieciństwo to raczej lata 70' i 80', ale wiele z opisywanych przedmiotów czy sytuacji doskonale pamiętam.
Czasem spotykam się z opinią , że ludzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdybym była hipokrytką, to biorąc pod uwagę moje zamiłowania czytelnicze powiedziałabym "phi, co to jest? Jakieś tanie romansidło, erotyk, Harlequin? Ja takich rzeczy nie czytam". Ale hipokrytką nie jestem i mimo że żadne "Grey'e" czy inne "365 dni" mi nie leżą, to niestety - bądź "stety" - przyznaję, że ta historia chwyciła mnie za serce.

Hania, mężatka z 8 letnim stażem i mama dwojki dzieci żyje zwyczajnym, można rzec szarym życiem. Niegdyś ślepo zapatrzona w męża nie zwracała uwagi na jego ... nijakość. Nie jest złym człowiekiem, nie pije, nie bije, pracuje na rodzinę, ale brak mu tego czegoś, czego potrzebuje każda kobieta. Nie umie być blisko, nie ma w nim czułości, a i seks jest do niczego. Hania przywykła do takiego życia, sądząc że pewnie każda kobieta tak ma. Do czasu. Gdy na jej drodze niespodziewanie staje Tomek, życie wywraca się do góry nogami.

Nie chcę psuć Wam przyjemności i zachęcam do przeczytania. Ja połknęłam książkę w jeden wieczór, często serce mi się ściskało i dopadały mnie różne przemyślenia, które już zostawię sobie. Myślę że wiele z nas może w Hani odnaleźć cząstkę siebie.

Gdybym była hipokrytką, to biorąc pod uwagę moje zamiłowania czytelnicze powiedziałabym "phi, co to jest? Jakieś tanie romansidło, erotyk, Harlequin? Ja takich rzeczy nie czytam". Ale hipokrytką nie jestem i mimo że żadne "Grey'e" czy inne "365 dni" mi nie leżą, to niestety - bądź "stety" - przyznaję, że ta historia chwyciła mnie za serce.

Hania, mężatka z 8 letnim stażem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka, po której spodziewałam się wiele, bo mnóstwo osób wypowiadało się o niej bardzo entuzjastycznie, zachęcając do lektury. No i nie zawiodłam się.

„Memoria” to moje pierwsze spotkanie z Davidem Lagercrantzem. Będąc wielbicielką Millenium Larssona nie odważyłam się sięgnąć po kontynuację pisaną przez innego autora. Tu jednak mamy zupełnie odrębną historię – na dodatek, rozpoczętą inną książką, bo „Memoria” to już druga część opowieści.

Hans Rekke i Micaela Vargas to wspaniale uzupełniający się duet. On to muzyk i psycholog, pogrążony w depresji i uzależniony od leków, ona – opiekująca się nim policjantka z latynoskiej rodziny, próbująca wsadzić za kratki własnego brata, który jest przestępcą. Gdy trafia do nich mężczyzna twierdzący, że otrzymał od znajomego zdjęcie z wakacji, na którym jest jego zmarła przed kilkoma laty żona, postanawiają zająć się sprawą. Claire Lidman okazuje się być związana z odwiecznym przeciwnikiem Rekkego, Gaborem Morovią – człowiekiem tak bystrym jak złym. Rekke’go i Morovię łączą bolesne sprawy z przeszłości, więc konfrontacja jest nieunikniona. Autor brawurowo splótł ich historię z losami Micaeli, dając nam lekturę od której ciężko się oderwać.

Wielu czytelników porównuje Rekkego do Sherlocka Holmesa. Dla mnie ciekawszy jest ten „zły” bohater, tym bardziej, że kim byłby Sherlock bez Moriarty’ego? A dla mnie Gabor Morovia to wykapany Profesor Moriarty.

Mimo że „Memorię” można czytać jako zupełnie odrębną powieść, bez szkody dla zrozumienia treści, trochę żałuję że jednak nie wiedziałam o części pierwszej - „Człowiek, który wyszedł z mroku”. Mam wrażenie, że wówczas bardziej byłabym w stanie wgryźć się w relację Rekkego i Morovii.

Książka, po której spodziewałam się wiele, bo mnóstwo osób wypowiadało się o niej bardzo entuzjastycznie, zachęcając do lektury. No i nie zawiodłam się.

„Memoria” to moje pierwsze spotkanie z Davidem Lagercrantzem. Będąc wielbicielką Millenium Larssona nie odważyłam się sięgnąć po kontynuację pisaną przez innego autora. Tu jednak mamy zupełnie odrębną historię – na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem wielbicielką polskich kryminałów, więc gdy otrzymałam propozycję zapoznania się z książką autorki „Miasto gasnących świateł. Burza”, nie wahałam się ani chwili, mimo że okazało się że jest to druga część. Ale że coś mi zgrzytało w rozumieniu treści, zdecydowałam się na odłożenie lektury na później i sięgnięcie do części pierwszej. „Mgła” jest fajnym kryminałem, który czyta się z zaciekawieniem. Mamy wyrazistych bohaterów, tajemnicę sprzed lat, seryjnego zabójcę, problemy rodzinne i intrygi.
Adam Aleksandrowicz, to wrocławski policjant z mroczną przeszłością. Gdy był młodym człowiekiem, cała jego rodzina została zamordowana w tajemniczych okolicznościach. Gdy po wielu latach pojawiają się nowe ofiary, mordowane w podobny sposób, policjant jest pewien, że za tą sprawą stoi Konrad Gronczewski – młody i zarozumiały właściciel gejowskiego klubu i jego ojciec, znany szef wrocławskiego podziemia. Adam i jego partnerka Elka robią wszystko by udowodnić ich winę i wsadzić za kratki. Ale Konrad także ma swoje mroczne tajemnice, demony które chce wygnać dzięki przypadkowym kochankom, alkoholowi i zabawie. Jednak w głębi duszy wie, że tym trybem życia nie osiągnie celu. Póki nie zawalczy o siebie i nie rozprawi się z przeszłością, jego życie się nie zmieni. Szansę widzi w osobie Adama, w którym widzi nie tylko potencjalnego kochanka, ale także człowieka, który chce tego samego co on i pozwoli mu zamknąć przeszłość.
Książka łączy kryminał z romansem i erotyką. Można powiedzieć że autorka robi z bohaterów istnych Superbohaterów, a do tego wzbudza kontrowersje męsko-męską relacją - wiadomo, że nie każdy zaakceptuje taką formułę. Dla mnie jednak była to świetna lektura, czytałam z przyjemnością, a że rozwiązanie sprawy przeciąga się na kolejny tom, to zaraz sięgam po "Burzę".

Jestem wielbicielką polskich kryminałów, więc gdy otrzymałam propozycję zapoznania się z książką autorki „Miasto gasnących świateł. Burza”, nie wahałam się ani chwili, mimo że okazało się że jest to druga część. Ale że coś mi zgrzytało w rozumieniu treści, zdecydowałam się na odłożenie lektury na później i sięgnięcie do części pierwszej. „Mgła” jest fajnym kryminałem, który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sagę „Millennium” Larssona przeczytałam wiele lat temu, ale sięgnęłam po nią dość późno, gdy miała już tytuł bestsellera i czytali ją wszyscy. Pamiętam swoje rozczarowanie, bo pierwsze 50 stron to był dramat. Opis sprawy wytoczonej Mikaelowi Blomkvistowi był tak nudny, że poczułam się oszukana. Już miałam odłożyć lekturę, gdy lawina ruszyła i resztę połknęłam nie wiedzieć kiedy. Gdy po śmierci Larssona kontynuację przejął David Lagercrantz, nie miałam odwagi aby zmierzyć się z tematem. Teraz kolejne 3 tomy pisze nowa autorka, a „Krzyk orła” to część pierwsza. Wprawdzie mimo długiego czasu jaki minął od lektury pierwszych tomów i braku znajomości części 4-6, nie miałam poczucia że czegoś nie rozumiem. Widać jednak, że główni bohaterowie – Mikael i Lisbeth trochę się zestarzeli. Charakter pozostał, jednak brak tu tego pazura, zwłaszcza u Salander.

Drogi bohaterów przecinają się ponownie. Tym razem spotykają się przypadkiem na północy kraju, gdzie Mikael udaje się na ślub córki, a Lisbeth ma zostać opiekunką swojej bratanicy Svali, której matka zaginęła. Zarówno dziewczynka jak i przyszły zięć Mikaela w sposób zamierzony bądź nie, są wplątani w korporacyjne bezwzględne walki dotyczące przejęcia naturalnych terenów od prywatnych właścicieli. Gdzie władza i pieniądze, tam rodzą się nadużycia i przestępstwa. Porwania, pościgi, szantaże, morderstwa, to wszystko znajdziecie w książce. Czyta się to bardzo dobrze, książce treściowo nic nie można zarzucić, ale mam wrażenie, że równie dobrze mogłaby to być książka kompletnie nie odnosząca się do Millenium. Bohaterowie Larssona, których tak polubiliśmy są potraktowani bardzo marginalnie i ich udział praktycznie nie ma znaczenia. Mam poczucie że ich nazwiska wykorzystane są tylko po to by połączyć książkę z trylogią. Mam nadzieję, że autorka rozkręci się w kolejnych częściach, by miało się pewność, że czyta się Millenium, a nie kolejny szwedzki kryminał.

Sagę „Millennium” Larssona przeczytałam wiele lat temu, ale sięgnęłam po nią dość późno, gdy miała już tytuł bestsellera i czytali ją wszyscy. Pamiętam swoje rozczarowanie, bo pierwsze 50 stron to był dramat. Opis sprawy wytoczonej Mikaelowi Blomkvistowi był tak nudny, że poczułam się oszukana. Już miałam odłożyć lekturę, gdy lawina ruszyła i resztę połknęłam nie wiedzieć...

więcej Pokaż mimo to