Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Co część, to lepsza.

Wiadomo, w fabule znajdzie się kilka nielogiczności i głupotek, jak to w Harrym, ale całościowo "czwórka" po prostu wciąga i ciężko się oderwać.

+ Kulminacyjna scena jest mega mroczna, nie wiem czy młodsi czytelnicy powinni ją czytać, bo nawet starszym (mi, hehe) może zrobić się nieprzyjemnie

Co część, to lepsza.

Wiadomo, w fabule znajdzie się kilka nielogiczności i głupotek, jak to w Harrym, ale całościowo "czwórka" po prostu wciąga i ciężko się oderwać.

+ Kulminacyjna scena jest mega mroczna, nie wiem czy młodsi czytelnicy powinni ją czytać, bo nawet starszym (mi, hehe) może zrobić się nieprzyjemnie

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo toporny styl, fabuła prosta, postacie nieciekawe... ciężko się to czyta.

Bardzo toporny styl, fabuła prosta, postacie nieciekawe... ciężko się to czyta.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Paradoksalnie to nie humor, ani nie szalona paczka bohaterów spodobała mi się najbardziej. Właściwie to ani to, ani to mi się nie spodobało...
Najjaśniej (choć też nie przesadnie jasno) świeci w tym wszystkim historia, którą mimo kilku większych i mniejszych wad, jak na przykład nadużywanie deus ex machina, śledzi się po prostu przyjemnie.

Książka w ogólnym rozrachunku przeciętna, ale stosunkowo miła do czytania.

Paradoksalnie to nie humor, ani nie szalona paczka bohaterów spodobała mi się najbardziej. Właściwie to ani to, ani to mi się nie spodobało...
Najjaśniej (choć też nie przesadnie jasno) świeci w tym wszystkim historia, którą mimo kilku większych i mniejszych wad, jak na przykład nadużywanie deus ex machina, śledzi się po prostu przyjemnie.

Książka w ogólnym rozrachunku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta część Świata Dysku mnie nieco rozczarowała, co nie znaczy, że była zła, wręcz przeciwnie, podobała mi się!
Wydawała się tylko dość powtarzalna, patrząc przez pryzmat poprzednich części i czuję, że zmarnowano potencjał Coneny, która zaliczyła fantastyczne wejście w historię, a potem mocno wszystko wyhamowało i zrobiło się tak jakoś zwyczajnie - oczywiście jak na Pratchetta.

Ta część Świata Dysku mnie nieco rozczarowała, co nie znaczy, że była zła, wręcz przeciwnie, podobała mi się!
Wydawała się tylko dość powtarzalna, patrząc przez pryzmat poprzednich części i czuję, że zmarnowano potencjał Coneny, która zaliczyła fantastyczne wejście w historię, a potem mocno wszystko wyhamowało i zrobiło się tak jakoś zwyczajnie - oczywiście jak na Pratchetta.

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak jak przez pierwsze 200 stron niewiele rozumiałem i czytało się ciężko (wiem, że to część cyklu, jednak zostałem zapewniony, że można czytać bez znajomości poprzednich tomów), to jak już zorientowałem się co i jak, książka stała się jedną z moich najlepszych przygód w książkowych światach SF.

Tak jak przez pierwsze 200 stron niewiele rozumiałem i czytało się ciężko (wiem, że to część cyklu, jednak zostałem zapewniony, że można czytać bez znajomości poprzednich tomów), to jak już zorientowałem się co i jak, książka stała się jedną z moich najlepszych przygód w książkowych światach SF.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie liczyłem na zbyt wiele, a i tak się zawiodłem.
Książka to taki średniej jakości fanfik, z dość prostą i przewidywalną fabułą, całkowicie pomijalny i niewnoszący praktycznie nic do świata Marvela. Najbardziej boli, że nie udało się przenieść charyzmy Lokiego z ekranu na karty powieści.

Nie liczyłem na zbyt wiele, a i tak się zawiodłem.
Książka to taki średniej jakości fanfik, z dość prostą i przewidywalną fabułą, całkowicie pomijalny i niewnoszący praktycznie nic do świata Marvela. Najbardziej boli, że nie udało się przenieść charyzmy Lokiego z ekranu na karty powieści.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetnie się to czyta, zupa z kociołka Pratchetta pełnego surrealizmu, komedii, mistycyzmu, rozważań na temat egzystencji, romansu i jeszcze wielu innych składników, smakuje jak najlepszy rosołek mamy.

Świetnie się to czyta, zupa z kociołka Pratchetta pełnego surrealizmu, komedii, mistycyzmu, rozważań na temat egzystencji, romansu i jeszcze wielu innych składników, smakuje jak najlepszy rosołek mamy.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsza część miała klimat tajemniczej, baśniowej opowieści drogi pełnej horroru i w głównej mierze dzięki tej mistyczności Metra byłem nią zachwycony. W 2034 fabuła była poprowadzona i przemyślana słabiej, klimat też nie był już tak gęsty, ale można było uznać to za nienajgorszą, ale też i nienajlepszą kontynuację koncepcji.

W 2035 z mojej ukochanej, okropnie przygnębiającej baśni o monstrach i ludziach starających się w tym wszystkim jakoś odnaleźć i przeżyć kolejny dzień, nie zostało już nic poza samymi ludźmi i ogólnie ciężkim klimatem powieści. Jako oddzielna książka-komentarz dotyczący kondycji/mentalności ludzkości jest w porządku, natomiast jako kontynuacja... nie ostało się niemal nic unikatowego charakteru pierwowzoru. Dlatego 2035 nie dowozi. 5 gwiazdek w głównej mierze za aspekty czysto techniczne (styl itp.).

Pierwsza część miała klimat tajemniczej, baśniowej opowieści drogi pełnej horroru i w głównej mierze dzięki tej mistyczności Metra byłem nią zachwycony. W 2034 fabuła była poprowadzona i przemyślana słabiej, klimat też nie był już tak gęsty, ale można było uznać to za nienajgorszą, ale też i nienajlepszą kontynuację koncepcji.

W 2035 z mojej ukochanej, okropnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam nieodparte wrażenie, że finał poszedł zbyt mocno po myśli bohaterów, brakowało tu jakichś mocniejszych poświęceń, prawie nie czułem stawki, dlatego powiem to samo, co powiedziałem o poprzednim tomie: jeśli jesteś fanem przygód herosów i ich schematyczność Ci kompletnie nie przeszkadza, albo po prostu ją lubisz, to do mojej oceny możesz dodać 2, albo nawet i 3 oczka.

Mam nieodparte wrażenie, że finał poszedł zbyt mocno po myśli bohaterów, brakowało tu jakichś mocniejszych poświęceń, prawie nie czułem stawki, dlatego powiem to samo, co powiedziałem o poprzednim tomie: jeśli jesteś fanem przygód herosów i ich schematyczność Ci kompletnie nie przeszkadza, albo po prostu ją lubisz, to do mojej oceny możesz dodać 2, albo nawet i 3 oczka.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Początek się ciągnął niemiłosiernie, ale jak już ruszyło, to czytało się bardzo przyjemnie.

Początek się ciągnął niemiłosiernie, ale jak już ruszyło, to czytało się bardzo przyjemnie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Hogwart nareszcie zyskał trochę głębi, więcej tutaj stricte szkolnych wątków niż w poprzednich częściach. Intryga też wypada lepiej niż w jedynce i dwójce, tylko ten finał ze zmieniaczem czasu (i biernym czekaniem aż coś się wydarzy) mi osobiście nie siadł.

Hogwart nareszcie zyskał trochę głębi, więcej tutaj stricte szkolnych wątków niż w poprzednich częściach. Intryga też wypada lepiej niż w jedynce i dwójce, tylko ten finał ze zmieniaczem czasu (i biernym czekaniem aż coś się wydarzy) mi osobiście nie siadł.

Pokaż mimo to


Na półkach:

„Szklany Tron” to książka, która od dłuższego czasu znajdowała się na mojej liście do przeczytania, słyszałem o niej mnóstwo dobrego, i nawet jeden z moich ulubionych pisarzy młodzieżówek (Rick Riordan) poleca ją swoim nazwiskiem na zagranicznym portalu dobreczytania ;)

I... cóż... nie rozumiem fenomenu.

Zaznaczę jeszcze, że mimo tylu pozytywnych opinii przed przeczytaniem nie miałem żadnych oczekiwań, zwyczajnie chciałem miło spędzić kilka popołudni, jak zwykle. I początek książki właśnie to zwiastował, młoda zabójczyni wyciągnięta z niewoli, by wziąć udział w morderczym turnieju, myślę, „będzie krwawo, epicko, ciekawie i trochę mrocznie”.

Wtem, nieoczekiwanie, obietnica wielkiej przygody, opowieści o młodej, bezwzględnej zabójczyni walczącej o wolność, (a może nawet serce księcia, by przejąć z nim tytułowy Szklany Tron - tak na marginesie, to by było dobre!), przepoczwarza się na moich oczach w opowieść o... dworskim życiu oczami nastolatki. I to nie takiej nastolatki doświadczonej przez życie, zimnokrwistej „najlepszej” zabójczyni, jest po prostu dziewczęco, żeby nie powiedzieć dziecinnie. Pełno tu pięknych sukni, są też bale, spacery po zamku i po ogrodach, romanse ze ślicznymi chłopcami, czułe rozmowy z przyjaciółką, liczne rozterki emocjonalne. Gdyby to tylko nie było aż tak nielogiczne... Przykład: jest tu scena, w której na łóżku bohaterki pojawia się niepodpisana torba pełna słodyczy. Powinna się jej zapalić czerwona lampka: „ojojoj, ktoś może chce mnie otruć, bo bardzo prawdopodobne, że mam na dworze wrogów”, prawda? Gdzie tam! NAJLEPSZA zabójczyni od razu wpycha w siebie tyle słodkości nieznanego pochodzenia ile może. Tego typu scen jest tu pełno, na tyle dużo, że cała walka o życie, wielki turniej o wolność, toczy się gdzieś w tle tych różnych humorów bohaterki, rozmyślań i romansów, bo choć w teorii turniej napędza opowieść, to niezbyt udanie, bo sensu on nie ma. Krótko o nim: grupa kryminalistów, w tym nasza bohaterka-zabójczyni, walczy w nim o posadę Obrońcy Króla, aka skrytobójcy na rozkazy władcy. Bardziej od „turniej” pasuje tu słowo konkurs, bo do konkurencji należą między innymi maraton, wspinaczka górska, strzelanie z łuku, bieg przez płotki... a nie, biegu przez płotki nie było. Dodatkowo na koniec i tak wszystko sprowadza się do pojedynków, lecz nie na śmierć i życie, tylko do sytuacji, w której śmierć będzie pewna, ale zabić nie można (???).

Jest tu też kilka skromnie opisanych dworskich intryg i jeden wątek magiczny, który mówi nam mniej więcej tyle, że nasza bohaterka jest swego rodzaju wybrańcem (jakby tego nie było widać po samych jej umiejętnościach, świetnie walczy każdą bronią, dużo wie i dużo czyta, gra na pianinie jak wirtuoz, tańczyć też umie, dziewczyna-orkiestra). O pozostałych bohaterach właściwie nie wiem nawet co napisać, może tyle, że żaden nie był interesujący.

Słyszałem opinie, że w kolejnych tomach sprawa wygląda znacznie lepiej, jednak na razie czytanie ich sobie odpuszczę.

„Szklany Tron” to książka, która od dłuższego czasu znajdowała się na mojej liście do przeczytania, słyszałem o niej mnóstwo dobrego, i nawet jeden z moich ulubionych pisarzy młodzieżówek (Rick Riordan) poleca ją swoim nazwiskiem na zagranicznym portalu dobreczytania ;)

I... cóż... nie rozumiem fenomenu.

Zaznaczę jeszcze, że mimo tylu pozytywnych opinii przed...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Cyberpunk 2077: Bez przypadku” przypomina zeszłoroczny serial Edgerunners: tutaj również śledzimy losy bandy cyberpunkowych łotrzyków, też jest pełno chaosu, a wszystko dzieje się szybko i odbiorca nie ma zbyt wiele czasu na oddech. Serial wciągnąłem jedną dziurką od nosa, po pierwszym odcinku nie umiałem się oderwać i leciałem dalej, do samego końca. W przypadku „Bez przypadku” było bardzo podobnie, choć wgryzienie się w historię zajęło mi nieco więcej czasu i nie wciągnąłem się też aż tak mocno.

Zacznijmy jednak od zalet: historia jest solidna, wszystko się bardzo ładnie łączy i spina na koniec, piękny opis z okładki nie kłamie, książka jest dobra, nawet bardzo dobra, zakończenie wymyka się schematom, a końcowy twist może nie wyrywa z kapci, bo kilka razy już coś tożsamego napisano/nakręcono, ale dobrze współgra z całą fabułą. Kolejnym wielkim plusem jest całe Night City i ogólnie świat przedstawiony. Bardzo się cieszę, że autor nie bawił się w szczegółowe opisy konkretnych frakcji działających w mieście, albo urządzeń z których korzystają bohaterowie, bo mam wrażenie, że dla osób zaznajomionych z uniwersum taki zabieg byłby sporą wadą, natomiast osoby mniej zaznajomione po uruchomieniu wyobraźni z łatwością poradzą sobie ze wszystkimi niedopowiedzeniami. Bardzo ciekawie zostali wykreowani bohaterowie poboczni, ich motywacje są specyficzne, ale wiarygodne, a charaktery wyraziste. Gorzej natomiast z głównymi bohaterami... więc przejdźmy płynnie do wad:

- Główni bohaterowie. Dwójka. Ten najgłówniejszy, to, po raz kolejny w polskiej fantastyce, tajemniczy gość ścigany przez własną, równie tajemniczą przeszłość, a jednocześnie chcący się zemścić, dość małomówny „profesjonalista” ;). Druga główna bohaterka to tancerka z klubu nocnego, ale nie jest prostytutką, wyłącznie tańczy, i oczywiście robi to dla swojej biednej podopiecznej. To też motyw z tych klasycznych.

- Początek. Bardzo chaotyczny, mnóstwo się dzieje, sporo imion, szybkie przeskoki perspektyw, tak naprawdę rzeczy działy się i niezbyt mnie obchodziły, bo zwyczajnie nie miałem żadnej szansy poczuć czegokolwiek do któregokolwiek z bohaterów. Po kilku rozdziałach było już znacznie lepiej.

- Uproszczenia. Nie ma ich zbyt wiele, ale w dosłownie dwóch czy trzech momentach miałem wrażenie, jakby Night City nie było wielką, wielomilionową metropolią, tylko raczej mieściną, w której ludzie znają się nawzajem i faktycznie nie dzieje się tutaj tyle, ile wynika z charakterystyki świata przedstawionego. Może nie jest to wielka wada, ale to chyba najbardziej wybijało mnie z rytmu czytania.

To jednak wszystkie poważniejsze niedoskonałości, tak jak wspomniałem, jest to bardzo dobra książka, ma w sobie charakterystyczny cyberpunkowy chaos (który albo się kocha albo nienawidzi :D) , jest tu trochę smaczków dla fanów uniwersum, fabuła skonstruowana więcej niż poprawnie, postacie także w porządku, a całość wywołuje emocje, szczególnie pod koniec.

8 z plusikiem.

„Cyberpunk 2077: Bez przypadku” przypomina zeszłoroczny serial Edgerunners: tutaj również śledzimy losy bandy cyberpunkowych łotrzyków, też jest pełno chaosu, a wszystko dzieje się szybko i odbiorca nie ma zbyt wiele czasu na oddech. Serial wciągnąłem jedną dziurką od nosa, po pierwszym odcinku nie umiałem się oderwać i leciałem dalej, do samego końca. W przypadku „Bez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niedawno odświeżyłem po latach pierwszą część Harrego, trochę się zawiodłem, lecz uznałem, że skoro już odświeżam, to wszystko, więc nadszedł czas na część drugą. Oj, jak cieszę się, że się po jedynce się nie zniechęciłem :D

Po pierwsze, tutaj historia nie jest już wyraźnie podzielona na część u Dursleyów i część w Hogwarcie, ruszamy od razu z grubej rury. Do świata czarodziejów, magicznych istot, itd. przenosimy się na dobre już po trzydziestu stronach, gdzie w pierwszej części żeby dokopać się do magicznych przygód potrzeba było niemal stu (!) stron, czyli prawie połowy objętości, tutaj jest to jedna dziesiąta. Poza znacznie lepszym tempem akcji widać też ogromne postępy w worldbuildingu autorki, odwiedzamy z Harrym więcej czarodziejskich lokacji, pojawiają się nowe istoty i rośliny magiczne. Zajęcia i szkoła magii opisane są barwniej i bardziej plastycznie, dodatkowo prawie każda rzecz ma swoje uzasadnienie fabularne i nie ma tutaj pustych frazesów, takich jak „uczyli się bardzo ciężko do egzaminów, bla, bla, bla”. Ach, no i Harry nareszcie używa czarów, ciekawostka, w pierwszej części nie użył ani jednego zaklęcia. U dziecięcych bohaterów pobocznych widać już pewne motywacje i wzorce zachowań, nie miałem już tak silnego wrażenia, że są jednowymiarowi, jak to było w części pierwszej, nauczyciele również wydają się trochę bardziej ludzcy, a mniej papierowi, no i Lockhart był naprawdę pocieszny :’)

Czy książka ma jednak wady? Oczywiście, zakończenie finału wydaje się trochę zbyt bajkowe (z drugiej strony jest to książka dla młodszych), dorośli czarodzieje bywają momentami zbyt infantylni (znów oczywiście dochodzi aspekt tego, że książka jest dla dzieci), i miałem wrażenie, że bohaterowie trochę zbyt często kręcą, znaczy kłamią w żywe oczy i zwykle im to uchodzi na sucho, ba, poprawia ich sytuację i ratuje z opresji (no właśnie, skoro jest to książka dla dzieci, to z tego zachowania morał nie wychodzi najlepszy, więc proszę się zdecydować szanowna autorko ;] ).

Czytanie tego to czysta radocha, w której nie ma miejsca na nudę. Daję 8 z plusikiem.

Niedawno odświeżyłem po latach pierwszą część Harrego, trochę się zawiodłem, lecz uznałem, że skoro już odświeżam, to wszystko, więc nadszedł czas na część drugą. Oj, jak cieszę się, że się po jedynce się nie zniechęciłem :D

Po pierwsze, tutaj historia nie jest już wyraźnie podzielona na część u Dursleyów i część w Hogwarcie, ruszamy od razu z grubej rury. Do świata...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zawiodłem się. Liczyłem na pełną charyzmatycznych postaci, epicką opowieść, w klimacie orientu, a to co przeczytałem przypominało dziwną hybrydę Harrego Pottera z książką wojenną.

Dlaczego Harrego? Sierota, gnębiona przez przybraną rodzinę, dostaje się do szkoły specjalnej (elitarnej, czy też nie, ważne że nie jest to normalna placówka). Ma nauczyciela, który się na nią uwziął, jest też dziwaczny, tajemniczy nauczyciel, który ją lubi i jej pomaga. Oczywiście jest też arystokrata-arcywróg, który ją gnębi, oraz przyjaciel, który jest dosłownie fuzją Rona i Hermiony. I oczywiście okazuje się, że główna bohaterka jest czymś na kształt wybrańca, posiada specjalną moc.

Wtem, trochę z zaskoczenia, na scenę wkracza wojna, znienacka szkolne korytarze nasza sierota zamienia na bazy wojskowe. Charakter książki zmienia się całkowicie, opisy zajęć i nauki zmieniają się na opisy masakr i okrucieństw (bardzo dużo dokładnych opisów). Sam do końca nie wiem, co o tym myśleć, bo tak jak początek mimo przewidywalności i uczucia powtarzalności czytało mi się przyzwoicie i był potencjał, żeby całość zaczęła być mniej banalna, poszła we własnym kierunku, tak ta wojna wszystko popsuła. Początkowo jest całkiem OK, brutalna zmiana szokuje, szybko poznajemy też liczne nowe postaci, jednak ich charaktery nie wybrzmiały i wszyscy wydawali się dość płascy. Bohaterka w trakcie wojny także straciła na charakterze, bo tak jak jej motywacje w trakcie nauki w segmencie szkolnym książki były całkiem niezłe i choć banalne, to widać było w tym zalążki rozwoju postaci, lecz w trakcie wojny jej pobudki wydawały się mało wiarygodne, a ona motała się od jednego stanu psychicznego w drugi, nie widziałem tam pełnoprawnego rozwoju. No i wątki miłosne (?) też były takie... bez wyrazu. Mam wrażenie, że opisy brutalności wrogich wojsk stały się głównym tematem książki, a szkoda, bo liczyłem na więcej historii, a mniej opisów poobcinanych kończyn i nie tylko kończyn (bleh). A sam finał: bardzo szybki, prędziutko zabił stawkę, o którą toczyła się gra, co prawda rozpoczął nową grę, ale jakoś tak... też trochę na szybko, wiele wątków się nie pospinało.

A skoro już aż tak narzekam, to dodam jeszcze plot armor bohaterów, bo wszystkim, którym w segmencie szkolnym poświęcono więcej niż akapit, jakimś cudem udawało się uratować przynajmniej przed jedną masakrą/pewną śmiercią i ponarzekam też na samą główną bohaterkę, której mimo szczerych chęci, nie udało mi się polubić, kibicowałem jej chyba tylko przez kilkanaście, max kilkadziesiąt stron. Właściwie, to żadnego bohatera nie polubiłem.

Ogólnie jednak ciężko mi określić tę książkę jako jednoznacznie złą, bo warsztat w sensie czysto technicznym jest bardzo dobry i segment pierwszy, szkolny, czytało się nie najgorzej, szkoda tylko że rozwinął się on w kierunku, który zdusił radość z czytania. Oceniam 5/10

Zawiodłem się. Liczyłem na pełną charyzmatycznych postaci, epicką opowieść, w klimacie orientu, a to co przeczytałem przypominało dziwną hybrydę Harrego Pottera z książką wojenną.

Dlaczego Harrego? Sierota, gnębiona przez przybraną rodzinę, dostaje się do szkoły specjalnej (elitarnej, czy też nie, ważne że nie jest to normalna placówka). Ma nauczyciela, który się na nią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Poniżej jak zwykle skondensowana recenzja w formie wideo.

Lubię Pratchett'a. Mam wrażenie, że potrafi on opisać najprostsze zagadnienia tak, że wyglądają na skomplikowane, a te najbardziej skomplikowane tak uprościć, że wydają się banałami, choć oczywiście nie ma reguły. W Świecie Dysku wszystko może się wydarzyć.

Trochę się rozpłynę nad stylem, bo jest to mistrzostwo świata. Tylu dowcipnych, celnych uwag, zmyślnych opisów emocji targających bohaterami bez faktycznego opisywania tych emocji, tyle podtekstu i ukrytych znaczeń, nieoczywistych, zabawnych dialogów pełnych sarkazmu... tyle tego wszystkiego i podanego z taką gracją nie ma po prostu nigdzie. Dlatego wciągnąłem całość w dwa dni (może byłby i jeden, gdyby nie istniało coś tak tak absurdalnego jak "obowiązki").

Fabularnie nie jest jednak tak niesamowicie, są momenty w których po prostu mało się dzieje i kusiło przerwać czytanie, finałowa sekwencja "walki" też nie była według mnie zbyt wciągająca, jednak, tak jak już napisałem, styl i jakość tekstu wynagradza tu wszystko.

W skali liczbowej daję 9/10, bo dawno się tak dobrze przy książce nie bawiłem.

Poniżej jak zwykle skondensowana recenzja w formie wideo.

Lubię Pratchett'a. Mam wrażenie, że potrafi on opisać najprostsze zagadnienia tak, że wyglądają na skomplikowane, a te najbardziej skomplikowane tak uprościć, że wydają się banałami, choć oczywiście nie ma reguły. W Świecie Dysku wszystko może się wydarzyć.

Trochę się rozpłynę nad stylem, bo jest to mistrzostwo...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Poniżej skondensowana wersja recenzji w formie filmu.

"Mroźny szlak" to moje pierwsze spotkanie z autorem, o którego innej książce, "Nie ma tego złego", słyszałem sporo dobrego. Spotkanie to było dość... chłodne.
Chłód nie był niestety zasługą mroźnego klimatu, który jest jedną z głównych zalet książki, szczególnie na początku, gdy był bardzo gęsty. Wraz z biegiem fabuły mróz jednak topniał i tracił na znaczeniu (a może śnieg w książce stopniał? Nie pamiętam).

Na początku otrzymałem obietnicę opowieści o samotnej tułaczce ukrywającego się przed własną przeszłością wojownika, o niemożliwej do wypełnienia misji, której głównym celem jest uratowanie towarzyszy z rąk bezwzględnych krasnoludów. I pierwsza część książki rzeczywiście jest głównie o tym. Do momentu aż ci towarzysze nie zostali uwolnieni, właściwie to bez jakiegoś porządnego powodu, by wypełnić warunki umowy, której wypełnienie przecież było warunkiem ich uwolnienia... (?) Zostało to uzasadnione nie najgorzej, ale i tak poczucie celu się rozmyło. I mam wrażenie, że od tego momentu już było rozmyte i nie do końca jasne.

Z samotnym Maxem Vorteenem było też o wiele ciekawiej. Był on osobą zagadkową, z charakteru trochę przypominał białowłosego wiedźmina, z zewnątrz kanciasty i twardy, a w środku miał dobro, co autor pokazał ratując jego rękami niewinnego kundelka. Mam wrażenie, że ta jego wewnętrzna wędrówka również została zaburzona przez dołączenie do niego licznych towarzyszy, z którymi już normalnie działał, przedstawiał się swoim imieniem, no, po prostu z samotnego wędrowca, który trochę się boi swojej przeszłości, trochę nie może sobie wybaczyć, itp., itd., zmienił się w dość klasycznego przywódcę z krwi i kości.

Warsztatowo książka napisana jest za to świetnie, bardzo mi szkoda, że fabularnie nie zaangażowała.

Poniżej skondensowana wersja recenzji w formie filmu.

"Mroźny szlak" to moje pierwsze spotkanie z autorem, o którego innej książce, "Nie ma tego złego", słyszałem sporo dobrego. Spotkanie to było dość... chłodne.
Chłód nie był niestety zasługą mroźnego klimatu, który jest jedną z głównych zalet książki, szczególnie na początku, gdy był bardzo gęsty. Wraz z biegiem fabuły...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Poniżej skondensowana wersja recenzji w formie wideo.

Wróciłem do książki po wielu, wielu latach, by przekonać się, czy wciąż ma w sobie tę magię, którą czułem za dzieciaka. Odpowiedź nie jest oczywista.

Zaczynając od początku: początek. Nie porywa. Tak naprawdę do setnej strony mamy do czynienia z wprowadzeniem. Zanim Harry dotrze do Hogwartu przez wiele stron czytamy o tym, jak niesprawiedliwie i źle był traktowany przez swoich opiekunów, Dursleyów. Dostajemy tu także trochę mało istotnych dla fabuły informacji, przykładowo nazwiska czarodziejów, którzy się w książce nie pojawią. Drobne magiczne wydarzenia w tych początkowych sekwencjach są miłe, ale nie nadrabiają wkradającego się znużenia spowodowanego zbyt wieloma opisami sytuacji, w których Harry był gnębiony przez swoją "wesołą" rodzinkę.
Po dotarciu Harrego do Hogwartu sytuacja zmienia się o 180 stopni, wszystko dzieje się szybko, nie ma miejsca na użalanie się nad Harrym, który tutaj też spotyka się z niesprawiedliwościami, ale ma przyjaciół, którzy służą oparciem i przekuwają wszystkie negatywne sytuacje w pozytywne, albo przynajmniej interesujące dla czytelnika. Mimo wszystko w tej dalszej części książki też dzieją się rzeczy nieco psujące zabawę, jak pojawiająca się znikąd pomoc (nie raz), czy męcząco jednowymiarowi bohaterowie (Malfoy któryś raz wyśmiewający się z Harrego irytował podczas czytania bardziej niż nieodgrywający żadnej roli Irytek). Oczywiście jest to książka przeznaczona dla młodszych czytelników, którzy pewnie przymkną oko na jednowymiarowość postaci czy bezzasadność wydarzeń, szczególnie że nawet mi od momentu przeniesienia się akcji do szkoły magii i czarodziejstwa niespecjalnie przeszkadzały, bo czytało się to po prostu fajnie.

Poniżej skondensowana wersja recenzji w formie wideo.

Wróciłem do książki po wielu, wielu latach, by przekonać się, czy wciąż ma w sobie tę magię, którą czułem za dzieciaka. Odpowiedź nie jest oczywista.

Zaczynając od początku: początek. Nie porywa. Tak naprawdę do setnej strony mamy do czynienia z wprowadzeniem. Zanim Harry dotrze do Hogwartu przez wiele stron czytamy o...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Krótko: Jeśli poprzednie części przypadły przypadły Ci do gustu, to tutaj się nie zawiedziesz.

Ja po trzech tomach serii i nieco odważniejszym zakończeniu części poprzedniej oczekiwałem czegoś więcej niż kolejnej dawki bliźniaczo podobnych przygód. Tartar miał bardzo duży potencjał, jednak mam wrażenie, że nie zadziało tam się nic specjalnie istotnego dla fabuły (wspominki były całkiem miłe, ale zakończenie wątku i motywu Wrót Śmierci mnie nie przekonało). No i dwójka naszych ukochanych bohaterów przez cały czas spędzony w podziemiach ledwo żyła, co przytłaczało, a nagłe przypływy siły w trakcie walk zdawały się trochę naciągane.
Bardzo fajnie czytało się natomiast krótki wątek romantyczny Leo, mimo tego że to już troszkę było w serii o Percy'm, to tu dawało tyle samo radości. O przygodach reszty załogi Argo II nie będę się natomiast rozpisywał: schemat przygód jest znany, nie dzieje się nic specjalnie odmiennego niż w poprzednich tomach, czyta się w porządku.

Jeśli jesteś fanem przygód herosów i ich schematyczność Ci nie przeszkadza, albo po prostu ją lubisz, to do mojej oceny możesz luźniutko dodać 2, albo nawet i 3 oczka.

Poniżej skondensowana wersja recenzji w formie filmu.

Krótko: Jeśli poprzednie części przypadły przypadły Ci do gustu, to tutaj się nie zawiedziesz.

Ja po trzech tomach serii i nieco odważniejszym zakończeniu części poprzedniej oczekiwałem czegoś więcej niż kolejnej dawki bliźniaczo podobnych przygód. Tartar miał bardzo duży potencjał, jednak mam wrażenie, że nie zadziało tam się nic specjalnie istotnego dla fabuły (wspominki...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Zero Szans 2 jest bezpośrednią kontynuacją tomu poprzedniego.

Podobnie jak w części pierwszej istotną rolę odgrywa tutaj zwiedzanie Azji wspólnie z bohaterami, i na tej płaszczyźnie książka spisuje się dobrze. Dostajemy ogrom ciekawostek na temat poszczególnych regionów i życia ludzi je zamieszkujących, a także garść opisów skarbów kulturowych i kulinarnych ;)

Ale, ale, książka ta nie ma być jednak książką podróżniczą, a przygodową z elementami sf i fantasy, więc resztę opinii napiszę tylko i wyłącznie w odniesieniu do jej przygodowych aspektów.

Od samego początku wszystko idzie gładko, z pojedynczymi zadrami, do których można by się przyczepić, z pojedynczymi przebłyskami, które można by pochwalić. Idzie dobrze jednak tak długo, dopóki nic nie wiadomo, bo gdy fabuła zaczyna zmierzać do rozwiązania, robi się nieco więcej zader. Intryga zawiązana w tomie pierwszym, pełna niewiadomych, z dużym potencjałem na ogromny, międzynarodowy spisek, a może kolejny szatański plan Mortena na przejęcie władzy nad światem, okazuje się... dość dziwna. Czytając końcowe strony mocno marszczyłem brwi i miałem silne uczucie, że coś w tym wszystkim nie gra, coś nie trzyma się kupy i nie pasuje do narracji całości do momentu rozpoczęcia finałowych sekwencji. Niektóre kwestie fantasy i science fiction też wydawały mi się w tym tomie (szczególnie pod koniec) zbyt naginać przyjęte realia, co prowadzi do powstania w głowie czytelnika lekkiego dysonansu poznawczego. Podobny efekt wywołuje zachowanie bohaterów na przestrzeni całej książki, którzy na pewne wydarzenia reagują inaczej niż wskazuje na to ich dojrzałość i dotychczasowe doświadczenia. Wątki poboczne, w których nie występują tytułowi bohaterowie, stanowią natomiast całkiem miłą humorystyczną odskocznię od intensywnych przygód superpaczki.

Najważniejsze jednak jest to, że całość, mimo tego rozczarowującego finału, czytało się po prostu dobrze.

Poniżej znacznie skrócona wersja recenzji w formie wideo.

Zero Szans 2 jest bezpośrednią kontynuacją tomu poprzedniego.

Podobnie jak w części pierwszej istotną rolę odgrywa tutaj zwiedzanie Azji wspólnie z bohaterami, i na tej płaszczyźnie książka spisuje się dobrze. Dostajemy ogrom ciekawostek na temat poszczególnych regionów i życia ludzi je zamieszkujących, a także garść opisów skarbów kulturowych i kulinarnych ;)

Ale, ale,...

więcej Pokaż mimo to video - opinia