Biblioteczka
2024-04-30
2024-04-29
2024-04-29
2024-04-28
2024-04-25
2024-04-22
2024-04-22
2024-04-16
2024-04-09
Twórczość Sarah J. Maas spotyka się z “Rywalkami” Kiera Cass i powstaje…
… wstęp do świata Uranosa. Bo “Tron Królowej Słońca” Nisha J. Tuli tym właśnie jest, wstępem do czegoś większego, co być może dostarczą nam następne tomy.
Od samego początku zostajemy wrzuceni w wydarzenia i poznajemy fenomenalną reputację Lor oraz jej zdolność do wpadania w kłopoty. Bardzo szybko z tej szarej rzeczywistości zostajemy przerzuceni na Dwór pełen złota w najróżniejszych formach i stylach. Powoli poznajemy reguły nim rządzące, samego króla i jego poddanych oraz zasady konkursu o tron królowej słońca. I niby wszystko fajnie, ale w tym kraju pełnym słońca, znalazło się też trochę cienia…
Największym z nim jest kreacja samej Lor. Uwięziona jako dziecko, przeżyła w Nostrazie wiele złych rzeczy, które w pewien sposób ukształtowały jej charakter. Daje się poznać jako butna, arogancka i gotowa na wszystko kobieta, pragnąca tylko przeżyć i być może w przyszłości wyjść z tego więzienia. I nie powiem, taka jej kreacja do mnie przemawiała, bo było widać, że Nostraza odcisnęła na niej swoje piętno. Jednak, gdy już trafiła na Słoneczny Dwór to tak jakby przeszła jakoś przemianę podczas leczenia i straciła swój pazur. Jasne gdzieś tam on się wciąż pojawiał, ale na widok wszystkich tych błyskotek i twarzy króla traciła resztki zdrowego rozsądku. Do czego dążyła? Nie wiem. Co najciekawsze główna bohaterka także nie wiedziała, aż w końcu ostatnia próba jej to uświadomiła. I wtedy nawet ponownie odkryła swój mózg i jakieś wartości. Czekałam na to tylko jakieś 300 stron…
Ale “Tron Królowej Słońca’ możemy także poznać z innej, ciekawszej perspektywa. Nadir, książe Zorzy i postać, która stara się rozwikłać tajemnicze zniknięcie więźniarki oraz jej tożsamość. Pragnie też, czegoś zupełnie innego i małymi kroczkami do tego dąży. Czuję, że książę może być postacią, która porządnie namiesza w tej powieści. I raczej nie on jedyny, bo na Dworze Króla Słońca pojawiają się jeszcze dwoje innych bohaterów, którzy też mogą mieć coś do powiedzenia.
Kontynent Uranos, na którym rozgrywa się cała akcja, pozostaje niejaką tajemnicą. Dowiadujemy się trochę o samych znajdujących tam się dworach oraz ich artefaktach, ale w moim odczuciu wciąż jest to za mało. Liczę na to, że autorka w kolejnych częściach trochę rozwinię tą kwestię. Chociaż i nie tylko to, bo same Fae też potrzebują nieco więcej przedstawienia. Na razie tylko wiemy, że są. Mają jakieś tam moce, a część z nich posiada nawet skrzydła. Niestety nic więcej się nie dowiadujemy. Momentami odnosiłam także wrażenie, że sama Nisha J. Tuli nie do końca wiedziała jak ugryźć ich wątek.
I pomimo że ta część nie dostarcza nam zbyt wielu odpowiedzi i tylko w niewielkim stopniu opisuje świat przedstawiony, to same zadania w konkursie o tron Królowej Słońca oraz same intrygi rozgrywające się pod całym tym blichtrem, dostarczają wiele rozrywki. Więc jeśli szukacie lekkiej i wciągającej książki to “Tron Królowej Słońca” będzie idealnym wyborem.
Twórczość Sarah J. Maas spotyka się z “Rywalkami” Kiera Cass i powstaje…
… wstęp do świata Uranosa. Bo “Tron Królowej Słońca” Nisha J. Tuli tym właśnie jest, wstępem do czegoś większego, co być może dostarczą nam następne tomy.
Od samego początku zostajemy wrzuceni w wydarzenia i poznajemy fenomenalną reputację Lor oraz jej zdolność do wpadania w kłopoty. Bardzo szybko z...
2024-04-11
2024-04-04
Wcale się nie dziwię, czemu bohaterka została odrzucona…
Mam mieszane uczucia do “Odrzucona” Jaymin Eve. Z jednej strony historia mi się podobała, ale z drugiej - pojawiały się elementy, które niszczyły cały obraz tej powieści. Gdybym miała określić jednym zdaniem ten tytuł, to brzmiałoby ono “Książka ze zmarnowanym potencjałem”.
Spójrzcie sami:
Mara, zmiennokształtna wilczyca, która w dniu swojej przemiany nie tylko zostaje odrzucona przez swojego prawdziwego partnera, ale uwalnia coś, co może zagrażać światu. Pojawia się Bestia Cienia i odkrywa przed nią świat, o którym istnieniu nawet nie śniła. Kobieta nie tylko próbuje odkryć kim jest, ale także stara się poznać zupełnie nowe miejsca i rasy w nich zamieszkujące. Po drodze pojawia się także kolejny quest, który w pewnym momencie stanie się istotny do zrealizowania. Czyż nie brzmi to, jak naprawdę dobra historia, przy której nie tylko będzie można się świetnie bawić, ale także z zapartym tchem śledzić dalsze losy bohaterów? No brzmi. Jednak coś poszło zdecydowanie nie tak…
1. Główna bohaterka. Mara zapowiadała się na silną postać kobiecą, która pomimo krzywd doznanych w watasze, myśli o lepszym jutrze. Nie załamuje się, nie rozpacza nad swoim losem, ale obiera cel i małymi kroczkami do niego dąży. Ale wszystko to się zmienia po pierwszej przemianie. Staje się po prostu kolejną głupiutką, wyszczekaną bohaterką, która jest mocna tylko w gębie. A to ile razy jest w stanie sobie zaprzeczyć na przestrzeni jednego rozdziału, przechodzi nawet moje wyobrażenia.
2. Przemyślenia Mary. Otóż Mara myśli dużo, bardzo dużo. Jednak, czy jej przemyślenia mają sens? Nie. To może coś wnoszą do całej historii? Nie. W takim razie, po co one tam są? Nie wiem. Ale wiem jedno, bez nich książka byłaby znacznie przyjemniejsza w odbiorze i zdecydowanie krótsza.
3. Napalenie Mary. Ja wiem, że to smut fantastyka i ten typ rządzi się swoimi prawami. Ale litości - zakłady o to z kim straci dziewictwo. Naprawdę? To już wolę wrócić do Nesty i użalać się razem z nią nad faktem "że nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi”. Mara zamiast skupić się na misji myśli o tym, jaki Shadow jest przystojny, o tym skąd zdobędzie wibrator i o tym, że jest dziewicą. Dziękuję książko, zorientowałam się o tym już na początku.
4. Shadow. Ogólnie do niego nic nie mam, bo też nie za bardzo miałam możliwość lepiej go poznać. Chociaż wiem, że jest diabelnie przystojny, nieziemsko zbudowany, a jego oczy to w ogóle płoną. Wiem także jedno, grozi bohaterce śmiercią przynajmniej raz na rozdział. Chłopie, gdybyś to zrobił, to nie tylko skróciłbyś swoje męki, ale także i moje.
5. Przekład/redakcja/korekta. Nie wiem, co zaszło po naszej stronie, ale jest dziwnie. Zdania nie zdaniują. Część była jak żywcem z translatora, część miała dziwną konstrukcję, a w niektórych akapitach miało się wrażenie, że po prostu ich tam brakuje.
“Odrzucona” to dla mnie książka ze zmarnowanym potencjałem. Nawet jeśli próbowałam ją traktować jako guilty pleasure, to długo nie mogłam samej siebie okłamywać. Czasami już po prostu leciałam po dialogach, aby załapać ogólny sens historii (a tych dialogów nie było za wiele, głównie myśli Mary). Jednak samo zakończenie sprawiło, że z ciekawości sięgnę po kontynuację.
Wcale się nie dziwię, czemu bohaterka została odrzucona…
Mam mieszane uczucia do “Odrzucona” Jaymin Eve. Z jednej strony historia mi się podobała, ale z drugiej - pojawiały się elementy, które niszczyły cały obraz tej powieści. Gdybym miała określić jednym zdaniem ten tytuł, to brzmiałoby ono “Książka ze zmarnowanym potencjałem”.
Spójrzcie sami:
Mara, zmiennokształtna...
2024-03-24
Agata Polte powróciła do fantastyki i…
… tym razem zabrała nas do świata rządzonego przez trzy nacje: czarownice, wampiry i wilkołaki. Urban fantasy w klasycznym stylu, w którym nie zabraknie dobrze poprowadzonego śledztwa oraz humoru. I, pomimo że nie wszystko mi grało, a jeden wątek w moim odczuciu został w ogóle nie wykorzystany, to i tak się świetnie bawiłam.
“Pierwsza faza zaćmienia” pozornie rozpoczyna się od zwykłego spotkania z przyjaciółmi, jednak bardzo szybko ta sielanka zostaje przerwana i zostajemy wrzuceni w wir śledztwa, politycznych sojuszy oraz walk i chęci zemsty.
Autorka bardzo sprawnie wprowadziła nas w świat i rządzące nim zasady. Zrobiła to w swoim lekkim i zabawnym stylu. Jak zwykle bohaterów przez nią stworzonych bardzo szybko da się polubić. Jednak to, co zasługuje na największą uwagę to zbrodnie i śledztwo. Do samego końca nie wiedziałam kto za tym stoi. Jasne miałam kilku swoich podejrzanych, ale rzeczywisty sprawca nieźle mnie zaskoczył. I jak już wiedziałam, że to ta osoba nagle wszystkie puzzle wskoczyły na miejsce i nagle zrobiło się to oczywiste. Cała prawda została ukryta w szczegółach.
I świat. Wiecie, niby nic specjalnego, ale coś w sobie miał. W pierwszym tomie zdecydowanie lepiej poznajemy królestwo czarownic i co nieco zarysowane nam zostają układy w świecie wampirów. Ale największą tajemnicą stanowią wilkołaki, chociaż mam wrażenie, że nie na długo. Podobało mi się to, że nie został na siłę rozbudowany. Dzięki tej prostocie nie miałam wrażenia, że się gubię. Nie musiałam się zastanawiać, czemu tak, a nie inaczej.
Ale jest coś, co nie do końca pozwoliło mi cieszyć się lekturą. Wątek romantyczny. Mam wrażenie, że został potraktowany po macoszemu. Kompletnie nic nie czułam pomiędzy bohaterami, a ich wielkie przywiązanie wynikało tylko z faktu, że są swoimi mate. W całej historii zabrakło miejsca na to, aby ta dwójka mogła spędzić ze sobą czas i jakoś się poznać. Co pozwoliłoby bardziej uwiarygodnić ich związek.
“Pierwsza faza zaćmienia” jest bardzo dobrym pierwszym tomem serii. Otrzymujemy bardzo dobre śledztwo, świetnych bohaterów oraz humor. I chociaż kręcę nosem na kilka kwestii, to mimo wszystko dobrze się bawiłam. Z ciekawością sięgnę po kolejny tom.
Agata Polte powróciła do fantastyki i…
… tym razem zabrała nas do świata rządzonego przez trzy nacje: czarownice, wampiry i wilkołaki. Urban fantasy w klasycznym stylu, w którym nie zabraknie dobrze poprowadzonego śledztwa oraz humoru. I, pomimo że nie wszystko mi grało, a jeden wątek w moim odczuciu został w ogóle nie wykorzystany, to i tak się świetnie...
2024-03-23
2024-03-19
Książki Gosi Lisińskiej stają się moim guilty pleasure…
“Cześć, Psorko” to kolejna powieść z różnicą wieku, w której to ona jest starsza od niego. Jak na ogół nie lubię takiego motywu, to u autorki łykam go bez zająknięcia. Podoba mi się, w jaki sposób bohaterowie budują relacje i nie zwracają uwagi na liczby. Nawet ich znajomi akceptują ich związek i im kibicują. Co prawda, to bardzo cukierkowe jest, ale czego chcieć więcej.
Dodatkowo w “Cześć, Psorko” znajdziemy drobny wątek kryminalny, który został bardzo fajnie poprowadzony. Dopiero w połowie książki domyśliłam się, kto stoi za zbrodniami, jednak motywy tej osoby wciąż pozostawały dla mnie nieznane. Jednak mam zastrzeżenia do samej końcówki - za szybka i brakowało mi jakiegoś dopowiedzenia, co się stało już po złapaniu winnego.
Jeśli szukacie tytułu, z którym miło spędzicie wieczór to “Cześć, Psorko” będzie idealnym wyborem.
Książki Gosi Lisińskiej stają się moim guilty pleasure…
“Cześć, Psorko” to kolejna powieść z różnicą wieku, w której to ona jest starsza od niego. Jak na ogół nie lubię takiego motywu, to u autorki łykam go bez zająknięcia. Podoba mi się, w jaki sposób bohaterowie budują relacje i nie zwracają uwagi na liczby. Nawet ich znajomi akceptują ich związek i im kibicują. Co...
2024-03-20
2024-03-09
To jest naprawdę ciekawy system magiczny...
Wyobraźcie sobie świat, w którym ludzie podzieleni są na kasty i żyją w odpowiednich sektorach. Świat, w którym Burza jest niszczycielskim zagrożeniem, a szans na jej pokonanie nie ma. Mało tego, nie tylko doszczętnie niszczy najniższe sektory, mutuje także ludzi. Ich jedyną nadzieją są jeźdźcy władający ikonomancją. Potężną magią, którą nieliczni mogą opanować.
To tylko wstępny zarys świata, który odkrywa przed czytelnikami Sunya Mara w swojej powieści "Burza". Pomimo dość sztampowego początku, wiecie - dziewczyna staje się świadkiem zatrzymania swojego ojca przez samego księcia, postanawia go uwolnić, a dalej to już tylko historia. I muszę przyznać, że nie byle jaka historia:
🔹 bohaterowie, którzy dążą do sobie tylko znanych celów;
🔹 na każdym kroku tajemnice prowadzące do czegoś więcej;
🔹 stopniowo odkrywana przeszłość bohaterów oraz historia samego świata;
🔹 naprawdę ciekawy system magiczny, oparty na sztuce ikon.
Sunya Mara w swojej powieści wykorzystuje dobrze znane nam motywy (np. rewolucjonistów, biedna dziewczyna i książe) i tworzy naprawdę wciągającą historię. Dzięki opisom jesteśmy w stanie lepiej zobrazować sobie otaczający bohaterów świat, poznać jego różnice (nie tylko te klasowe) oraz głębiej zanurzyć się w machinacje i kłamstwa, w których jest on skąpany. Tutaj nic nie jest czarne i białe, a autorka dobitnie nam to zaznacza na każdym kroku.
Dużym plusem samej historii są bohaterowie oraz ikonamancja.
Główną narratorką jest Vesper, dziewczynę gotową zrobić wszystko, aby ocalić swojego ojca. Jest zdeterminowana, wierna i nieco narwana. Momentami jednak może lekko denerwować swoimi przemyśleniami na temat różnic klasowych. Odniosłam wręcz wrażenie, że ma za złe bogatym, że są bogaci. Z jednej strony rozumiem (głód i śmierć panująca na ulicach w niższych sektorach), ale to nie tak, że te bogactwa mają za darmo. Za to podobała mi się jej relacja z samym księciem i jego przybocznymi. Cała trójka niezwykle różna, ale tworzyła zgrany zespół. Chociaż nawet przed sobą mieli tajemnice, jednak i tak pozostawali sobie wierni. Vesper z jednej strony darzyła ich nieufnością, lecz z drugiej zaczynała się do nich przekonywać. Wyszło to tak naturalnie. Dynamika całej czwórki sprawiała, że cała historia się nie dłużyła.
Ikonomancja, czyli sztuka symboli. Na początku miała trochę vibe “Darów Anioła”, jednak jak zbiegiem historii poznawałam jej złożoność, to zrozumiałam, jak bardzo się myliłam. Nawet bohaterowie nie byli świadomi, jak wiele przed nimi skrywa ta moc. Odnosili się do niej z czcią, z niemalże szacunkiem. I jeszcze fakt, że nie każdy był w stanie nią władać, robiło jeszcze większe wrażenie. Już dawno nie spotkałam się z tak ciekawym systemem magicznym w książce.
I najważniejsze - wątek romantyczny. Niby jest, ale tak jakby go nie było. To jest typowy slow burn romans i motyw enemies to lovers. Oboje się sobie podobają, ale na spokojnie w książce na próżno szukać wiecznych wzdychań i jednotorowych myśli. Bo przy tej obustronnej fascynacji, kryje się także nieufność, kłamstwa oraz chęć wykorzystania tej drugiej osoby do swojego celu. Bohaterowie uczą się stopniowo sobie ufać. Budują coś kruchego na jeszcze mniej stabilnych fundamentach. Bardzo przyjemnie obserwowało się ich przemianę. Ale samo zakończenie…
… namieszało, i to nie tylko w ich relacji. Autorka całą powieść zakończyła w odpowiednim momencie, pozostawiając czytelnika z pytaniem “co dalej”.
Czy polecam? Tak, pomimo tego, że nie jest to książka dla każdego. Fani ciekawych światów oraz stopniowego ich odkrywania na pewno będą zachwyceni. Mam wrażenie, że fani “Świata Wynurzonego” Licia Troisi w “Burzy’ także znajdą coś dla siebie.
To jest naprawdę ciekawy system magiczny...
Wyobraźcie sobie świat, w którym ludzie podzieleni są na kasty i żyją w odpowiednich sektorach. Świat, w którym Burza jest niszczycielskim zagrożeniem, a szans na jej pokonanie nie ma. Mało tego, nie tylko doszczętnie niszczy najniższe sektory, mutuje także ludzi. Ich jedyną nadzieją są jeźdźcy władający ikonomancją. Potężną...
2024-03-17
DNF w 45%, bez oceny.
“Miasto Gwiezdnego Pyłu” Georgia Summers niewątpliwie została napisana pięknym językiem i nawet dwa pierwsze rozdziały zapowiadały się na cudowną historią z klątwą i dark akademią. Jednak to byłoby na tyle…
Doszłam do prawie połowy książki i nie za wiele się tam działo. Główna bohaterka dorosła i tylko wściekała się, że wujowie nic jej nie mówią. A klątwa i poszukiwania jej matki? Są, gdzieś tam z tyłu pamięci i chyba tylko tyle. Bo wciąż sam czytelnik nie za wiele się dowiaduję o samej klątwie i jej rodzaju, czy tego jakie kroki podejmują, aby znaleźć jej rodzicielkę. Mamy kilka perspektyw i to nam pozwala chociaż trochę poznać realny świat i ten funkcjonujący za zasłoną, ale to wciąż za mało. O interakcji pomiędzy bohaterami nawet nie wspomnę, bo ona wcale nie istnieje. Jest dwa czy trzy spotkania, kilka kwestii i nara, do zobaczenia za kilka tygodni.
Po blurbie spodziewałam się czegoś znacznie więcej, jednak ciut się zawiodłam.
DNF w 45%, bez oceny.
“Miasto Gwiezdnego Pyłu” Georgia Summers niewątpliwie została napisana pięknym językiem i nawet dwa pierwsze rozdziały zapowiadały się na cudowną historią z klątwą i dark akademią. Jednak to byłoby na tyle…
Doszłam do prawie połowy książki i nie za wiele się tam działo. Główna bohaterka dorosła i tylko wściekała się, że wujowie nic jej nie mówią. A...
Książka nie dla mnie albo fakt poznania historii poprzez audiobooka wpłynął na jej odbiór.
Zamysł “Carmilla” jest bardzo dobry, ale po tylu zachwytach, które słyszałam na jej temat, spodziewałam się znacznie więcej. Kompletnie nie czułam tam gotyckiego klimatu (ale tutaj mógł wpłynąć fakt na sposób poznania historii), a sama historia nie wywołała we mnie żadnego zainteresowania.
Nie rozumiałam bohaterów, nie czułam ich charakterów ani niepokojów. Po prostu byli. Czegoś mi zabrakło i w moim odczuciu była to raczej przeciętna historia.
Książka nie dla mnie albo fakt poznania historii poprzez audiobooka wpłynął na jej odbiór.
więcej Pokaż mimo toZamysł “Carmilla” jest bardzo dobry, ale po tylu zachwytach, które słyszałam na jej temat, spodziewałam się znacznie więcej. Kompletnie nie czułam tam gotyckiego klimatu (ale tutaj mógł wpłynąć fakt na sposób poznania historii), a sama historia nie wywołała we mnie żadnego...