Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Gdy dwa dni temu zdecydowałem się obejrzeć film nie spodziewałem się, że w dobę później przeczytam także pierwowzór. Przez całą lekturę towarzyszył mi filmowy soundtrack, jednak jako całość bardziej podobała mi się ekranizacja.

Była chyba bardziej zmysłowa, subtelna. Wyczułem więcej emocji widząc płaczącego Elio, niż czytając potok jego myśli. Jednak zaskoczyło mnie jak bardzo film odzwierciedla książkę, niektóre dialogi są wręcz wyjęte 1:1. Nie umniejsza to jednak tej historii, bo w obu wersjach jest ona przejmująca, wciągająca i prawdziwa. Czułem tu autentyczność, bo niektóre momenty były wręcz odzwierciedleniem moich myśli z przeszłości. Jest tu wiele trafnych porównań i metafor, dzięki czemu romantyczność przenika się z namiętnością. Podoba mi się również sposób opowiedzenia tej historii z perspektywy zauroczonego nastolatka.

Był to mój pierwszy raz z literaturą tego typu, więc nie wszystko mi zagrało, ale może po prostu ten gatunek tak ma. Zakończenie filmowe bardziej mi się podobało z takim niedopowiedzeniem. Tutaj nie do końca to czuję i tym bardziej nie rozumiem idei kontynuacji. Póki co żyję jeszcze tą historią, więc idę popłakać w poduszkę.

Gdy dwa dni temu zdecydowałem się obejrzeć film nie spodziewałem się, że w dobę później przeczytam także pierwowzór. Przez całą lekturę towarzyszył mi filmowy soundtrack, jednak jako całość bardziej podobała mi się ekranizacja.

Była chyba bardziej zmysłowa, subtelna. Wyczułem więcej emocji widząc płaczącego Elio, niż czytając potok jego myśli. Jednak zaskoczyło mnie jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli chodzi o książki Pauliny Hendel, to jestem jednak #teamżniwiarz

"Łowca", czyli dotychczas ostatnia wydana część "Zapomnianej księgi" jest dobra, jednak bardzo podobna do poprzednich części. Nie chodzi o to, że dzieje się to samo, lub, że brakło pomysłu. Nadal czyta się to bardzo dobrze, szybko i z zaciekawieniem. Nie mogę przestać porównywać tych książek ze "Żniwiarzem", którego poznałem najpierw. I głównym problemem jest dla mnie brak jakiegoś punktu kulminacyjnego do którego zmierzamy przez całą powieść, nie ma już takiego zaskoczenia jak było w przypadku "Strażnika".

Niemniej nie można i tej serii nie polecić. Ze względu na tematykę, "wiarygodność" i naturalność. Na pewno nie jest to post-apo do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Zapowiedziane są kolejne tomy, z jednej strony fajnie, bo wg mnie zakończenie "Łowcy" było za bardzo otwarte, z drugiej boję się, żeby nie były wtórne.

Jeśli chodzi o książki Pauliny Hendel, to jestem jednak #teamżniwiarz

"Łowca", czyli dotychczas ostatnia wydana część "Zapomnianej księgi" jest dobra, jednak bardzo podobna do poprzednich części. Nie chodzi o to, że dzieje się to samo, lub, że brakło pomysłu. Nadal czyta się to bardzo dobrze, szybko i z zaciekawieniem. Nie mogę przestać porównywać tych książek ze...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Uderzenie wyprzedzające Paweł Majka, Radosław Rusak
Ocena 6,1
Uderzenie wypr... Paweł Majka, Radosł...

Na półkach:

Mam bardzo mieszane uczucia... Z jednej strony poszczególne wątki i akcje są dobrze napisane, z drugiej aż do końca ciężko połączyć mi je w całość. Z jednej strony czytało mi się dobrze i szybko, z drugiej nie dostałem prawie żadnych odpowiedzi. Nie poczułem przywiązania do żadnego z bohaterów. A mimo to bardzo intryguje mnie wątek kradzieży Szczerbca, bo ta jedyna [sic!] scena z nim związana, opowiadana dodatkowo z drugiej ręki ma potencjał na coś epickiego.

Uważam, że autorzy powinni dać czytelnikom coś więcej w tym tomie, bo aktualnie jest on jedynie długim wstępem do historii, na którą nie wiem czy czekać...

Mam bardzo mieszane uczucia... Z jednej strony poszczególne wątki i akcje są dobrze napisane, z drugiej aż do końca ciężko połączyć mi je w całość. Z jednej strony czytało mi się dobrze i szybko, z drugiej nie dostałem prawie żadnych odpowiedzi. Nie poczułem przywiązania do żadnego z bohaterów. A mimo to bardzo intryguje mnie wątek kradzieży Szczerbca, bo ta jedyna [sic!]...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta część była zupełnie inna od poprzednich i to w tym pozytywnym sensie. Nie powiem, że była mroczniejsza czy poważniejsza, na pewno było tu mniej "sielanki" i było jakby gęściej. Ale kto czytał poprzednie części ten wie, że robi się coraz ciężej.

Dzięki sytuacjom, w których znaleźli się bohaterowie autorka mogła wprowadzić nowe demony, nowe ciekawostki ze starych wierzeń, które w realiach poprzednich tomów mogłyby wyglądać sztucznie, a tutaj bardzo pasują. W tym tomie dowiadujemy się m.in. o tym dlaczego Droga Mleczna nazywana jest Drogą Dusz, skąd wziął się zwyczaj nadawania dzieciom dwóch imion lub czym jest kłobuk.

Czy czułem się zaskoczony? Tak, choć może w trochę mniejszym stopniu, bo już trochę poznałem styl pisania. Jak mi się czytało? Szybko i z napięciem. Tę serię pochłania się naprawdę tak dobrze, że momentami zaczyna się nawet wierzyć w ten słowiański świat. Nie spodziewałem się jeszcze kolejnego tomu, ale w tym wypadku ilość nie odbija się na jakości.

Ta część była zupełnie inna od poprzednich i to w tym pozytywnym sensie. Nie powiem, że była mroczniejsza czy poważniejsza, na pewno było tu mniej "sielanki" i było jakby gęściej. Ale kto czytał poprzednie części ten wie, że robi się coraz ciężej.

Dzięki sytuacjom, w których znaleźli się bohaterowie autorka mogła wprowadzić nowe demony, nowe ciekawostki ze starych wierzeń,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Polowanie na Czerwony Październik” to powieść wydana w 1984, a w Polsce po raz pierwszy w 1991 roku, ale oprócz kwestii technicznych nie czuć tutaj, że książka została napisana ponad 30 lat temu. Akcja dzieje się podczas zimnej wojny. Marco Ramius, kapitan oficer radzieckiej floty wypływa w pierwszy rejs „Czerwonym Październikiem”, czyli tytułowym okrętem podwodnym. Sprzeciwia się jednak odgórnym rozkazom i płynie do wybrzeży Stanów Zjednoczonych. Za Ramiusem zostaje wysłana radziecka flota, by nie dopuścić do spełnienia jego planów, jakiekolwiek by nie były. Tymczasem kompletnie zdezorientowany rząd USA widzi tylko okręty radzieckie zbliżające się do ich kraju. Żadna ze stron jednak tak naprawdę nie wie co się dzieje i jakie plany ma Ramius. Wtedy do rozwiązania zagadki zostaje wezwany Jack Rayan, analityk CIA. Przypuszcza on, że kapitan Czerwonego Października chce tylko uzyskać azyl polityczny w Stanach.

Na pewno jest to książka bardzo dobra w swoim gatunku. Jest to powieść sensacyjna, niektórzy mówią również o thrillerze politycznym. Zdecydowanie nie jest to powieść dla każdego. Znając jedynie zarys fabuły bałem się, że książka będzie ciężka w odbiorze, ale nie było tak źle. No bo jednak zimna wojna, ZSRR, służby specjalne… Jednocześnie wielkim plusem jak i w pewnym sensie zgubą „Polowania ….” jest szczegółowość historii, szczególnie w pierwszej jego części. Ogrom informacji budowy i funkcjonowania łodzi podwodnych, samolotów itd. jednych może zachwycić i wciągnąć, innych znużyć i przytłoczyć. Dla fanów wszelkich militariów powinna to być prawdziwa perełka. Dla całej reszty część technicznego żargonu może być zbędna w kontekście historii, a przede wszystkim może być niezrozumiała. Całość mimo niezbyt szybkiego tempa jest wciągająca, a ostatnie około 150 stron potrafi trzymać w napięciu.

Dla mnie kwestii technicznych było trochę za dużo i wolałbym w tym czasie dowiedzieć się czegoś więcej np. o psychologii bohaterów, szczególnie Marco Ramiusa, któremu wg mnie poświęcono trochę za mało czasu. Również Jacka Rayana jest tutaj dość mało, ale akurat jego poznamy pewnie lepiej w następnych tomach. Zgubnym może być tutaj zapamiętywanie wszystkich lokacji, stopni wojskowych itd. jest tego po prostu dużo, może trochę za dużo? Uważam, że historię trzeba potraktować jako całość nie zatrzymując się zbytnio przy szczegółach.

W „Polowaniu na Czerwony Październik” mamy do czynienia z dwoma kulturami – rosyjską i amerykańską. Obie są przedstawione w pewnej opozycji do siebie i choć zrozumiałe jest szkalowanie przywiązanie członków do partii w ZSRR, tak gloryfikacja dokonań Amerykanów jest trochę naiwna i może bawić. Czuć tutaj napięcie związane z podejmowaniem kolejnych strategicznych decyzji, czuć także klaustrofobiczne poczucie obecności w łodzi podwodnej. Podsumowując, jeśli książka trafi na odpowiedniego czytelnika może dać dużo rozrywki i nawet wiedzy.

„Polowanie na Czerwony Październik” to powieść wydana w 1984, a w Polsce po raz pierwszy w 1991 roku, ale oprócz kwestii technicznych nie czuć tutaj, że książka została napisana ponad 30 lat temu. Akcja dzieje się podczas zimnej wojny. Marco Ramius, kapitan oficer radzieckiej floty wypływa w pierwszy rejs „Czerwonym Październikiem”, czyli tytułowym okrętem podwodnym....

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Jak można tak zakończyć książkę? Jak?

Mimo, że to debiut, jest to druga seria Pauliny Hendel, po którą sięgam, i niestety jest nieco gorsza od "Żniwiarza", ale jest też po prostu inna. Na początku można wyczuć tą niepewność w pisaniu, ale jest to całkowicie zrozumiałe, a mam wrażenie, że ten mankament poprawia się na przestrzeni już tego jednego tomu. Autorka ma zdolność do ciekawego opisywania czynności zwykłych, które nadają jej realizmu (a w tym wypadku, gdzie akcja dzieje się na wsi) i również swojskości. Również sceny akcji są poprowadzone tak, że nie czuje się monotonności.

Czego mi zabrakło, by dać wyższą ocenę? Przez dużą część książki nie czułem tutaj post-apokaliptycznego klimatu. (Mimo wszystko) łatwo sobie wyobrazić życie na wsi bez prądu i bieżącej wody, bo taki obraz mogliśmy zapamiętać ze szkolnych lektur, w tym wypadku są one po prostu napisane współczesnym językiem. I choć już zdążyłem nabrać zaufania do autorki, ale jednak na początku trochę przeszkadza ta debiutancka niepewność. Przez pewien czas miałem wrażenie również o schematyczności i sposobie prowadzenia wydarzeń, ale to trwało tylko do czasu.

Tak trochę ponarzekałem, ale tylko dlatego, że nie wiem co powiedzieć o tych dobrych. Bo jeśli tak zaczyna się karierę pisarza, to wróżę świetlaną przyszłość. A właściwie nie ma co wróżyć, bo w "Żniwiarzu" nie pojawiają się uwagi, które zawarłem tutaj. Jestem przed przeczytaniem drugiego tomu i w tej chwili mogę spokojnie polecić "Strażnika". Bo zachęcił mnie na tyle, żeby poznać "dalsze" losy Huberta.

Jak można tak zakończyć książkę? Jak?

Mimo, że to debiut, jest to druga seria Pauliny Hendel, po którą sięgam, i niestety jest nieco gorsza od "Żniwiarza", ale jest też po prostu inna. Na początku można wyczuć tą niepewność w pisaniu, ale jest to całkowicie zrozumiałe, a mam wrażenie, że ten mankament poprawia się na przestrzeni już tego jednego tomu. Autorka ma zdolność...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Radio Silence” to książka z jednej strony typowo młodzieżowa, z drugiej zupełnie nie. W pewnym sensie można ją uznać nawet za obyczajówkę, ale też nie do końca.

Nie zachwycam się tą powieścią aż tak, ale uważam ją za bardzo dobrą. Nie wszystko mi tutaj zagrało. Pierwszy zarzut dotyczy może nie tyle samej książki, co gatunku, i może właśnie z tego wynikają wszystkie inne. Chodzi mi o naturalność sytuacji, dialogów, które czasem są na siłę pisane pod młodego czytelnika. Generalnie, nie do końca czuję ten styl autorki, szczególnie na początku, później można się do niego przyzwyczaić. Drugi zarzut to bardzo stereotypowi rodzice i ogólnie niektórzy bohaterowie. Każdy ma pewien zakres cech, poza które nie wykracza, przez co łatwo można domyślić się jego zachowań. Rozumiem z czego to wynika, bo właśnie te zachowania są punktem wyjścia to wydarzeń, które są po stronie plusów, ale mimo to jest jakiś niedosyt. Kolejny pół-minus to internetowa rzeczywistość, w sensie w Polsce większość funkcjonuje raczej na portalach typu Facebook/Instagram, a nie Tumblr/Twitter, przez co niektórym może być ciężko się odnaleźć właśnie w tych. Ale akcja dzieje się w Anglii, więc jestem w stanie to zrozumieć, jak rozumiem, że to właśnie Tumblr jest najbardziej fandomowym miejscem w internecie.

Fabuła była ok, zdecydowanie nie powielała schematów. Przez całą książkę ciągnie się jedna linia fabularna urozmaicana przez wiele pobocznych, mających wpływ na tę główną. To co najbardziej mi się tutaj spodobało to realizm sytuacji. Znaczy ok, czasem jest to przerysowane, ale przez to uwypuklenie znalazło się tam wiele sytuacji, w których sam mógłbym się odnaleźć, a przynajmniej zrozumieć. Każda emocja jest na swoim miejscu i wiem, że w takiej sytuacji zachowałbym się podobnie. Jest tu wiele problemów i sytuacji, dzięki czemu na pewno każdy znajdzie tu choć jeden wątek, który w pełni zrozumie i będzie mógł odnieść go do swojego życia, lub swojego otoczenia.

Jest tu wiele wątków młodzieżowych, które są zaledwie tłem do głównych wydarzeń, mam na myśli romans, problemy z tożsamością, prześladowania albo typowe szkolne wątki. I po prostu są, to nie na nich opiera się fabuła, co daje kolejny duży plus. Plusem jest również przedstawienie jak wirtualne życie przenika do realnego, a raczej jak na nie wpływa. Generalnie, jednym wielkim plusem jest poruszana problematyka, jej różnorodność i autentyczność.

Jest to książka zdecydowanie dla młodzieży, tak w wieku licealnym, właśnie ze względu tego przejścia na nowy etap jakim są studia. Dla trochę młodszych i trochę starszych również, reszta może mieć mieszane uczucia, po prostu mogą się nie odnaleźć we współczesnych problemach nastolatków. A tak poza tym, to czyta się ją bardzo szybko, nie spodziewałem się, że aż tak się wkręcę. Jak wspomniałem, ma wady, ale przeczytać warto.

„Radio Silence” to książka z jednej strony typowo młodzieżowa, z drugiej zupełnie nie. W pewnym sensie można ją uznać nawet za obyczajówkę, ale też nie do końca.

Nie zachwycam się tą powieścią aż tak, ale uważam ją za bardzo dobrą. Nie wszystko mi tutaj zagrało. Pierwszy zarzut dotyczy może nie tyle samej książki, co gatunku, i może właśnie z tego wynikają wszystkie inne....

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

*opinia nie zawiera spojlerów z żadnego z tomów

Lubię takie powroty. Mają one jednak to do siebie, że po każdym powrocie coś jest inaczej. Tak było też w tym wypadku. "Muza" jest inna niż "Marzyciel", czyli pierwszy tom, ale to nie znaczy, że gorsza.

Ci, którzy się zachwycili ze względu na język, mogą trochę się rozczarować, bo jest go tutaj nieco mniej. To znaczy nie mniej języka, ale mniej tego baśniowego stylu, przy którym się odpływało. Ci z kolei, którzy narzekali na brak akcji, tutaj dostaną jej aż nadto. To już nie jest sen, ale jawa.

Akcja wyszła na korzyść bohaterom. Relacje między nimi są lepiej zbudowane, bo często działają pod wpływem emocji, które sprawiają, że również czytelnik lepiej ich poznaje i rozumie, dlaczego postąpili tak, a nie inaczej.

Jest to ostatni tom, więc wszystkie wątki musiały zostać zamknięte. Nie wszystkie zakończyły się tak jakbym tego chciał, przez co czasem miałem minę niezadowolenia. Choć po głębszych przemyśleniach to, jak potoczyły się wydarzenia było najlepszą z możliwych opcji.

Chyba nie ma osoby, która po przeczytaniu tomu pierwszego nie chciałaby sięgnąć po drugi. Opinia o całej dylogii do obejrzenia tutaj: https://youtu.be/pfOPEXrrYf8

*opinia nie zawiera spojlerów z żadnego z tomów

Lubię takie powroty. Mają one jednak to do siebie, że po każdym powrocie coś jest inaczej. Tak było też w tym wypadku. "Muza" jest inna niż "Marzyciel", czyli pierwszy tom, ale to nie znaczy, że gorsza.

Ci, którzy się zachwycili ze względu na język, mogą trochę się rozczarować, bo jest go tutaj nieco mniej. To znaczy nie...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Nie wiem czy ta część była nieco gorsza, czy była po prostu inna.

Nie zagrało mi przede wszystkim to, że ta kontynuacja jest bardziej statyczna w porównaniu z pierwszym tomem, który był właściwie powieścią drogi. Nie chodzi mi o to, że to źle, ale mnie trochę raziła ta dysproporcja. Mamy tu do czynienia bardziej z podróżą mentalną, próbą znalezienia odpowiedzi i rozwiązań sytuacji w których znaleźli się bohaterowie. I dzięki temu, że nawet bohaterowie nie zawsze wiedzą co się dzieje, o co chodzi, sam nie czułem się nieswojo gdy gubiłem się pomiędzy zdaniami.

I to tyle, nie mam większych przemyśleń co do tej książki, bo jak to z seriami bywa wolę traktować je jako całość, więc dopiero 2/3 za mną.

Nie wiem czy ta część była nieco gorsza, czy była po prostu inna.

Nie zagrało mi przede wszystkim to, że ta kontynuacja jest bardziej statyczna w porównaniu z pierwszym tomem, który był właściwie powieścią drogi. Nie chodzi mi o to, że to źle, ale mnie trochę raziła ta dysproporcja. Mamy tu do czynienia bardziej z podróżą mentalną, próbą znalezienia odpowiedzi i rozwiązań...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z jakimkolwiek podejściem przeczytasz tę książkę i z jakimikolwiek emocjami ją zakończysz, jedno jest pewne, czegoś takiego jeszcze nie czytałeś.

Po lekturze rozumiem już wszystkie opinie na temat „nowego gatunku” i wszystkich „innowacji” związanych z tym tytułem. W nieznanym dla nas świecie poznajemy ludzi (i nie tylko) z nieznanymi dla nas zwyczajami i umiejętnościami, którzy znaleźli się w nieznanej dla nas sytuacji. To jest pewną przeszkodą w odbiorze, ponieważ ta niewiedza utrzymuje się bardzo długo. Tak naprawdę aż do samego końca możemy trwać w niepewności, choć z czasem mamy coraz więcej podejrzeń. I nie chodzi tutaj o jeden wielki cliffhanger, który miałby być zachętą do następnego tomu. Szczerze mówiąc, oprócz tego, że rozpoczęła się Piąta Pora Roku, i że bohaterowie są w danym punkcie swojego życia, nie mam pojęcia co wydarzy się dalej. I trochę się tego boję, ponieważ autorka nie może już zastosować tego udanego chwytu co tutaj.

Ale może wykorzystać inne rzeczy, które odebrałem pozytywnie i z wielkim zaskoczeniem. Dodatkowy zmysł, całe górotwórstwo i to co dzięki niemu można zrobić daje ogromne pole do popisu. Tym bardziej, że czytelnik nie musi już się domyślać z kontekstu czym to górotwórstwo jest, a uwierzcie, że jest czymś mega.

Trochę szkoda, że książka jest jedynie wstępem, dobrym, ale mimo wszystko wstępem do Trylogii Pękniętej Ziemi. Taki urok pierwszych tomów. Ale mimo wszystko polecam, nie tylko czytelnikom fantastyki, bo próżno szukać tutaj elfów czy krasnoludów. Chociaż zjadacz kamieni brzmi ciekawie.

„Wiosna, Lato, Jesień, Zima
Śmierć jest piąta, wszystko spina”

Z jakimkolwiek podejściem przeczytasz tę książkę i z jakimikolwiek emocjami ją zakończysz, jedno jest pewne, czegoś takiego jeszcze nie czytałeś.

Po lekturze rozumiem już wszystkie opinie na temat „nowego gatunku” i wszystkich „innowacji” związanych z tym tytułem. W nieznanym dla nas świecie poznajemy ludzi (i nie tylko) z nieznanymi dla nas zwyczajami i umiejętnościami,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Długo męczyłem się z tą książką i na pewno nie z mojej winy. To z "Doktorem Sen" jest coś nie tak, tylko co?

Pewnie nie tylko ja sięgnąłem po tę książkę ze względu na bardzo dobre "Lśnienie". Tylko właśnie z tym mam największy problem. Mam wrażenie, że Stephen King zdawał sobie sprawę, że ta powieść jest średnia, dlatego umieścił ją w uniwersum hotelu Panorama. I gdyby nie to nie sięgnąłbym po nią (a na pewno nie tak szybko), ale również nie rozczarował się tak mocno. Uważam, że jako osobna powieść byłaby lepsza, bo jednak od kontynuacji ma się pewne oczekiwania.

Dan Torrance jako Doktor Sen nie ma kompletnie nic wspólnego z dzieciakiem ze "Lśnienia". Oprócz właśnie lśnienia, a właściwie jasności, na którym opiera się cała historia. To klasyczna walka dobra ze złem. Masz dar jasności, więc Prawdziwy Węzeł będzie chciał Ci ją odebrać, ale spokojnie, bo wujek Dany pomoże. Całość miała potencjał, ale według mnie nie udało się go wykorzystać.

Podobał mi się wątek nałogu Dana oraz walka z nim. Ta część została naprawdę dobrze poprowadzona i miała tutaj najwięcej sensu. Całkiem nieźle wypadła również kreacja Abry. I to tyle plusów... Cała reszta została poprowadzona w chaotyczny i przesadzony sposób. Zabrakło tutaj efektu "REDRUM", a częściej zastąpiła ją reakcja "Serio...".

Choć wiem, że wielu osobom się podobała, to ja jej nie polecam. Według mnie jest to po prostu słaba książka niewarta większej uwagi.

Długo męczyłem się z tą książką i na pewno nie z mojej winy. To z "Doktorem Sen" jest coś nie tak, tylko co?

Pewnie nie tylko ja sięgnąłem po tę książkę ze względu na bardzo dobre "Lśnienie". Tylko właśnie z tym mam największy problem. Mam wrażenie, że Stephen King zdawał sobie sprawę, że ta powieść jest średnia, dlatego umieścił ją w uniwersum hotelu Panorama. I gdyby nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To już trzecia część serii „Żniwiarz”, więc bezspoilerowe opowiedzenie o książce staje się coraz trudniejsze. Ale nie niemożliwe.

Cała seria opiera się o mitologię słowiańską. I właśnie to mi się podoba, że od zwykłych wierzeń stopniowo poznajemy mitologię aż do korzeni. Nie wiem jakim cudem, ale kolejne polowania, które są praktycznie co kilka stron nie nudzą się. Już po raz trzeci ktoś mógłby powiedzieć, że tak było już początku, ale nie jest to odgrzewany kotlet, a każda walka jest w pewnym stopniu czymś nowym.

Przy trzeciej części „złe moce” przybierają trochę postać hollywoodzkich potworów, aniżeli naszych rodzimych zjaw, ale jakkolwiek opartych na słowiańskich wierzeniach. Ale fabuła musi iść do przodu, więc nasi bohaterowie nie będą przecież cały czas polowali na bezkosty. Nie zmienia to faktu, że czyta to się naprawdę dobrze, jest napięcie, odrobina sarkastycznego humoru i przede wszystkim wyraziści bohaterowie. I jakkolwiek można wiele wątków przewidzieć, tak mają one sens i tworzą wspólną całość. Dlatego też uważam za sprawiedliwe potraktowanie postaci Pierwszego w stosunku do reszty bohaterów, którzy swoje pięć minut mieli w poprzednich tomach.

I właśnie dlatego wiele wątków lepiej przemilczeć, bo po co zdradzać rzeczy dziejące się w kontekście poprzednich części? A wszelkie działania postaci właśnie o nie się opierają. I co ważne, lektura nawet po przerwie wydaje się logiczna i po kilku stronach o wszystkim sobie przypominamy.

To już trzecia część serii „Żniwiarz”, więc bezspoilerowe opowiedzenie o książce staje się coraz trudniejsze. Ale nie niemożliwe.

Cała seria opiera się o mitologię słowiańską. I właśnie to mi się podoba, że od zwykłych wierzeń stopniowo poznajemy mitologię aż do korzeni. Nie wiem jakim cudem, ale kolejne polowania, które są praktycznie co kilka stron nie nudzą się. Już po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia teoretycznie znana każdemu, w praktyce Ci co nie czytali nie wiedzą jak wielki przekaz za sobą niesie. Przynajmniej tak było ze mną. Spodziewałem się raczej nawet nie strasznej, ale ciekawie zbudowanej powieści, a dostałem wręcz psychologiczną książkę o moralności i człowieczeństwie. To jakie dylematy musiał podejmować Frankenstein jak i stworzony przez niego potwór zahaczają czasem wręcz o sens istnienia, tylko nie jako "być albo nie być", a raczej po co być, czy być i dla kogo być. Całość jest osnuta w taką sieć grozy, gdzie podczas zwykłych czynności czujemy się obserwowani. Szkoda, że ta historia jest znana jako powieść o potworze, podczas gdy zapominamy kto tego "potwora" stworzył.

Historia teoretycznie znana każdemu, w praktyce Ci co nie czytali nie wiedzą jak wielki przekaz za sobą niesie. Przynajmniej tak było ze mną. Spodziewałem się raczej nawet nie strasznej, ale ciekawie zbudowanej powieści, a dostałem wręcz psychologiczną książkę o moralności i człowieczeństwie. To jakie dylematy musiał podejmować Frankenstein jak i stworzony przez niego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bałem się. Bałem się tego, że będzie nudno i rozwlekająco, ale bałem się też w trakcie czytania. Na szczęście dostałem to, czego oczekiwałem od Kinga.

Budynek z duszą i wcale nie opuszczona chata z pajęczynami, tylko wielki stylowy hotel wprowadza osobliwy klimat. Bardzo często dało się odczuć niepokój, czasem niesmak, a gęsią skórkę miałem kilkakrotnie. Często była to wręcz psychologiczna walka bohaterów, która była jeszcze bardziej podsycana sposobem, w jaki została ukazana. Było kilka niepotrzebnych wątków, zdań, obawiam się także kontynuacji, ale z dotychczasowych powieści była to najlepsza pozycja Kinga.

Bałem się. Bałem się tego, że będzie nudno i rozwlekająco, ale bałem się też w trakcie czytania. Na szczęście dostałem to, czego oczekiwałem od Kinga.

Budynek z duszą i wcale nie opuszczona chata z pajęczynami, tylko wielki stylowy hotel wprowadza osobliwy klimat. Bardzo często dało się odczuć niepokój, czasem niesmak, a gęsią skórkę miałem kilkakrotnie. Często była to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Żałuję, że nie słuchałem tej książki w jakąś burzową pogodę, bo dało się wyczuć tutaj klimat. I gdyby nie on, to książka nie dostałaby ode mnie tak wysokiej oceny. Momenty z Draculą były bardzo dobrze nakreślone, dało się czuć jego przebiegłość, mistycyzm, moc. Sceny z wilkami i mgłą naprawdę potrafiły wzbudzić niepokój. Problem jest taki, że było tego za mało.

W drugiej części historia o hrabi Draculi zamieniła się niestety w historię o pogoni za Draculą. A pozostali bohaterowie nie dorównywali temu tytułowemu. Śmieszne też było dla mnie, że akurat wszyscy piszą dzienniki, choć przymknąłem na to oko, bo podobała mi się ta forma.

Myślę, że ciekawy klasyk do nadrobienia, może nie o początkach wampirów, ale na pewno o najbardziej znanym hrabi Draculi z Transylwanii.

Żałuję, że nie słuchałem tej książki w jakąś burzową pogodę, bo dało się wyczuć tutaj klimat. I gdyby nie on, to książka nie dostałaby ode mnie tak wysokiej oceny. Momenty z Draculą były bardzo dobrze nakreślone, dało się czuć jego przebiegłość, mistycyzm, moc. Sceny z wilkami i mgłą naprawdę potrafiły wzbudzić niepokój. Problem jest taki, że było tego za mało.

W drugiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Druga książka Kinga i od razu widać, że wszystkie pomysły nie są wrzucane do jednego worka, przez co i odbiór jest lepszy. Rzeczywiście w jego książkach widać pewne podobieństwo stylu. "Miasteczko Salem" jest trochę lepsze od "Carrie".

Zacznę od tego, że ta pozycja zaangażowała mnie o wiele bardziej. Może dlatego, że nie znałem od początku zakończenia, a przynajmniej nic nie zostało powiedziane wprost. Tak zwane złe moce również były może nie lepiej, ale inaczej nakreślone, co bardziej do mnie trafiło. Do tego stopnia, że mam nawet w planach przeczytanie książki Brama Stokera, niemal sto lat starszej, z tymi właśnie istotami. Podobała mi się wielowątkowość, ale z tą niestety miałem nieco problem.

Wiele postaci było wprowadzonych na chwilę i nie przeszkadzałoby mi to, gdyby ich wątki nie były opisywane aż tak szczegółowo. Przez to nawet przy końcówce myliły mi się niektóre postaci, szczególnie te z podobnie brzmiącymi imionami. No i czasem wprowadzało to niestety chaos, gdy bez żadnego uprzedzenia akcja przenosi się do zupełnie innej lokacji z zupełnie innymi bohaterami.

Całość oceniam pozytywnie, choć z małymi ale. Nie wiem, czy to przez moją znieczulicę, ale nie bałem się, a właśnie trochę tego oczekuję od "mistrza grozy" jak i od tego gatunku.

Druga książka Kinga i od razu widać, że wszystkie pomysły nie są wrzucane do jednego worka, przez co i odbiór jest lepszy. Rzeczywiście w jego książkach widać pewne podobieństwo stylu. "Miasteczko Salem" jest trochę lepsze od "Carrie".

Zacznę od tego, że ta pozycja zaangażowała mnie o wiele bardziej. Może dlatego, że nie znałem od początku zakończenia, a przynajmniej nic...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jako dziecko wielokrotnie oglądałem film, teraz z sentymentu postanowiłem się zapoznać z książką. Wysłuchałem ją w formie audiobooka i był to dobry wybór, ponieważ książka jest przesiąknięta staromową. Nie wyobrażam sobie tej pozycji bez tych archaizmów (w końcu akcja dzieje się w XV wieku), ale czytałoby mi się je źle, a słuchało wyśmienicie. Książka opowiada o przygodach Wawrzusia, który w wyniku niefortunnych zdarzeń trafia do Krakowa i warsztatu Wita Stwosza, gdzie pomaga w tworzeniu słynnego już ołtarza.

Sama historia mnie nie porwała i czasami była sztucznie budowana, choć przecież była ona stworzona dla młodszych czytelników. Ale nie oszukujmy się, młodzież czytająca powieści historyczne to raczej wyjątki. Nie zmienia to faktu, że jest to jedna z lektur obowiązkowych dla krakusów, a dla reszty co kto lubi, nie zaszkodzi. Zdecydowanie jest to przyjemniejsza forma przyswajania historii, która przewija się w tle czasem nawet za bardzo szczegółowo.

Jako dziecko wielokrotnie oglądałem film, teraz z sentymentu postanowiłem się zapoznać z książką. Wysłuchałem ją w formie audiobooka i był to dobry wybór, ponieważ książka jest przesiąknięta staromową. Nie wyobrażam sobie tej pozycji bez tych archaizmów (w końcu akcja dzieje się w XV wieku), ale czytałoby mi się je źle, a słuchało wyśmienicie. Książka opowiada o przygodach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Carrie" to pierwsza powieść Stephena Kinga, jak i pierwsza jego książka przeze mnie przeczytana. Myślę, że jest to dobry początek, choć mógłby być lepszy.

Ta historia jest już tak znana, że na próżno szukać tu elementu zaskoczenia. Ale nawet gdybym nie widział żadnego opisu i zacząłbym czytać tę książkę bez żadnej wiedzy o niej, to i tak wszystkiego dowiadujemy się tak naprawdę na początku. I właśnie tego mi zabrakło, bo mimo że przeplatanie opowieści wycinkami prasowymi i fragmentami książek jest ciekawe, to niestety zaburza tę otoczkę tajemnicy. I co prawda mało mi to przeszkadzało, ale takie skakanie na osi czasu z wydarzeniami też może być uciążliwe.

Postacie były ok. Najbardziej przerażała mnie matka Carrie, a nie tytułowa bohaterka. Jak na taką krótką powieść pojawiło się tu wielu bohaterów, ale tak naprawdę tylko te dwie wspomniane zapadają w pamięć. Podobało mi się ujęcie niektórych wydarzeń z różnych perspektyw.

Ale nie zapominajmy, że to jest debiut z bardzo dobrym pomysłem, który się czyta dobrze i szybko. Choć przyznaję, że miałem nieco większe oczekiwania i wiem, że autora stać na więcej. I na pewno będę jeszcze poznawał kolejne książki Kinga.

"Carrie" to pierwsza powieść Stephena Kinga, jak i pierwsza jego książka przeze mnie przeczytana. Myślę, że jest to dobry początek, choć mógłby być lepszy.

Ta historia jest już tak znana, że na próżno szukać tu elementu zaskoczenia. Ale nawet gdybym nie widział żadnego opisu i zacząłbym czytać tę książkę bez żadnej wiedzy o niej, to i tak wszystkiego dowiadujemy się tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chciałbym móc dać jej dziesiątkę, bo to jest naprawdę dobra seria. Ale jest tutaj kilka drobnych niuansów, przez które nie mogę tego zrobić.

To co wyróżnia ten tom, to zdecydowanie większa ilość magii. W pierwszym tomie poznaliśmy legendy, tutaj poznajemy żywe legendy. Szkoda, że nie ma tutaj zbyt wielu nieśmiertelnych istot poza Dżinami. Akcja dzieje się tutaj bardziej żwawo przez co momentami można porównać ją do powieści przygodowej. I bohaterowie trochę bardziej dorośli.

Niestety tutaj chyba najbardziej odczułem to pocięcie akcji i przeskakiwanie z wątku do wątku. No i wątek miłosny czasem przybierał zbyt młodzieżowy wydźwięk.

Trylogia jako całość jest bardzo dobra, oryginalna i przyjemnie się ją czyta. Czekam bardzo na ekranizację, chociażby, żeby zobaczyć scenę ze statkiem, ale i w poprzednich tomach było kilka widowiskowych scen.

Chciałbym móc dać jej dziesiątkę, bo to jest naprawdę dobra seria. Ale jest tutaj kilka drobnych niuansów, przez które nie mogę tego zrobić.

To co wyróżnia ten tom, to zdecydowanie większa ilość magii. W pierwszym tomie poznaliśmy legendy, tutaj poznajemy żywe legendy. Szkoda, że nie ma tutaj zbyt wielu nieśmiertelnych istot poza Dżinami. Akcja dzieje się tutaj bardziej...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Pewnie nie jestem jedyny, który zainteresował się tą książką ze względu na film. Co było lepsze?

Książka jest bardzo prosta. Willy Wonka zaprasza pięcioro dzieci do swojej fabryki czekolady. Każdy z bohaterów ma zespół określonych cech i ponosi ich konsekwencje. Przekaz jest bardzo jasny- nie rób tego, nie rób tamtego, nie zachowuj się tak, itd. Wszystko podkreślone mniej lub bardziej udaną piosenką Umpa-Lumpasów. W kwestii merytorycznej ty chyba tyle, nie da się bardziej dosadnie przekazać danych wartości. I choć czytelnik ma mało frajdy z czytania, ponieważ wszystko jest podane na tacy, to dla docelowego odbiorcy wszystko powinno być klarowne.

Jest jeszcze kwestia rozrywkowa. Bo książka bardzo działa na wyobraźnię, szczególnie u dzieci. Opis fabryki jest bardzo bogaty. Często prowadzone są również gry słowne (np. oprócz koniaku używanego do produkcji słodyczy, używa się także krowiaku). I niestety, ale to właśnie dziecko odnajdzie największą frajdę z czytania, starszy odbiorca może się momentami nudzić.

Dlatego mi osobiście bardziej podobał się film (konkretnie wersja Burtona z 2005 roku), który swoją drogą jest bardzo wierny oryginałowi. Film został wzbogacony o historię Willego Wonki i może to przeważyło na ocenie, ponieważ ten wątek dodał tej historii drugie, ważne dno, którego zabrakło w książce. Film oczywiście narzuca pewną interpretację, dlatego najpierw warto zapoznać się z oryginałem.

Pewnie nie jestem jedyny, który zainteresował się tą książką ze względu na film. Co było lepsze?

Książka jest bardzo prosta. Willy Wonka zaprasza pięcioro dzieci do swojej fabryki czekolady. Każdy z bohaterów ma zespół określonych cech i ponosi ich konsekwencje. Przekaz jest bardzo jasny- nie rób tego, nie rób tamtego, nie zachowuj się tak, itd. Wszystko podkreślone mniej...

więcej Pokaż mimo to