Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

http://fan-dom.pl/2013/08/12/wurt-recenzja/

"Rocznica wydania jakiejś książki to bardzo dobry czas, aby przypomnieć czytelnikom o jej istnieniu, a ludziom, którzy jeszcze jej nie znają, dać sposobność na zapoznanie się z nią. Dodanie do nowego wydania czegoś, co w starszym się nie znalazło sprawia, że zakup nie będzie aż tak bolał, jeżeli ma się już tę książkę na półce. To tak samo dobry pomysł dla osób, które powieści nigdy nie czytały, a chciałyby. Dwudziestolecie wydaje się idealnym czasem – ukształtowało się nowe pokolenie, które z chęcią sięgnie po kultową powieść. Wydawnictwo MAG świetnie więc wcisnęło się w ten okres z wydaniem książki Wurt Jeffa Noona, pozwalając mi na zapoznanie się z tą świetną historią."

http://fan-dom.pl/2013/08/12/wurt-recenzja/

"Rocznica wydania jakiejś książki to bardzo dobry czas, aby przypomnieć czytelnikom o jej istnieniu, a ludziom, którzy jeszcze jej nie znają, dać sposobność na zapoznanie się z nią. Dodanie do nowego wydania czegoś, co w starszym się nie znalazło sprawia, że zakup nie będzie aż tak bolał, jeżeli ma się już tę książkę na półce. To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

http://fan-dom.pl/2013/07/19/jonathan-strange-i-pan-norrell-recenzja/

"Z całą pewnością mogę stwierdzić, że to najlepsza powieść wydana w tym roku. Napisana w sposób wyjątkowy i spotykany tylko w tych książkach, które po przeczytaniu wspomina się latami i wpycha znajomym. Niezobowiązująca i lekka, acz momentami dająca do myślenia. Wciągająca, trzymająca w napięciu, a kiedy się skończy te 800 stron, chce się więcej i więcej. Mimo tego że ma 9 lat, a kiedyś już została wydana w Polsce, wydawnictwo MAG zwróciło nam magię do książek, ponownie wydając tę pozycję."

http://fan-dom.pl/2013/07/19/jonathan-strange-i-pan-norrell-recenzja/

"Z całą pewnością mogę stwierdzić, że to najlepsza powieść wydana w tym roku. Napisana w sposób wyjątkowy i spotykany tylko w tych książkach, które po przeczytaniu wspomina się latami i wpycha znajomym. Niezobowiązująca i lekka, acz momentami dająca do myślenia. Wciągająca, trzymająca w napięciu, a kiedy...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz część 1 Ed Brubaker, Steve Epting, Michael Lark, John Paul Leon, Tom Palmer
Ocena 7,2
Kapitan Ameryk... Ed Brubaker, Steve ...

Na półkach: , , , ,

Nigdy nie interesowała mnie postać Kapitana Ameryki. Może dlatego, że jest to typowo amerykański superbohater? Może dlatego, że jest zbyt wyidealizowany? Steve Rogers nigdy nie wydawał mi się ważną postacią w świecie Marvela. Bardziej funkcjonował w nim jako symbol, człowiek-legenda, żołnierz doskonały, prosty, bez problemów. Jego historie jawiły mi się jako nieskomplikowane i polegające na rozgramianiu ruskich bądź nazistów. I tak w kółko. Nawet film o nim nie wywołał we mnie żadnej euforii i obejrzałem go, ponieważ był w pierwszej filmowej fazie Marvela. A potem pojawił się Zimowy Żołnierz w Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela i szczerze zaiskrzyło.

Fabuła na pierwszy rzut oka wydaje się dosyć prosta: ginie odwieczny wróg Kapitana, Red Skull, a bohater wraz z SHIELD próbują dowiedzieć się kto go zabił i starają się odnaleźć w Europie bomby, które nazista miał zamiar rozbroić przed śmiercią. Kapitan mierzy się też ze swoją przeszłością, usiłując przypomnieć sobie okoliczności śmierci swojego kompana i przyjaciela, Bucky’ego. Historia z każdą kolejną stroną robi się coraz ciekawsza, pojawiają się nowe wątki, klimat się zagęszcza, scenarzysta odpowiednio buduje napięcie, powoli odkrywając karty.

Niestety cały czas wydaje się, jakby gdzieś już to było. Może i w filmach o superbohaterach osobiste problemy, które odbijają się na ich skuteczności, to nowość, ale w komiksie to już temat oklepany. Fabuła momentami wydaje się przegadana, pomimo akcji cały czas posuwającej się naprzód, ale warto zauważyć, że sprzyja to nakreśleniu portretu psychologicznego postaci. I to Edowi Brubakerowi się udaje. Kapitan Ameryka staje się bardziej autentyczny, gubi gdzieś swoją doskonałość i niezniszczalność, staje się bardziej człowiekiem z problemami. Nawet mimo tego, że pierwsza część sugeruje, jakoby myśli o przeszłości pochodziły z zewnątrz. Scenarzysta kruszy posąg superżołnierza dzięki świetnej, jednej scenie z Crossbonesem, a to dopiero początek.

Niestety nie zaskakują rysunki i kolory. Steve Epting wykonuje tutaj typowo rzemieślniczą pracę, jest nudno, sztampowo, bez rozmachu, która przydałaby się niektórym kadrom. Szczególnie tym przedstawiającym pojedynki, te są najmniej ciekawe i porywające, a to duży minus w historii o superherosie, jakim jest Kapitan Ameryka. Kolory Franka D’Armata również nie przyciągają wzroku. Widać, że stara się, aby historia wydawał się mroczna i przygnębiająca, ale zdecydowanie mu się to nie udaje. Prawdopodobnie przez słabą pracę rysownika. Zaskakujący za to jest zeszyt 7. Zmieniono tutaj rysownika i głównego bohatera historii. Scenarzysta inaczej rozłożył akcent w opowieści, przez co nieznana mi postać zyskuje ciekawy rys psychologiczny. Nie przeszkadzają ogólnikowe rysunki Johna Paula Leona, a nawet lekko wspomagają scenariusz, przez co bardziej możemy skupić się na problemie protagonisty.

Warto zapoznać się z tym komiksem z czterech powodów. Po pierwsze dlatego, że przedstawia ciekawą, wielowątkową acz nieskomplikowaną historię z kilkoma mocnymi momentami. Po drugie, bo w przyszłym roku do kin wchodzi film na podstawie tego albumu. Po trzecie, samo to, że został wydany powinno zachęcić do jego przeczytania, tym bardziej, że komiksy z Kapitanem Ameryką rzadko pojawiają się w Polsce (ostatni 16 lat temu!). Poza tym to naprawdę dobra, wciągająca historia, wiele mówiąca o legendzie wśród herosów. Już oczekuje drugiej części Zimowego Żołnierza.

http://fan-dom.pl/2013/07/17/8190/

Nigdy nie interesowała mnie postać Kapitana Ameryki. Może dlatego, że jest to typowo amerykański superbohater? Może dlatego, że jest zbyt wyidealizowany? Steve Rogers nigdy nie wydawał mi się ważną postacią w świecie Marvela. Bardziej funkcjonował w nim jako symbol, człowiek-legenda, żołnierz doskonały, prosty, bez problemów. Jego historie jawiły mi się jako...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wiem, że to nie tylko autobiografia, ale też historia o człowieku, który poznaje w swoim życiu Boga, ale druga część, w której Head go odnajduje, staje się nudną i pełną od pustych morałów opowiastką godną mistrza Coelho.

Wiem, że to nie tylko autobiografia, ale też historia o człowieku, który poznaje w swoim życiu Boga, ale druga część, w której Head go odnajduje, staje się nudną i pełną od pustych morałów opowiastką godną mistrza Coelho.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

http://fan-dom.pl/2013/03/26/czas-poza-czasem-recenzja/#more-7432

"Ragle Gumm to człowiek prowadzący najbardziej nudne i regularne życie, jakie tylko można sobie wyobrazić. Jego codzienność składa się z rozwiązywania gazetowej zagadki, dzięki której zarabia pieniądze, spędzając nad nią kilka godzin dziennie. Wszystko układa się idealnie aż do momentu w którym Ragle znajduje stare gazety, w których nie rozpoznaje gwiazd telewizji oraz słyszy dziwne audycje w radiu siostrzeńca i komunikaty pilotów niewidzialnych statków. Od tej chwili główny bohater zaczyna zastanawiać się nad budową swojego dotychczasowego życia, nad otaczającymi go ludźmi oraz rzeczywistością, w której przyszło mu żyć. Jego myśli krążą nad budową świata jako miejsca pełnego ułudy i namacalnego mirażu, aż popada on w paranoję, a wszystko, co dotychczas znał, zaczyna się kruszyć, aby w mgnieniu oka pęknąć niczym bańka mydlana, ukazując prawdę."

http://fan-dom.pl/2013/03/26/czas-poza-czasem-recenzja/#more-7432

"Ragle Gumm to człowiek prowadzący najbardziej nudne i regularne życie, jakie tylko można sobie wyobrazić. Jego codzienność składa się z rozwiązywania gazetowej zagadki, dzięki której zarabia pieniądze, spędzając nad nią kilka godzin dziennie. Wszystko układa się idealnie aż do momentu w którym Ragle...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Coś na Progu nr 5 / listopad-grudzień 2012 Robert Bloch, Bartosz Czartoryski, Stefan Grabiński, Robert E. Howard, Tomasz Kaczmarek, Thomas Ligotti, H.P. Lovecraft, Łukasz Śmigiel, Marcin Wroński
Ocena 7,2
Coś na Progu n... Robert Bloch, Barto...

Na półkach: , , , ,

Trochę dłużej niż zwykle przyszło nam czekać na kolejny, piąty już, numer „Coś na progu”, ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że było na co czekać. Listopadowo-grudniowe wydanie to jak na razie najlepszy z dotychczasowo stworzonych przez Wydawnictwo Dobre Historie.

Tematem przewodnim aktualnego numeru są wszelakie potwory jakie dotychczas pojawiły się w różnych dziedzinach popkultury. Co zaskakujące twórcy artykułów nie opisują typowych przedstawicieli tego gatunku horrorów, a przedstawiają monstra mało znane przez co każdy z tekstów czyta się z zaciekawieniem. Publicyści wybrali swoje tematy z prawie każdej z dziedzin kultury masowej. Filmu: „Potwór z czarnej laguny” Radosława Pisula, „10 ton nacisku” Kamila Dachnija (o filmie „Szczęki” Stevena Spielberga), „Bestiariusz Guillermo Del Toro” Przemysława Pieniążka czy „Grunt to rodzina” Ady Struś - opisujący historie znanej wszystkim Rodziny Adamsów; muzyki: „Edward The Head” ponownie Ady Struś – artykuł o przerażającej maskotce zespołu Iron Maiden; komiksu – „Ranxerox: historia człowieka-kopiarki” Jana Wieczorka i „DC Comics: Uniwersum Strachu” Łukasza Buchalskiego; inne mieszające ze sobą owe dziedziny: „Piękne i Bestie” Renaty Łukaszewskiej opisuje ewolucje historii o kobiecie, która chciała udobruchać potwora, „Co cię nie rozśmieszy, to zabije” Radosława Pisuły o morderczych klaunach w popkulturze oraz „Potwory, których pragniesz” Norberta Nowaka – spis diabolicznych, nie tylko dzięki swojemu wdziękowi, kobietach w anime.

Każdy z autorów podchodzi inaczej do powierzonego mu im tematu. Niektórzy szczegółowo i skrupulatnie przedstawiają wybrane monstra, inni zaś delikatnie muskają temat, ale dzięki temu zaciekawiają czytelnika, zachęcając go do zagłębienia zagadnienia samemu.

Dalej mamy wywiad z Thomasem Ligottim i przedruk rozmowy ze Stefanem Grabińskim z „Głosu Literackiego”. O ile wywiad z polskim pisarzem to zajmująca rozmowa o literaturze fantastycznej z czasów życia autora oraz jego subiektywna ocena pojawiających się wtedy tekstów to niestety nie mogę pochwalić zabiegu dokonanego przez wydawnictwo przy podziale wywiadu z Ligottim na dwie części. Nie dość, że jest to pisarz na naszym polskim poletku mało znany, a wywiad zaciekawi chyba każdego fana grozy, bezsprzecznie więc podzielenie wywiadu tylko uderza w chęć promocji tegoż niesamowitego autora w Polsce. Dodać należy też, że druga część wywiadu, ukazana w tym numerze, odnosi się do opowiadania zamieszczonego w numerze 4 pt.: „Sekta idioty”. Nie popieram takiego rodzaju sprzedaży pisma, ale muszę też zachęcić do przeczytania całego wywiadu oraz opowiadania, ponieważ Thomas Ligotti to nie tylko wyśmienity twórca, pełnymi garściami czerpiący z twórczości takich tuz literatury jak H.P. Lovecraft, Bruno Schultz, Poe czy Grabiński, który dzięki mieszance tych autorów stworzył swój własny styl, ale też człowiek niezwykle specyficzny, neurotyczny, tajemniczy z wieloma fobiami, o których opowiada w rozmowie, przez co żyjący głównie w samotni.

Dział następny to „Proza/poezja”, o ile dział ten drugi człon nie zachwyca niczym wartym zapamiętania to proza stoi na wysokim poziomie. Każde z opowiadań wyróżnia użyta konwencja ale zostają one w obrębie tematyki numeru.

Mark Tufo serwuje nam „Riley” będący opisem początku zombie apokalipsy z perspektywy psa, a dokładnie buldoga amerykańskiego. Może nie zadziwia on niczym szczególnym w gatunku horrorów o żywych trupach, ale na pewno ciekawie opisuje znane nam już zdarzenia z podobnych historii.

„Pulp Thing” to opowiadanie z nurtu tych prześmiewczych gatunkowo, pastiszów, który pod każdym względem nabija się z filmów pulpowych. Opisy są krótkie, dialogi drętwe, a stwór atakujący grupkę imprezujących nastolatków na wyspie, nawet wyspa się pojawiła, wydaje się jakby był z gumy. Ten tekst zdecydowanie spodoba się fanom filmów „monster attack” z lat 50tych i 60tych jak „Zabójcze ryjówki” i mu podobnych.

Na sam koniec dostajemy opowiadanie Roberta E. Howarda, przyjaciela Lovecrafta, które stylizowane jest na teksty tego drugiego. Choć „Kopytne monstrum” nie posiada tak tajemniczego i niespokojnego lovecraftowskiego klimatu to jest genialną mieszanką tego co najlepsze u obu autorów. „Kopytne monstrum jest też swoistą promocją zbioru opowiadań Howarda „Królestwo Cieni i inne opowiadania z mitologii Cthulhu” spod szyldu wydawnictwa Agharta, który to niedawno ukazał się drukiem.

Strefa kryminału zawiera kolejną część leksykonu skandynawskich detektywów (tym razem jest to Malin Fors stworzona przez Monsa Kallentofta) oraz trzy artykuły: „Sztuka kradzieży, kradzieże sztuki: Policjanci z Bostonu” Zofii Urszuli Kalety – tekst o jednym z najlepszych kradzieży dzieł sztuki w historii Stanów Zjednoczonych; „Medyk Sądowy na miejscu przestępstwa – Kolory śmierci” wywiad kryminalny Sebastiana Zakrzewskiego z lek. med. Radosławem Drozdem o pośmiertnych działaniach krwi. Ostatni jest najbliższy memu sercu i najciekawszy: „Paranormalni detektywi” Marcina Waincetela opisuje historie i ewolucje detektywów polujących na wszystko co nadprzyrodzone, artykuł zaopatrzony jest również w spis tych co ciekawszych.

Na koniec zostaje nam dział „Varia”, komiksy i felietony. W pierwszym znajdziemy teksty o nazi-fiction (Wojciech Sawłowicz), kobietach w horrorze, czyli „Scream Queens” Martyny Bieżyńskiej a Natalia Kościńska przedstawia żywe trupy w kulturze słowiańskiej oraz artykuł Łukasza Buchalskiego o mashupie grozy jaki prezentuje gra MMO „The Secret World”.

Następnie dwa komiksy: „Mróz” i „Midnight City”, które będą miały kontynuację w następnym numerze, co ponownie uznaje za minus dla „Coś na progu”, ponieważ wolałbym tutaj znaleźć jeden, ale cały komiks, niż po raz kolejny trafić na podział.

Felietony to trzy znane nam nazwiska: Robert Bloch, Marcin Wroński i Bartosz Czartoryski. Pierwszy opowiada o swojej znajomości z H.P. Lovecraftem i jej skutkach, drugi o tym ze straszniejsi są ludzi niż wszelakie monstra, trzeci zaś o powstającej pierwszej polskiej Urban Legend: złowieszczej małpie z Dolnego Śląska.

I na tym koniec. Odniosę się tylko do początku mojej recenzji, w której stwierdziłem, że numer piąty „Coś na progu” jest jak na razie najlepszym, pomimo błędów, które przedstawiłem. Niech zwiastunem będzie sama okładka autorstwa Michała Oracza – totalny misz-masz ale wszystko na naprawdę wysokim poziomie. Zdecydowanie polecam!

Trochę dłużej niż zwykle przyszło nam czekać na kolejny, piąty już, numer „Coś na progu”, ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że było na co czekać. Listopadowo-grudniowe wydanie to jak na razie najlepszy z dotychczasowo stworzonych przez Wydawnictwo Dobre Historie.

Tematem przewodnim aktualnego numeru są wszelakie potwory jakie dotychczas pojawiły się w różnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niektóre książki budują wokół siebie pewną dozę tajemniczości. Czasami zdarza się to za sprawą odpowiedniego chwytu marketingowego, innym razem jest to po prostu przypadek, kiedy o powieści bądź autorze znajdujemy bardzo niewiele. Tak samo jest chyba z „Eremantą” Joanny Skalskiej.

Identycznie jak jedna z bohaterek powieści, Magda, szukałem odpowiedzi: czym może być owa „Eremanta”? O ile w książce Skalskiej jest ona tytułem tłumaczonej przez bohaterkę powieści i nazwą zagadkowego miasteczka, na którego nałożona jest klątwa milczenia, o tyle dla mnie jedyną odpowiedzą jest nazwa gatunku, którą reprezentuje powieść. Realizm magiczny. Brzmi tajemniczo, prawda?

Chociaż „Eremantę” wydało wydawnictwo Powergraph, które zajmuje się fantastyką, trudno zaliczyć tę książkę do tego gatunku, ponieważ występuje ona w książce tylko pod postacią klątwy. Zmowa milczenia, jaką nałożyli na siebie jej mieszkańcy, nie przeszkadza im w wykonywaniu podstawowych czynności, ani komunikowania się między sobą. Eremanta działa bowiem jak jeden wielki organizm, w którym każdy ma wyznaczone sobie miejsce i zadania. Kiedy do miasta przybywa ktoś z zewnątrz, jak Pedro - jeden z bohaterów powieści, musi dostosować się do panujących tam zwyczajów.

Autorka doskonale wybudowała Eremantę jako dziwnie milczącą mieścinę, wcześniej nie spotykaną w innych książkach. Czytając o każdym normalnym dniu jej mieszkańców, czujemy dziwną aurę tajemniczości i niepokoju, która nami włada, aż w pewnym momencie zaczynamy się bać. Obawiamy się jakiegoś przypadkowego, zbędnego słowa czy gwałtownego gestu, który może przerwać ten nietypowy spokój.

Joanna Skalska powoli i dyskretnie tworzy metaforę dwóch przeplatających się ze sobą historii: przebywającej w Londynie Magdy i opisywanej, a zarazem tłumaczonej przez dziewczynę, historię Eremanty. Autorka dzięki temu pokazuje nam jak ważna jest rozmowa, czy opowiadana historia, nawet błaha, oraz jak trudno czasami się porozumieć, chociażby z bliską nam osobą. Skalska opisuje dziwne, niedokładnie zrozumiałe relacje międzyludzkie wśród zagubionych bohaterów. Kreując ciszę, buduje w naszych głowach myśl: ile sami moglibyśmy wytrzymać w miejscu, w którym nie zamienimy z nikim nigdy ani jednego słowa, nie podzielimy się swoimi uczuciami, ani sami nie usłyszymy pokrzepiających słów w trudnych dla nas chwilach? Ukazuje nam, że świat bez mowy jest pustką, a człowiek, choćbyśmy przebywali z nim całe życie, w owej pustce jest nam obcy i zbłąkany w niewypowiedzianych myślach.

Choć „Eremanta” jest książką krótką, bo posiadającą zaledwie 280 stron, to zawiera w sobie wiele treści i ukrytych w fabule przemyśleń. Wprawia czytelnika w spokojny nastrój, w którym brak jakiegokolwiek niepotrzebnego napięcia. Dziwę się, że książka przeszła bez większego echa, bo doskonale reprezentuje realizm magiczny przypominając trochę „Sto lat samotności” Marqueza. To debiut naprawdę obiecujący, z pewnością będę wyczekiwał kolejnych powieści Joanny Skalskiej.

Niektóre książki budują wokół siebie pewną dozę tajemniczości. Czasami zdarza się to za sprawą odpowiedniego chwytu marketingowego, innym razem jest to po prostu przypadek, kiedy o powieści bądź autorze znajdujemy bardzo niewiele. Tak samo jest chyba z „Eremantą” Joanny Skalskiej.

Identycznie jak jedna z bohaterek powieści, Magda, szukałem odpowiedzi: czym może być owa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przeczytałem w końcu ten debiut powieściowy Simmonsa i można powiedzieć, że jestem zadowolony. Mimo tego, że nad tą książką krążą niedociągnięcia jak i schematy, które często zdarzają się debiutantom, Simmons poradził sobie całkiem nieźle i stworzył wciągający horror. Bardzo dużym plusem było tutaj zmieszanie kultury Hinduskiej z horrorem jak i obserwacje mieszkańców i całej Kalkuty czynione przez Luczaka, Amerykanina. Klimat powieści tworzy właśnie opis tego niezbyt urodziwego, brudnego i obrzydliwego miasta oraz okropnych scen, które tworzą codzienne życie mieszkańców biedniejszych części Indii.

Niestety Simmons nie postarał się jeżeli chodzi o nakreślenie postaci. Nie są one ważne dla nas, a sama opisywana historia wystarczająco wciąga - brawa dla autora za dobrze budowane napięcie - aby nie przejmować się tym małym minusem.

Nie jest to może doskonały debiut - zbyt duża schematyczność budowy powieści - ale warty zapoznania jeżeli lubi się dobry, klimatyczny horror. Jest kilka naprawdę dobrych momentów, jak i przemyśleń autora na temat kultury Indyjskiej, religii i struktury życia w Indiach, ale nadal jest to horror klasy B. No może B z plusem. Jeżeli ktoś lubi Simmonsa przeczytać powinien aby zobaczyć jak radzi sobie ten autor z grozą i jak do niej podchodzi. Dla reszty może to być tylko ciekawostka i interesujące rozpoczęcie przygody z Danem. Ja jestem zaciekawiony. Dla mnie książka bardzo dobra jak na debiut. Gdyby nie to oceniłbym ją jako dobrą.

Przeczytałem w końcu ten debiut powieściowy Simmonsa i można powiedzieć, że jestem zadowolony. Mimo tego, że nad tą książką krążą niedociągnięcia jak i schematy, które często zdarzają się debiutantom, Simmons poradził sobie całkiem nieźle i stworzył wciągający horror. Bardzo dużym plusem było tutaj zmieszanie kultury Hinduskiej z horrorem jak i obserwacje mieszkańców i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Co tu dużo mówić? Po prostu szkoda, że to już koniec. Od pierwszego tomu zacząłem swoją przygodę z fantastyką. Minęło dzięki temu 7 wspaniałych lat. Chylę czoła, perkele!

Co tu dużo mówić? Po prostu szkoda, że to już koniec. Od pierwszego tomu zacząłem swoją przygodę z fantastyką. Minęło dzięki temu 7 wspaniałych lat. Chylę czoła, perkele!

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po półtorej miesiąca w końcu zakończyłem swoją przygodę w "Innym Świecie", a trwało to tak długo ponieważ z wielkim trudem było mi rozstać się z bohaterami tego cyklu jak i z ogromnym światem jaki wykreował Tad Williams.

Ostatni tom ma aż 1000 stron i zawiera w sobie wszystko co powinien tom zamykający tak ogromną przygodę. Odpowiednią, wręcz przytłaczającą dawkę odpowiedzi, nowe zaskakujące pytania będące ostatnimi asami w rękawie autora oraz ogrom emocji towarzyszący ukochanym bohaterom.

Dodatkowo cały cykl nie można traktować jako zwykłą historię rozrywkową. To naprawdę ambitna historia, przedstawiająca setki różnych wartości, ukazująca jak niewiele zmienia się w ludziach na przestrzeni wielu lat, czy jak różnie oddziałowywują na człowieka nowinki techniczne. Zadająca pytania, na które dopiero przyjdzie nam odpowiedzieć.

Dziwię się, że jest ktoś gdzieś tam na świecie, a sądzę, że w też Polsce jest naprawdę wiele takich osób (zdecydowanie za dużo), kto jeszcze nie sięgnął po "Inny Świat" Tada Williamsa. Jeszcze bardziej jest mi szkoda tych osób, które miały w ręku przynajmniej jedną część tej serii i wybrały inną książkę w księgarni. Zdecydowanie powinniście sięgnąć po te czterotomową powieść i dać porwać się jednej z największych przygód w historii literatury fantastycznej!

P.S. Mam nadzieję, że wydawnictwo Rebis wkrótce pomoże wam i wznowi te pozycje :)

Po półtorej miesiąca w końcu zakończyłem swoją przygodę w "Innym Świecie", a trwało to tak długo ponieważ z wielkim trudem było mi rozstać się z bohaterami tego cyklu jak i z ogromnym światem jaki wykreował Tad Williams.

Ostatni tom ma aż 1000 stron i zawiera w sobie wszystko co powinien tom zamykający tak ogromną przygodę. Odpowiednią, wręcz przytłaczającą dawkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Za "Niewidzialnych" sięgnąłem dzięki młodszej, dwunastoletniej siostrze. To ona sama złapała za dwie pierwsze części i skończyła je w półtora tygodnia - co wielce mnie zdziwiło ponieważ jest to pierwsza powieść, którą skończyła, a która nie jest lekturą szkolną. Do tego trzeba dodać, że moja siostra niezbyt lubi czytać, więc dodatkowo jestem zadowolony, że coś w końcu ją wciągnęło.

Douglas, przeciętny dzieciak jakim był kiedyś każdy z nas, wyjeżdża na wakacje do swojego wujka Kena. Tam poznaje niezwykle inteligentnego Petera i Crystal, która ma zdolności telepatyczne. Douglas szybko połapie się, że te wakacje odwrócą jego życie do góry nogami.

Historia opisana w powieści Giovanni'ego Del Ponte wciąga czytelnika od samego początku mnożąc tajemnice, aby je powoli odkrywać razem z bohaterami. W "Tajemnicy Misty Bay" cały czas coś się dzieje, trudno oderwać się od fabuły pędzącej na łeb, na szyję wcale nie tracąc na rysach psychologicznych postaci. Do tego jak na książkę z gatunku powieści przygodowych dla młodzieży potrafi zaskoczyć twistami fabularnymi.

"Niewidzialni" zapowiadają się na ciekawy i przyjemny cykl. Na pewno spodoba się młodym miłośnikom magii i przygód. Zdecydowanie mogę polecić dzieciom w wieku 10-13 lat czy rodzicom, którzy chcą zaszczepić w dziecku miłość do czytania.

Za "Niewidzialnych" sięgnąłem dzięki młodszej, dwunastoletniej siostrze. To ona sama złapała za dwie pierwsze części i skończyła je w półtora tygodnia - co wielce mnie zdziwiło ponieważ jest to pierwsza powieść, którą skończyła, a która nie jest lekturą szkolną. Do tego trzeba dodać, że moja siostra niezbyt lubi czytać, więc dodatkowo jestem zadowolony, że coś w końcu ją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trzecia już część Innego Świata to jak na razie najlepsza część tego cyklu. Po wprowadzeniu (Miasto Złocistego Cienia) i drugim tomie będącym opisaniem zasad kierujących wirtualnym Innym Światem (Rzeka Błękitnego Ognia) dostajemy tom trzeci będący częścią, która jest wręcz naszpikowana akcją.

Przez 750 stron cały czas coś się dzieje i aż trudno oderwać się od lektury. Dostajemy nowe tajemnice do rozstrzygnięcia, ale i niektóre też zostają rozwiązane.

W końcu też autor lepiej przedstawia korelację pomiędzy bohaterami, lepiej poznajemy ich cele, pragnienia, Tad bardziej zagłębia się w ich psychologię.

W trzecim tomie również dostajemy najciekawszy, moim zdaniem, świat który pojawił się w tym cyklu. Aby nie spoilerować mogę jedynie napisać, że ma on związek z jednym najlepszych antycznych dramatów.

Jeżeli ktoś jeszcze nie sięgnął po serię "Inny Świat" powinien jak najszybciej. Jest to bowiem wyśmienity cykl powieściowy i chyba jeden z najlepiej skonstruowanym światem i bohaterami jaki kiedykolwiek przyszło mi czytać.

Trzecia już część Innego Świata to jak na razie najlepsza część tego cyklu. Po wprowadzeniu (Miasto Złocistego Cienia) i drugim tomie będącym opisaniem zasad kierujących wirtualnym Innym Światem (Rzeka Błękitnego Ognia) dostajemy tom trzeci będący częścią, która jest wręcz naszpikowana akcją.

Przez 750 stron cały czas coś się dzieje i aż trudno oderwać się od lektury....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Muszę przyznać, że Jakub Ćwiek chyba stracił "chęć" czy "wenę" i ostatnią część pisał na siłę. Tak aby w końcu skończyć jakiś okres w swoim pisarskim życiu. Historia z lekka naciągana, momentami nudna - a to przecież czytadło a nie filozoficzny esej.

Bardziej śmieszą nowe postaci - szczególnie te z Paryża - niż reszta głównych bohaterów. Żarty śmieszne tylko momentami - reszta trochę śmierdzi kwejkiem czy innymi demotywatorami. Popkulturowe odniesienia czasami wciśnięte na siłę. W cholerę niepotrzebnych przekleństw. Mógłbym być zawiedziony gdyby ta seria była czymś więcej, ale skoro nie jest, ostatnią częścią zawiedziony nie jestem. Przynajmniej zakończenie nie jest zepsute, choć mogłoby być bardziej widowiskowe.

Choć nie jestem wielkim fanem Ćwieka, to pewnie kiedyś tam jeszcze przeczytam jakąś jego książkę, ale widzę, że autor dalej będzie mocno siedział w popkulturze co nie zawsze wychodzi mu najlepiej (mimo tego, że ma o niej ogromną wiedzę).

Muszę przyznać, że Jakub Ćwiek chyba stracił "chęć" czy "wenę" i ostatnią część pisał na siłę. Tak aby w końcu skończyć jakiś okres w swoim pisarskim życiu. Historia z lekka naciągana, momentami nudna - a to przecież czytadło a nie filozoficzny esej.

Bardziej śmieszą nowe postaci - szczególnie te z Paryża - niż reszta głównych bohaterów. Żarty śmieszne tylko momentami -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przeczytałem "Widma" ale jakoś nie jestem skłonny oceniać tej powieści. Z jednej strony czuję, że mogłaby mi się podobać jakbym czytał ją w trochę innym momencie życia niż jestem teraz, może zabrał się za nią trochę później, sam nie wiem. Czuję, że Widma mają potencjał, ale momentami są przegadane. Czasami nie wiem jak ją rozumieć i czy przez przypadek nie są zbiorem scenek które łączą się fabularnie, bo trochę by można wyciąć z tej książki stron. Najgorsze jest to, że książka zaczęła mi się "podobać" dopiero ok. 400 strony - nie wiem, jakoś lepiej się wtedy czytało, w końcu dostajemy jakieś odpowiedzi, nawet relacje między bohaterami są ciekawsze i bardziej realistyczne.

Czytało się to jak zwykle świetnie - język Łukasza to miód dla mózgu chociaż bardziej podobał mi się przygnębiający ton w Świętym Wrocławiu. Jestem na ''tak'' jeżeli chodzi o Widma, acz z pewnym dystansem.

Przeczytałem "Widma" ale jakoś nie jestem skłonny oceniać tej powieści. Z jednej strony czuję, że mogłaby mi się podobać jakbym czytał ją w trochę innym momencie życia niż jestem teraz, może zabrał się za nią trochę później, sam nie wiem. Czuję, że Widma mają potencjał, ale momentami są przegadane. Czasami nie wiem jak ją rozumieć i czy przez przypadek nie są zbiorem scenek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Behemoth w świecie muzyki metalowej i nie tylko jest zespołem bardzo znanym już od dłuższego czasu, w Polsce zaś tylko od momentu zejścia się z Nergala z Dodą. Aż dziwne.

Biografia Łukasza Dunaja pokazuje jak długą drogę musiał przejść Adam Darski razem ze swoim zespołem aby stać się tak potężną machiną muzyczną. Dodatkowo genialnie i z niezwykłą szczegółowością pokazuje scenę muzyki black metalowej we wczesnych latach 90-tych. Różne podziały i niesnaski pomiędzy prawicą i lewicą BM teraz wydają się tylko dziecięcymi wybrykami, ale niesamowicie się o tym czyta.

Autor pokazuje też jak niesamowitą i ciężką pracę włożył każdy z członków zespołu (były czy obecny) aby Behemoth znany był w każdym zakątku świata.

Do tego biografia okraszona jest świetnymi ilustracjami, zdjęciami członków ekipy z różnych koncertów czy wywiadami z osobami związanymi z zespołem oraz pełną dyskografią grupy z komentarzami muzyków. A wszystko to w twardej oprawie. Naprawdę świetnie wykonane dzieło.

Behemoth w świecie muzyki metalowej i nie tylko jest zespołem bardzo znanym już od dłuższego czasu, w Polsce zaś tylko od momentu zejścia się z Nergala z Dodą. Aż dziwne.

Biografia Łukasza Dunaja pokazuje jak długą drogę musiał przejść Adam Darski razem ze swoim zespołem aby stać się tak potężną machiną muzyczną. Dodatkowo genialnie i z niezwykłą szczegółowością pokazuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jack Ketchum nie jest typowym pisarzem grozy. Nie potrzebuje wyświechtanych pomysłów o duchach, wampirach czy innych straszydeł, aby przestraszyć czytelnika. Wybiera jedną z najstarszych tez: największym potworem zawsze będzie człowiek, tworząc z tego poruszające, tematy tabu, opowieści. Jego „Dziewczyna z sąsiedztwa” i „Jedyne dziecko” przerażały realizmem i tematyką. Obie książki napisane na podstawie prawdziwych zdarzeń dostarczały kwestii do rozmowy nad złem, który czai się za ścianą. „Królestwo spokoju” jest zupełnie inne. Ten zbiór opowiadań przynosi 32 różnorakie tematycznie opowiadania i choć różni się od powieści – ponieważ dostaniemy tutaj zabiegi pospolite w horrorach i suspensie to przedstawione w zupełnie inny sposób i dziwnie zaskakujące.

Wcześniej wspomniana różnorodna tematyka tego zbioru jest zarazem ogromnym jej plusem. Od zombie, przez dziwaczne relacje międzyludzkie, trochę gore, niepokojących zachowań i pastiszu, po wampiry, UFO oraz inne używane w popkulturze zagadnienia, które pojawiały się już we wszelakich utworach. Dlatego każdy fan dobrego horroru znajdzie tutaj coś dla siebie, a zarazem powspomina czasy kiedy filmy i powieści klasy B, bądź nawet C, miały swoje lata świetności i nie ważna była ich jakość merytoryczna a po prostu dobra zabawa.

Na szczęście Ketchum nie pozostawia nas tutaj z samymi zawiłościami fabularnymi. Historie w nim przedstawione czasami pobudzają do pewnych dyskusji i zostawiają nas z myślami o tym, jak my moglibyśmy zadziałać w odpowiedniej sytuacji. Jak w filmie dokumentalnym „Peaceable Kingdom” tak i tutaj prawie każde z opowiadań pokazuje przemianę człowieka w konkretnym zdarzeniu jakie pojawia się w jego życiu, nie zawsze przełomowym, ale takim, które może zbudować jego przyszłość: czy to szansa na lepsze życie, czy coś zupełnie odwrotnego. „Królestwo Spokoju” pokazuje, że ludzie najczęściej właśnie popełniają błędy, a ostatnie tytułowe opowiadanie pokazuje, że najważniejsze jest to, aby tych błędów się wstydzić i wynieść z nich jakąś naukę.

Jack Ketchum ponownie jest bezpretensjonalny. Zwyczajowo zaskakuje, dziwi, przeraża. Wystawia nas pod ścianę i rozstrzeliwuje słowami. Takie teksty z tego zbioru jak: tajemnicze „Bliźniaki” i „Pudełko” czy „Cela”, konkretne i prześmiewcze „Tępe dzidy i wielka masakra w San Diego” czy będący mrugnięciem do fanów „Poza Sezonem” Ketchuma „Dzieło”, pokazują jak wyśmienitym ten autor jest pisarzem. Omawiany zbiór może być też czystą niezobowiązującą rozrywką, a długość tekstów pozwala na zapoznanie się z nimi w najbardziej odpowiadającym nam momencie jak podróż autobusem czy kolejka na uczelni.

Jack Ketchum nie jest typowym pisarzem grozy. Nie potrzebuje wyświechtanych pomysłów o duchach, wampirach czy innych straszydeł, aby przestraszyć czytelnika. Wybiera jedną z najstarszych tez: największym potworem zawsze będzie człowiek, tworząc z tego poruszające, tematy tabu, opowieści. Jego „Dziewczyna z sąsiedztwa” i „Jedyne dziecko” przerażały realizmem i tematyką....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Za literacką japońszczyznę chciałbym się brać zdecydowanie częściej niż mogę, bądź niż pozwalają mi na to polscy wydawcy. Znana mi literatura z Dalekiego Wschodu ogranicza się tylko do Murakamiego i pojedynczych mang, ale o to odkryłem - choć już dawno chciałem się zapoznać - nowego autora, a dokładnie autorkę.

Natsuo Kirino prostymi słowami, dobrze dobranymi do kryminału czy thrillera, doskonale opisuje dramat nastolatków zamieszkujących Japonię i mimo swojego wieku oryginalnie i prawdziwie przedstawia ich problemy.

Młody zamknięty w sobie chłopak zabija swoją matkę i ucieka, a 4, zafascynowane śmiercią i osobą zabójcy, dziewczyny pomagają mu uciec i skryć się poza Tokio co w przyszłości ma przynieść katastrofalne skutki.

"Prawdziwy świat" jest depresyjny, jak na japoński dramat przystało. Momentami przytłaczający zakręconą psychologią każdego z bohaterów, a innym razem rozbrajający opisami kultury i życia nastoletnich Japończyków i tego co mają w głowach.

Zdecydowanie jest to książka, którą mogę polecić, ale nie każdemu. Jeżeli nie lubisz dramatów filmowych z Kraju Kwitnącej Wiśni to i ta książka może ci nie przypaść do gustu. "Prawdziwy świat" chwilami przypomina film "Kokuhaku" w swojej dziwacznej formie, a te dwa twory łączy przytłaczająca wizja skutków egoistycznego myślenia.

Za literacką japońszczyznę chciałbym się brać zdecydowanie częściej niż mogę, bądź niż pozwalają mi na to polscy wydawcy. Znana mi literatura z Dalekiego Wschodu ogranicza się tylko do Murakamiego i pojedynczych mang, ale o to odkryłem - choć już dawno chciałem się zapoznać - nowego autora, a dokładnie autorkę.

Natsuo Kirino prostymi słowami, dobrze dobranymi do kryminału...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książki uznawane za klasyki mają to do siebie, że pomimo czasu w jakim się ukazały zawsze wyjdą obronną ręką. "Lolita" gdyby powstała w naszych czasach, w 2012 roku, prawdopodobnie przeszła by bez echa. Krytycy mainstreamowi zachwycaliby się zapewne językiem powieści - Nobakov to prawdziwy geniusz słowa, który w kreatywny sposób korzysta ze wszelakich opisów - ale fabuła była by zbyt miałka i tania, godna kobiet które lubią się zaczerwienić przy lekturze o dziwnej miłości. A to tylko pokazało by w jakich czasach żyjemy.
"Lolita" to idealne nakreślenie postaci, w historii których działa nie tylko przypadek ale i charakter bohaterów. Jak w prawdziwym życiu, nikt nie jest winny zaistniałej sytuacji i oboje z bohaterów wykorzystują się nawzajem.
Ta książka pomimo swojej tematyki jest esejem o ludzkich zachowaniach i stereotypach w klimacie powieści drogi. Jest swoistą ucieczką od tanich sensacji, a przy okazji opiera się o tematykę gazetek bulwarowych, plotkarskich. Ale zdecydowanie jest też po prostu historią dwojga różnych, samotnych ludzi których połączył los. Trzeba znać.

Książki uznawane za klasyki mają to do siebie, że pomimo czasu w jakim się ukazały zawsze wyjdą obronną ręką. "Lolita" gdyby powstała w naszych czasach, w 2012 roku, prawdopodobnie przeszła by bez echa. Krytycy mainstreamowi zachwycaliby się zapewne językiem powieści - Nobakov to prawdziwy geniusz słowa, który w kreatywny sposób korzysta ze wszelakich opisów - ale fabuła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Moja przygoda z Twardochem zaczęła się zupełnie jak z Orbitowskim - a to całkiem ciekawe zjawisko bo obaj pisarze są z tego samego pokolenia - od publicystyki. Z wielką chęcią zaczytuję się w felietonach autora - szczególnie tych z Polityki. Już od dłuższego czasu chciałem zapoznać się z jego prozą i w końcu mi się udało. Książkę kupiłem za 8 zł, ale zdecydowanie byłbym w stanie zapłacić za nią pełną sumę 20 zł.

Byłem zaskoczony tą pozycją. Niby słyszałem same pochwały o książkach Twardocha, ale spodziewałem się czegoś głębszego i ambitniejszego. Znajdziemy tutaj jakieś zalążki ambitnego pisarza, którym prawdopodobnie teraz jest pisarz. Pojawia się trochę metafizyki, anioły, Jezus czy kij diabeł inny jakiś.

Momentami nie wiadomo w jaką stronę chciał iść autor. Z jednej strony jest groteskowo, dalej momentami filozoficznie, innej mrocznie, a później melancholijnie i dramatycznie, aż oczy zwilża. Książka ta mogłaby mieć nawet i 500 stron a dalej z chęcią czytało by się historię Trzaski i osób, które zapoznaje na swojej drodze. Ale dobrze jest jak jest. Bez zbędnych dłużyzn.

Na pewno nie jest to najlepsza powieść Szczepana i to czuć. Na pewno zapoznam się głębiej z twórczością tego autora, bo widać też, że on może pokazać o wiele więcej. Ta książka to dobry początek, kiedy stopniowo chcemy zapoznać się z jego książkami. Ja zdecydowanie polecam, bo razem z Łukaszem Orbitowskim są nadzieją polskiej fantastyki.

Moja przygoda z Twardochem zaczęła się zupełnie jak z Orbitowskim - a to całkiem ciekawe zjawisko bo obaj pisarze są z tego samego pokolenia - od publicystyki. Z wielką chęcią zaczytuję się w felietonach autora - szczególnie tych z Polityki. Już od dłuższego czasu chciałem zapoznać się z jego prozą i w końcu mi się udało. Książkę kupiłem za 8 zł, ale zdecydowanie byłbym w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przez pierwsze 200 stron miałem ochotę dać ocenę "dobrą". Nie działo się nic szczególnego: ot everyman ma za zadanie zebrać drużynę i uratować nieznany mu wcześniej świat. Ale ostatnio 120 stron to czysta magia - coś się zaczyna dziać, czuć gaimanowską Magię przez duże M. A samo zakończenie wzrusza. Kropla łzy czy ogólny smutek pojawią się przy czytaniu ostatniego rozdziału.

Ogólnie myślałem, że Gaiman posługuje się lepszym językiem, ale widać, że to dopiero początki jego przygody z pisarstwem. Zdecydowanie bardzo dobra książka, zasługująca na zapoznanie się z nią.

Przez pierwsze 200 stron miałem ochotę dać ocenę "dobrą". Nie działo się nic szczególnego: ot everyman ma za zadanie zebrać drużynę i uratować nieznany mu wcześniej świat. Ale ostatnio 120 stron to czysta magia - coś się zaczyna dziać, czuć gaimanowską Magię przez duże M. A samo zakończenie wzrusza. Kropla łzy czy ogólny smutek pojawią się przy czytaniu ostatniego...

więcej Pokaż mimo to