-
Artykuły
Sherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1 -
Artykuły
Dostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3 -
Artykuły
Magda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1 -
Artykuły
Los zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
Rozczochrane włosy, palce chodzące po klawiaturze, keczup i zdezorientowanie – znaki rozpoznawcze pewnego chłopaka, który obecnie siedzi w pralni i ma za zadanie włączyć program w jednej pralce oraz poukładać ubrania. Co mogłoby się nie udać? Każdy potrafi wykonać tak banalne zadanie. No dobrze, przyznaję – są wyjątki, a najlepszym przykładem jest Net Bielecki. Net musiał iść do pracy, by móc dalej zostać w Londynie. Jednak nie tylko on ma problemy z nowym obowiązkiem. Laura również nie na leży do tych najszczęśliwszych pracowników. Lecz nagle wszystko się zmienia. Felix, Net i Nika oraz teraz również Laura dostają dość ciekawą propozycję ze szkoły. Czemu by nie skorzystać? W końcu kilka nieprawdziwych słów nie może tak bardzo zmienić ich życia. Na pewno? Czym tak naprawdę ma zajmować się Nika? Dlaczego paczka przyjaciół czuje się tak dziwnie? Czy będą w stanie przetrwać w Londynie bez pomocy finansowej rodziców?
"Felix, Net i Nika" jest cyklem, o którym lata temu bardzo dużo słyszałam i muszę się przyznać, że ten rozgłos okropnie mnie denerwował. Nie rozumiałam, czemu ludzie tak pozytywnie oceniają tę książkę. Co prawda wtedy nie wiedziałam nawet, o czym jest, jednakże zbyt duży natłok informacji zniechęcał mnie. Oczywiście los sprawił, że później trafiłam na nią i dałam jej szansę. To był dobry wybór, bardzo dobry. W krótkim czasie przeczytałam pierwszy tom, żeby następnie połykać kolejne. I w pewnym momencie (książkoholicy zrozumieją mnie) tomy się skończyły! I co tu robić? Nie pozostaje nic innego niż czekać na kolejne. Doczekałam się ich, ale one również zostały w bardzo szybkim tempie przeczytane przeze mnie. Jednak autor nadal dostarcza nam rozrywki i postanowił napisać czternastą część – "Felix, Net i Nika oraz (nie)Bezpieczne Dorastanie". Nawet nie wiecie, jak bardzo się ucieszyłam z tego powodu. Moja radość była nie do opisania. Czy była uzasadniona? To jest głupie pytanie. Przecież to oczywiste, że tak.
Gdy zaczęłam czytać powieść, uświadomiłam sobie, jak bardzo tęskniłam za tym światem. Atmosfera, która panuje w tym cyklu jest niezwykła. Czujesz się, jakbyś wchodził w mgłę, która powoli okrywa Cię. Na początku nie wiesz, co to jest, ale czym jesteś głębiej, tym bardziej zdajesz sobie sprawę, że to coś niesamowitego i przyjaznego Tobie, coś, co sprawia, że czujesz się bezpiecznie i wiesz, że to Twoje miejsce. Odkąd przeczytałam pierwszy tom cały czas właśnie takie miałam wrażenie i podziwiałam Kosika, że potrafił stworzyć taki klimat powieści. To jest pewnego rodzaju radość z powrotu. W dodatku autor postanowił kontynuować przygody paczki w Londynie, co bardzo mnie ucieszyło. Dzięki temu czułam się, jakbym przerwała książkę i po chwili do niej wróciła.
Teraz nadszedł czas na podziwianie stylu napisania książki. Już w recenzji poprzedniej części rozpisywałam się na ten temat, ale nie oznacza to, że i tym razem tego nie zrobię. Zacznijmy od tego, że styl jest bardzo szczegółowy, co zdarza się rzadko w powieściach przeznaczonych dla młodzieży. Czasami mam wrażenie, że pisarze uważają, że dla tak młodych ludzi nie warto zbytnio się rozpisywać i wchodzić w detale, co jest niesamowitym błędem. Cieszę się, że Rafał Kosik nie popełnił go. Takie drobnostki są ważne, ponieważ to właśnie one kreują świat przedstawiony – nie ogólne, pobieżne opisy, tylko te małe szczególiki, z których istnienia nie zdajemy sobie sprawy, gdy tymczasem one kierują naszą wyobraźnią. Poza tym w języku jest coś specyficznego, co wyróżnia książki z tej serii na tle innych. Nie można też zapomnieć o olbrzymiej dawce humoru. Nieraz i nie dwa śmiałam się do otwartej księgi. Później rozglądałam się, czy ktoś przypadkiem nie przygląda mi się (choć tak naprawdę już dawno do tego się przyzwyczaiłam...). Dzięki temu wyjątkowemu połączeniu wciągnęłam się w historię i oddałam całym sercem.
W "Felix, Net i Nika" zawsze pojawia się wątek kryminalny. Czasami jest bardzo dobrze widoczny, innym razem ginie, choć podświadomość wyczuwa go. W tej części to on przejął kontrolę nad całą opowieścią i zrobił na mnie duże wrażenie. W pewnym momencie wątki z poprzednich tomów połączyły się w dość nieoczekiwany sposób i poprowadziły wydarzenia, nadając im nieprzewidywalności. Brakowało mi pomysłów do czego to wszystko dąży. Każdy mały szczegół się liczył.To chyba największy plus całej powieści.
Oczywiście muszę również poświęcić czas bohaterom. Nie są to papierowe postacie, które mają nadane wyróżniające ich cechy i nic więcej. Każdy z bohaterów "Felix, Net i Nika" ma w sobie coś niepowtarzalnego, ale również posiada typowo ludzkie uczucia – i te pozytywne, i te negatywne. Najbardziej wyróżnia się tytułowa trójka. Jednakże w pewnym momencie zawiodłam się. W tej części na większą skalę pojawia się Laura. Ta postać, odkąd tylko się pojawiła, intrygowała mnie. Miałam olbrzymią nadzieję, że będzie bardzo dopracowana, dzięki czemu lepiej ją poznam. Niestety brakowało mi czegoś w jej charakterze, osobowości. Nadal nie wiem, kim jest...
"Felix, Net i Nika oraz (nie)Bezpieczne Dorastanie" było miłym powrotem do jednego z moich ulubionych światów. Książka na pewno jest warta przeczytania, choć nie będzie należeć do czołówki tej serii. Jest duży wybór. W końcu czternaście części to naprawdę coś. Dla tych, którzy znają pozostałą trzynastkę jest to pozycja obowiązkowa. Natomiast innym również ją polecam, ale warto przeczytać przynajmniej jedną lub dwie poprzednie części, by zrozumieć ją.
http://lustrzananadzieja.blogspot.com/2016/01/felix-net-i-nika-oraz-niebezpieczne.html
Rozczochrane włosy, palce chodzące po klawiaturze, keczup i zdezorientowanie – znaki rozpoznawcze pewnego chłopaka, który obecnie siedzi w pralni i ma za zadanie włączyć program w jednej pralce oraz poukładać ubrania. Co mogłoby się nie udać? Każdy potrafi wykonać tak banalne zadanie. No dobrze, przyznaję – są wyjątki, a najlepszym przykładem jest Net Bielecki. Net musiał...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Niech zgadnę! Zapewne, gdy byliście dziećmi, fascynował was globus. Ta mała kulka, która kręci się na dziwnym stojaczku i pokazuje coś, co podobno jest naszym światem. Jeździliście palcem po tej kuli i wyobrażaliście sobie, że przenosicie się do nowego, niesamowitego miejsca, którego jeszcze nikt nie odkrył. Czy to nie piękne wspomnienie? Tylko mam wrażenie, że u większości z was nie jest to wyłącznie część dzieciństwa. To wasza teraźniejszość... Nadal marzycie, by zwiedzić te wszystkie kraje, by poznać nowych ludzi, by odkryć nieznane. Czyż tak nie jest? Nie zaprzeczajcie. Nic się nie zmieniło pod tym względem przez te wszystkie lata. Nadal pragniecie podróżować.
Kocham podróże – jest to fakt niepodważalny. Chciałabym zwiedzić cały świat, odkryć każdy możliwy zakątek. Nie mieści mi się w głowie, że nasza Ziemia może być tak wielka i skrywać tyle tajemnic, więc po prostu muszę to zobaczyć. Wiem, że powiecie, że to niemożliwe. I niestety macie racje, ale przyjdzie moment w moim życiu, gdy ujrzę wiele wspaniałych zakątków naszej planety. Na razie nie mogę sobie pozwolić na takie wędrowanie, jednakże mogę się na nie przygotować. To właśnie dlatego postanowiłam przeczytać "Alaska – Kanada Zachodnia". Czy spełniłam choć troszeczkę swoje wielkie marzenie?
Alaska kojarzy mi się jako dziki teren, gdzie człowiek nie ma wstępu bez pozwolenia najpotężniejszego żywiołu – natury. Tam ma władzę przyroda, która potrafi być okrutna, ale również niesamowicie wyrozumiała. Pamiętam, jak oglądałam film "Wszystko za życie", gdzie główny bohater spędził miesiące na łonie natury właśnie na terenach Alaski. Fascynowało mnie to i zazdrościłam mu tego uczucia, które musiał doznać, gdy postawił stopę na tym dziewiczym terytorium. Wyobrażacie sobie, jaki człowiek musi się czuć mały przy tych wszystkich roślinach, skałach? Natomiast Kanada interesuje mnie o wiele mniej. Oczywiście znajduje się na liście miejsc, które z chęcią bym zobaczyła, jednakże jest ona dość daleko od zwycięzców. Nie zmienia to faktu, że bardzo przyjemnie czytało mi się o niej. To moje marzenie o zagranicznych podróżach jest stałe, lecz głęboko ukryte. Wiem, że to jeszcze nie czas. Aczkolwiek gdy tylko czytam powieści podróżnicze, czuję tęsknotę za nieznanym, co sprawia, że nie mogę oderwać się od przewodnika.
Styl autorki jest dość różnorodny. Nie potrafię go do końca określi. Jest na pewno poprawny, choć niestety nieporywający. Zwróciłam też uwagę na drastyczną liczbę powtórzeń. Zdaję sobie sprawę, że bardzo trudno je wyeliminować. W każdej swojej recenzji ciągle znajduję powtarzające się słowa i wiem, że nadal są i rzucają się w oczy. Nie zmienia to faktu, że irytowały mnie. Tymbardziej że część z nich byłabym w stanie sama zastąpić. Na początku miałam problem z wciągnięciem się do książki, lecz po kilkunastu stronach zmieniło się to.
Książki podróżnicze, które dotychczas czytałam, zawsze są wypełnione niesamowitą liczbą "zabawnych" historyjek. Cenię je bardzo, lecz niestety najczęściej to główna część takiego przewodnika, co mija się z celem. One są potrzebne, ponieważ pozwalają wciągnąć się czytelnikowi oraz ubarwiają powieść. Tutaj niestety zabrakło ich. Nie twierdzę, że się nie pojawiały, jednakże było ich mało i często nie ciekawiły mnie lub po prostu w danej sytuacji były zbędne. Spodziewałam się czegoś więcej po tej części.
Najważniejsze są dla mnie informacje o danych regionach. Właśnie po to czytam literaturę podróżniczą – chcę się dowiedzieć czegoś więcej. W książce Małgorzaty Barańskiej było ich naprawdę dużo, co zaliczam na plus, ale (bez niego nie obyłoby się) były zbyt podręcznikowe. Wypisanie suchych faktów po sobie nie jest najciekawszym sposobem na poznawanie nowych rzeczy. Od razu zapominamy je i łatwo nudzimy się, co nawet mnie dotknęło przy tym przewodniku. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to powieść przygodowa, ale oczekiwałam barwnych opisów, które pozwolą mi się przenieść do tych wszystkich wyjątkowych miejsc.
Jak to zawsze bywa w literaturze podróżniczej, pojawiły się również zdjęcia, które oglądałam z pasją. Są ciekawe i na pewno urozmaicają książkę. Na niektórych pojawiła się sama autorka, co mnie rozśmieszyło (oczywiście w tym pozytywnym znaczeniu). Jedyną ich wadą jest rozmiar. Mogłyby być trochę większe.
Cieszę się, że przeczytałam ten przewodnik. Nie był idealny, ale bez wątpienia dowiedziałam się wielu nowych rzeczy i choć na chwilę przeniosłam się do Alaski i Kanady Zachodniej. Osobom, które lubią podróżować, polecam tę książkę. Innym raczej odradzam.
http://lustrzananadzieja.blogspot.com/
Niech zgadnę! Zapewne, gdy byliście dziećmi, fascynował was globus. Ta mała kulka, która kręci się na dziwnym stojaczku i pokazuje coś, co podobno jest naszym światem. Jeździliście palcem po tej kuli i wyobrażaliście sobie, że przenosicie się do nowego, niesamowitego miejsca, którego jeszcze nikt nie odkrył. Czy to nie piękne wspomnienie? Tylko mam wrażenie, że u większości...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dawno, dawno temu... Tak naprawdę to nie było to aż tak dawno, bo 1900 roku, odbyło się sławetne wesele. Poeta Lucjan Rydel brał ślub z Jadwigą Mikołajczykówną. To był pewnego rodzaju symbol. Lucjan – inteligent i Jadwiga – chłopka. Połączenie, które w tamtych czasach było naprawdę rzadko spotykane. Na tym weselu był też pewny pisarz i malarz, który dokładnie wszystko zapamiętywał, by następnie opisać te wydarzenie. Jak postanowił, tak zrobił. Sztuka została wystawiona rok później, ukazując w sobie całą kontrowersyjność. Co się zdarzyło na tym ślubie? Co czujne oczy pisarza zaobserwowały?
Stanisław Wyspiański kojarzy mi się z moją szkołą podstawową. Jest jej patronem, a moja podstawówka bardzo dbała o to, żebyśmy zdawali sobie z tego sprawę i pielęgnowali tradycję. Co prawda najsławniejszą sztukę – "Weselę" – poznaję dopiero pięć lat później. Lecz mimo to już wcześniej znałam biografię pisarza i przede wszystkim jego obrazy, które zdobiły szkołę. Wielokrotnie sama wzorowałam się na nich i pilnie przyglądałam każdemu nawet najmniejszemu szczegółowi. Jakbyście mnie zapytali, co najlepiej zapamiętałam, to odpowiedziałabym wam, że fakt, że Wyspiański miał uczulenie na farbę olejną, dlatego większość jego dzieł jest malowana za pomocą pasteli. Uważam, że to całkiem ciekawe wspomnienie. Twierdzę, że Wyspiański był wybitnym malarzem. Czy z pisarstwem jest tak samo?
Kiedy usłyszałam, że jest to opis prawdziwego wesela, miałam mieszane uczucia. Nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyż to nie jest jedyny pisarz, który opisywał wydarzenia, w których brał bezpośredni udział. Takich jak on jest o wiele więcej. Na pewno nie jedna osoba chciała dowiedzieć się, co się działo na tak sławetnym weselu. Wyspiański ukazał to, jednakże sposób w jaki to zrobił, do dzisiaj wywołuje dyskusje na ten temat. Artysta skupił się przede wszystkim na wadach osób znajdujących się na tej uroczystości. W karykaturalny sposób przedstawił wszystkie niedoskonałości gości. Można go bronić, mówiąc, że chciał zmotywować do poprawy i walki, ukazać społeczne problemy. Dokładnie obserwował wszystkie zdarzenia jak również i jego żona. Nie zmienia to faktu, że dużo osób ma złe zdanie o tej książce ze względu na okrutne potraktowanie swoich przyjaciół. Na niektórych bardzo odbiło się wystawienie tej sztuki.
Wyspiański do "Wesela" wprowadził wątek fantastyczny, który spodobał mi się. Niektórym gościom zaczęły ukazywać się zjawy, mające jakieś powiązania z danych bohaterem. Uważam to za ciekawy pomysł, który bardzo ubarwił książkę i miał głębszy sens. Paranormalne istoty zwracają uwagę na wady, lecz robią to w taki sposób, który nie wykreśla możliwości poprawy. Przynajmniej do czasu... Część z tych zastrzeżeń jest uniwersalna i można odnieść je do normalnego życia. Pozwalają na zobaczenie ludzkich lęków, które przez wieki nie zmieniły się. Ten topos zrobił na mnie dobre wrażenie i pozwolił na pewne usprawiedliwienie autora.
Tematyka dramatu była bez wątpienia w ówczesnych czasach bardzo istotna. Motywowała ludzi do walki i zastanowienia się nad swoją sytuacją. Mimo że nie odebrałam zbyt dobrze "Wesela", twierdzę, że jest uniwersalnym tekstem, choć w zły sposób przekazanym. Gdyby Wyspiański może inaczej ująłby to, miałabym inne odczucia co do całej książki. W utworze możemy zauważyć wiele powszechnie znanych zjawisk przełomu XIX i XX wieku, na przykład chłopomanie.
"Wesele" bardzo mnie zawiodło i przyznaję, że bardzo męczyłam się przy lekturze tej książki. Niestety oceniłam również Wyspiańskiego przez wcześniej przedstawiony fakt. Nie powinnam pochopnie wyrażać swojej opinii, ponieważ nie żyłam w tamtych czasach i nie wiem, czy jego postępowanie było niesłuszne. Jednak słyszałam wiele krytycznych zdań na temat realnego wesela i wystawienia sztuki na scenie, co ostatecznie zdecydowało o moim podejściu do lektury. Lecz mimo to uważam, że każdy powinien się z nią zapoznać.
Dawno, dawno temu... Tak naprawdę to nie było to aż tak dawno, bo 1900 roku, odbyło się sławetne wesele. Poeta Lucjan Rydel brał ślub z Jadwigą Mikołajczykówną. To był pewnego rodzaju symbol. Lucjan – inteligent i Jadwiga – chłopka. Połączenie, które w tamtych czasach było naprawdę rzadko spotykane. Na tym weselu był też pewny pisarz i malarz, który dokładnie wszystko...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Gdy jesteśmy dziećmi, świat jest dla nas czarno-biały. Nie ma czegoś pomiędzy. To jest dobre, a to złe, tego nie powinniśmy robić, a to jest wskazane. Nie zastanawialiśmy się, jaki to ma sens, nie podważaliśmy tego. Jednakże z czasem wszystko zaczęło się zmieniać... Bardzo powoli, ale już jako młodzi ludzie przestaliśmy być tacy posłuszni i zaczęliśmy postrzegać świat według własnych zasad. Czy były i są one słuszne? Życie wiedźmina to non stop podejmowanie decyzji, które mają olbrzymią wagę. Nie dotyczą tylko jego istnienia, ale również innych ludzi. Jeden błąd, a śmierć zajrzy w oczy niejednej osobie. Trudno jest odpowiednio wybrać... W dodatku wspomnienia nie dają normalnie funkcjonować. Jak zapomnieć o pięknych chwilach, które nigdy się nie powtórzą, które na zawsze pozostaną tylko w pamięci? A rzeczywistość nadal trwa i nie jest tak cudowna, jak można by pomyśleć. W końcu nadchodzi sezon burz...
"Saga o Wiedźminie" w bardzo krótkim czasie sprawiła, że zostałam przez nią oczarowana. Czytałam każdą część bardzo szybko i po sobie. To był niesamowity okres. Historia białowłosego wiedźmina zawładnęła mną i nie chciała wypuścić. Przyniosła ze sobą wiele dobra. Wyciągnęłam ciekawe refleksje na temat świata, poznałam niezwykłe postacie i przede wszystkim przekonałam się do polskich autorów. Teraz nikt nie jest w stanie mnie zniechęcić do nich. Jak w każdym kraju – są lepsze i gorsze powieści. Andrzej Sapkowski potwierdza, że my też mamy czym się pochwalić. Po latach pisze jeszcze jedną książkę dotyczącą Geralta. Pamiętam, jak została wydana. Wtedy ta saga nic mi jeszcze nie mówiła, ale moi koledzy z klasy byli tak podekscytowani "Sezonem burz", że wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że i ja powinnam zapoznać się z tym cyklem. Zrobiłam to, a teraz przyszedł czas na tę najnowszą część. Jak wrażenia po jej przeczytaniu?
Na początku miałam problem z umiejscowieniem tej historii w czasie. Słyszałam różne propozycje i muszę przyznać, że potrafiły one być skrajne, co bardzo mnie zaskoczyło. Osoby, które czytały wszystkie pozostałe części nie były w stanie dokładnie powiedzieć, gdzie można szukać tej jednej przygody. Ja sama jestem zdania, że jest to krótko przed główną fabułą. Lecz uważam za pewien minus problemy z chronologią... Nie będę też ukrywać, że paradoksalnie nie byłam dobrze nastawiona do "Sezonu burz". Opowieść o wiedźminie już dawno się zakończyła i mimo faktu że tęsknie za nią, nie powinno się wracać do spraw, gdzie jest już na końcu kropka. Choć z drugiej strony jest to oddzielna historia, która sama w sobie nie ma wpływu na najistotniejszy wątek w następnych tomach. Jednak mimo to wielokrotnie nawiązuje do przeszłości Geralta, co nadaje powieści płynności. Poza tym spotykamy teraz wiele osób, które nie mają najmniejszego znaczenia, lecz po przeczytaniu sagi wiem już, że w przyszłości ich rola ulegnie ogromnej zmianie. Jest dla mnie zabawne obserwowanie wiedźmina, który jeszcze nie wie o tak wielu rzeczach.
Styl Sapkowskiego jak zawsze jest bardzo dokładny. Autor ma każdy szczegół dopracowany. Najmniejsze wydarzenie ma jakąś wartość i wpływ na kolejne. Nic nie pojawia się przypadkiem, a przy tym jest panoramiczne. Nie jesteśmy ograniczeni do jednego miejsca, ani jednego informatora. To wszystko sprawia, że cała ta historia staje się wyjątkowo intrygująca i wciągająca. Nie mogę się nadziwić nad sprawnością pisarza. Jednakże mam wrażenie, że i tak Sapkowski poświęcił więcej czasu wcześniejszym częściom niż tej. Jest w niej wiele detali, lecz w tamtych było ich mnóstwo...
Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo miły był powrót do Geralta. Jest to jedna z najlepiej wykreowanych postaci, jakie dotychczas spotkałam w literaturze i niezmiernie się cieszę, że mogłam z nim spędzić jeszcze troszkę więcej czasu. Mimo wcześniej wspominanych uprzedzeń doceniłam tego bohatera i powtórnie zostałam oczarowana jego charakterem i różnorodnością cech. Tak samo jak kiedyś zaskakiwał mnie na każdym kroku, ale również był moim przyjacielem, którego rozumiałam i byłam mu w stanie wybaczyć naprawdę wiele. W "Sezonie burz" dowiadujemy się nowych informacji o wyjątkowo barwnej i lubianej postaci. A mianowicie o Jaskrze. Jego wizerunek pozostaje taki sam, ale staje się mniej tajemniczy... Pojawiają się również nowe, niezwykłe postacie, które odwracają życie wiedźmina do góry nogami.
Tutaj również występują wielokrotne nawiązania do baśni, wierzeń słowiańskiej. Uwielbiam to w "Sadze o Wiedźminie". Jest to mało popularny motyw, a tak bardzo istotny dla naszej kultury. Przywołuje dawne tradycje i łamie nowoczesne schematy. Daje to wiele do myślenia i pozwala na nowe spojrzenie na świat.
"Sezon burz" nie okazał się tak wybitny jak jego poprzedniczki, ale bez wątpienia spędziłam z nim miłe chwile i myślę, że jest obowiązkowy dla fanów.
Gdy jesteśmy dziećmi, świat jest dla nas czarno-biały. Nie ma czegoś pomiędzy. To jest dobre, a to złe, tego nie powinniśmy robić, a to jest wskazane. Nie zastanawialiśmy się, jaki to ma sens, nie podważaliśmy tego. Jednakże z czasem wszystko zaczęło się zmieniać... Bardzo powoli, ale już jako młodzi ludzie przestaliśmy być tacy posłuszni i zaczęliśmy postrzegać świat...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Granica jest ruchoma. Bardzo łatwo ją przesunąć. Państwo za pomocą jednego papieru może zmienić losy całego kraju. Co dopiero człowiek, który sam wyznacza własną granicę? Nie ma żadnych ograniczeń. Tylko i wyłącznie słowa, które mogły być nawet niewypowiedziane. Jak duże mają znaczenie? Ile razy sami nie dotrzymaliście obietnicy? Zenon ma tylko jedno pragnienie – chce być uczciwy. Jako dziecko patrzył, jak jego ojciec zdradza matkę i codziennie ją przeprasza. Ona natomiast sumiennie wybaczała mu. Wybaczenie to podstawa, ale czy na dłuższą metę można uniknąć konfliktów? Czy w konsekwencji ich syn spełni wszystkie swoje marzenia?
Zwykle jestem pozytywnie nastawiona do lektur. W końcu to jedna z wielu książek, które mają uznanie wśród ludzi wykształconych, a przynajmniej taka jest oficjalna wersja. O "Granicy" nigdy wcześniej nie słyszałam, więc z chęcią wzięłam się za czytanie. W czasie lektury zaczęły mnie dochodzić negatywne opinie, ale nie dałam się zniechęcić. Powieść okazała się dość trudna i jak to ocenił jeden z moich znajomych – kobieca. W pewnym sensie miał rację, ale nie tak do końca...
Styl autorki jest bardzo ciężki. Pisze skomplikowaną składnią, która w tych czasach jest prawie niespotykana. Jest to dość trudne dla ucznia. Ja od dziecka bardzo lubię czytać, jednakże dla innych osób może to być naprawdę uciążliwe. Sama potrzebowałam wielu stron, by przywyknąć do języka autorki. Pojawiła się naprawdę duża liczba opisów przeżyć wewnętrznych. Uwielbiam tego typu opisy, więc pod tym względem powieść była dla mnie rajem. Nie zmienia to faktu, że czasami była nużąca.
Fabuła okazała się mało oryginalna. Jest to dość sztampowa historia, która wielokrotnie pojawiała się w literaturze. Nie zaskoczyła mnie niczym, co odebrałam raczej negatywnie. Jednak oczekuję, że powieść zaskoczy mnie i da nową inspirację. Od początku znaliśmy zakończenie, gdyż wystąpiła kompozycja klamrowa. Można powiedzieć, że w jaki sposób miała być nieprzewidywalna, gdy autorka od razu zdradza nam losy Zenona. Lecz mimo to spodziewałam się czegoś więcej, jakieś niespodzianki. W "Granicy" niejednokrotnie wystąpiły retrospekcje, które zaburzały chronologię i sprawiały, że naprawdę trzeba było się skupić na tekście, jeśli chciało się dobrze zrozumieć fabułę. Skomplikowało to książkę, lecz na mnie to wywarło dobre wrażenie. I muszę przyznać, że coś jest z tym spojrzeniem kobiecym. Uważam, że jest to zbyt duże słowo, ale na pewno powieść jest lepiej zrozumiała dla żeńska płci.
Bohaterowie byli dla mnie papierowi. Nałkowska nie dała możliwości lepszego poznania ich. Znaliśmy ich przeszłość i przyszłość, ale zabrakło typowej codzienności i reakcji na różne sytuacje. Trochę zaprzeczam samej sobie, gdyż były liczne opisy, ale to nie było to. Brakowało opisu ich charakterów albo sytuacji, z której sami moglibyśmy więcej wywnioskować. Miałam bardzo duży problem z ich ostateczną oceną. Każdy popełnił błędy i każdy musiał zmierzyć się z ich konsekwencjami. Ale kto ich nie popełnia? W powieści wystąpiło wiele postaci epizodycznych, które były okryte dla mnie wielką tajemnicą. Pojawiały się, ale tak naprawdę były jednym, wielkim sekretem.
Psychologia była bardzo rozbudowana. Autorka przedstawiała nam standardową sytuację, która miała miejsce w każdych czasach i jej konsekwencje. Przyznała się do rzeczy, o których nie chcemy mówić i udajemy, że nas nie dotyczą, mimo że dobrze wiemy, że jest inaczej. Daje możliwość przemyślenia wielu sytuacji i zrozumienia ich, a przy tym ostrzega. Pod względem psychologicznym ukazała swój warsztat w całej okazałości, dlatego właśnie "Granica" tak bardzo przypadła mi do gustu.
Jest to ciężka książka i jestem pewna, że wiele osób podda się, próbując ją przeczytać lub negatywnie ją oceni. Jednakże ja zapamiętam ją na długo i uważam, że powinno się przynajmniej podjąć próbę, by zapoznać się z jej treścią.
Granica jest ruchoma. Bardzo łatwo ją przesunąć. Państwo za pomocą jednego papieru może zmienić losy całego kraju. Co dopiero człowiek, który sam wyznacza własną granicę? Nie ma żadnych ograniczeń. Tylko i wyłącznie słowa, które mogły być nawet niewypowiedziane. Jak duże mają znaczenie? Ile razy sami nie dotrzymaliście obietnicy? Zenon ma tylko jedno pragnienie – chce być...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Nauczyli nas, że przyjaźń to fałsz" napisał w tekście piosenki Grzegorz Kupczyk. Pamiętam, że w pierwszym momencie, gdy to usłyszałam, czułam się bardzo poruszona. W końcu większość książek, filmów i różnego rodzaju opowieści dla młodzieży podkreśla, że przyjaźń to olbrzymia wartość, która pozwoli nam przejść przez życie szczęśliwie. Więc dlaczego autor piosenki podkreśla, że wbrew temu wszystkiemu uczy się nas czegoś innego? Jak teraz spojrzę z perspektywy czasu, to jestem w stanie sobie przypomnieć, ile razy zdarzyło się, że przyjaźnie się rozpadały i ile razy po czasie okazywało się, że przyjaciele nie byli w stanie zaufać w swoją wierność, lojalność i bezinteresowną przyjaźń. To jest codzienne życie. Dlatego jestem wdzięczna historiom, które mimo brutalnej rzeczywistości ukazują, że warto jest zdobyć się na odwagę, by zaufać bliskiej sobie osobie. Takich osób jest tak wiele, że jesteśmy w stanie stworzyć między sobą więzy trwające do końca naszego życia i pozostawiające po sobie wyraźne wspomnienia. Czemu o tym teraz Wam wspominam? Ponieważ dzisiaj mowa o powieści, która ukazuje potęgę przyjaźni, czyli "Harrym Potterze".
Harry ucieka z domu. Nie jest w stanie już wytrzymać pomiatania sobą przez wujostwo. Czarę goryczy przelała jego ciotka, która wypowiadała się haniebnie i przede wszystkim fałszywie o rodzicach chłopca. Ucieczka zaczyna się od impulsu, dlatego Harry dość szybko odkrywa swoje fatalne położenie. Na szczęście trafia na magiczny autobus – Błędnego Rycerza. Tam dowiaduje się, że w czarodziejskim świecie dzieją się złe rzeczy, gdyż z więzienia ucieka mężczyzna, który zamordował wielu czarodziejów i mugoli. Był oddanym sługą Sami Wiecie Kogo i teraz sieje postrach, ponieważ przewiduje się, że szuka zemsty. Kogo poszukuje Syriusz Black? Myślę, że sami już doskonale to wiecie.
Tak o to przyszła kolej na następną część z cyklu "Harry Potter". Do tego tomu mam wyjątkowy sentyment, ponieważ przez wiele lat to była moja ulubiona część. Tak naprawdę do czasu jak przeczytałam "Zakon Feniksa", a to było wiele lat później. Zarazem "Więzień Azkabanu" jest też najczęściej czytaną częścią przeze mnie. I muszę Wam powiedzieć, że ile razy bym go nie czytała, to i tak jestem tak samo zachwycona. Myślałam, że mój wiek zmieni podejście do tej opowieści, ale nie... Chyba już do końca życia będę wierna przygodom młodego czarodzieja.
Nadeszła tradycyjna część, gdzie będę wychwalać pod niebiosa styl autorki. Za każdym razem, bez znaczenia, o którym tomie jest mowa, jestem tak samo oczarowana faktem, jak wspaniale Rowling operuje piórem. To ona powinna być czarownicą, ponieważ tworzy rzeczy magiczne za pomocą słów. Jak można tego nie docenić? Każdy najmniejszy szczegół jest dopracowany, a przy tym zakres historii jest tak wielki, że nie wiem, jak ona się przy tym nie pogubiła. Styl w żaden sposób nie jest infantylny czy też ciężki. Wyróżnia się naturalnością dialogów i opisów, dzięki czemu czyta się powieść w zawrotnym tempie.
Fabuła ma wszystko, czego można by oczekiwać po mądrej i intrygującej książce. Pojawia się rozbudowana tajemnica, która kusi, by ją rozwiązać, ale zarazem wcale nie chce tak łatwo odkryć przed czytelnikiem swojego sedna. Trzeba się skupić, rozważać wiele hipotez, a na koniec i tak większość osób zostanie zaskoczona. To wszystko jest ubrane w wiele zabawnych i naturalnych scen. W końcu jesteśmy w szkole wśród młodych ludzi, którzy są przepełnieni radością i mają głowę pełną najróżniejszych pomysłów i idei. Razem uderza to sentymentalizmem, który nie jest natrętny, tylko pobudza serce i sprawia, że przywiązujemy się do bohaterów.
Zawsze będę też podziwiać relację głównej trójki bohaterów. To o niej mówiłam na samym początku tej recenzji. Jest to niesamowity wizerunek prawdziwej przyjaźni, która jest w stanie poświęcić wszystko i wszystko przetrwa. Niby mamy przed sobą młodych nastolatków z humorami, problemami i niepewnością dotyczącą przyszłości, a mimo to są na tyle lojalni, wierni i konsekwentni, że żadne nieporozumienia czy spory nie są w stanie ich rozdzielić. Wiecie, o ile piękniejszy byłby świat, gdyby wszyscy ludzie tak postępowali? Pewnie część z Was najchętniej przypomniałaby mi, że to wyidealizowany obraz, ale ja wierzę, że przy odpowiednich chęciach jesteśmy w stanie stworzyć tak samo głęboką relację jak Harry, Ron i Hermiona.
W tej części poznajemy nowych bohaterów – w tym mojego ulubionego. Chyba nie mam, co się za bardzo rozpisywać nad doskonałością ich wykreowania. Po prostu jest doskonała dla mnie. A mowa tutaj o moim ukochanym Remusie Lupinie, który uzyskał moją sympatię już właśnie w "Więźniu Azkabanu" i przez następne części będzie się ona tylko pogłębiać. Według mojej opinii jest to najbardziej tragiczna postać całego cyklu. Mam ochotę Wam wykazać szereg argumentów, dlaczego właśnie tak jest, jednak osobom, które nie czytały powieści, opowiedziałabym przy tym prawie całą historię. Dlatego na tę chwilę wspomnę tylko, że to wyjątkowo odważna osoba, która jest tak bardzo kochana i pełna wyrozumiałości, że nie da się jej nie pokochać. Nigdy nie ocenia, ale wie, jak naprowadzić na dobrą drogę. I mimo błędów walczy nieugięcie o dobro na świecie. Kolejną nową postacią jest Syriusz Black. Tak naprawdę ze względu na tytuł tej części jest właśnie najbardziej z nią kojarzony, ale tutaj poznajemy go jeszcze niedostatecznie dobrze, by mieć przekonanie, jaką rolę odgrywa w opowieści. Syriusz ma w sobie niesamowitą dzikość, która sprawia, że jest tak bardzo intrygującym bohaterem.
Co tutaj powiedzieć na koniec... Każdy fan fantastyki powinien zapoznać się z całym cyklem. A tymczasem dla mnie "Harry Potter i Więzień Azkabanu" to piękne wspomnienie dzieciństwa, które będę pielęgnować przez przyszłe lata.
"Nauczyli nas, że przyjaźń to fałsz" napisał w tekście piosenki Grzegorz Kupczyk. Pamiętam, że w pierwszym momencie, gdy to usłyszałam, czułam się bardzo poruszona. W końcu większość książek, filmów i różnego rodzaju opowieści dla młodzieży podkreśla, że przyjaźń to olbrzymia wartość, która pozwoli nam przejść przez życie szczęśliwie. Więc dlaczego autor piosenki podkreśla,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to