Biblioteczka
“Czterech ojców River Conway”, Milena Grabowska
@wydawnictwobeya
[współpraca reklamowa]
“Czuła się taka szczęśliwa, że wydawało się to niemal nierealne. Jakby nie była w swoim ciele ani nie żyła swoim życiem, a zamiast tego została wyjęta z jakiejś bajki i umieszczona w tej idealnej scenie”.
[opis pochodzi od Wydawcy]
River Conway zawsze miała krótkie włosy, bo według jej ojców tak było praktyczniej
Krótkie włosy nie potrzebują czasochłonnej pielęgnacji, a sposobów, w jakie można je ułożyć, nie jest za dużo – i chwała Bogu! Mała River nigdy nie bawiła się lalkami. Wolała spędzać czas w domku na drzewie rosnącym pośrodku podwórza. W wieku piętnastu lat potrafiła wymienić koło w samochodzie, pamiętała reguły gry w piłkę nożną, ale znała też wszystkie piosenki i dialogi ze swoich ulubionych seriali. Jedynie smażenie naleśników wciąż sprawiało jej pewną trudność.
Znała odpowiedzi na wiele pytań, ale nie rozumiała, dlaczego jej matka zostawiła ją w domu dziecka, gdy była malutka. Dziewczynka długo czekała na ojca. Wreszcie przybył, jednak nie sam. Wraz z Loganem Conwayem w życiu River pojawili się również jego najlepsi kumple: Ray Aston, Vincent Snow i Isaak Meyer. Wychowali ją we czterech na dziewczynę zbyt ciekawską, by mogła pozostawić w spokoju tajemnicę swojej przeszłości…
“Wspólnie tworzyli pewną rodzinę. Nie była ona najlepsza i miała swoje dziwactwa, ale była. Istniała. I nie zostawiała nikogo pod drzwiami domu dziecka”.
„Czterech ojców River Conway” to książka niesamowicie wartościowa; poza prawdami ogólnymi, jakimi jest miłość i szacunek pomiędzy członkami rodziny, pokazuje też walkę ze stereotypowym podejściem ludzi z zewnątrz, istotę przyjaźni w życiu, nie tylko nastoletniego człowieka oraz co zauroczenie robi ze zdrowym rozsądkiem.
Szczerze uwielbiam postaci, które stworzyła Autorka. Ich historie, choć są połączone w jedną, są też osobne na swój sposób i to - moim zdaniem - stanowi ich wyjątkowość. Każdy z bohaterów ma swoje grzeszki, typowe zachowania, nastroje, charakter. To właśnie sprawia, że czytając książkę, nie da się pomylić jednej osoby z drugą, a wręcz zapamiętuje się rzeczy lub czyny związane z danym bohaterem.
“Bo czy nie na tym powinny polegać relacje międzyludzkie? Gdy bliska nam osoba z czymś się zmaga, powinniśmy na chwilę zabrać od niej złe myśli, zdjąć ciężar z jej ramion, aby mogła odetchnąć”.
Książka jest niesamowicie przyjemna i komfortowa - od pierwszej strony czułam się, jakby Autorka, dzięki swojemu stylowi pisania, zaopiekowała się moją głową, i sprawiła, że czas czytania był naprawdę szybki, a jednocześnie wyjątkowo sielankowy.
Wątek nietypowej rodziny to tylko osłona dla tego wszystkiego, co znajdziemy w fabule „Czterech ojców River Conway” - mamy tutaj również nastoletnią miłość, grzeszki, kłamstewka, a przede wszystkim - tajemnicę.
Właściwie, jest to tajemnica tylko dla River - po prostu ojcowie ukrywają przed nią pewien fakt, z obawy.. No właśnie, przed czym? Tego musicie dowiedzieć się sami, ale uwierzcie na słowo - nawet jeśli nie planowaliście tej książki w swoim TBR, to jest tego warta.
Asia xx
“Czterech ojców River Conway”, Milena Grabowska
@wydawnictwobeya
[współpraca reklamowa]
“Czuła się taka szczęśliwa, że wydawało się to niemal nierealne. Jakby nie była w swoim ciele ani nie żyła swoim życiem, a zamiast tego została wyjęta z jakiejś bajki i umieszczona w tej idealnej scenie”.
[opis pochodzi od Wydawcy]
River Conway zawsze miała krótkie włosy, bo według...
“I’d let you win”, Natalia Antczak
@wydawnictwoniezwykle
[współpraca reklamowa]
ograniczenie wiekowe: 16+
" - Jesteś moją ostoją, Ian. Człowiekiem, do którego wiem, że zawsze mogę wrócić”.
Chyba jeszcze nigdy żadna trylogia nie przypadła mi tak do gustu, jak “Legacy” Natalii Antczak. Zawsze mogłam wytknąć coś, co mi nie pasowało, jakieś niedociągnięcie, na które zwróciłam uwagę.
Natomiast ta seria wydaje się być po prostu idealna. Nie dość, że podczas czytania nie byłam w stanie się oderwać od żadnej z książek, to jeszcze długo po ich odłożeniu w mojej pamięci trwa obraz wspomnień historii Delilah i Ian’a.
[opis pochodzi od Wydawcy]
Ianowi w końcu udaje się odnaleźć mordercę i wraz z Delilah mężczyzna może wracać do Nowego Jorku. Nareszcie przyszła pora na odpoczynek. Detektywi postanawiają wyjechać na wspólne wakacje.
Podczas urlopu dzieje się coś, czego tak naprawdę nie planowali. Para bierze ślub. Teraz ich relacja staje się znacznie poważniejsza niż wcześniej. Jednak w ich świecie nie ma miejsca na sielankę i błogie cieszenie się sobą.
Po powrocie do pracy oboje znowu wpadają w wir kolejnych śledztw.
Czy spontaniczny ślub połączy ich na zawsze? Czy okaże się wielką pomyłką?
Szczerze, tak zupełnie od serducha, mogę powiedzieć, że Autorka stworzyła idealne połączenie wątku enemies to lovers z motywem zbrodni. Czytając, ani trochę nie męczyły mnie przekomarzanki głównych bohaterów, wręcz nadawały im charakteru, a sama relacja, jaka powstała krok po kroku, nie była absolutnie wymuszona. Wszystko, co miało miejsce w książce, nawet wątki poboczne, miało też swój jasny, w pewien sposób uzasadniony początek, czasem i koniec.
Ze względu na to, że “I’d let you win” to kontynuacja, to zarzucenie spojlerem byłoby zupełnie nie na miejscu, dlatego przywołam takie sytuacje, które są też w opisie. :))
„Przyszłość była jedyną wątpliwością, której nigdy nie mogła zrozumieć. I na którą nigdy nie była gotowa”.
Czy spodziewałam się, że Ian i Delilah wezmą ślub? Jasne, od początku było to dla mnie klarowne i nie do podważenia. Ale absolutnie nie byłam w stanie przewidzieć, że zrobią to w tak nieoczekiwanym miejscu i w stanie niezbyt… Trzeźwym.
Jednak, choć szczęśliwi, nie mogą cieszyć się sobą - Nowy Jork daje znać o swojej mrocznej stronie; kolejne morderstwo czyha za rogiem. Praca nie oszczędza ani detektywów, ani też ich przyjaciół. Dzieje się wiele, ale.. Tak właściwie jest jeszcze więcej niewiadomych. Pytań, na które szukają odpowiedzi.
Wszyscy jednak wiemy, że praca policyjnego detektywa to nie przelewki, szczególnie, jeśli mordercą jest psychopata, który się nie zawaha. Nigdy.
Dlatego też zarówno Delilah, Ian, jak i ich przyjaciele są w niebezpieczeństwie. Bo „czasami łatwo zapomnieć, że przyjaciel może stać się wrogiem”.
Co więcej mogę powiedzieć… Mam nadzieję, że ta historia porwie Was równie mocno, co mnie. I wywoła tak wiele emocji, które w kulminacyjnym momencie sprawią w was uczucie zawału.
Buziak!
asia xx
“I’d let you win”, Natalia Antczak
@wydawnictwoniezwykle
[współpraca reklamowa]
ograniczenie wiekowe: 16+
" - Jesteś moją ostoją, Ian. Człowiekiem, do którego wiem, że zawsze mogę wrócić”.
Chyba jeszcze nigdy żadna trylogia nie przypadła mi tak do gustu, jak “Legacy” Natalii Antczak. Zawsze mogłam wytknąć coś, co mi nie pasowało, jakieś niedociągnięcie, na które...
“All roads lead to hell. Powrót do nieba” #2, Gabriela Smusz
@wydawnictwobeya
[współpraca reklamowa]
ograniczenie wiekowe: 16+
“Bo kiedy nie chcesz dopuścić do siebie ludzi, inni nie będą otwierać się na ciebie”.
Jeśli śledzicie mnie odrobinkę dłużej, to macie pewnie świadomość, jak bardzo przypadła mi do gustu pierwsza część tej dylogii. Skończyłam właśnie czytać drugi tom… I powiem szczerze: zachwyt stale się utrzymuje. Nie wiem, czy nawet nie większy, niż wcześniej.
“Byliśmy odważni, a takich czeka tylko walka”
Chory system stworzony w Lord Private High School przez najbogatszych mieszkańców Feartown działał perfekcyjnie. Przynajmniej do czasu, kiedy dwoje samotnych i zdesperowanych dzieciaków zdecydowało się sprzeciwić łamiącej charaktery bezdusznej instytucji. Joyce Torres i Cole Holder postanowili za wszelką cenę odkryć prawdę o swoim liceum. Nie mieli pojęcia, że rozpętają przy tym prawdziwe piekło.
Okazało się, że miasto Feartown w pełni zasługuje na swoją nazwę, a siły, które zebrały się, by zniszczyć dwójkę nastolatków, wystraszyłyby wielu starszych i silniejszych. A jednak Joyce i Cole rzucili wyzwanie miejskim elitom ― by przy okazji odkryć prawdę o sobie i swoich uczuciach.
Prawdę, która nawet dla nich samych była zaskakująca.
Ostatecznie wszystkie drogi prowadzą do ciebie…
Wiele się tutaj działo, z pewnością akcja była szybsza, niż w pierwszym tomie. ARLTH jest stosunkowo krótkie, ale tutaj ja osobiście musiałam robić sobie przerwy - wydarzenia zdawały się mieć na mnie spory wpływ, przez co dawałam sobie chwilę na przyswojenie opisywanej sytuacji.
Co jest zdecydowanie atutem? Relacja Joyce i Cole’a. Choć wyczuwalna pomiędzy nimi swojego rodzaju ‘chemia’ ma wpływ na ich decyzje, to jednak nie przysłania im całkowicie postrzegania świata. Coś między nimi kiełkuje, ale w odrębnym, niewymuszonym czasie - ma po prostu osobną przestrzeń na istnienie.
“Najgorzej, gdy zwycięstwo przeradzało się w zgubę i szybko okazywało się, że z wygranego stawałeś się ofiarą losu i największym przeciwnikiem świata”.
Choć książka jest napisana tym samym stylem, co poprzednia część, to jednak da się zauważyć pewien progres autorki. Widać jeszcze większe skupienie się na emocjach, na kreowaniu charakterów postaci, tworzeniu tła historii - czytelnik po prostu wie, co czyta, i jest w stanie utożsamić się z bohaterami, zrozumieć ich poglądy, decyzje i rozważania.
W książce, poza ciekawą i dobrze poprowadzoną fabułą, można znaleźć wiele naprawdę mądrych słów i upewnić się, że “po burzy zawsze wychodzi słońce”.
“All roads lead to hell” to w zasadzie książka na jeden wieczór (gdybyście się zawzięli, to nawet obie części dalibyście radę przeczytać jedną po drugiej), także ode mnie ogromna polecajka, bo jest to połączenie naprawdę dobrej lektury z nieprzedłużonym sztucznie czasem czytania.
asia xx
“All roads lead to hell. Powrót do nieba” #2, Gabriela Smusz
@wydawnictwobeya
[współpraca reklamowa]
ograniczenie wiekowe: 16+
“Bo kiedy nie chcesz dopuścić do siebie ludzi, inni nie będą otwierać się na ciebie”.
Jeśli śledzicie mnie odrobinkę dłużej, to macie pewnie świadomość, jak bardzo przypadła mi do gustu pierwsza część tej dylogii. Skończyłam właśnie czytać drugi...
“Znienawidzony”, Cora Brent
@wydawnictwoale
[współpraca reklamowa]
„Może nigdy nie zrozumie, nigdy się nie dowie, że była dla mnie powodem wszystkiego.”
Muszę Wam się przyznać, że mam z tą książką relację hate-love, bo choć w większości nie mogłam totalnie wkręcić się w fabułę, tak ostatnie 150 stron mnie niesamowicie pochłonęło.
W świecie, w którym rządzi zimna kalkulacja, miłość jest jedynym wybawieniem.
Nowy początek, nowa szansa… miałam nadzieje, ze los się do mnie uśmiechnął. Bo jak wytłumaczyć to, że dziewczyna znikąd nagle znalazła się w świecie luksusu, bogactwa i władzy? Brzmi jak bajka, która od teraz miała być moja codziennością.
Ale jak to w bajkach bywa, tam, gdzie jest bohater, pojawia się i wróg. Mój przybrał postać trzech kuzynów Silvestro, którzy zdawali się mieć władze nad naszym małym światem. Musiałam przygotować się na wojnę z każdym z nich. Gage, Micah i Conner popełnili jednak błąd – nie docenili mnie. Zyskałam szacunek jednego z nich, przyjaźń drugiego i… miłość trzeciego.
A przynajmniej tak mi się wydawało.
Mówiono, ze Gage Silvestro nie ma serca. To nie była prawda. On stał się moja bratnia dusza. Ale i człowiekiem, który skrzywdził mnie najboleśniej.
Minęło osiem lat, od kiedy oszukał nas wszystkich i zniknął. Teraz powrócił z uśmiechem na ustach i historia, która miała zniszczyć nas bezpowrotnie.
“Podoba mi się to. Podoba mi się, że nie próbuje naśladować innych. Za dużo rzeczy mi się w niej podoba”.
Tak jak już Wam wspominałam: większość książki była dla mnie jedną wielką plamą, która zdawała się nic do fabuły nie wnosić - to w zasadzie nieprawda, bo każde wydarzenie miało swój udział w tej historii, jednak z jakiegoś powodu wydawało mi się to nudne i bohaterowie, zamiast być odrębnymi osobami, też były jednym wielkim zbiorem dwóch, może trzech cech charakteru. Szczerze mogę po prostu przyznać, że po przeniesieniu czasu, dodaniu kilku lat bohaterom, zaczęli oni być odrębnymi jestestwami, a sama fabuła była po prostu ciekawa.
Może to tylko moje wrażenie, ale też właśnie po tym czasowym odcięciu zdawało mi się, jakby autorka nieco bardziej poświęciła się historii, dodawała więcej opisów uczuć, emocji, sprawiła, że tę książkę chciało się po prostu czytać. Nie tak jak wcześniej, że z każdą kolejną stroną zastanawiałam się, kiedy koniec (trafiłam nawet na moment, w którym chciałam pozostawić ją jako nieprzeczytaną, tak bardzo się męczyłam), ale dotrwałam do końca i przyznaję wszem i wobec, że końcówka po prostu naprawiła błędy ‘pierwszej’ części.
Możliwe, że Cora Brent nieco zmieniła styl pisania po drodze i stąd ta zmiana w moim odbiorze (na początku, mimo, że bohaterami byli nastolatkowie, był on bardzo ciężki w czytaniu, później zyskał na lekkości).
Non stop się do czegoś przyznaję z każdym marginesem tej recenzji, więc i w tym również powiem Wam coś od serducha: ostatecznie mogę powiedzieć, że wkręciłam się w tę historię i ciekawa jestem, co Autorka zaprezentuje nam w drugiej części. Mam też szczerą nadzieję, że pociągnie dalej ten lekki styl i skupi się na emocjonalnych odczuciach oraz charakterach bohaterów.
Tyle ode mnie, dajcie znać, czy czytaliście już “Znienawidzonego”, albo czy macie go w planach.
Asia xx
“Znienawidzony”, Cora Brent
@wydawnictwoale
[współpraca reklamowa]
„Może nigdy nie zrozumie, nigdy się nie dowie, że była dla mnie powodem wszystkiego.”
Muszę Wam się przyznać, że mam z tą książką relację hate-love, bo choć w większości nie mogłam totalnie wkręcić się w fabułę, tak ostatnie 150 stron mnie niesamowicie pochłonęło.
W świecie, w którym rządzi zimna...
“Dark Agony”, Weronika Plota
@helliautorka @wydawnictwoniezwykle
[współpraca reklamowa]
ograniczenie wiekowe: +18
“Zło nigdy nie śpi, Esmeray”.
Ta książka to moje absolutne 10/10, mimo tej ciemności, która opiewa zarówno fabułę, jak i samych bohaterów, to stawiam ją na piedestale tych ulubionych.
Aiden Scott wraz z rodzeństwem odziedziczył wielki spadek, w tym Akademię Six. Chłopak musi się zmierzyć z rolą, którą wyznaczyli mu starsi bracia. Staje się dyrektorem szkoły dla płatnych zabójców i złodziei. To spełnienie jego najgorszych koszmarów.
Jednak tym razem jego powrót do Akademii różni się od poprzednich. Już pierwszej nocy spędzonej w szkole dochodzi do brutalnego morderstwa.
Esmeray Moon, córka założyciela wrogiej organizacji, staje się kluczową postacią w rozwikłaniu tajemniczego zabójstwa. Tylko ona może pomóc Aidenowi ułożyć wszystkie kawałki układanki w całość. Jednak niespodziewanie do gry wkracza pożądanie, co w zestawieniu z nienawiścią, jaką do siebie czują, sprawia, że Esmeray i Aiden zapominają o swoim pierwotnym celu.
Zabójca nadal ukrywa się w Akademii i nie zamierza przestać mordować. Czy wrogowie zdołają połączyć siły, zanim kolejna osoba padnie jego ofiarą? A może sami staną się celem bezwzględnego zabójcy?
W “Dark Agony” nie ma miejsca na słodki romans, nudną fabułę i happy end…
“Nie liczyło się nic, tylko ona. W tym momencie moją głowę splądrowała pieprzona Esmeray Moon”.
Przedstawione nam zostają bliżej dwa ciemne charaktery: Esmeray i Aiden, którzy tak naprawdę w tej części mają “swój moment”, dzięki czemu możemy lepiej zrozumieć ich sposób bycia.
Gdybym wspomniała, co wymyśliła Weronika, to nagięłabym swoją zasadę niespojlerowania treści, więc musicie zadowolić się tym jednym zdaniem:
“Dark Agony” to książka, w której tytuł jest odzwierciedleniem treści, bohaterowie nie mają kręgosłupa moralnego, a próby szukania w nich ziarna dobroci mogą nie przynieść założonych efektów.
Dlatego treścią nie będą zachwyceni fani wielkich zmian na tle romantycznej miłości, bo w historii Esme i Aidena - dwóch postaci spod ciemnej gwiazdy - zwyczajnie nie ma na ten wątek miejsca.
Ja osobiście podczas czytania nie mogłam powstrzymać swojego zachwytu czytaną treścią - tutaj mały przerywnik, bo jeszcze pomyślicie, że ekscytują mnie zabójstwa: otóż po prostu książka jest tak dobrze napisana, że czytany tekst wywierał we mnie ogrom emocji. I jak w początkowych tomach widzę pewne niedociągnięcia, ale jestem zbyt zafascynowana historią Aurory i Nicholasa, by przez nie skreślić dany tom, tak tutaj po prostu w głowie mam jedno wielkie WOW. I dla samego zamysłu, i dla umiejętnego opisywania, i dla stworzenia tak rozbudowanych postaci i ich charakterów. Po prostu wszystko wywołało we mnie podziw. Nie muszę chyba dodawać, że niepokój i w zasadzie uścisk serca trzymały się mnie cały czas…
Wiele tutaj można analizować, rozkminiać, rozkładać na czynniki pierwsze, jednak zostawiam to waszej osobistej analizie, bo gdybym ja zaczęła się rozpisywać, to zanudziłabym nawet najwytrwalszych.
Dajcie znać, czy jesteście gotowi na ten morderczy rollercoaster, który przygotowała Weronika.
asia xx
“Dark Agony”, Weronika Plota
@helliautorka @wydawnictwoniezwykle
[współpraca reklamowa]
ograniczenie wiekowe: +18
“Zło nigdy nie śpi, Esmeray”.
Ta książka to moje absolutne 10/10, mimo tej ciemności, która opiewa zarówno fabułę, jak i samych bohaterów, to stawiam ją na piedestale tych ulubionych.
Aiden Scott wraz z rodzeństwem odziedziczył wielki spadek, w tym...
“Fallen Princess”, Mona Kasten
@wydawnictwojaguar
[współpraca reklamowa]
“ - Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś, kto miałby taką obsesję na punkcie pokazywania innym, jak dobrze sobie radzi. Zastanawiam się tylko, kogo tak naprawdę próbujesz przekonać. Innych? Czy siebie?”
Nie spodziewałam się, że ta książka wstrząśnie mną na tyle, że będę potrzebowała drugiego tomu, jak powietrza… A jednak! Uniwersum Akademii Everfall wciągnęło mnie tak bardzo, że kiedy przewracając kartkę natrafiłam na podziękowania, nie wierzyłam, że to koniec.
Mona Kasten wciąga nas w magiczny świat, w którym głównym punktem odniesienia są również zaczarowane szkoły, do których uczniowie przydzielani są przez wgląd na na swoje pochodzenie i predyspozycje. Te szkoły to:
• Dom Złotych Liści,
• Dom Srebrnych Kruków,
• Dom Brązowych Wilków.
W tychże budynkach odbywają się lekcje, na których nauka opiera się na bóstwach i zjawach pochodzących z mitologii irlandzkiej (Banshee, Morrigan, Danu).
Zoey King to główna bohaterka “Fallen Princess”. Poznajemy ją jako dumną Miss Everfall pochodzącą z rodu uzdrowicieli, w którym największym wyzwaniem jest sprostanie wymaganiom niesamowicie oziębłej i skupionej na pracy matki. Jest osobą popularną, która ma naprawdę wiele znajomych, jednak spośród tej grupy wyróżnia się jej najlepsza przyjaciółka oraz chłopak.
“W ciągu tygodnia przestałam być częścią naszej grupy. Ponieważ wszyscy się mnie bali.
W moje koło ratunkowe wbił się odłamek. Stopniowo uchodziło z niego powietrze, więc wcześniej czy później i tak utonę, obojętnie jak bardzo będę się starała utrzymać na powierzchni”.
Jednak jak się okazuje, relacje te mają niewiele wspólnego z trwałością, jeśli w grę wchodzi bycie wybrańcem… Zoey, zamiast być uzdrowicielką, okazuje się być banshee, zjawą zwiastującą śmierć. Jej świat staje na głowie, głównie przez zmianę wydziału Akademii Everfall. Tam zostaje przydzielony jej mentor - Dylan, który podobnie do niej, jest wykluczony przez społeczeństwo. Wiąże ich śmierć - dziewczyna ją przewiduje, przeczuwa, a chłopak jest żniwiarzem. Głównym założeniem ich spotkań jest pomoc w nadrobieniu materiału, Zoey jednak nie daje spokoju śmierć kolegi, więc w efekcie wykorzystuje nowe okoliczności, w jakich się znalazła, do rozwikłania zagadki nie zwyczajnej śmierci, a - jak się okazuje - morderstwa młodego chłopaka.
“Fallen Princess” to opowieść, która z pewnością niejednego Czytelnika zaskoczy, przyprawi o zdziwienie… I utrzyma tajemnicę niemal do ostatnich stron.
Gotowi na historię ściśle związaną ze śmiercią?
asia xx
“Fallen Princess”, Mona Kasten
@wydawnictwojaguar
[współpraca reklamowa]
“ - Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś, kto miałby taką obsesję na punkcie pokazywania innym, jak dobrze sobie radzi. Zastanawiam się tylko, kogo tak naprawdę próbujesz przekonać. Innych? Czy siebie?”
Nie spodziewałam się, że ta książka wstrząśnie mną na tyle, że będę potrzebowała drugiego tomu,...
“Untangle Me”, Ludka Skrzydlewska
@wydawnictwobeya
[współpraca reklamowa]
TW: gwałt, zastraszanie
16+
“Chcę, żeby na mnie polegała i żeby widziała we mnie podporę. Pragnę być tu dla niej i nie pozwolę się przepłoszyć. Nawet jeśli złamie mi serce”.
Nawet nie uwierzycie, jak bardzo podobała mi się ta książka! Przynajmniej do strony 239, która przekreśliła całe moje zauroczenie do “Untangle Me”. Dosłownie zalała mnie fala żenady i nie odpuściła aż do końca książki, przez co jest mi niesamowicie przykro, bo gdyby nie to, to byłaby ona 5/5, bez żadnego zająknięcia.
A tak pozostaje mi tylko powiedzieć wam co takiego mnie wycofało z tej oceny. No i oczywiście co mi się podobało, bo to też ważne. Ale najpierw może przedstawię Wam, co takiego dzieje się w “Untangle me”.
Arizona Lake wraca na uniwersytet po miesięcznej przerwie, jednak powitanie jej jest raczej… niewesołe. Choć to i tak łagodne słowo, bo - choć sama nie zrobiła nic złego - jest wytykana palcami przez innych studentów przez to, że jej byłego już teraz chłopaka aresztowano pod zarzutem gwałtu.
Przed fatalnym zajściem dziewczyna górowała w uczelnianych statystykach, teraz jednak ma ogrom zaległości i spada na sam dół. Z “cudownym” (połapcie się w tej ironii) pomysłem przychodzi jednak jej wykładowca, który sugeruje, a wręcz nalega, by Devon Scott - gwiazda-futbolista i aktualnie większy kujon od niej - udzielał jej korepetycji. Choć oboje nie są do tego przekonani - Arizona uważa Devona za głupiego sportowca, który ma dzięki temu dobre oceny, a on z kolei twierdzi, że dziewczyna jest zwyczajnie irytująca i rozpieszczona - to finalnie spędzają ze sobą naprawdę dużo czasu.
Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak Autorka poprowadziła wątek enemies to lovers - właściwie mieliśmy tutaj więcej lovers niż enemies, ale czy mi to przeszkadzało? Absolutnie nie. Sam proces niejakiej nienawiści naprawdę nie trwał długo, dzięki czemu nie był też męczący, co zdecydowanie doceniam.
Same postaci Arizony i Devona też były dobrze wykreowane, podobnie jak ci bohaterowie, którzy tworzyli tło historii. Nie sposób było się pogubić w tym, co kto mówi - nawet styl wypowiedzi kwalifikował się do jednego charakteru. Generalnie mogę powiedzieć, że cała książka ma skład i ład, nie ma zbędnych opisów, a to, co powinno być nadmienione kilka razy przez wzgląd na tego wagę - jest wspomniane.
“Kocham cię i chcę jedynie, żebyś była szczęśliwa”.
Obserwujemy rozwój relacji bohaterów, która, choć dość gwałtowna i narzucona przez ludzi ‘z zewnątrz’, sprawia, że Arizona i Devon się… dogadują. A nie wzajemnie zabijają. Po drodze, fakt faktem, mają rzucane kilka kłód pod nogi, wiele dyskusji Arizona prowadzi w swojej własnej głowie i nie daje chłopakowi możliwości pomocy, a mimo to on w jakiś sposób zauważa, że coś jest nie tak, i stara się ją wesprzeć.
To, co krok po kroku razem tworzą, z jakiegoś powodu wydaje się być inne i może odrobinę wyjątkowe? Nie potrafię tego wyjaśnić w słowach, ale musicie mi uwierzyć, że tak jest.
Styl pisania Autorki naprawdę mnie zachwycił, był przyjemny i lekki na tyle, że zdecydowałam się wrzucić pierwszy tom serii “Prawda o Yarrow” (tak, dokładnie, najpierw przeczytałam drugi tom, mózg nad mózgami) do koszyka na Empiku, a nawet polecić książkę bestie… Ale później dotarłam do strony 239 i wszystko się posypało.
No dobra, nie wszystko, bo dalej ich relacja i jej rozwój są świetne, ale moja ocena na pewno poleciała w dół, niczym oceny Arizony.
Może scena sama w sobie nie była zła, bo przecież ludzie uprawiają seks, rozmawiają ze sobą w międzyczasie, ale jak przeczytałam słowa Devona “odwróć się i usiądź mi na twarzy” to mną wstrząsnęło. I nie mówię tego, bo to jakieś nienormalne czy niemoralne, ale nie potrafię chyba zdzierżyć tak ogromnej bezpośredniości. Przed tym tekstem i po nim było jeszcze kilka sformułowań, które mnie w pewien sposób zniesmaczyły, ale ich już przywoływać nie będę, co by IG nie ścignął mnie za niecenzuralny post…
To tyle ode mnie, dajcie znać, co Wy uważacie o drugiej części serii “Prawda o Yarrow”.
asia xx
“Untangle Me”, Ludka Skrzydlewska
@wydawnictwobeya
[współpraca reklamowa]
TW: gwałt, zastraszanie
16+
“Chcę, żeby na mnie polegała i żeby widziała we mnie podporę. Pragnę być tu dla niej i nie pozwolę się przepłoszyć. Nawet jeśli złamie mi serce”.
Nawet nie uwierzycie, jak bardzo podobała mi się ta książka! Przynajmniej do strony 239, która przekreśliła całe moje...
“Before destiny teaches us to lie”, Karolina Szafrańska
@wydawnictwo.beya @editiored
[współpraca reklamowa]
Chryste Panie, co ja przeczytałam… Jedna wielka strata: zarówno mojego czasu, jak i IQ. Przysięgam, że mam dość tej książki, a głównej bohaterki to już w ogóle. Jeden wielki zawód.
“- Chciałaś prawdziwości, której bałaś się ode mnie oczekiwać, a którą ja mogłem ci dać. Uznałem, że to będzie idealna okazja ku temu, bo właśnie na tym ci zależało. Zasługiwałaś na tę szczerość, Joyce, chociaż może nie dokładnie o coś takiego ci chodziło”.
Pomysły, na które wpada się w stanie nietrzeźwości, rzadko należą do najlepszych, ale Destiny Joyce zupełnie się nie spodziewała, że mogą być aż tak złe.
Kiedy dzień przed walentynkami porzuca ją partner, Destiny żąda sprawiedliwości. Chęć zemsty przyświeca tłamszonej przez lata Joyce do tego stopnia, że decyduje się podjąć pracę u największej konkurencji swojego byłego kochanka ― po tym, jak nietrzeźwa złożyła aplikację na stanowisko asystentki szefa.
Głową ogromnej korporacji, będącej liderem na międzynarodowym rynku finansowym, jest niejaki Oscar Preston. Być może dlatego Destiny nie podejrzewa, że jako prawa ręka człowieka, dla którego była definicją chaosu i którego szczerze nie znosiła, zapomni o zemście, jakiej pragnęła dokonać, i uwikła się w romans wyrosły na wzajemnej niechęci.
W końcu każda reguła ma swój wyjątek. Czasem największy wróg staje się najwierniejszym kochankiem, a nienawiść może się przeistoczyć w bezgraniczną miłość. Jednak nikt nie mówi o tym, co trwa pomiędzy regułą a wyjątkiem. I nikt nie wspomina o tym, że nie każdy jest gotów to przetrwać. Może dlatego nikt nie powiedział Destiny Joyce, jak wiele kłamstw ukrywa Oscar Preston?
“ - Ona wcale nie wygląda na szczypiorek.
- A ty nie wyglądasz na nienormalną, a jesteś”.
Destiny poznajemy w dość okrutnym dla niej momencie - zostawia ją chłopak. Nie powiem, że dziewczynie nie współczuję, bo ten zdziwaczały osobnik dosłownie ją porzucił, ale to nie usprawiedliwia jej ogólnego braku poszanowania innych ludzi.
I wiecie, o ile jej zachowanie w pewnym stopniu mnie bawiło, to niestety granica ‘dobrego smaku’ została w którymś momencie zatarta na tyle, że miałam dość Destiny. Jej roztrzepanie i chaotyczność również mnie dobijały. Z resztą tak samo, jak jej ‘cudowne’ pomysły.
Jednym z nich jest zwyczajne odegranie się na byłym chłopaku - w końcu miał czelność zostawić ją dzień przed walentynkami. I nie byłoby w tym raczej nic niesamowitego, gdyby nie uznała, że idealnym wyjściem będzie zatrudnienie się w firmie, z którą ex Destiny konkuruje. Układa sobie również świetny plan, który zakłada, że uwiedzie jej szefa. Nie wie tylko, że tak właściwie odłoży swoje ustalenia najpierw na rzecz wzajemnej nienawiści, a później - romansu.
Cóż, nie powiem, cała fabuła wydaje się być naprawdę ciekawa, schody pojawiają się jednak, kiedy zajrzy się do środka. Nie jestem w stanie przeżyć głupoty, jaką wykazuje się Destiny oraz tego, jak bardzo nieudolnie Autorka poprowadziła wątek enemies to lovers. Naprawdę, można zrobić to w nieco bardziej ‘przyjemny’ sposób, bez tak strasznie naciąganych obrażanek i przekomarzanek, jak dzieci w przedszkolu.
Przyznam Wam się, że też sporo się śmiałam, ale nie dlatego, że bawiła mnie jakaś sytuacja, a przez to, co mówiła Destiny. No błagam, kto jak nie ona mógł uznać, że Szwajcaria a kraje skandynawskie to jedno i to samo…
Myślę, że książka ma naprawdę wielu zwolenników przez ilość humoru, z jaką się zderzyłam. Ja jednak nie jestem jej fanką, żarty mnie po prostu żenowały i śmiałam się, ale z głupoty. Zamiast faktycznej fabuły, która sama w sobie - pyskata asystentka vs zaborczy i niedostępny prezes - miała potencjał, skupiałam się na nieudanych, wymuszonych kłótniach, które miały w większości być zabawne.
No, nie były.
Zostawiam Was z tą recenzją, dajcie znać, czy znacie tę książkę i co o niej uważacie :))
asia xx
“Before destiny teaches us to lie”, Karolina Szafrańska
@wydawnictwo.beya @editiored
[współpraca reklamowa]
Chryste Panie, co ja przeczytałam… Jedna wielka strata: zarówno mojego czasu, jak i IQ. Przysięgam, że mam dość tej książki, a głównej bohaterki to już w ogóle. Jeden wielki zawód.
“- Chciałaś prawdziwości, której bałaś się ode mnie oczekiwać, a którą ja mogłem ci...
“All roads lead to hell. Między niebem i piekłem”, Gabriela Smusz
@wydawnictwobeya
[współpraca reklamowa]
Lord Private High School to szkoła dla dzieci bogatych rodziców. Nie obowiązują w niej zasady, jakie panują w innych placówkach. Dekalog Lord ustalili najważniejsi i najbardziej zamożni najbogatsi mieszkańcy Feartown. Ich dzieci miały się do niego stosować, mimo że odbierał im wolność i demolował i tak kruchą młodzieńczą psychikę. Brutalna prawda była bowiem taka, że to liceum niszczyło ludziom życie. Podobnie było w wypadku Joyce Torres. Jednak dziewczyna się nie poddawała. Kiedy tylko nadarzyła się okazja, siedemnastolatka postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i unicestwić instytucję, która sprowadziła ją na samo dno. Dosłownie.
Feartown zmieniło się w piekło na ziemi. W starciu z jego mocami Joy została właściwie sama. Przypadek sprawił, że pomógł jej pewien fantastyczny chłopak o wielkim, lecz popękanym sercu...
Niestety, był to pozorny ratunek, który ostatecznie okazał się zgubą.
TUTAJ WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO PIEKŁA…
“Mimo że życie zrobiło ze mnie twardą dziewczynę, były momenty, kiedy ta dziewczyna wcale nie była tak nieczuła, jak by się wydawało. Były chwile, gdy i ona cierpiała. Po swojemu, po cichu, w środku”.
“All roads lead to hell” to naprawdę krótka książka, ale treściwa, i przede wszystkim wartościowa. Czytelnik od początku jest - można powiedzieć - rzucony na głęboką wodę. Główna bohaterka jest w naprawdę beznadziejnym stanie psychicznym, pokusiłabym się o stwierdzenie, że potrzebna jej profesjonalna pomoc.
Joy poznajemy w momencie, w którym jest gorzej, niż po prostu “źle”. Autorka poprowadziła książkę tak, że każde, nawet najdrobniejsze emocje bohaterów, są dla Czytelnika wyczuwalne i nie sposób nie utożsamić się z którymś z nich.
Sam opis oraz okładka - z możliwością wielu interpretacji - niesamowicie mnie zaintrygowały i z czystym sumieniem mogę wam powiedzieć, że cudów i wianków na kiju w tej książce nie znajdziecie. Wiecie dlaczego? Ponieważ “All roads lead to hell. Między niebem i piekłem” jest tak boleśnie prawdziwą książką, że nie ma w niej miejsca na magiczne, wręcz cudowne uzdrowienia, nawrócenia i inne takie.
“Bo może on perfekcyjnie zamaskował wszelkie emocje, ale ja byłam perfekcyjnie pusta. Bo odczuwałam złość, irytację, żal i ból, ale to było nic w porównaniu z tym całym gównem, które w sobie nosiłam. I które mnie zniszczyło”.
Jest po prostu BUM - i nagle znajdujesz się w świecie Joy, bardziej realnym, niż na początku byś podejrzewał.
Mnie osobiście książka bardzo się podobała, wywołała we mnie przede wszystkim mnóstwo uczuć, co najbardziej doceniam. Muszę Wam też powiedzieć o sposobie pisania Gabrieli - jest bowiem naprawdę lekki i przyjemny, mimo dość wrażliwej treści otula jak kocyk podczas czytania.
Polecam Wam od serducha ARLTH, a sama lecę zorientować się co i jak z drugim tomem!
asia xx
“All roads lead to hell. Między niebem i piekłem”, Gabriela Smusz
@wydawnictwobeya
[współpraca reklamowa]
Lord Private High School to szkoła dla dzieci bogatych rodziców. Nie obowiązują w niej zasady, jakie panują w innych placówkach. Dekalog Lord ustalili najważniejsi i najbardziej zamożni najbogatsi mieszkańcy Feartown. Ich dzieci miały się do niego stosować, mimo że...
RECENZJA PATRONACKA
“Noc Upadku”, Magdalena Szponar
@szponarmagda
@wydawnictwonowestrony
[współpraca reklamowa]
Na początku chciałabym podziękować Magdzie za to, że zaufała mi w kwestii swojego FANTASYcznego dziecka, w kwestii nowej odsłony swojej twórczości. Sięgaj gwiazd, moja droga!
“Jej wspomnienia zdawały się zablokowane, jakby nie miała do nich dostępu”.
Zawsze przy patronatach mam tę zagwostkę, że nie wiem, co o książce powiedzieć - tak bardzo mi się podoba, że nie umiem znaleźć na to słów. Jednak nie chcę nigdy zostawiać Was z taką pustą promocją, bez mojej opinii - mimo, że to jasne, że jestem w książce zakochana.
MIŁOŚĆ ZA MIŁOŚĆ.
PRZYJAŹŃ ZA PRZYJAŹŃ.
ŻYCIE ZA ŻYCIE.
Nie wątpię, że opis jest Wam znany - w końcu trąbiłam o “Nocy Upadku” gdzie się dało… Jednak przypomnijmy sobie co nieco o historii naszych zmiennokształtnych.
Pan Niedźwiedziego Starego Pałacu, Rasso, znajduje w lesie kobietę, która - kiedy tylko odzyskuje przytomność w jednej z komnat - posądza go o porwanie. Pozornie biedna, skrzywdzona dziewczyna, okazuje się mieć królewskie maniery, a przede wszystkim stara się być chodzącą tajemnicą. Rasso wyczuwa jej potęgę, dlatego dobiera słowa i czyny tak, by została u jego boku.
W tym samym czasie, w którym kobieta imieniem Valea zdrowieje w Pałacu, świat przyćmiewa nadchodząca wojna i bogini Natura, która daje znać o swoim istnieniu i władzy.
Na horyzoncie pojawia się też Read - Ostatni Smok i dawny przyjaciel Rassa. Stormvoll - noc, podczas której każdy z rodów zyskuje szansę na przedłużenie - zbliża się wielkimi krokami.
Nadchodzi czas wojny, czas upadku świata, jaki dotąd znali nasi Zmienni.
“– A może ty mi powiesz, kim jesteś, bestio? – wyszeptała tym zachrypniętym głosem, który obudził w nim nowe pokłady gniewu i pragnień. – Może powiesz mi, dlaczego mnie porwałeś?! – ryknęła, a w jej oczach stanęły łzy”.
Zacznijmy może od relacji, jakie stworzyła między bohaterami Autorka i w ogóle jak wyglądają ich historie, bo uważam to za element warty uwagi.
(1)Rasso chyba poznajemy najmniej, ale mogę Wam z mojej osobistej analizy powiedzieć, że zdecydowanie bym go nie polubiła. Fakt, uratował Valeę, i bez niego nie byłoby relacji między nią a Ostatnim Smokiem, jednak… niesamowicie mnie drażnił. Oczywiście nie na tyle, bym go chciała uśmiercić, ale wiecie jak jest - jednych bohaterów lubi się bardziej, innych mniej, a ja - cóż, muszę to w końcu oficjalnie przyznać - jestem fanką Read’a.
“Przeszył ich dreszcz, a we wnętrzach rozlało się ciepło. Serca, dotąd zagubione, zaczęły bić jednym rytmem, oddechy się zrównały, a cały świat wydawał się zastygnąć w oczekiwaniu na to, co miało nastąpić”.
Co do naszej przerośniętej jaszczurki - tutaj nie będę się rozpisywać, bo uznacie mnie za jakąś psychiczną (jeszcze wyjdzie, że mam obsesję na punkcie fikcyjnego bohatera, w dodatku zmiennego, i dopiero będzie…). Musicie wiedzieć, że ich relacja - ich, czyli Read’a i Valei - jest na swój sposób wyjątkowa i czytając aż czuć te przeskakujące między nimi iskry pożądania. Nie wiem, jak Magda to zrobiła, ale cóż… Nic nie poradzę na takie efekty specjalne!
Sama Valea jest naprawdę rozdartą dziewczyną, niewiele o niej na początku wiemy. Wydaje się być niepewna siebie, zagubiona… Aż w końcu pokazuje swoje prawdziwe oblicze, niejednokrotnie wykazuje się odwagą i oddaniem. Jest też zdecydowanie wrażliwa, jednak przy tym wszystkim nie umie znaleźć dla siebie miejsca; czuje, jakby była niepasującym elementem, niepotrzebnym. Los decyduje za nią, a właściwie pozostawia ją przy rozdartych uczuciach między smokiem a niedźwiedziem i mówi “radź sobie, Królowo Cieni”.
Nie chcę Wam zdradzać więcej, bo po co mielibyście czytać w takim wypadku książkę, jednak musicie wiedzieć, że ogień Ostatniego Smoka zapłonie również w Valei…
(2)“Jego królestwo było królestwem popiołów, pustki i samotności. Nie miał niczego, o co chciałby toczyć bój. Choć nie... Teraz, miał wszystko. I to wszystko stało właśnie przed nim, unosząc dumnie podbródek”.
Patrząc na całą fabułę, mogę powiedzieć Wam jedno: nie sposób przewidzieć, co będzie na kolejnej stronie. Naprawdę. Jednocześnie Autorka napisała tę książkę tak, że nie można się pogubić.
Sam fakt, jak dopracowany jest środek książki, mapka, bestiariusz.. Totalny podziw, moja artystyczna dusza rozpływa się nad tym pięknem.
Cóż, to tyle ode mnie, dajcie znać, czy wrzuciliście “Noc Upadku” na swoje półki na Legimi albo czy zamówiliście papierowe egzemplarze. Chętnie dowiem się, co Wy myślicie o tej książce i czy Was pochłonął ten fantastyczny świat tak, jak mnie.
asia xx
RECENZJA PATRONACKA
“Noc Upadku”, Magdalena Szponar
@szponarmagda
@wydawnictwonowestrony
[współpraca reklamowa]
Na początku chciałabym podziękować Magdzie za to, że zaufała mi w kwestii swojego FANTASYcznego dziecka, w kwestii nowej odsłony swojej twórczości. Sięgaj gwiazd, moja droga!
“Jej wspomnienia zdawały się zablokowane, jakby nie miała do nich...
“Wiccańskie Kredo. Znak i Omen”, Marah Woolf
@wydawnictwojaguar
[współpraca reklamowa]
“Zatajanie prawdy nie musi być od razu równoznaczne z kłamstwem”.
Jeśli mam być z Wami szczera, to gdybym tylko mogła, to przeczytałabym tę książkę na raz, bez jakiejkolwiek przerwy. Jednak fantastyka ma to do siebie, że naprawdę męczy głowę przez ilość faktów, przyswojenie nowych, niekoniecznie realnych zdarzeń.
Ponad dwanaście lat temu zamordowano rodzinę Valei i od tego czasu dziewczyna żyje z dala od Ardealu. Nie można jednak skłamać, że przyzwyczaiła się do pzoornie nowej rzeczywistości, w której przecież trwa już tyle czasu - bo tak nie jest, Valea stale pragnie wrócić do ojczyzny i zrozumieć, co wydarzyło się tej ciężkiej dla niej nocy. Nocy, która odebrała jej wszystkich, których kochała.
Dziewczyna posiada wyjątkowy dar - widzi wspomnienia innych, również zmarłych osób, co jej dziadek chce perfidnie wykorzystać pod pretekstem sprowadzenia jej do zamku w akcie tęsknoty. Valea jednak dociera do smutnej prawdy - ma być po prostu przydatnym narzędziem, by wiadome było, co stało się z zamordowaną wiccanką.
Nie jest jednak świadoma, że spirala kłamstw, w jakiej się nieświadomie znalazła, jest tak ogromna. To poplątana sieć intryg, oparta przede wszystkim na wojnie trwającej od wieków pomiędzy wiccanami, strzygami i królową czarownic.
Wiadome jest jedno: zakończona zostanie, kiedy dwa z trzech ludów przestaną istnieć.
“Nie składaj obietnic, których nie będziesz mogła dotrzymać”.
Średnio wiem, co miałabym Wam powiedzieć, bo moja reakcja na tę książkę to jedno wielkie “WOW”, naprawdę. To, jakie postaci, tło stworzyła autorka - zdecydowanie godne podziwu. Sama historia jest skomplikowana i wielowątkowa, jak to często fantastyka, jednak styl pisania autorki i to, że skupia się ona na przedstawieniu czytelnikowi wymyślonego świata w dokładny sposób, wyklucza możliwość pogubienia się. Fakt faktem, że czytanie wymaga skupienia, ale czego się nie robi dla poznania tajemnic i ukrywanych krzywd?
Zapytacie: kim jest Valea? Gdybym miała określić ją jednym słowem, to powiedziałabym, że jest popychadłem. I może Wam się to wydawać dziwne, ale gdy patrzę na to, jak rodzina przerzuca ją z rąk do rąk, jak los kręci jej życiową ścieżką, to aż mi jej szkoda. Choć tylko w połowie, bo gdy patrzę na to z drugiej strony, to gdyby nie to, ta historia nie byłaby t ą h i s t o r i ą.
“Cuda zdarzają się tylko wtedy, jeśli nie porzuci się nadziei”.
“Znak i Omen” to przede wszystkim opowieść o tym, co chęć posiadania magii robi z istotami świata Valei. Razem z dziewczyną i stworzeniami, które może określić w międzyczasie przyjaciółmi odkrywamy wszystkie mroczne zakamarki zarówno zamku Caraiman, jak i innych, również pozornie bez wad.
W tle mamy również wątek romantyczny, który dodaje uroku całej opowieści. Niecierpliwie czekam na rozwinięcie zarówno jego, jak i reszty wydarzeń, bo po pierwszej części odczuwam ogromny niedosyt i jestem gotowa poświęcić trzy razy więcej czasu na czytanie zagranicznej wersji “Wiccańskiego Kredo”.
Dajcie znać, czy macie na swojej półce książki fantastyczne i jeśli tak, to czy wśród nich macie może “Znak i Omen”.
asia xx
“Wiccańskie Kredo. Znak i Omen”, Marah Woolf
@wydawnictwojaguar
[współpraca reklamowa]
“Zatajanie prawdy nie musi być od razu równoznaczne z kłamstwem”.
Jeśli mam być z Wami szczera, to gdybym tylko mogła, to przeczytałabym tę książkę na raz, bez jakiejkolwiek przerwy. Jednak fantastyka ma to do siebie, że naprawdę męczy głowę przez ilość faktów, przyswojenie nowych,...
"Każdy Rok Tommy'ego Llewellyna", Michael Thompson
[współpraca reklamowa]
@wydawnictwoale
"Każdy Rok Tommy'ego Llewellyna" to fascynująca podróż przez życie chłopaka, którego pamięć społeczna trwa jedynie przez 365 dni. Michael Thompson w tej niezwykłej powieści rzuca światło na temat tożsamości, miłości i znaczenia naszych relacji z innymi.
“Tak wyglądało całe jego życie: tracił każdego, kogo znał, i wszystko, czego doświadczył”.
Pierwsze, co wpadło mi na myśl, gdy przeczytałam opis książki, to że będzie to powielenie “7 razy dziś”, które szczerze uwielbiałam. Jednak tam spotykamy się z dziewczyną, która kilka razy przeżywa ten sam dzień, dzień swojej śmierci, a tutaj mamy ideę chłopaka, który jest zapomniany przez wszystkich co roku. Jest wymazywany z pamięci, życia - tak, jakby nigdy nie istniał. Autor zręcznie prowadzi czytelnika przez codzienne życie Tommy'ego, pokazując, jakie wyzwania musi stawiać każdego roku, aby utrzymać związek z otaczającym go światem. Ta nieustanna walka o to, by zostać zapamiętanym, jest nie tylko porywającą fabułą, ale również głębokim przypomnieniem o naszej ludzkiej potrzebie przynależności i akceptacji.
“Ludzie mnie nie pamiętają. Nie tylko niektórzy. Wszyscy o mnie zapominają. Dzieje się to co rok, tego samego dnia. Jakbym wcześniej nie istniał. Muszę wszystko zaczynać od nowa. Jednego dnia mogę się z kimś przyjaźnić, a już następnego ta osoba nie ma pojęcia, kim jestem. Staję się dla niej obcym człowiekiem”.
Główny bohater, Tommy Llewellyn, jest postacią, z którą łatwo się utożsamić. Jego siła woli i determinacja, pomimo nieustającej amnezji społecznej, sprawiają, że czytelnik trzyma kciuki za jego sukces. Tommy to postać, która ewoluuje na naszych oczach, ucząc nas, że to, kim jesteśmy, nie zależy tylko od naszej pamięci społecznej, ale także od naszych działań i relacji z innymi.
“Kocham cię i chcę, żebyś pamiętała mnie po piątym stycznia”.
Miłość odgrywa kluczową rolę w tej opowieści, a romans Tommy'ego jest sercem książki. Widząc, jak nasz bohater zakochuje się i stara się przekonać ukochaną o swoich uczuciach, odczuwamy zarówno radość, jak i napięcie. To piękne przesłanie o sile miłości, która potrafi pokonać nawet największe przeciwności.
Jednym z największych atutów tej książki są również jej głębokie refleksje nad naturą ludzkiej pamięci i tożsamości. Autor nie tylko zapewnia czytelnikowi wciągającą fabułę, ale również skłania go do refleksji nad własnym życiem i relacjami z innymi. Czytelnik zostaje zainspirowany do zastanowienia się, co tak naprawdę definiuje naszą tożsamość i jakie są wartości, które naprawdę się liczą.
“Carey, kocham cię od dzieciństwa. Co roku zmieniało się całe moje życie, ale ty… ty pozostawałaś taka sama. Właściwie może nie ty, tylko to, co do ciebie czuję”.
Styl pisarski Michaela Thompsona jest przyjemny i przystępny, co sprawia, że książkę czyta się z zainteresowaniem od pierwszej do ostatniej strony, a przede wszystkim - naprawdę szybko. Autor potrafi zgrabnie balansować między momentami humorystycznymi a poważnymi, co dodaje narracji różnorodności i głębi. Fabuła jest jednocześnie zwięzła i treściwa - na tyle, by wiedzieć, co się dzieje, ale człowiek się przy tym nie gubi.
Podsumowując, "Każdy Rok Tommy'ego Llewellyna" to niezwykła opowieść o walce o pamięć i tożsamość, o sile miłości i znaczeniu naszych relacji z innymi. Michael Thompson stworzył nie tylko wciągającą fabułę, ale również głębokie przesłanie, które pozostaje z czytelnikiem jeszcze długo po zakończeniu lektury. To książka, którą polecam każdemu, kto poszukuje inspirującej i emocjonującej historii, która poruszy zarówno serce, jak i umysł.
asia xx
"Każdy Rok Tommy'ego Llewellyna", Michael Thompson
[współpraca reklamowa]
@wydawnictwoale
"Każdy Rok Tommy'ego Llewellyna" to fascynująca podróż przez życie chłopaka, którego pamięć społeczna trwa jedynie przez 365 dni. Michael Thompson w tej niezwykłej powieści rzuca światło na temat tożsamości, miłości i znaczenia naszych relacji z innymi.
“Tak wyglądało całe jego...
“Dunbridge Academy. Na zawsze twoja”, Sarah Sprinz
ograniczenie wiekowe: 16+
“ - Jesteś w niej zakochany? [...]
Nie wiem, co to miłość. Znam tylko pragnienie bycia dostrzeżonym przez kogoś, a to nie ma z zakochaniem nic wspólnego. Nie ma się co zastanawiać, lecz ja jednak się waham.
- Ona mnie zraniła, więc to boli, ale… Nie jestem w niej zakochany - mówię w końcu. - I nigdy nie byłem. Wydaje mi się, że zakochanie to coś więcej. I teraz też nie kłamię”.
[współpraca reklamowa]
@moondrive.books
“Na zawsze twoja” to już trzecia książka z serii “Dunbridge Academy” i powiem Wam, że trzymając ją w rękach, jest mi dosłownie przykro, że to koniec tej historii. Tak przywiązałam się do naszych uczniów, że ciężko mi uwierzyć, że to permanentne rozstanie…
Główna bohaterka, Olive, pokonuje naprawdę wiele przeszkód - od uszczerbku na zdrowiu aż po rozpad małżeństwa swoich rodziców.. Nie ma lekko. Do tego musi mierzyć się z rozstaniem z przyjaciółmi - przez pożar i późniejszy pobyt w szpitalu miała naprawdę wiele zaległości, co skłoniło jej rodziców do pozostawienia córki w jedenastej klasie. Ciężko jest się jej z tym pogodzić, ale żyje nadzieją, że za kilka tygodni, kiedy skończy osiemnaście lat, znów będzie w klasie z przyjaciółmi. Sprinz wspaniale ukazuje jej dojrzewanie, prezentując jej wewnętrzne rozterki i zmiany, które zachodzą w jej życiu. Olive, choć pozornie była main character, teraz staje się naprawdę pewna siebie i zdecydowana, co sprawia, że czytelnik może z łatwością związać się z jej postacią i śledzić jej rozterki. W poprzednich częściach jej postać wtopiona była w tło i jedynym słowem, jakim można ją było wtedy opisać, było “buntowniczka”. Bo Olive głównie to robiła - sprzeciwiała się wszelkim ustaleniom czy normom, chciała mieć własne zdanie i sama o sobie decydować. Tyle o niej wiedzieliśmy. Dopiero teraz ukazane zostało, jak złożoną postacią jest i ile ma sobą do zaoferowania poza “hej, jestem Olive i z góry cię nie znoszę, więc zachowaj dwa metry odstępu”.
Autorka skupia się też na tym, by pokazać, jak bardzo potrzebni są w naszym życiu przyjaciele. W życiu naszych bohaterów dzieje się naprawdę dużo, więc to, że są dla siebie wsparciem, czyni ich naprawdę silnymi osobami. Sprinz pokazuje też, jak ważne jest wsparcie i zrozumienie w relacjach między przyjaciółmi, ale i posiadanie własnych poglądów, co sprawia, że ta seria jest niesamowicie autentyczna i przede wszystkim - gra na emocjach.
Kolejnym wątkiem, który zdecydowanie wart jest naszej uwagi, to rozwijająca się relacja Olive i Colina. Olive staje przed trudnymi wyborami i dylematami związanymi z uczuciami do chłopaka. Sprinz umiejętnie balansuje między momentami napięcia a delikatnością, tworząc historię miłosną, która porusza serca czytelników (przynajmniej moje poruszyła, może dlatego, że mam słabość do enemies to lovers).
Mam też wrażenie, że w tym tomie działo się więcej, niż w poprzednich, mimo że objętościowo są podobne. Akcja rozwija się dość dynamicznie, ale ma możliwości, by czytelnik pogubił się w wydarzeniach. Dla niektórych minusem może być to, że część wydarzeń jest przewidywalna, jednak mi to nie przeszkadzało.
Zdecydowanie polecam Wam tę serię, bo cała ma w sobie kilka istotnych wątków, przemyśleń głównych bohaterów, które są na tyle realne i świadomie opisane, że mają odzwierciedlenie w naszym życiu albo życiu bliskich nam osób
asia xx
PS. Jeśli jeszcze Was nie przekonałam do przeczytania “Dunbridge Academy” to koniecznie zajrzyjcie na stronę https://dunbridgeacademy.pl/, by dowiedzieć się więcej zarówno o bohaterach, jak i słynnej szkole.
“Dunbridge Academy. Na zawsze twoja”, Sarah Sprinz
ograniczenie wiekowe: 16+
“ - Jesteś w niej zakochany? [...]
Nie wiem, co to miłość. Znam tylko pragnienie bycia dostrzeżonym przez kogoś, a to nie ma z zakochaniem nic wspólnego. Nie ma się co zastanawiać, lecz ja jednak się waham.
- Ona mnie zraniła, więc to boli, ale… Nie jestem w niej zakochany - mówię w końcu. - I...
"This could get ugly", Natalia Antczak
@wydawnictwoniezwykle
[współpraca reklamowa]
“Czas był jednak tylko tworem człowieka, a wszystko, co ludzkie, charakteryzowało się skazami, które czasami okazywały się o wiele lepsze od ideału”.
Chciałam na początku tej recenzji napisać, że to najlepszy romans z wątkiem kryminalnym, jaki do tej pory przeczytałam, ale zanim usiadłam do jej pisania, sięgnęłam po drugą część serii “Legacy” i… Nie umiem wybrać!
Delilah Warren, jako wyróżniająca się w swoim mieście detektyw, wie, czym jest widok zamordowanej ofiary. Nie dziwi jej więc ciało żony Williama Crawforda, jednak cała sprawa jest na tyle zagmatwana, że o morderstwo podejrzane są nawet przyszłe ofiary zabójcy.
W śledztwie pomaga jej Ian Calloway, przynajmniej tak twierdzi Delilah. W rzeczywistości oboje nad nią pracują, w równym stopniu. I choć żadne z nich nie podchodzi do tej współpracy zbyt ochoczo, to oboje z czasem niszczą swoje mury. Nie przychodzi im to z łatwością, jednak w efekcie udaje im się celnie trafić do tej samej bramki.
W całym zamieszaniu związanym ze śledztwem, nasi detektywi, poza nienawiścią, zaczynają czuć do siebie pożądanie. Pytanie tylko co lepiej z tym zrobić: tłumić swoje uczucia czy dać się im ponieść?
CHRYSTE PANIE, CO TO BYŁO.
Ten rollercoaster - od pożądania do szukania mordercy naprawdę mnie męczył, ale tak pozytywnie. Choć nie powiem, Natalii nie udało się do jawnego wyjawienia mordercy utrzymać mnie w niewiedzy, bo domyśliłam się już wcześniej. Jednak to, jakie procesy w mojej głowie zachodziły podczas czytania… Nigdy bym nie pomyślała, że jestem zdolna do takiej analizy.
Jeśli chodzi o relację bohaterów, śmiem rzucić stwierdzenie, że to idealne enemies to lovers. Przysięgam wam, że na te kilka(naście) książek z tym motywem, które przeczytałam, tutaj jest to zrobione najlepiej. Nie ma nadmiernego przeciągania, sztucznego udawania, nagłej miłości bez powodu - taki złoty środek, oparty na czasie i stopniowym budowaniu zaufania.
Fakt też faktem, że Natalia stworzyła postaci w swojej głowie, przeniosła ich, razem z charakterem na papier i stopniowo ukazywała burzenie murów. W sumie głównie burzenie muru Delilah, który kobieta stworzyła na potrzeby maski zimnej i nieczułej detektyw.
Choć powiem Wam, że Ian też nie jest łatwą postacią do zdefiniowania i przede wszystkim: jest strasznie uparty. Może nie jak osioł, bo osiołki to często milusie zwierzaki, ale myślę, że możemy go porównać do takiego zawziętego miodożera, który doskonale zdaje sobie sprawę, jak oschła potrafi być Warren, a mimo to ignoruje jej niemiłe zaczepki i w zasadzie to wchodzi do jej życia z buciorami.
Język, jakim Natalia posłużyła się w TCGU totalnie zmiótł mnie z planszy. Zapytacie dlaczego? Śpieszę z odpowiedzią: tak się wczułam dzięki niemu w historię i całe śledztwo, że ciężko było mi się oderwać od książki.
“This could get ugly” to jedna wielka polecajka, jeśli lubicie nieoczywiste sytuacje i zagmatwane relacje między bohaterami - nie szczędźcie pieniędzy i czym prędzej bierzcie się za tę książkę!
asia xx
"This could get ugly", Natalia Antczak
@wydawnictwoniezwykle
[współpraca reklamowa]
“Czas był jednak tylko tworem człowieka, a wszystko, co ludzkie, charakteryzowało się skazami, które czasami okazywały się o wiele lepsze od ideału”.
Chciałam na początku tej recenzji napisać, że to najlepszy romans z wątkiem kryminalnym, jaki do tej pory przeczytałam, ale zanim...
“Captive”, Sarah Rivens
@flow_books
[współpraca reklamowa]
ograniczenie wiekowe: +18
TW: gwałt, agresja, brutalny język
“ - Moja siostra ciągle myśli, że jesteśmy razem? - zadrwił.
Kiwnęłam głową. Uśmiechnął się triumfalnie, a ja pokręciłam głową z irytacją.
- A więc mam prawo to wykorzystać. Pauzujemy naszą gierkę.
Nie dał mi czasu nic powiedzieć. Złożył na moich ustach… delikatny pocałunek.
Nigdy nie połączyło nas nic podobnego.”
Gdybyście przeczytali to, co ja, to chyba padnęlibyście na zawał... CHRYSTE PANIE, TO JEST TAK DOBRE.
Captive stoją między światem zewnętrznym, a tym stworzonym przez przestępców. Ella jednak, choć również określana jest tym mianem, to nie może przyrównać swojej historii do tych, które zwykle opowiadają dziewczyny będące w organizacji.
Kiedy Ella zostaje wyrwana z łap John’a niemal w ten sam sposób, w jaki została w nie wepchnięta, nie spodziewa się, że jej nowy ‘właściciel’ to zupełnie inna liga. Otóż Asher Scott okazuje się być niesamowicie opanowanym, ale i dupkowatym przywódcą rodziny. Kieruje nim swego rodzaju nienawiść wobec świata i przede wszystkim wobec Elli, którą niemalże cały czas określa słowem “captive”, ale nie uznaje jej jako swojej. Nienawiść ta udziela się także dziewczynie, jednak kto zna książki enemies to lovers ten wie, że granica między nią a miłością jest niesamowicie cienka. A nasi bohaterowie mają mnóstwo okazji, by móc się zarówno przedrzeźniać, jak i całować…
Tak, jak wspomniałam i czemu zaprzeczyć nie mogę ani też nie zamierzam: TA HISTORIA JEST PO PROSTU ŚWIETNA. Przyznam się Wam jednak, że początkowo nieco się obawiałam, bo choć słyszałam wiele dobrego o “Captive”, tak jednocześnie do drugiego ucha docierały do mnie informacje o tym, że jest to dark romance - a ostatnio, gdy czytałam książkę tego gatunku, myślałam, że z zażenowania zapadnę się pod ziemię.
Jednak ostatecznie stwierdzam, że z brutalnością czy toksycznością nie było tak źle - naprawdę brałam przymiarkę na mocniejsze sceny.
Wdzięczna jestem Autorce za to jednak, że zważała na wagę swoich słów i nie traktowała gwałtu czy agresji Ashera z przymrużeniem oka. Opisywała je ze stosowną szczegółowością, która jednocześnie raniła Czytelnika od środka, ale już osoby, która potencjalnie miałaby podobnie wrażliwe doświadczenia, nie krzywdziłaby w zły sposób.
Do tego dołożyć muszę, że Autorka naprawdę skupiła się na wykreowaniu każdej z postaci, nawet tej drugoplanowej. Asher, Ella, Kyle, Kiara.. Każde z nich miało wyjątkowy charakter i nie sposób było któreś z nich pominąć. To samo z tłem - Rivens również przyłożyła się do opisów wszystkich miejsc, w których znajdowali się bohaterowie, więc przyjemność z braku konieczności domyślania się co do miejsca aktualnej akcji była dla mnie wisienką na torcie.
Książkę, choć adnotowałam i choć jest cegiełką (ma niemal 450 stron!), czytało mi się naprawdę szybko. Aż byłam tym zszokowana.
Osobiście Wam tę książkę polecam, jednak zwróćcie uwagę na ograniczenie wiekowe i ostrzeżenia!
asia xx
“Captive”, Sarah Rivens
@flow_books
[współpraca reklamowa]
ograniczenie wiekowe: +18
TW: gwałt, agresja, brutalny język
“ - Moja siostra ciągle myśli, że jesteśmy razem? - zadrwił.
Kiwnęłam głową. Uśmiechnął się triumfalnie, a ja pokręciłam głową z irytacją.
- A więc mam prawo to wykorzystać. Pauzujemy naszą gierkę.
Nie dał mi czasu nic powiedzieć. Złożył na moich...
„The first lie”, Jessica Foks (@fokstories)
[współpraca reklamowa]
@wydawnictwoniezwykle
ograniczenie wiekowe: +18
„ – Nie możesz rozpalać we mnie tego, co rozpalasz. To mnie zniszczy – wyszeptał, dotykając mojego policzka.
– Dlaczego uważasz, że cię zniszczę? – prychnęłam, nic nie rozumiejąc.
– Bo znalazłaś mój czuły punkt.
– Co nim jest?
– Ty, Rosalie.”
Słyszeliście kiedyś o historii, w której plątanina uczuć, przypadków i tajemnic po prostu zmiata Czytelnika z planszy? Cóż, jeśli nie.. To przedstawiam Wam „The first lie” - część pierwszą serii "Liars", która sprawi, że będziecie błagać o kontynuację.
Można powiedzieć, że dzień bez kłopotów to dla Rosalie Watson dzień stracony. Zła passa nie opuszcza jej nawet kiedy zmienia miejsce zamieszkania i wraca tym samym do rodzinnego miasta. Choć stara unikać się problemów, to los wydaje się robić jej na złość - podczas deszczowej nocy, kiedy wraca z pracy, jej samochód odmawia posłuszeństwa na środku drogi. W dodatku okazuje się, że nie jest to zbyt często odwiedzana okolica, tak więc szanse na uzyskanie pomocy są naprawdę nikłe.
W efekcie dziewczyna nie zważając na potencjalne zagrożenie, zatrzymuje pierwsze przejeżdzające auto. Nie spodziewa się nawet, jak wielką lawinę kłopotów na siebie ściąga… To, że prowadzi je miejscowy chłopak o złej reputacji, którego ręce oraz kurtka pokryte są krwią, to jedno, natomiast drugie - że po spotkaniu, zaczynają dziać się jeszcze bardziej niepokojące rzeczy.
Sharp zaczyna ją prześladować, ON wraca do miasta… A koleżanka ze szkoły zostaje zamordowana.
Kto postanowił, że to Rosalie będzie obiektem przypominającym wieczne nieszczęście i problemy?
“[...] sztuka to nie to, co robią artyści. Sztuka to my.”
Zacznijmy może od głównych bohaterów - Sharpa i Rosalie, którzy poza prześladowcą dziewczyny, grają w tejże historii najważniejszą rolę.
Dziewczyna, jak już wiecie z opisu, nie ma lekko. Poza falą nieszczęść, jaka przygniata ją raz po raz, z niewielkimi odstępami, stale trzyma się jej stalker, który nie daje o sobie zapomnieć. Do tej plątaniny miesza się jeszcze Sharp - zupełnie, jakby go tam brakowało.
Dla świata z zewnątrz Rosalie Watson to typowa nastolatka, dobrze wychowana.. Nikt nie zna realiów.
Sharp - w opinii publicznej człowiek gorszego sortu, butny, sprawiający problemy - okazuje się nie być w tej historii tą najbardziej złą postacią. Jednak mimo wszystko odsłaniane są kolejne jego błędy, a z nimi również maski, jakie na co dzień zakłada.
Rosalie przyciągająca problemy i Sharp, który określany jest jako kłopot… Brzmi jak dwa elementy układanki, prawda?
“Kiedy człowiek boi się większych rzeczy, to nie zwraca uwagi na te mniejsze.”
Jeśli chodzi o cały zamysł Autorki na fabułę: “The first lie” to przede wszystkim k ł a m s t w a. Do tego tajemnice, stalker, powoli rozwijający się wątek miłosny… No nie powiecie mi, że nie jest to połączenie idealne! Dzięki naprawdę dobrym opisom - zarówno miejsc, jak i uczuć czy całych zdarzeń - przez cały czas Czytelnik ma ochotę oglądać się za siebie; osobiście miałam dreszcze niepokoju podczas czytania. Nie jest realne, by stalker Rosalie opuścił książkę i znalazł się w prawdziwym świecie, jednak kiedy analizuje się kolejne strony tak dobrze opisanej historii, przesiąkniętej ogólnym strachem.. To wszystko wydaje się być możliwe.
“Nagle wszystko wokoło nas się zatrzymało. Nie istniało pomiędzy nami nic. Byliśmy tylko my: Sharp i Rosalie.”
Na dobrą sprawę można stwierdzić, że spotkanie Sharpa i Rosalie nie było przypadkiem.. Nie wierzę, że przypadkowa osoba miałaby jakiś interes w uszkodzeniu jej auta - w końcu po co?
Sama nie wiem, jaki był cel tego wszystkiego… Nie odpowiadam za Wasze zdanie, jednak patrząc po pozytywnych opiniach, nie ja jedyna wyczekuję drugiego tomu.
Gotowi na ten roallercoaster, jaki funduje nam Jessica w serii “Liars”?
Asia xx
„The first lie”, Jessica Foks (@fokstories)
[współpraca reklamowa]
@wydawnictwoniezwykle
ograniczenie wiekowe: +18
„ – Nie możesz rozpalać we mnie tego, co rozpalasz. To mnie zniszczy – wyszeptał, dotykając mojego policzka.
– Dlaczego uważasz, że cię zniszczę? – prychnęłam, nic nie rozumiejąc.
– Bo znalazłaś mój czuły punkt.
– Co nim jest?
– Ty, Rosalie.”
Słyszeliście...
“Wszystko między nami”, Nikki Barthelmess
[współpraca reklamowa @wydawnictwoyoung]
"Bo nie chodzi tylko o to, że nie mówię w naszym języku. Ilekroć próbuję pytać babcię o cokolwiek związanego z byciem Meksykanką albo Amerykanką meksykańskiego pochodzenia, ona mnie zbywa. Mamrocze coś zdawkowo i zamyka drzwi. Koniec rozmowy."
“Jeden list, który wywróci jej życie do góry nogami…”
Surowe wychowanie, w tym przypadku serwowane przez babcię, która kieruje się w życiu swoim i wnuczki dewizą „Żyjemy w Ameryce i mówimy po angielsku” bardziej utrudnia Ri życie, niż dziewczyna by tego chciała.
Meksykańskie pochodzenie jest przez starszą kobietę ukazywane jako gorsze - nie ma co się jednak dziwić, kiedy ma się tak bolesne wspomnienia związane ze swoją narodowością.
Ri jednak, w odróżnieniu od babci, nie umie odnaleźć się wśród Amerykanów, czuje, jakby mieszkała w obcym miejscu, zadawała się z ludźmi, którzy jej nie rozumieją, i których ona także nie rozumie. Chce szukać swojego miejsca na Ziemi, jednak ku niezadowoleniu Ri, jest jej to skutecznie utrudnianie.
Dziewczyna, choć nie w pełni, to opiera się zasadom babci i nie kieruje się nimi przy wyborze przyjaciół - to ta kwestia, o której kobieta - według Ri - nigdy nie powinna decydować. A tym bardziej nie powinna uczyć Ri, że bogaci ludzie są lepsi.
Okazuje się też, że nasza bohaterka żyła kilka, jeśli nie kilkanaście lat w kłamstwie - znajduje list od swojej mamy, która zniknęła bez żadnego wyjaśnienia. Postanawia ją odnaleźć i udowodnić samej sobie, że była to wina babci, oraz że jej mama jest idealna, zupełnie tak jak w jej wyobrażeniach. Nie jest jednak tak kolorowo, jak dziewczyna chciała, by było. A kolejne kłamstwa sprawiają, że Ri jeszcze częściej zastanawia się, kim tak właściwie jest.
Uwaga, kontrowersje i odmienne zdanie czas zacząć.
Numer jeden: rozumiem babcię Ri. Naprawdę.
Patrząc na jej decyzje z perspektywy osoby trzeciej, a nie bohaterki, którą targają przeróżne emocje, babcia Ri wydaje się być rozsądną kobietą. Co jej mogę zarzucić złego? Otóż: kłamstwo. Nie miała prawa ukrywać przed wnuczką prawdy o jej matce. I co prawda, nie powinno się gdybać, jednak śmiem rzucić stwierdzenie, że gdyby temat matki Ri nie został zrzucony na dalszy plan, dziewczyna - po zrozumieniu powagi problemu - byłaby wdzięczna dziadkom za to, że - na dobrą sprawę - ją chronili.
“ - Niektórzy mówią, że uzależnienie to choroba, z którą człowiek nie może sobie poradzić, a inni, że to nałogowiec nie jest wystarczająco silny lub mądry, żeby dokonywać właściwych wyborów. Kiedyś myślałam, że nałogowiec to słaby człowiek. Głupi człowiek, który zdecydował się zniszczyć swoje ciało, który zaryzykował wszystko, żeby gonić za uczuciem, które nie przetrwa. [...] Teraz nie wiem, czy w to wierzę. Może to jedno i drugie, złe wybory i choroba. Ale muszę wierzyć, że mamy coś do powiedzenia w tej sprawie. Zawsze mamy wybór, nawet jeśli jest trudny. Nawet kiedy wybór tego, co właściwe, wydaje się niemożliwy.”
Nie można też na pewno patrzeć zero-jedynkowo na tę sytuację, bo nie został nigdzie spisany schemat, jak należy w podobnych postępować. Jednak analizując decyzje, które podjęli dorośli w życiu Ri.. Z pewnością nie wszystkie były ze względu na nią.
Dziewczyna też jest w wieku, który ma do siebie to, że człowiek chce wszystkiego spróbować. Nie zawsze wychodzi to na dobre, szczególnie kiedy w grę wchodzi bunt przeciwko opiekunom… Dlatego właśnie Ri jest - tak jakby - w kropce.
Jest w etapie dorastania, jej emocje są burzliwe i dodatkowo chaotyczne przez odkryte tajemnice, i kłótnie z babcią. Ciężko jest w takim otoczeniu rozsądnie myśleć, tym bardziej, że Ri w głównej mierze kieruje się tęsknotą za matką, która - jak się okazuje - niewiele z matką ma wspólnego. Jednak o tym przeczytać musicie już sami - zbyt dużo informacji o książce to też niedobrze. ;)
Jeśli chodzi o język - jest naprawdę przyjemny, ale mam wrażenie, że zbyt ‘poważny’, patrząc na to, że narratorem jest nastolatka. Nie mogę też autorce odjąć tego, że naprawdę dobrze ukazała postać Ri - w końcu stworzenie dziewczynki w wieku dorastania, którą targają emocje, nie jest łatwe. Reszta bohaterów jednak była dla mnie po prostu tłem - zlewali się ze sobą i często zastanawiałam się, o kim właściwie jest dany fragment.
Uważam mimo wszystko, że “Wszystko między nami” to naprawdę wartościowa książka, która mimo ograniczenia 14+ jest też zdecydowanie dla starszych Czytelników. Mnie osobiście dała do myślenia i wydaje mi się, że nie jestem jedyną osobą, której przypadła do gustu.
asia xx
“Wszystko między nami”, Nikki Barthelmess
[współpraca reklamowa @wydawnictwoyoung]
"Bo nie chodzi tylko o to, że nie mówię w naszym języku. Ilekroć próbuję pytać babcię o cokolwiek związanego z byciem Meksykanką albo Amerykanką meksykańskiego pochodzenia, ona mnie zbywa. Mamrocze coś zdawkowo i zamyka drzwi. Koniec rozmowy."
“Jeden list, który wywróci jej życie do góry...
„Pan West”, Lena M. Bielska”
„ — Scarlett, mam trzydzieści siedem lat i wiem, czego chcę od życia. Ciebie.”
współpraca reklamowa @wydawnictwoniezwykle
ograniczenie wiekowe: +18
Damn, nawet nie wiecie, z jaką ulgą piszę tę recenzję, jednocześnie mając w myśli to, że mam już “Pana West’a” za sobą. Niestety, ale ku mojemu zaskoczeniu, przez niektóre sceny ta książka niesamowicie straciła w moich oczach.
[opis pochodzi od Wydawcy]
Gabinet Williama skrywa wiele tajemnic…
Scarlett Sharp dowiaduje się w dość niespodziewany sposób, kim jest jeden z dwóch mężczyzn, z którymi dwa miesiące wcześniej spędziła szaloną noc. Okazuje się, że nieznajomy, o którym od tamtej pory nieustannie fantazjuje, to jej wykładowca.
Co więcej, William West jest nie tylko jej profesorem, ale przede wszystkim synem polityka walczącego z ojcem Scarlett o stołek gubernatora.
West również nie może o niej zapomnieć, dziewczyna zbyt mocno zalazła mu za skórę. Nie przeszkadza mu nawet fakt, że studentka jest nałogową kłamczuchą. Mężczyzna zwykle nie toleruje tej cechy u innych, ale tym razem… zrobi wyjątek.
Gdy na jaw wyjdzie skrzętnie skrywana przez Scarlett tajemnica, William będzie musiał dowieść swojej lojalności. Pytanie tylko, kogo postawi wyżej. Ojca czy swoją kobietę?
“Pan West” naprawdę u mnie przeleżał swoje, zanim w końcu się za tę książkę zabrałam - a w sumie do niej wróciłam, bo już po pierwszym rozdziale się dosłownie przeżegnałam. Wyżej wspomniałam, że zaskoczona byłam tym, że aż tak mnie odrzuciły niektóre sceny, szczególnie, że od Leny czytałam również “Bądź grzeczna”, i tamta książka jest absolutnie moim faworytem, jeśli mówimy o dark romansach… A tutaj, przez sceny zbliżeń, zostałam dosłownie odrzucona.
Poza nimi, cały zamysł na fabułę niesamowicie mi się podobał - w 300 stronach Autorka zawarła wciągające wątki różnicy wieku, krzywych spojrzeń oraz walczących ze sobą ojców, którzy mimo wszystko mają wpływ na decyzje swoich dzieci.
Mimo wszystko też, jak już się przemogłam na przeczytanie, to wystarczyło mi na “Pana Westa” dosłownie jedno popołudnie (no, i trochę wieczoru).
Nie można tej książce ująć dobrze wykreowanych zarówno miejsc, jak i postaci. Bohaterowie byli stworzeni tak, że byłam w stanie ich od siebie odróżnić, natomiast miejsca opisane w taki sposób, że wiedziałam co się dzieje, gdzie, i kiedy. Ogólny porządek pozwolił mi na pewno na lepsze zrozumienie czytanego tekstu, bez konieczności zastanawiania się, co właściwie się właśnie wydarzyło.
Nie mogę też powiedzieć, że nie ruszyły mnie te niektóre teksty William'a (na przykład te, które macie na kolejnych kafelkach posta), ale nie przeważyły one nad moim odczuciem obrzydzenia - naprawdę żałuję, bo książka sama w sobie nie jest tak zła, jak ją możecie po mojej ocenie odbierać. Po prostu chyba ja się do takich darków nie nadaję.
Jednak tak, jak już wspomniałam: “Pan West”, mimo moich początkowych oczekiwań i założenia, że będzie to jedna z niewielu książek z gatunku dark romansu, która przypadnie mi do gustu, stało się odwrotnie. Nie skreślam jej też zupełnie, bo mimo wszystko były fragmenty, które nie napawały mnie obrzydzeniem, ale takie teź się pojawiły i nie mogę jej ocenić bez brania tego pod uwagę. Wiecie, to tak jakby ugotować ziemniaka bez obierania go ze skórki. Bez sensu, prawda? No właśnie.
Tak więc, jeśli jesteście fanami książek przesiąkniętych niesamowicie gorącym i zdecydowanie brudnym romansem, to “Pan West” jest dla Was. Przeczytajcie, zobaczcie, jakie Wy macie zdanie. A jeśli macie tę książkę już za sobą, to dajcie znać, co o niej myślicie!
asia xx
„Pan West”, Lena M. Bielska”
„ — Scarlett, mam trzydzieści siedem lat i wiem, czego chcę od życia. Ciebie.”
współpraca reklamowa @wydawnictwoniezwykle
ograniczenie wiekowe: +18
Damn, nawet nie wiecie, z jaką ulgą piszę tę recenzję, jednocześnie mając w myśli to, że mam już “Pana West’a” za sobą. Niestety, ale ku mojemu zaskoczeniu, przez niektóre sceny ta książka...
“Muzyka Serc”, Paula Ciulak
współpraca reklamowa @wydawnictwospark
“Zachłyśnięta idealnym, bajkowym życiem z Diegiem tkwiłam w bańce, która powoli pękała. Jego wyjazd, praca, kariera, obowiązki. To wszystko było bardzo rzeczywiste i musieliśmy umieć znaleźć przestrzeń dla naszego uczucia właśnie w takim świecie, gdzie nie zawsze bywało łatwo”.
Powiem Wam tak: historia naprawdę miała potencjał i mimo okładki, która niestety niesamowicie razi mnie w oczy (jej nie-estetyka po prostu mnie boli), pokładałam w niej szczere nadzieje. Książka okazała się jednak totalną klapą, a absurd i niestosowne (dla mnie) teksty się wzajemnie gonią.
“Jesteś w każdej nucie, którą gram, w każdym wersie każdej piosenki”
Rywalizacja miłości i marzeń nigdy nie wychodzi nikomu na dobre. Blair i Diego coś o tym wiedzą, jednak mimo przeciwności starają trzymać się siebie, a jednocześnie tworzyć muzykę.
Najpierw rozdzieleni, później znów złączeni.. By w efekcie uwić się w sieć kłamstw i złamanych serc. Czy dadzą radę to odbudować, gdy wygodniej jest unikać odpowiedzi na niewygodne pytania i pokazywać mediom to, co chcą widzieć?
Początek książki to opisy z perspektywy nastoletniej Blair, jak można więc zakładać, że są one dopasowane pod wiek bohaterki - nic jednak bardziej mylnego. Według mnie są zdecydowanie zbyt poważne. Nawet porównując narrację młodszej i starszej Blair, jako czytelnik miałam wrażenie, że się one niczym nie różnią.
Diego, choć i jego nie mamy szansy jakoś wnikliwie poznać (poza wiedzą, że lubi muzykę i w tekstach odnosi się do Blair, co jest wielokrotnie wspominane, i co jednocześnie jest sensem książki), wydaje się być w porządku - przynajmniej do czasu.
Ciężko mi jednak się o bohaterach wypowiadać, podczas gdy nie mają oni żadnego tła i są jedynie płaskimi formami tuszu na papierze - bo inaczej powiedzieć nie mogę, skoro odróżniam ich jedynie dzięki formom żeńskim lub męskim. Gdy pojawiło się dwóch facetów - ciężko mi było się połapać, o którym z nich właśnie czytam.
Do tego jeden wielki CHAOS. Wszędzie. W jednym momencie poznajemy super szczęśliwy wątek, za moment przenosimy się do tego łamiącego serce, a trzy strony dalej bohaterowie już na nowo się spotykają, wyznają prawdę i idą do łóżka. (Kusi, by powiedzieć “wstaję, wychodzę”.)
A właśnie.. Co do współżycia bohaterów - myślałam, że naprawdę niewiele sformułowań z założenia podniecających, jest mnie w stanie zszokować. Jednak kiedy przeczytałam o ten fragment:
"- Gryziesz jak wampir.
- Gryzę jak wampir, a ty to lubisz, w tej namiętności się zgubisz. Lubisz moje ślady i lubisz głośno krzyczeć".
to niemal popłakałam się ze śmiechu, przysięgam. A takich smaczków było kilka.
Chyba jedynym plusem książki jest to, że szybko się ją czyta - przysięgam, gdyby nie to, to “Muzyka serc” byłaby przeze mnie pozostawiona jako dnf. (Tak, aż tak bardzo byłam całością zażenowana, to niestety nie żart.)
Dajcie znać, co Wy myślicie o tej pozycji, jeśli mieliście z nią styczność. Jeśli jeszcze jej nie czytaliście, to zachęcam, by wyrobić sobie o książce własne zdanie.
asia xx
“Muzyka Serc”, Paula Ciulak
współpraca reklamowa @wydawnictwospark
“Zachłyśnięta idealnym, bajkowym życiem z Diegiem tkwiłam w bańce, która powoli pękała. Jego wyjazd, praca, kariera, obowiązki. To wszystko było bardzo rzeczywiste i musieliśmy umieć znaleźć przestrzeń dla naszego uczucia właśnie w takim świecie, gdzie nie zawsze bywało łatwo”.
Powiem Wam tak: historia...
“Powiedz, żebym został”, Hannah Bonam-Young
@wydawnictwoale
[współpraca reklamowa]
“Być może w rodzicielstwie chodzi o to, by zawsze stawiać siebie na drugim miejscu”.
Dawno nie czytałam tak komfortowej książki. Bohaterowie, mimo potknięć i trudności na swojej drodze, potrafili być szczęśliwi i umieli też podać to szczęście dalej.
[opis pochodzi od Wydawcy]
Chloe nie ufa swojej matce. Właśnie dlatego postanawia zostać prawną opiekunką dopiero co narodzonej siostry. Wątpliwa sytuacja finansowa Chloe nie stawia jej jednak w najlepszym świetle. Dziewczyna zostaje postawiona przed trudnym wyborem: albo pozwoli, by młodsza siostra trafiła do rodziny zastępczej, albo weźmie udział w nowym programie socjalnym o nazwie: Razem Raźniej.
Warren jest gburowatym mechanikiem, który ponad wszystko ceni swoją prywatność. Pewnego dnia i on staje przed nie lada wyzwaniem – pragnie zdobyć prawo do opieki nad piętnastoletnim głuchym bratem. Choć trudno mu w to uwierzyć, los się do niego uśmiecha i razem z Chloe dostają szansę na lepsze życie. Jest tylko jeden haczyk: muszą ze sobą zamieszkać. Dzięki temu ona nieco podreperuje budżet, a on będzie miał dom dla siebie i brata.
Ich relacja jest napięta, ale nie mają wyjścia – trwają w tym niezręcznym układzie, skupiając się na celu, jakim jest lepsza przyszłość. Ale gdy w grę zaczynają wchodzić emocje, sytuacja staje się wręcz nieznośna.
Czy dla kilku chwil uniesienia warto aż tak ryzykować?
Zarówno Chloe, jak i Warren wykazują się ogromną dojrzałością, kiedy w grę wchodzi szczęście ich rodzeństwa. Ciężko jednak zachować zdrowy rozsądek, kiedy w grę wchodzą uczucia, a pod dachem ma się zbuntowanego nastolatka i płaczące niemowlę.
“Nie ma już we mnie samotności. Jestem kompletna. To uczucie, którego nigdy nie chcę zapomnieć”.
Prawdę mówiąc, ta książka jest tak realna w opisach, tak szczera, że ciężko uwierzyć, że to tylko fikcja literacka.
Przeczytałam tę książkę, mam wrażenie, w dosłownie chwilę i dalej nie mogę wyrzucić tej historii z głowy. Fakt, że po drodze bohaterowie nie mieli łatwo, czego Autorka nie pominęła, ale końcówka wynagrodziła wszystko.
Styl Hannah jest naprawdę przyjemny, łatwo przyswoić czytany tekst, i przede wszystkim utożsamić się z bohaterami. Wczułam się w tę historię, wkręciłam wręcz. I teraz mam dodatkowo fioła na punkcie drugiego tomu, którego chyba jeszcze nie ma w planach….
“ - Gołąb jest symbolem pokoju. [...] Tym właśnie dla mnie jesteś… pokojem”.
„Powiedz, żebym został” to książka niezwykle emocjonująca; to opowieść o trudnościach życia i o wyborach, które w efekcie zmieniają całokształt i sprawiają, że pewne wizje przyszłości ulegają niespodziewanej aktualizacji.
Gorąco Wam polecam tę historię, bo łączy w sobie tak naprawdę wszystko, co powinna: realizm i wątek miłości, a wszystko to oparte na dążeniu do szczęścia.
Asia xx
“Powiedz, żebym został”, Hannah Bonam-Young
więcej Pokaż mimo to@wydawnictwoale
[współpraca reklamowa]
“Być może w rodzicielstwie chodzi o to, by zawsze stawiać siebie na drugim miejscu”.
Dawno nie czytałam tak komfortowej książki. Bohaterowie, mimo potknięć i trudności na swojej drodze, potrafili być szczęśliwi i umieli też podać to szczęście dalej.
[opis pochodzi od Wydawcy]
Chloe nie...