-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać21
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać3
-
Artykuły„Nie chciałam, by wydano mnie za wcześnie”: rozmowa z Jagą Moder, autorką „Sądnego dnia”Sonia Miniewicz1
Biblioteczka
2024-06-06
2024-06-05
Nie spodobała mi się za bardzo. Może miałam wobec niej zbyt wysokie oczekiwania i spodziewałam się zbyt wiele, bo czytałam wiele świetnych opinii. Nie potrafiłam wczuć się w ten klimat, nie czułam go. Końcówka mnie trochę zaskoczyła, ale za to reszta książka się strasznie ciągnęła. I może zapamiętam na te kilka dni Rowan, Ellie i Maddie, ale to dla mnie trochę za mało bym się wciągnęła.
Nie spodobała mi się za bardzo. Może miałam wobec niej zbyt wysokie oczekiwania i spodziewałam się zbyt wiele, bo czytałam wiele świetnych opinii. Nie potrafiłam wczuć się w ten klimat, nie czułam go. Końcówka mnie trochę zaskoczyła, ale za to reszta książka się strasznie ciągnęła. I może zapamiętam na te kilka dni Rowan, Ellie i Maddie, ale to dla mnie trochę za mało bym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-31
Kiedy kupowałam tę książkę, wiedziałam, że to będzie pierwsza książka Marty Łabęckiej w moim domu. Nie wiedziałam jednak, że będzie też tą, najlepszą i taką, którą złamie mi serce. I jacie, ja już żałuję, że zarwałam dla niej nockę, że tak szybko wciągnęłam się w tę historię i że już jest ona za mną, bo z wielką chęcią przeczytałabym ją jeszcze raz, nie wiedząc, co się w niej wydarzy.
A moja przygoda z tą historią zaczęła się spokojnie. Początek poznałam już na Wattpadzie i to tam urzekła mnie ona swoim spokojem. Przeniosłam się do Sangatte, małego miasteczka i hotelu, o którym tak szybko nie zapomnę. Powoli poznawałam tę historię, noc mijała, a strony książki miały coraz większą liczbę, a ja się wciągałam. Odpowiedzi na moje podejrzenia znalazłam dopiero pod koniec, a także prawdziwą twarz bohaterów. Niektórych rzeczy się domyśliłam, inne mnie zaskoczyły, a jeszcze inne sprawiły, że miałam łzy w oczach. I taka końcówka chyba na zawsze zostanie w mojej pamięci.
September, o jacie, z nią miałam maleńki problem. Ciekawiła mnie jej postać, każda jej perspektywa zawierała coś, co zwracało moją uwagę, a ja się zastanawiałam, jak minęło jej życie. Kim była? Jednak też mnie irytowała. Najbardziej chyba tym, że była jak słońce, które przyciąga uwagę innych. Nie potrafiłam jej polubić. Było mi jej żal, ale tylko tyle. Był też Julien. Bohater, którego w pewnym stopniu rozumiem i się z nim zżyłam. Jego zagubienie, wycofanie i powolne otwieranie się na innych jest czymś, co chwyta za serce i trudno mi będzie o tym zapomnieć.
Pojawiło się też kilka innych bohaterów, którzy może na kilka dni zapadną w mojej pamięci. Theo, który był takim drugim promykiem słońca. Stephanie, która strasznie mnie irytowała. Corianne, która mnie pod koniec zaskoczyła.
„September Sun” to książka, która skradła moją uwagę swoją prostotą, zaciekawiła mnie spokojem i klimatem hotelu, a także złamała moje serce relacją pomiędzy Julienem a September.
Tak szybko o niej nie zapomnę.
Kiedy kupowałam tę książkę, wiedziałam, że to będzie pierwsza książka Marty Łabęckiej w moim domu. Nie wiedziałam jednak, że będzie też tą, najlepszą i taką, którą złamie mi serce. I jacie, ja już żałuję, że zarwałam dla niej nockę, że tak szybko wciągnęłam się w tę historię i że już jest ona za mną, bo z wielką chęcią przeczytałabym ją jeszcze raz, nie wiedząc, co się w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-28
Skończyłam. I jacie, nie było to złe, ale nie było to też dobre. Nie spodziewałam się po tym wiele, ale też wiele nie dostałam. Annika i Lennox najbardziej chyba zapadli mi w pamięci, ale jestem też pewna, że o nich już jutro zapomnę. Albo ewentualnie pojutrze.
Najbardziej wciągnęłam się chyba na końcówce, bo w niej działo się najwięcej, ale była ona też dla mnie zbyt szybka. Mam wrażenie, że czegoś jej brakowało.
Skończyłam. I jacie, nie było to złe, ale nie było to też dobre. Nie spodziewałam się po tym wiele, ale też wiele nie dostałam. Annika i Lennox najbardziej chyba zapadli mi w pamięci, ale jestem też pewna, że o nich już jutro zapomnę. Albo ewentualnie pojutrze.
Najbardziej wciągnęłam się chyba na końcówce, bo w niej działo się najwięcej, ale była ona też dla mnie zbyt...
2024-05-18
Skończyłam ją i jacie, nie mogę uwierzyć, że końcówka okazała się taka. A rozdarła mi ona serce na pół. Z jednej strony nie mogę uwierzyć w to, co się tam wydarzyło. Z drugiej strony mam wiele pytań w głowie. A z trzeciej strony boję się tego, co może się dalej wydarzyć. I jacie, teraz mam po tej książce pustkę, a totalnie się jej nie spodziewałam, bo wiedziałam, że akcja została przeniesiona do Paryża. Wiedziałam, że będzie mniej bohaterów, których kojarzyłam, a wiele nowych. Podejrzewałam, że się wciągnę, ale nie sądziłam, że aż tak bardzo.
A wszystko zaczęło się nawet spokojnie, choć dla mnie już wtedy dużo się działo. Pierwsza strona wciągnęła mnie w ten świat i wypuściła dopiero na ostatniej. Myślami będę wracać do tej części, bo nie tylko działo się w niej sporo, więcej informacji zaczęło się wyjaśniać, ale też jest ona dla mnie ulubioną częścią.
Paige. O jacie, co ja z nią miałam. Bo z jednej strony podziwiałam jej spryt, odwagę i poświęcenie. Jednak z drugiej strony miałam jej dość. Ona przecież nie uczyła się za wielem z poprzednich akcji. Wciąż podejmowała decyzje pod wpływem chwili i choć to było jak najbardziej w jej stylu, było to głupie i niebezpieczezne. Co do Arcturusa, polubiłam go bardziej w tym tomie. Otworzył się, lepiej go poznałam i wiele razy mnie zaskoczył. I jacie, końcówka z nim rozdarła mi serce.
Jedynym, maleńkim minusem dla mnie była liczba postaci. Jest ona ogromna. Lista z tyłu bardzo pomogła, bo mogłam ich sobie jakoś ułożyć w historii. Jednak mimo tego pozostali bohaterowie są dla mnie tylko tłumem. Nie jestem w stanie się z nimi bardziej zżyć albo im współczuć.
Pamiętam, że w poprzednich tomach miałam problem ze stylem pisania. Nie potrafiłam go zrozumieć i się do niego przyzwyczaić. Teraz nie mam pojęcia, co mi w nim przeszkadzało, bo ten styl pisania jest taki Shannon. Niepowtarzalny i zapadający w pamięć.
„Koniec maskarady” to historia, która mnie wciągnęła. Sprawiła, że nie zapomnę o tym świecie i będę wracać do niego myślami. I będę też zapewne wyczekiwać kolejnej części, bo mam wrażenie, że jest na co czekać.
Skończyłam ją i jacie, nie mogę uwierzyć, że końcówka okazała się taka. A rozdarła mi ona serce na pół. Z jednej strony nie mogę uwierzyć w to, co się tam wydarzyło. Z drugiej strony mam wiele pytań w głowie. A z trzeciej strony boję się tego, co może się dalej wydarzyć. I jacie, teraz mam po tej książce pustkę, a totalnie się jej nie spodziewałam, bo wiedziałam, że akcja...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-02
Tę książkę chyba zaliczę na listę: przeczytana, do zapomnienia. Dobrze się przy tej książce bawiłam, trochę się ponudziłam, trochę postrzelałam w akcję i mi się udało, ale zaskoczyłam się też.
Izumi na jakiś czas ze mną zostanie. Jej historia też, bo może jej tak szybko nie zapomnę. Przez krótki czas będę także pamiętać o bliźniaczkach, które pokazały inną twarz. Twarz, która mi się podobała. No i jeszcze Eriku, skradł moje serce.
Tę książkę chyba zaliczę na listę: przeczytana, do zapomnienia. Dobrze się przy tej książce bawiłam, trochę się ponudziłam, trochę postrzelałam w akcję i mi się udało, ale zaskoczyłam się też.
Izumi na jakiś czas ze mną zostanie. Jej historia też, bo może jej tak szybko nie zapomnę. Przez krótki czas będę także pamiętać o bliźniaczkach, które pokazały inną twarz. Twarz,...
2024-04-26
To koniec. Zakończyłam się moja przygoda z rodziną Monetów i jacie. Ta seria zawsze będzie miała specjalnie miejsce w moim sercu. Na długo zapamiętam to, jak wyczekiwałam każdego nowego rozdziału na Wattpadzie. Jak cieszyłam się na wieść o wydaniu i trzymaniu w dłoniach tej serii.
Ta część odrobinę mnie rozczarowała tak samo jak poprzednia. Byłam jej ciekawa, bo choć większość akcji znałam, to była też taka, którą miałam dopiero poznać, a ona wypadła najgorzej. Ta końcówka, o jacie. Przyznam, że liczyłam na coś lepszego, na coś bardziej oczywistego, a nie na pokazanie, że ta cała Organizacja tak naprawdę nie rządzi się żadnymi prawami. Okazało się, że Moneci mogą wszystko, że wystarczy kilka gróźb i wszystko pięknie zostało ustawione dla nich. No trochę nie tego się spodziewałam i jednocześnie na tym się rozczarowałam. Końcówka więc mnie najbardziej rozczarowała, ale reszta historii była całkiem w porządku.
Hailie, irytowała mnie w tym tomie nie raz. Na przykład ona tak szybko wybaczyła Santanowi, ta sytuacja z Daktylem była głupia. Nic nie wnosiła, a pokazała tylko, że Moneci mogą wszystko. I jeszcze ten skok z helikoptera to wody, jakoś nie potrafiłam w niego uwierzyć. Adrien zaś był dla mnie taki nijaki. Taki blady, bez charakteru. Jego perspektywa taka sama. Nie potrafiłam się w nią wgryźć i jej zrozumieć.
Będzie mi jednak tej historii też brakować. Przede wszystkim tych relacji, które zostały przedstawione. Poważnego Vincenta, nadopiekuńczego Willa, irytującego Dylana i bliźniaków.
Pod zdaniami, które zostały czasami dziwnie napisane, dłużącymi się rozdziałami i historią Hailie polubiłam tę historię. I wiem, że na długo ją zapamiętam.
To koniec. Zakończyłam się moja przygoda z rodziną Monetów i jacie. Ta seria zawsze będzie miała specjalnie miejsce w moim sercu. Na długo zapamiętam to, jak wyczekiwałam każdego nowego rozdziału na Wattpadzie. Jak cieszyłam się na wieść o wydaniu i trzymaniu w dłoniach tej serii.
Ta część odrobinę mnie rozczarowała tak samo jak poprzednia. Byłam jej ciekawa, bo choć...
2024-04-10
Bardzo czekałam na tę część i już wiem, że nie mogę się doczekać na kolejną, a każdy dzień będzie upływał mi pod pytaniem, co będzie dalej. I mimo że jej czytanie zajęło mi wiele dni, miałam czas, kiedy nie sięgałam po nią, bo mnie zwyczajnie wpędzała w zastój, to mi się podobała. Nie była idealna, ale się mi podobała.
Wszystko zaczęło się jednak spokojnie, bo spodziewałam się po początku czegoś innego. Dostałam coś całkiem innego, a jednak gdzieś pomiędzy tą narracją, za którą nie przepadam, gdzieś pomiędzy tymi opisami i nudną akcją wciągnęłam się. Wiało trochę nudą, ale pojawiła się akademia i życie w niej. Nowe zadania i zajęcia, normalne dni w niej, a mi się to podobało, nawet bardzo. Potem nastąpił czas drugiej części. Słyszałam, że ona jest o wiele ciekawsza, więcej się w niej dzieje, a mnie niestety w większości wynudziła i wpędziła w zastój. Ale potem nadszedł czas końcówki i jacie, zaskoczyłam się. I to bardzo, bo mimo iż wiedziałam, co stanie się z Xadenem, gdyż w końcu uwielbiam sobie spojlerować, to zaskoczyły mnie w jej inne postacie, po których nie spodziewałam się tego, co one zrobiły.
Violet, o jacie, miałam z nią problem. Raz mnie zaskakiwała swoją wnikliwością, zaskakiwała mnie tym, jak potrafiła łączyć fakty i oddaniem innym. Jednak potem szybko stawała się osobą, której nie rozpoznałam i działo się do zawsze przy Xadenie. A no właśnie, co do niego, to zmienił się w tej części. I to bardzo, nawet chyba na lepsze. Zaskoczył mnie także nie raz i jacie, jestem ciekawa, co z nim będzie dalej.
Tairn i Andarna. Ja ich po prostu uwielbiam. Ich humor, to jak się przekomarzają i sposób bycia. Są cudowni i zapadają w pamięci.
W tej części było dużo postaci. Jednych kojarzyłam, drugich nie. Uwielbiam Mirę, przekonałam się do Daina i do wielu innych też. Ale też wiele nowych postaci poznałam i nie zapamiętałam ich, a czasami łapałam się nawet na myśli, kim ten ktoś był.
„Iron Flamę. Żelazny płomień” to książka, która mnie zaskoczyła przy zakończeniu i sprawiła, że nie mogę się doczekać kolejnej części. To także historia, której czytanie nie szło mi za dobrze i wpędziła mnie w zastój czytelniczy. Jest to także opowieść, która zostanie w mojej pamięci na bardzo długi czas, a wraz z nią Violet z Tairnem i Andarną.
Bardzo czekałam na tę część i już wiem, że nie mogę się doczekać na kolejną, a każdy dzień będzie upływał mi pod pytaniem, co będzie dalej. I mimo że jej czytanie zajęło mi wiele dni, miałam czas, kiedy nie sięgałam po nią, bo mnie zwyczajnie wpędzała w zastój, to mi się podobała. Nie była idealna, ale się mi podobała.
Wszystko zaczęło się jednak spokojnie, bo...
2024-03-31
Skończyłam ją. Skończyłam historię Victorii i Nathaniela. I choć znałam ją już wcześniej z Wattpada, tym razem inaczej ją postrzegam. I rozumiem, czemu to jest historia o toksycznej relacji, a nie miłości. Bo ta historia taka właśnie jest. Niszcząca. Ukazująca to jak ludzie mogą siebie krzywdzić.
Pod przedługimi opisami, prostym stylem pisania, przemyśleniami czasami trafnymi na pewne tematy i wieloma wspomnieniami o czarnych oczach poznałam Culver City. I Victorię Joseline Clark. I jacie, jak ona mnie irytowała. Jak ja jej nie rozumiałam, bo pomimo bycia zagubioną i łatwowierną była też trochę głupia. Bo to, co spotykało ją w życiu nie było normalne, a ona nic z tym nie robiła. Milczała i we wszystko jeszcze bardziej się wkopywała. Nathaniel Shey, o jacie, z nim miałam chyba największy problem. Jego zachowanie było złe, bardzo złe. Począwszy od upijania po duszenie. I przez to wszystko można zobaczyć, jaką on jest zniszczoną postacią. Taką, która rujnuje spokój w życiu innych osób. Jednak relacja pomiędzy Victorią a Nathanielem ma to coś, co ciekawi i zastanawia, jak jeszcze daleko ona zajdzie.
Gdzieś tam była Mia, Luke, Theo, Chris. Bohaterowie, którzy mieli swoje radości i problemy. Chwile smutku i radości, a ja się w nie wciągnęłam, poznając przez perspektywę Vic.
Co do samego stylu pisania. O jacie, miałam z nim problem, bo czytanie szybko szło. Czytałam i nie głowiłam się nad tym, co znaczyło dane słowo czy zdanie, ale aż sama przewracałam oczami, gdy widziałam wzmiankę o tych czarnych tęczówkach, o blond włosach czy niebieskich niczym lód oczach. No bo ileż można o tym czytać?
„Start a fire. Runda pierwsza” to historia, którą znałam już wcześniej, ale dopiero teraz widzę, jak zmieniło się moje zdanie na jej temat. I dalej uważam, że to nie jest zła książka, bo rozumiem, co w niej innym się podoba. Ale nie jest to też najlepsza historia, bo istnieją lepsze. I nawet dobrze się przy niej bawiłam, nawet się w nią wciągnęłam, dała mi także wiele do namysłu.
Skończyłam ją. Skończyłam historię Victorii i Nathaniela. I choć znałam ją już wcześniej z Wattpada, tym razem inaczej ją postrzegam. I rozumiem, czemu to jest historia o toksycznej relacji, a nie miłości. Bo ta historia taka właśnie jest. Niszcząca. Ukazująca to jak ludzie mogą siebie krzywdzić.
Pod przedługimi opisami, prostym stylem pisania, przemyśleniami czasami...
2024-03-25
Ta historia miała mnie zaskoczyć. Być czymś nowym i ciekawym, bo nie sięgam po ten gatunek zbyt często. I ta książka się taka okazała, a początek jej i końcówka mnie wciągnęły. Tak, że trzymałam ją w ręce, a strony się same przekładały. Ja tylko poznawałam historię Leny opowiedzianą przez Hannah, Matthiasa i Lenę. I tylko gdzieś w środku było mniej tajemnic, przez co było trochę nudniej.
Pojawiały się nowe fakty, informacje, a ja starałam się je łączyć. Wciągnęłam się w tę historię. Jednak też trochę się irytowałam. Początkowo przez perspektywę Hannah, która była taka dziwna, nie aż tak dziecinna, a bardziej dorosła, przez co nie potrafiłam się w nią wczuć. Jednak potem im więcej jej było, tym bardziej ją doceniałam, bo ona miała w sobie to coś. To coś, co ma w sobie element zapadający w pamięci. Niestety Matthias mnie irytował. Jego całe zachowanie i kroki, które podejmował. Był przez to taki dziwny, taki inny.
Po ,,Ukochane dziecko” Romy Hausmann chciałam sięgnąć od dawna. Zaciekawiła mnie ta książka, wciągnęła mnie i jacie, wiem, że będę chciała jeszcze bardziej i lepiej poznać ten gatunek.
Ta historia miała mnie zaskoczyć. Być czymś nowym i ciekawym, bo nie sięgam po ten gatunek zbyt często. I ta książka się taka okazała, a początek jej i końcówka mnie wciągnęły. Tak, że trzymałam ją w ręce, a strony się same przekładały. Ja tylko poznawałam historię Leny opowiedzianą przez Hannah, Matthiasa i Lenę. I tylko gdzieś w środku było mniej tajemnic, przez co było...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-13
Dla takiej końcówki czytałam tę książkę, bo jacie, była ona najlepsza. Sprawiła, że chciałam skończyć tę historię, by dowiedzieć się, co wydarzy się dalej. Jednak również sprawiła, że nie chciałam kończyć z nią przygody. Na tej końcówce się wciągnęłam, ucieszyłam się z decyzji bohaterów, aby potem ich żałować, ale przede wszystkim się zaskoczyłam. Zaskoczyłam się tym, co się stało i jacie, jestem ciekawa, bardzo ciekawa, co będzie dalej. Ale by dotrzeć do końca musiała się trochę przemęczyć. Bo na początku było spokojnie. Miałam wrażenie, że nic się nie działo. Poznałam bohaterów, świat i powoli się wciągała, aby potem się znudzić. I tak znowu i znowu.
Oraya, zaskoczyła mnie i to nie raz. Była silna, ale jednocześnie się gubiła. Niby znała świat, w którym żyła, a jednak poznawała prawdę o nim, a ja wraz z nią. Wiele przeszła i wiele jeszcze przed nią. Polubiłam ją, bo walczyła do końca, nie poddawała się tak łatwo, dopuszczała do siebie emocje, ale jednocześnie miałam jej czasami dość. Wtedy, kiedy okazywała ufność. Co mogłabym powiedzieć o Raihnie to to, że mnie zaskoczył. I to nie raz, a całkiem często. Pokazał mi wiele twarzy, a każda się różniła. I jacie, mam przeczucie, że to jeszcze nie wszystkie z nich. A ja jestem ciekawa, co on może jeszcze kryć w swoim sercu. Moją uwagę zwrócił także Vincent, bo to była postać pełna sprzeczności. Z jednej strony starałam się go zrozumieć, a z drugiej nie potrafiłam pojąć jego zachowania. Pozostawił w mojej głowie wiele, bardzo wiele pytań. Czemu? Jak? Dlaczego? A ja chcę znać na nie odpowiedzi.
Wampiry, w tej książce poznałam ich nową odsłonę, ciekawszą, intrygującą i nie tak oczywistą. Ich świat pochłonął mnie i zaciekawił.
,,Żmija i skrzydła nocy” to historia, która okazała się dla mnie zaskoczeniem. Bowiem nie spodziewałam się, że przy końcówce wciągnę się aż tak bardzo. Nie spodziewałam się, że zapamiętam na dłużej Orayę i Raihna, a na razie nie chcą oni wyjść z mojej głowy.
Dla takiej końcówki czytałam tę książkę, bo jacie, była ona najlepsza. Sprawiła, że chciałam skończyć tę historię, by dowiedzieć się, co wydarzy się dalej. Jednak również sprawiła, że nie chciałam kończyć z nią przygody. Na tej końcówce się wciągnęłam, ucieszyłam się z decyzji bohaterów, aby potem ich żałować, ale przede wszystkim się zaskoczyłam. Zaskoczyłam się tym, co...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Pamiętam, że to była moja ulubiona część tej historii. Przpełniona nowymi postaciami oraz tymi mi już znanymi, a także zapraszająca mnie do Lavenum, które jest królestwem lawendowych pól. I jacie, przyjęłam to zaproszenie i nie pożałowałam tego.
Początek był mi znany, a mimo tego było mi smutno, zostałam zaciekawiona wydarzeniami, które się działy i jacie, dobrze się bawiłam. Tylko prawie końcówka mi się trochę ciągnęła, ale jacie, końcowe rozdziały mnie zadziwiły.
Aricia, raz jej współczułam, bo było mi jej przykro, ale potem mnie irytowała. Najbardziej chyba swoim uporem. Miałam wrażenie, że była trochę zagubiona, a ja razem z nią. Starałam się wraz z nią odnaleźć w tej historii, w relacjach z innymi i w Lavenum. Edmund, o jacie. Ja go po prostu uwielbiam za to, jaki jest. Za to, że stara się zmieniać i za różne jego oblicza.
Czytając „Płonącą różę”, spędziłam też czas z Ilianą, która skradła moje serce. Z Clarice, której współczułam. Z Maired, której słowa zawsze dobrze podsumowywała sytuację, a także z Henrym, Julianem, Riley i Williamem. I każda z tych postaci zapadła mi w pamięci.
Moją uwagę zwrócił też motyw Białej Róży, która nie tylko poważyła się na poważniejsze ruchy, ale także wciągnęła mnie w grę i doszukiwanie się wyjaśnień.
Ta historia zawsze była, jest i będzie w moim sercu. I jestem pewna, że tak pozostanie na wiele, bardzo wielu dni.
Pamiętam, że to była moja ulubiona część tej historii. Przpełniona nowymi postaciami oraz tymi mi już znanymi, a także zapraszająca mnie do Lavenum, które jest królestwem lawendowych pól. I jacie, przyjęłam to zaproszenie i nie pożałowałam tego.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPoczątek był mi znany, a mimo tego było mi smutno, zostałam zaciekawiona wydarzeniami, które się działy i jacie, dobrze się...