-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
Jest to jedna z tych książek, wobec których ocena rośnie w miarę czytania, tak przynajmniej było w moim przypadku, ku mojemu wynikowemu uszczęśliwieniu. Jest naprawdę dobra, ciekawa i skłaniająca do myślenia, i po prostu pęka od wartościowych treści.
Pan Haidt zrobił świetną robotę mieszając w swoim opracowaniu w bardzo dobrze strawnych proporcjach ścisłe badania naukowe, anegdoty, rys historyczny, własne doświadczenia i ewolucję osobistego spojrzenia na temat, która wbrew pozorom wcale nie jest sztucznym wypełniaczem, bo też pozwala wiele zrozumieć, oraz polemikę z innymi autorami. Jego argumentacja jest rzeczowa, spokojna i merytorycznie bogata, a także zrozumiała w każdym szczególe.
Wyodrębnienie "składników moralności" i porównanie ich do kubków smakowych, z rozróżnieniem wrażliwości na poszczególne smaki w przekroju sympatii politycznych, jest proste, klarowne, wyjaśnia wiele i pozwala znacznie trafniej rozróżniać grupy polityczne niż w przypadku tradycyjnych, uproszczonych podziałów. Podobnie trafna jest analogia ze słoniem i jeźdźcem o racjonalizacji post-hoc. Powtarzane przez autora szczególnie obrazowe hasła ("Ludzie to w 90% szympansy i w 10% pszczoły, a nie pomożesz pszczołom niszcząc ul" - o atakach na grupowość, zwłaszcza religijną; "Morality binds and blinds" - o głupich i okropnych rzeczach popełnianych przez, no właśnie, znowu grupy, zwłaszcza religijne; moralność ludzi DZIWNYCH (WEIRD: Western, Educated, Industrialized, Rich, Democratic) nie jest typowa ani reprezentatywna dla populacji świata; etc, etc) są bardzo trafne i pomagają lepiej zrozumieć i zapamiętać argumenty autora.
Jedynym potencjalnym minusem tej książki jest to, że jest USA-centryczna, a więc dla europejskiego czytelnika może nie być kompletna z tego względu. Troszkę powieka mi drga jak autor używa (więcej niż raz) wprowadzającego w błąd uproszczenia "our minds were designed" i dziwi się, dlaczego lewa strona sceny odżegnuje się od "designed" inteligentnego projektu, a ma taką słabość do "designed" gospodarki centralnie planowanej (okej, ale gdzie świnka, a gdzie morska?). Uważam, że we wniosku autora (popartym wynikami badania) jest dziura: konserwatyści nie mogą uważać wszystkich "składników moralności" za tak samo ważne, bo bywa że bardzo łatwo (wręcz przerażająco łatwo) są w stanie poświęcić pierwsze dwa dla osiągnięcia pozostałych czterech, praktycznie nigdy na odwrót. Przydałby się jakiś dodatkowy współczynnik w wykreślaniu tej funkcji. Ale i tak warto nie tylko tę książkę nie tylko przeczytać ale chyba nawet posiadać, żeby nie zapominać tak znowu natychmiast o istnieniu swojego słonia. A to się dzieje... ciągle i wszędzie. Nawet, co ciekawe, w niektórych recenzjach pod tą pozycją.
Jest to jedna z tych książek, wobec których ocena rośnie w miarę czytania, tak przynajmniej było w moim przypadku, ku mojemu wynikowemu uszczęśliwieniu. Jest naprawdę dobra, ciekawa i skłaniająca do myślenia, i po prostu pęka od wartościowych treści.
Pan Haidt zrobił świetną robotę mieszając w swoim opracowaniu w bardzo dobrze strawnych proporcjach ścisłe badania naukowe,...
Książka o tym co Internet robi z człowiekiem kiedy człowiek robi coś w Internecie, w ujęciu bardzo szerokiej perspektywy wszelkich cywilizacyjnych przełomów technologicznych. Autor traktuje temat z osobistym zaangażowaniem, bo sam zaobserwował, jak nowe technologie (jego młodość przypadała na analogowe lata siedemdziesiąte) zmieniły jego styl kognitywny.
Książka bywa bardzo ogólna, wyjaśniająca niekiedy podstawy podstaw (Co To Jest Neuron) oraz osadzająca temat w naprawdę szerokim kontekście (autor żegluje przez pradzieje od dosłownie wynalezienia pisma, jeśli nie od malowideł jaskiniowych), dużo miejsca poświęcająca na historię myśli ludzkiej (i teorie, które obecnie są więcej niż przestarzałe) ale sumarycznie jest ciekawa i inspirująca. Takie szerokie i bardzo ogólne ogarnięcie problemu technologii zmieniającej funkcjonowanie jednostek i całych społeczeństw pozwala skutecznie oderwać się od wąskiej teraźniejszej perspektywy i tym bardziej dostrzec wagę problemu, kiedy autor wreszcie tyka meritum. W efekcie pozycja przekonująco uświadamia, co się poświęca używając technologii bez kontroli, którą zresztą bardzo łatwo stracić (Internet jest tu określony jako system zaprojektowany do skutecznego rozpraszania uwagi), oraz ułatwia podjecie świadomej decyzji, czy chce się żyć w tym świecie ze wszystkimi jego zaletami i wadami, i do jakiego stopnia.
Warto, żeby podjąć decyzję, co jest ważne, chociaż starym wyjadaczom publikacji (popularno)naukowych treść książki raczej nie zaimponuje. Chociaż tak czy inaczej uważam, że jej wartość jako pozycji przypominającej o sprawach fundamentalnych i zachęcającej do czynnego i świadomego udziału w kształtowaniu własnych nawyków jest nie do przecenienia.
Książka o tym co Internet robi z człowiekiem kiedy człowiek robi coś w Internecie, w ujęciu bardzo szerokiej perspektywy wszelkich cywilizacyjnych przełomów technologicznych. Autor traktuje temat z osobistym zaangażowaniem, bo sam zaobserwował, jak nowe technologie (jego młodość przypadała na analogowe lata siedemdziesiąte) zmieniły jego styl kognitywny.
Książka bywa...
2023-02-23
Świetna! Prawdziwe przypadki najciekawszych (i autentycznie szalenie ciekawych - aż zachciało mi się wierzyć w obcych zsyłanych na Ziemię i opętania) przypadłości - chorób, traum lub nietypowych cech - opisanych wprawnym, eleganckim, zaangażowanym językiem przez neurologa, którego życie zawodowe, że tak zacytuję znany refren, bez wątpienia nigdy nie przestało być codziennym zdumieniem. Wprowadza w nastrój refleksyjny nastręczając filozoficznych wręcz pytań o niezgłębiony wszechświat natury umysłu. Oczywiście, że warto!
Świetna! Prawdziwe przypadki najciekawszych (i autentycznie szalenie ciekawych - aż zachciało mi się wierzyć w obcych zsyłanych na Ziemię i opętania) przypadłości - chorób, traum lub nietypowych cech - opisanych wprawnym, eleganckim, zaangażowanym językiem przez neurologa, którego życie zawodowe, że tak zacytuję znany refren, bez wątpienia nigdy nie przestało być codziennym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-08-02
Frans de Waal jest wielkim pasjonatem nauk o życiu oraz niestrudzonym orędownikiem złożoności psychicznej i nieoczywistych zdolności różnych przedstawicieli królestwa zwierząt. Bardzo lubię jego książki, ale ta konkretna zrobiła na mnie akurat mniejsze wrażenie niż inne, które są naprawdę mind-blowing ("Małpa i filozofowie", "Bonobo i ateista"). Tyle że też temat jest znacznie mniej spektakularny: autor przekonuje raczej, że "wiadomo, że mało wiemy" niż jednoznacznie udowadnia jakąkolwiek tezę.
Zgadzam się jednak z ogólnym przesłaniem: umysłowość człowieka nie wzięła się z niczego, bo ewolocja to kontinuum. Chociaż inteligencja homo sapiens przejawia się przeważnie inaczej, niż u innych kręgowców, nie znaczy to, że pozostałe zwierzęta nie mają swoich "magicznych studni", niezwykłych zdolności umysłowych - a ludziom ciężko to dostrzec, bo żyjemy w skrajnie nieraz różnych rzeczywistościach percepcyjnych.
Jak pisze autor, "Jeśli umysłowość powstaje metodą dziedziczenia z modyfikacjami, to nie ma mowy o "skokach", "granicach", "iskrach". Nie ma przepaści, tylko łagodnie opadająca plaża powstała przez nieustanny napór miliona fal. Nawet jeśli ludzki intelekt mieści się w górnej części wybrzeża, to został ukształtowany przez te same siły uderzające w ten sam brzeg".
Polecam "Bystre zwierzę" jako ciekawostkę uzupełniającą, ale może nie jako pozycję pierwszego wyboru z dorobku autora. Jest oparta przeważnie na przesłankach, bywa momentami zbyt ogólna i niekonkretna.
Frans de Waal jest wielkim pasjonatem nauk o życiu oraz niestrudzonym orędownikiem złożoności psychicznej i nieoczywistych zdolności różnych przedstawicieli królestwa zwierząt. Bardzo lubię jego książki, ale ta konkretna zrobiła na mnie akurat mniejsze wrażenie niż inne, które są naprawdę mind-blowing ("Małpa i filozofowie", "Bonobo i ateista"). Tyle że też temat jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-01-06
Tytuł tej książki nie do końca trafnie oddaje jej zawartość.
To nie jest historia świadomości, tylko ładnie liniowe kalendarium życia na ziemi, z którego autor - pomęczywszy się trochę w przykrótkich, ale sumiennie odrobionych rozdziałach o lancetnikach i szkarłupniach - wskakuje na swojego ulubionego chyba konika, czyli znaczenie emocji w teoriach świadomości. Lansuje tu swoją teorię, że emocje są ze swojej natury autonoetyczne (nie da się ich przeżyć bez samoświadomego postrzegania siebie jako podmiotu), i wymachuje nawet takimi pomysłami jak to, że najpierw powstał język, a dopiero użycie zaimków osobowych ("ja") pozwoliło na nazywanie siebie, samoświadomość i, wtórnie, na odczuwanie emocji - z czego wynika też, że inne zwierzęta, poza człowiekiem, emocji nie odczuwają. Na półce czeka na mnie tom od prymatologa Fransa de Waala, któremu na pewno podnosi się ciśnienie, kiedy czyta takie rzeczy - myślę o ustawieniu obu książek naprzeciwko siebie jak na ringu.
A wracając, książka jest bardziej naukowa, niż popularna, autor podaje bardzo mało przykładów czegokolwiek, nawet w miejscach, które aż błagają o przykład, a jak wyjaśnił różnicę między warunkowaniem klasycznym a instrumentalnym to, przysięgam, nic z tego nie zrozumiałam. Jeśli więc ktoś szuka lekkiej, ale inspirującej lektury dla laików, to niech lepiej NATYCHMIAST zmieni kanał.
Poza tym jednak jest to pozycja solidnie wypchana faktami (abstrahując od teorii) i tak dobrze uporządkowana, że czytało mi się ją mimo wszystko wcale nieźle. Można przeczytać, jeśli ktoś nie boi się naukowej psychologii w jej najbardziej obmierzłej formie i stężeniu o mało co toksycznym.
Tytuł tej książki nie do końca trafnie oddaje jej zawartość.
To nie jest historia świadomości, tylko ładnie liniowe kalendarium życia na ziemi, z którego autor - pomęczywszy się trochę w przykrótkich, ale sumiennie odrobionych rozdziałach o lancetnikach i szkarłupniach - wskakuje na swojego ulubionego chyba konika, czyli znaczenie emocji w teoriach świadomości. Lansuje tu...
2020-08-30
Specyficzna publikacja popularno-naukowa o wielkich zaletach wizualnych, maksymalnie przeglądowa: porusza chyba wszystkie najważniejsze tematy, jakimi para się szeroko pojęta nauka, od powstania wszechświata, przez kulturę i antropologię, po futurystyczne technologie. Każdy rozdział zajmuje zaledwie dwie (!) strony, więc domyślam się, że streszczenie większości zagadnień do takiej kompaktowej objętości wymagało niezłego główkowania. Szacun, a jak.
Olbrzymim plusem tej książki jest szata graficzna. Ilustracje to dzieła pomysłowości same w sobie, każdy rozdział streszczony jest na wielkiej, unikatowej grafice. Niezmiernie przyjemnie się to studiuje i podziwia.
Zawartość merytoryczna jest niewątpliwie przemyślana jeśli chodzi o dobór tematów, ale wykonanie nie dźwignęło narzuconych ograniczeń objętości. To takie repetytorium rodzące więcej pytań, niż odpowiedzi. Niektóre rozdziały mało co wyjaśniają - na pewno ciężko jest przedstawić skomplikowane zagadnienia w prosty, skrótowy sposób. Autor próbował, ale nie dokonał IMO niczego przełomowego ani wybitnego w tej kategorii.
Dla wydawcy polskiego natomiast karny strzał encyklopedią w potylicę. W tekstach jest zdecydowanie za dużo literówek jak na tak szczupłe objętościowo rozdziały - w każdym czy prawie każdym rozdziale błędów w druku jest nawet po kilka. Wygląda to tak, jakby wydawca dał tekst do przetłumaczenia kilku stażystom, i jakby gotowych tłumaczeń nikt nigdy dokładnie nie przeczytał przed zamknięciem wydania. Biorąc pod uwagę to, że książka jest przede wszystkim piękna, a nie merytorycznie przełomowa, taka skaza na urodzie jest poważną wadą.
Specyficzna publikacja popularno-naukowa o wielkich zaletach wizualnych, maksymalnie przeglądowa: porusza chyba wszystkie najważniejsze tematy, jakimi para się szeroko pojęta nauka, od powstania wszechświata, przez kulturę i antropologię, po futurystyczne technologie. Każdy rozdział zajmuje zaledwie dwie (!) strony, więc domyślam się, że streszczenie większości zagadnień do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-10-13
Zgodnie z tytułem, "Krótkie odpowiedzi na wielkie pytania" to zbiorek niedługich tekstów traktujących o fundamentalnych kwestiach, pisanych w ostatnim roku życia autora.
Wydawnictwo jest świetnym dowodem na to, że Stephen Hawking był nie tylko wybitnym naukowcem, ale też wybitnym popularyzatorem nauki - te teksty są po prostu świetne!
Hawking umiał wytłumaczyć najbardziej zawiłe i abstrakcyjne zagadnienia w możliwie przystępny sposób, z humorem, z trafnymi odniesieniami do rzeczywistości obserwowalnej i życia codziennego, i bardzo to pomaga w ogarnięciu przekazu. W "Krótkich odpowiedziach" Hawking podróżuje przez wszechświaty zaginając czasoprzestrzeń i wpada do czarnych dziur, ale też schodzi na Ziemię naświetlając zjawiska bardziej praktyczne, jak rozwój sztucznej inteligencji czy zmiany klimatyczne; stara się odpowiedzieć na pytania, czy ludzkości grozi zagłada (ponury, ale potrzebny rozdział), czy skolonizowanie innych planet jest możliwe, albo czy roboty mogą kiedyś przejąć nad nami władzę.
Książka jest przemądra, inspirująca i, co nie bez znaczenia praktycznego, łatwo zmieścić jej czytanie w codziennym harmonogramie ze względu na przystępną objętość rozdziałów. Super!
Zgodnie z tytułem, "Krótkie odpowiedzi na wielkie pytania" to zbiorek niedługich tekstów traktujących o fundamentalnych kwestiach, pisanych w ostatnim roku życia autora.
Wydawnictwo jest świetnym dowodem na to, że Stephen Hawking był nie tylko wybitnym naukowcem, ale też wybitnym popularyzatorem nauki - te teksty są po prostu świetne!
Hawking umiał wytłumaczyć...
2019-01-20
Rzeczywistość w (kolorowej) pigułce. Bardzo to miłe i pożądane, że książki popularnonaukowe bywają wydawane w takiej atrakcyjnej formie. Olbrzymim plusem "Magii rzeczywistości" jest przystępność: rozdziały są nie za długie, są bogato ilustrowane, a ilustracje nie tylko upiększają tekst, ale jeszcze pomagają w jego zrozumieniu (wiele książek popularnonaukowych NAPRAWDĘ potrzebowałaby takich ilustracji). Dzięki temu poznawanie odpowiedzi na pozornie "głupie" (?!) pytania (Skąd się wziął pierwszy człowiek? Z czego jest zrobiony świat? Dlaczego mamy pory roku? Dlaczego dzieją się złe rzeczy?) jest czystą przyjemnością.
Ujęło mnie, że wstęp do każdego rozdziału poświęcony jest odpowiedziom, jakich na stawiane pytanie udzielają różne mitologie. Autor wykracza daleko poza europocentryzm i serwuje mity z naprawdę różnorodnych, nieraz bardzo egzotycznych kociołków. Poza zanurkowaniem w cudownie pojemne uniwersum nauk o życiu czytelnik może więc też liczyć na zaspokojenie (w pewnym stopniu) głodu wiedzy o kulturach, a to już prawdziwie humanistyczne poszerzenie horyzontów. Czemuż by z tego nie skorzystać?
To nie jest książka dla dzieci, to jest miła i przystępna pozycja popularnonaukowa dla ludzi w prawie każdym (wyłączając najmłodszych) wieku. Mimo że z naukami o życiu mam do czynienia nie od wczoraj, bardzo przyjemnie mi się ją czytało i oglądało i absolutnie nie żałuję zakupu.
Rzeczywistość w (kolorowej) pigułce. Bardzo to miłe i pożądane, że książki popularnonaukowe bywają wydawane w takiej atrakcyjnej formie. Olbrzymim plusem "Magii rzeczywistości" jest przystępność: rozdziały są nie za długie, są bogato ilustrowane, a ilustracje nie tylko upiększają tekst, ale jeszcze pomagają w jego zrozumieniu (wiele książek popularnonaukowych NAPRAWDĘ...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-01-09
Powinna być specjalna gwiazda w hollywoodzkim Walk of Fame dla astrofizyków, który w publikacjach popularnonaukowych próbują przybliżyć tajniki swojej dziedziny laikom. Autor "Astrofizyki dla zabieganych" idzie o krok dalej, bo nadaje swojej publikacji pożądaną kompaktowość. Ta książka to właściwie zbiorek nie za długich felietonów, z których każdy opiewa wspaniałości i niezwykłości trochę innego zagadnienia: jest sztandarowy początek o początkach wszechświata, tajemniczy rozdział o ciemnej materii, frywolny rozdzialik o plusach bycia krągłym i hipotetyczne rozważania o życiu pozaziemskim. Znalazło się miejsce nawet na filozoficzno-metafizyczne rozważania w rozdziale końcowym. Pozytywnie zaskoczył mnie rozdział romansujący z chemią, traktowaną jakoś po macoszemu w wielu podobnych publikacjach. Błyskotliwe poczucie humoru autora bardzo uprzyjemnia czytanie, a przystępna wykładnia zachęca do dalszego zgłębiania tematu. Szczerze polecam! I pardon, że ta recenzja jest taka krótka, ale jestem jakby zabiegana. :D
Powinna być specjalna gwiazda w hollywoodzkim Walk of Fame dla astrofizyków, który w publikacjach popularnonaukowych próbują przybliżyć tajniki swojej dziedziny laikom. Autor "Astrofizyki dla zabieganych" idzie o krok dalej, bo nadaje swojej publikacji pożądaną kompaktowość. Ta książka to właściwie zbiorek nie za długich felietonów, z których każdy opiewa wspaniałości i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-12-29
"Współczesną rolą średniowiecznych zamków wydaje się status atrakcji turystycznej. W Wielkiej Brytanii i innych miejscach można przy użyciu wyobraźni cofnąć czas - stojąc wśród trawy zamkowego dziedzińca i na nowo zaludniając zwietrzałe kamienne blanki oraz wieże. Przed oczami odmalowują się dawno zniszczone drewniane przybudówki, niegdyś pełne łuczników i rycerzy, służących, koni i woźniców. Widać lorda i jego panią wraz z ich gośćmi; są tu sokoły i kręcą się psy myśliwskie; w tle mamy świnie i drób. Jednym słowem - zanurzamy się w to niechlujne, niebezpieczne i nieprzyjemne, a jednak zarazem tak nieodparcie czarujące życie trzynastego stulecia."
To powyżej to ostatni (nie licząc przypisów i dodatków) akapit "Życia w średniowiecznym zamku". Książka ta to odgrzany na fali popularności "Gry o tron", zorientowany mediewistycznie kąsek z lat 70. Przytoczony fragment stanowi co prawda swoiste podsumowanie treści, ale może sugerować, że autorom udało się przedstawić podejmowaną tematykę w sposób szczególnie obrazowy, przekonujący i żywy - tymczasem równy, ale mało porywający styl i swoiście podręcznikowa wymowa są głównymi słabościami tej książki.
Trzeba przyznać, że autorzy przedstawili temat wieloaspektowo, dzieląc treść na uporządkowane i łatwo strawne rozdziały, w których nie brak ciekawych szczegółów; jednak ich sprawność w zarażaniu czytelnika pasją jest raczej umiarkowana. Treść per se jest interesująca, ale forma przypomina momentami repetytorium maturalne w wydaniu rozszerzonym, jeśli przymknąć oko na raczej niepodręcznikowe lekkie nadużywanie pewnych zwrotów ("tak naprawdę", "niemniej", "przykładowo" - o to drobne uchybienie obwiniam tłumacza). Do tego treść, mimo że rzeczywiście dość różnorodna (od zagadnień ogólnych, np. o tajnikach lenna i struktury feudalnej, po bardziej szczegółowe, jak polowania, wystrój sypialni i funkcjonowanie zamkowej kuchni), jest na tyle skrótowa, że sprawdziłaby się chyba lepiej w formie popularnonaukowego dodatku historycznego do jakiegoś czasopisma, i to na rynek brytyjski - autorzy w swoich zainteresowaniach nie wyściubiają nosa poza rodzimą wyspę.
"Życie w średniowiecznym zamku" może być rzeczywiście przydatnym źródłem dla kogoś, kto szuka czysto technicznych i merytorycznych, ale podanych w przystępnie skrótowej formie szczegółów; w tym kontekście nie dziwię się, że G. R. R. Martin mógł wertować ten tytuł z pożytkiem dla realizacji własnych pomysłów fabularnych.
Takżeee tego. Książka nie jest zła, ale to żaden must-read. Nie ma co się zabijać o zdobycie tej pozycji, ale jak już znalazła się przypadkiem w okolicy, można przeczytać bez ryzyka poczucia straty czasu.
"Współczesną rolą średniowiecznych zamków wydaje się status atrakcji turystycznej. W Wielkiej Brytanii i innych miejscach można przy użyciu wyobraźni cofnąć czas - stojąc wśród trawy zamkowego dziedzińca i na nowo zaludniając zwietrzałe kamienne blanki oraz wieże. Przed oczami odmalowują się dawno zniszczone drewniane przybudówki, niegdyś pełne łuczników i rycerzy,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-12-15
Bardzo ciekawa książeczka. Książeczka, bo nie do końca książka - nie próbuję tu bynajmniej użyciem zdrobnienia zdyskredytować zawartości, tylko zwrócić uwagę na długość, a raczej krótkość; niezgorsza interlinia i z rozmachem zaznaczone marginesy sprawiają, że "Mózg rządzi" to rozrywka na jeden wieczór, góra dwa (co dziwi, zwłaszcza że autorka w posłowiu przyznaje, że nie poruszyła wielu tematów - ciśnie się na usta pytanie, dlaczego?). Trzeba jednak przyznać, że pozycja jest bardzo przyjemna w czytaniu i rzeczywiście wciągająca, a że wydawca nie przesadził z ceną, to może i to dobry deal.
Autorka w swojej książce przedstawia neurobiologię w łatwostrawnej pigułce - konsekwentnie unika używania słownictwa specjalistycznego i zbyt już zawiłych szczegółów anatomii, co sprawia, że tekst jest rzeczywiście zrozumiały, nawet, jak mniemam, dla kompletnego laika. Dodam, że to przede wszystkim kompletnemu laikowi pozycja ta powinna się wydać szczególnie atrakcyjna. Mnie trochę ciężko było wyrobić sobie ostateczną opinię, bo zbiegiem okoliczności mam, erm, doktorat z neuropsychofarmakologii i ze wszystkimi historiami i ciekawostkami przedstawianymi przez autorkę miałam do czynienia już jakieś milion pięćset sto dziewięćset razy; naprawdę, to taki podstawowy kanonik neurobiologiczny używany do robienia wrażenia na studentach, i to studiów licencjackich: przerośnięte hipokampy londyńskich taksówkarzy, zmieniona o 180 stopni osobowość Phineasa Gage'a, któremu przebił głowę metalowy pręt, zespół obcej ręki, lobotomia... Jedynej ciekawostce, z którą się do tej pory nie zetknęłam (albo się zetknęłam, ale mój hipokamp nie chce podzielić się tą siecią neuronalną z korą przedczołową), "zielonej plamce zazdrości", autorka poświęciła dokładnie dziesięć linijek (policzyłam).
Mimo wszystko jednak warto przeczytać tę pozycję. Naprawdę dobrze się ją pochłania, przyjemnej nutki humoru nie zabrakło, acz może nie w takim natężeniu, jak reklamuje to przedmowa napisana przez norweską noblistkę May-Britt Moser. Podobały mi się też dyskretne, bezpretensjonalne rady dawane przez autorkę, swoiste wskazówki jak "współpracować" ze swoim mózgiem, żeby współpraca była efektywna. :D Dzięki nad wyraz jasnemu wyłożeniu podejmowanych tematów książkę z przyjemnością przeczyta nawet młodsza młodzież, powiedzmy dwanaście plus. Nie jest to wada, na pewno fajnie mieć taką uniwersalną pozycję w swojej biblioteczce.
Podsumowując, dziełko bynajmniej nie jest szczególnie odkrywcze jeśli ktoś chociaż przez chwilę posiedział już w temacie, ale jest bardzo przystępne i sensowne - na tyle, że z przyjemnością przeczytam je kiedyś ponownie.
Bardzo ciekawa książeczka. Książeczka, bo nie do końca książka - nie próbuję tu bynajmniej użyciem zdrobnienia zdyskredytować zawartości, tylko zwrócić uwagę na długość, a raczej krótkość; niezgorsza interlinia i z rozmachem zaznaczone marginesy sprawiają, że "Mózg rządzi" to rozrywka na jeden wieczór, góra dwa (co dziwi, zwłaszcza że autorka w posłowiu przyznaje, że nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-09-08
Czy da się napisać historię prawie wszystkiego? Jak się okazuje, da się, i jeszcze przy tym da się zmieścić ją na niecałych pięciuset stronach. Świetna książka Billa Brysona przypomina stół szwedzki z pysznym wyborem różnorodnych miniaturowych przekąsek - dokładnie przekąsek trzydziestu, bo tyleż niedługich rozdziałów liczy to wydawnictwo. Każdy rozdział poświęcony jest innemu interesującemu zagadnieniu z wielkiej puli tematów nauk ścisłych i o życiu, w przemyślanej kolejności - od powstania wszechświata, przez fizykę kwantową, geologię, oceaniczne głębie i wulkany, po powstanie życia, od bakterii po człowieka, z szalenie mocnym końcem na temat rozplenienia się homo sapiens na Ziemi ze szkodą dla bioróżnorodności planety (smutne fakty, drodzy państwo).
Wobec tak atrakcyjnie przystępnej formy poruszanych treści nie pozostaje nic innego, jak przekąszać każdy temat po kolei - to oczywiście nie jest to zagłębianie się w istotę rzeczy, raczej ich liźnięcie z wierzchu, że tak to ujmę - ale tym lepiej, bo można przekonać się, które tematy są subiektywnie bardziej interesujące dla dalszego wwiercania się w nie, a które nas, oględnie mówiąc, nie kręcą aż tak bardzo.
Bill Bryson pisze w sposób rzetelny (na ile pozwala zwięzła forma, jaką sobie narzucił), zaangażowany, prosty, ale nie nazbyt uproszczony, a do tego subtelnie dowcipny - nie sądziłam, że możliwe jest pisanie w zabawny sposób o skamielinach czy porostach, ale właśnie ta sztuka udaje się autorowi - pyszności!
Jedyne, czego mi zabrakło w "Krótkiej historii..." to pewien ważny aspekt popularyzatorskiej strony nauki - mianowicie nie tylko odpowiedzi na to, CO obecnie wiadomo według współczesnej nauki, ale też SKĄD to wiadomo. Inna sprawa, że wyjaśnianie w przystępny sposób takich techniczno-metodologicznych zawiłości byłoby już zapewne zbyt karkołomnym zadaniem.
Tak czy inaczej, książkę tę nie tylko jak najbardziej warto przeczytać, ale warto też ją kupić i mieć na półce w wersji papierowej. Jest to taki typowy "zarys wstępu do podstaw" pozwalający się jako tako zorientować, o co w ogóle biega w tym wszystkim naokoło. Takie akcesorium na pewno przyda się w każdym gospodarstwie domowym. :)
Drogi wszechświecie, właśnie takich popularyzatorów nauki nam trzeba.
Czy da się napisać historię prawie wszystkiego? Jak się okazuje, da się, i jeszcze przy tym da się zmieścić ją na niecałych pięciuset stronach. Świetna książka Billa Brysona przypomina stół szwedzki z pysznym wyborem różnorodnych miniaturowych przekąsek - dokładnie przekąsek trzydziestu, bo tyleż niedługich rozdziałów liczy to wydawnictwo. Każdy rozdział poświęcony jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-27
Napisana przez lekarza, społecznika, badacza i wziętego wykładowcę książka łącząca zalety pozycji popularnonaukowej i poradnika.
Profesor Rosling w toku swojej kariery naukowej zaobserwował, że ludzie (niezależnie od poziomu wykształcenia i specjalizacji zawodowej, jak udowodniły testy) mają tendencję do postrzegania świata w czarnych barwach, a jeśli w swoich osądach opierają się na wiedzy ogólnej, to nierzadko będącej znacznie przestarzałą. Wraz z synem i synową postanowił więc wytropić i nazwać te prawdopodobnie ogólnoludzkie "instynkty", których produktami są błędne oszacowania, i zastanowić się, jak przezwyciężyć odruch myślowego chodzenia na skróty na rzecz bardziej obiektywnej oceny rzeczywistości - ostatecznie wszyscy chyba lubimy myśleć o sobie, że w swoich ocenach nie kierujemy się subiektywizmem, ale widzimy świat takim, jakim jest.
Efektem tej rodzinnej pracy zespołowej jest właśnie "Factfulness", czyli przejrzysta analiza potencjalnych przyczyn widzenia świata w krzywym zwierciadle, wraz z propozycjami praktycznych rozwiązań do wdrożenia od zaraz - każdy rozdział zwieńczono wygodnym podsumowaniem wyłożonym w zwięzłych punktach (stąd moje skojarzenia z poradnikiem). Celem całości jest pomoc czytelnikowi w wyciąganiu wniosków opartych na faktach, a nie uprzedzeniach, wyobrażeniach, oczekiwaniach czy emocjach.
Jest to oczywiście bardzo trudne, a jak trudne, udowadnia niestety już pierwsza z brzegu negatywna recenzja "Factfulness" na tym portalu, więc daleko nie trzeba było szukać... Prostuję: autor wcale nie jest hurraoptymistą, który stara się nas przekonać, że świat jest cudowny, a problemy nie istnieją, wręcz przeciwnie. Nie stara się też bagatelizować cierpienia i umniejszać ogromu tragedii, na przykład dzieci, które co roku umierają z powodu niedostatecznej opieki zdrowotnej, wręcz przeciwnie bis - i nawet zwraca uwagę czytelnika na dramatyczne dane, które są pomijane przez media jako "mniej atrakcyjne". Podkreśla (pisząc o tym cały podrozdział) że "lepsze" zazwyczaj nie znaczy "dobre". Znajduje też w swojej publikacji miejsce na cały rozdział poświęcony realnym współczesnym zagrożeniom (w którym wymienia niszczenie środowiska i globalne ocieplenie z imienia i nazwiska). Aha, no i wcale nie jest statystykiem siedzącym w głębokim fotelu nad anonimowymi danymi i wykresami z dala od realnego cierpienia - to lekarz i badacz, który zjeździł pół świata, żeby realnie pomagać innym, niekiedy z narażeniem życia własnego i swojej rodziny. Bardzo dziwi mnie więc recenzja użytkowniczki Salma, która to recenzja jest albo k o m p l e t n i e niemerytoryczna, albo czytałyśmy dwie różne książki. Szkoda by było zdyskwalifikować pozycję w przedbiegach na podstawie tak bezpodstawnych (sory memory, to prawda, służę w razie wu numerami stron) zarzutów, więc oczywiście polecam mimo wszystko przeczytać i wyrobić sobie własną opinię.
Podsumowując, "Factfulness" to niewątpliwie potrzebna pozycja (niby "wystarczy myśleć i analizować", ALE...), do tego opracowana w sposób naprawdę przemyślany, co wzbudza podziw tym większy, że autor pracował nad tą książką będąc chorym (śmiertelnie, jak dowiadujemy się z posłowia) na raka trzustki. Jest oczywiście wyładowana po brzegi danymi i wykresami, ale czym byłaby książka o ocenie rzeczywistości opartej na faktach bez faktów - poza tym nie warto bać się wykresów. Wystarczy sobie wyobrazić, jak wyglądałoby to wydanie, gdyby wszystkie ilustracje zastąpiono długimi i żmudnymi opisami słownymi... Niewątpliwą zaletą książki jest to, że wcale nie trzeba być naukowcem, żeby ją zrozumieć, to rzeczywiście przystępna literatura popularnonaukowa - warto jednak, co chyba oczywiste, przeczytać ją UWAŻNIE.
Autorzy naprawdę wykonali kawał dobrej roboty, pozycja nie sprowadza się bynajmniej do oczywistego "weźcie myślcie i już", sądzę, że każdy może z niej wynieść coś wartościowego, nawet jeśli nie wszystkie pomysły autorów dadzą się od razu wykorzystać w praktyce. Nie jest bez wad, ale warto ją znać. Polecam z przekonaniem.
Napisana przez lekarza, społecznika, badacza i wziętego wykładowcę książka łącząca zalety pozycji popularnonaukowej i poradnika.
Profesor Rosling w toku swojej kariery naukowej zaobserwował, że ludzie (niezależnie od poziomu wykształcenia i specjalizacji zawodowej, jak udowodniły testy) mają tendencję do postrzegania świata w czarnych barwach, a jeśli w swoich osądach...
Książka jest niby ciekawa ale tak naprawdę nie jest.
Niech spróbuję dojść do ładu z własną oceną.
Autor naświetla fascynujący mimo wszystko temat wykorzystania danych z sieci na wielką skalę do badań naukowych, co sprawia, że socjologia jako nauka zyskuje zupełnie nowy wymiar (zdecydowanie bardziej ścisły niż drzewiej bywało). Koniec z anonimowymi ankietami w których można kłamać, koniec z atrakcyjnymi ankieterami i ankieterkami na których chce się zrobić wrażenie (i kłamać, żeby osiągnąć ów mało naukowy cel), koniec z liczebnością próby n = 16. Jeśli gdzieś ludzie mówią prawdę (choć nie wprost) to jest to okienko wyszukiwarki internetowej, dane są BIG, a wnioski z analizy tychże mogą oczywiście być przełomowe i mocno zaskakiwać.
Faktyczna treść tej książki to właściwie zbiór gazetowych ciekawostek, takiej malutkiej szpalty "Czy wiecie, że...?", i niestety każdy z podejmowanych tematów dałoby się zamknąć w jednym-dwóch zdaniach czy góra jednym akapicie, ale autor postanowił wyjaśnić każdą poruszaną kwestię (a jest ich multum) o wiele bardziej szczegółowo, nawet zbyt szczegółowo.
Zakres tematyczny od Sasa do Lasa: wybory (autor mieszka w USA i rzadko kiedy włącza jakiś inny kraj do swoich rozważań), sport (amerykański futbol, wyścigi konne i kto wie co jeszcze), telemedycyna, demografia, przestępczość, rasizm, seks w różnych wydaniach itede, itede. Jest faktem, że nowe możliwości technologiczne udowadniają wcześniej nieudowadnialne (na przykład że rzekome istnienie tzw. pomyłek freudowskich to bzdura i wiele innych), ale wnioski autora jak na naukowca wydają mi się zbyt często jakieś takie zbyt naciągane. Na przykład: autor obserwuje, że w mediach społecznościowych ludzie chcą się pokazać w dużo lepszym świetle niż smutna prawda. No fakt, niewątpliwie. Z drugiej strony: tenże sam autor obserwuje, że ludzie znacznie częściej polecają swoim znajomym artykuły z pozytywnymi wiadomościami, i na tej podstawie wyciąga wniosek, że dobre wieści cieszą się większym zainteresowaniem niż niedobre - jakby zupełnie nie brał pod uwagę zmieniającego naprawdę wiele czynnika interakcji z drugą osobą i chęci pokazania się w odpowiednim świetle, mimo że w kwestii natury social mediów nie miał z tym problemu. Albo: autor obserwuje, że wiele osób wyszukuje filmy porno z performerami o nietypowych cechach wyglądu (fat women, ugly men) i na tej podstawie wnioskuje optymistycznie: nie przejmuj się, jeśli nie spełniasz standardów piękna, wiele osób chciałoby poznać właśnie kogoś takiego jak ty. Oczywiście znowu jest prawdą że nie ładne, co ładne, ale co się komu podoba, a nie wszystkim podoba się to samo, obserwacja jako taka nie jest więc nieprawdziwa. Tylko że uzasadnienie tego wniosku jest IMO zupełnie nieuprawnione: jestem przekonana, że fakt, że ktoś lubi oglądać porno z tym a nie z innym, wcale nie musi oznaczać, że wyszukiwacz dokładnie takie wrażenia chciałby przeżywać na co dzień. Sporo kobiet (20% podobno) jest zainteresowanych pornografią pełną przemocy. Przez analogię z poprzednią konkluzją autora fakt ten powinien prowadzić do prostego wniosku, że co piąta kobieta chciałaby być pobita i zgwałcona, albo chciałaby być świadkiem pobicia i gwałtu na kimś innym. No sorry, ale nie, po prostu nie, to tak nie działa.
A poza tym mimo różnorodności tematycznej i wielu zaskakujących faktów książka zdołała mnie dość mocno znudzić i musiałam się naprawdę postarać żeby zmęczyć ją do końca. Nie wiem, jak autor to zrobił, przecież to taki koszyk życiowych różności. Co poszło nie tak? W posłowiu autor twierdzi, że ma obsesję na punkcie dopracowania tekstu i że każdy rozdział z książki miał nawet kilkadziesiąt wstępnych szkiców. Efekt jednak chyba nie był wart tego poświęcenia i czasu. Prywatne rozważania autora na temat własnej babci, obiadów rodzinnych i poszukiwaniach kandydatki na żonę też nie pomogły. Niektórzy widać są dobrymi gawędziarzami i nawet najnudniejszą treść są w stanie podać w sposób atrakcyjny, a inni z atrakcyjnej treści są w stanie zrobić coś nudnawego. Niestety nie wróżę autorowi kariery wielkiego popularyzatora nauki, ale może się mylę.
Podobno jest drugi tom, ale już raczej odpuszczam.
Książka jest niby ciekawa ale tak naprawdę nie jest.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNiech spróbuję dojść do ładu z własną oceną.
Autor naświetla fascynujący mimo wszystko temat wykorzystania danych z sieci na wielką skalę do badań naukowych, co sprawia, że socjologia jako nauka zyskuje zupełnie nowy wymiar (zdecydowanie bardziej ścisły niż drzewiej bywało). Koniec z anonimowymi ankietami w których...