rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Autorka swoimi dziełami chciała rozśmieszać i bawić. Moim zdaniem udało się jej osiągnąć ten cel. Widać, że w każdy obraz wkładała całe swoje serce.

„Nowa Galeria Kotów. Druga odsłona sztuki z pazurem” jak sama nazwa mówi jest nową odsłoną. O poprzednim albumie pisałam jakiś czas temu i nic się nie zmieniło po za tym, że mój cukier po oglądaniu tych słodkich pyszczków przekroczył dopuszczalną wartość stokrotnie.

Tak jak w poprzednim tytule znajdziemy tu mnóstwo ciekawych dzieł sztuki, które urozmaicą nam długie wieczory. Przy każdym obrazie znajdziemy, autora, nazwę działa oraz datę powstania.

Album z dziełami Susan Herbert sprawdzi się idealnie dla miłośników mruczków w każdym wieku.

Autorka swoimi dziełami chciała rozśmieszać i bawić. Moim zdaniem udało się jej osiągnąć ten cel. Widać, że w każdy obraz wkładała całe swoje serce.

„Nowa Galeria Kotów. Druga odsłona sztuki z pazurem” jak sama nazwa mówi jest nową odsłoną. O poprzednim albumie pisałam jakiś czas temu i nic się nie zmieniło po za tym, że mój cukier po oglądaniu tych słodkich pyszczków...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od zawsze bardziej przepadałam za psami niż za kotami, jednak filmiki i memy z kotkami to coś co jest mi niezbędne do przeżycia w gorszych chwilach. „Galeria Kotów. Historia sztuki z pazurem” to nie film ani mem, ale album wypełniony mnóstwem ilości słodkich pyszczków, które idealnie sprawdzą się na szarobure jesienne dni.

Susan Herbert akwarelami ukazuje nam w zabawny i słodki sposób obrazy oraz sceny z kinematografii. I nawet jeśli nie interesujecie się sztuką futrzane pyszczki przekonają was do poznania słynnych i tych mało znanych dzieł sztuki.

Moim zdaniem jest to świetny początek zaznajamiania się z sztuką. W tym albumie odnalazłam parę obrazów, przy których zatrzymałam się na dłużej jednak moim ulubionym dziełem jest „Ophelia” Sir John Everett Millais (1851-1852). Nigdy go nie widziałam, więc cieszę się, że dzięki temu albumowi jestem w stanie poznać coś zupełnie nowego.

Jedyne czego mi brakowało to krótkiego opisu o autorze, obrazie czy filmie. Oczywiście można obyć się bez tego, zwłaszcza, że mamy ciągły dostęp do Internetu, ale uważam, że byłby to świetny dodatek.

Od zawsze bardziej przepadałam za psami niż za kotami, jednak filmiki i memy z kotkami to coś co jest mi niezbędne do przeżycia w gorszych chwilach. „Galeria Kotów. Historia sztuki z pazurem” to nie film ani mem, ale album wypełniony mnóstwem ilości słodkich pyszczków, które idealnie sprawdzą się na szarobure jesienne dni.

Susan Herbert akwarelami ukazuje nam w zabawny i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od niedawna jakoś bardziej ciągnie mnie do światów fantastycznych. Pozwalają mi one ukryć się przed rzeczywistością, która momentami bywa przytłaczająca. Takim sposobem wyruszyłam w podróż ku poznaniu twórczości Petera V. Bretta.

Poznawanie twórczości tego autora zaczęłam trochę dziwnie, bo od „Pustynnego Księcia”, który dzieje się 15 lat po wydarzeniach z Cyklu Demonicznego. Co prawda można zacząć czytać Bretta od tej książki, ale niestety zaspoilerujemy sobie jego poprzednie tytuły. Jednak zostałam zapewniona, że autor to mistrz storytellingu i nawet po poznaniu spoilerów będzie ciężko się oderwać od lektury.

No, ale do rzeczy. W „Pustynnym Księciu” poznajemy historie z dwóch perspektyw Olive oraz Darina. Olive jest interpłciową nastoletnią księżniczkę poszukującą siebie i tego, kim naprawdę chcę być. Darin to spokojny chłopak, który czuje presję społeczeństwa ze względu na to, że jego Ojciec uratował świat. Czuje on, że ludzie oczekują od niego, że on również uratuje ich od nowego zagrożenia. Leesha matka Olive swoją nadopiekuńczością chcę ją uchronić przed złem, które ciągle ją prześladuję. Niestety nastał dzień, kiedy to dzieci poprowadzą ludzi do kolejnych walk, odpowiadając na przeszłe decyzje rodziców.

Czytanie z początku ciężko mi szło, ze względu na mój zastój czytelniczy, ale sytuacje, które dzieją się od połowy książki, pochłonęły mnie tak, że znikałam. Widać, że Brett potrafi dopracować świat, tak byśmy się w nim nie zgubili, ale też byśmy go dokładnie poznali. Bohaterowie świetne wykreowani, każdy z nich ma indywidualną cechę, która ich wyróżnia. Uwielbiam ich i jestem ciekawa, jak potoczą się ich dalsze losy.

PK to nie tylko zwykła książka fantastyczna z demonami i mocami w tle, ale też historia o poszukiwaniu siebie, akceptacji swojej wyjątkowej inności, przyjaźni, odwadze.

Od niedawna jakoś bardziej ciągnie mnie do światów fantastycznych. Pozwalają mi one ukryć się przed rzeczywistością, która momentami bywa przytłaczająca. Takim sposobem wyruszyłam w podróż ku poznaniu twórczości Petera V. Bretta.

Poznawanie twórczości tego autora zaczęłam trochę dziwnie, bo od „Pustynnego Księcia”, który dzieje się 15 lat po wydarzeniach z Cyklu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czekałam, czekałam i się doczekałam powrotu do świata, który w kwietniu porwał mnie do miejsca, którego ciągle poszukiwałam. Gdzie magia, siostrzana relacja, miłość i natura przeplatają się między sobą. Pierwszy tom miał momenty, które mniej mi się podobały, a główna bohaterka Vianne sprawiała, że przewracałam oczami z powodu jej infantylności. Jednak drugi tom wymazał każde minusy.

Nie będę opisywać wam o czym jest "Siostra księżyca", bo nie chce zdradzić żadnego spoilera, który mógłby wam popsuć czytanie tych dwóch książek. Napisze tylko o moich odczuciach.

Już od pierwszej strony Marah Woolf wprowadza nas w akcje, która przyprawia o wypieki na twarzy. A początkowy plot twist złamał mi serduszko na milion części i sprawił, że przez moment nie chciałam czytać dalej. Oczywiście czytałam dalej, bo autorka pisze w taki sposób, że przez całą fabułę się płynie. Co mi się również niesamowicie spodobało to eksplorowanie zamku Glamorgan oraz poznawanie legend o królu Arturze i Merlinie.

Jeśli chodzi o bohaterów to tutaj prawie się nic nie zmieniło. Siostry Vianne Aimee i Maelle dalej są charakterne i trzymają w opiece swoją najmłodszą siostrę. Jeśli chodzi o Vianne tak jak wspomniałam na początku nie była ona moją ulubioną bohaterką, jednak w tym tomie otoczyłabym ją sama opieką. Trochę bardziej wczułam się w to co musi przeżywać oraz zrozumiałam jej niedojrzałe podejście do pewnych spraw. W tym tomie mianem najgorszego bohatera muszę obdarować Ezrę. Dlaczego? Tego dowiecie się po przeczytaniu obu książek.

Czekałam, czekałam i się doczekałam powrotu do świata, który w kwietniu porwał mnie do miejsca, którego ciągle poszukiwałam. Gdzie magia, siostrzana relacja, miłość i natura przeplatają się między sobą. Pierwszy tom miał momenty, które mniej mi się podobały, a główna bohaterka Vianne sprawiała, że przewracałam oczami z powodu jej infantylności. Jednak drugi tom wymazał...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Uwielbiam książki, które wywołują uśmiech na mojej twarzy, gdy tylko o nich pomyślę. Heartstopper to pozornie zwykły czarno-biały komiks, jednak w środku znajdziemy więcej ciepła niż przy wypiciu gorącej czekolady pod kocykiem.

Nick to jeden z najpopularniejszych uczniów w szkole ze względu na swoje umiejętności futbolowe. Charlie to samotnik, krytykowany ze względu na swoją orientację, tkwiący w toksycznym „związku”. Gdy pewnego dnia nauczyciel usadawia ich razem zawiązuje się wokół nich przyjaźń. Charlie jednak czuje coś więcej do nowego przyjaciela, wątpiąc w swoje szanse, ale czy słusznie?

Nie ukrywam, ta powieść graficzna jest cukierkowa, przewidywalna i momentami infantylna, jednak jeśli czyta się o tak pięknej przyjaźni, takie błahe sprawy nie przeszkadzają. A same obrazki sprawiają, że ma się ochotę siedzieć, wpatrywać się w każde okienko i rozpływać się z powodu dużej dawki słodyczy.

Co by nie było, że ze stron leje się tylko syrop cukrowy, to komiks mówi o wielu ważnych sprawach. Mamy tutaj motywy akceptacji siebie, szukanie i zrozumienie siebie, krytyki ze względu na orientacje. Dobrze, że autorka w tak prostej powieście, uwzględniła też takie tematy.

Nie zostaje wam nic innego jak poznanie tych uroczych chłopaków!

Uwielbiam książki, które wywołują uśmiech na mojej twarzy, gdy tylko o nich pomyślę. Heartstopper to pozornie zwykły czarno-biały komiks, jednak w środku znajdziemy więcej ciepła niż przy wypiciu gorącej czekolady pod kocykiem.

Nick to jeden z najpopularniejszych uczniów w szkole ze względu na swoje umiejętności futbolowe. Charlie to samotnik, krytykowany ze względu na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie spodziewałam się, że "Czas huraganów" będzie letnim deszczem, który otoczy mnie swoim dusznym powietrzem.

Historia rozpoczyna się od odnalezienia zwłok Wiedźmy, która wśród mieszkańców małej wioski La Matosa wzbudzała strach, odrazę, ale też szacunek za pomoc w problemach zdrowotnych i sercowych. Jednak to nie na zabójstwie się skupiamy, ale na meksykańskim społeczeństwie, dla których przemoc fizyczna, jak i psychiczna to coś codziennego. Jest to spaczony świat, gdzie bieda to coś powszechnego, gdzie prostytucja, narkotyki, alkohol to cel życia.

Historia ciężka, a sama autorka nie ułatwiła nam jej czytania. Przede wszystkim brak w niej dialogów. Wszystko jest pisane ciągiem, więc czasami można mieć problem ze zrozumieniem rozmów. Długie zdania sprawiały, że się odcinałam, biegłam myślami gdzie indziej. Przez te zabiegi czułam, że stąpam po chaosie.

Co trzeba też podkreślić, książka zawiera wiele wulgaryzmów i brutalności, które wylewały się na prawie każdej stronie. Czy było to potrzebne? Oczywiście, bo dzięki temu mogliśmy dojrzeć, jaki ten świat jest patologiczny, pozbawiony wszelkich granic.

Ten tytuł nie będzie dla każdego. Jego surowość może wielu odpychać. Mnie osobiście odrzucała, ale coś ciągnęło mnie do niej, nie potrafiłam się oderwać, by poznać koniec.

Nie spodziewałam się, że "Czas huraganów" będzie letnim deszczem, który otoczy mnie swoim dusznym powietrzem.

Historia rozpoczyna się od odnalezienia zwłok Wiedźmy, która wśród mieszkańców małej wioski La Matosa wzbudzała strach, odrazę, ale też szacunek za pomoc w problemach zdrowotnych i sercowych. Jednak to nie na zabójstwie się skupiamy, ale na meksykańskim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jako że nie miałam żadnych planów na wakacje, moje czytelnicze ja zapragnęło udać się w nieznane, a czasami też w magiczne krainy. Nie bez powodu też sięgam ostatnio po fantastykę. Tym razem chciałam poznać świat w książce "Pan Lodowego Ogrodu".

Vuko Drakkainen wyrusza na planetę Midgaard na tajną misję, w której musi sprowadzić ekspedycję naukową, która przepadła bez wieści. Jednak podczas tych poszukiwań musi przestrzegać zasad, które panują na planecie oraz nie ingerować w rozwój ich kultury. Niestety Midgaard opanował zły czas, gdzie mgła i śmierć stają mu naprzeciw. Trwa wojna bogów i nic nie jest takie, jak powinno.

Z początku miałam problem z tą książką, bo mój mały rozumek nie był w stanie ogarnąć tego świata. Nie wiedziałam, kto jest kim, gdzie się znajdujemy, a co najważniejsze nie potrafiłam wyobrazić sobie Obudzonych. Jednak z czasem, kiedy przyzwyczajałam się do tego dziwnie mrocznego klimatu, coraz bardziej wchodziłam w ten świat i pochłaniałam każde cudaki z wielką ciekawością.

Jednak "Pan Lodowego Ogrodu" nie zachwycił mnie tak bardzo, jak myślałam. Przede wszystkim irytowała mnie postać Vuko, który był wyidealizowany. Nie dość, że facet wszędzie był i wszystko robił w swoim życiu, to jeszcze posiadał Cyfral, który czynił z niego nadczłowieka. Nie przepadam za takimi bohaterami (Rezkin z Powiernika mieczy to wyjątek). Przez to bardziej podobała mi się perspektywa Filara niż Vuka, więc mam nadzieje, że w drugim tomie będzie go więcej.

"Pan Lodowego Ogrodu" to bardzo oryginalna historia. Z początku można mieć trudności podczas poznawania świata i ich mieszkańców, jednak warto przejść ten początek, by później rozkoszować się tą wyjątkową historią, przyrodą i fauny.

Jako że nie miałam żadnych planów na wakacje, moje czytelnicze ja zapragnęło udać się w nieznane, a czasami też w magiczne krainy. Nie bez powodu też sięgam ostatnio po fantastykę. Tym razem chciałam poznać świat w książce "Pan Lodowego Ogrodu".

Vuko Drakkainen wyrusza na planetę Midgaard na tajną misję, w której musi sprowadzić ekspedycję naukową, która przepadła bez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka ze zdjęcia to debiut Frances Cha, który wyszedł jej naprawdę dobrze. Pozwolił nam zderzyć się z prawdziwym życiem w Korei Południowej, gdzie uroda i dobra pozycja społeczna jest jedynym wyznacznikiem do bycia kimś. Autorka przedstawiła nam pięć kobiet, które mimo piekła jakie przeżyły w przeszłości starają się spełnić swoje marzenia i żyć godnie.

Rozumiałam problemy bohaterek jednak nie potrafiłam się nimi przejmować, ich losy momentami mnie nużyły, a sam styl autorki wydawał mi się toporny, przez co przez książkę tylko szłam nie czując żadnych emocji. Mimo że książka nie poruszyła mną tak jak tego oczekiwałam, uważam, że jest warta poznania, bo pokazuje realia życia Koreanek. Ukazuje, jak konsumpcjonizm zadziałał nie tylko na kanon piękna, ale również na chęć posiadania dziecka, które w ich świecie jest luksusem.

Książka ze zdjęcia to debiut Frances Cha, który wyszedł jej naprawdę dobrze. Pozwolił nam zderzyć się z prawdziwym życiem w Korei Południowej, gdzie uroda i dobra pozycja społeczna jest jedynym wyznacznikiem do bycia kimś. Autorka przedstawiła nam pięć kobiet, które mimo piekła jakie przeżyły w przeszłości starają się spełnić swoje marzenia i żyć godnie.

Rozumiałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W swoim życiu książkowym i serialowym zapierałam się przed dwoma rzeczami. Książkowo przed reportażami, często mówiłam, że to nie dla mnie. A serialowo przed koreańskimi serialami. Co z tego wynikło? Polubiłam reportaże i przeczytałam aż dwa w czerwcu. A jeśli chodzi o kdramy to moja miłość już od pół roku.

Nie bez powodu też sięgnęłam po książkę Daniela Tudora „I love Korea. K-pop, kimchi i cała reszta”

O dwóch rzeczach muszę napisać już na początku. A mianowicie tytuł ten został wydany w 2014 roku, więc pewne informacje o filmach, muzyce czy polityce są nieaktualne. Jednak na plus jest to, że w środku możemy znaleźć notkę od redaktora, który o tym wspomina. Druga sprawa to to, że warto nastawić się na to, że to bardziej przewodnik po Korei niż reportaż. Czy to źle? Zdecydowanie nie.

Daniel Tudor przedstawia nam tradycje Korei oraz jej współczesne oblicze, pokazuje, jak wygląda praca w tym kraju. Porusza również wiele innych ważnych tematów, takich jak operacje plastyczne, samobójstwa, edukacja, małżeństwa.

Wszystko jest przedstawione w dość krótkich formach. Czasami pewne zagadnienia mają tylko trzy zdania. Z początku, gdy to zobaczyłam, nie byłam zachwycona. Jednak im bardziej się angażowałam w czytanie, stwierdziłam, że było to świetnym posunięciem. Wszystko dlatego, że w 307 stronach mamy zawarte wiele ważnych i ciekawych informacji. Autor napisał to wszystko w taki sposób, że każdy temat wydaje się interesujący, że chcę się wyszukiwać większej ilości informacji w Internecie.

Oczywiście dla wielu może to być minus, że autor nie skupił się na wybranych, istotnych informacjach. Jednak dla osób takich jak ja, którzy niekoniecznie interesują się kulturą i życiem w innych krajach, jest to ciekawy zalążek wiedzy. Dzięki temu zachęca do poznawania innych krajów w takiej formie.

W „I love Korean” znajdziemy też parę wywiadów na przykład z twórcą Gangnam styl, z Kim Yoon-ah wokalistką zespołu Jaurim oraz z autorami wideobloga Eat your kimchi. Jest to świetny dodatek do poznania tego kraju i ludzi z tego regoniu.

Ja jestem zachwycona tym tytułem i jego wydaniem. Myślę, że jest to dobry początek przyjaźni z reportażami

W swoim życiu książkowym i serialowym zapierałam się przed dwoma rzeczami. Książkowo przed reportażami, często mówiłam, że to nie dla mnie. A serialowo przed koreańskimi serialami. Co z tego wynikło? Polubiłam reportaże i przeczytałam aż dwa w czerwcu. A jeśli chodzi o kdramy to moja miłość już od pół roku.

Nie bez powodu też sięgnęłam po książkę Daniela Tudora „I love...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Dorośli" to kolejna książka @wydawnictwo_pauza , którą udało mi się przeczytać w tym miesiącu. Podobnie jak "Utonęła" porusza ona temat relacji między rodziną i bliskimi osobami.

Ida to architektka która, mimo że czuje się młodo, widzi już pierwsze oznaki nadchodzącego wieku średniego. Chcę zostać matką, ale nie ma stałego partnera. Wyjeżdża do domu nad fiordem, by wraz z rodzicami, młodszą siostrą i bliskimi świętować urodziny mamy. Podczas tego pobytu może zastanowić się nad swoją przyszłością.

To moja pierwsza książka Marie Aubert i z pewnością nie ostatnia. Jestem zachwycona stylem autorki, tym jak płynnie wyjaśnia relacje bohaterów, ich uczucia oraz ukazuje problem w tym przypadku bezdzietnych singielek w średnim wieku. Autorka w 144 stronach przedstawiła nam zrozumiale zarys psychologiczny postaci.

Co od razu rzuciło mi się w oczy podczas czytania to bohaterzy, których nie da się polubić. Każdy z nich skrywa jakąś krzywdę, sprawiając, że wyrządzają krzywdę innym. Ich toksyczność wylewa się z prawie każdej wypowiedzi, myśli i działań.

Bardzo mocno zarysowana jest presja społeczeństwa na to, by jak najszybciej się ustatkować, mieć dziecko i swoją rodzinę. Taka presja sprawia, że Ida czuję się gorszą, co posuwa ją do działań, które są nietaktowne. A nie powinna się tak czuć. Każdy z nas ma prawo decydować, kiedy i czy w ogóle chce mieć dziecko i rodzinę. Posiadanie dziecka nie jest wyznacznikiem spełnienia każdego człowieka!!

Zachęcam was do przeczytania tej książki. Ja do tego tytułu będę często wracała myślami, bo zawiera w sobie wiele trudnych kwestii, nad którymi warto się zastanowić i porozmawiać.

"Dorośli" to kolejna książka @wydawnictwo_pauza , którą udało mi się przeczytać w tym miesiącu. Podobnie jak "Utonęła" porusza ona temat relacji między rodziną i bliskimi osobami.

Ida to architektka która, mimo że czuje się młodo, widzi już pierwsze oznaki nadchodzącego wieku średniego. Chcę zostać matką, ale nie ma stałego partnera. Wyjeżdża do domu nad fiordem, by wraz z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na początku czerwca miałam ochotę na lekką książkę, która pozwoli mi się odprężyć. Takim sposobem na mojej półce Legimi znalazła się seria Nevermoor, czyli fantastyka kierowana dla dzieci (9+, ale ja znawcą nie jestem).

JAK JA SIĘ ŚWIETNIE PRZY NIEJ BAWIŁAM! Nie jest to zaskoczenie, że tytuły, które nie są kierowane dla dorosłych, mogą pozytywnie zaskoczyć, ale to co przeżyłam w tym świecie to coś niesamowitego.

Historia opowiada o Morrigan, która urodziła się w pechowy dzień. Sprawiło to, że jest uważana przez wszystkich za przeklętą, a wszystkie nieszczęścia są wyłącznie jej sprawką, jak na przykład zepsuta marmolada. Takie dzieci nie żyją długo, bo w dniu skończenia jedenastu lat umierają. Jednak podczas urodzin Morrigan staje się coś niezwykłego co być może uratuje jej życie.

Mam nadzieje, że po przeczytaniu o czym jest, zechcecie po nią sięgnąć, a jeśli nie to, że sprawi to dalsza część postu.

Świat w książce niesamowicie mnie urzekł. Oczywiście znajdziemy tu elementy, które powtarzały się w innych tytułach, ale są też nowości jak na przykład wymyślne pojazdy czy magiczne parasolki. Dodatkowo autorka bardzo dobrze przedstawiła nam jak wyglądają zasady panujące w tym miejscu.

Jeśli chodzi o bohaterów to są bardzo charakterystyczni i ciekawi. Każdy z nich różni się od siebie, są wyjątkowi, ale przede wszystkim nie są wyidealizowani. A co najważniejsze nie występują tam tylko ludzie, a również magiczne stworzenia… 🤫

Książka jest dynamiczna, oferująca nam mnóstwo zwrotów akcji, wiele humoru i trochę stresu podczas prób Morrigan. To historia, które was pochłonie, grunt by wrócić z niej na czas Linią Pajęczyczyńska.

Na początku czerwca miałam ochotę na lekką książkę, która pozwoli mi się odprężyć. Takim sposobem na mojej półce Legimi znalazła się seria Nevermoor, czyli fantastyka kierowana dla dzieci (9+, ale ja znawcą nie jestem).

JAK JA SIĘ ŚWIETNIE PRZY NIEJ BAWIŁAM! Nie jest to zaskoczenie, że tytuły, które nie są kierowane dla dorosłych, mogą pozytywnie zaskoczyć, ale to co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Katherine Rundell wprowadza nas w zimny i surowy klimat Rosji, gdzie poznajemy Fieodore i jej matkę. Zajmują się one oswajaniem wilków, by te mogły powrócić do swojego dzikiego środowiska. Wszystko dlatego, że wielu arystokratów oswaja te zwierzęta, by były ich domowymi pupilami. Nie każdemu działania wilczerek przypadają do gustu. Pewnego dnia wojska carskie z generałem Rakowa na czele podpalają dom Fieo, a jej matkę zabierają do niewoli. I tu zaczyna się przygoda, bo dziewczynka wraz z wilkami i swoim nowym przyjacielem wyrusza do petersburskiego więzienia, by uratować swoją matkę.

Głównymi bohaterami są dzieci, które są waleczne i za wszelką cenę chcą upadku generała. Wydawało się to dość komiczne, jednak ich siłę i determinację można było wyczuć na stronach. Bohaterzy są bardzo przyjemni i ciężko ich nie polubić. Dzięki temu od początku do końca kibicujemy im za powodzenie misji.

Książka jest dość przewidywalna, a zwłaszcza końcówka, ale autorka zaskakuje nas co rusz nowymi wydarzeniami podczas podróży.

Jedyne co mi się nie podobało w samej historii to zakończenie, które było dość szybkie. Jednak biorę sobie też na poprawkę to, że jest to tytuł dla dzieci i nie mogłyby się tam znaleźć dokładne opisy pewnych zdarzeń.

Książka pokazuje, czym powinna być wolność, ale też jej wartość. Ukazuje nam również siłę przyjaźni, lojalności i poświęcenia.

„Wilczerka” to książka kierowana głównie dla dzieci, ale jak to prawie zawsze bywa, nawet dorosły znajdzie coś w tym gatunku dla siebie.

Katherine Rundell wprowadza nas w zimny i surowy klimat Rosji, gdzie poznajemy Fieodore i jej matkę. Zajmują się one oswajaniem wilków, by te mogły powrócić do swojego dzikiego środowiska. Wszystko dlatego, że wielu arystokratów oswaja te zwierzęta, by były ich domowymi pupilami. Nie każdemu działania wilczerek przypadają do gustu. Pewnego dnia wojska carskie z generałem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Utonęła" to debiutancka powieść Therese Bohman, ale wydana w Polsce dopiero w tym roku. Na półkach w księgarniach można znaleźć jeszcze dwa inne jej tytuły. Sięgnęłam akurat po „Utonęła”, bo pojawiła się w formie audiobooka.

To kolejna książka w ostatnim czasie, która zachwyciła mnie swoim krajobrazem. Sprawiła, że czułam te upalne, duszne dni. Marząc tylko o tym, by wskoczyć do zimnego jeziora.

W tej, krótkiej historii poznajemy trójkę bohaterów. Stellę i jej starszego od niej chłopaka Gabriela oraz Marinę – młodszą siostrę Stelli. Zostajemy wtajemniczeni w trójkąt miłosny, który jest bardzo tajemniczy, wręcz odpychający.

Trzeba przyznać, że ich relacje były mało szczegółowe. Ich więzi można było się tylko domyśleć, ponieważ rozwijały się poza kartkami książki. Przez co ciężko było uwierzyć w rozwój sytuacji między dwójką bohaterów. A sami bohaterowie stali się płascy.

Autorka pokazuje nam życie w destrukcyjnym, toksycznym związku. Opowiada o przemocy, którą nie sposób zauważyć na pierwszy rzut oka. To wszystko sprawia, że zastanawiamy się, dlaczego tak trudno odejść, odpuścić sobie taką relację. "Utonęła" to krótka książka, ale jest naładowana wieloma emocjami.

Ja ciągle o niej myślę i z pewnością wrócę do niej już w wersji papierowej.

"Utonęła" to debiutancka powieść Therese Bohman, ale wydana w Polsce dopiero w tym roku. Na półkach w księgarniach można znaleźć jeszcze dwa inne jej tytuły. Sięgnęłam akurat po „Utonęła”, bo pojawiła się w formie audiobooka.

To kolejna książka w ostatnim czasie, która zachwyciła mnie swoim krajobrazem. Sprawiła, że czułam te upalne, duszne dni. Marząc tylko o tym, by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wiem, czy też tak macie, ale trudno pisze mi się o książkach, które wywarły na mnie duże wrażenie. "Cień utraconego świata" tuż po premierze zachęcił mnie do siebie nie tylko przez masę pozytywnych opinii, ale też przez świetne ilustracje i wydanie.

Sięgając po fantastykę, liczę na to, że będę mogła uciec od świata rzeczywistego, by zatopić się w całkowicie nowym świecie, który poznam od podstaw. Tutaj mi tego nie zabrakło. Gdy dowiedziałam się, że to debiut autora byłam w szoku. Świat jest spójny, a magia, która tu występuje, jest logiczna i dobrze przemyślana. Nie jest trudna do pojęcia, bo autor dzięki swojemu lekkiemu stylowi, wszystko świetnie wyjaśnia, wprowadzając nas do Trylogii Licaniusa.

Bohaterowie byli dobrze wykreowani. A sama historia Obdarzonych, Nakazów, jakimi zostali obarczeni i augurów, którzy są tajemnicą, sprawia, że książkę ciężko odłożyć na bok, a po przeczytaniu tych prawie 900 stron przychodzi smutek, że to już koniec.

Akcja książki rozgrywała się stopniowo, nie skupiając się na jednym temacie, czyli uratowaniu świata. W międzyczasie rozgrywają się równie interesujące przygody, które przechodzą płynnie, dzięki czemu nie gubimy się w całej historii.

W książce, co dla mnie również było istotne, nie koncentrujemy się tylko na jednym bohaterze. Rozdziały są podzielone z perspektywy czwórki bohaterów, dzięki czemu, gdy są osobno, śledzimy dalsze ich losy bez zatrzymywania się na jednym wątku. Również jesteśmy w stanie lepiej ich poznać i zaznajomić się przeszłością, która ciągle depcze im po piętach.

Czy "Cień utraconego świata" mi się podobał? OCZYWIŚCIE. Jest to jedna z lepszych książek, które przeczytałam w tym roku, jak i w poprzednim.

Nie wiem, czy też tak macie, ale trudno pisze mi się o książkach, które wywarły na mnie duże wrażenie. "Cień utraconego świata" tuż po premierze zachęcił mnie do siebie nie tylko przez masę pozytywnych opinii, ale też przez świetne ilustracje i wydanie.

Sięgając po fantastykę, liczę na to, że będę mogła uciec od świata rzeczywistego, by zatopić się w całkowicie nowym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Projekt Hail Mary" to książka, która wciąga nas już od pierwszej strony. Jest w niej wiele naukowych odniesień, które ciężko było mi z początku przyswoić, ale autor w bardzo zrozumiały sposób wyjaśnia nam wszystkie kwestie. Dzięki temu cała historia wydawała się bardziej realistyczna oraz łatwiej można było się w nią wczuć. Podobało mi się również to, że nie jesteśmy ciągle zamknięci w kosmosie i stacji kosmicznej, bo cała akcja przeplata się ze wspomnieniami głównego bohatera z przeszłości. Dzięki temu pomału poznajemy cel misji.

"Projekt Hail Mary" to nie tylko książka science fiction. To także historia, która rozbawi was do łez, ale też wzruszy. Historia, która opowiada o poświęceniu, samotności i przyjaźni.

"Projekt Hail Mary" to książka, która wciąga nas już od pierwszej strony. Jest w niej wiele naukowych odniesień, które ciężko było mi z początku przyswoić, ale autor w bardzo zrozumiały sposób wyjaśnia nam wszystkie kwestie. Dzięki temu cała historia wydawała się bardziej realistyczna oraz łatwiej można było się w nią wczuć. Podobało mi się również to, że nie jesteśmy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Gdzie śpiewają raki” to debiut Delii Owens, który jest niezwykle klimatyczny. Autorka w dokładny sposób opisuje nam przyrodę występującą na mokradłach oraz zaznajamia nas ze zwierzętami, które razem z Kyą żyją w tym świecie.

Kya nazywana przez innych dziewczyną z bagien, jest osobą, która już od dziecka zmaga się z samotnością. Wszystko rozpoczęło się od momentu, gdy jej matka, a później rodzeństwo, opuszczają dom. Od tej pory Kya musi radzić sobie sama. Musi nauczyć się żyć z ojcem, który nigdy nie był dla nich dobry.

Przez całą książkę obserwujemy, jak dziewczyna z bagien dorasta, jak uczy się nowych rzeczy, jak walczy o przetrwanie i poznaje, czym jest przyjaźń i miłość. Między rozdziałami poznajemy również wątek kryminalny, który nie jest tak oczywisty, jak mogłoby się wydawać.

Historia nie jest prosta. Zmagamy się w niej z samotnością, odrzuceniem przez społeczeństwo i poszukiwaniem bliskości. Nie jest to książka, która otuli was wesołością, wręcz przeciwnie. Jednak jest ona piękna w swoim smutku.

Po jej przeczytaniu miałam mieszane uczucia, ale ten tytuł ma coś w sobie, że ciężko o nim zapomnieć. Z czasem doceniam tę książkę jeszcze bardziej.

„Gdzie śpiewają raki” słuchałam w formie audiobooka, którego czytała Magdalena Boczarska.

„Gdzie śpiewają raki” to debiut Delii Owens, który jest niezwykle klimatyczny. Autorka w dokładny sposób opisuje nam przyrodę występującą na mokradłach oraz zaznajamia nas ze zwierzętami, które razem z Kyą żyją w tym świecie.

Kya nazywana przez innych dziewczyną z bagien, jest osobą, która już od dziecka zmaga się z samotnością. Wszystko rozpoczęło się od momentu, gdy jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świat, który przedstawia nam autorka to uniwersum jej poprzedniego cyklu „Kruczych pierścieni”. Z początku miałam problem wejść do tego otoczenia, gubiłam się w uliczkach i skomplikowanych nazwach. Z pomocą przychodziła mi mapka na wklejce, która pozwalała mi się poruszać po Náklav i innych mroźnych miejscach. Środowisko, w którym żyliśmy wraz z bohaterami, było tak dobrze uchwycone, że mimo dodatniej temperatury za oknem czułam mróz na całym ciele.

Bohaterowie byli dość charakterystyczni. Nie mieli tylko pozytywnych cech, dzięki czemu wydali się realistyczni. Jednak z żadnym bohaterem się nie zżyłam. Ich losy były mi obojętne. A główna bohaterka czasami doprowadzała mnie do szału swoją samolubnością i naiwnością.

W książce nie poznajemy tylko kobiet czytających z krwi, ale również vardari i osób, które cierpią na wilkowatość. Było to dość ciekawe, zwłaszcza że nie spotkałam się jeszcze z takim motywem „magii”.

Sama historia wydaje się dość oryginalna i ciekawa. Jednak jej ciężki język sprawiał, że ciężko mi było skupić się na czytaniu, a moje myśli wędrowały gdzieś indziej. Styl autorki kompletnie nie przypadł mi do gustu. Jednak uważam, że osobą lubiącą fantastykę z ciężkim, wręcz duszącym klimatem ten tytuł przypadnie do gustu.

Świat, który przedstawia nam autorka to uniwersum jej poprzedniego cyklu „Kruczych pierścieni”. Z początku miałam problem wejść do tego otoczenia, gubiłam się w uliczkach i skomplikowanych nazwach. Z pomocą przychodziła mi mapka na wklejce, która pozwalała mi się poruszać po Náklav i innych mroźnych miejscach. Środowisko, w którym żyliśmy wraz z bohaterami, było tak dobrze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Królestwo Mostu" Danielle L. Jensen chodziło za mną już od dłuższego czasu. Chyba podświadomie wiedziałam, że zakocham się w tym tytule.

Książka jest prowadzona z dwóch perspektyw: Lary i Arena — władcy Królestwa Mostu. Dzięki temu możemy z jednej strony poznawać piękną przyrodę, która roztacza się wokół królestwa oraz sposób szpiegowania Lary. A z drugiej strony poznajemy działania władcy, jak on radzi sobie w tej nietypowej sytuacji. Świat, który stworzyła autorka, jest dość wąski, bo skupiamy się zaledwie na paru miejscach, a wszystko dookoła przytula morska woda. Jednak nie jest to minus, dzięki temu łatwiej nam zapamiętać miejsca i wyobrazić sobie te tereny. Jeśli chodzi o tereny, to zakochałam się w otoczeniu, w którym żyją Ithican i z chęcią bym je zwiedziła (oczywiście tylko i wyłącznie z obstawą straży). Bohaterzy są świetnie wykreowani, każdy miał swoją indywidualną cechę, dzięki czemu przez dialogi się płynęło, bez zastanawiania się kto to powiedział. Każdy z bohaterów zdobył moją sympatię. Mimo że Lara nie postępowała właściwie, jestem w stanie ją zrozumieć. Coś, co jest nam wpajane od dzieciństwa ciężko zmienić w coś przeciwnego. Sama historia była GENIALNA, dawno nie czułam takiego stresu podczas czytania. Musiałam parokrotnie odkładać czytnik, bo bałam się, co za chwilę się stanie, jak dalej potoczy się ta historia.

"Królestwo Mostu" Danielle L. Jensen chodziło za mną już od dłuższego czasu. Chyba podświadomie wiedziałam, że zakocham się w tym tytule.

Książka jest prowadzona z dwóch perspektyw: Lary i Arena — władcy Królestwa Mostu. Dzięki temu możemy z jednej strony poznawać piękną przyrodę, która roztacza się wokół królestwa oraz sposób szpiegowania Lary. A z drugiej strony...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdy z tyłu książki przeczytałam, że ma to być mrożący krew w żyłach thriller, nie wzięłam tego na poważnie. Za dużo razy zawiodłam się takimi opisami, nastawiając się na coś dobrego. Tutaj jednak to stwierdzenie świetnie pasuje. Czytając ją, miałam wrażenie, jakbym była zamknięta w tej historii, bojąc się oderwać wzroku od książki i spojrzeć w bok, by nie zobaczyć czyjeś twarzy. Oczywiście muszę tu dodać, że jestem strasznie trzęsidupą, więc miałam prawo się jej bać! Co trzeba przyznać, książkę czyta się bardzo szybko, ale ma swoje momenty, które są zbyt przegadane, co za tym idzie, potrafi minimalnie zanudzić. W "Głowie pełnej duchów" między częściami są zamieszczone trzy wpisy z bloga pewnej dziewczyny, która analizuje reality show "Opętani", w której brali udział Barettowie. I tutaj trochę się męczyłam. Dziewczyna, która była zresztą zbyt przerysowana, odwoływała się do wielu filmów z gatunku horrorów, których ja nie oglądałam i z którymi raczej się nie zaprzyjaźnię. Oczywiście dla fanów tego typu filmów, będzie to ciekawy dodatek. Samo zakończenie bardzo mi się podobało, sprawiając, że wracam myślami do tego, co działo się w tej rodzinie.

Jeśli lubicie się bać lub też chętnie czytacie książki, które budzą w was niepokój "Głowa pełna duchów" może przypaść Wam do gustu.

Gdy z tyłu książki przeczytałam, że ma to być mrożący krew w żyłach thriller, nie wzięłam tego na poważnie. Za dużo razy zawiodłam się takimi opisami, nastawiając się na coś dobrego. Tutaj jednak to stwierdzenie świetnie pasuje. Czytając ją, miałam wrażenie, jakbym była zamknięta w tej historii, bojąc się oderwać wzroku od książki i spojrzeć w bok, by nie zobaczyć czyjeś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ten tom był dla mnie najcięższy emocjonalnie. Wszystko przez to, że tak bardzo zżyłam się z bohaterami książki, że wszystkie problemy z którymi przyszło im się zmierzyć, stały się moimi problemami. A końcowa sytuacja Filipa sprawiła, że nadal myślę jak sama bym postąpiła.

Cała seria chwyta za serce już od pierwszych stron. Opowiada o wielu życiowych sprawach, z którymi każdy z nas kiedyś się zmierzył lub miał z nimi do czynienia. Sprawia, że uroniany łzy nie tylko ze smutku, ale też ze szczęścia. Każdy z bohaterów staje się naszym wsparciem, dając nam siłę, podpowiadając nam jak poradzić sobie z problemami.

"Życie po Tobie", "Zawsze i na zawsze" oraz "Taką, jaka jesteś" to książki do których często będę wracała myślami.

Ten tom był dla mnie najcięższy emocjonalnie. Wszystko przez to, że tak bardzo zżyłam się z bohaterami książki, że wszystkie problemy z którymi przyszło im się zmierzyć, stały się moimi problemami. A końcowa sytuacja Filipa sprawiła, że nadal myślę jak sama bym postąpiła.

Cała seria chwyta za serce już od pierwszych stron. Opowiada o wielu życiowych sprawach, z którymi...

więcej Pokaż mimo to