-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant8
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
Zbiór wywiadów o tym, co nam się w Polsce po 89 roku nie udało i dlaczego.
Dlaczego wysiłki, pieniądze i inwestycje idą w beton, a nie w ludzi. Dlaczego sobie nie ufamy. Dlaczego nie dbamy o słabszych. Dlaczego jesteśmy niewolnikami przeszłości i starych błędów, i nie potrafimy się z nich wyzwolić, chociaż na dłuższą metę mogą być dla nas zabójcze. Dlaczego tego nie widzimy?
„Z trzech wartości republikańskich: wolność, równość, braterstwo, najlepiej wyszła nam wolność. Równość jeszcze jakoś się trzyma. Natomiast braterstwo kuleje”.
Liberalizm miał automatycznie załatwić wszystkie nasze problemy. W momencie, w którym do nas przyszedł, chyba nikt na poważnie nie myślał o tym, że zawsze wyrasta on na jakiejś glebie, która nadaje mu charakter. Ta gleba to kultura polityczna, kultura życia społecznego, i oczywiście, sprawny system prawny. Wszystko miało zadziałać samo. Zdecydowanie nie wszędzie zadziałało (oczywiście mogło pójść jeszcze gorzej – jak dalej na Wschodzie, gdzie doradca Sachs poleciał z „dobrą nowiną” prosto z Warszawy).
Nasza gleba to wciąż folwark z jego mentalnością – mentalnością pana i chłopa, z jego podejściem do gospodarki, w którym praca ma być tania, w którym właściwie wszystko ma być tanie, a w związku z tym brak jest impulsu do szukania bardziej efektywnych (jak się dziś mówi, innowacyjnych) rozwiązań. Mówi o tym m. in. Andrzej Leder (autor „Prześnionej rewolucji”) – „jest głęboka mądrość w teorii Marksa, zwłaszcza jeśli się ją czyta jako opis socjologiczny. Marks nie twierdzi, że burżuazja to cwaniacy, którzy wszystkich oszukali i w ten sposób się dorobili. Oni potrafili opleść świat siecią kolei żelaznych i zmieniać świat. U Marksa znajdzie pan podziw dla siły sprawczej tych ludzi. – Polska burżuazja chce zmieniać świat? – Nie chce. Na tym polega problem. Nasza elita nie chce ponosić konsekwencji bycia elitą, nie czuje żadnej odpowiedzialności za resztę społeczeństwa”. A czemuż to? I dlaczego owa reszta niewiele od elit oczekuje? Ponieważ wpadliśmy we współczesny system kapitalistyczny wprost z epoki przedprzemysłowej, folwarcznej, a wszystko, co nam się po drodze przytrafiło – przyszło z zewnątrz i nigdy nie zostało przepracowane w naszej społecznej świadomości.
Milioner, który ma domy w Polsce i w Szwajcarii, nie potrafi wyzwolić się od oczekiwań, że w Polsce ma się czuć i zachowywać jak panisko. Co innego w Szwajcarii: „Tam nie można mieć rezydencji, bo się płaci za nią horrendalne podatki. Zresztą nie wypada. Dom bogacza i zwykłego nauczyciela wyglądają podobnie (…)”. Wie, że w Stanach tacy jak on fundują budynki uniwersyteckie, biblioteki, sale koncertowe. Ale w Polsce… nasz bohater jest zadowolony, że jego firma nie ma nawet przedszkola dla dzieci pracowników. To mu zdejmuje ciężar z serca, bo przecież tyle z tego potencjalnych kłopotów… On zwyczajnie nie rozumie, że ktoś, kto do czegoś doszedł, ma jakieś zobowiązania wobec kraju, który mu to umożliwił, wobec współobywateli. Przynajmniej uczciwie stwierdza, że podatki w Polsce są dla niego „sprzyjające” i że w odróżnieniu od wielu swoich kolegów, płaci je tu, na miejscu (bynajmniej nie górną stawkę, tylko 20 procent, bo prezesi też są na „śmieciówkach”).
Nie bez kozery jednak stawia pytanie, czy państwo owe podatki dobrze wydaje.
Przygnębiający jest wywiad z profesorem Markiem W. Kozakiem, o tym, jak marnujemy unijne dotacje na aquaparki, rewitalizację cmentarzy, ścieżki rowerowe czy nawet parki technologiczne („trzy lata temu NIK sprawdził, jak są wydawane środki europejskie na innowacje i jak działają parki technologiczne. Raport jest wstrząsający. Dwa parki działają świetnie, a poza tym powstają budynki. Pod pozorem innowacji zbudowano też kilka rektoratów”). W zdecydowanej większości inwestycje idą w beton, bo nie wierzymy, że mogą iść w ludzi – w ludzi, czyli gdzie? Mniej to przecież uchwytne niż świeży asfalt. O tym, że o inwestowaniu można i powinno się myśleć inaczej, pokazuje przykład Finlandii i Irlandii. W swoim czasie spytaliśmy nawet Irlandczyków o rady, jak wydawać unijne dotacje, ale z tych rad nie skorzystaliśmy.
Na ironię zakrawa fakt, że wśród wielu świetnych rozmówców Sroczyńskiego o skandalu reprywatyzacji opowiada akurat jeden z jej czarnych bohaterów (urzędnik ratusza, M. Bajko).
Reasumując, lektura to przygnębiająca i zdecydowanie psująca dobry nastrój tym, którzy sądzą, że pozytywne zmiany po 89 roku mają charakter powszechny, głęboki i trwały. Następne pokolenia mogą nam pozazdrościć tej pustej karty historii (mówiąc po Heglowsku) i wściekać się na to, jak nie potrafiliśmy jej wykorzystać.
Zbiór wywiadów o tym, co nam się w Polsce po 89 roku nie udało i dlaczego.
Dlaczego wysiłki, pieniądze i inwestycje idą w beton, a nie w ludzi. Dlaczego sobie nie ufamy. Dlaczego nie dbamy o słabszych. Dlaczego jesteśmy niewolnikami przeszłości i starych błędów, i nie potrafimy się z nich wyzwolić, chociaż na dłuższą metę mogą być dla nas zabójcze. Dlaczego tego nie...
Zachwycająca praca, starająca się pokazać jak najbardziej wszechstronnie życie polskich chłopek. Autorka z wprawą przechodzi od szczegółu do ogółu, od tezy do ilustrujących ją konkretnych zdarzeń, korzystając z wszystkich chyba możliwych danych: statystycznych, sądowych, prasowych, pamiętników, wspomnień.
Nie sądziłam, że ta książka zrobi na mnie aż takie wrażenie, przede wszystkim dlatego, że wieś jest mi fundamentalnie obca. Z jednej strony dużo informacji było dla mnie nowych i odkrywczych. Z drugiej, miałam wrażenie, jakbym słuchała opowieści mojej Babci. Ku mojemu zaskoczeniu, wspomniana jest nawet miejscowość, w której się urodziła.
Najpierw przesłuchałam audiobooka w bardzo dobrym wykonaniu Marii Peszek, potem stwierdziłam, że chcę też mieć książkę w papierze. Jest to dużo lepszy wybór z uwagi na dużą liczbę zdjęć. Łatwiej także do czegoś wrócić, sprawdzić bibliografię itp.
Cieszę się, że dzięki takim pracom możemy odkrywać naszą wspólną przeszłość.
Mam tylko jedną wątpliwość: dlaczego wśród osób wspominających swoje chłopskie korzenie są sami inteligenci, beneficjenci awansu społecznego, nie ma nikogo (o ile dobrze zauważyłam), ze współczesnej klasy ludowej? Gdzie ich głos?
Zachwycająca praca, starająca się pokazać jak najbardziej wszechstronnie życie polskich chłopek. Autorka z wprawą przechodzi od szczegółu do ogółu, od tezy do ilustrujących ją konkretnych zdarzeń, korzystając z wszystkich chyba możliwych danych: statystycznych, sądowych, prasowych, pamiętników, wspomnień.
Nie sądziłam, że ta książka zrobi na mnie aż takie wrażenie, przede...
Tadeusz Neuman był przed wojną dyrektorem zakładów starachowickich. Pochodził ze zasymilowanej rodziny żydowskiej, był spowinowacony z rodziną Citroenów i Skarbków (tych od Krystyny Skarbek). Nie czuł się Żydem i od samego początku niemieckich prześladowań postanowił nie stosować się do takich zarządzeń, jak noszenie opaski czy konieczność przeniesienia do getta, na co na przykład gorąco namawiała go siostra jeszcze tuż przed akcją likwidacyjną w 1942 (w getcie nie groził szantaż, nie trzeba się było ukrywać). Decyzje, które ostatecznie uratowały życie jemu i jego synowi Konstantemu, podejmować musiał w zupełnej mgle informacyjnej. Jak widać na przykładzie losów jego krewnych i znajomych, do przetrwania nie wystarczyły znaczne zasoby finansowe, potrzebne były również nie słabnąca podejrzliwość/czujność i szczęście.
Dobrze czyta się te wspomnienia wiedząc, że autorowi (wraz z synem) udało się przeżyć, że doprowadzą nas one do szczęśliwego zakończenia. W powodzi pseudowspomnień i nędznej literatury wojennej i holocaustowej warto odnajdywać takie perły autentycznych doświadczeń. Na uwagę zasługuje również przedmowa autorstwa Marty Janczewskiej, rzucająca dodatkowe światło na losy rodziny Neumanów.
Tadeusz Neuman był przed wojną dyrektorem zakładów starachowickich. Pochodził ze zasymilowanej rodziny żydowskiej, był spowinowacony z rodziną Citroenów i Skarbków (tych od Krystyny Skarbek). Nie czuł się Żydem i od samego początku niemieckich prześladowań postanowił nie stosować się do takich zarządzeń, jak noszenie opaski czy konieczność przeniesienia do getta, na co na...
więcej Pokaż mimo to