-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-02-23
2023-11-30
Z dwóch ostatnio przeczytanych książek o starości, japońskiej „Pójdę sama” oraz norweskiej „Chwile wieczności” zdecydowanie bliżej mi do tej drugiej. Kiedy przyglądam się wnikliwiej autorkom, śmiało mogę powiedzieć, że kurs kreatywnego pisania, na który uczęszczała Kjersti Anfinnsen, wykreował naprawdę dobrą twórczynię. Przez jej opowieść płynie się z przyjemnością, zupełnie inaczej niż przez historię Chisako Wakatake, która mimo niewielkiej objętości, zastopowała mnie gdzieś w połowie. Teoretycznie nie powinna, Wakatake nie jest niedoświadczoną gospodynią domową, która nagle sięgnęła po pióro. W młodości studiowała na Uniwersytecie Iwate, a nawet przez jakiś czas pracowała jako nauczycielka. Niestety jej twórczość, choć bez wątpienia ma w sobie wartość dodaną, którą są wersy dialektu tohokańskiego, przy którym trzeba się nieźle nagimnastykować, nie jest niczym szczególnym. Owszem, są tu lekko feministyczne klimaty, które epatują hasłami typu: „od miłości ważniejsza jest wolność” czy też „żadne dziecko nie jest ważniejsze ode mnie” a „młodość to synonim ignorancji”, ale to dla mnie za mało, by uznać ten tytuł za ulubieńca, co miało miejsce przy „Chwilach wieczności”. To, co jest warte uwagi w obu książkach, to proces, jakim ulegają osoby starsze. Dla obu bohaterek starość to strata, to walka z samotnością, z własną niemotą, ograniczeniami ruchowymi. „Utrata samodzielności jest straszniejsza niż śmierć”, nie sposób nie zgodzić się z panią Momoko. Lektura dla wyjątkowo zainteresowanych.
IG @angelkubrick
Z dwóch ostatnio przeczytanych książek o starości, japońskiej „Pójdę sama” oraz norweskiej „Chwile wieczności” zdecydowanie bliżej mi do tej drugiej. Kiedy przyglądam się wnikliwiej autorkom, śmiało mogę powiedzieć, że kurs kreatywnego pisania, na który uczęszczała Kjersti Anfinnsen, wykreował naprawdę dobrą twórczynię. Przez jej opowieść płynie się z przyjemnością,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-23
Jeśli powiem, że to jest NAJWAŻNIEJSZA KSIĄŻKA, jaką powinniście przeczytać w tym roku, to mi nie uwierzycie, prawda? Niby jakim cudem historia o brazylijskich pracownikach rolnych, potomkach czarnoskórych niewolników z Afryki, przetransportowanych na portugalskie pola Brazylii gdzieś koło roku 1500, może dotyczyć bezpośrednio Was? Zdziwicie się jak bardzo. Co ważne, nie tylko Was, ale też Waszych bliskich, a także dzieci Waszych dzieci.
Na gromkie brawa zasługuje Eliasz Chmiel, tłumacz Itamara, młody człowiek z pasją badający kulturę Brazylii, który dzięki swojej uważności, wyczuciu i niebywałej intuicji wyłowił spośród wielu wydawanych obecnie książek tę, o której winno być głośno na świecie, a w Europie należałoby wręcz o niej nieprzerwanie trąbić. Tymczasem pozostała ona niezauważona przez większe wydawnictwa, skupiające się głównie na laureatach nagrody Bookera, bądź Nobla, co jest zrozumiałe, ze względu na prowadzony biznes, nie mniej przez to soczewkowe skupienie na ww. listach umykają książki społecznie zaangażowane, których autorzy są dziś sygnalistami sytuacji społeczno-ekonomicznej danego kraju, która to sytuacja wymaga natychmiastowych działań, a o której elity rządzące wolałyby milczeć.
„Krzywym pługiem” to przede wszystkim opowieść o kobietach, córkach, matkach, babkach-matkach po pępku, i tej jednej, najważniejszej, Matce Ziemi. To ona wszystkich karmi, to ona zapewnia schronienie, to w niej znajdują wytchnienie ci, którzy już odeszli. Tylko ta ziemia, która daje życie, ale też chłonie krew, pot i łzy owych córek, matek i babek, nie należy do nich. Mimo naturalnego zespolenia jest powodem bólu, który od wieków trawi pracującą ludność rolniczej Brazylii, i odwiecznej walki, która trwa do dziś.
Powieść intryguje już od pierwszych zdań. Oto siedmioletnia Bibiana, narratorka pierwszej księgi (tak to sobie nazwałam), w tajemniczej walizce swojej babki znajduje nóż, owinięty poplamioną tkaniną, na której rozkwitają rdzawe plamy krwi, jedyny dowód wydarzeń z przeszłości. Wraz z siostrą, Belonizją, upatrzyły sobie moment, w którym bezkarnie mogły pobawić się tym, co do tej pory było przed nimi skrzętnie chowane. Jednak nie każdy owoc zakazany smakuje najlepiej. Konsekwencje przekroczenia pewnej granicy spajają dziewczynki niewidocznym pancerzem, który przez następne lata zsynchronizuje ich ciała i język w jeden byt. Odkryją wówczas, że niektóry zmiany, które wydają się bolesną stratą, niosą ze sobą nowe doświadczenia, nowe możliwości i nową siłę, której jako kobiety, będą potrzebować do walki o swoje prawa, ponieważ mimo zniesienia niewolnictwa, wciąż są one bezkarnie ograniczane lub wprost łamane.
Siostry dorastają w odrobinę lepszych warunkach niż przeciętni pracownicy brazylijskiej hacjendy. Ich ojciec, Zeka Kapelusznik, jest kimś w rodzaju szamana, odprawia wieczornice jaré, a także leczy ludzi, wykorzystując do tego roślinność lasów deszczowych. Z tego tytułu cała jego rodzina cieszy się estymą, która po części chroni cielesność dziewczynek, których dojrzewające ciała kłują w oczy większość pracujących mężczyzn Agua Negry. Zeka jest dobrym ojcem i mężem. Jest wyjątkiem. Kocha naturę i pięknie o niej mówi, mimo braku wykształcenia, potrafi oddać słowami sens każdego zjawiska. Udowadnia, że uważność jest ważniejsza niż głowa nabita banałami. Dzięki takiemu wsparciu Bibiana i Belonizja znajdują w sobie odwagę, by wyjść poza znany od pokoleń schemat i dokonują w swoim życiu własnych wyborów.
Czytając powieść Vieira Juniora trudno nie poczuć klimatu „Stu lat samotności”. Podobnie jak u Márqueza mamy tu losy rodziny na przestrzeni trzech pokoleń, a także echa dawnych niewolników, objawiających się głównie pod postacią Nieziemskich i Jaré, religii, która na firmamencie ich życia stanowi najjaśniejszy punkt. Wieczornice jaré jednoczą najuboższą ludność ziemi, dając im poczucie silnej wspólnoty, czegoś tylko „swojego” w miejscu, gdzie nic nie jest ich własnością. Jest tu też spokrewnione małżeństwo i droga, jaką muszą przebyć w poszukiwaniu swojego nowego miejsca. Autor doskonale oddał całe bogactwo kulturowe niewielkiego regionu Chapada Diamantina. Obrzędy Jaré, dzikość natury zwierzęcej i ludzkiej, a także mistycyzm przywołują z kolei doskonałe pióro Marlona Jamesa, przez co momentami nie można się wręcz oderwać od lektury. Nie mogę się też opędzić od skojarzenia z moją ulubioną „Hałastrą” Moniki Helfer. Młoda kobieta, która nagle musi poradzić sobie z mężem, rozpadającą się chałupą i coraz bardziej przytłaczającą codziennością, budzi podziw, ponieważ każdą sytuację znosi z podniesioną głową, mało tego, wspiera też inną kobietę, i pewnie każdą, która wymagałaby pomocy. Ma siłę, ma narzędzie zmian i ma dumę, której tak brakowało zniewolonym.
„Krzywym pługiem” jest głosem wyzyskiwanych, dla których ziemia jest czymś więcej niż tylko materią, którą można w nieskończoność spieniężać. Piękna i przejmująca jest mowa końcowa matki dziewczynek, Salu, która po latach i fali zmian, jakie przeszły przez hacjendę, wymuszając na starych mieszkańcach opuszczenie tego terenu, z determinacją wyznaje: „ta ziemia żyje we mnie, wykiełkowała we mnie i we mnie zapuściła korzenie”. Nie można już powstrzymać bólu, który niszczy wszystkie pracujące na roli rodziny. Niesprawiedliwe zmiany w systemie własności są ropiejącą raną na ciele Brazylii, która jątrzy się dziś, wciąż pochłaniając kolejne ofiary. Ziemia miłosiernie otula każde ciało.
Echa słów Salu niosą się podmuchami wiatru po dzisiejszych areałach, na których wciąż pracują najbiedniejsi. Obecnie ponad 50% gruntów rolnych Brazylii należy do trzech europejskich gigantów. To szwajcarska Syngenta oraz niemiecki BASF i BAYER. Niepojętą wręcz kpiną losu jest fakt, że taki BAYER, firma, której leki zalegają w polskich aptekach i po które tak chętnie sięgamy (bo kto nie zjadł w życiu ich aspiryny, niech pierwszy rzuci kamieniem), jest odpowiedzialna za gigantyczny wzrost zachorowań na raka wśród tamtejszych rolników, ale także nas, dobrowolnie zaopatrujących się w europejskich marketach konsumentów. Kupujemy kawę, sok pomarańczowy, papaje, figi, limonki i melony bez patrzenia na kraj pochodzenia (który tak na marginesie, dzięki prawniczym kruczkom, może nie być widoczny na pierwszy rzut oka), tymczasem w każdym takim produkcie pochodzącym z upraw giganta znajdzie się aż 35 różnych pestycydów, które wpływają na zmiany komórkowe (tworzą komórki rakotwórcze), na układ hormonalny oraz układ rozrodczy. To nie bieda czy polityka partii, na szczęście niedawno minionej, są przyczyną coraz niższego niżu demograficznego. To dobrobyt, bo możemy kupić wszystko, w tym owoce i warzywa przesiąknięte pestycydami. To też ludzka hipokryzja, która przyczynia się do coraz gorszej kondycji zdrowotnej całych społeczeństw. Sytuacja patowa.
Proszę sobie teraz wyobrazić, że na polu tej nierównej walki zostali tylko ci prości rolnicy, którzy ciągle bronią ziemi, Matki Karmicielki (Ruch Chłopów Bezrolnych). Wydzierają ją tym wielkim firmom kawałek po kawałku, by ponownie móc ją uprawiać z poszanowaniem praw natury. Przepłacają to niekiedy życiem (jak miało to miejsce w przypadku działacza — Zé Mari do Tomé, w którego ciało wpakowano dwadzieścia kul, i którego krew mieszała się z czerwoną ziemią Płaskowyżu Apodi). Może gdyby Zé Maria miał w ręku ten sam apotropeion co Belonizja czy babka Donana, żyłby do dziś. Kto wie...
„Krzywym pługiem” to wielka opowieść o trudach prostego życia, małych szczęściach i ogromnej miłości do ziemi. To powieść, która w delikatny sposób zwraca uwagę na obecną sytuację gospodarczą tego kraju, bo jak się okazuje, nasza globalna wioska nie zna odległości ani granic. Cały tej bajzel zostaje w rodzinie.
Ostatnie słowo — OKŁADKA. Dwie kobiety mocno trzymające się za ręce, z uniesionymi do góry ?maczetami, to praca Gabrieli Mendes @boemastudio, dla której inspiracją było zdjęcie Harriet Tubman i Sojourner Truth, Afrykanek, które walczyły o prawa kobiet, a także zniesienie kary śmierci. Harriet była również najbardziej znaną „konduktorką” amerykańskiej kolei podziemnej, ale o niej już w dziele innego pisarza, Colsona Whiteheada. Symbolika tej pracy mówi sama za siebie.
Ostrze zmian musi być zawsze lśniące i gotowe do użycia...
IG @angelkubrick
Jeśli powiem, że to jest NAJWAŻNIEJSZA KSIĄŻKA, jaką powinniście przeczytać w tym roku, to mi nie uwierzycie, prawda? Niby jakim cudem historia o brazylijskich pracownikach rolnych, potomkach czarnoskórych niewolników z Afryki, przetransportowanych na portugalskie pola Brazylii gdzieś koło roku 1500, może dotyczyć bezpośrednio Was? Zdziwicie się jak bardzo. Co ważne, nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-12
Opowieść o nastoletnim chłopcu, który w obcym sobie mieście staje oko w oko z brutalną dorosłością, mimo ww mankamentów, ma wiele momentów, które można uznać za dobre, jednak z niewykorzystanym do końca potencjałem. W mieście, gdzie rodzic staje się kimś obcym a przypadkowo spotkany sprzedawca kimś, kto zapewnia dach nad głową, łatwo ulec podszeptom zła, którego źródło pulsuje w pustych trzewiach niewinnego dziecka. W ówczesnym Londynie niejednego. „Humbug” to obraz moralnego upadku jednostki, symfonia ubóstwa w każdej możliwej postaci, to też społeczne konsekwencje tego stanu, które znacząco wpływają na społeczeństwo i jego kondycję. Granice ludzkiej godności sięgają piekła. Czytałam tę książkę niemal dwa miesiące temu, a wciąż tli się we mnie ta historia. OCENA: 5,5 na 10
IG @angelkubrick
Opowieść o nastoletnim chłopcu, który w obcym sobie mieście staje oko w oko z brutalną dorosłością, mimo ww mankamentów, ma wiele momentów, które można uznać za dobre, jednak z niewykorzystanym do końca potencjałem. W mieście, gdzie rodzic staje się kimś obcym a przypadkowo spotkany sprzedawca kimś, kto zapewnia dach nad głową, łatwo ulec podszeptom zła, którego źródło...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02-17
Kiedyś (a może i dziś też, nie wiem, nie sprawdzałam :) bycie lekarzem na wsi to było coś. Ta niemal boska pozycja społeczna wzbudzała podziw i pożądanie. Z jednego i drugiego korzystał Michał Prokopiuk, a potem, tyle tylko, że w metropolii, jego syn - Ludwik. Oba przypadki rozkłada na części pierwsze Zyta Rudzka w swojej nowej książce "Tkanki miękkie". Na nieszczęście ludzkie, starość dopada każdego, z tym też mierzy się syn Michała. To opowieść o relacji rodzicielskiej, trudnej i smutnej w rzeczy samej, gdyż ciężko jest utożsamiać się z przedstawionymi tu postaciami, przecież każde życie przeżywa się inaczej. Rudzka zmieniła swoich bohaterów (w poprzedniej książce było o kobietach), nie zmieniła się jednak chęć wzbudzenia, koniec końców, litości względem nich, co może się uda u bardziej wrażliwych, mnie nade wszystko treść ubawiła, choć momentami miałam dość zdań typu "pałał się do tej rozmowy jak niedopałek". Jedno wiem na pewno. Przynajmniej jedna osoba dobrze się przy układaniu tych zdań bawiła ;) Z premedytacją polecam serdecznie :D
IG @angelkubrick
Kiedyś (a może i dziś też, nie wiem, nie sprawdzałam :) bycie lekarzem na wsi to było coś. Ta niemal boska pozycja społeczna wzbudzała podziw i pożądanie. Z jednego i drugiego korzystał Michał Prokopiuk, a potem, tyle tylko, że w metropolii, jego syn - Ludwik. Oba przypadki rozkłada na części pierwsze Zyta Rudzka w swojej nowej książce "Tkanki miękkie". Na nieszczęście...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-02
Na czytanie Joanny Chmielewskiej namawiano mnie już w liceum. Mama mojej koleżanki miała na półce chyba wszystkie tomy. Cokolwiek wydano, ona na bank już to czytała. To było jakieś ćwierć wieku temu i wtedy nie dałam się namówić, ale nie ma tego złego, wszystko ma swój czas...
Moją pierwszą książką Chmielewskiej był „Lesio”. Za pierwszym razem ewidentnie coś nie pykło, rzuciłam go w kąt. Widocznie to nie był moment na komedię omyłek. Za to wakacje w Łodzi okazały się przełomowe, bo przygody nieogarniętego architekta weszły mi jak nóż w masło. Czas wolny otwiera umysł na ironię w końskiej dawce, bo nie ma co ukrywać, pióro Ireny Becker Kuhn jest dość charakterystyczne, i nie każdy będzie nim zachwycony. Podobnie jak nie każdy zachwyci się najnowszą książką Katarzyny Drogi „Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej”.
Ta beletryzowana biografia spodoba się tym, którzy w ogóle nie znają autorki poczytnych, polskich kryminałów. Kimś takim jestem ja. Opowieść o życiu Joanny przyjęłam z całym dobrodziejstwem inwentarza i bawiłam się przy tym świetnie! Barwnie opisane czasy PRL-u przykuwają uwagę na dobre. Trudy macierzyństwa, pomoc kobiet w rodzinie, pierwsze, wielkie marzenia, które budzą się wraz z pierwszymi odbudowanymi budynkami zrujnowanej Warszawy, pierwsze meble w pierwszym mieszkaniu, pierwszy mąż... Pierwsze postanowienia dotrzymane do śmierci, w tym to o niepościelonym łóżku. Katarzyna Droga przedstawia w swojej powieści dwie Joanny. Tę prawdziwą, zarobioną po pachy szaloną hazardzistkę i tę, którą Joanna sobie wymyśliła i dała upust w swoich książkach. Która jest bliższa oryginałowi, wie tylko sama Chmielewska. Być może wiedzą to też zagorzali fani i dlatego im jakoś ta książka nie przypadła do gustu, rozumiem. Nie mniej takim świeżakom w temacie, jak ja, polecam!
IG @angelkubrick
Na czytanie Joanny Chmielewskiej namawiano mnie już w liceum. Mama mojej koleżanki miała na półce chyba wszystkie tomy. Cokolwiek wydano, ona na bank już to czytała. To było jakieś ćwierć wieku temu i wtedy nie dałam się namówić, ale nie ma tego złego, wszystko ma swój czas...
Moją pierwszą książką Chmielewskiej był „Lesio”. Za pierwszym razem ewidentnie coś nie pykło,...
2023-09-05
Chyba nikt w historii Huty Katowice nie spojrzał na nią tak ujmująco i przenikliwie jak Anna Cieplak, zachowując przy tym surową sprawiedliwość dziejową, bo tyle, ile marzeń rozpaliło to przedsięwzięcie, tyle w ofiarach odebrało, i mowa tu nie tylko o ludziach, który tracili zdrowie przy budowie, a potem pracy w konglomeracie, ale też o zawłaszczeniu terenu Puszczy Łosieńskiej, karczowanej drzewo po drzewu. To przejęcie przestrzeni w latach siedemdziesiątych nie przerażało jednak tak bardzo, bowiem ten cywilizacyjny przeskok był obietnicą polepszenia bytu tysięcy ludzi, którzy wyrwani z zaścianka marzyli o innym życiu, innym niż mieli ich rodzice, latami związani z kawałkiem ziemi, który karmił, wyciskał siódme poty, ale nie dawał nic poza tym.
„Ciało huty” to wyimek z historii tego miejsca, przedstawiony na tyle interesująco, że mógłby stanowić kanwę dla setek autentycznych życiorysów wchłoniętych przez gorące trzewia największego zakładu metalurgicznego Europy.
To bardzo kobieca opowieść, przez którą się płynie, raz po raz współdzieląc emocje, jakimi obdarowują czytelnika główne bohaterki, Ewa, Ula i Maja. Od młodzieńczych fascynacji spełeczno-ideowych, po traumy, o których nie chce się pamiętać. Ma „Ciało huty” jeszcze jedną heroinę, to doskonale spersonikowana Huta Matka, która żywi i ogrzewa każdego bez wyjątku, aż ma człowiek dość w pewnym momencie, a wtedy Wielka Mać wyciąga resztki witalności, wypluwając ludzki wrak.
Bardzo dobra powieść z okresu PRL-u, która nie powinna przejść bez echa. Polecam!
IG @angelkubrick
Chyba nikt w historii Huty Katowice nie spojrzał na nią tak ujmująco i przenikliwie jak Anna Cieplak, zachowując przy tym surową sprawiedliwość dziejową, bo tyle, ile marzeń rozpaliło to przedsięwzięcie, tyle w ofiarach odebrało, i mowa tu nie tylko o ludziach, który tracili zdrowie przy budowie, a potem pracy w konglomeracie, ale też o zawłaszczeniu terenu Puszczy...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-06
Ta książka może bulwersować, może się nie podobać, może wkurzać postawa bohaterów, ale jednego nie można jej odmówić. Autentyczności. Dobrakovová stworzyła imponującą symfonię traum i namiętności, która co bardziej wrażliwe istoty po prostu zmiażdży ciężarem gatunkowym. To jest wysokoprocentowa powieść obyczajowa odzierająca z ułudy instytucję małżeństwa, a nawet więcej. Odsłania też słabe punkty dziadków, którym nierzadko daleko do wizerunku ostoi ciepła i bezpieczeństwa. Można oczywiście żyć w bańce własnych wizji idealnego świata, co nie zmienia faktu, że ludzkość ma skłonność do destrukcji i namiętnie ją uprawia.
„Pod słońcem Turynu” przeniesie Cię do północno-zachodniej części Włoch, gdzie po kolejnej przeprowadzce, swoje nowe życie buduje Kristina, matka dwóch chłopców, żona wiecznie zapracowanego męża. Pierwszą i jedyną przyjaźń znajduje na trybunach szkolnego boiska. Na tych samych trybunach spotyka też swoje głęboko ukryte pragnienia, które wbrew żelaznej logice, skrycie realizuje. Zamrożona w stateczności małżeństwa ożywa w mroku ociekającym brutalnością. Zależność od pożądania momentami przeraża, ale nie dziwi, kiedy kawałek po kawałku ułoży się już w całość przeszłość Kristiny. Nikt nie ma wątpliwości, że traumy się dziedziczy, smuci jedynie fakt, że z pokolenia na pokolenie są one coraz głębiej osadzone w ludzkiej psychice.
W swojej powieści autorka nie pominęła również wątku włoskiego separatyzmu, który osadza się cieniem na relacjach międzyludzkich, intensyfikując elitaryzm Północy nad Południem. Bardzo dobra książka, Książkowe Klimaty nie zawodzą, jeśli chodzi o dobór tytułów. BrawO!
IG @angelkubrick
Ta książka może bulwersować, może się nie podobać, może wkurzać postawa bohaterów, ale jednego nie można jej odmówić. Autentyczności. Dobrakovová stworzyła imponującą symfonię traum i namiętności, która co bardziej wrażliwe istoty po prostu zmiażdży ciężarem gatunkowym. To jest wysokoprocentowa powieść obyczajowa odzierająca z ułudy instytucję małżeństwa, a nawet więcej....
więcej mniej Pokaż mimo to
Druga część „Zakrytych luster” toczy się około sześciu lat po upadku Powstania Listopadowego. W dworku w Przylipiu nie jest łatwo. Z jednej strony trzeba się strzec rosyjskiej straży, która chętną ręką łapie i wysyła na wygnanie za każdy patriotyczny przejaw względem ojczyzny, z drugiej strony pochyloną głowę podnoszą chłopi. Rozalia z Edwardem wciąż na posterunku. Dzieci młodego panicza potrzebują matki, tak więc dochodzą nam tu miłosne perypetie, nie tylko samego Edwarda. Zaskakujące wystąpią tu koligacje, dla których rozwiązania szybciej przewraca się kolejne strony powieści. Ogólnie w najnowszym tomie „Wino i wianki” czas przyspiesza. Dużo się też dzieje, oczywiście zakryte lustra są kluczowe, jeśli chodzi o zmiany, a te w drugim tomie są poważne. Zagmatwane losy bohaterów śledzi się z zapartym tchem, co jest najlepszą rekomendacją książki. Oba tomy polecam na wolny weekend, relaks gwarantowany.
IG @angelkubrick
Druga część „Zakrytych luster” toczy się około sześciu lat po upadku Powstania Listopadowego. W dworku w Przylipiu nie jest łatwo. Z jednej strony trzeba się strzec rosyjskiej straży, która chętną ręką łapie i wysyła na wygnanie za każdy patriotyczny przejaw względem ojczyzny, z drugiej strony pochyloną głowę podnoszą chłopi. Rozalia z Edwardem wciąż na posterunku. Dzieci...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-12
O matko i córko, jak te Niemce się na ten ruski tron pchały, olaboga! Choć tak naprawdę, Ci co zasiadali na tronie, niewiele mieli do powiedzenia, bo tutaj górę brały interesy rodów panujących i państw, dokładnie w tej kolejności. Jak wyglądała procedura przemienienia? Wystarczyło odrzucić luteranizm, przyjąć wiarę prawosławną i tak oto z Sophie Friederike Auguste von Anhalt-Zerbst robiła się Katarzyna II Aleksiejewna Wielka, z kolei jej mężna przemianowano na Piotra Fiodorowicza. Krócej i ładniej, nieprawdaż? Choć Piotr akurat nie cierpiał wszystkiego, co rosyjskie, co za pech!
Katarzyna II bez wątpienia była postacią wyjątkową, bo już samo to, że przez 34 lata rządziła Rosją, wiele mówi. My, jako naród, chyba jednak nie przepadamy za nią jakoś specjalnie. Wraz z Poniatowskim, na marginesie, jej kochankiem, zawarła traktat gwarancyjny, który czynił Rzeczpospolitą protektoratem rosyjskim. Potem bez zmrużenia okiem uczestniczyła w trzech rozbiorach Polski. To się nazywa mieć dobry układ polityczny, caryca wiedziała, kogo, gdzie i w jakim momencie historii usadzić na stanowisku, żeby jak najwięcej zyskać dla siebie i Rosji.
Jaka była prywatnie? Co czuła, jak wyglądało jej małżeństwo, ile była w stanie znieść w imię dobra państwa? O wszystkim, szczerze jak na spowiedzi, opowiada w fikcyjnym wywiadzie sama Katarzyna II, rozmawiając z nie kim innym, tylko samym Stasiem, bo to z nim właśnie, oprócz spraw łóżkowych, łączyły ją jeszcze inteligentne rozmowy. Ceniła je sobie. Wywiad oparty na faktach historycznych, dopełniony wstawkami uzupełniającymi treść. Duża ilość ilustracji zdecydowanie na plus. Swobodny język zachęci do lektury nawet tych, co biografii normalnie nie trawią. I jak to w końcu było z koniem? Hmmmm...
IG @angelkubrick
O matko i córko, jak te Niemce się na ten ruski tron pchały, olaboga! Choć tak naprawdę, Ci co zasiadali na tronie, niewiele mieli do powiedzenia, bo tutaj górę brały interesy rodów panujących i państw, dokładnie w tej kolejności. Jak wyglądała procedura przemienienia? Wystarczyło odrzucić luteranizm, przyjąć wiarę prawosławną i tak oto z Sophie Friederike Auguste von...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-29
Był zatwardziałym kawalerem, specjalistą od kupna i sprzedaży małych knajpek. Wędrował od miasteczka do miasteczka, robił swoją robotę i wydawać by się mogło, że takie życie jest dla niego idealne, tylko czasem czuł się trochę samotny. Sytuację zmienił pewien wyjazd. Do cudownego spotkania doszło na Tenerife, kiedy to na jego drodze stanęła Ona. Szwendali się razem, poznawali nawzajem, w każdy możliwy sposób, rozmawiali. Ten jeden raz poczuł, że mógłby zmienić swoje dotychczasowe życie dla Niej. Kiedy się rozstawali, Ona prosiła, żeby jej nie zapomniał...
Miesiąc czekał na list od Niej, a potem wyrzucił adres. Po roku postanowił pojechać do Danii, żeby Ją odnaleźć. Wyłonił się jednak jeden, mały problem. Nie miał adresu. Nie zapamiętał Jej imienia i nazwiska, co więcej, nie zapamiętał nawet Jej twarzy...
Czy mając tylko wymyśloną ksywkę i znając miejsce zamieszkania kobiety, zdoła odnaleźć swoje szczęście? W tym poszukiwaniu spotka wiele ciekawych osób, spokojnych, zwyczajnych mieszkańców Danii lat 70. Czasem trochę dziwnych, ale zazwyczaj pomocnych. Przeprowadzi wiele rozmów, przejrzy leksykony, książki z nazwiskami (choć wiele z nich będzie dokładnie takie samo, jak jego własne), wejdzie do kilku osobliwych miejsc. W trakcie poszukiwań przejrzy też swoją pamięć, powracając myślami do okresu dzieciństwa i młodości.
Teoretycznie jest to burleska, ale biorąc pod uwagę, w jak absurdalnych czasach teraz żyjemy, ta satyryczność utworu gdzieś się rozmywa, co nie zmienia faktu, że wciąż dobrze się to czyta.
Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich.
IG @angelkubrick
Był zatwardziałym kawalerem, specjalistą od kupna i sprzedaży małych knajpek. Wędrował od miasteczka do miasteczka, robił swoją robotę i wydawać by się mogło, że takie życie jest dla niego idealne, tylko czasem czuł się trochę samotny. Sytuację zmienił pewien wyjazd. Do cudownego spotkania doszło na Tenerife, kiedy to na jego drodze stanęła Ona. Szwendali się razem,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-14
Trwa wojenna zawierucha. Pośród niej toczy się życie, w tym również to konspiracyjne, które wymaga odrobiny szaleństwa i niewyobrażalnej ilości odwagi. Obie te cechy posiada młoda lekarka, Eliszka, uwikłana w gorący romans z żonatym wykładowcą. W szpitalu, gdzie pracuje, poznaje wyjątkowego pacjenta, o ile o kimś, kto wygląda jak Quasimodo, można powiedzieć, że jest wyjątkowy. Okazuje się jednak, że mężczyzna ma rzadki dar. Zwykłe opowieści z jego życia nabierają poetyckiego kolorytu, a miejsce, które opisuje, odbija się w sercu Eliszki niczym fotografia z camera obscura, wypieszczona czułym dotykiem światła. Przychodzi jednak moment, w którym zmienia się wszystko. Eliszka ucieka przed Niemcami. Jej życie trwale splata się z życiem Jozy. Oboje wracają do Żelar, ona już jako Hanulka, z czasem nazywana Hanulką Jozy.
Jakie będzie to nowe życie u boku w zasadzie nieznajomego mężczyzny? Jakie prawdy o sobie odkryje lekarka i co okaże się ułudą, a co uzna za najważniejsze? Przekonacie się, czytając nowelę tej czeskiej autorki, do czego gorąco Was zachęcam, ale tak naprawdę gorąco!
Kiedy myślę o Hanulce mam przed oczami Martinóna z „Wilczej skóry”, Lenniego z „Myszy i ludzie” a przede wszystkim jasno i wyraźnie widzę — Franciszkę Diabelec! „Akuszerki”! Zrozumiecie ten mix podczas lektury. Legátová tworzy u schyłku życia. Tu nie ma czasu na zbędę słowa, wszystko jest wysublimowane i dogłębnie poruszające. Absolutnie apetyczna, otulająca historia. Kocham ją <3
IG @angelkubrick
Trwa wojenna zawierucha. Pośród niej toczy się życie, w tym również to konspiracyjne, które wymaga odrobiny szaleństwa i niewyobrażalnej ilości odwagi. Obie te cechy posiada młoda lekarka, Eliszka, uwikłana w gorący romans z żonatym wykładowcą. W szpitalu, gdzie pracuje, poznaje wyjątkowego pacjenta, o ile o kimś, kto wygląda jak Quasimodo, można powiedzieć, że jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-14
Jeśli zechcecie poświęcić tej książce swój czas, to zaklinam, nie czytajcie WSTĘPU, który nigdy nie powinien znaleźć się na początku tego wydania, gdyż zdradza, a potem tłumaczy absolutnie WSZYSTKO. Wróćcie do niego zaraz po lekturze, by zmierzyć się choćby z faktem dotyczącym prawdziwego autora tego dzieła.
„Teleny” to historia miłości zakazanej (pierwsze londyńskie wydanie to rok 1839), zrodzonej pomiędzy młodym Francuzem, Camillem de Grieux a węgierskim pianistą René Telenym. Śmiałość i realizm, z jaką opisane są tu akty miłosne, niemal od razu skazała tę powieść na listę książek zakazanych. Kiedy czyta się ją teraz, bez cienia wątpliwości można powiedzieć, że współczesne hity o tematyce erotycznej koło „Teleny`ego”, nomen omen, nawet nie leżały.
Struktura tego dzieła opiera się na dialogach, już od pierwszego rozdziału, pierwszego zdania narrator zachęca De Grieux`a, by opowiedział mu swoją historię, a ten, bez grama skrępowania, zaczyna snuć naszpikowaną emocjami i czystą biologią opowieść o potędze zauroczenia, jakie dane mu było doświadczyć. Co ciekawe, większość scen jest nakreślona tak, by nie wywoływać w odbiorcy fali nadmiernego podniecenia, zupełnie inaczej niż ma to miejsce w erotykach pisanych współcześnie.
Bezprecedensowy charakter tej pozycji bezsprzecznie zasługuje na uwagę, choć nie jest to zupa pomidorowa i nie będzie smakować wszystkim. Momentami może nawet nużyć i nudzić (to tak mniej więcej pośrodku), za to początek i koniec prima sort!
IG @angelkubrick
Jeśli zechcecie poświęcić tej książce swój czas, to zaklinam, nie czytajcie WSTĘPU, który nigdy nie powinien znaleźć się na początku tego wydania, gdyż zdradza, a potem tłumaczy absolutnie WSZYSTKO. Wróćcie do niego zaraz po lekturze, by zmierzyć się choćby z faktem dotyczącym prawdziwego autora tego dzieła.
„Teleny” to historia miłości zakazanej (pierwsze londyńskie...
2022-10-13
Każdy ma swoją historię, kusi wydawca... no banał, prawda? Co więcej, „Powierniczka opowieści” to obyczajówka, a ja raczej takich nie czytam. Jeszcze ta okładka, kompletnie nie w moim klimacie. Po co ja po to sięgam? pytam siebie i zaczynam czytać. Jedna, druga, trzecia kartka i nie pyka. Co mnie obchodzą wywody sprzątaczki? Czytam dalej, pochłaniam kolejne kartki, pojawiają się kolejne postacie, co więcej, historie zaczynają się ze sobą wiązać, i tak sama nie wiem kiedy, pół książki było za mną. Potem czytałam w każdej wolnej chwili, otulona tą powieścią jak kołdrą, której w tych dniach bardzo potrzebowałam. Może obyczajówki tak mają, że potrafią zająć głowę, w której normalnie przelewa się od problemów? Hmm...
„Powierniczka opowieści” to przede wszystkim opowieść o kobietach, gdzie każda mniej lub bardziej siłuje się z życiem, nie zawsze wychodząc z codziennych walk zwycięsko. Jedna stara się utrzymać dom i męża, który zmienia pracę jak rękawiczki. Druga jest u schyłku życia i udaje niedostępną, choć w głębi serca potrzebuje ciepła, zrozumienia i bliskości. I czasem dobrego wina :) Trzecia straciła męża i niesie ciężar samotnego rodzicielstwa. Gdzieś w tle jest jeszcze opowieść o pani, która zawróciła w głowie niejednemu bogaczowi.
Dużo tu zwykłego życia, dużo wewnętrznych rozterek i dużo emocji, ale chyba takie są obyczajówki, i chyba zacznę czytać tego więcej, bo koniec końców polubiłam się z Janice i każdą powierzoną jej historią. Szukacie czegoś lekkiego na wieczór? Oto doskonały wybór.
IG @angelkubrick
Każdy ma swoją historię, kusi wydawca... no banał, prawda? Co więcej, „Powierniczka opowieści” to obyczajówka, a ja raczej takich nie czytam. Jeszcze ta okładka, kompletnie nie w moim klimacie. Po co ja po to sięgam? pytam siebie i zaczynam czytać. Jedna, druga, trzecia kartka i nie pyka. Co mnie obchodzą wywody sprzątaczki? Czytam dalej, pochłaniam kolejne kartki,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-06-16
Godna podziwu jest postawa Tarnowskich Gór, które w promocję swojego regionu wkładają kawał serca, przy okazji żywym płomieniem ogrzewając serca czytelników, raz po raz oferując im zacny tomik opowiadań. Tym razem tematyka oscylowała wokół miłości, z którą ja mam trochę na bakier, nie tylko w literaturze. W całym tym zbiorze podobały mi się aż dwie historie, może dlatego, że miłość szła tam ramię w ramię ze śmiercią. Wśród nich jest praca Agnieszki Włoki, która wychodzi poza idylliczny schemat kojarzący się z literaturą pisaną dla kobiet, a w takim nurcie jest między innymi „Psiego najlepszego!”, opowiadanie tak przewidywalne, że aż oczy bolą. Mnie, bo rozumiem, że innym może się podobać i zupełnie tego nie neguję.
Samo wydanie książki jak zawsze na wysokim poziomie, wewnątrz nie tylko piękne grafiki, ale też stare zdjęcia klimatycznych zakątków Tarnowskich Gór.
IG @angelkubrick
Godna podziwu jest postawa Tarnowskich Gór, które w promocję swojego regionu wkładają kawał serca, przy okazji żywym płomieniem ogrzewając serca czytelników, raz po raz oferując im zacny tomik opowiadań. Tym razem tematyka oscylowała wokół miłości, z którą ja mam trochę na bakier, nie tylko w literaturze. W całym tym zbiorze podobały mi się aż dwie historie, może dlatego,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-02-12
Aby w pełni wejść w świat, jaki serwuje czytelnikom autorka "Akuszerek" zachęcam do obejrzenia choćby kilku filmów chłopaka, który tworzy kanał BEZ GRANIC (YT), ze szczególnym uwzględnieniem typowych wiejskich domków, z dwoma, góra trzema izbami. Poznacie dokładnie atmosferę, która towarzyszyła bohaterom tej powieści, a takie słowa jak "ślubanek" nie będą miały przed Wami tajemnic. Osobiście oglądam je od dawna i ubolewam nad przemijaniem wszystkiego, jednak "Akuszerki" pozwoliły mi ożywić w głowie każdy kąt tych zapomnianych chat, bo każda z nich mogłaby być miejscem akcji, w którym toczy się życie poszczególnych postaci z tej niesamowitej książki. Ogołocone ściany otulone pajęczym płótnem nagle wypełniły się życiem, gorącym, tętniącym życiem pełnym prostych prawd i wzruszeń, które gorącymi łzami przesłaniają spojrzenie.
Drugą polecajką jest film na kanale @osrodekkarta na YT. "Baron Jan Albin Götz Okocimski" to ciekawie zrealizowany dokument ukazujący postać niemieckiego przedsiębiorcy, Jana Albina bar. Götz-Okocimskiego, który osiadłszy w Okocimiu, wniósł na ziemie galicyjskie nie tylko receptury najlepszych wirtemberskich piw, ale też kaganek oświaty, a gdy trzeba było, także altruistyczną pomoc mieszkańcom Brzeska, kiedy słynny pożar zniszczył 2/3 budynków tego miasteczka. Pomocne są też wyklejki książki, które dość dobrze obrazują zarówno samo Brzesko, jak i wieś, w którym mieszka główna bohaterka. Tyle tytułem wstępu, czas na samą historię.
Mamy rok 1885. Sroga zima mrozi ludzkie oddechy i wnika do kości. Osiemnastoletnia Franciszka pod okiem starej akuszerki, notabene, własnej matki, rodzi swoje pierwsze dziecko. Tuż obok stary Diablec, jej mąż, mrukliwy wielce i naburmuszony, uczestniczy w cudzie, którego nikt nie chciał.
I tutaj muszę zakończyć, gdyż zdradzenie, co było dalej, odbierze przyjemność z czytania i samodzielnego łączenia "kropek". "Akuszerki" są jak Patrick Swayze i Demi Moore w słynnej scenie z filmu "Uwierz w ducha". Ten tekst trzeba po prostu przerobić własnymi rękami (oczami też). Czytając, odnajdujemy własne emocje, które przy pomocy opiekuńczych dłoni Sabiny Jakubowskiej, łączą się z wizją autorki, tworząc dzieło doskonałe, pełne zmysłowości i prawdy. Tu nie ma postaci, które pojawiają się przypadkowo. Wszystko jest po coś i na coś, dlatego nie warto biec przez kolejne rozdziały po łepkach, na czas. Powolne budowanie powiązań pomiędzy bohaterami jest trochę jak lepienie w glinie, tylko od naszej cierpliwości zależy, jaki efekt uzyskamy na końcu.
Ogromną zaletą tej powieści jest prawda, i nie mam tu na myśli tylko historii prababki autorki, akuszerki, Anny Czarneckiej, choć to ona była kanwą do odmalowania obyczajów dawnej wsi, koegzystencji narodów i kultur, zmian, jakie zachodziły w dziedzinie położnictwa, a także samej historii, z przemarszami wojsk, zamachami na przywódców, ludowym poruszeniem i oficjalnym zrzeszeniem, z dwoma Wojnami Światowymi i plagami chorób, w tym tyfusem, który zebrał więcej ofiar, niż obie wojny. Do tego obraz galopującej inflacji, która z dnia na dzień niszczyła majątki, a rolnikom odbierała godność. W całym tym tyglu pojawia się nawet wątek LGBT, który w jakubowskiej układance jest tak naturalny i na miejscu, że mam obawy, czy książka nie zostanie zakazana za deprawowanie obywateli (tak jak wymieniony tu już Ośrodek Karta), OL nie śpi.
Przede wszystkim jest to jednak historia o kobietach. O ich sile, możliwościach i wspólnocie, jaką mogą mieć, trwając razem i wspierając się nawzajem. Aktualne badania pokazują, że 6 na 10 kobiet (do 24 roku życia) cieszy się z porażek innych kobiet. Te same badania pokazują, że kobiety na wsi wspierają się chętniej, niż te skupione w większych miastach. Dawniej było inaczej i to właśnie pokazuje nam autorka. Jest taka wspaniała scena, kiedy przy jednym z porodów zebrała się spora grupa starych ciotek, które gderały ze sobą nieustająco, kiedy jednak nadszedł moment strategiczny, potrafiły się zebrać i być jednym ciałem, ciałem, które pomaga przyjść na świat nowemu życiu. Nie da się nie zauważyć zmian społecznych, które nastąpiły na przełomie wieków. Zmieniają się kolejne pokolenia kobiet, które coraz później wychodzą za mąż, najpierw wybierając wykształcenie. Kobiety uzyskują prawa wyborcze i w końcu mają odwagę sprzeciwiać się konwenansom. Cała ta herstoria przepięknie wplata się w losy głównych bohaterów "Akuszerek".
Nie sposób pominąć informacji o getcie brzeskim i całkowitym wręcz wyjałowieniu tych ziem z licznej grupy etnicznej, jaką stanowili Żydzi. Tak opisanego wątku nie powstydziłaby się rasowa literatura obozowa, brawa dla Sabiny Jakubowskiej. A skoro już jesteśmy przy śmierci, pani Łaskawości, jakże inny od dzisiejszego jest jej obraz...
"Akuszerki" nie powinny przejść bez echa. To arcyciekawa, zajmującą, poruszająca i pod każdym względem dopracowana lektura. Obcowanie z nią to ogromna przyjemność. 10/10.
IG @angelkubrick
Aby w pełni wejść w świat, jaki serwuje czytelnikom autorka "Akuszerek" zachęcam do obejrzenia choćby kilku filmów chłopaka, który tworzy kanał BEZ GRANIC (YT), ze szczególnym uwzględnieniem typowych wiejskich domków, z dwoma, góra trzema izbami. Poznacie dokładnie atmosferę, która towarzyszyła bohaterom tej powieści, a takie słowa jak "ślubanek" nie będą miały przed Wami...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-15
Czy mamy tu fanów kuchni polskiej? Jeśli tak, to gorąco zachęcam do zapoznania się z nową książką Manueli Gretkowskiej, która podjęła się sportretowania mistrzynię gotowania, Lucynę Ćwierczakiewiczową, bez której kuchnia polska nie byłaby tym, czym jest dzisiaj. Według niej najważniejsze przymioty każdej gospodyni to higiena, oszczędność i praca, podkreślała to na każdym kroku. Złośliwi nazywali ją sknerą, bo wykłócała się o każdy grosz. Odstawała od swojej epoki. Była niezależna, miała swoje zdanie i nie bała się wygłaszać go nawet pod dachem kościoła. Za sprzedaż nakładu swoich książki mogła kupić trzy posiadłości ziemskie. Miała odwagę inwestować tam, gdzie nikt inny nie widział biznesu, tym samym pomagała kobietom stawać na nogi, bez oglądania się na łaskę i niełaskę mężczyzn. Jako kobieta miała też swoje ukryte pragnienia, ale nienachalna uroda i nadwaga trochę podcinały jej skrzydła namiętności, wynagradzała to sobie językiem, który trafnymi ripostami zwalał z nóg niejednego mieszczucha. Była najlepszą influencerką, jaką Warszawa widziała a mimo to umarła w zupełnej samotności.
"Mistrzyni" to historia wielu kobiet z różnych warstw społecznych, których losy determinowane są miejscem urodzenia, które skazane są na role posłusznych żon, matek i kochanek, z których zdaniem mężczyźni się nie liczą, bo tak było, jest i będzie. "Nigdy kobiety siłą niezależną w Polsce nie będą, póki od katolicyzmu i mężów na zdrowy dystans nie odejdą". To kobietom od zawsze wolno mniej, i to kobiety za decyzje inne niż przystoi, oceniane są surowiej. Tymczasem "Polska jest kobietą. Trupów patriotycznych albo w trupa zalanych dość".
Popieram i polecam!
IG @angelkubrick
Czy mamy tu fanów kuchni polskiej? Jeśli tak, to gorąco zachęcam do zapoznania się z nową książką Manueli Gretkowskiej, która podjęła się sportretowania mistrzynię gotowania, Lucynę Ćwierczakiewiczową, bez której kuchnia polska nie byłaby tym, czym jest dzisiaj. Według niej najważniejsze przymioty każdej gospodyni to higiena, oszczędność i praca, podkreślała to na każdym...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-27
"Na południe od Brazos" długo stało samotnie na półce, jednak cierpliwość popłaca, bo oto jest, drugi tom (który na marginesie, kończy tetralogię o Dzikim Zachodzie McMurtry`ego). Ta historia mogłaby nie powstać, gdyby nie fakt, że Brazos odniósł sukces większy, niż autor się spodziewał. Jego naturalistyczna, odarta z mitu, opowieść o kowbojach zdobywcach, skradła serca pań i panów. Rewelacyjnie nakreślone postacie postawą i humorem wryły się w pamięć, szczególnie Gus McRae, który stanowił idealne uzupełnienie nieco sztywnego kapitana Woodrowa Calla. Patrząc na przepiękne polskie wydanie "Ulic Laredo" nasuwa się pytanie, czy ten klimat da się odtworzyć?
Odpowiedź krótka jak strzała, nie, nie tylko dlatego, że w kontynuacji zabrakło Gusa. Akcja powieści toczy się kilkanaście lat po jego śmierci. Część poprzedniej ekipy albo umarła, albo żyje w zupełnie innym miejscu, a czytelnik ponownie zaczyna amerykańską przygodę w stanie Teksas. Kapitan Call nie jest już strażnikiem, ale łowcą nagród i ugania się za bandytami na zlecenie. W tym zadaniu pomaga mu księgowy, wysłany do Teksasu przymusowo przez swojego pracodawcę. Obaj muszą wytropić młodego, niezwykle okrutnego, meksykańskiego przestępcę. Joey Garza robi to, co wcześniej robili amerykanie, zabija dla samej przyjemności pozbawiania życia. W "Ulicach Laredo" całkiem sporą rolę odegra też Lorena, była kochanka Gusa, która wyszła za mąż za P.E. zwanego teraz Ślepkim oraz Maria, matka Joeya Garzy. Po raz kolejny McMurtry udowadnia, że świat, nie tylko Dziki Zachód, kobietami stoi, że to kobiety potrafią wiele znieść (nieustanna "walka" między Loreną a Callem o P.E) i wiele wybaczyć (ciche pojednanie Marii z rannym Callem), i że to czasem właśnie one płacą najwyższą cenę w męskich potyczkach (zadreptana końskimi kopytami ostatnia mieszkanka Miasta Wron).
"Ulice Laredo" spływają krwią. Wyraźnie daje się też odczuć nastrój pisarza, który wtłacza w kartki swój smutek. Temat przemijania co raz dopada czytelnika przy wątkach z kapitanem Woodrow, który nie może już nie zauważać spowolnienia, artretyzmu i ogólnego zmęczenia życiem. Przemijanie i zmiany to nuty przewodnie tej historii. Między nimi są też dźwięczne nuty pomocy i przebaczania, by człowieczeństwo nie uwierało duszy. Autor zafundował czytelnikom autentyczną, momentami brutalną, ale też pouczającą opowieść drogi, która nie ma klimatu Brazos, ale jest równie monumentalna i wyjątkowa. Gorąco zachęcam do lektury!
Ps. Pomysł ze zmianą okładki był najlepszym pomysłem roku 2021 <3 Spójność i klimat level max <3
IG @angelkubrick
"Na południe od Brazos" długo stało samotnie na półce, jednak cierpliwość popłaca, bo oto jest, drugi tom (który na marginesie, kończy tetralogię o Dzikim Zachodzie McMurtry`ego). Ta historia mogłaby nie powstać, gdyby nie fakt, że Brazos odniósł sukces większy, niż autor się spodziewał. Jego naturalistyczna, odarta z mitu, opowieść o kowbojach zdobywcach, skradła serca pań...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-08-11
IG @angelkubrick
Moje postrzeganie drzew znacząco odmienił Peter Wohlleben, którego książka w Polsce ukazała się w roku 2016. W tym samym roku ukazał się też film, w którym przedstawiono wyniki badań Suzane Simard, profesorki ekologii lasu, w którym potwierdzono obserwacje Wohllebena na temat komunikacji między drzewami. Leśnik z 30-letnim doświadczeniem i naukowczyni z wieloma dyplomami są absolutnie zgodni, że drzewa to wysoce społeczne jednostki, które widzą, czują, mówią, a nawet przemieszczają się, choć robią to bardzo wolno.
Mimo badań i dowodów dla większości ludzi pozostają jedynie produktem na opał lub czymś, co czyha przy drodze na ludzkie życie, co przesłania widok lub niespodziewanie zwala się na dach. Jeszcze te liście! Wszystko pięknie, ładnie, póki nie trzeba ich jesienią grabić.
Choć książka o drzewach stała się bestsellerem, wciąż pozostawała na półce z literaturą faktu lub popularnonaukową, po którą sięga mniejszy odsetek czytelników niż w przypadku sympatyków literatury obyczajowej czy kryminałów.
W roku 2018 pojawia się "The Overstory", powieść, która w sposób mistrzowski łączy w sobie fakty naukowe oscylujące wokół dendrologii i bezdyskusyjnego wpływu człowieka na nieodwracalne zmiany w przyrodzie, z powieścią obyczajową z wątkiem kryminalnym.
Ekologiczny manifest, który ma szansę dotrzeć do większego grona odbiorców, który w obliczu ostatniego raportu IPCC powinien w końcu poruszyć serca i otworzyć oczy tym wszystkim, którzy uparcie starają się NIE WIDZIEĆ tych wszystkich sygnałów, które wysyła nam ledwie zipiąca Matka Natura. Nawet jeżeli gdzieś w środku ludzkiej duszy tli się ognik zmian, niknie zagłuszony wiatrem niewiary w sprawczość. Dorodne nasiona własnej niemocy unoszą się w rzece wymówek, wprost do morza bezpardonowych usprawiedliwień. Prawda jest taka, że jeżeli NIC NIE ZMIENIMY, my jako gatunek najbardziej szkodzący Naturze, to NIC SIĘ NIE ZMIENI.
O eksploatacji zasobów naturalnych, o ludzkich życiach splatających się ze sobą w obronie idei, o świecie drzew, w którym to MY jesteśmy gośćmi, opowiada Richard Powers. Fascynująco, zajmująco, emocjonalnie. W tej książce jest wszytko, co musisz wiedzieć, żeby dalej egzystować na tej planecie. Najgorsza jest OBOJĘTNOŚĆ i KRÓTKOWZROCZNOŚĆ. ZRÓB COŚ!
IG @angelkubrick
Moje postrzeganie drzew znacząco odmienił Peter Wohlleben, którego książka w Polsce ukazała się w roku 2016. W tym samym roku ukazał się też film, w którym przedstawiono wyniki badań Suzane Simard, profesorki ekologii lasu, w którym potwierdzono obserwacje Wohllebena na temat komunikacji między drzewami. Leśnik z 30-letnim doświadczeniem i naukowczyni z...
2021-06-28
IG @angelkubrick
Powinnam sobie i Wam zaserwować teraz książkę o łatwo przyswajalnej tematyce, ale niestety, nie udało się. "Śmierć w cichym zakątku życia" klasyfikowana jest jako kryminał, jednak zapewniam, że to coś znacznie bardziej rozbudowanego i wciągającego, o ile interesujący jest dla Was okres przemian, tudzież "pokojowych rewolucji". Nie bez znaczenia jest również wątek ochrony środowiska i zrównoważonej gospodarki rolnej. Ten aktualnie jest tak bardzo na czasie, że bardziej się nie da.
Krótko o fabule. W Rumunii ginie młoda Niemka. Komisarz Ioan Cozma poniekąd zostaje zmuszony do poprowadzenia sprawy (nie bez powodu, to też będzie musiał zresztą zbadać). Trop wydaje się oczywisty. Niedoszły kochanek, który nagle znika, jest jak mięso armatnie rzucone prosto w twarz. Jednak doświadczenie, jakie latami zdobywał Cozma, nie pozwala mu tak łatwo ulec złudnym prawdom. Tyle, jeśli chodzi o kryminał, gdyż autor zdecydowanie więcej czasu poświęca na wątki poboczne, które znakomicie odmalowują tło społeczne okresu przemian, i to zarówno w Niemczech jak i Rumunii, niż na samo szukanie sprawcy. Dla mnie osobiście to duży plus, nie będę ukrywać, walka ludzi z systemem ciekawi mnie bardziej, niż morderca.
"Śmierć w cichym zakątku życia" jest więc opowieścią o ziemi. Ziemia to matka, o ziemię się dba, walczy i umiera. Z powodu ziemi również się zabija. Autor porusza tu temat gospodarstw wielkopowierzchniowych, gdzie monokultury zabijają bioróżnorodność. Mało kto zdaje sobie sprawę, że w naturze nawet miedza (to ta piędź ziemi miedzy jednym polem a drugim) ma ogromne znaczenie dla środowiska naturalnego. Małe gospodarstwa giną a to one są gwarantem równowagi. Do tego dochodzi jeszcze walka o pieniądze. Unia dotuje tych większych, stąd ciśnienie na wykup ziemi, a nie każdy chce ziemię sprzedać. Tu pojawia się POLE do popisu dla autorów powieści kryminalnych :) Książkę gorąco polecam tym, którym znudził się banalny, wulgarny kryminał.
IG @angelkubrick
Powinnam sobie i Wam zaserwować teraz książkę o łatwo przyswajalnej tematyce, ale niestety, nie udało się. "Śmierć w cichym zakątku życia" klasyfikowana jest jako kryminał, jednak zapewniam, że to coś znacznie bardziej rozbudowanego i wciągającego, o ile interesujący jest dla Was okres przemian, tudzież "pokojowych rewolucji". Nie bez znaczenia jest...
Możesz zmienić kraj, możesz wykonywać inny zawód, możesz nadać sobie nowe imię i nazwisko, ale zło, które wygenerowałeś, zatoczy koło i uderzy w Ciebie ze zdwojoną mocną. Niespodziewanie, nawet po dwudziestu latach. Mroczny thriller obyczajowy Bereniki Lenard i Piotra Mikołajczaka przenosi nas do malowniczej Islandii, która jak wszystkie magiczne miejsca, ma swoje drugie, brudne i brutalne oblicze.
Przekonał się o tym Baldur Ingvar Pétursson, którego przeszłość dopadła właśnie tam, w miejscu, gdzie lata temu jego życie miało zmienić się na lepsze, tymczasem przychodzi mu zapłacić za polskie grzechy i wydaje się, że nie ma od tego ucieczki. Wracają wspomnienia z domu rodzinnego gdzieś w Beskidzie Niskim, niedaleko słowackiej granicy, która nie pozostaje tu bez znaczenia. Autorzy, oprócz wątku kryminalnego (śmierć dziecka i zaginięcie przyjaciela) dość mocno rozwinęli wątek obyczajowy, który bardzo realnie oddaje zmagania współczesnych par, a także dzieci, których rodzice zdecydowali się na oddzielne życie. Bardzo dobra scena rozmowy ojca z córką na temat mediów społecznościowych, brawo! Oby więcej takich rodzicielskich rozmów przeprowadzanych było w realu, choćby dla niej warto odsłuchać „Baldura”. Jedyne zastrzeżenie, jakie mam, to lektor. Piotr Głowacki jest świetny, co można usłyszeć w „Zasłyszanym morderstwie”, na marginesie, tam też jest genialna relacja ojciec-córka, natomiast w „Baldurze” momentami czyta bez aktorskiego zacięcia, takie jest moje odczucie, a słuchałam tego audio dwa razy.
Tytuł dostępny jest w trzech formatach: audiobook, e-book oraz książka papierowa.
Współpraca reklamowa z @empikgo
IG @angelkubrick
Możesz zmienić kraj, możesz wykonywać inny zawód, możesz nadać sobie nowe imię i nazwisko, ale zło, które wygenerowałeś, zatoczy koło i uderzy w Ciebie ze zdwojoną mocną. Niespodziewanie, nawet po dwudziestu latach. Mroczny thriller obyczajowy Bereniki Lenard i Piotra Mikołajczaka przenosi nas do malowniczej Islandii, która jak wszystkie magiczne miejsca, ma swoje drugie,...
więcej Pokaż mimo to