Szkic. Hanka i Jacek Fedorowiczowie w rozmowie z Patrycją Bukalską Patrycja Bukalska 7,3
ocenił(a) na 96 tyg. temu W wywiadzie z małżeństwem Hanną i Jackiem Fedorowiczami, Patrycja Bukalska kreśli wspomnienia, reminiscencje świata, którego już nie ma, który zniknął w papierosowym dymie, pośród ludzkiej wrzawy.
Opowieść osadza się wokół prowadzonej w okresie stanu wojennego organizacji pomocowej, prowadzonej przez ludzi dobrej woli, przy kościele Świętego Marcina, na warszawskiej Starówce. Miejsce owiane legendą, w pewnym momencie stało się siedzibą spotkań, przynoszenia darów, zdobywania informacji, ważnych rozmów, pożegnań i powitań, chociaż zaczęło się dość spokojnie:
„Na początku była to więc skrzynka kontaktowa, ściana płaczu i poszukiwania ratunku wszelkiego […] Ustawiłam więc bardzo duży stół na środku paczkarni, zdobyłam jakieś wieszaki ubraniowe jako stojaki do kroplówki, coś takiego...”
Hanna Fedorowicz jawi się od pierwszych stron jako bardzo aktywna, rzutka, pełna werwy kobieta, opozycjonistka, mająca za swoimi plecami, chociaż bardziej introwertycznego, to w jakiś sposób oddającego tę buzującą w środku energię dla ludzi i dobra spraw, męża. Oboje wspominają miejsca, ludzi i wydarzenia czasu przełomów; rozmowa skrzy się od inteligentnych puent, (nie)przypadkowych zdarzeń i spotkań nie do zapomnienia.
„Mieliśmy poczucie, że naszym największym marzeniem byłoby żyć w kraju normalnym”.
To także w tym czasie, w stanie wojennym, Hanna Fedorowicz zaczęła tworzyć portrety napotkanych ludzi, zapisując jakby pamiętnik tamtych dni, „notatki o tych ludziach dla mnie”, mocną lub lżejszą kreską uwydatniając cechy, zalety i przywary napotkanych postaci, ludzi bardzo ważnych dla niej i dla męża, dla stanu wojennego, dla kraju, czasami przypadkowych, ale interesujących, wibrujących wyjątkową energią, a także portrety ukochanych psów i wnuków. To dokładnie te portrety nadają historii niesamowity rys, przyciągają, wprowadzają w zadumę, powodują w czytelniku (przynajmniej ja tak miałam) chęć zatrzymania się przy nich na dłużej, poznania osobiście tych kobiet i mężczyzn, zgłębienia ich tajemnicy. Wierzę Fedorowiczom, że bez tych ludzi nic by się nie wydarzyło, historia byłaby inna, a życie smutniejsze. Nawet jeżeli te lata osiemdziesiąte to była nieustanna tęsknota za niepodległością, to dzielono ją ze sobą, z dużą odpowiedzialnością i odwagą, w grupie, a to już dużo…
Warto przy okazji zauważyć nie tylko ogromne zaangażowanie bohaterów w stanie wojennym, ale także szczerość w wyrażaniu się o tym trudnym okresie, dzisiaj w dużej mierze przedstawianym nie zawsze w jednoznacznym świetle. Jak stwierdza Pan Jacek:
„…to daje obraz klimatu tamtych czasów, który jest nie do odkrycia dziś w sposób dostępny historykom i archiwistom”.
Hanna Fedorowicz portretowała w tamtym czasie Mariana Brandysa, Jana Łomnickiego, Jacka Kuronia, Piotra Szczepanika, małżeństwo Kociniaków, Marię Chwalibóg, Adama Michnika, Julię Hartwig, Stefana Bratkowskiego, Normana Daviesa, Jerzego Markuszewskiego, Maję Komorowską, Jana Nowaka-Jeziorańskiego, Helenę Łuczywo, Marka Edelmana, Stanisława Bareję i setki innych, mniej lub bardziej znanych postaci. Zatrzymywała chwile, emocje, mimikę. W gestach i pozach kazała trwać tamtemu światu, a dzisiaj gdy patrzy się w te twarze, wszystko powraca…
„Może po prostu chciałam ich, takich „tamtych” zatrzymać dla siebie. […] To prawda…Ale o co mi chodziło? Żebym ich nie zapomniała? Wiem tylko, że wtedy wydawało mi się to absolutnie ważne”.
Zresztą warto zaznaczyć, że sam pomysł oparcia tej opowieści na „filarach” jakimi stały się czarno-białe i kolorowe portrety, odnośnik do omawianych wątków i wydarzeń, nić łącząca miejsca i fakty z ludźmi w danej chwili obecnymi przy Fedorowiczach, to ciekawy zabieg literacki i ogromne zaskoczenie, gdy pojawia się pewien niedosyt odnośnie życia filmowego i satyrycznego Jacka Fedorowicza.
Zapewne niejeden czytelnik sięgając po tę książkę, spodziewałby się bowiem smaczków z życia artysty, opowieści z planów filmowych oraz całego tego anturażu, jaki przez lata otaczał bohatera. Oczywiście, nie brakuje pewnych wzmianek na ten temat, ale nie są one w tej historii najważniejsze. Im dalej zagłębiamy się w lekturę, tym mocniej przekonujemy się, że autorka i jej rozmówcy tym razem zaprosili do zupełnie innego świata, innych wydarzeń, innego okresu w czasie, stając się artystami i portrecistami życia (Pan Jacek jest także rysownikiem). I mimo że na początku ja także „szukałam” na kartkach książki tej znanej wśród publiczności strony pana Jacka, to czytając wywiad, zaczęłam rozumieć, że to wszystko jest tutaj podane, dokładnie tak jak być powinno. Bo wciąż jest szczerość, wzruszenie, istotni ludzie i zaangażowanie. Jak w aktorskim świecie…
Przyznam szczerze, że to jedna z najlepszych książek, jaką w ostatnich kilkunastu miesiącach miałam okazję przeczytać. RECENZJA JEST MOIM AUTORSKIM TEKSTEM. ZAKAZ KOPIOWANIA, POWIELANIA I WYKORZYSTYWANIA CAŁOŚCI LUB CZĘŚCI PUBLIKACJI, BEZ MOJEJ WCZEŚNIEJSZEJ ZGODY. WSZYSTKIE RECENZJE POCHODZĄ ZE STRONY, NA KTÓRĄ ZAPRASZAM: https://www.facebook.com/TatraLang