Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Podejście do tej postaci chyba prowokacyjne, bo z taką tezą, że to może jednak dobra kobieta była... Oczy otwierały się coraz szerzej ze zdumienia. Nawet jeśli nie wszystko, co jej się przypisuje było prawdą, to jednak to nadal było MBP. Starałam się zrozumieć obiektywizm, nowe podejście do tematu, ale to jest po prostu... niezrozumiałe. Nie wszystko w tamtych czasach było jednoznaczne, ja wiem, ale skąd takie podejście? Autorka jest jednak z "Julią" na ty, oswaja ją i uczłowiecza, ale w imię czego??? Może w latach 60. była faktycznie dla osób postronnych nieszkodliwą staruszką, pisarką, ale to nie znaczy, że jej udział w tworzeniu zbrodniczego systemu można oceniać przez ten pryzmat. Wierzę, że na pewno nie była postacią jednoznaczną, ale tu jest potraktowana aż rażąco przychylnie i to na pewno nie jest obiektywizm.

Podejście do tej postaci chyba prowokacyjne, bo z taką tezą, że to może jednak dobra kobieta była... Oczy otwierały się coraz szerzej ze zdumienia. Nawet jeśli nie wszystko, co jej się przypisuje było prawdą, to jednak to nadal było MBP. Starałam się zrozumieć obiektywizm, nowe podejście do tematu, ale to jest po prostu... niezrozumiałe. Nie wszystko w tamtych czasach było...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Porywające jak pizzica studium tarantyzmu. Sięgając po tę książkę wpadasz w wir kulturowych odniesień, które prowadzą np. do fenomenalnych odkryć muzycznych. Uczy też szacunku do tradycji.

Porywające jak pizzica studium tarantyzmu. Sięgając po tę książkę wpadasz w wir kulturowych odniesień, które prowadzą np. do fenomenalnych odkryć muzycznych. Uczy też szacunku do tradycji.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Wędrówka człowieka po świecie, do którego już nie przynależy i rzeczywiście za chwilę należeć nie będzie. Niejednoznaczny jest tu nie tylko czas, ale i miejsce akcji. Budząc się, Antoni przez chwilę nie wie, gdzie jest, zaś w strumieniu narracji, z którym popłynie czytelnik, przeplata się przeszłość z teraźniejszością. Właściwie chyba tylko przeszłość wydaje się być dla bohatera realna i ważna. Teraźniejszość powojennej Warszawy otacza go co prawda intensywnie i czasem nawet osacza, ale na przewijające się obok niego postaci patrzy z dystansu, z boku, często - choć nie zawsze - z niechęcią. Przyciągnąć jego uwagę jest w stanie chyba tylko prostota i szczerość, ludzie wierzący w dobro, jak woźnica z końcówki opowiadania. Tym bardziej, że woźnica bierze go za człowieka wracającego ze stypy, tym samym będąc najbliżej prawdy w ocenie stanu bohatera. Wszystkie postaci są, choćby po części, jakby w transie po przejściu tego, co przyniosły wydarzenia wojny. Zostały w nich okupacyjne odruchy, samotność, lęki i pragnienia, które najpewniej nie będą miały szansy się spełnić. Gęsto tu od mijanych i spotykanych ludzi, otoczenie często się zmienia, a jednak bardzo tu obco i samotnie. Wszystko dzieje się jakby "po drugiej stronie", jakby w drodze do rzeki zapomnienia, do nieistnienia. Znajdziemy tu symboliczne postaci drugoplanowe, które z miasta, po którym spaceruje Antoni, czynią trochę zaświaty.

Nie odbierając niczego z niewątpliwej oryginalności opowiadania, nasuwa ono pewne skojarzenia z Ulissesem. Ciekawym zabiegiem jest też, że opowiadanie wydaje się mieć pewne walory teatralne lub filmowe. Bywa to dużym plusem.

Wędrówka człowieka po świecie, do którego już nie przynależy i rzeczywiście za chwilę należeć nie będzie. Niejednoznaczny jest tu nie tylko czas, ale i miejsce akcji. Budząc się, Antoni przez chwilę nie wie, gdzie jest, zaś w strumieniu narracji, z którym popłynie czytelnik, przeplata się przeszłość z teraźniejszością. Właściwie chyba tylko przeszłość wydaje się być dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rewelacyjne podejście do tematu: kompleksowe, obiektywne, profesjonalne (na ile mogę to ocenić). Atrakcyjność tej książki polega na tym, że zachowując szacunek dla faktów i intelektu odbiorcy potrafi jednocześnie być lekturą niosącą prawdziwą rozrywkę, przedstawić wydarzenia takimi, jakie faktycznie były, mogły być, bez narzucania jaskrawie własnych interpretacji. Rzadko natrafiam na tak świetnie wyważone proporcje. Wszystko chyba dzięki wyraźnie wyczuwalnej, znakomitej znajomości źródeł wiedzy o wyprawie - zarówno tych bezpośrednich, pozostawionych przez pasażerów statku Beligica, jak i późniejszych opracowań. Czytając mam zaufanie do autora, jakby sam był świadkiem opisywanych wydarzeń, a ocena bohaterów wyrobiona na podstawie innych źródeł przestaje być powierzchowna czy jednowymiarowa. Nawet jeśli moja ocena została o jedną gwiazdkę zawyżona, to świadomie, bo za satysfakcję płynącą z tak ciekawego i mądrego opracowania - należało się!

Rewelacyjne podejście do tematu: kompleksowe, obiektywne, profesjonalne (na ile mogę to ocenić). Atrakcyjność tej książki polega na tym, że zachowując szacunek dla faktów i intelektu odbiorcy potrafi jednocześnie być lekturą niosącą prawdziwą rozrywkę, przedstawić wydarzenia takimi, jakie faktycznie były, mogły być, bez narzucania jaskrawie własnych interpretacji. Rzadko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dość ciekawa książka. Nawet mimo wyrządzenia takiej "niesprawiedliwości" nie tak brzydkiej przecież Bydgoszczy - klimat na plus. Udana i nie tak powszechna chyba mikstura z tej powieści.
Dwa pytania:
- co to za tajemnicza hybryda językowa ten "nastoletni chłopiec", który ma "może siedem alba osiem lat" ze strony 197;
- pan Gwidon najpierw wspomina swoją matkę zabijającą Niemca podczas wojny, a potem (strona 164) dowiadujemy się, że on i Maria urodzili się w roku w którym opadł wojenny kurz (zakładam, że mogłam przeoczyć jakieś usprawiedliwienie tej niespójności).
W takich momentach zerka się jednak na stronę redakcyjną ze smutkiem i żalem.

Dość ciekawa książka. Nawet mimo wyrządzenia takiej "niesprawiedliwości" nie tak brzydkiej przecież Bydgoszczy - klimat na plus. Udana i nie tak powszechna chyba mikstura z tej powieści.
Dwa pytania:
- co to za tajemnicza hybryda językowa ten "nastoletni chłopiec", który ma "może siedem alba osiem lat" ze strony 197;
- pan Gwidon najpierw wspomina swoją matkę zabijającą...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Raczej śmiała jak na swoje czasy kreacja postaci kobiecej podejmująca pytanie o to, co daje kobiecie szczęście - czy jest to modelowa rodzina z modelowego domu, realizacja w pracy zawodowej czy też swoboda w doborze partnerów. Mildred Pierce, tytułowa bohaterka cieszy się po kolei wszystkim tym, o wszystko potrafi zawalczyć, jednak po kolei wszystko to traci. Nadrzędną cechą Mildred zdaje się być samodzielność i wyzwolenie. Nie jest bierna w obliczu kryzysu małżeńskiego - doprowadza do tego, że niepracujący mąż wyprowadza się do kochanki, nie jest bierna w obliczu braku pracy - znajduje i podejmuje ją, choć w oczach pośredniczki pracy nie ma żadnych kompetencji i żadnych szans na zarobek. Chcąc utrzymać dzieci musi przełknąć swą dumę i podjąć pracę jako kelnerka. Jednak jej duma to jeszcze nic w porównaniu z ambicjami córki Mildred - Vedy. Gdy ta odkrywa, czym zajmuje się matka, Mildred, bojąc się jej pogardy, naprędce wymyśla, że robi to tylko po to, by poznać fach i wkrótce założyć własną restaurację. Relacja matki z córką to szereg tego typu sytuacji. Dla Vedy nic co zrobi matka nie jest wystarczająco dobre. Od urodzenia uznawana za wyjątkowe dziecko, pielęgnuje swój bezwzględny charakter nadzwyczaj wyniosłej osoby. Upokarzanie, kontrolowanie i wykorzystywanie matki staje się dla niej rekompensatą za to, że nie mieszka w najlepszej dzielnicy miasta. Czy objawiony później w całej okazałości talent artystyczny jest tego usprawiedliwieniem? Jak wytłumaczyć zaślepienie Mildred względem córki? Każdy znajdzie swoje wytłumaczenia w tej powieści. Warto przyjrzeć się tej postaci kobiety, która choć z pozoru skazana na posługiwanie innym, potrafi osiągnąć sukces. Spętana jest toksyczną miłością do dziecka, miłością która z jednej strony popycha ją do sukcesu, z drugiej zaś przyczynia się do upadku.

Raczej śmiała jak na swoje czasy kreacja postaci kobiecej podejmująca pytanie o to, co daje kobiecie szczęście - czy jest to modelowa rodzina z modelowego domu, realizacja w pracy zawodowej czy też swoboda w doborze partnerów. Mildred Pierce, tytułowa bohaterka cieszy się po kolei wszystkim tym, o wszystko potrafi zawalczyć, jednak po kolei wszystko to traci. Nadrzędną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niezmiernie dobry kawał thrillera! Autor pisał tę książkę osiem lat i kiedu uświadomić sobie, że inni "pisarze" w tym czasie realizują jakieś osiem szmir, to kilka gwiazdek należy się już za ten przejaw szacunku do literatury i do czytelnika. Powieść jest w istocie dopracowana, ciekawie, miestrnie skonstruowana pod względem fabuły. Nie obraża intelektu czytelnika, przeciwnie, porusza w naprawdę przyzwoitym stylu tak delikatną kwestię jaką jest kara śmierci. Niekiedy oczywiście pojawiają się śmiesznostki thrillerowych klimatów, jednak nie przesłaniają one ogólnego dobrego, wręcz bardzo dobrego jak na ten gatunek wrażenia. A zakończenie? Jakże niespodziewane, oryginalne i błyskotliwe w swej prostocie. Autor poprzedza je tak, aby ostatecznie dać nam powód do poważnej refleksji. Stephen King recenzując tę powieść podkreślił wartość początkowej fazy powieści, ja, doceniając każdą jej część, powiem, że najciekawszy był dla mnie właśnie finał. Thayer konstruuje przy tym naprawdę ciekawe typy ludzkie, choć niekiedy aż zbyt przejaskrawione w swej typowości, to niektóre z nich, jak porucznik Marlboro, wychodzą wręcz z ram powieściowych i ożywają (choć Marboro akurat jest śmiertelnie chory;). Krótko o tej bogatej treściowo i jakościowo powieści - świetna, warto!

Niezmiernie dobry kawał thrillera! Autor pisał tę książkę osiem lat i kiedu uświadomić sobie, że inni "pisarze" w tym czasie realizują jakieś osiem szmir, to kilka gwiazdek należy się już za ten przejaw szacunku do literatury i do czytelnika. Powieść jest w istocie dopracowana, ciekawie, miestrnie skonstruowana pod względem fabuły. Nie obraża intelektu czytelnika,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co takiego dzieje się z człowiekiem, gdy sięga po horror sądząc, że to go zrelaksuje? :) Powieść jest słabiuteńka i naiwna. Dla bardzo młodych ludzi może być ciekawa i lekko straszna. Powyzej 16. roku życia, nie polecam. Z drugiej strony, po co wyrabiać gust na takiej literaturze? Więc chyba ogólnie nie polcam :) Zabawne, bo doczytałam ostatecznie do końca.

Co takiego dzieje się z człowiekiem, gdy sięga po horror sądząc, że to go zrelaksuje? :) Powieść jest słabiuteńka i naiwna. Dla bardzo młodych ludzi może być ciekawa i lekko straszna. Powyzej 16. roku życia, nie polecam. Z drugiej strony, po co wyrabiać gust na takiej literaturze? Więc chyba ogólnie nie polcam :) Zabawne, bo doczytałam ostatecznie do końca.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Wiele słów nie trzeba. To dzieło Kinga jest absolutnym klasykiem, którym autor udowadnia, że powieść popularna, powieść grozy może być czymś nieco więcej niż prostą, niewymagającą rozrywką. Lśnienie jest ponadczasowe (mimo archaicznych już dziś dla nas akcentów np. w postaci centrali telefonicznej zapewniającej połączenia międzymiastowe). Jeśli ta powieść się kiedyś zestarzeje, to zestarzeje się z klasą. Genialna jest relacja łącząca bohaterów, wspaniała kreacja wewnętrznych stanów rozchwiania psychiki. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że na mój odbiór książki nakałda się obraz filmowy Kubricka, potęgując wrażenie, mimo to powieść uznaję niniejszym za lekturę obowiązkową nie tylko w kategorii horror.

Wiele słów nie trzeba. To dzieło Kinga jest absolutnym klasykiem, którym autor udowadnia, że powieść popularna, powieść grozy może być czymś nieco więcej niż prostą, niewymagającą rozrywką. Lśnienie jest ponadczasowe (mimo archaicznych już dziś dla nas akcentów np. w postaci centrali telefonicznej zapewniającej połączenia międzymiastowe). Jeśli ta powieść się kiedyś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Obok historii dzieci, ktorych wojenne losy były niezmiernie zagmatwane i kładły się cieniem na całe ich życie, postacią bardzo istotną w tym reportażu jest Roman Hrabar. Był on prawnikiem, który znaczną część swojego powojennego życia poświęcił na odnajdywanie i sprowadzanie do Polski przeznaczonych do zgermanizowania polskich dzieci o blond włosach i niebieskich oczach. Oddanie sprawiedliwości jego zasługom w tej kwestii jest dużą zaletą tej książki. W jakiś sposób autorka oddaje też sprawiedliwość historiom dzieci. Warto poznać losy dziewcząt i chłopców, którzy w niewyobrażalny dla nas dziś sposób, mieli zostać wynarodowieni, pozbawieni swojej tożsamości i rodziny. Wojna dla nich nierzadko trwa po dziś dzień, niekiedy bowiem całkowicie nie wiedzą oni kim są - Polką, Austriaczką, Niemką, Ukrainką? Zadają sobie pytanie, czy słusznie zrobiono, zabierając ich od niemieckich przybranych rodziców, którzy dbali o nich i ich kochali, w zamian skazując na polski sierociniec albo tułaczkę po dalszej rodzinie. Za kolejną zaletę książki uważam przypomnienie ciekawej i tragicznej postaci dra Witaszka oraz jego rodziny. W moim mieście jest ulica jego imienia. Dobrze było przypomnieć sobie, kim był.

Obok historii dzieci, ktorych wojenne losy były niezmiernie zagmatwane i kładły się cieniem na całe ich życie, postacią bardzo istotną w tym reportażu jest Roman Hrabar. Był on prawnikiem, który znaczną część swojego powojennego życia poświęcił na odnajdywanie i sprowadzanie do Polski przeznaczonych do zgermanizowania polskich dzieci o blond włosach i niebieskich oczach....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Reporter w terenie, w polskim terenie, który daje nam rzecz tak wciągającą, ciekawą, prawdziwą - do tego chyba na prawdę trzeba sporo pasji i talentu. Cieszą mnie książki Springera, nawet pomimo tego, że wiem - obrazy przedstawionych tu miast nie są do końca obiektywne i nie są pełne. Mimo to mówią bardzo wiele o "zdegradowanych" miastach powiatowych. Co więcej i co ważniejsze, tak naprawdę wiele mówią po prostu o Polsce i o nas. Świetnie czytało mi się udane opisy klimatu średnich miast. Plastyczność opisu beznadziejnych niedzielnych popołudni sprawiała, że raz po raz "słyszałam" w tle utwór Warszawa z płyty Low Davida Bowie. Książka wcale nie skupia się jednak tylko na szarej polskiej mgle i niskim sinym niebie. Pokazuje ludzi, którzy nie tylko znaleźli drogi wyjścia, ale nawet wrócili i działają. To ważny akcent, nawet jeśli u nas rzadki z przyczyn obiektywnych.

Reporter w terenie, w polskim terenie, który daje nam rzecz tak wciągającą, ciekawą, prawdziwą - do tego chyba na prawdę trzeba sporo pasji i talentu. Cieszą mnie książki Springera, nawet pomimo tego, że wiem - obrazy przedstawionych tu miast nie są do końca obiektywne i nie są pełne. Mimo to mówią bardzo wiele o "zdegradowanych" miastach powiatowych. Co więcej i co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rozczarowanie... Temat dla mnie ciekawy, ale realizacja? Dla mnie mało tu literackiego objawienia. Książkę czyta się bardzo monotonnie. Może i szybko, ale nudno niestety. Brakuje mi tu spodziewanej po lekturze recenzji głębi - psychologicznej, problemowej. Wzorem w tej tematyce jest dla mnie arcydzieło Toni Morrison Umiłowana. Trudno tu oczywiście porównywać, ale nie widzę w Kolei podziemnej nic unikalnego. Koncept dosłownego potraktowania historycznej kolei podziemnej jest dla mnie nieporozumieniem. Kompletnie nie wiem czemu miało to służyć. Monotonia narracji wcale nie sprawia, że ten akcent nabiera wymiaru symbolicznego czy fantastycznego. Chyba czas dobierać lektury na zasadzie "Nikomu nie podobała się ta książka w minionym roku". Ciekawi mnie czy rozbieżności z opiniami amerykańskimi wiążą się jakoś z szybkim pojawianiem się nowych tytułów na naszym rynku?

Rozczarowanie... Temat dla mnie ciekawy, ale realizacja? Dla mnie mało tu literackiego objawienia. Książkę czyta się bardzo monotonnie. Może i szybko, ale nudno niestety. Brakuje mi tu spodziewanej po lekturze recenzji głębi - psychologicznej, problemowej. Wzorem w tej tematyce jest dla mnie arcydzieło Toni Morrison Umiłowana. Trudno tu oczywiście porównywać, ale nie widzę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dystans do tematyki, autora, miana "epokowego dzieła" (które ostatnio takim nie jest?) - to wszystko poprzedzało moją lekturę. Tymczasem powieść Prilepina zdecydowanie warta jest przypisywanych jej walorów. Świat "Zakonu" spaja doskonale postać głównego bohatera - Artioma Goriainowa. Młody człowiek, choć żyje w oku cyklonu i ponosi tego wszelkie konsekwencje, potrafi tak manewrować (lub ma takie szczęście), że całość jego losów składa się na pasjonującą powieść drogi (przede wszystkim drogi wewnętrznej) i rozwoju. Znajdziemy w jego losach katorżniczą pracę, demistyfikację świętych i uświęcenie upadłych, skrajne upodlenie i cierpienie, a jednocześnie śmiech i pogodę ducha wbrew wszystkiemu. Świat powieści, obok Goriainowa, zasiedlają postaci naprawdę genialnie wykreowane, o postawach niejednoznacznych do samego końca. Do tego język i styl, którym po prostu błyszczy momentami autor - doskonały! Ponad 600 stron, a moja reakcja to zacząć czytać od nowa, wrócić do wydarzeń, by zgłębić je i zrozumieć jeszcze lepiej.

Dystans do tematyki, autora, miana "epokowego dzieła" (które ostatnio takim nie jest?) - to wszystko poprzedzało moją lekturę. Tymczasem powieść Prilepina zdecydowanie warta jest przypisywanych jej walorów. Świat "Zakonu" spaja doskonale postać głównego bohatera - Artioma Goriainowa. Młody człowiek, choć żyje w oku cyklonu i ponosi tego wszelkie konsekwencje, potrafi tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Patrząc na postać Marii Komornickiej przedstawionej w tej powieści, widzę owoc dziewiętnastowiecznej emancypacji, efekt modernistycznego uwrażliwienia na głębię duszy i psychiki. W sylwetce bohaterki kumuluje się zarówno pozytywny wymiar tych zjawisk, jak i ich bolesne następstwa. Komornicka jest kobietą na swój sposób genialną i niebanalną. Jednym z mocniejszych akordów jej rozwoju artystycznego wydaje mi się manifest napisany wraz z Wacławem Nałkowskim i Cezarym Jellentą zatytułowany "Forpoczty" opiewający jednostki wyrastające ponad przeciętność, gardzące wręcz konwenansem i mozolnie wznoszące ludzkość nieco wyżej. Całym swoim życiem Komornicka wciela ideę forpoczty ewolucji psychicznej, ale jak to z wojskiem pierwszej linii bywa, życie jej staje się ofiarą dla dobra późniejszych wojowników. Jej niezależność, wręcz bezczelna odwaga do nieskrępowanego poszukiwania siebie i swojego dobra wydaje się udowadniać późniejszym naśladowczyniom, że takie poszukiwania są jednak możliwe także i dla kobiet. W tym ujęciu, jako "uczennica" Komornickiej wskazana zostaje choćby córka Wacława Nałkowskiego, dobrze znana nam postać Zofii Nałkowskiej.

Jest jednak poetka z Grabowa postacią kontrowersyjną nie tylko dla swojej epoki i nie tylko ze względu na osławioną transformację w Piotra Własta. Po lekturze powieści Brygidy Helbig otwarte pozostają dla mnie pytania czy geniusz i wyjątkowość nie była nieco na wyrost? Czy nie była w znacznej mierze formą autokreacji, może formą obrony przed światem, może przejawem rozwijającej się choroby? Jej wybitny (patologiczny?) egocentryzm jest w powieści dość mocno podkreślony. Z drugiej strony czy na pewno na egocentrycznego mężczyznę patrzelibyśmy równie krytycznie? Cóż, może nawet byśmy go podziwiali i w tym utwierdzali?! Postać ta do dziś prowokuje do pytań o stereotypowe postrzeganie roli kobiety i mężczyzny. Odejście Komornickiej czy raczej Piotra Odmieńca Własta w cień widzę jako pęknięcie tej postaci na pół. Nie jest już samą (całą) sobą, ale może tym, kim chciałby ją widzieć świat, komu łatwiej byłoby się odnaleźć w świecie? Na szczęście, jedna z ulubionych chyba metafor Komornickiej - idea Feniksa powstającego z popiołów, dziś nabiera wyjątkowego znaczenia w renesansie twórczości i życia Marii Komornickiej - Piotra Własta. Poetka, którą strawił ogień poszukiwania wolności, zachłanne pochłanianie sztuki dziś choć symbolicznie odradza się w naszej świadomości.

Patrząc na postać Marii Komornickiej przedstawionej w tej powieści, widzę owoc dziewiętnastowiecznej emancypacji, efekt modernistycznego uwrażliwienia na głębię duszy i psychiki. W sylwetce bohaterki kumuluje się zarówno pozytywny wymiar tych zjawisk, jak i ich bolesne następstwa. Komornicka jest kobietą na swój sposób genialną i niebanalną. Jednym z mocniejszych akordów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niebanalna fabuła, bardzo ciekawie poprowadzona. Narrator naprawdę po mistrzowsku "manipuluje" czytelnikiem. Stawia go w pewnym sensie na równi z bohaterką czytającą nadesłaną jej powieść. Moja reakcja bywała taka - skoro Susan czyta zafrapowana, to i ja poczytam jeszcze, choć miałam już iść spać. Bardzo ciekawy zabieg. Za atrybut wziąć również można fakt, że bohaterowie nie są tu herosami, ich myśli, czyny, decyzje są bardzo poplątane, nieoczywiste w sensie powieściowym, bliższe światu realnemu,gdzie dopiero po czasie myślimy sobie - a mogłam zrobić to tak. Rozwiązaniu fabuły można co nieco zarzucić, ale nie jest źle. Talent naprawdę tu widać. Dobra lektura!

Niebanalna fabuła, bardzo ciekawie poprowadzona. Narrator naprawdę po mistrzowsku "manipuluje" czytelnikiem. Stawia go w pewnym sensie na równi z bohaterką czytającą nadesłaną jej powieść. Moja reakcja bywała taka - skoro Susan czyta zafrapowana, to i ja poczytam jeszcze, choć miałam już iść spać. Bardzo ciekawy zabieg. Za atrybut wziąć również można fakt, że bohaterowie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Spojrzeć na świat oczami drugiego człowieka, spróbować wejść w jego skórę - oto postawa tych, którzy prawdziwie dążą do zrozumienia innych ludzi. W przypadku Griffina nabrało to sensu dosłownego. Nie zrobił wiele. Przez jakiś czas wiódł życie czarnoskórego obywatela Stanów Zjednoczonych. Ze względu na czas i miejsce, w których się na to zdecydował, czyn jego rozpatrywać można w kategoriach bohaterstwa. Ameryka czasu ostrych napięć na tle rasowym, pełna niepokoju i podziałów. Tak banalna rzecz jak określony barwnik w twojej skórze sprawia, że z pełnoprawnego obywatela zjeżdżasz nagle na łeb na szyję po drabinie społecznej na samo jej dno. Osoba, która z poczucia sprawiedliwości nie skrzywdzi zwierzęcia, sprawi, że twoja godność wyląduje w rynsztoku i rzuci jeszcze za nią niedopałek papierosa. Oto pojęcie speawiedliwości na południu (ale i nie tylko) Stanów. Relacja Griffina ma miejsce w czasach trudnych, ale czuć już, że są to czasy przełomu, choć nadal główny wydźwięk książki skupia się na bezdusznym zwyrodnieniu dusz i serc.

Spojrzeć na świat oczami drugiego człowieka, spróbować wejść w jego skórę - oto postawa tych, którzy prawdziwie dążą do zrozumienia innych ludzi. W przypadku Griffina nabrało to sensu dosłownego. Nie zrobił wiele. Przez jakiś czas wiódł życie czarnoskórego obywatela Stanów Zjednoczonych. Ze względu na czas i miejsce, w których się na to zdecydował, czyn jego rozpatrywać...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zatoka świń Bożena Aksamit, Piotr Głuchowski
Ocena 7,0
Zatoka świń Bożena Aksamit, Pio...

Na półkach:

Tuż po zakończeniu lektury przyznać muszę, że jest to rzecz niezmiernie ciężkiego kalibru. Bardzo przytłaczająca. Brutalna. Żerowanie jednych ludzi na drugich to rzecz tak powszechna, że nikt,kto zna życie nie zaprzeczy, że to nakręca w dużej mierze dobrobyt jednych, a drugich doprowadza na skraj rozpaczy. Tutaj dostajemy obraz tej rzeczywistości w skali XXL. Gdyby sprawiedliwość miała być luksusem tylko jednej wybranej grupy na świecie, powinna ona niewatpliwie przypaść dzieciom. W opisanej historii świat staje na głowie. Byłoby idealnie, gdyby książkę tę można było traktować nie jako przestrogę dla młodych dziewcząt (którą to rolę na pewno doskonale spełnia niestety), ale jako przestrogę dla zwyrodniałych przestępców. Także i tych,którzy chowają swoją przestępczą tożsamość za parawanem z kultury i pieniędzy. Obmierzły,obślizgły jest ich świat. Nie jestem fanką dziennikarskich pogoni za sensacją. Tego bałam się trochę w kontakcie z Zatoką świń, jednak w pracy autorów widzę wiele dobrego.

Tuż po zakończeniu lektury przyznać muszę, że jest to rzecz niezmiernie ciężkiego kalibru. Bardzo przytłaczająca. Brutalna. Żerowanie jednych ludzi na drugich to rzecz tak powszechna, że nikt,kto zna życie nie zaprzeczy, że to nakręca w dużej mierze dobrobyt jednych, a drugich doprowadza na skraj rozpaczy. Tutaj dostajemy obraz tej rzeczywistości w skali XXL. Gdyby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wydaje się, że jesień to moja pora na spotkanie z panem Darcy. Pamiętam, że to właśnie w tej porze roku po raz pierwszy oglądałam przed wieloma laty kultowy brytyjski serial. Nic oczywiście nie poradzę na to, że wpadnę w banał lektury tej powieści jako scenariusza do ekranizacji. Co więcej, przyznać muszę, że czytałam tę powieść po raz pierwszy. Pozwoliło mi to zdać sobie sprawę z faktu, że serial jest - nie wspominając o pewnych nieznacznych skrótach - bardzo wierny dziełu Austen. Czy to atut czy przekleństwo powieści - trudno ocenić. Na pewno jednak cecha ta dowodzi pewnego geniuszu twórców ekranizacji. Powieść ta jest - ujmując rzecz żartobliwie - irytującym fenomenem. Zapewne nie sięgnęłaby po nią połowa czytelników, gdyby nie kontakt z produkcją małego ekranu. Uważam jednak, że warto poznać oryginał, doświadczyć dystyngowanego języka epoki, poznać szlachetne obyczaje, do których nam dziś tak strasznie daleko.

Wydaje się, że jesień to moja pora na spotkanie z panem Darcy. Pamiętam, że to właśnie w tej porze roku po raz pierwszy oglądałam przed wieloma laty kultowy brytyjski serial. Nic oczywiście nie poradzę na to, że wpadnę w banał lektury tej powieści jako scenariusza do ekranizacji. Co więcej, przyznać muszę, że czytałam tę powieść po raz pierwszy. Pozwoliło mi to zdać sobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dwa reportaże o dwóch miastach były w ciągu kilku dni moją lekturą. Białystok i właśnie Detroit były ich bohaterami. Trudno tu porównywać oba reportaże pod względem treści, nie miałoby to chyba większego sensu. Można się jednak o to raczej pokusić pod względem stylu. Tu zyskuje jak dla mnie wiele praca LeDuffa. Autor ten objaśniał gdzieś różnicę między dziennikarzem, a reporterem. Ten drugi mianowicie opisując coś, musiał to wcześniej z bliska obserwować. Charlie LeDuff nie tylko wnikliwie obserwuje, ale też wybitnie bezpośrednio przeżywa to, co opisuje, czyli upadek swojego rodzinnego miasta. Gdy pisze o napadach mamy świadomość, że wie mniej więcej, co to znaczy, bo sam w jednej ze scen na stacji benzynowej odpędza się przypadkowo posiadaną bronią od opryszków próbujących go obrabować. Gdy wspomina o powszechnym braku ubezpieczenia dentystycznego, wierzymy w to, co mówi, bo oto jego brat złamał sobie ząb próbując wyrwać go samodzielnie. Nie obserwuje on świata zza dziennikarskiego biurka. Zachodzi też i do archiwów, ale przede wszystkim angażuje się w wydarzenia. Oczywiście można założyć, że zawsze pojawia się w takich sytuacjach pewien element autokreacji, nie zmienia to jednak faktu, że w moim odczuciu, udaje mu się zdobyć zaufanie i zyskać wiarygodność.
Wiele uwagi poświęca autor strażakom ze zbyt regularnie płonącego miasta Detroit – zdawałoby się ostatnim sprawiedliwym w upadłym mieście. To oni są tymi, którzy bez względu na wszystko ryzykują swoim życiem i podtrzymują etos idei sprawiedliwego społeczeństwa i państwa. Nawet w sytuacji, gdy administracja tego państwa (lokalni urzędnicy) każe im jechać na akcję w ochronnym ubraniu pokrytym od dawna sadzą i w dziurawych butach. Wpisują się oni doskonale w kultywowany etos amerykańskiego strażaka. Etos uczciwej i ciężkiej pracy wśród mieszkańców miasta przemysłowych gigantów dawno tymczasem zanikł. Przypadek śmierci, a właściwie zabójstwa na jednym ze strażaków, odegra ważną rolę w reportażu. Skrajnie bezczelne wykorzystywanie stanowisk urzędników najwyższego szczebla staje tu w ogromnym kontraście z powszechną nędzą i przestępczością. Obraz tych zjawisk, który przedstawia nam autor jest bogaty i wszechstronny, bliski ludziom i bliski jemu samemu. LeDuff angażuje się w to wszystko bardzo bezpośrednio i jeśli ktoś chce widzieć w tym błąd w sztuce reporterskiej, to proszę. Ja jednak wolę po stokroć to, niż tzw. dziennikarstwo śledcze oparte na skandalu dla samego skandalu, na wygrzebywaniu brudów, by porzucić je potem na środku reprezentacyjnej ulicy i wycofać się.
Język reportażu również stanowi dla mnie jego duża zaletę. Wkurzony człowiek z miasta, w którym wszystko zmierza do upadku nie przebiera w słowach. Jego wypowiedź jest do bólu szczera, a język mięsisty i wartki. Nie tak liczne przekleństwa, które tu się pojawiają nie są dla mnie tanim zabiegiem, ale autentycznym przejawem prawdziwego i słusznego wkurzenia. A i tak styl, który im towarzyszy nie jest tani. Choćby opisy postaci, które daje nam LeDuff, uznałabym za małe perełki dobrego, oryginalnego stylu. W opisie brata czuć bardzo wyraźnie miłość i szacunek dla niego. W opisie przestępcy czuć ironię w połączeniu z gorzkim poczuciem humoru.
Krótko mówiąc – jak dla mnie piękny przykład reportażu zaangażowanego w amerykańskim stylu i czuć, że autor otarł się jakoś o Pulitzera.

Dwa reportaże o dwóch miastach były w ciągu kilku dni moją lekturą. Białystok i właśnie Detroit były ich bohaterami. Trudno tu porównywać oba reportaże pod względem treści, nie miałoby to chyba większego sensu. Można się jednak o to raczej pokusić pod względem stylu. Tu zyskuje jak dla mnie wiele praca LeDuffa. Autor ten objaśniał gdzieś różnicę między dziennikarzem, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Reportaż ten jest męczący. Męczący, bo w dużym zagęszczeniu przywołuje wszystkie wady naszego społeczeństwa - jego niewiedzę, lęki, uprzedzenia. Trzeba mieć dużo samozaparcia, żeby stawić czoła tej lekturze. To książka, która może obrażać uczucia, demaskuje oficjalny wizerunek naszego społeczeństwa, ale i niestety - nie bardzo chyba mija się z prawdą. Bolesne są nagromadzone tu wizje zaślepienia młodych ludzi ideologią nacjonalistyczną, ich braku refleksji nad tym, że coraz bardziej dezawuowanego w imię "słusznych wartości" znaku Polski walczącej w żaden sposób nie da się połączyć ze swastyką. Białystok jest tu jaskrawą emanacją ciemnej strony polskości. Obrazy tej książki budzą bunt, bo mogą się wydawać mocno jednostronne. Nie dlatego jednak reportażu tego nie cenię sobie bardzo wysoko. Brakuje mi tu jakiejś spójności, harmonii w opisywaniu przedstawianego świata. Może dogłębnego, prawdziwego poznania przestrzeni, którą opisuje? Poznania zakładającego jakąś autentyczną sympatię, widzącą nie tylko to co złe, ale też może przeciętną codzienność obok ekstremizmu? Dużo w tym reportażu wszystkiego co złe, mocno to ze sobą wymieszane. Reportaż napisany jest w takim stylu, jakby autor stracił oddech chcąc opisać całe zło Białegostoku. Jakby przyjechał tam, spisał wszystkie szokujące ciekawostki z lokalnej prasy, porozmawiał z kilkoma osobami i zniknął. Warsztat reporterski na pewno nie przypadł mi do gustu. Brak mi wiarygodności rozumianej jako autentyczność (nie podważam faktów z niechlubnych kart naszej historii), brak lepszego stylu. Nie czuję tu żadnego związku z okolicą wybraną na bohatera reportażu. Nie ma ani pozytywnego dystansu, ani właściwej bliskości, które przydałyby się w opisywaniu jakiegoś upatrzonego wycinka świata. Coś podpowiada mi,że nie potrafię ocenić Białegostoku i Podlasia tak (dość jednak jednoznacznie) negatywnie jak zobrazowano go w tej książce. Choć od razu zaznaczę, że na pewno potrafię jednoznacznie potępić każdą z wad jego nacjonalistycznej części mieszkańców i mankamenty (delikatnie mówiąc) mentalności pewnej ich części.

Reportaż ten jest męczący. Męczący, bo w dużym zagęszczeniu przywołuje wszystkie wady naszego społeczeństwa - jego niewiedzę, lęki, uprzedzenia. Trzeba mieć dużo samozaparcia, żeby stawić czoła tej lekturze. To książka, która może obrażać uczucia, demaskuje oficjalny wizerunek naszego społeczeństwa, ale i niestety - nie bardzo chyba mija się z prawdą. Bolesne są...

więcej Pokaż mimo to