Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Książka nie jest powieścią, tylko fabularyzowanym reportażem, co może się nie podobać (i chyba się nie podoba, sądząc po opiniach tu) osobom oczekującym powieści. Jako reportaż sprawdza się świetnie. Sięgnęłam po nią, żeby poznać sprawę Miligana i poznałam ją w najdrobniejszych szczegółach. Dla mnie dużym plusem jest to, że autor uwzględnił wszystkie rozprawy sądowe i prawne perypetie, bo tego również chciałam się dowiedzieć. Co więcej, ten aspekt opowieści dobrze pokazuje prawdziwe motywacje polityków i jest dość gorzką porcją prawdy o świecie.
Momentami miałam wrażenie, że polskie tłumaczenie kuleje.

Ciekawostka: Billy Milligan i autor książki Daniel Keyes zmarli w tym samym, 2014, roku.

Książka nie jest powieścią, tylko fabularyzowanym reportażem, co może się nie podobać (i chyba się nie podoba, sądząc po opiniach tu) osobom oczekującym powieści. Jako reportaż sprawdza się świetnie. Sięgnęłam po nią, żeby poznać sprawę Miligana i poznałam ją w najdrobniejszych szczegółach. Dla mnie dużym plusem jest to, że autor uwzględnił wszystkie rozprawy sądowe i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Utopia nad Wisłą. Historia Peerelu Antoni Dudek, Zdzisław Zblewski
Ocena 7,3
Utopia nad Wis... Antoni Dudek, Zdzis...

Na półkach:

"Utopia nad Wisłą" jest jednym z lepszych, jeśli nie najlepszym "podręcznikiem" do PRLu. Jej najmocniejsze strony to obszerne omówienie wszystkich rządów, wzmiankowanie i opisywanie wydarzeń "epizodycznych", które do dziś żyją w naszej pamięci, często wyrwane z kontekstu (np. samospalenie Ryszarda Siwca) oraz mnogość ilustracji, często mało znanych. Nie bardzo przemawia do mnie "prasowa" koncepcja, w jakiej zrealizowano grafikę, ale być może to rzecz gustu.

"Utopia nad Wisłą" jest jednym z lepszych, jeśli nie najlepszym "podręcznikiem" do PRLu. Jej najmocniejsze strony to obszerne omówienie wszystkich rządów, wzmiankowanie i opisywanie wydarzeń "epizodycznych", które do dziś żyją w naszej pamięci, często wyrwane z kontekstu (np. samospalenie Ryszarda Siwca) oraz mnogość ilustracji, często mało znanych. Nie bardzo przemawia do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak zwykle mam problem z marketingiem. Urywki na okładce zachęcają do kupna pozycji, zapowiadając śmieszną lekturę (czyli coś, czym książka de facto nie jest). Tymczasem miniatury poruszają bardzo ważne sprawy. Owszem, są w nich elementy humorystyczne, ale same teksty są bardzo głębokie. Bardzo mi się podobały.

Jak zwykle mam problem z marketingiem. Urywki na okładce zachęcają do kupna pozycji, zapowiadając śmieszną lekturę (czyli coś, czym książka de facto nie jest). Tymczasem miniatury poruszają bardzo ważne sprawy. Owszem, są w nich elementy humorystyczne, ale same teksty są bardzo głębokie. Bardzo mi się podobały.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdy tylko dowiedziałam się, że "Błękitny zamek" to jedna z dwóch powieści w dorobku L.M.Montgomery przeznaczona dla dorosłych czytelników, natychmiast zapragnęłam ją przeczytać. Przechodząc przez pierwsze rozdziały, byłam absolutnie oczarowana ich treścią. Nie chciało mi się wierzyć, że wyszło to spod pióra Montgomery: beznadzieja świata, w którym żyje główna bohaterka, antypatia członków rodziny, wreszcie dramat i cynizm, który budzi się w Valancy - to jet świetne! I takie nie w stylu Montgomery...
Niestety druga połowa powieści nabrała słodkości charakterystycznej dla twórczości autorki. Nie zrozumcie mnie źle, historia Valancy w odczuciu czytelnika powinna kończyć się happy endem, ale jest tu tyle szczęśliwych zwrotów akcji i wynagradzania krzywd, że ma się wrażenie przykrycia bardzo smacznej opowieści grubą warstwą słodkiego, różowego lukru. Nie chcąc spoilerować, powiem tylko, że zwłaszcza wątek Johna Fostera uważam za idiotyczny i zupełnie zbędny.

Każda kobieta, która w życiu długo czekała na pierwszą miłość, odnajdzie dużą przyjemność w śledzeniu przygód Valancy. Choć historia bazuje na bardzo popularnym motywie wzięcia swojego losu we własne ręce, to jest zgrabnie napisanym romansem w dobrym guście, w niczym nieprzypominającym harlequinów.

Gdy tylko dowiedziałam się, że "Błękitny zamek" to jedna z dwóch powieści w dorobku L.M.Montgomery przeznaczona dla dorosłych czytelników, natychmiast zapragnęłam ją przeczytać. Przechodząc przez pierwsze rozdziały, byłam absolutnie oczarowana ich treścią. Nie chciało mi się wierzyć, że wyszło to spod pióra Montgomery: beznadzieja świata, w którym żyje główna bohaterka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najlepsza książka biograficzna poświęcona św. Ricie, jaką czytałam (a czytałam wiele). Świetne opracowanie: jest zgrabnie nakreślone tło historyczne, autor formuje tezy dotyczące poszczególnych wydarzeń, poddaje w wątpliwość niektóre legendy. Wszystko przejrzyste i treściwe. Chcę mieć tę książkę we własnej biblioteczce.

Najlepsza książka biograficzna poświęcona św. Ricie, jaką czytałam (a czytałam wiele). Świetne opracowanie: jest zgrabnie nakreślone tło historyczne, autor formuje tezy dotyczące poszczególnych wydarzeń, poddaje w wątpliwość niektóre legendy. Wszystko przejrzyste i treściwe. Chcę mieć tę książkę we własnej biblioteczce.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Lucy Maud Montgomery wyśmiewa w tej powieści kilkukrotnie stereotyp wielkiej miłości od pierwszego wejrzenia, który dotychczas sama z powodzeniem stosowała. Drwi z niego w przypadku aż 3 par: Gai i Noela, Donny i Piotra oraz Joscelyn i Franka, czym bardzo pozytywnie mnie zaskakuje, bo trzeźwe podejście do meandrów międzyludzkich relacji raczej nie jest mocną stroną jej twórczości. Oczywiście, jak to ona, wszystkim trzem wątkom dopisuje happy end, lecz mimo to czytelnik lubujący się w zakończeniach słodko-gorzkich nie ma poczucia absmaku.
Należy również podkreślić, że powieść jest bardzo umiejętnie napisana. Mamy masę pomniejszych historii skomponowanych w jedno nie tylko dzięki koligacjom rodzinnym bohaterów, ale i pamiątkowemu dzbanowi. Właśnie dzban staje się generatorem poszczególnych wydarzeń.
Poza tym czytelnik otrzymuje to, co dla twórczości tej autorki charakterystyczne: gamę barwnych postaci i romantyczną pochwałę przyrody.
Z prawdziwą przyjemnością się do tej książki wraca.

Lucy Maud Montgomery wyśmiewa w tej powieści kilkukrotnie stereotyp wielkiej miłości od pierwszego wejrzenia, który dotychczas sama z powodzeniem stosowała. Drwi z niego w przypadku aż 3 par: Gai i Noela, Donny i Piotra oraz Joscelyn i Franka, czym bardzo pozytywnie mnie zaskakuje, bo trzeźwe podejście do meandrów międzyludzkich relacji raczej nie jest mocną stroną jej...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Taniec brzucha /Eliksir życia z krajów orientu Pina Coluccia, Anette Paffrath, Jean Putz
Ocena 6,7
Taniec brzucha... Pina Coluccia, Anet...

Na półkach: ,

Książeczka zdecydowanie dla osób dopiero poznających taniec brzucha albo zafascynowanych orientem. Osoby już tańczące będą szybko znudzone.
Najciekawszy jest rozdział pierwszy opowiadający genezę tańca brzucha, pozostałe to już takie typowe "wszystkiego po trochu", co sprawia, że zamiast interesującej pozycji na temat tańca brzucha, czytamy kolorowy kobiecy magazyn poświęcony szeroko pojętemu orientowi. Bo w pewnym momencie mamy i o kuchni, o zapachach, o hinduizmie (gdzie tu związek z tańcem brzucha?) itd.
Podsumowując:
Na plus: rozdział pierwszy, ładne ilustracje
Na minus: odbieganie treścią od tytułowego zagadnienia, słaba redakcja

Książeczka zdecydowanie dla osób dopiero poznających taniec brzucha albo zafascynowanych orientem. Osoby już tańczące będą szybko znudzone.
Najciekawszy jest rozdział pierwszy opowiadający genezę tańca brzucha, pozostałe to już takie typowe "wszystkiego po trochu", co sprawia, że zamiast interesującej pozycji na temat tańca brzucha, czytamy kolorowy kobiecy magazyn...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Słaba fabularyzowana biografia. Autorka wybiera akurat te wydarzenia z życia Rity, które są najmniej prawdopodobne (zapowiedź narodzin przekazana przez anioła, figi z ogrodu etc.). Perspektywa spojrzenia na postać jest bardzo typowa, styl mocno przeciętny, w dodatku książka chyba nie miała redaktora, bo w tekście jest masa drobnych błędów interpunkcyjnych, w zapisie dialogów itp.

Jedyny mocny pozytyw, to dodatki na końcu książki, a więc słowo o tym, jak dziś wygląda Cascia i Roccaporena oraz co można tam zobaczyć.

Słaba fabularyzowana biografia. Autorka wybiera akurat te wydarzenia z życia Rity, które są najmniej prawdopodobne (zapowiedź narodzin przekazana przez anioła, figi z ogrodu etc.). Perspektywa spojrzenia na postać jest bardzo typowa, styl mocno przeciętny, w dodatku książka chyba nie miała redaktora, bo w tekście jest masa drobnych błędów interpunkcyjnych, w zapisie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Króciutki, ale solidny życiorys.
Dodatkowo zebrane i zdementowane krążące na temat świętej legendy.

Króciutki, ale solidny życiorys.
Dodatkowo zebrane i zdementowane krążące na temat świętej legendy.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Koncept genialny, ale sama opowieść niezbyt przypadła mi do gustu. Chyba najbardziej zabrakło mi tu etapów przemiany moralnej Doriana. Na początku widzimy go niewinnym, potem już jako zepsutego degenerata. Nie kupuję tego, że przeszedł taką przemianę tylko przez zgubny wpływ lorda. Chciałabym móc przyjrzeć się jej bliżej.
Styl jak dla mnie ciut za ciężki, nawet mając na względzie czas powstania powieści.
Ponadto drażniły mnie mizoginiczne dialogi bohaterów.
Trochę jestem rozczarowana.

Koncept genialny, ale sama opowieść niezbyt przypadła mi do gustu. Chyba najbardziej zabrakło mi tu etapów przemiany moralnej Doriana. Na początku widzimy go niewinnym, potem już jako zepsutego degenerata. Nie kupuję tego, że przeszedł taką przemianę tylko przez zgubny wpływ lorda. Chciałabym móc przyjrzeć się jej bliżej.
Styl jak dla mnie ciut za ciężki, nawet mając na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Myślę, że nie napiszę nic mądrzejszego od opinii użytkowniczki "Xymena", która wypunktowała fakty, o których warto wiedzieć. Duży przekręt marketingowy ze strony polskiego wydawcy skutecznie przyczynia się do rozczarowania czytelnika. Z wiernym tłumaczeniem tytułu ("Blythowie są cytowani")całość miałoby więcej sensu, a każda wzmianka o Blythe'ach traktowana byłaby jak mrugnięcie w stronę czytelnika.

Sama treść jest ok. Opowiadania są lepsze i gorsze. Fanom Montgomery na pewno nie zaszkodzą.

Myślę, że nie napiszę nic mądrzejszego od opinii użytkowniczki "Xymena", która wypunktowała fakty, o których warto wiedzieć. Duży przekręt marketingowy ze strony polskiego wydawcy skutecznie przyczynia się do rozczarowania czytelnika. Z wiernym tłumaczeniem tytułu ("Blythowie są cytowani")całość miałoby więcej sensu, a każda wzmianka o Blythe'ach traktowana byłaby jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Jestem grubiański. Spaprałem puentę, nie tylko całej książki, lecz przede wszystkim tego fragmentu. Opowiedziałem wam o dwóch zdarzeniach z przyszłości, bo nie zależy mi na zachowaniu tajemnicy i budowaniu napięcia. (...) Wiem, co nastąpi, i wy też wiecie."

No właśnie! Od samego początku wiemy, czego się spodziewać. Spodziewamy się, że historie tego typu nie mają happy endów, przewidujemy, że czytając o realiach wojny, będziemy świadkami tragicznych wydarzeń i śmierci wielu bohaterów - a mimo to, książka pochłania. Wciąga lepiej niż niejeden trzymający w napięciu kryminał.

Zdumiewa mnie w zasadzie jedna rzecz. Nie ma w tej książce nic wybitnego. Historia? Było już takich wiele. Styl? Aż tak się nie wyróżnia. Śmierć narratorem? Literatura zna już takie przypadki. Bohaterowie? Poczciwi w swej codzienności - nic nowego. Powiedziałabym, że żaden z elementów, z których składa się powieść nie odznacza się niczym szczególnym, niczym "ponad miarę". Każdy z tych elementów jest po prostu bardzo dobry. I chyba to właśnie składa się na wybitność tej powieści.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio czerpałam tyle przyjemności z lektury. Na pewno kiedyś do tej książki wrócę.

"Jestem grubiański. Spaprałem puentę, nie tylko całej książki, lecz przede wszystkim tego fragmentu. Opowiedziałem wam o dwóch zdarzeniach z przyszłości, bo nie zależy mi na zachowaniu tajemnicy i budowaniu napięcia. (...) Wiem, co nastąpi, i wy też wiecie."

No właśnie! Od samego początku wiemy, czego się spodziewać. Spodziewamy się, że historie tego typu nie mają happy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zdecydowanie gorsza od swoich dwóch poprzedniczek, ale wciąż dobra. Czemu? Dwie poprzednie były zbiorami przygód i anegdot Cejrowskiego o Indianach z Amazonii, "Wyspa" jest z kolei książką o Cejrowskim. Jaka to różnica? Taka, że dwie pierwsze pozycje jestem gotowa polecić w ciemno każdemu, a "Wyspę" poleciłabym z czystym sumieniem tylko fanom Cejrowskiego. Innych może (choć nie musi) irytować.

Zdecydowanie gorsza od swoich dwóch poprzedniczek, ale wciąż dobra. Czemu? Dwie poprzednie były zbiorami przygód i anegdot Cejrowskiego o Indianach z Amazonii, "Wyspa" jest z kolei książką o Cejrowskim. Jaka to różnica? Taka, że dwie pierwsze pozycje jestem gotowa polecić w ciemno każdemu, a "Wyspę" poleciłabym z czystym sumieniem tylko fanom Cejrowskiego. Innych może (choć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Płakałam przy niektórych listach van Gogha. Wydawało mi się, że tak niesamowicie go rozumiem, że czasami odczuwam dokładnie to samo.
Listy są bardzo smutnym zapisem jego życia. Oto prawdziwa historia człowieka niezwykle utalentowanego, inteligentnego, a co więcej pełnego miłości do świata i ludzi oraz wiary w dobro. Historia bez kinowego happy endu.
To bardzo przykre, a jednocześnie niezwykłe - patrzeć, jak z biegiem lat Vincent ze chcącego zmieniać świat młodzieńca staje się zgorzkniałym cynikiem, jak w końcu zaczyna wierzyć innym i sam uważa się za pomyleńca (a nie był wariatem, był tylko epileptykiem!).
Niesamowicie cenna lektura dla wszystkich tych, którzy chcieliby przybliżyć sobie sylwetkę artysty i dla tych, którzy ciekawi są tego, jakie myślenie wywołuje u człowieka nieleczona depresja.

Jedyne, co mi się nie podobało, to sposób w jaki listy zostały wydane. Są podzielone na części wg miejsca pobytu Vincenta. Każda została poprzedzona biograficznym wstępem streszczającym nam pokrótce, co się w tym czasie w życiu malarza wydarzyło. Jest to o tyle niepraktyczne, że wyprzedza to, o czym mowa jest w listach i niepotrzebnie wszystko gmatwa, zamiast przybliżać kontekst. Wolałabym, żeby każdy list miał swój oddzielny dopisek tłumaczący niejasności.

Płakałam przy niektórych listach van Gogha. Wydawało mi się, że tak niesamowicie go rozumiem, że czasami odczuwam dokładnie to samo.
Listy są bardzo smutnym zapisem jego życia. Oto prawdziwa historia człowieka niezwykle utalentowanego, inteligentnego, a co więcej pełnego miłości do świata i ludzi oraz wiary w dobro. Historia bez kinowego happy endu.
To bardzo przykre, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W zasadzie niezły kryminał, ale nie podobały mi się w nim dwie rzeczy: po pierwsze - mało literacki, trochę prostacki styl (chociaż to akurat może być wina słabego przekładu), a po drugie motyw zbrodni - "w imię Boga". To takie banalne i oklepane.

W zasadzie niezły kryminał, ale nie podobały mi się w nim dwie rzeczy: po pierwsze - mało literacki, trochę prostacki styl (chociaż to akurat może być wina słabego przekładu), a po drugie motyw zbrodni - "w imię Boga". To takie banalne i oklepane.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ach, jak miło było przeczytać o chociaż jednym dziecku Blythe'ów, które nie było skończoną doskonałością. Przecież za to właśnie kochaliśmy Anię Shirley - za bycie nieprzewidywalną, lekkomyślną, ale w gruncie rzeczy dobrą.

Rilla jest chyba jedynym dzieckiem Blythe'ów z krwi i kości. Reszta jest albo zbyt anonimowa (Shirley!), albo zbyt idealna by być dzieckiem (Walter!!! Walter był stworzony tylko po to, żeby zostać męczennikiem. W całym cyklu nie było ani jednego momentu, kiedy zachowywałby się normalnie). Widać, że powieść powstała głównie po to, aby opowiedzieć o I wojnie światowej, a znani nam bohaterowie zostali wpleceni w tę opowieść przypadkiem. Tak czy inaczej, książka jest udana.

Ach, jak miło było przeczytać o chociaż jednym dziecku Blythe'ów, które nie było skończoną doskonałością. Przecież za to właśnie kochaliśmy Anię Shirley - za bycie nieprzewidywalną, lekkomyślną, ale w gruncie rzeczy dobrą.

Rilla jest chyba jedynym dzieckiem Blythe'ów z krwi i kości. Reszta jest albo zbyt anonimowa (Shirley!), albo zbyt idealna by być dzieckiem (Walter!!!...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgam po kolejne gnioty Katarzyny Michalak tylko po to, by jeszcze bardziej przecierać oczy ze zdumienia. Co to jest?
Fabuła przypomina zlepek kilku scenariuszy "Trudnych spraw" lub innych równie ambitnych produkcji telewizyjnych. Dosłownie! Bohaterzy są przestawiani po fabularnej planszy wydarzeń jak pionki w grze bez zasad - litości! Tak historie tworzą kilkuletnie dzieci! Brak jakiejkolwiek logiki i praw rządzących rzeczywistością skutkuje nam na przykład tym, że lekarze diagnozują schizofrenię tylko dla tego, że pacjent się do nich nie odzywa, albo tym, że kuratora można przyznać ot tak, albo jednodniowym wyjazdem na Cypr... przykłady można mnożyć.
Protagoniści są jak zwykle wyjątkowo odpychający, a mnie dodatkowo rozjusza fakt, że autorka uważa tracenie cnoty byle jak i z byle kim za przejaw nieprzeciętnego romantyzmu.
Humor jest tak ciężkostrawny, że wciąż trzeba zadawać sobie pytanie: "już można się śmiać?".
A styl? Stylu nie ma. Nie istnieje. Tak pisze się posty na bloga, a nie prozę.
W głowie mi się nie mieści, że takie stężenie głupot (po prostu głupot) może się komuś podobać.

Sięgam po kolejne gnioty Katarzyny Michalak tylko po to, by jeszcze bardziej przecierać oczy ze zdumienia. Co to jest?
Fabuła przypomina zlepek kilku scenariuszy "Trudnych spraw" lub innych równie ambitnych produkcji telewizyjnych. Dosłownie! Bohaterzy są przestawiani po fabularnej planszy wydarzeń jak pionki w grze bez zasad - litości! Tak historie tworzą kilkuletnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W zasadzie można by o tej książce powiedzieć krótko i na temat: śmieciowy harlequin. Obraziłabym tym jednak wszystkie harlequiny, nawet te śmieciowe, sprzedawane na dworcach po parę złotych. Autorka do całych naiwnych i nierealnych założeń fabuły wplata jeszcze masę seksizmu, wszelkiego rodzaju patologii i zwrotów akcji rodem z mydlanej opery.

Płakać mi się chce nad zmarnowanym papierem, który wykorzystano do publikacji tego gniota.

W zasadzie można by o tej książce powiedzieć krótko i na temat: śmieciowy harlequin. Obraziłabym tym jednak wszystkie harlequiny, nawet te śmieciowe, sprzedawane na dworcach po parę złotych. Autorka do całych naiwnych i nierealnych założeń fabuły wplata jeszcze masę seksizmu, wszelkiego rodzaju patologii i zwrotów akcji rodem z mydlanej opery.

Płakać mi się chce nad...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Odświeżyłam sobie tę powieść po latach i dopiero teraz widzę jak strasznie wyświechtany schemat wykorzystuje! Ona kocha, ale o tym nie wie, dopiero gdy oświadczy jej się ten, którego myślała, że kocha, wszystko zaczyna rozumieć. Ech!
Montgomery zrobiła z Ani w tym tomie strasznie głupiutką kobietkę. I to jeszcze żaden grzech, bo podobieństwo psychologiczne jak najbardziej dopuszcza taką możliwość, by Ania Shirley uparcie zapatrzona w swoje dziewczęce ideały nie dostrzegała prawdziwych życiowych wartości. Tylko że należałoby się tego trzymać i faktycznie pozwolić jej wyjść za tego księcia z bajki, a potem przedstawić nam ich domyślnie nieudane małżeństwo. No ale jak wiemy Montgomery pisze tylko książki przyjemne i z happy endem. I to też żaden grzech, z tym, że mogłaby bohaterce oszczędzić tego tomu. Wyszłoby jej na dobre.

Cała fabuła przetykana jest sugestiami narratora dotyczących prawdziwych uczuć Ani, o których oczywiście ona nie ma pojęcia, albo mylnie je interpretuje - co mnie, jako czytelnika, doprowadza do szewskiej pasji. Gilbert się oświadcza - Ania odmawia. Bo przecież go nie kocha. Potem pojawia się jej wyśniony książę z bajki, który natychmiast się w niej zakochuje. Co za niesamowity zbieg okoliczności. Ania randkuje z nim 2 lata, po czym odrzuca jego oświadczyny. To dosyć zołzowate z jej strony. Nie ponosi jednak żadnych konsekwencji tego czynu, bo jak się okazuje książę i tak już 2 razy dostał kosza. No i jest przecież nudny, jak zapewnia jego siostra, która oczywiście chce pozostać przyjaciółką Ani mimo wszystko. Jak wygodnie! Na horyzoncie znów pojawia się Gilbert, który w międzyczasie nikogo sobie nie znalazł. Ba! Nawet nie próbował nikogo szukać. Jak wygodnie! Koniec końców, dowiadując się o zerwaniu z księciem ponawia swoje oświadczyny.
Akcja rozwiązana jest jak widać po najmniejszej linii oporu, no i Ania Shirley z sympatycznej marzycielki staje się bezmyślną trzpiotką, której w dodatku nie spotyka zasłużona kara. Bardzo to wszystko na siłę.

Odświeżyłam sobie tę powieść po latach i dopiero teraz widzę jak strasznie wyświechtany schemat wykorzystuje! Ona kocha, ale o tym nie wie, dopiero gdy oświadczy jej się ten, którego myślała, że kocha, wszystko zaczyna rozumieć. Ech!
Montgomery zrobiła z Ani w tym tomie strasznie głupiutką kobietkę. I to jeszcze żaden grzech, bo podobieństwo psychologiczne jak najbardziej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To, jak wygląda przestrzeń miejska w Polsce wszyscy widzimy. Nie wszyscy jednak wiemy, dlaczego tak się dzieje - i właśnie dlatego warto przeczytać tę książkę.

Ogólnie, bardzo mi się podobało. Zwłaszcza rozdziały poświęcone dzielnicom mieszkalnym na przedmieściach i banerom reklamowym uważam za wyjątkowo udane.

Ton autora jest rzeczywiście posępny i pesymistyczny, ale mnie osobiście to nie przeszkadzało. Miałam tylko dwa zgrzyty:
1) Narzekania na niewystarczającą liczbę lekcji plastyki w szkołach - poważnie? I zwiększenie ich spowodowałoby lepszą znajomość sztuki przez społeczeństwo? Nie sądzę. Dam głowę, że w większości polski szkół na lekcjach sztuki/plastyki po prostu się coś tam rysuje na zadany temat - tak jak to było u mnie.
2) Niejednokrotne rzucanie stwierdzeń w stylu "bo w każdym innym europejskim mieście to już dawno by się coś takiego uratowało/wykorzystało/zmodernizowało". Nie. Nieprawda. Nasi "lepsi" sąsiedzi też zatracają skarby swojej architektury. Zapewne w mniejszym stopniu, a to dzięki większemu "porządkowi" w papierach urzędników.

Tak czy inaczej, książkę polecam. Nie tylko osobom mającym coś wspólnego z szeroko pojętą architekturą.

To, jak wygląda przestrzeń miejska w Polsce wszyscy widzimy. Nie wszyscy jednak wiemy, dlaczego tak się dzieje - i właśnie dlatego warto przeczytać tę książkę.

Ogólnie, bardzo mi się podobało. Zwłaszcza rozdziały poświęcone dzielnicom mieszkalnym na przedmieściach i banerom reklamowym uważam za wyjątkowo udane.

Ton autora jest rzeczywiście posępny i pesymistyczny, ale...

więcej Pokaż mimo to