-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant879
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: maj 2024Konrad Wrzesiński1
-
ArtykułyCzytamy w majówkę 2024LubimyCzytać132
-
ArtykułyBond w ekranizacji „Czwartkowego Klubu Zbrodni”, powieść Małgorzaty Oliwii Sobczak jako serialAnna Sierant1
Biblioteczka
Było sobie pewne miasteczko, Wdoligłaźno, a w nim mieszkańcy żyjący w wielkiej szczęśliwości, dobrostanie, wrażliwi na dolę i niedolę drugiego człowieka, gdy trzeba pomagający sobie nawzajem. Pewnego dnia wydarzyło się tam jednak wielkie nieszczęście – spłonęła Biblioteka, a potem jeszcze kilka innych ważnych budynków użyteczności społecznej. I tak, powoli, ale nieuchronnie, Wdoligłaźno stało się miejscem smutnym, pełnym zgorzkniałych, przepracowanych, nierzadko głodujących ludzi, którzy zapomnieli o tym, co w życiu ważne i piękne. Aż wreszcie ktoś musiał ich przebudzić. “Ogrzyca i dzieci” Kelly Barnhill to książka przypominająca ciepły kocyk – otula duszę pięknem przedstawionej historii i choć zdarzy się po drodze wiele kłujących w serce niegodziwości, to całość niesie ze sobą wspaniałe przesłanie: dobro to jedyna wartość, która się mnoży, jeśli się ją dzieli. Myśl nienowa, ale warta przypominania.
Wdoligłaźno niegdyś było urokliwym miasteczkiem, w którym ludzie wspierali się nawzajem, dyskutowali o książkach, w otoczeniu drzew, dających przyjemny chłód, a nierzadko również przepyszne owoce. Niestety, pożar Biblioteki strawił tu również niemal całkowicie życzliwość, otwartość i radość życia. Jedyną osobą naprawdę zadowoloną z mieszkania we Wdoligłaźnie jest Burmistrz. To arcyciekawa postać – pojawił się kiedyś, jako osławiony pogromca smoków, a potem nawet nie wiedzieć, kiedy został wybrany jako włodarz miasteczka. I choć we Wdoligłaźnie bardzo źle się działo, ów złotousty i złotowłosy jednocześnie Burmistrz miał przedziwną zdolność do manipulowania mieszkańcami. Przypomniał nieco znanych nam polityków. Wystarczy powiedzieć, że wyznawał zasadę: „Im więcej masz, tym więcej będą chcieli ci zabrać”. Czasem wdoligłaźnianie zachodzili w głowę, co też on właściwie robi, ale w towarzystwie Burmistrza zwykle jakoś nagle zapominali o wszelkich wątpliwościach. Ogarniało ich błogie zadowolenie, a przede wszystkim niewyczerpany zachwyt dla niego. Udział w tej historii będzie miał również pewien smok, ale o tym szzzz. 🙂
Pewnego dnia, właściwie nikt dokładnie nie wie, kiedy to się stało, na skraju Wdoligłaźna zamieszkała Ogrzyca. I jeśli stworzenia te kojarzą się Wam z postaciami z filmu animowanego “Shrek”, to tutaj możecie być bardzo zaskoczeni. Ogry są bowiem istotami długowiecznymi, o łagodnym usposobieniu, z wyjątkowymi uzdolnieniami do uprawy roślin – “w końcu ziemia najbardziej kocha tych, którzy okazują jej miłość”. Ogrzyca już tylko swoim wyglądem budzić powinna sympatię:
"Skóra Ogrzycy przypominała granit, a oczy lśniły niczym świeżo bite monety. Sztywne zielonożółte włosy sterczały w nieładzie na podobieństwo preriowych traw, czasami przyozdobione stokrotkami, mleczami czy bluszczem. Jak to ogry, odzywała się rzadko, lecz rozmyślała nieustannie."
Właśnie, powinna...
Ciąg dalszy recenzji znajdziesz tutaj: http://zabookowane.pl/dla-dzieci-i-mlodziezy/kelly-barnhill-ogrzyca-i-dzieci-recenzja/
Było sobie pewne miasteczko, Wdoligłaźno, a w nim mieszkańcy żyjący w wielkiej szczęśliwości, dobrostanie, wrażliwi na dolę i niedolę drugiego człowieka, gdy trzeba pomagający sobie nawzajem. Pewnego dnia wydarzyło się tam jednak wielkie nieszczęście – spłonęła Biblioteka, a potem jeszcze kilka innych ważnych budynków użyteczności społecznej. I tak, powoli, ale...
więcej mniej Pokaż mimo to
21 sierpnia 1811 roku w Reszlu, położonym dzisiaj w województwie mazursko – warmińskim, zapłonął prawdopodobnie ostatni stos w Europie – spalono oskarżaną o czary Barbarę Zdunk. Polowanie na czarownice dobiegało końca, chociaż przetaczało się przez kontynent przez kilka wieków. Do tego, bardzo często zresztą eksploatowanego w różnych dziełach, filmowych czy literackich motywu, odwołuje się w swojej najnowszej książce, „Paniach Czarownych”, Jakub Ćwiek. Od razu dodam, że to bardzo twórcze przetworzenie i jedna z najciekawszych powieści o wiedźmach, jakie miałam okazję czytać.
Głuchołazy to mała miejscowość, położona pod granicą z Czechami. Spokojne miasteczko, w którym przed wiekami rozgrywały się dramatyczne wydarzenia i odbywały się procesy osób oskarżonych o czary, głównie kobiet. Wiele z nich powieszono, co dało tym, które miały prawdziwą moc, okazję do odradzania się w kolejnych wcieleniach, aż do czasów współczesnych… Większość mieszkańców nie jest świadoma, że żyją wokół nich. Mało tego, że mają realny wpływ na funkcjonowanie całego miasteczka. Jest ono objęte działaniem czaru, bez wiedzy czarownic nikt nie może do niego przyjechać. Dzieje się tak nie bez przyczyny – polowanie na wiedźmy trwa bowiem dalej i muszą się one chronić. Betka, Lilka, Królewna i najstarsza z nich – Bunia, ten dziecięcy przydomek może być złudny, biorąc pod uwagę moc, jaką dysponuje. Oto lokalny sabat czarownic, na co dzień zajmujących się mniej pasjonującymi rzeczami, jak praca w zakładzie fryzjerskim.
"Wiedźmy wyłoniły się spomiędzy drzew, szły równo, jedna obok drugiej, z oczyma lśniącymi krwistą czerwienią. Ich ciała, mokre od rosy i potu, skrzyły się w blasku księżyca: Betka i Królewna na srebrno, a idąca pomiędzy nimi Lilka na złoto. Jego Lilka. Za nimi niczym welon z mgły, sunęła ciemność, z każdym krokiem przybierając coraz bardziej ludzkie kształty. Niosły się też dźwięki: mlaskało błoto, którym obleczone były stare kości, zgrzytały kamienie, skrzypiały prężące się pnącza."
Wiele wysiłku kosztuje je podtrzymywanie zapory przed niechcianymi gośćmi. Nic dziwnego, bo ci, którzy pragną ich unicestwienia, są nieustępliwi i działają według misternie ułożonego planu. Czy jak przed wiekami Głuchołazy ponownie spłyną krwią?
Ciąg dalszy recenzji tutaj: http://zabookowane.pl/fantasy/jakub-cwiek-panie-czarowne-recenzja/
21 sierpnia 1811 roku w Reszlu, położonym dzisiaj w województwie mazursko – warmińskim, zapłonął prawdopodobnie ostatni stos w Europie – spalono oskarżaną o czary Barbarę Zdunk. Polowanie na czarownice dobiegało końca, chociaż przetaczało się przez kontynent przez kilka wieków. Do tego, bardzo często zresztą eksploatowanego w różnych dziełach, filmowych czy literackich...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dawid Grosman to wybitny izraelski pisarz, wielokrotnie typowany do Literackiej Nagrody Nobla, znany na całym świecie miedzy innymi dzięki takim książkom, jak „Patrz pod: Miłość” (w której jednym z bohaterów uczynił polskiego prozaika, Bruna Schulza) czy „Wchodzi koń do baru” (za którą w 2017 roku otrzymał Międzynarodową Nagrodę Bookera). W swojej ostatniej powieści, „Gdyby Nina wiedziała”, po raz kolejny podejmuje problematykę skomplikowanych żydowskich doświadczeń. Tym razem rysuje historię trzech pokoleń kobiet. Wera lata II wojny światowej spędziła w byłej Jugosławii, po wojnie zaś trafiła do przerażającego łagru oskarżona o szpiegowanie dla Stalina. W latach pięćdziesiątych przybyła do Izraela, gdzie w kibucu poznała i rozpoczęła życie u boku Tuwii, szanowanego Żyda, nadal jednak pielęgnując miłość do pierwszego męża, Serba Miloša. Nina, córka Wery, nie może jej wybaczyć, że została opuszczona będąc zaledwie sześcioletnią dziewczynką. Nie potrafi też być matką dla swojej córki, Goli, która jest narratorką tej opowieści i która relacjonuje rodzinną wyprawę do miejsca uwięzienia Wery, na wyspę Goli Otok. Być może dotarcie do źródeł tragicznej rodzinnej historii pomoże Ninie, Goli i Rafaelowi (ojcu Goli uwikłanemu w toksyczny związek z Niną) uporać się z przeszłością, wybaczyć, pogodzić. Być może uda się pokonać traumę, która przechodzi z pokolenia na pokolenie.
Powieść Grosmana, choć oparta na motywach wielokrotnie eksploatowanych przez literaturę (trzy pokolenia kobiet, dziedziczona trauma czy nawet próba zgłębienia rodzinnej historii w obliczu nieuleczalnej choroby) jest unikalną, bardzo intymną opowieścią, w dodatku opartą na prawdziwych wydarzeniach. Aby dać się w niej zatopić, czytelnik musi jednak oswoić się z nielinearną, rwaną narracją. To piękna, kunsztownie skonstruowana proza, wymagająca jednak pewnego czytelniczego trudu. Warto go podjąć – zapewniam – i to przynajmniej z kilku powodów.
Po pierwsze więc to po prostu znakomita literatura, niełatwa, ale napisana z olbrzymim talentem, jednocześnie bardzo emocjonalna i wyważona. Nick Barley, przewodniczący jury, przyznając Grosmanowi Bookera za „Wchodzi koń…”, argumentował: „W tej książce liczy się dosłownie każde zdanie”. Myślę, że mógłby je odnieść także do „Gdyby Nina…”, pomimo że rozpoczynając lekturę ma się wrażenie chaosu, właśnie ze względu na nielinearność narracji, ale i bardzo duży ładunek emocjonalny. A jednak ta historia, choć tak mocna, jest od pierwszego do ostatniego zdana przemyślana i precyzyjnie opowiedziana. Goli i jej ojciec, Rafael, mają doświadczenie filmowe – zatem rodzinna wyprawa, w której bierze udział także Wera i Nina, jest filmowana, ma w ten sposób powstać swoisty rodzinny dokument. Prowadzenie narracji w powieści ma też coś z filmowego obrazowania. Przed czytelnikiem pojawiają się sceny z udziałem poszczególnych członków rodziny, niezwykle autentyczne dialogi (niczym z filmowego dokumentu), kartki z notatnika (narratorka, Goli, spisuje ręcznie rodzinną historię), a wszystko to tworzy pełną, zamkniętą opowieść.
W rodzinnej historii rzecz jasna najważniejszą rolę odgrywają postaci. Grosman rysuje swoich bohaterów, właściwie przede wszystkim bohaterki, z niezwykłym wyczuciem. Oddaje ich głębię, dotykając najmroczniejszych zakamarków duszy, pokazując ich tragizm i tęsknoty. Zdaje się mówić o nich brutalną prawdę, jednocześnie zachowując pewną subtelność, jakby kochając każdą z trzech bohaterek powieści. Jest więc charyzmatyczna Wera, kobieta wyjątkowo odważna i silna, uwielbiana przez wszystkich, z wyjątkiem własnej córki. Jest Nina, która będąc dojrzałą kobietą, nadal mentalnie pozostaje małą, skrzywdzoną dziewczynką, wciąż ucieka – od miejsc i bliskich relacji, w przypadkowy seks, w „brudne” życie. Jest wreszcie Goli, którą Nina porzuciła, gdy ta miała zaledwie trzy lata, wychowana więc przez ojca i babkę. Jako narratorka o sobie samej opowiada najmniej, jednak ze strzępków informacji wyłania się i jej niejednoznaczna, poraniona postać.
Jesteśmy z Meierem razem od sześciu lat i jest to pierwszy raz w moim życiu, gdy naprawdę tworzę z kimś parę. Teraz on chciałby mieć dziecko. Coraz bardziej. Jest na tyle delikatny, że przestał o tym wspominać, ale ten temat wisi nad nami przez cały czas, a ja nie mogę, nie jestem w stanie urodzić dziecka. Jestem przeklęta.
A wszystkiemu winna jest adriatycka wyspa, „diabelski dom”, to, co przytrafiło się na niej Werze i to, co zdarzyło się na krótko zanim została na nią wysłana. Fakt, że Grosman odnosi się do jej niechlubnej historii, ba!, czyni ją wręcz, czwartą bohaterką powieści, wydaje się bardzo ważny. Goli Otok, czyli dosłownie „naga wyspa”, spalona słońcem, leżąca w granicach dzisiejszej Chorwacji, w komunistycznym państwie Tity pełniła rolę jednego z tak zwanych ośrodków reedukacyjnych dla opozycji, a w rzeczywistości była więzieniem o zaostrzonym rygorze, obozem pracy porównywanym do nazistowskich obozów koncentracyjnych czy z radzieckim Gułagiem. Słoweński antropolog i historyk kultury, Božidar Jezernik, w swojej książce „Naga Wyspa. Gułag Tity” przywołuje wspomnienia jednej z więźniarek, która podczas II wojny światowej była osadzona w Serbii oraz w Ravensbrück i Auschwitz i która pisała, że „w porównaniu z Nagą Wyspą wszystko, co przeżyła wcześniej, to był raj”*. Oczywiście robienie podobnych porównań z mojej perspektywy byłoby nie na miejscu. Dość tu powiedzieć, że przywoływanie pamięci o Golim Otoku jest istotne, zwłaszcza że o ile od lat dużo mówi się i pisze o więzieniach hitlerowskich i radzieckich, o tyle temat obozów byłej Jugosławii nie pojawia się często.
Pomimo realności miejsc, a nawet wydarzeń (Grosman miał oprzeć się o autentyczną relację Żydówki, mieszkanki byłej Jugoslawii), „Gdyby Nina wiedziała” to także powieść bardzo uniwersalna, pozostawiająca czytelnikowi dużą przestrzeń do własnych refleksji. Gorąco zachęcam do lektury.
Recenzja publikowana na stronie: www.zabookowane.pl
Dawid Grosman to wybitny izraelski pisarz, wielokrotnie typowany do Literackiej Nagrody Nobla, znany na całym świecie miedzy innymi dzięki takim książkom, jak „Patrz pod: Miłość” (w której jednym z bohaterów uczynił polskiego prozaika, Bruna Schulza) czy „Wchodzi koń do baru” (za którą w 2017 roku otrzymał Międzynarodową Nagrodę Bookera). W swojej ostatniej powieści, „Gdyby...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Lalani z dalekich mórz” Erin Entrady Kelly to opowieść o odwadze, miłości, ciekawości świata, która nie poddaje się złu i ciemności. W tej powieści dzieje się magia i nie chodzi tylko o niezwykłe stworzenia, które na swojej drodze spotyka Lalani. To książka urzekająca pięknem opowiedzianej historii, językiem, szatą graficzną – okładką i ilustracjami Lian Cho. Jestem nią zachwycona i wiem, że choć to książka dla dzieci, to wrócę do niej jeszcze nie raz.
"Istnieją opowieści o niezwykłych dzieciach, które od dnia narodzin przeznaczone są do wielkich rzeczy i do walki ze złem.
Ale to nie będzie taka opowieść.
Czasami jest sobie całkiem zwyczajne dziecko. I nikt go do niczego nie wyznacza – samo siebie wybiera."
Lalani Sarita to dwunastoletnia dziewczynka, która mieszka na wyspie Sanlagita. Ale to nie jest szczęśliwe miejsce. Mieszkańcy pogrążeni są w marazmie, tkwią w zaklętym kręgu wykonywania tych samych czynności, pod okiem despotycznego przywódcy. Trapią ich choroby i trwająca od tygodni susza. Dodatkowo cień rzucają na nich dwie góry – jedna to góra Kahna. Ponoć nie można wrócić z niej żywym. Napawa strachem i Sanlagici każdego wieczora proszą ją o zmiłowanie. Jest też druga góra. Leży na mitycznej krainie szczęścia, do której co jakiś czas próbują dostać się co odważniejsi mieszkańcy wyspy. A potem morze wyrzuca na ląd kawałki ich statków. Jeszcze nigdy nikt nie wrócił z wyprawy na wyspę Isa żywy, a mimo to sen o niej rozpala umysły kolejnych śmiałków. Lalani uwielbia mroczne opowieści o bestii z gór, ale i inne, na przykład o Zivie, bystrej dziewczynce, która chciała zostać żeglarką i którą spotkał straszny los. Gdy pewnego dnia mama Lalani bardzo zachoruje, dwunastolatka zrobi wszystko, żeby sprowadzić pomoc, nawet jeśli to misja niemożliwa.
Więcej o książce znajdziesz tutaj:
http://zabookowane.pl/dla-dzieci-i-mlodziezy/erin-entrada-kelly-lalani-z-dalekich-morz-recenzja/#more-5853
„Lalani z dalekich mórz” Erin Entrady Kelly to opowieść o odwadze, miłości, ciekawości świata, która nie poddaje się złu i ciemności. W tej powieści dzieje się magia i nie chodzi tylko o niezwykłe stworzenia, które na swojej drodze spotyka Lalani. To książka urzekająca pięknem opowiedzianej historii, językiem, szatą graficzną – okładką i ilustracjami Lian Cho. Jestem nią...
więcej mniej Pokaż mimo to
nia Robaczek to dziewczynka, która kocha wszystkie stworzonka, przede wszystkim te najmniejsze, na które inni często reagują ze strachem czy obrzydzeniem. No bo kto by się zachwycał pająkami czy dżdżownicami? A Ania uważnie obserwuje świat owadów, darzy je ogromnym szacunkiem, bo wie, że są bardzo potrzebne. „Ania Robaczek ratuje pszczoły” to pięknie wydana, wspaniale ilustrowana i bardzo mądra historia dla dzieci w wieku przedszkolnym. Szukacie prezentu na Dzień Dziecka? Historia Ani będzie strzałem w dziesiątkę!
Ania Robaczek to wyjątkowa, mała dziewczynka. Fascynują ją wszelkie zwierzątka, najbardziej zaś te małe – stonogi, ślimaki czy biedronki. Pewnego dnia dostaje od babci prezent – coś naprawdę niezwykłego: magiczną lupę, dzięki której może usłyszeć, co mówią owady. I bardzo prędko dowiaduje się od pszczół, że zbliża się katastrofa. Otóż na sąsiedniej posesji mały Staś namówił tatę, żeby zrównał z ziemią cały ogród, bezpowrotnie niszcząc przy tym dom dla wielu gatunków zwierząt. Dzielna Ania nie może do tego dopuścić, jednak czeka ją bardzo trudne zadanie!
Ciąg dalszy recenzji znajdziesz tutaj:
http://zabookowane.pl/dla-dzieci-i-mlodziezy/catherine-jacob-lucy-fleming-ania-robaczek-ratuje-pszczoly-recenzja/
nia Robaczek to dziewczynka, która kocha wszystkie stworzonka, przede wszystkim te najmniejsze, na które inni często reagują ze strachem czy obrzydzeniem. No bo kto by się zachwycał pająkami czy dżdżownicami? A Ania uważnie obserwuje świat owadów, darzy je ogromnym szacunkiem, bo wie, że są bardzo potrzebne. „Ania Robaczek ratuje pszczoły” to pięknie wydana, wspaniale...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kiedy widzimy zło, niesprawiedliwość, przemoc, często w naszych głowach pojawiają się myśli, że ktoś powinien z tym zrobić porządek. W literaturze czy filmie co rusz spotyka się superbohaterów, którzy walczą z przestępcami, często pozostając przy tym poza prawem. Popularność tego rodzaju motywów wskazuje, że potrzebujemy czasem takich bajek dla dorosłych. Wojciech Chmielarz w czasie pandemii zaczął pisać pewną historię, ku pokrzepieniu czytelników przymusowo tkwiących w domach, która finalnie zaowocowała powieścią „Prosta sprawa”. Mamy tu do czynienia z superbohaterem w polskiej wersji, to (pozornie) prosta opowieść o tym, że komuś chce się walczyć ze złem. Dla mnie to też zupełnie nowa odsłona pisarza, znanego do tej pory z mocnych kryminałów, jak „Żmijowisko” czy „Wyrwa”. Odsłona dodam bardzo ciekawa!
Do Jeleniej Góry przyjeżdża główny bohater powieści, szuka przyjaciela – Prostego, któremu chce oddać dawny dług. W jego mieszkaniu szybko orientuje się, że musiało się stać coś złego – wszystko jest poprzewracane, szafy i szuflady wybebeszone, widać, że ktoś tu czegoś szukał. Jakby tego było mało, niemal natychmiast pojawia się towarzystwo w postaci dwóch mężczyzn, na pierwszy rzut oka wyglądających na gangsterów: Staszek i Czacha. Sytuacja wydawałoby się patowa – dwóch nawykłych do stosowania przemocy osiłków na jednego.
"Czacha, wielki facet, umięśniony i sprawny, ewidentnie próbował mnie zastraszyć. W dziewięciu przypadkach na dziesięć to najbardziej racjonalny wybór, gdyż strach jest potężną bronią. Sama groźba dokonania aktu przemocy wystarczy, żeby napastnik osiągnął zakładane ryzyko, a równocześnie zminimalizował straty. Bo kiedy naprawdę trzeba zaatakować, nie wolno wykluczać, że co pójdzie nie tak, bo zawsze można ponieść straty: złamać rękę, nadwyrężyć nadgarstek lub zostać ugryzionym do krwi przez przerażoną ofiarę. Tak, w dziewięciu przypadkach na dziesięć zastraszanie to najlepszy możliwy wybór.
Problem Czachy nie polegał nawet na tym, że trafił na tę jedną sytuację na dziesięć, kiedy tak nie było. Chodziło o to, że jeszcze o tym nie wiedział."
Chwilę później obaj napastnicy leżą obezwładnieni na schodach, zastanawiając się, co się właściwie wydarzyło. Tymczasem dawny przyjaciel Prostego postanawia zorientować się w sytuacji i szybko odkrywa kilka rzeczy: że Prosty wplątał się w mafijne porachunki i to w dodatku międzynarodowe, że uciekł wraz z bardzo chorą córeczką, że w sprawę zamieszane jest ABW i że jest ona więcej niż poważna, a stawką będzie życie wielu osób. Jasne też stanie się, że główny bohater to nie jest zwykły człowiek, posiada on bowiem wiele nieczęsto spotykanych umiejętności – walki wręcz, obchodzenia się z bronią, analizy sytuacji. A także ma bardzo niejasną przeszłość. Postanowi rozwikłać zagadkę zniknięcia Prostego, chociaż skala zagrożenia zaskoczy nawet jego.
Ciąg dalszy recenzji znajdziesz tutaj: http://zabookowane.pl/literatura-z-daleka-i-bliska/literatura-polska/wojciech-chmielarz-prosta-sprawa-recenzja/
Kiedy widzimy zło, niesprawiedliwość, przemoc, często w naszych głowach pojawiają się myśli, że ktoś powinien z tym zrobić porządek. W literaturze czy filmie co rusz spotyka się superbohaterów, którzy walczą z przestępcami, często pozostając przy tym poza prawem. Popularność tego rodzaju motywów wskazuje, że potrzebujemy czasem takich bajek dla dorosłych. Wojciech...
więcej mniej Pokaż mimo to
Od apokalipsy, która zdziesiątkowała ludzkość, minęły już prawie dwie dekady. Zbliża się czas ostatecznego starcia światła i ciemności, zdecyduje ono o przyszłości resztek cywilizacji. Siły dobra skupione są wokół Fallon Swift, jednak fala zła i potworności, która zalała świat może okazać się za potężna nawet dla wybranki bogów. Trzeci tom „Kronik tej Jedynej” nie zawodzi. Nora Roberts umiejętnie splotła wszystkie rozpoczęte w dwóch pierwszych częściach wątki w arcyciekawą całość. Polecam!
"Podniosła wolną rękę, a w jej dłoni zapłonęła kula ognia.
– Oto ogień, który spali ciemność i wszystkich, którzy ją wyznają. – Zamknęła dłoń wokół płomieni i ponownie ją otworzyła. Teraz trzymała w niej białą gołębicę. – A oto nadzieja, którą oferuję pozostałym. Przysięgam, że przyniosę ogień i gołębicę. Jestem Fallon Swift. Jestem Jedyna."
Fallon Swift, Jedyna, została wybrana do walki ze złem na długo przed swoimi narodzinami. Dziewczyna ma wyjątkowe zdolności, które doskonaliła wieloletnim treningiem, poza tym jednak cechuje ją odwaga i charyzma, dzięki której pociąga za sobą tłumy. W Nowej Nadziei ocaleni z apokalipsy stworzyli enklawę, znajdują tu schronienie wszyscy potrzebujący. Jest ich wielu, bo świat, chociaż ocalały zaledwie jego szczątki, stał się polem nieustającej walki między Mrocznymi Niesamowitymi (ludźmi o magicznych zdolnościach, ale po niewłaściwej stronie mocy), Najeźdźcami, Wojownikami Czystości (fanatykami, tropiącymi Niesamowitych), samozwańczym prezydentem, a siłami dobra. Fallon małymi krokami, odbijając kolejne ziemie i uwalniając ciemiężonych, zbliża się do ostatecznej rozgrywki. Czy uda się zamknąć krąg otwarty w pewną sylwestrową noc, czy otworzą się kolejne i zło zatriumfuje?
Ciąg dalszy recenzji znajdziesz tutaj:
http://zabookowane.pl/literatura-z-daleka-i-bliska/literatura-amerykanska/nora-roberts-rozkwit-magii-3-tom-kronik-tej-jedynej-recenzja/#more-5534
Od apokalipsy, która zdziesiątkowała ludzkość, minęły już prawie dwie dekady. Zbliża się czas ostatecznego starcia światła i ciemności, zdecyduje ono o przyszłości resztek cywilizacji. Siły dobra skupione są wokół Fallon Swift, jednak fala zła i potworności, która zalała świat może okazać się za potężna nawet dla wybranki bogów. Trzeci tom „Kronik tej Jedynej” nie zawodzi....
więcej mniej Pokaż mimo to
Willa to dwunastoletnia przedstawicielka pradawnego ludu Feiran, żyjącego u stóp Wielkich Gór Mglistych. Ma ona zadziwiające umiejętności – potrafi stapiać się z otoczeniem, rozumie język roślin i zwierząt, z naturą zresztą łączy ją znacznie więcej niż z ludźmi. To tytułowa bohaterka powieści „Willa, dziewczyna z lasu” Roberta Beatty’ego, która właśnie dzisiaj ma swoją premierę. Książka jest niezwykła – mądra, poruszająca i po prostu piękna, tak jak niezwykła jest Willa. Pochłonęłam ją jednym tchem i choć skierowana jest do dziecięcego czytelnika, to jestem przekonana, że zapadnie mi w pamięć na bardzo długo.
Willa, wraz z pozostałymi Feiranami, mieszka w Głuchej Jamie, to ich siedlisko, stworzone przed wieloma setkami lat w Wielkich Górach Mglistych. Jest sierotą, jej rodzice i siostra bliźniaczka zginęli, gdy miała sześć lat. Wychowuje i otacza ją opieką babcia. Dziewczyna jest jutką, pełni ważną funkcję w klanie – jest łowczynią i złodziejką. Każdej nocy wymyka się i tropi osadników, których nazywa światłolubami, przybyszów z dalekich stron, morderców drzew. A zadanie ma jedno – zdobyć dla przywódcy klanu, padarana, rzeczy o dużej wartości, kosztowności, stalowe przedmioty albo tytoń. Większość z jutów wyrusza na plądry w małych grupach, ale pewnej nocy Willa chce udowodnić sobie i przywódcy ich ludu, że stać ją na zdobycie wielkich łupów. Nie powinna wyruszać samotnie, nie powinna włamywać się do domu światłoluba. Tam nie będzie mogła korzystać z niezwykłych właściwości jej ciała, które potrafi przybrać kolor i fakturę drewna czy roślin, a nawet wody i nocnego nieba. Ambicja zwycięża jednak nad rozsądkiem i to wydarzenie zapoczątkuje całą serię wypadków, które doprowadzą do sytuacji, w której dziewczyna będzie musiała wybrać, co jest dla niej ważne, a konsekwencje mogą oznaczać dla niej utratę wszystkiego, nawet życia.
"Najmniejsi z jej klanu, którzy nie potrafili kraść – i to sprawnie – nie dostawali jedzenia. Padaran rządził w ten sposób , odkąd pamiętała, a nawet dłużej – zasady te obowiązywały podobno, zanim jeszcze przyszła na świat. Ci, którzy nie wracali do kryjówki z pełną sakwą, nie dostawali posiłku, a jeśli zawodzili dwie noce z rzędu, spotykało ich coś gorszego. Padaran wiele razy tłumaczył im, że światłoluby są bogate i mają aż zanadto pieniędzy i różnych przedmiotów, a gdy się choć raz zobaczyło ich dobytek, trudno było odmówić mu racji. Mimo to Willa zawsze brała tylko połowę kosztowności, na wypadek gdyby światłoluby i ich dzieci też czasem głodowały."
Dalszy ciąg recenzji znajdziesz tutaj:
http://zabookowane.pl/dla-dzieci-i-mlodziezy/robert-beatty-willa-dziewczyna-z-lasu-recenzja-w-dniu-premiery/
Willa to dwunastoletnia przedstawicielka pradawnego ludu Feiran, żyjącego u stóp Wielkich Gór Mglistych. Ma ona zadziwiające umiejętności – potrafi stapiać się z otoczeniem, rozumie język roślin i zwierząt, z naturą zresztą łączy ją znacznie więcej niż z ludźmi. To tytułowa bohaterka powieści „Willa, dziewczyna z lasu” Roberta Beatty’ego, która właśnie dzisiaj ma swoją...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kiedy dotarła do nas propozycja zrecenzowania powieści Marty Kisiel, „Dywan z wkładką”, miałam pewne opory. Z jednej strony przepadam za komediami kryminalnymi, z drugiej napisanie dobrej książki tego gatunku, to zadanie trudne (tak, tak, dobrze widzicie – każdy aktor to przyzna, że o wiele trudniej gra się w komedii, niż w dramacie, o ile chce się to zrobić dobrze). Od lat nie czytałam komedii kryminalnej, która rzeczywiście potrafiłaby mnie rozbawić, a nie przyprawić o ból głowy lub zębów. Ale do odważnych świat należy – powieść przeczytałam i… Nareszcie! Jest książka, która naprawdę śmieszy, z dobrymi portretami bohaterów, do tego zawierająca bardzo sprawnie poprowadzoną intrygę, w finale zaskoczenie murowane. Nie wiem, jak u Was, ale u mnie rok 2021 czytelniczo dzięki „Dywanowi z wkładką” zaczął się z przytupem.
Tereska Trawna to skrupulatna księgowa, prywatnie zaś choleryczka, z upodobaniem do kawy z kasztankiem, mama dwójki dorastających dzieci – 16-letniej Zoi i 12-letniego Maciejki oraz właścicielka psa, rasy polski owczarek nizinny, zwanego Pindzią. Jest również małżonką Andrzeja, człowieka – labradora, który to sprowadza jej na głowę przeprowadzkę do domu na wsi wraz z kredytem. Gwoli sprawiedliwości, wszystko zaczęło się od lodówki z seksem, ale to mąż wynalazł ofertę nie do odrzucenia, a później sprawy potoczyły się już błyskawicznie. Tereska jest tym wszystkim mocno otumaniona, sprawy nie ułatwia zaś rychłe pojawienie się w nowym domu teściowej, Miry. Osoby sympatycznej, ale cierpiącej na nadmiar energii i potrzeby organizowania życia innym ludziom.
Teściowa, jak to w dowcipach bywa, wpadła na kawę, została na miesiąc. A może i dłużej. I to wszystko byłoby jeszcze do zniesienia, gdyby nie misja Miry poprawienia kondycji sprawności fizycznej synowej. Zaczynają zatem uprawiać jogging, którego Tereska serdecznie nienawidzi, z wzajemnością. Zapał teściowej nieco przystopuje znalezisko, którego dokonują już przy pierwszym treningu. W pobliskim lesie znajdują dywan z wkładką, w postaci trupa niezbyt sympatycznego sąsiada zza płotu. Niestety – dywan pochodzi z garażu Trawnych, a Tereska prędko przypomina sobie niedawną nocną kłótnię jej małżonka z rzeczonym sąsiadem. Czy to zatem łagodny dotąd jak baranek Andrzej dopuścił się morderstwa? Panie zawierają sojusz, mający doprowadzić do wykrycia sprawcy, a jednocześnie odsunąć podejrzenia jak najdalej od ich rodziny. Co z tego wyniknie? Tego rzecz jasna powiedzieć Wam nie mogę, ale naprawdę działo się będzie wiele…
"-Niech no ci się przyjrzę, tak dawno cię nie widziałam. Piękna sukienka, Tereniu, piękna! Zawsze uważałam, że wyraziste wzory najlepiej wyglądają na takich krągłych kobietach jak ty.
„No to teraz matce już całkiem odwali…” – pomyślała Zoja z osobliwą rezygnacją, bo Tereska naprawdę wyglądała, jakby ją miała zaraz apopleksja trafić.
– A co ci się stało w rękę, Tereniu?
Rzeczywiście, lewe przedramię Tereski było w jednym miejscu wyraźnie zaczerwienione i obrzmiałe.
– Oparzyłam się.
– Czym?
Tereska odchrząknęła.
– Mrożonką. (…)
Zoja i Maciejka spojrzeli po obie. Właściwie nie byli tym jakoś szczególnie zdziwieni. W końcu ich matka potrafiła przygotować kurczaka na twardo albo wysadzić jajko w powietrze, więc czemu miałaby się nie oparzyć mrożonką? Jej kulinarne talenty nie znały granic, z granicą absurdu na czele."
Ciąg dalszy recenzji znajdziesz tutaj:
http://zabookowane.pl/kryminal/marta-kisiel-dywan-z-wkladka-recenzja-w-dniu-premiery/
Kiedy dotarła do nas propozycja zrecenzowania powieści Marty Kisiel, „Dywan z wkładką”, miałam pewne opory. Z jednej strony przepadam za komediami kryminalnymi, z drugiej napisanie dobrej książki tego gatunku, to zadanie trudne (tak, tak, dobrze widzicie – każdy aktor to przyzna, że o wiele trudniej gra się w komedii, niż w dramacie, o ile chce się to zrobić dobrze). Od...
więcej mniej Pokaż mimo to
Katarzyna Berenika Miszczuk po ośmiu latach od wydania książki „Ja, potępiona” opublikowała ostatni tom, wieńczącego serię diabelsko – anielską – „Ja, ocalona”. Czwarty tom dobrze wpisuje się w klimat roku 2020, który przyniósł światu wielki niepokój, autorka nawiązuje w nim zresztą do aktualnych wydarzeń, w tym do pandemii koronawirusa. Ale seria ta to przede wszystkim rozrywka, także nie martwcie się, że poczujecie się w czasie lektury zbytnio przygnębieni. Jeśli znacie i lubicie poprzednie tomy, to po ten sięgnąć musicie koniecznie. Cała historia znajduje tu swój finał i dodam, że jest to zakończenie bardzo udane.
Dziesięć lat po tym jak Wiktoria Biankowska trafia do Tartaru i z niego ucieka, ale pozostaje duszą potępioną, zawieszoną między Niebem a Piekłem, można powiedzieć, że w jej życiu zapanowała względna stabilizacja. Abo względna nuda. Rozstała się z ukochanym diabłem, Belethem, w żadnym ze światów nie czuje się dobrze, w związku z tym niemal nie wychodzi z domu. Na pewno nie pomógł jej niewyparzony język, za sprawą którego pokłóciła się ze wszystkimi (i wszędzie), a także mniej lub bardziej skrycie rzucane spojrzenia istot pozaziemskich. No w końcu dusza potępiona, paradująca bez cienia wstydu po Niebie, to nie jest częste zjawisko. Z kolei w Piekle nie zapomnieli o Iskrze Bożej, dzięki której Wiktoria unicestwić może każdego diabła. Nie ma się zatem co dziwić, że z radością przyjmuje propozycję pracy jako główna prowadząca i trenerka w programie Top Angel, dla niebiańskiej telewizji. Reality show z setek kandydatek wyłonić ma trzy anielice, jako konkurencję dla diablic w targach o duszę. Niestety, szybko okazuje się, że uczestniczki wyróżnia przede wszystkim uroda, intelekt zgubił się gdzieś po drodze, a Wiktoria zamiast dobrej zabawy raczej zgrzyta zębami i wyrywa sobie włosy z głowy. Tymczasem po dekadzie odsiadki z arkadyjskiego więzienia wychodzi Azazel. Na przepustce dopuścił się pewnego brzydkiego psikusa, orzeczono, że potrzebny mu będzie kurator. Kto lepiej dopilnuje go niż była diablica? Wiktorii w tym zadaniu pomagać będzie Uzjel, przystojny i tajemniczy cherub. Przy okazji spotka też byłego ukochanego. Na horyzoncie rysować zaczyna się potencjalny romans i to wszystko mogłoby się nawet Wiktorii spodobać, gdyby nie okazało się, że Lucyfer postanowił uruchomić tryb Apokalipsy. Dziewczyna stanie się jednym z trybików w szatańskim planie, sama jednak będzie chciała zrobić wszystko, żeby do końca świata mimo wszystko nie doszło.
"Nic nie rozumiałam. Trzymałam w ręku niemożliwie pomięty list motywacyjny, zaświadczenie lekarskie, a także niedokończone podanie o pracę na stanowisku jednego z Jeźdźców Apokalipsy. Azazel zaczął wypełniać kwestionariusz piórem z czerwonym atramentem. Drukowanymi literami wypisał imię, a potem uzupełniał poszczególne rubryczki krzywymi kulfonami, jakby miał dysgrafię. Atrament w kilku miejscach się rozmazał, miałam wrażenie, że podczas pisania drżała mu ręka.
Przeczytałam, że wnioskował o przyznanie mu imienia Śmierci. Jeźdźców było czterech. Każdy z nich nosił inny tytuł, a dokładnie imię. Byli to Zaraza, Wojna, Głód i Śmierć.
Reszty dokumentu diabeł jeszcze nie wypełnił, więc nie wiedziałam na przykład, jakie argumenty chciał zamieścić w polu: „Jak uważasz, dlaczego to właśnie Ty powinieneś zostać Jeźdźcem Apokalipsy?”.
– Co to jest? – wydusiłam, kiedy wrócił do gabinetu, niosąc na tacy dzbanek z herbatą i dwie filiżanki."
Dalszy ciąg recenzji znajdziesz tutaj:
http://zabookowane.pl/romans/katarzyna-berenika-miszczuk-ja-ocalona-recenzja/#more-5416
Katarzyna Berenika Miszczuk po ośmiu latach od wydania książki „Ja, potępiona” opublikowała ostatni tom, wieńczącego serię diabelsko – anielską – „Ja, ocalona”. Czwarty tom dobrze wpisuje się w klimat roku 2020, który przyniósł światu wielki niepokój, autorka nawiązuje w nim zresztą do aktualnych wydarzeń, w tym do pandemii koronawirusa. Ale seria ta to przede wszystkim...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Alexander Blix i Emma Ramm, znani z debiutanckiej powieści duetu Horst i Enger, powracają. „Zasłona dymna” to kolejna książka opisująca podwójnie toczące się śledztwo – Blix to śledczy, Emma zaś to dziennikarka, pracująca dla popularnego portalu internetowego. Dziewczyna jeszcze nie zdążyła dojść do siebie po wydarzeniach, w które wplątała się przy okazji poszukiwań seryjnego mordercy, a już w jej życiu wybucha kolejna bomba. I to dosłownie – stanie się świadkiem zamachu, mającego miejsce w samym sercu Oslo, o północy w sylwestrową noc. Tym razem sprawa będzie miała dla niej wymiar bardzo osobisty. Najnowsza powieść Horsta i Engera to sprawnie napisany kryminał, zgodnie z prawidłami gatunku trzymający w napięciu do ostatniej strony. Solidna porcja rozrywki na poziomie.
Równo o północy w Sylwestra, w samym środku zabawy i w gęstym tłumie w Oslo wybucha bomba. Przypadek sprawia, że na miejscu są zarówno policjant, Alexander Blix, jak i Emma Ramm, dziennikarka zajmująca się tematami kryminalnymi. Oboje mają za sobą bardzo trudne śledztwo, które ich połączyło. I jasne jest, że ta dwójka zaangażuje się także i w kolejną sprawę. Dla dziewczyny będzie miała ona jednak wymiar bardzo osobisty – wśród ofiar zamachu będzie bliska jej osoba. Początkowo wydawać się będzie, że w stolicy Norwegii grasuje terrorysta, wkrótce wybuchnie zresztą kolejny ładunek. Blix jednak, kierując się niezawodnym śledczym instynktem, będzie szukać sprawcy zupełnie gdzie indziej. O sprawności policjanta decyduje wiele czynników – jednym z nich jest dobra pamięć i umiejętność łączenia pozornie niezwiązanych ze sobą faktów. W ten właśnie sposób Alexander Blix wróci do zaginięcia maleńkiej dziewczynki sprzed 10 lat, chociaż nawet jego koledzy z wydziału nie będą do tego kierunku przekonani. Emma Ramm tymczasem, szukając ukojenia, trochę przypadkiem iść będzie po śladach śledczego. Rozwiązanie zagadki zaskoczy nie tylko czytelnika powieści, ale i samych jej bohaterów.
"Ale ona nie słuchała. Z każdym krokiem była coraz bliżej mężczyzny, który patrzył prosto w niebo. Na fajerwerki i gwiazdy. Ziemia wokół niego zabarwiła się krwią płynącą prosto z otwartej rany na brzuchu.
– Nie – szepnęła cicho. To nie może…
Potrząsnęła przecząco głową, usiłując złapać oddech. Poczuła czyjąś dłoń, ale nie zwróciła uwagi na to, kto chwycił ją za ramię. Jedyne co widziała, to czarne loki na śniegu. Zarost na policzkach. Powieki, które zaraz zaczną mruga. Taką miała nadzieję. Ale one pozostały nieruchome. Martwe."
Dalszy ciąg recenzji tutaj:
http://zabookowane.pl/kryminal/jorn-lier-horst-thomas-enger-zaslona-dymna-recencja/#more-5381
Alexander Blix i Emma Ramm, znani z debiutanckiej powieści duetu Horst i Enger, powracają. „Zasłona dymna” to kolejna książka opisująca podwójnie toczące się śledztwo – Blix to śledczy, Emma zaś to dziennikarka, pracująca dla popularnego portalu internetowego. Dziewczyna jeszcze nie zdążyła dojść do siebie po wydarzeniach, w które wplątała się przy okazji poszukiwań...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dnia 22 września 1994 roku w telewizji NBC ukazał się pilotażowy odcinek serialu “Friends”. Nikt wtedy jeszcze nie przypuszczał, że grupa mało znanych aktorów w krótkim czasie stanie się gwiazdami, a sam serial okaże się jednym z największych hitów w historii telewizji. W zeszłym roku minęło 25 lat od tego wydarzenia, a jego popularność wcale nie maleje, ma on ciągle olbrzymią rzeszę wiernych fanów. I właśnie dla nich ukazało się niedawno jubileuszowe wydawnictwo „Friends. Przyjaciele na zawsze. Ten o najlepszych odcinkach”. Przepięknie wydane, z mnóstwem informacji i ciekawostek. Jeśli należycie do grona miłośników „Przyjaciół”, to jest to po prostu pozycja obowiązkowa!
"Gdyby jednak „Przyjaciele” byli „tylko serialem telewizyjnym”, to nikt dziś by tej książki nie czytał."
Jak sprawdzić, czy jesteś fanem serialu? To proste. Znasz na pamięć kwestie bohaterów? Wypełniasz wszystkie możliwe quizy w Internecie na ich temat? Oglądasz po razy tysięczny wszystkie sezony po kolei? Jeśli odpowiedź na te pytania brzmi „tak”, to cóż. Jesteś fanem. 🙂 I książka ta zdecydowanie jest właśnie dla Ciebie. Piszę o tym trochę z przymrużeniem oka, ale moim zdaniem jest to rzeczywiście propozycja skierowana do osób znających i kochających serial. Ja się do nich rzecz jasna zaliczam. Kiedy tylko zobaczyłam, że Wydawnictwo SQN wydało albumowy przewodnik po najlepszych odcinkach, po prostu wiedziałam, że muszę go mieć na półce.
Zajrzyjmy zatem do środka. Spis treści podzielony jest na sezony – od pierwszego do dziesiątego. W każdym z nich znajduje się lista odcinków z danego sezonu, niektóre zaś są szerzej omówione.
Ciąg dalszy recenzji znajdziesz tutaj:
http://zabookowane.pl/uncategorized/gary-susman-jeannine-dillon-i-bryan-cairns-friends-przyjaciele-na-zawsze-ten-o-najlepszych-odcinkach/#more-5325
Dnia 22 września 1994 roku w telewizji NBC ukazał się pilotażowy odcinek serialu “Friends”. Nikt wtedy jeszcze nie przypuszczał, że grupa mało znanych aktorów w krótkim czasie stanie się gwiazdami, a sam serial okaże się jednym z największych hitów w historii telewizji. W zeszłym roku minęło 25 lat od tego wydarzenia, a jego popularność wcale nie maleje, ma on ciągle...
więcej mniej Pokaż mimo to
Trzy siostry Wspaczne mieszkają wraz z babcią i tatą w Kieszeni Kłusownika. Mają dwie niezwykłe cechy – jedna to nieustające pakowanie się w tarapaty, druga zaś to odrobina czarów, która wokół nich krąży i którą przyciągają jak magnes. Kolejna część opowieści o rodzinie z wyspy Wronoskał, „Odrobina czarów”, jest jeszcze bardziej przepełniona przygodami niż pierwsza. Urocza historia, do tego zaś książka jest przepięknie wydana. Jestem przekonana, że nastoletni czytelnik pokocha, tak jak ja, chociaż już dawno nie jestem nastolatką, magiczny świat stworzony przez Michelle Harrison.
"Jedna na bagienne mgły,
Dwie – na splot zdarzeń zły,
Trzeciej widok zawsze wróży:
Bądź gotowy do podróży."
Kieszeń Kłusownika to karczma, którą prowadzi Bunia wraz z Barneyem Wspacznym i jego trzema córkami – Flis, Betty i Charlie. To ponure i bardzo zaniedbane miejsce, co więcej położone jest w cieniu budzącego grozę więzienia, do którego trafiają najbardziej zatwardziali przestępcy. Gdy rozlega się dzwon, mieszkańcy całej okolicy truchleją – oznaczać może to tylko jedno. Ucieczkę jednego z więźniów. I rozpoczęcie poszukiwań przez niemal równie strasznych strażników. Życie na Wronoskale nie jest łatwe, dlatego dziewczyny urozmaicają je sobie tak jak umieją. Najstarsza, Flis, wzdycha do kolejnego młodzieńca, Betty gromadzi mapy i marzy o podróżach, a mała Charlie… To prawdziwa niecnota, która ma dwie wielkie pasje – jedzenie i zwierzątka, które przygarnia z podziwu godnym uporem. I to właśnie ona pewnego mglistego wieczoru, gdy cała okolica poszukuje zbiegów, znajduje na dziecińcu gospody dziewczynkę o dziwnym imieniu Błądka. Jest ona potwornie wystraszona, ocieka wodą i towarzyszy jej błędny ognik. To znany z opowieści i podań ludowych symbol zaginionych i potępionych dusz, wiodący na manowce. A Błądka najwyraźniej potrafi nad nim panować. Prędko okazuje się też, że to ona, razem z mamą, jest poszukiwana przez strażników. Siostry decydują się jej pomóc, nie wiedząc, że ściągną tym samym na siebie ogromne kłopoty. Wkrótce będą musiały wyruszyć w pogoń za uprowadzoną Charlie i odnaleźć Mrugającą Wiedźmę, magiczną wyspę i skarb, który się na niej kryje. Stawką będzie życie nie tylko porwanej siostry. Ocalić będą mogły kilka istnień, ale też na szali postawią własny los.
"Dostrzegła kątem oka, jak Fliss pracuje ze słoikiem. Ciekawe, czy czuła się równie roztrzęsiona, jak ona. Twarz miała bladą, za to wzrok – stalowy. To Betty była zawsze tą silną; tą, która miała odpowiedź na każde pytanie, a w głowie tysiąc pomysłów. Fliss często lekceważono, głównie z uwagi na jej łagodną naturę i skłonność do rumienienia się z byle powodu. Kiedy jednak ich mama umarła, to Fliss zajęła się młodszymi siostrami i to ona dodawała im otuchy wtedy, gdy babka miała do zaoferowania wyłącznie surowość. Aż Betty zdała sobie w końcu sprawę, że istnieją różne rodzaje siły."
Ciąg dalszy recenzji znajdziesz tutaj:
http://zabookowane.pl/dla-dzieci-i-mlodziezy/michelle-harrison-odrobina-czarow-recenzja/#more-5282
Trzy siostry Wspaczne mieszkają wraz z babcią i tatą w Kieszeni Kłusownika. Mają dwie niezwykłe cechy – jedna to nieustające pakowanie się w tarapaty, druga zaś to odrobina czarów, która wokół nich krąży i którą przyciągają jak magnes. Kolejna część opowieści o rodzinie z wyspy Wronoskał, „Odrobina czarów”, jest jeszcze bardziej przepełniona przygodami niż pierwsza. Urocza...
więcej mniej Pokaż mimo to
Najnowszą powieść Jakuba Małeckiego,„Saturnin”, czytać można na kilku różnych poziomach. To historia o marzeniach, ale tych, które raczej się nie spełnią, o rodzinie, niby zwyczajnej, ale jednak takiej, w której wiele brakuje, o wojnie, której doświadczenie kładzie się cieniem na kolejnych pokoleniach. Pamięć, rodzina, historia, wojna, szare, zwykłe życie, a jednak przy bliższym spojrzeniu pozbawione banału. Małecki ma dar kreślenia poetyckich obrazów na kartach powieści. „Moja mama niesie półtora kilograma słońca w dużej niebieskiej torbie w białe pasy, a ja drepczę obok, niecierpliwy, z obolałą szczęką”. Jeśli znacie jego wcześniejsze książki – sięgnijcie po „Saturnina” koniecznie, jeśli nie, warto zacząć przygodę z twórczością autora od tego tytułu.
Nazywam się Saturnin Markiewicz i nigdy nie spełnię swojego jedynego marzenia, nigdy nie będę zawodowo uprawiał sportu. Jestem przedstawicielem handlowym, tak jak wszyscy inni ludzie na świecie. Siedzę w aucie, odbieram telefony. Wymyślam zabawne odzywki, które nie są zabawne. Wraz z całym zastępem mi podobnych dbam, by jak najwięcej klientów kupiło konkretny rodzaj wody kokosowej. Konkretną markę parówek cielęcych. Konkretny serek śniadaniowy. Pastę z makreli. Lizaki.
Mam trzydzieści lat, żyję sam i ciągle czekam na coś, co się nie wydarzy.
Jestem rozłoszczonym małym chłopcem, któremu ktoś kazał napisać sto razy na tablicy: „Istnieje świat poza podnoszeniem ciężarów”.
Kto nie zna haseł: „zacznij marzyć”, „jesteś zwycięzcą”, „sky is the limit”? Ale co zrobić, jeśli jesteś trochę za gruby, na pewno za łakomy, masz wszędzie piegi, a do tego nosisz to dziwne imię. Saturnin. Wtedy nawet te zwykłe ludzkie potrzeby – akceptacji, bliskości z drugim człowiekiem, sukcesu, wydają ci się jakieś… Nie dla ciebie, może dla kogoś innego, lepszego. Bo z tobą musi być coś nie tak, skoro nawet własny ojciec od ciebie uciekł, a dziadek… Dziadek jest ciągle nieobecny, ale kto wie, może to też przez ciebie. Zaczynasz uprawiać sport, wkrótce staje się to prawdziwą obsesją, przepustką do innego, lepszego świata. Kontuzja sprawia jednak, że twoje marzenia o medalach szlag trafia. Saturnin, dla rodziców Satek, w końcu dorasta, kończy studia i jego życie toczy się już torem najpospolitszym z możliwych. Wynajęta kawalerka, praca jako przedstawiciel handlowy, wieczna samotność. W jego monotonnym życiu niewiele się dzieje. Aż pewnego dnia znika jego 96-letni dziadek, Tadeusz. Wnuk wraca do rodzinnego Kwilina, ale jeszcze nie wie, że to będzie bardzo daleka podróż, aż do czasów wojny i do korzeni jego rodziny.
Dalszy ciąg recenzji znajdziesz tutaj:
http://zabookowane.pl/literatura-z-daleka-i-bliska/literatura-polska/jakub-malecki-saturnin-recenzja-w-dniu-premiery/#more-5155
Najnowszą powieść Jakuba Małeckiego,„Saturnin”, czytać można na kilku różnych poziomach. To historia o marzeniach, ale tych, które raczej się nie spełnią, o rodzinie, niby zwyczajnej, ale jednak takiej, w której wiele brakuje, o wojnie, której doświadczenie kładzie się cieniem na kolejnych pokoleniach. Pamięć, rodzina, historia, wojna, szare, zwykłe życie, a jednak przy...
więcej mniej Pokaż mimo to
To już moje czwarte spotkanie z francuskim śledczym, Antoinem Verlakiem, i od razu muszę to zaznaczyć – równie udane, jak poprzednie. M. L. Longworth umie budować intrygę kryminalną ubraną w powieść obyczajową, ze świetnym jedzeniem i fantastycznymi okolicznościami przyrody w tle. „Morderstwo na Île Sordou” jest jak leniwe letnie popołudnie, akcja rozwija się powoli, ale rozwiązanie intrygi usatysfakcjonuje miłośników kryminałów. Nic tylko smakować, szczególnie, że pora sprzyja tego rodzaju lekturom.
"Marie-Thérèse zakasłała i mówiła dalej:
– Uhm, specjalność tego wieczoru to… zupa z cukinii podana na zimno z crème-fraîche z Alp… to znaczy śmietana, nie cukinia… i pieczone warzywa przekładane ciastem filo zrobionym przez naszego szefa kuchni. – Powiodła poważnym spojrzeniem od Marine do Sylvie i mówiła dalej, nie mając dość śmiałości, by zerknąć na pulchnego mężczyznę, który wychylał się do przodu, usilnie się w nią wpatrując, z łokciami na stole i brodą opartą na pięściach. – Uhm, jako danie główne… świeżo złowiona dorada… Isnard ją złowił… to nasz rybak… jest bardzo miły…
Verlaque wybuchnął śmiechem, a Sylvie i Marine podniosły serwetki do ust. Oczy Marine wypełniły się łzami."
Antoine Verlaque jest sędzią śledczym w Aix-en-Provence, Marine Bonnet to profesorka prawa na tamtejszym, prestiżowym uniwersytecie. Łączy ich intymna relacja, a służbowo Marine nie raz pomaga w rozwiązaniu toczącego się śledztwa. Tym razem jednak para jest na urlopie, celem ich podróży staje się wyspa Sordou, leżąca u wybrzeży Marsylii. Właśnie ponownie otwarto na wyspie kameralny, ale bardzo luksusowy hotel. Trafiają tam wraz z grupką nieznajomych (i przyjaciółką Marine, Sylvie). Szybko okazuje się, że ich towarzystwo jest dość ekscentryczną mieszanką: jest tu emerytowany nauczyciel, sympatyczne amerykańskie małżeństwo, gwiazdor filmowy, którego sława dawno przeminęła, a obecnie gra w reklamach jedzenia dla psów. Wszyscy oni spędzają czas, odcięci od telefonów i Internetu (na wyspie niemal nie ma zasięgu), kąpiąc się w Morzu Śródziemnym, spożywając fenomenalne potrawy, przygotowane przez tamtejszego szefa kuchni. Czas płynie leniwie, jednak atmosfera w tej małej, przypadkowo połączonej na czas wypoczynku, społeczności zaczyna się zagęszczać. I nagle na wyspie dochodzi do morderstwa, a sprawca raczej nie mógł dostać się tam z zewnątrz. Verlaque i Bonnet będą musieli odkryć, kto zabił. Kluczem do tego będzie rozwikłanie siatki połączeń i relacji między osobami przebywającymi na Sordou, niektóre będą sięgały bardzo daleko w przeszłość…
Ciąg dalszy recenzji znajdziesz tutaj:
http://zabookowane.pl/kryminal/m-l-longworth-morderstwo-na-ile-sordou-recenzja/#more-5066
To już moje czwarte spotkanie z francuskim śledczym, Antoinem Verlakiem, i od razu muszę to zaznaczyć – równie udane, jak poprzednie. M. L. Longworth umie budować intrygę kryminalną ubraną w powieść obyczajową, ze świetnym jedzeniem i fantastycznymi okolicznościami przyrody w tle. „Morderstwo na Île Sordou” jest jak leniwe letnie popołudnie, akcja rozwija się powoli, ale...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07-24
Wypa Culion leży na Filipinach. To niezwykłe miejsce, ze względu na przyrodę, ale przede wszystkim dlatego, że to tutaj zsyła się chorych na trąd. Straszna to choroba. Jednak ludzie tu mieszkający mają swój mały świat i żyją we względnym spokoju. Do czasu aż pojawi się Pan Zamora, który przywiezie nowe zasady funkcjonowania mieszkańców, rozdzieli dzieci od rodziców i zachwieje całą społecznością. Ktoś będzie miał jednak odwagę sprzeciwić się narastającemu złu i będzie to mała dziewczynka. Historia opowiedziana w „Wyspie na końcu świata” Kirian Millwood Hargrave jest przejmująca, momentami bardzo smutna, wzruszająca i niezwykle piękna. Dla nastolatków, ale i dorosłego czytelnika chwyci za serce.
Culion to miejsce magiczne. Z piękną przyrodą, na środku oceanu, można tu bez przeszkód łowić krewetki i kraby albo zerwać prosto z drzewa soczyste mango. Pomimo to nikt tej wyspy nie odwiedza. A już na pewno nie z własnej woli. To tu zsyła się bowiem Dotkniętych – czyli osoby chore na trąd.
"Wyspa, która najpierw była ciemną kropką w oddali, teraz staje się zielonym rajem na horyzoncie. Wysoko, na skalistym urwisku nad brzegiem morza, na którego szczycie stoi krzyż, widać białe kwiaty. Dopiero kiedy podpłyniesz bliżej, dostrzegasz, że pole kwiatów ma kształt orła. Ale kiedy zbliżysz się jeszcze bardziej, okazuje się, że to nie kwiaty, a kamienie. Wtedy czujesz, że serce w twojej piersi zamiera i sztywnieje, niczym płatki kwiatów, które zamieniają się w kamyki. Nanay mówi, że symbolika białego orła jest znana we wszystkich zakątkach świata oddalonych od naszego morza. Biały orzeł oznacza: nie zbliżaj się. Nie przypływaj na wyspę, jeśli nie musisz."
Jedną z zesłanych jest Nanay Tala. Już po przybyciu na wyspę okazało się, że nosi pod sercem dziecko. Amihan urodziła się na Culionie i to jest jedyny świat, jaki zna. Żyje z mamą w tej małej społeczności i wiedzie całkiem szczęśliwe, a na pewno bardzo spokojne życie. Wszystko to jednak zmienia się wraz z przybyciem Pana Zamory. Ten straszny i pozbawiony serca człowiek przywozi nowe porządki na wyspę. Mieszkańcy będą odtąd podzieleni na dwie strefy Sano i Leproso – czystych i trędowatych. To jednak nie koniec zmian. Wszystkie dzieci niezarażone trądem mają zostać odesłane na sąsiednią wyspę Coron, do tamtejszego sierocińca. Ów nakaz obejmie również 12-letnią Ami. Jakby mało było tych wszystkich nieszczęść, sierocińcem zarządzać ma Pan Zamora. Po przybyciu na Coron nic nie układa się po myśli dziewczynki. Nie jest w stanie wytrzymać rozłąki, kierowana tęsknotą i lękiem o mamę, organizuje ucieczkę. Ale nawet z nową przyjaciółką to zadanie o wiele ponad dziecięce możliwości…
Dalszy ciąg recenzji znajdziesz tutaj:
http://zabookowane.pl/dla-dzieci-i-mlodziezy/kiran-millwood-hargrave-wyspa-na-koncu-swiata-recenzja/
Wypa Culion leży na Filipinach. To niezwykłe miejsce, ze względu na przyrodę, ale przede wszystkim dlatego, że to tutaj zsyła się chorych na trąd. Straszna to choroba. Jednak ludzie tu mieszkający mają swój mały świat i żyją we względnym spokoju. Do czasu aż pojawi się Pan Zamora, który przywiezie nowe zasady funkcjonowania mieszkańców, rozdzieli dzieci od rodziców i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zaginięcie królowej biegów dystansowych znanej z różnych skandali, morderstwo piłkarza, kolejne zaginięcia. Śledczy Alexander Blix instynktownie czuje, że sprawy te mogą się ze sobą łączyć. Tymczasem swoje śledztwo prowadzi dziennikarka Emma Ramm, przypadkiem wmieszana w całą historię. Duet Horst i Enger debiutuje właśnie na polskim rynku powieścią „Punkt zero”, która trzyma w napięciu do ostatniej strony, a zakończenie… Na to na pewno nie wpadniecie! Na lato pozycja obowiązkowa.
Alexander Blix to norweski śledczy z długoletnim stażem i zagmatwaną przeszłością. Ciągnie się za nim sprawa pewnej interwencji, awantura domowa zakończyła wtedy się dwoma trupami. Emma Ramm to blogerka i dziennikarka pisząca o gwiazdach do poczytnego portalu internetowego. To ona odkrywa zaginięcie byłej sportsmenki, obecnie celebrytki, Sonii Nordstrøm. On zaś zostaje wezwany na miejsce zbrodni i tak zaczyna się ich dwutorowe śledztwo. Biegaczka znika w momencie, gdy ukazać ma się jej skandalizująca biografia „Wieczna jedynka” i początkowo w kręgu podejrzanych są ci, których obsmarowała w książce. Ale wkrótce policja znajduje zwłoki duńskiego piłkarza, Blix odkrywa, że być może sprawy te mogą się ze sobą łączyć. Ktoś będzie prowadził ze śledczymi potworną grę, w której stawką będzie ludzkie życie. Czy policji uda się odnaleźć mordercę, zanim zniknie kolejna osoba?
"Czytając książkę, odniosła wrażenie, że Nordstrøm bardzo się postarała, żeby zniszczyć swoją reputację. Rzucała oskarżenia na prawo i lewo, niektóre ostre i oszczercze, które bez wątpienia zakończą się pozwami sądowymi. Emma miała nadzieję, że Nordstrøm dysponowała dowodami na to wszystko, co wyjawiła opinii publicznej, i że przed publikacją książki wydawnictwo dokonało gruntownej oceny prawnej, bo jeśli nie, to mogło mieć poważne kłopoty."
Ciąg dalszy recenzji znajdziesz tutaj:
http://zabookowane.pl/literatura-z-daleka-i-bliska/literatura-norweska/jorn-lier-horst-thomas-enger-punkt-zero-recenzja/#more-4967
Zaginięcie królowej biegów dystansowych znanej z różnych skandali, morderstwo piłkarza, kolejne zaginięcia. Śledczy Alexander Blix instynktownie czuje, że sprawy te mogą się ze sobą łączyć. Tymczasem swoje śledztwo prowadzi dziennikarka Emma Ramm, przypadkiem wmieszana w całą historię. Duet Horst i Enger debiutuje właśnie na polskim rynku powieścią „Punkt zero”, która...
więcej mniej Pokaż mimo to
Sakwojaż – czy to rzadko używane obecnie słowo, a niegdyś popularna nazwa torby podróżnej, nie budzi w Was skojarzeń z czymś niezwykłym? Nieodłącznie wiązać się musi z jakąś przygodą. Siostry Wspaczne, bohaterki „Szczypty magii”, poza podróżną torbą są jeszcze właścicielkami lusterka i matrioszki. Każdy z tych przedmiotów ma magiczne właściwości, ale ich posiadanie okupione jest bardzo wysoką ceną. Przekazywane z pokolenia na pokolenie kobietom w tej rodzinie, łączą się ze straszliwą klątwą, przed którą nie ma ucieczki. A może jednak jest? Już dawno żadna książka dla młodzieży nie sprawiła mi tak wielkiej przyjemności, jak powieść fantasy Michelle Harrison. To jedna z tych książek, którą czyta się jednym tchem, a po przeczytaniu żałuje się, że to już koniec.
Betty, Fliss i Charlie to trzy siostry Wspaczne mieszkające wraz z babcią na Wronoskale. Babcia prowadzi popularną wśród miejscowych gospodę, Kieszeń Kłusownika, dziewczynki zaś jej pomagają. Wronoskał to wyspa, która ma wyjątkowo ponure sąsiedztwo. Na całą okolicę zresztą rzuca cień więzienie, zlokalizowane na innej z wysp archipelagu, wraz z budzącą strach wieżą. Umieszcza się w niej oskarżonych o czary. Nie mogą się stamtąd uwolnić – w wieży nie działa żadna magia. Trzynastoletnia Betty jednak nie wierzy w te opowieści, twardo stąpając po ziemi.
"Lubiła myśleć, że jest oporna na wszelkie zabobonne bzdury, mimo, że od maleńkości wychowywała się w ich otoczeniu."
Pomimo pragmatycznego charakteru dziewczynka ma wiele marzeń, a wszystkie związane są z jedną potrzebą. Ucieczki z małego świata, w którym przyszło jej żyć. Chce podróżować, zwiedzać świat i przeżywać różne przygody. Nie wie jednak, że na wszystkich trzech siostrach Wspacznych ciąży straszliwa klątwa. Wkrótce jednak pozna prawdę, podobnie jak siostry. Z klątwą wiąże się też pewien… przywilej. Betty nie będzie mogła w to uwierzyć. Wszystkie trzy otrzymają przedmioty obdarzone niezwykłymi właściwościami: podróżny sakwojaż, matrioszki i lusterko. I bardzo szybko przyjdzie im wykorzystać magię w nich ukrytą, do ratowania tego, co kochają.
Reszta recenzji tutaj:
http://zabookowane.pl/dla-dzieci-i-mlodziezy/michelle-harrison-szczypta-magii-recenzja/
Sakwojaż – czy to rzadko używane obecnie słowo, a niegdyś popularna nazwa torby podróżnej, nie budzi w Was skojarzeń z czymś niezwykłym? Nieodłącznie wiązać się musi z jakąś przygodą. Siostry Wspaczne, bohaterki „Szczypty magii”, poza podróżną torbą są jeszcze właścicielkami lusterka i matrioszki. Każdy z tych przedmiotów ma magiczne właściwości, ale ich posiadanie okupione...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-06-08
Śmierć życiowego partnera, współmałżonka, to jedno z najbardziej traumatycznych doświadczeń, jakie może spotkać człowieka. Zwłaszcza, gdy jest nagła, w tragicznych okolicznościach. Na drugim miejscu wymienia się często zdradę. A co, jeśli oba te dramaty spadną na człowieka i to niemal jednocześnie? Wokół tych dwóch elementów skonstruowana jest najnowsza powieść Wojciecha Chmielarza „Wyrwa”. Podobno nietypowa, tak mówią ci, którzy znają jego twórczość. To moje pierwsze spotkanie z tym autorem, ale na pewno nie ostatnie, bo książkę czyta się świetnie!
Maciej i Janina to małżeństwo, jakich tysiące. Są zapracowani, mają małe dzieci i kredyt hipoteczny we frankach na karku. A w tle dawno przebrzmiałe marzenia i ambicje, że on zostanie szefem zespołu, że ona zmieni pracę na bardziej odpowiadającą zainteresowaniom, że jakoś to się wszystko poukłada. W przypadku tego konkretnego związku z całą pewnością nic się już nie poukłada. Janina wracając ze służbowego wyjazdu wjeżdża wprost pod koła ciężarówki i ginie na miejscu. Maciej, wściekły z powodu nagłej podróży żony powiedział o kilka słów za dużo, jest zatem przekonany, że to odpowiada za jej śmierć.
"Myślałem, że wraca z Krakowa, że wyskoczy szybko na trasę ekspresową, dwa pasy w każdą stronę, a nie będzie krążyć po wąskich i niebezpiecznych mazurskich dróżkach. Tak właśnie mogłem się teraz tłumaczyć, ale to byłoby kłamstwo. Chciałem jej po prostu sprawić przykrość. Dać wyraźnie do zrozumienia, że mnie zawiodła, że jeśli i tym razem nie dostanę mojej wymarzonej pracy, będzie to wyłącznie jej wina.
„Przyciśnij. Po prostu przyciśnij”.
To były ostatnie słowa, które ode mnie usłyszała. Ostatnie słowa, jakie do niej powiedziałem.
I w ten sposób zabiłem własną żonę."
Ciąg dalszy recenzji znajdziesz tutaj:
http://zabookowane.pl/kryminal/wojciech-chmielarz-wyrwa-recenzja/
Śmierć życiowego partnera, współmałżonka, to jedno z najbardziej traumatycznych doświadczeń, jakie może spotkać człowieka. Zwłaszcza, gdy jest nagła, w tragicznych okolicznościach. Na drugim miejscu wymienia się często zdradę. A co, jeśli oba te dramaty spadną na człowieka i to niemal jednocześnie? Wokół tych dwóch elementów skonstruowana jest najnowsza powieść Wojciecha...
więcej mniej Pokaż mimo to
Meluzyna Noctis to dziecko znalezione w wieku niemowlęcym nad brzegiem morza. Znalazcą jest Andrew Noctis, Strażnik Burzomorza, najdalej na zachód wysuniętej angielskiej wyspy. Nie jest to jednak zwyczajne miejsce, chociaż wpisane zostaje w świat rzeczywisty. Strażnicy mają ogromnie odpowiedzialne zadanie – obserwację morza i czającej się w jego głębiach grozy. Meluzyna dorasta w Strażnicy Zachodzącego Słońca, a kiedy skończy jedenaście lat los wystawia ją na nie lada próbę. Czy dziewczynka podoła wyzwaniu i czy, wraz z innymi bohaterami powieści, uda jej się ocalić wyspę i jej mieszkańców? “Meluzyna Noctis i Mroczna Głębia” Philipa Reeve’a to książka z gatunku fantastyki, pełna tajemnic, mroczna, niejednoznaczna, a jednocześnie niepozbawiona humoru. Skierowana jest do dzieci w wieku 10+, ale ja – ze względu na jej wieloznaczność – rekomendowałabym wiek 12+.
Meluzyna to przybrana córka Andrew Noctisa. Mieszka w Strażnicy Zachodzącego Słońca wraz z panią i panem Skraveling i gdy ma 11 lat, jej opiekun umiera, pozostawiając po sobie małą dziewczynkę i wakat na stanowisku Strażnika Burzomorza. Funkcja ta ma olbrzymie znaczenie dla wyspy i jej mieszkańców, na domiar złego nie można jej podjąć ot tak sobie. Strażnikiem może zostać wyłącznie członek rodziny Noctis. Zatem wezwany z Londynu w trybie pilnym zostaje brat Andrew, Will, który przed laty opuścił wyspę i niespecjalnie ma ochotę na nią wracać. Nieoczekiwanie wolę do podjęcia przerwanej pracy, stałej obserwacji morza i prowadzenia Dziennika wyraża Meluzyna. Ma dopiero 11 lat i nie jest płci męskiej, ale nosi nazwisko Noctis, co oznacza, że przynajmniej do przyjazdu wujka może pełnić straż na Wieży. Chociaż jest jeszcze dzieckiem, to wyczuwa powagę sytuacji i brzemię ciążącej na jej rodzinie odpowiedzialności. I prędko okaże się, że groza czająca się w głębi morza, Gorm, to nie są jedynie legendy, mieszkańcom grozi realne niebezpieczeństwo, a największe Meluzynie – żywioł ma bowiem wobec niej specjalne plany.
"A czego właciwie chce Gorm? – zapytała w końcu?
– Nie wiem, czy czegokolwiek chce. Gorm to morze, a morze to Gorm. To Moc, która drzemie w zachodnich głębinach. Czasem bywa łagodna, innym razem wpada w szał. Zdarzało się, że nękała Burzomorze i zabierała to, co miejscowym udało się zbudować. Po raz ostatni pojawiła się, kiedy John Noctis stawił jej czoło i wypędził z powrotem do morza. Od tamtej pory pozostaje w uśpieniu, ale wydaje mi się, że powoli budzi się do życia."
Ciąg dalszy recenzji znajdziesz tutaj:
http://zabookowane.pl/dla-dzieci-i-mlodziezy/philip-reeve-meluzyna-i-mroczna-glebia-recenzja/
Meluzyna Noctis to dziecko znalezione w wieku niemowlęcym nad brzegiem morza. Znalazcą jest Andrew Noctis, Strażnik Burzomorza, najdalej na zachód wysuniętej angielskiej wyspy. Nie jest to jednak zwyczajne miejsce, chociaż wpisane zostaje w świat rzeczywisty. Strażnicy mają ogromnie odpowiedzialne zadanie – obserwację morza i czającej się w jego głębiach grozy. Meluzyna...
więcej Pokaż mimo to