-
ArtykułySherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1
-
ArtykułyDostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3
-
ArtykułyMagda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1
-
ArtykułyLos zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
Wyobraź sobie krainę, w której władze sprawuję jeden władca, który po kilkuset latach panowania, nawet tysiącu, umiera, żeby narodzić się w nowym ciele. W ciągu trzydziestu dni, Augurzy, osoby obdarzone wyjątkowym darem i karmione krwią cesarza, muszą odnaleźć nowo narodzone dziecko, w którym odrodzi się dusza władcy. Niestety nowe wcielenie nie będzie mieć dostępu do wspomnień poprzednich wcieleń i będzie rozwijać się jak zwykły śmiertelnik, aż do momentu, gdy objawią się moce władcy oraz włosy zmienią kolor na biały.
A co, gdyby doszło do… pomyłki?
Kiedy tylko usłyszałam o wydaniu nowej książki autorki Strażników Cytadeli to piszczałam z radości, i to nawet bez czytania opisu. Po prostu wiedziałam, że MUSZĘ przeczytać i… zakochałam się już od samego początku.
Przede wszystkim uwielbiam pomysł na przedstawienie fabuły i stworzenie świata, w którym rządzi Wieczny Cesarz odradzający się w nowym wcieleniu po śmierci. Przedstawiony świat jest rozbudowany, barwny i intrygujący. Jednocześnie zauroczył i rozśmieszył pomysł nadawania imion, gdzie im ważniejsza osoba w państwie tym jej imię jest dłuższe. I tym samym możemy śledzić losy dwójki bohaterów, Vintanelalandali, czyli nowego wcielenia cesarza oraz Kela, prostego chłopaka ze wsi. Jestem osobą, która nie pamięta imienia bohaterów zaraz po przeczytaniu książki i tym śmieszniejsze było śledzenie losów osób, których imion nie potrafiłam spamiętać.
Warsztat pisarski jest fenomenalny. Bardzo przypadł mi do gustu podział narracji na pierwszoosobową w formie prowadzenia dziennika oraz trzecioosobową, w zależności od podziału na bohaterów. Kreacja postaci jest naprawdę intrygująca, dalecy są oni od bycia ideałem, popełniają ludzkie błędy, boją się, mają wątpliwości. Jedna z postaci wyjątkowo nieprzypadła mi do gustu i długo zastanawiałam się czy mogę zakochać się, w książce której bohatera nie znoszę? I okazuje się, że owszem! I nawet nie wiecie jak bardzo.
„Cykl wiecznego cesarza” to rewelacyjnie napisana jednotomówka mogąca zachwycić zarówno młodzież, jak i starszego wymagającego czytelnika. Nie posiada wątku romantycznego, co dla wielu osób może być dużym plusem. Wciągająca, lekka, momentami szokująca i zaskakująca, a dla mnie zachwycająca. I naprawdę szukałam jakichś wad, długo zastanawiałam się do czego mogłabym się przyczepić… chyba tylko do tego, że często narzekam na długo tomowe serie i szukam jednotomówek, a gdy w końcu ją znajduję żałuję, że nie jest wielotomowym cyklem…
Wyobraź sobie krainę, w której władze sprawuję jeden władca, który po kilkuset latach panowania, nawet tysiącu, umiera, żeby narodzić się w nowym ciele. W ciągu trzydziestu dni, Augurzy, osoby obdarzone wyjątkowym darem i karmione krwią cesarza, muszą odnaleźć nowo narodzone dziecko, w którym odrodzi się dusza władcy. Niestety nowe wcielenie nie będzie mieć dostępu do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wyobraźcie sobie, że świat “Dworów”, “Okrutnego Księcia” i “Rywalek” zderzyły się ze sobą, i stworzyły nowe uniwersum, którego drzwi teraz stoją dla nas otworem.
Abriella żyje w świecie, w którym wszystko można kupić.
Nawet życie i godność człowieka.
Wraz z siostrą zostały zmuszone do podpisania kontraktu czyniącego z nich niewolnice w służbie podłej ciotce i jej dwóm, niewdzięcznym córka, za cenę dachu nad głową i pozornego bezpieczeństwa. Niestety, nieważne, ile Brie nie pracowałaby godzin, ile, by nie ukradła, ilu nocy, by nie przespała w poszukiwaniu dodatkowych zadań, dług z każdym miesiącem rośnie w zastraszającym tempie, a wizja wolności oddala się coraz bardziej.
Mogłoby się wydawać, że gorzej być nie może… Niestety. W dniu, gdy jej ciotka postanawia sprzedać siostrę Abrielli w ręce przerażających fae, grunt sypie jej się spod nóg. Jedyną możliwością udania się do owianego tajemnicami świata elfów, wokół którego krążą przepełniające grozą legendy, jest dołączenie do pochodu na bal, gdzie elfi następca tronu ma szukać śmiertelnej małżonki.
Nie ukrywam, że gdy tylko zobaczyłam okładkę „Naszych pustych przysiąg” pociekła mi ślinka. I bardzo dobrze! Bo okładka ma być tym, co przyciągnie nasz wzrok i zachęci do zerknięcia co znajduję się z tyłu.
Od samego początku mocno zaangażowałam się w historię. Lubię przytłaczające, ponure i mocno depresyjne wizję światów, gdzie bohaterowie każdego dnia muszą walczyć o przetrwanie. Początkowo dzieje się bardzo wiele i nie do końca wszystko mi się zgadzało fabularnie, nie rozumiałam pewnych zachowań, jednak im dalej czytałam, tym wszystko układało się doskonale, i niczym puzzle, elementy układanki wskakiwały na odpowiednie miejsca. A zakończenie… powaliło mnie na kolana i chociaż myślałam, że wiem, w jakim kierunku zmierza historia, okazało się, że nie wiem właściwie nic. To jedno z tych zakończeń, po których od razu chcecie przejść do drugiej części.
Jednocześnie jest to powieść, która bazuję na schematach, jakie doskonale już znamy z innych książek (głównie Dworów) i, mimo że czytając powieść możemy odnieść wrażenie, że gdzieś już to czytaliśmy, to jest to napisane, w bardzo dobrym stylu. Lekkim, przyjemnym, niesamowicie wciągającym. Nie będzie to najoryginalniejsza powieść, jaką przeczytasz, ale możesz znaleźć tutaj rewelacyjną rozrywkę i cudowną sposobność do relaksu. Jest to guilty pleasure, gdzie tej drugiej części jest zdecydowanie więcej.
Bohaterom daleko do idealnych postaci, zwłaszcza Brie, która dopiero uczy się świata fae i mając w głowie historie słyszane od lat, na własne oczy przekonuję się, jak wygląda rzeczywistość, przez co może być zagubiona, niepewna, podejmować nierozważne naszym zdaniem decyzję. Również postacie męskie – a jest tutaj dwóch znaczących graczy na scenie – mają swoje za uszami i niejednokrotnie wprawili mnie w zakłopotanie. I jak można się domyślić, w powieści występuję wątek romantyczny, i to z delikatną nutką pikanterii, jednak nic nie jest tak oczywiste jak może na pierwszy rzut oka się wydać.
„Naszych pustych przysięgi” to cudowna powieść, gdy szukacie niezobowiązującej relaksującej książki. Nie będzie to historia, która odmieni Wasze życie i zwali z nóg unikatowością. Jednocześnie, jest to dobrze napisana historia, świetne guilty pleasure, w którym romans przeplata się z intrygami, zdradami czy polityką. A na deser? Przepiękne, wprost zachwycające wydanie. Osobiście, zakochałam się w niej i ogromnie będę wyczekiwać kontynuacji.
Wyobraźcie sobie, że świat “Dworów”, “Okrutnego Księcia” i “Rywalek” zderzyły się ze sobą, i stworzyły nowe uniwersum, którego drzwi teraz stoją dla nas otworem.
Abriella żyje w świecie, w którym wszystko można kupić.
Nawet życie i godność człowieka.
Wraz z siostrą zostały zmuszone do podpisania kontraktu czyniącego z nich niewolnice w służbie podłej ciotce i jej dwóm,...
2022-11-21
„Potwory nie zdołają wyrządzić ci krzywdy, jeżeli sam nie też nie będziesz potworem”.
Niejednokrotnie zdarza się tak, że gdy jakaś książka szczególnie przypadnie nam do gustu, od razu szukamy czegoś, co będzie do niej podobne. „Wszyscy jesteśmy łotrami” zawiera w sobie klimat moich ulubionych książek. To niezwykłe połączenie Turnieju Trój magicznego, z Harry'ego Pottera, dla antagonistów z „Vicious. Nikczemnych”, a jednocześnie magiczną wersją „Igrzysk śmierci”. I choć można tutaj odnaleźć wiele nawiązać, to nie dajcie się zmylić, że znacie tę historię.
Co dwadzieścia lat nad Ilvernath zapada czerwony całun, Krwawa Zasłona, przesłaniając słońce i pogrążając miasto w cieniu, mroku oraz nadając wszystkiemu wokół przerażający odcień karmazynu. Właśnie wtedy rozpocznie się magiczny turniej, na śmierć i życie, który opuści tylko jeden mistrz, najbardziej podły i nikczemny ze wszystkich, zdolny, posunąć się do najgorszych uczynków, aby wyeliminować rywali. A z każdą śmiercią Krwawa Zasłona będzie odrobinę rozjaśniać miasto, aż wraz z odejściem ostatniego z nich opadnie całkowicie, wyłaniając zwycięzcę, który przejmę władzę nad najpotężniejszą magią… aż do kolejnego turnieju, dwadzieścia lat później.
„Co dwadzieścia lat posyłamy siedmioro nastolatków na rzeź i nagradzamy tego z nich, który jako jeden uchodzi z życiem, mając najwięcej krwi na rękach”.
Gdybym musiała opisać “Wszyscy jesteśmy… “ w trzech słowach byłoby to: mroczne, nieoczywiste zaskakujące. Za każdym razem, gdy myślałam, że wiem już, w jakim kierunku potoczy się fabuła, wydarzało się coś, co absolutnie zbijało mnie z tropu i akcja podążała w zupełnie inną stronę. Siedziałam wbita w fotel, z otwartą buzią i autentycznymi ciarami na rękach.
To jedna z tych książek, w których niełatwo jest poukładać sobie uczucia wobec bohaterów: z jednej strony chcemy być po ich stronę, kibicować, z drugiej jednak uczynki, których się dopuszczają są moralnie złe i nie chcemy ich akceptować, bo stoją w sprzeczności z tym w co wierzymy. Ciężko wybrać jednego faworyta, zwłaszcza że powieść napisana jest z perspektywy, aż czterech z siedmiu uczestników turnieju i często towarzyszyło mi uczucie, że najbardziej wierzyłam w tego bohatera, którego historię akurat czytałam. A czasem wręcz przeciwnie: byłam na niego wściekła i kręciłam głową z niedowierzania, złości czy bezsilności. Skrótem: ta książka to prawdziwy rollercoaster emocji.
Takie uczucia towarzyszyły mi od pierwszej, aż do ostatniej strony, do której gdy tylko dobrnęłam… zrobiło mi się smutno, że to już koniec. Bo zdecydowanie potrzebuję więcej.
„Siedem niegodziwych rodzin z prowincjonalnej mieściny walczących o najpotężniejszą magię, jaka pozostała na świecie. Dlaczego którekolwiek z was miałoby na nią zasługiwać?”.
„Wszyscy jesteśmy łotrami” to powieść nieco mroczna niepokojąca, pełna skrajnych emocji, w której stan psychiczny czytelnika chwilami może zostać lekko rozchwiany. Zakochałam się w jej nieoczywistych bohaterach walczących ze strachem, nienawiścią i potrzeby udowodnienia swojej wartości oraz zaskakującej fabule, która okazała się jedna z najlepszych historii, jakie poznałam w tym roku. Dodatkowo, choć nie mniej ważne, powieść napisana jest świetnym stylem, spójnie, logicznie, całość to po prostu malutkie puzzel ki, które w odpowiednim momencie wskakują na swoje miejsce, tworząc harmonijną, mroczną całość.
Widziałam na zagranicznych portalach, że książka dedykowana jest czytelnikom 13+, moim zdaniem można byłoby zawyżyć pułap o kilka lat, dla nieco starszych odbiorców.
(MOŻLIWY SPOILER)
Zawiera takie wrażliwie treści jak: przemoc, gloryfikowanie przemocy, morderstwo, śmierć, krew, rany, znęcanie się psychiczne.
„Potwory nie zdołają wyrządzić ci krzywdy, jeżeli sam nie też nie będziesz potworem”.
Niejednokrotnie zdarza się tak, że gdy jakaś książka szczególnie przypadnie nam do gustu, od razu szukamy czegoś, co będzie do niej podobne. „Wszyscy jesteśmy łotrami” zawiera w sobie klimat moich ulubionych książek. To niezwykłe połączenie Turnieju Trój magicznego, z Harry'ego Pottera,...
2022-09-27
Po prostu REWELACYJNA. Od warsztatu pisarskiego, poprzez budowanie napięcia, a na nieoczywistych bohaterach kończąc.
Porządny kawał high fantasy. Czekam na kontynuacje!
Recenzja - https://www.tiktok.com/@fantastyka.na.luzie/video/7148786903158967558?is_copy_url=1&is_from_webapp=v1
Po prostu REWELACYJNA. Od warsztatu pisarskiego, poprzez budowanie napięcia, a na nieoczywistych bohaterach kończąc.
Porządny kawał high fantasy. Czekam na kontynuacje!
Recenzja - https://www.tiktok.com/@fantastyka.na.luzie/video/7148786903158967558?is_copy_url=1&is_from_webapp=v1
Recenzja dla @fantastyka_na_luzie
Urban fantasy, na jakie wszyscy czekaliśmy. I jakiego wszyscy potrzebujemy.
Wyobraźcie sobie świat, w którym nowoczesna technologia styka się z magią.
Świat, w którym przed dwustu laty wynaleziono niesamowite serum aktywujące w ludziach, niczym u X-Menów, nadludzkie umiejętności. Telekineza, telepatia, kontrola nad zwierzętami, iluzje.
Chociaż serum szybko zostało zakazane i wycofane z użycia, pozostawało w krwiobiegu, a przekazywane z pokolenia na pokolenie w dobrej linii magicznej, tylko zwiększało moc.
W tym właśnie świecie żyje Nevada – dziewczyna ostra jak tabasco, charakterna, a przy tym piekielnie inteligentna. Wraz z szaloną (i niereformowalną) rodziną prowadzi podupadłą agencję detektywistyczną. Gdy pewnego dnia dostaje zlecenie na odnalezienie i doprowadzenie niebezpiecznego przestępcy, będącego jednocześnie jednym z najpotężniejszych magów, wie w, jak głębokie szam… kłopoty wpadła. Niestety nie jest to zlecenie, jakiego mogłaby odmówić. Może jednak odnajdzie nieoczekiwanego sojusznika…
Kiedy trzy lata temu przeczytałam Hidden Legancy nawet nie wyobrażałam sobie, że kiedyś ujrzę ją na swojej półce w polskim wydaniu. Tak się jednak stało i ogromnie dziękuję Fabryce Słów za to, że zdecydowali się wydać ją u nas.
Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem czytałam jakąkolwiek książkę z nieodłącznym bananem na ustach. Nie pamiętam, kiedy jakaś książka sprawdziła mi tyle szczerej radości. Bez ustanku zaznaczałam ulubione fragmenty, a gdy tylko zmuszona byłam odłożyć książkę na bok myślami co rusz do niej wracałam.
Chociaż jestem typem marudy, który szuka tylko, do czego by się tutaj przyczepić, w tym przypadku nie potrafię. Jestem tak oczarowana książką (chyba nawet bardziej, niż przy pierwszym czytaniu), że autentycznie nie potrafię znaleźć żadnych wad. Kocham ją za przegenialny humor, zadziorną sylwetkę Nevady, niewybredne żarty Rogana, niesamowitą chemie między nimi, ale również za intrygująca fabułę, przez którą się płynie. „Płoń dla mnie” jest po prostu nieodkładana.
Jeśli kogoś nie do końca przekonuję urban fantasy, to jest właśnie ta książka, po którą powinien sięgnąć i może właśnie zaiskrzy. Nie wiem, jak doczekam do drugiego tomu, ponieważ już teraz go potrzebuję….
Recenzja dla @fantastyka_na_luzie
Urban fantasy, na jakie wszyscy czekaliśmy. I jakiego wszyscy potrzebujemy.
Wyobraźcie sobie świat, w którym nowoczesna technologia styka się z magią.
Świat, w którym przed dwustu laty wynaleziono niesamowite serum aktywujące w ludziach, niczym u X-Menów, nadludzkie umiejętności. Telekineza, telepatia, kontrola nad zwierzętami,...
2022-04-07
Recenzja powstała dla @fantastyka_na_luzie
Czy często zdarza się Wam, że zaledwie po przeczytaniu kilka zdań już wiecie, że pokochacie tę książkę?
Tak właśnie było ze mną i „Decimusem Fatem i Talizmanem Marzeń”. I wiedziałam, że jak tylko dobrnę do ostatniej strony, od razu będę chciała sięgnąć po kontynuację.
Najpotężniejszy mag na świecie, Decimus Fate, z własnej woli rezygnuję z mocy, aby odpokutować za grzechy przeszłości.
Były łowca demonów, zwany Opiekunem niosący na barkach wspomnienia zmarłych.
Dwóch nieznajomych, pozornie niemających ze sobą nic wspólnego, których losy łączy tajemnicza zaraza atakująca klasztor Tan Jit Su i zagadka do rozwiązania.
"- A co z listą? - spytał Opiekun. - Nie obawiasz się, że ci ludzie będą chcieli cię zabić?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo ludzie z tej listy już nie żyją.
- Skąd wiesz? - indagował Opiekun.
- Bo ich zabiłem."
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, gdy zaczęłam lekturę „Decimusa Fate'a”, a każda kolejna strona tylko mnie w tym utwierdziła, to niesamowity styl. I na wielkie ukłony nie tylko zasługuje autor, choć wykonał kawał świetnej roboty, ale również tłumacz i redakcja, za to, że oddali nam w ręce tak dopracowany i wartościowy tekst. Właśnie za styl i język w głównej mierze pokochałam tę historię.
W powieści nie ma czarno-białych bohaterów. Każdy z nich jest pełen szarości i ma drugą, mroczną naturę oraz demony przeszłości, które za nimi podążają. Jednak, nawet jeśli mają w sobie nutę z antagonisty nie zmienia, to faktu, że od razu zyskują sympatię czytelnika. Bohaterowie są rewelacyjnie i dokładnie wykreowani, złożeni i intrygujący, a to podstawa dobrej książki. Nawet pozornej służce, czy ulicznym dzieciakom autor poświęcił niesamowicie dużo uwagi, dzięki czemu historia nabrała charakteru. A prawdziwi, źli i podli antagoniści, to dopiero kawał porządnego rzeźbienia. Paskudni do szpiku kości, wywoływali u mnie ciarki za każdy razem, gdy zawitali na scenę.
Spodobał mi się sam koncept książki: arcy potężny mag, który utracił swoją moc oraz łowca demonów, który de facto demonów nie tropi. Fabuła pełna dynamiki i fascynującej historii, dzięki czemu książka była niemal nieodkładalna. A gdy tylko ją odkładałam, myślałam: „rety, jakie to jest niesamowicie dobre!”
„Decimus Fate” już mnie oczarował i będę ogromnie wyczekiwać każdej kolejnej części cyklu, choć podobno ma być dylogią… Oby nie! Powieść idealnie nada się dla fanów high fantasy nieszukających wątku romantycznego, ale również dla każdej osoby, która chciałaby wyjść ze swojej strefy komfortu i spróbować czegoś nowego, z czym jeszcze nie miała do czynienia.
Kawał. Świetnej. Fantastyki.
To jest historia warta poznania!
Recenzja powstała dla @fantastyka_na_luzie
Czy często zdarza się Wam, że zaledwie po przeczytaniu kilka zdań już wiecie, że pokochacie tę książkę?
Tak właśnie było ze mną i „Decimusem Fatem i Talizmanem Marzeń”. I wiedziałam, że jak tylko dobrnę do ostatniej strony, od razu będę chciała sięgnąć po kontynuację.
Najpotężniejszy mag na świecie, Decimus Fate, z własnej woli...
2022-04-01
2021-12-26
2021-10-27
Recenzja powstała dla @fantastyka_na_luzie
Odkąd tylko przeczytałam pierwszy tom, „Księgę Axlin”, wiedziałam, że jest to seria, która idealnie trafia w mój gust czytelniczy. A każdy kolejny tom tylko mnie, w tym utwierdzał.
I w końcu nastąpiła ta smutna, choć jednocześnie cudowna chwila, czyli zwieńczenie trylogii.
* uwaga, opis zawiera spoilery do poprzednich tomów! *.
Strażniczka Rox porzuca wszystko, na co ciężko pracowała latami, wszystko to, o czym marzyła i wyrusza na odległe zachodnie krainy, gdzie życie ludzkie przestało już istnieć. Jej celem jest odnalezienie wioski pełnej srebrzystookich mieszkańców, którzy mogą okazać się jedynym ocaleniem dla ludzkości, sukcesywnie miażdżonej przez hordy przerażających potworów.
Nieoczekiwania jednak… odnajduje coś zgoła innego, niż spodziewała się zastać.
Niezwykle spodobało mi się, że po raz kolejny autorka zabrała nas w inne miejsce, pokazując między innymi tajemniczą osadę złożoną tylko ze Strażników, gdzie panowała dziwna i napięta atmosfera, aż po Ostatnią Granicę – miejsce dzikie, niebezpieczne, pełne beznadziei oraz gotowości na śmierć każdego dnia. Każdy tom trylogii pokazał zupełnie inny skrawek świata opanowanego przez potwory, które niemal przejęły w nim kontrole.
Dodatkowo oprócz głównych bohaterów, pojawiła się perspektywa tytułowej Rox, postaci intrygującej, charakternej, o której czytało się z przyjemnością.
Na światło dzienne wyszły nowe intrygi, spiski, tajemnice. Skąd wzięły się potwory? Jak trafiły do naszego świata? Czy są tylko bezrozumnymi istotami podążającymi za instynktami? I przede wszystkim… czy można je zniszczyć?
Wiele zagadek okazało się dla mnie totalnym zaskoczeniem. I w trakcie czytania kilkukrotnie zbierałam szczękę z podłogi… Nie spodziewałam się, w jakim kierunku podąży fabuła, choć niektóre rzeczy łatwo było przewidzieć. Zdecydowanie na plus zasługuję kreacja głównych bohaterów, zwłaszcza Axlin będącą jedną z moich ulubionych bohaterek. Nie uważa się za wszechpotężną czy nieomylną. Nie jest „nadczłowiekiem”. Jest świadoma swoich wad, mankamentów oraz tego, że jest w rzeczywistości słabą istotą w porównaniu do przerażających istot, jakie ją otaczają, ale pomimo tego nie traci zapału i wigoru, i w dalszym ciągu brnie do przodu.
Powieść pozostawiła mnie w lekkim… oszołomieniu. Chciałabym poznać bardziej definitywne zakończenie, które było dość otwarte. Miałam apetyt na więcej, jednocześnie jednak taki finał bardzo mi się podobał.
Odniosłam za to wrażenie, że momentami w fabułę wkradł się pewien chaos i nie wszystkie zachowania bohaterów były logiczne. Nie wiem, czy było to celowe działanie autorki, czy po prostu błąd, ale wręcz mam ochotę jeszcze raz chwycić za książkę, aby ponownie przeanalizować wszystkie zachowania bohaterów.
Podsumowując: była to niesamowita przygoda! „Strażnicy Cytadeli” zasłużenie wywalczyli sobie miejsce w topce moich ulubionych serii i będzie to jedna z tych historii, która zostanie we mnie na dłużej i chętnie będę do niej wracać. Czy chciałabym więcej? Zdecydowanie! Pozycję śmiało mogę polecić starszej młodzieży, która chciałaby dopiero rozpocząć swoją przygodę z fantastyką i szuka czegoś nieco bardziej mrocznego, makabrycznego, ale bez dosadnych scen przemocy. Jak również starszym, książkowym wyjadaczom, szukającym lekkiej, wciągającej lektury pełnej potworów i szybkiej akcji.
Recenzja powstała dla @fantastyka_na_luzie
Odkąd tylko przeczytałam pierwszy tom, „Księgę Axlin”, wiedziałam, że jest to seria, która idealnie trafia w mój gust czytelniczy. A każdy kolejny tom tylko mnie, w tym utwierdzał.
I w końcu nastąpiła ta smutna, choć jednocześnie cudowna chwila, czyli zwieńczenie trylogii.
* uwaga, opis zawiera spoilery do poprzednich tomów!...
2021-09-21
Recenzja powstała dla grupy oraz profilu na IG, Fantastyka na luzie
Za każdym razem gdy sięgam po książki Danielle, pieję z zachwytu. A biorąc pod uwagę, że każda kolejna jest lepsza niż poprzednia, już teraz boję się co będzie dalej…
Cudownie było wrócić do “Mrocznych wybrzeży” i niczym ze starymi przyjaciółmi, przywitać się z jej bohaterami. “Pozłacany wąż” łączy w sobie losy ich wszystkich, Teriany, Marka, Killiana oraz Liliany. Nastroje są coraz bardziej niespkojne, na jaw wychodzą kolejne intrygi, i chociaż wydawało się, że najgorsza bitwa za nimi, prawdziwa wojna jeszcze nie nadeszła.
Całą twórczość Danielle, od “Porwanej pieśniarki” pełnej trolli skrywających się pod wielką górą, po “Królestwo Mostu” wypełnionego po brzegi intrygami, na cudownych “Mrocznych wybrzeżach” kończąc, mogę polecić wszystkim fanom Sarah J. Mass, Holy Black czy Leigh Bardugo. Jeśli książki tych autorek przypadły Wam do gustu… to nie ma się nad czym zastanawiać!
Pomimo, że pierwszy tom bardzo mi się podobał, to dopiero drugiemu udało się skraść moje serce. Była to powieść wypełniona akcja, charyzmatycznymi bohaterami i fabułą, od której nie mogłam się oderwać. Wiedziałam jak ciężko będzie to przebić… i udało się. Trzeci tom przebił oba poprzednie i zostawił je daleko w tyle! Tak wciągającej akcji, idealnie ze sobą połączonej pomimo losów wielu bohaterów, gdzie historie każdego z nich śledziłam z równym zainteresowaniem, ciężko znaleźć. W wielu innych powieściach, kiedy autor stosował podobny zabieg, bywałam zmęczona i znudzona, ponieważ czytałam o losach jednej osoby, a myślami wybiegałam już do innej. Tutaj tak nie było, ponieważ każda z nich była tak samo dynamiczna i intrygująca. Historie każdej jednej osoby śledziłam z niecierpliwością.
Uwielbiam warsztat pisarski autorki. To, w jaki sposób tworzy klimat otaczającego nas świata oraz jak buduje relacje między bohaterami. Jest oczywiście również coś co nie znoszę - zakończenie! Po raz kolejny Danielle zaserwowała gigantyczny cliffhanger, po którym jedyne co chcę zrobić to sięgnąć po następny tom…
Jako wielka fanka “Królestwa mostu”, a zwłaszcza Arena i Lary, śmiało mogę powiedzieć, że “Pozłacany wąż” przebił wszystkie dotychczasowe książki. Świetnie wyrównane tempo akcji, fabuła od której nie można się było oderwać, a jednocześnie nie chce się jej kończyć i intrygujący bohaterowie, o których można czytać bez końca.
A więc, czy warto? Zdecydowanie!
Recenzja powstała dla grupy oraz profilu na IG, Fantastyka na luzie
Za każdym razem gdy sięgam po książki Danielle, pieję z zachwytu. A biorąc pod uwagę, że każda kolejna jest lepsza niż poprzednia, już teraz boję się co będzie dalej…
Cudownie było wrócić do “Mrocznych wybrzeży” i niczym ze starymi przyjaciółmi, przywitać się z jej bohaterami. “Pozłacany wąż” łączy w...
2021-04-15
Recenzja powstała dla grupy Fantastyka na luzie
Świat do granic przepełniony magią i niezwykłymi artefaktami. Przedmiotami, które mogą pomóc zwalczyć strach lub dodać odwagi.
Dziewczynka i jej niesamowita przygoda.
Cordelia pochodzi z jednej z sześciu utalentowanych szlacheckich rodzin mistrzów, tworzących przedmioty tchnięte magią i posiadające nadzwyczajne umiejętności. Z rodziny Kapeluszników. Kiedy ojciec dziewczynki zostaje uznany za zaginionego w trakcie wyprawy po niezbędny składnik do Kapelusza Pokoju, przedmiotu, który miał pomóc w negocjacjach pokojowych i zapobiegnięciu wojny, Cordelia postanawia na własną rękę go odnaleźć.
Odnajdzie jednak znacznie więcej niż ktokolwiek się spodziewał.
Jeśli szukasz powieści uniwersalnej, poruszającej serce zarówno młodszego, jak i starszego czytelnika, to właśnie ona. Chociaż docelowo skierowana jest do dzieci w wieku 9 - 12 lat, każda osoba może zanurzyć się w jej świat i odkryć coś zupełnie innego. Jako osoba dorosła bawiłam się przy niej świetnie i z przyjemnością wrócę jeszcze do tego świata!
Bardzo lekki styl, upiększony pięknymi i obrazowymi opisami, pozwala "płynąć" przez lekturę. W powieści już od pierwszych stron wiele się dzieje, a im dalej, jest tylko lepiej. Pomimo, że książkowi "wyjadacze" mogą domyślić się zakończenia, pewne zwariowane zwroty akcji i niespodziewane plot twisty, niejednego zaskoczą.
Wprost uwielbiam bohaterów "Kapeluszników". Nie tylko Cordelia zyskała moją sympatię, ale i jej najlepszy przyjaciel, do rany przyłóż, jak i pewien niedoceniony aktor, który był tak komicznie przerysowany, że za każdym razem gdy pojawiał się, na mojej twarzy wykwitał uśmiech! Na duże uznanie zasługuje również kreacja prześmiesznego króla oraz czarnych charakterów.
Ogromnie spodobał mi się koncept przedstawionego świata. Zarówno pomysł, jak i wykonanie jest wręcz wyborne. Mamy tutaj świat, w którym niezwykle utalentowane i wykształcone rodziny, dzięki swojej ciężkiej pracy i umiejętnościom, potrafią stworzyć np. buty dodające szybkości czy rękawiczki dodające wdzięku i elegancji.
Stworzony świat jest pełen barw i pomysłowości, zaskakuje na każdym kroku. Klimatem może przypominać nieco Alicję w Krainie Czarów, lecz więcej w nim wiarygodności.
"Kapelusznicy" oczarowali mnie wciągająca fabułą i atmosferą pełną magii, przygody i tajemnic, a jednocześnie podkreślającą jak ważna jest rodzina oraz przyjaźń. Tym bardziej cieszę się, że to dopiero początek historii i jeszcze będziemy mieli okazję powrócić do tego cudownego świata!
Recenzja powstała dla grupy Fantastyka na luzie
Świat do granic przepełniony magią i niezwykłymi artefaktami. Przedmiotami, które mogą pomóc zwalczyć strach lub dodać odwagi.
Dziewczynka i jej niesamowita przygoda.
Cordelia pochodzi z jednej z sześciu utalentowanych szlacheckich rodzin mistrzów, tworzących przedmioty tchnięte magią i posiadające nadzwyczajne...
2021-02-08
2020-10-13
Paragrafówki pochwyciły mnie w swoje szpony i całkowicie porwały, ale zacznijmy od najważniejszego: o co właściwie chodzi?!
A chodzi o to, że teraz to TY możesz pokierować fabułą. Zdarzyło Ci się kiedyś, że główny bohater drażnił Cię swoim zachowaniem? Uważałeś, że sam byś postąpił inaczej? Właśnie teraz masz okazję. Powieść składa się z krótkich fragmentów po których następuje moment, gdy musisz podjąć decyzję co robisz dalej. W jakim kierunku idziesz, czy podejmujesz walkę, otwierasz drzwi czy jednak się wycofujesz i szukasz innej drogi? W zależności co uznasz za słuszne, kierujesz się do wybranego paragrafu... a tam, wszystko może się zdarzyć!
Druga powieść z serii Fighting Fantasy, choć osadzona w zupełnie innym klimacie, jest równie ekscytująca. Tym razem wcielimy się w rolę łowcy przygód, łamanego na dzielnego rycerza, który w pobliskiej wiosce nasłuchuje się pogłosek o górze pełnej skarbów. Niestety góra posiada już lokatora w postaci mrocznego i okrutnego czarnoksiężnika oraz wielu innych dziwnych stworzeń. Młodość jednak ma swoje prawa, a my nie wiemy co to strach. Wizja siebie obsypanego złotem jest bardzo kusząca, wyruszamy więc w niebezpieczną podróż!
Zaprawiona w bój po "Domu pełnym zła" ochoczo chwyciłam za drugą paragrafówkę. Nie uwierzycie jakie było moje zdziwienie, gdy przy pierwszym podejściu udało mi się pokonać złego czarnoksiężnika! (Przypominam, że w przypadku domu naliczyłam 12 porażek!) Może dalej byłam biedna jak mysz kościelna, jednak był to dobry początek! Podobnie jak w przypadku pierwszej, celem jest dokładna, ale przede wszystkim rozważna, eksploracja góry, aby odnaleźć potrzebne artefakty do ukończenia zadania.
Historie urozmaica stworzenie profilu gracza oraz kostka gry, którą przez całą rozgrywkę wykorzystujemy aby ocenić kto zdobywa przewagę lub czy mamy wyjątkowego pecha, czy może jednak los się do nas uśmiechnął. Twórcy gry wyszli nam jednak tutaj naprzeciw i nawet jeśli nie masz tradycyjnej kostki do gry, znajdą na to rozwiązanie.
Cała podróż przypomina emocjonującą sesje gry RPG, tylko, że we własnym w domu i w swoim miłym towarzystwie, więc introwertycy, to coś dla Was!
Klimat Czarnoksiężnika znacznie się różni od domu. Nie jest to horror, ale cudowna, epicka podróż, pełna orków, krasnali, ziejących ogniem smoków czy skrzyń wypełnionych po brzegi skarbami! Czuć w niej pewną swobodę jak przy opowiadanej przy ognisku historii, jak również tajemnicę, magię i chęć do chwycenia za miecz i zmierzenia się z niebezpieczeństwami.
Całość jest ozdobiona przepięknymi ilustracjami, momentami mrocznymi i groźnymi. Dodają cudownej pikanterii. Czy mi się podobało? Moim zdaniem to pozycja MUST HAVE na Halloween!
Paragrafówki pochwyciły mnie w swoje szpony i całkowicie porwały, ale zacznijmy od najważniejszego: o co właściwie chodzi?!
A chodzi o to, że teraz to TY możesz pokierować fabułą. Zdarzyło Ci się kiedyś, że główny bohater drażnił Cię swoim zachowaniem? Uważałeś, że sam byś postąpił inaczej? Właśnie teraz masz okazję. Powieść składa się z krótkich fragmentów po których...
2020-10-13
Paragrafówki pochwyciły mnie w swoje szpony i całkowicie porwały, ale zacznijmy od najważniejszego: o co właściwie chodzi?!
A chodzi o to, że teraz to TY możesz pokierować fabułą. Zdarzyło Ci się kiedyś, że główny bohater drażnił Cię swoim zachowaniem? Uważałeś, że sam byś postąpił inaczej? Właśnie teraz masz okazję. Powieść składa się z krótkich fragmentów po których następuje moment, gdy musisz podjąć decyzję co robisz dalej. W jakim kierunku idziesz, czy podejmujesz walkę, otwierasz drzwi czy jednak się wycofujesz i szukasz innej drogi? W zależności co uznasz za słuszne, kierujesz się do wybranego paragrafu... a tam, wszystko może się zdarzyć!
Kiedy przejeżdzasz przez opustoszałą okolicę nagle twoje auto zatrzymuję się na środku drogi. Wygląda na to, że dalej nigdzie nie pojedziesz. Telefon stracił zasięg, a w ciemności zupełnie zgubiłeś orientację, wiesz jednak, że do najbliższego miasta jest kilkadziesiąt kilometrów.
Uff, na szczęście niedaleko widzisz światła jakiegoś domu! Czy odważysz się wejść do środka? Środek nocy, pusta okolica, dziwny stary dom. Wcale nie wygląda to podejrzanie!
Kiedy rozpoczęłam przygodę z "Domem pełnym zła", przysięgam Wam, miałam ciarki na plecach! Bałam się przejść do kolejnej strony, bo wiedziałam, że zaraz mnie coś zabije! I tak. Zabiło. Z dwanaście razy, o ile nie więcej…
Rozgrywka była cudownie emocjonująca. Przeżywałam każdą stronę i bawiłam się przewybornie! Powieść została genialnie skonstruowana, a każdy szczegół dopięty na ostatni guzik. Ścieżek wyboru jest kilkadziesiąt, ale tylko jedna z nich prowadzi do wygranej! I choć mi się osobiście (JESZCZE) nie udało jej odkryć, na pewno będę do niej wracać i próbować./ Sztuką jest stworzenie doskonałej mapy, która pomoże nam przy kolejnych podejściach uniknąć niebezpiecznych miejsc, w których czyhają na nas zombie, ghule, groźne duchy. Niestety nie możemy pójść na łatwiznę i unikać wszystkich drzwi, ponieważ również czekają za nimi cenne artefakty lub sprzymierzeńcy!
Historie urozmaica stworzenie profilu gracza oraz kostka gry, którą przez całą rozgrywkę wykorzystujemy aby ocenić kto zdobywa przewagę lub czy mamy wyjątkowego pecha, czy może jednak los się do nas uśmiechnął. Twórcy gry wyszli nam jednak tutaj naprzeciw i nawet jeśli nie masz tradycyjnej kostki do gry, znajdą na to rozwiązanie.
Cała podróż przypomina emocjonującą sesje gry RPG, tylko, że we własnym w domu i w swoim miłym towarzystwie, więc introwertycy, to coś dla Was!
Całość jest ozdobiona przepięknymi ilustracjami, momentami mrocznymi i groźnymi. Dodają cudownej pikanterii. Czy mi się podobało? Moim zdaniem to pozycja MUST HAVE na Halloween!
Paragrafówki pochwyciły mnie w swoje szpony i całkowicie porwały, ale zacznijmy od najważniejszego: o co właściwie chodzi?!
A chodzi o to, że teraz to TY możesz pokierować fabułą. Zdarzyło Ci się kiedyś, że główny bohater drażnił Cię swoim zachowaniem? Uważałeś, że sam byś postąpił inaczej? Właśnie teraz masz okazję. Powieść składa się z krótkich fragmentów po których...
2020-06-28
“Królestwo mostu” to jedna z tych książek, zostawiających czytelnika w mentalnej rozsypce i pozostawiająca tak ogromny niedosyt, który tylko kontynuacja może zaspokoić. Powiedzieć, że była to dla mnie najlepsza książka 2020 roku to za mało… Pozostawiła wszystkie inne daleko w tle. Tym bardziej oczekiwania co do drugiego tomu były niezwykle wysokie. I jestem ogromnie wdzięczna wydawnictwu Galerii Książek, że wyszło naprzeciw potrzebom spragnionych czytelników i nie kazał nam długo czekać na drugi tom!
“Zdradziecka królowa” rozpoczyna się dokładnie w momencie, kiedy kończy się “Królestwo mostu”. I żeby nic nie zdradzić osobom, które nie czytały jeszcze pierwszej części przy tym zostańmy.
Od samego początku jesteśmy wrzuceni w wir wydarzeń. Przez Larą nie lada wyzwanie, aby odpokutować za grzechy przeszłości i naprawić błędy. Fabuła została dopracowana nawet w najmniejszych detalach, a akcja idealne rozłożona: z jednej strony ani na chwilę nie zwalnia ona tempa, ale z drugiej czytelnik nie czuje się przeciążony czy zmęczony.
Główni bohaterowie - wspaniale i bez zastrzeżeń jak zawsze! Czy Lara i Aren nie są najlepszą parą jaką dotychczas poznaliście? Relacja hate-love z cudowną dozą pikanterii. A na dodatek w drugiej części pojawi się kilka nowych postaci, o których z przyjemnością dowiedziałabym się więcej.
Przez całą opowieść Danielle L. Jensen niesamowicie buduje napięcie, żeby na samym końcu zrobić wielkie, finałowe BUM. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiego zakończenie, myślałam, że wszystko pójdzie w innym kierunku. Moich odczuć nie zdradzę, ale powiem tylko, że autorka zdobyła moja miłość.
Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie powiedziała malutkiego “ale”. Niestety czuje mały niedosyt jeśli chodzi o sceny walki. Ich opisy były bardzo pobieżne, niedokładne i nieco “po łebkach”. Widać autorce brakuje doświadczenia na tym polu, natomiast liczę, że przyszłe książki nam to wynagrodzą.
Czy jest do dobra książka? Czy zostawi Was niezaspokojonych i pragnących więcej? Czy jest to powieść, która musicie przeczytać? Zdecydowanie trzy razy TAK!
“Królestwo mostu” to jedna z tych książek, zostawiających czytelnika w mentalnej rozsypce i pozostawiająca tak ogromny niedosyt, który tylko kontynuacja może zaspokoić. Powiedzieć, że była to dla mnie najlepsza książka 2020 roku to za mało… Pozostawiła wszystkie inne daleko w tle. Tym bardziej oczekiwania co do drugiego tomu były niezwykle wysokie. I jestem ogromnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-01-31
Recenzja powstała dla grupy Fantastyka na luzie.
Na prawdę rzadko mi się zdarza, że nie mogę pozbierać szczęki z podłogi po przeczytaniu książki. Jeszcze rzadziej zdarza mi się, że mam uczucie ogromnego niedosytu. Tak ogromnego, że wcale nie mam ochoty sięgnąć po nic innego.
Zapowiada się nieźle? To zaczekajcie jeszcze chwilę. Dopiero się rozkręcam ;).
Lara jest jedną z dwunastu córek walczących o prawo do zemsty. Walczących o to, która poślubi Króla Mostu. Walczących o to, która zostanie Królową. I nie po to aby być piękna i idealną żoną. Oj zdecydowanie nie. Zostanie Królową, aby…
... wbić sztylet w serce wybranka i przejąć władze nad szlakiem handlowym. Przez całe życie przygotowywały się do tej chwili. Ale prawo do zemsty dostanie tylko jedna z nich. Tylko jedna zostanie wyzwolicielką narodu.
Opis brzmi znajomo?
Tak wam się tylko wydaję. Myślałam, że wiem czego się spodziewać. Myślałam, że to będzie kolejna sztampowa historyjka ze szczęśliwych zakończeniem i… oh, jak bardzo się cieszę, że się myliłam. Jest to jedna z powieści jakie chce czytać. I jedna z tych, których po zakończeniu będziemy czuć ogromny niedosyt. Więc żeby nie było, że nie ostrzegałam.. ;)
Sam początek sprawił, że opadła mi szczęka. Krwawy, szokujący. Po prostu mocny. A im dalej, tym było jeszcze lepiej. Pomimo przewodniego motywu młodej zabójczyni od dzieciństwa szkolonej do zemsty, Lara nie jest postacią schematyczną. Jest inteligentna, zadziorna i nieco pyskata, ale w żadnym wypadku irytująca. A jej przyszły mąż? Oh. Oh. OH!
I to powinno Wam wystarczyć. Resztę poznacie sami ;).
Warto jeszcze tylko wspomnieć o stylu. Choć uwielbiam “Porwana pieśniarkę” to tutaj jest jeszcze lepiej. Powieść czyta się szybko, gładko, a rozdziały pochłania się jeden za drugim. Jednak nie jestem do końca przekonana co do opisu tytułowego mostu. Był przedstawiany wielokrotnie, ale… niezbyt spójnie. Pomimo wielu starań autorki, nie potrafiłam sobie go do końca zwizualizować. Mimo, że mam w głowie jakąś swoją wizję to nie jestem pewna w jakim stopniu jest zgodna z tym co chciała nam przedstawić autorka. Jednak nie przeszkadzało mi to w odbiorze książki i czerpaniu z niej ogromnej przyjemności.
Pomimo, że uwielbiam Porwaną pieśniarkę, Danielle L. Jensen totalnie mnie zaskoczyła. Zaskoczyła, oczarowała i zostawiła ze złamanym sercem. Czymś, co odrobinę kuło mnie w oczy, była dość spora ilość nawiązań do Dworów Sarah J. Maas. I tak jak przy opisie mostu, zwróciłam na to uwagę, choć nie przeszkadzało mi to w żadnym stopniu. Serio. Przyjemność z czytania była tak przeeeogromna, że już nie mogę się doczekać drugiego tomu!
Recenzja powstała dla grupy Fantastyka na luzie.
Na prawdę rzadko mi się zdarza, że nie mogę pozbierać szczęki z podłogi po przeczytaniu książki. Jeszcze rzadziej zdarza mi się, że mam uczucie ogromnego niedosytu. Tak ogromnego, że wcale nie mam ochoty sięgnąć po nic innego.
Zapowiada się nieźle? To zaczekajcie jeszcze chwilę. Dopiero się rozkręcam ;).
Lara jest jedną z...
Znacie to uczucie, gdy zaczynacie czytać jakąś książkę i macie aż dreszcze na skórze, bo czujecie, że będzie tak dobra, że ciężko będzie się oderwać? Właśnie tak miałam w trakcie czytania „Cmentarza osobliwości”.
Krętacz, oszust, spryciarz, złodziej. To tylko kilka określeń, jakimi obrzucano Maximusa Opokę, a będąc szczerym, jedne z łagodniejszych określeń. Gdy jako diler, silnie uzależniającej halucynogennej substancji Łzy oraz prawa ręka szefa miejscowej kasty, zostaje uznany za zdrajcę i złodzieja musi jak najszybciej zniknąć z powierzchni ziemi. Narażając się najgroźniejszemu oprychowi Max doskonale wie, że każdy jego znajomy szybciej zdradzi go, żeby dostać kilka monet, niż zaryzykuje swoje życie.
Idealnie w czas do jego drzwi puka mężczyzna, który oferuję mu szansę na zupełnie nowe życie, choć nie wspomina o tym, jak krótkie, pełne potworów i niebezpieczne może ono być.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, gdy zaczęła czytać „Cmentarz osobliwości” był niesamowity klimat powieści. Całkowicie nowe uniwersum, w którym świat żywych przenika się ze światem zmarłych, a śmierć nie jest ostateczną drogą, lecz dopiero początkiem. Rewelacyjnie wykreowane podstaw, zaczynając od mitologii, historii powstania świata, mściwych i chciwych bóstw, a kończąc na rozbudowanej idei życia po śmierci i tego, co się dzieje z człowiekiem. Dawno nie czytałam nic tak oryginalnego, unikatowego i świeżego, a przy tym jest to jedno z najciekawiej wykreowanych uniwersów, z jakimi miałam do tej pory styczność.
Jednak sam pomysł byłby niewystarczający, gdyby nie rewelacyjny warsztat pisarski autorki. Zdolności autorki do budowania napięci, tworzenia mrocznej niepokojącej atmosfery oraz barwnych i momentami przerażających, potworów jest godna uwagi, co sprawia, że niezwykle trudno było mi odłożyć powieść, choć na chwilę. Czułam się wciągnięta w historię już od pierwszych stron, a im więcej jej poznawałam, tym bardziej nie mogłam się oderwać, zwłaszcza gdy pojawiały się co rusz nowe tajemnice.
Nie wiem, czemu, ale uwielbiam bohaterów męskich pisanych okiem kobiet. I tak samo było w tym przypadku. Maximus Opoka to nie bohater, jakich znamy z większości powieści: to pełen dwuznaczności drań, którego dobro i interes zawsze znajduję się na pierwszym miejscu. Manipulant i cwaniak wiedzący co i jak powiedzieć, żeby przypodobać się innym. Jednocześnie pod tą skorupą interesowności skrywa się coś więcej i oglądanie jego metamorfozy było czystą przyjemnością. Jest to jeden z moich ulubionych typów bohatera, o szarej moralności, nieidealny i pełen wad, a przy tym piekielnie inteligentny i zabawny.
Najlepsze jednak w powieści, zaraz obok kreacji głównego bohatera i niesamowitej, mrocznej atmosfery, jest cmentarz. Niezwykły, osobliwy cmentarz, który przyprawiał mnie o dreszcze ekscytacji za każdym razem, gdy Max przekraczał jego próg. I powiem tylko: genialne, pomysłowe, świetnie wykreowane budzące uczucie niepokoju. Więcej nie dodam, ponieważ Cmentarz osobliwości warto odkryć samemu.
Podsumowując, to szalenie wciągająca powieść z pogranicza gatunku horroru oraz dark fantasy, która zanurzy czytelnika w świecie okrutnych bogów i życia niekończącego się po śmierci. Wyjątkowa mieszanka mrocznej atmosfery i potworów czyhających po zmroku, wymieszana z dużą dawką sarkastycznego humoru, tajemnic oraz intryg. To wszystko sprawia, że „Cmentarz osobliwości” jest fascynującą lekturą wynoszącą polską fantastykę na zupełnie nowy poziom, a dla mnie? Najprawdopodobniej najlepsza książka, jaką w tym roku przeczytałam i z niecierpliwością będę wyczekiwać finałowego, drugiego tomu.
Znacie to uczucie, gdy zaczynacie czytać jakąś książkę i macie aż dreszcze na skórze, bo czujecie, że będzie tak dobra, że ciężko będzie się oderwać? Właśnie tak miałam w trakcie czytania „Cmentarza osobliwości”.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKrętacz, oszust, spryciarz, złodziej. To tylko kilka określeń, jakimi obrzucano Maximusa Opokę, a będąc szczerym, jedne z łagodniejszych określeń. Gdy jako...