-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-04-30
2022-07-28
2022-07-01
2022-03-24
2022-01-15
2021-10-09
Paulinę Młynarską znam jako dziennikarkę telewizyjną i radiową, autorkę odpowiedzi na tematy trudne, odważną osobę, która nie boi się głosić swoich poglądów, wyrażać swoich opinii. Nie miałam jednak okazji przeczytać jej dłużej wypowiedzi. Nie znałam jej książek, nie znałam pióra z tej strony. Teraz już co nieco wiem.
I jeszcze co może ważne przy odbiorze tej książki, nie należałam ani do zwolenników ani przeciwników jogi. Mój poziom wiedzy na jej temat był typowo średni. Czyli coś tam wiem, ale w sumie nie wiadomo co, a już na pewno nie ma się czym chwalić.
Moja lewa joga jak wskazuje sam tytuł, nie jest tylko historią jogi, o jodze, z jogą, ale historią Pauliny Młynarskiej i jej przyjaźni z jogą. To swoisty dziennik relacji jakie łączyły i łączą te dwie składowe. Historia dojrzała, pełna nie tylko wzlotów, ale również momentów słabszych, mniej udanych, niekoniecznie pozytywnych, ale koniecznych aby autorka stała się osobą taką jaką ją znamy i lubimy.
Moja lewa joga to również swoisty podręcznik dla osób, które chcą wiedzieć o jodze trochę więcej niż stan typowo średni. Autorka wiele razy zadaje pytania, nie tylko sobie, ale również czytelnikom czym zmusza nas do aktywnej lektury, do zastanowienia się nawet po zamknięciu książki. Jak nie znoszę pisania po książkach, tym razem doceniam ostanie strony przeznaczone na notatki czytelników. Nie ukrywam, że kilka stron zaznaczyłam do ponownego przeczytania, zastanowienia się, przeanalizowania swoich myśli na dany temat.
Jak dla mnie to jednak nie jest łatwa książka, nie do przeczytania za jednym zamachem. Wracałam do niej kilka razy, robiłam przerwy na coś nie wymagającego takiej autorefleksji jak Moja lewa joga. Sądzę, że było to dobre rozwiązanie: i dla mnie i dla książki.
Moja lewa joga zwraca uwagę oprawą graficzną. Kolorowa, z prześliczną, żywą, przyciągającą wzrok okładką, wzbogacona zdjęciami kusi do zerknięcia do środka. A jest po co tam zaglądać. I dlatego polecam ją szczerze. Myślę, że nawet osoby da których joga jest czymś odległym znajdą w niej coś dla siebie, przekonają się, jak wiele może ona zmienić w życiu człowieka, jak wiele w nie wnieść i jak wzmocnić. Dodatkowo, warto zajrzeć nie tylko po dobre rady od których czasami boli nas głowa, ale po przykład, że można. Nie jest to łatwe, ale można.
Paulinę Młynarską znam jako dziennikarkę telewizyjną i radiową, autorkę odpowiedzi na tematy trudne, odważną osobę, która nie boi się głosić swoich poglądów, wyrażać swoich opinii. Nie miałam jednak okazji przeczytać jej dłużej wypowiedzi. Nie znałam jej książek, nie znałam pióra z tej strony. Teraz już co nieco wiem.
I jeszcze co może ważne przy odbiorze tej książki, nie...
2021-09-01
Są wydarzenia, sytuacje, ludzie o których trzeba pamiętać. Powinni zostać niezapomniani, na zawsze znaleźć miejsce w naszej pamięci. Należy o nich przypominać, pokazywać młodemu pokoleniu ludzi, którzy kształtowali naszą przeszłość, wydarzenia, które doprowadziły do świata w jakim żyjemy dzisiaj, sytuacje, które sprawiły, że pamięć powinna zostać w nas żywa. Wiedza o przeszłych wydarzeniach kształtuje również naszą rzeczywistość i dlatego z wielka przyjemnością, smutkiem, ale i dumą przeczytałam Waleczne z gór.
Waleczne z gór. Nieznane historie bohaterskich kobiet to zapis trudnych czasów II wojny światowej i walczących góralek. Kobiet urodzonych u podnóża gór, które w okresie kiedy powinny cieszyć się młodym życiem, postanowiły stanąć do walki. Przepełnione smutkiem, ale też determinacją, wolą walki historie kilkunastu kobiet stanowią swoisty zapis czasów w jakim przyszło żyć tym dzielnym, odważnym kobietom.
Marusarzówna, Błażusiakówna, Mikowa, Apostoł nazwiska, które przewijają się od czasu do czasu przez pamięć i wiedzę historyczną teraz nabrały nowego wymiaru, zyskały twarz, nabrały głębi, pokazały co kryje się za zdjęciami bohaterskich kobiet. A kryje się bardzo wiele, smutne tragiczne historie, z których każda zasługuje na przedstawienie i omówienie. Opowieści o losach góralek których szczęśliwe życie zostało przerwane przez wybuch wojny i decyzję, jaką każda z nich musiała podjąć.
Myślę, że każdej z kobiet należała się ta historia. Każda z nich zasługuje na pamięć, na przypomnienie, na podsunięcie książki o nich młodemu pokoleniu, na wieczną pamięć. Każda z nich i jeszcze wiele, wiele innych, których nie pomieściła ta książka, a o których również należy pamiętać. Waleczne z gór to hołd dla wszystkich góralek, swoiste podziękowanie po latach za ich poświęcenie, za walkę, niekiedy za heroiczną śmierć. To również przypomnienie o ludziach, którzy żyli dzięki ofiarności tych dziewczyn, kobiet z gór.
Polecam Waleczne z gór z całego serca. To świetnie napisana książka, pozostająca na długo w pamięci. To historia, ale również przyczynek do refleksji i zastanowienia się nie tylko nad bohaterkami tamtych sytuacji i czasów, ale również nad nami samymi, nad tym co potrafilibyśmy poświęcić dla ojczyzny, ile z siebie dać, nie zważając na swoje życie.
Są wydarzenia, sytuacje, ludzie o których trzeba pamiętać. Powinni zostać niezapomniani, na zawsze znaleźć miejsce w naszej pamięci. Należy o nich przypominać, pokazywać młodemu pokoleniu ludzi, którzy kształtowali naszą przeszłość, wydarzenia, które doprowadziły do świata w jakim żyjemy dzisiaj, sytuacje, które sprawiły, że pamięć powinna zostać w nas żywa. Wiedza o...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-08-26
Bardzo lubię umiejętność Pani Kasi łączenia wyrazów w zdania. Powiem więcej, mam wrażenie, że od czasu ostatniej książki, autorka udoskonaliła warsztat. Dzięki temu dostajemy kilkanaście felietonów tematycznych w których autorka bawi, zadziwia, zaskakuje, niekiedy nawet przekonuje. Nie wiem czy to przekonywanie jest celowe i zamierzone, ale jakiś raz czy dwa jej się udało, a już na pewno nadszarpnięta została moja pewność w niektórych tematach czy zagadnieniach.
Jak to w przypadku felietonów bywa, z jednymi zgadzamy się, inne sprawiają, że zatrzymujemy swoją uwagę na czymś trochę dłużej, inne nas irytują bo jak ktoś może tak sądzić, skoro my jesteśmy przekonani, że jest inaczej. Nie ukrywam, że mam tak też z Powrotem do Bambuko. Znacznie częściej niż w przypadku. A ja żem… zastanawiałam się nad tym jak rozbieżnie można postrzegać zdawać by się mogło te same spawy. Zastawiałam się i czytałam nadal ponieważ jak wspomniałam, lubię zdania Pani Kasi. Nawet jeśli nie do końca zgadzam się z tym co za sobą niosą.
Pani Katarzyna to osoba niewątpliwie posiadająca umiejętność patrzenia, ubierania swoich spostrzeżeń w słowa, angażowania czytelnika, wymuszania zajęcia stanowiska lub przynajmniej zastanowienia się na raz, czy dwa, czasami na trzy. To dobrze. Dobrze w czytaniu, choć niekiedy to niepokoi, żeby nie powiedzieć, że może irytować. Jednakże niezależnie czy jesteśmy zbieżni czy zbieżni inaczej, to miło jest przeczytać raz na jakiś czas coś rodem z Bambuko.
Dla mnie zdecydowanie raz na jakiś czas bo powrót z Bambuko to lektura do przenoszenia z pomieszczenia do pomieszczenia. Jeden rozdział przy kawie, jeden w wannie, jeden w przerwie na sprzątanie, jeden do snu. Nie, żaden na pobudkę, bo wtedy nie ma czasu.
Polecam, z pełną świadomością, że jednym Powrót z Bambuko podejdzie, a inni się nie zgodzą, nawet może nie będą chcieli zajrzeć. Ale do takiego zaglądnięcia właśnie zachęcam. Dobrze od czasu do czasu poczytać o innym punkcie widzenia, choćby ku kilkuminutowej refleksji. Albo utwierdzić się w zasadności własnego postrzegania świata (właściwe podkreślić).
Bardzo lubię umiejętność Pani Kasi łączenia wyrazów w zdania. Powiem więcej, mam wrażenie, że od czasu ostatniej książki, autorka udoskonaliła warsztat. Dzięki temu dostajemy kilkanaście felietonów tematycznych w których autorka bawi, zadziwia, zaskakuje, niekiedy nawet przekonuje. Nie wiem czy to przekonywanie jest celowe i zamierzone, ale jakiś raz czy dwa jej się udało,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-28
Zaczyna się przewidywalnie. Młoda dziewczyna, godzi się na rzucenie na pożarcie z jednoczesną gwarancją nietykalności. Ma być chroniona przed fantastycznego szefa, zakochanego narzeczonego i wspierana przez cały sztab prawników. Prawda okazuje się mocno brutalna. I to na dodatek w znacznie większym wydaniu niż ktokolwiek, a przynajmniej ona, podejrzewał. W efekcie, zamiast natychmiastowego uznania szefa, oklasków ze strony pracowników firmy, narzeczonego z domem, jachtem, ślubem i wycieczką długą, ma malutką celę. Śpi z głową przy muszli klozetowej, i uczy się czerpać radość z nowego opakowania pasty do zębów. Zaczyna życie w świecie, w którym krem do rąk jest przepustką do lepszego życia, a opakowanie: tic taców potrafi zapewnia przychylność na długo.
Książka opowiada o młodej Jennifer i kobietach z paki. Ciekawe historie, interesujące charaktery, niezłe przemyślenia.
Ciekawa konstrukcja. Bohaterki poznajemy nie tylko w imiennych rozdziałach - niektóre w przypadku niektórych z nich pisane są w pierwszej osobie, ale również przez rozdziały innych. Rzeczywiście daje to przestrzenny obraz, niekiedy mocno ciekawy.
Bardzo przyjemna książka w czytaniu. Napisana ładnym językiem. Z zadziwiająco sympatycznym i ludzkim podejściem do życia. Z zachowaniem dystansu. Grająca na czułych nutach. Może przedobrzona emocjonalnie pod koniec, ale przecież każdy lubi szczęśliwe zakończenia.
Nie opowiada o niewinnych kobietach, które przypadkowo trafiły do wiezienia, ale o tych, które rzeczywiście popełniły przestępstwa i odsiadują za nie wyroki. Za każdą z tych kobiet stoi jej historia. Najczęściej smutna, niekiedy poruszająca, ale tym, co mnie ruszyło jest jej naturalność. Jedne przyznają się do błędów, przystosowują do nowych warunków i spokojnie odsiadują wyrok. Inne, pobyt w więzieniu traktują jak chwilową przerwę, z przekonaniem, ze pewnie niedługo tutaj wrócą. Resocjalizacja? Chyba nie w tej książce. Żal za winę? Raczej też nie do końca. Jest za to inny pomysł na życie za kratkami. Czy realny? Nie wiem. Nie umiem ocenić czy to cale zawirowanie to fantazja autorki czy rzeczywiście miałoby szansę powodzenia na rynku Amerykańskim.
Jedno jest pewne niezależnie od szerokości czy długości geograficznej - świat za czterema wysokimi ścianami staje się domem tych kobiet. Malutkim pokoikiem ze zdewastowanym sedesem, znienawidzoną pralnią, kuchnią wydająca paskudne jedzenie oraz dużą, ale raczej pustą biblioteką. Nazywają to miejsce Domem. I jak to w życiu, gdy zagraża mu niebezpieczeństwo, ze spokojnych kobiet przeradzają się w waleczne. Stają do walki o Dom, o siebie, o ten brudny, rozpadający się sedes i miejsce gdzie Wiosna mogłaby sadzić swoje kwiaty.
Udaje im się to i jeszcze wiele, wiele innych rzeczy.
Polecam, moim zdaniem do książka do miłego przeczytania, do lektury z zadowoleniem i przyjemnością. Warto podejrzeć ten świat po drugiej stronie. Wróciłam do niej po latach i nadal twierdzę, że warta jest przeczytania.
Zaczyna się przewidywalnie. Młoda dziewczyna, godzi się na rzucenie na pożarcie z jednoczesną gwarancją nietykalności. Ma być chroniona przed fantastycznego szefa, zakochanego narzeczonego i wspierana przez cały sztab prawników. Prawda okazuje się mocno brutalna. I to na dodatek w znacznie większym wydaniu niż ktokolwiek, a przynajmniej ona, podejrzewał. W efekcie, zamiast...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-14
Kiedyś, dawno temu nie czytałam książek. Czytałam tylko jedną. Kończyłam i zaczynałam od początku. Do tej pory pamiętam niektóre fragmenty na pamięć i mogę śmiało je recytować o każdej porze dnia czy nocy. Podejrzewam, że sporo z nas ma taką ulubioną/ukochaną książkę z dzieciństwa. Moją są Dzieci z Bullerbyn.
Jako, że ostatnio miałam możliwość przeczytać ją ponownie, śmiało mogę napisać kilka słów o przygodach szóstki dzieci. Nadal jestem ich fanką, choć podejrzewam, że książka może być niekiedy niezrozumiała/dziwna dla młodego czytelnika. Już słyszę pytanie młodszego pokolenia - po co zapamiętywać listę zakupów skoro można zapisać ją w telefonie? A może bardzo się mylę?
Moim zdaniem historie opowiadane przez Lisę nie straciły na swojej atrakcyjności. Nadal uśmiechałam się pod nosem podczas lektury. Niemal czułam kurz z drogi podczas sprzedaży wiśni, smak raków pieczonych przy ognisku czy zimno przerębla w którym skąpał się jeden z braci. Autorka znakomicie potrafiła oddać smak dzieciństwa. I ten smak jest wyczuwalny mimo upływający lat. Ja dorosłam, ale dzieci z Bullerbyn nadal pozostały… dziećmi z Bullerbyn.
Dzieci z Bullerbyn to książka pełna marzeń z dzieciństwa, radości, zabawy, czasu spędzanego w małym, ale znakomicie współpracującym gronie. To opowieść o szacunku do drugiego człowieka, do starszych osób, do potrzebujących. O ludziach żyjących w zgodzie z otaczającą przyrodą, o odpowiedzialności za siebie, ale i za innych. Znakomita mimo upływających lat czytelnika. Zapadająca w serce i w pamięć.
Mimo upływu lat Dzieci z Bullerbyn to dla mnie jedna z piękniejszych, ukochanych książek mojego dzieciństwa.
Polecam, myślę, że ta książka zasługuje na powtórkę po latach, ale warto również podsunąć ją młodemu człowiekowi, który choć może żyje w innych warunkach, innym otoczeniu i wiele rzeczy może być dla niego dziwnych i niezrozumiałych, może doceni przyjaźń, wspólny czas i to co miały dzieci z historyjek Astrid Lindgren zamiast laptopów, tabletów czy smartfonów.
Kiedyś, dawno temu nie czytałam książek. Czytałam tylko jedną. Kończyłam i zaczynałam od początku. Do tej pory pamiętam niektóre fragmenty na pamięć i mogę śmiało je recytować o każdej porze dnia czy nocy. Podejrzewam, że sporo z nas ma taką ulubioną/ukochaną książkę z dzieciństwa. Moją są Dzieci z Bullerbyn.
Jako, że ostatnio miałam możliwość przeczytać ją ponownie, śmiało...
2021-06-26
Wakacje gwiazd w PRL. Cały ten szpan to znakomicie wydana historia lat ubiegłych. Książka przyciągająca uwagę nie tylko rozmiarem i grubością, ale również, a podejrzewam, że dla wielu czytelników przede wszystkim, tematyką. To zbiorcze opracowanie historii znanych i lubianych koncentrujących się wokół ludzi którzy nadal funkcjonują w naszej pamięci, przypominają, niosą za sobą wiele pozytywnych emocji i wspomnień.
Układ książki wydaje się bardzo ciekawy i znakomicie sprawdza się dopełniając całość poszczególnych historii. Dzięki niemu czytelnik przypomina sobie nie tylko opisywane wydarzenia, ale również załączone anegdoty, fragmenty tekstów zamieszone w prasie, pamiętnikach. Dołączone czarno-białe fotografie uzupełniają obraz, przypominają o młodości ludzi, którym dzisiaj przybyło sporo lat w kalendarzu, a niektórych pożegnaliśmy ostatnio lub wiele lat temu. Historie pokazują jak było pięknie, jak z szarości można było wyciągnąć kolory, jak ludzie potrafili się bawić, jak się bawili.
Znane nazwiska przyciągają wzrok czytelnika i zachęcają do dalszej lektury. Kto z łezką w oku nie przeczyta kilku słów o Jerzym Kisielewskim, Krystynie Sienkiewicz, Bogumile Kobieli, Zbyszku Cybulskim, Bogusławie Kaczyńskim czy Marii Fołtyn?
Odpoczynek w górach, nad morzem, na Mazurach? Wszędzie było znakomicie, wszędzie ludzie się bawili, wszędzie można było odpocząć. Pamiętacie jak to było, jeśli nie, to wam opowiem…
Razem z każdym kolejnym rozdziałem przypomnimy sobie co w czasach PRL śpiewano, w co się ubierano, co trzeba było mieć, a noszenie czego było niedopuszczalne. Co słuchano, co czytano. Jest również coś, co nie ociera się o świat „pięknych i młodych” jak choćby podróże koleją, zakupy ubrań czy nieśmiertelne gofry z bitą śmietaną nad morzem.
Jak dla mnie to książka dla trzech pokoleń. Z łezką w oku przeczytała ją od deski do deski moja mama. Ja przeczytałam ją przypominając sobie opowieści mamy i niektóre wydarzenia które zachowały się w mojej pamięci dziecka. I oczywiście moja córka, która opisywane czasy pamięta jedynie z historii babci i w które niekiedy trudno jej uwierzyć. Dla niej to zupełna nowość, interesująca i ciekawa, zupełnie nieznana.
Polecam, to znakomita książka do podczytywania. Jeden rozdział tu, jeden tam, trzeci zupełnie innego dnia w innym otoczeniu. Wydaje mi się, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie, wspomnienia, przypomnienie lub całkowitą nowość.
Wakacje gwiazd w PRL. Cały ten szpan to znakomicie wydana historia lat ubiegłych. Książka przyciągająca uwagę nie tylko rozmiarem i grubością, ale również, a podejrzewam, że dla wielu czytelników przede wszystkim, tematyką. To zbiorcze opracowanie historii znanych i lubianych koncentrujących się wokół ludzi którzy nadal funkcjonują w naszej pamięci, przypominają, niosą za...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06-23
Kiedy pod koniec stycznia 1959 roku grupa turystów związanych z Politechniką Uralską wyruszyła w wyprawę mającą na celu zdobycie góry Otorten nikt nie widział jak zakończy się ta historia. Co zadecyduje o tym, że wyprawa pod przewodnictwem Igora Diatłowa, jej losy wydarzenia jej towarzyszące, staną się jedną z największych zagadek XX wieku. A może jest tak jak stwierdziła autorka – Tragedia na przełęczy Diatłowa. Historia bez końca.
Niewątpliwie wydarzenia na przełęczy Diatłowa wzbudzają emocje, rodzą pytania, poszukują odpowiedzi, pozwalają na spekulacje. I być może jest tak, że nigdy przeciętny człowiek nie dowie się do jakich wydarzeń doszło w Uralu Północnym. Zbyt wiele jest w tej historii niejasności, zbyt wiele nieporadności być może nawet celowej, zbyt wiele popełniono błędów. Wiele jest teorii i niestety pozostaną one najpewniej do końca teoriami dotyczącymi tej historii.
Historia opowiedziana przez Alice Lugen to znakomity reportaż przedstawiający nie tylko samą tragedię, ale wydarzenia które do niej doprowadziły oraz zdarzenia wtórne. Wielki plus należy się autorce za tło polityczne, obyczajowe, społeczne. Dzięki takiemu ujęciu można znacznie lepiej zrozumieć mechanizmy, które doprowadziły do wydarzeń w styczniu 1959 roku. Możemy zrozumieć z czym oprócz zimna, nieprzyjaznej góry musieli zmierzyć się bohaterowie tej tragedii. Jest to szczególnie ważne dla młodszych wiekiem czytelników. Informacje dotyczące utajnienia dokumentów, w niektórych sytuacjach niemal niemożliwy dostęp do dokumentacji, poznanie osób których zadaniem było rozwiązanie przyczyn tragedii ich motywacji i zachowania, dodatkowo pokazuje jak wiele stało, i najprawdopodobniej nadal stoi, na przeszkodzie do rozwiązania zagadki.
Nie ukrywam, że Lugen jest przekonująca w swoich domysłach, potrafi jeśli nie przekonać czytelnika, to zasiać w nim ziarenko niepokoju, niepewności. I to działa.
Tragedia na Przełęczy to jak dla mnie znakomity reportaż, drobiazgowy, szczegółowy. Owszem, zadaje pytania, ale swoje wywody opiera na przesłankach, które noszą znamiona prawdopodobieństwa. Jak dla mnie znakomita fachowa i bardzo rzetelna pozycja.
Polecam, również dla poznania świata Związku Radzieckiego pod koniec lat 50. Znakomita literatura faktu.
Kiedy pod koniec stycznia 1959 roku grupa turystów związanych z Politechniką Uralską wyruszyła w wyprawę mającą na celu zdobycie góry Otorten nikt nie widział jak zakończy się ta historia. Co zadecyduje o tym, że wyprawa pod przewodnictwem Igora Diatłowa, jej losy wydarzenia jej towarzyszące, staną się jedną z największych zagadek XX wieku. A może jest tak jak stwierdziła...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-05-06
Gdybym miała jednym słowem określić tę książkę, napisałabym Znakomita. Nie napisałam błędnie, ale właśnie tak jak powinno być, przez duże Z.
Nie jestem szczególnym znawcą książek sf, czytuję je stosunkowo rzadko, ale zwykle i tak przepadam na technicznych sprawach, których opis jest dla mnie zbyt nierealny, zbyt nieznajomy, zbyt niezrozumiały. Stąd nie ukrywam, że kiedy dostałam Projekt Hail Mary poczułam, że łatwo nie będzie.
A jak było?
Choć to nie książka fantasy w wydaniu baśniowym, taka właśnie jest. Baśniowa, niemal nierealna, magiczna, bajeczna, a jednocześnie bardzo twardo stąpająca po ziemi, oparta na nauce i doświadczeniu. Jestem humanistą nierozumiejącą działania najprostszych urządzeń, jednak Andy Weir ma niebywałą zdolność przekonania takich jak ja, że i tak zrozumiemy to co napisał. Techniczna strona wydarzeń jest bardzo skomplikowana, odnosi się do wiedzy której jak mi się wydaje nie posiada przeciętny czytelnik, więc przed autorem stanęło bardzo trudne zadanie. I myślę, że śmiało można pochylić przed nim głowę. Sposób przekazu tych informacji, tłumaczenie, wychodzenie od podstaw sprawiają, że zaczynamy rozumieć zamysł naukowy tej historii. I choć może w niektórych szczegółach jest on nadal zbyt skomplikowany, to w głowie układa się szalenie wiarygodnie. Bardzo pomaga w tym narracja Weira. Jest bardzo płynna, niebywale spokojna, zrozumiała. Podana w sposób szalenie przystępny. Niekiedy można poczuć się niczym Rocky, któremu główny bohater tłumaczy zawiłości ziemskiej technologii. To wielki plus tej całej historii. Jako czytelnicy wierzymy w nią.
Tematyka ocalenia ludzkości przez jednostki nie jest niczym odkrywczym, spotkanie z obcą cywilizacją również, jednak Weir pokazuje, że nawet znana, lubiana tematyka nie będzie postrzegana jako wtórna jeśli zostanie należycie opakowana i podana. Tak jest w tym przypadku. Pomysł ratowania świata przez jednostkę rzadko sprawdza się tak dobrze jak miało to miejsce w tej historii. Przemyślany, dopracowany, zaskakujący, bazujący na czymś znanym, ale przedstawiony w zupełnie nowym świetle, sprawia, że opowieść tętni swoim własnym życiem.
Andy Weir zaprasza do swojego świata fantastyki. Świata przyjaznego dla odbiorcy. Przyjaznego i choć bywa trudno, atrakcyjnego i wciągającego. Być może sekret tkwi nie tylko w konstrukcji samej fabuły, ale również podejściu do bohaterów. Weir lubi swoje postacie, szanuje je, pozwala im myśleć, mieć dylematy. A co ważne, dopuszcza je do głosu. To znakomita historia o zwykłym człowieku, o konsekwencji jego działań nie tylko dla świata, ale również dla niego samego.
Wiele pozytywnych emocji niesie Projekt Hail Mary. Można odzyskać Wiarę w człowieka i jego działania, ale nie tylko. Kontakt z eridianinem, tak odmiennym, a jednocześnie tak podobnym, otwartość na coś nowego, chęć porozumienia to dobre wskazówki dla całej ludzkości i nie tylko w sytuacji zagrożenia życia całej planety.
Choć Projekt Hail Mary to książka ze sporą ilością stron zapisanych niezbyt dużym drukiem, to czyta się ją bardzo płynnie i niemal błyskawicznie. Akcja, konstrukcja fabuły, świetny język sprawiają, że historia żyje i zachęca do lektury.
Polecam książkę z całego czytelniczego serca. Weir, podobnie jak główny bohater, jest znakomity w swojej pracy. To niewątpliwie autor przy którym trzeba zatrzymać się na dłużej, nadrobić ewentualne braki czytelnicze i czekać na kolejne pozycje.
Gdybym miała jednym słowem określić tę książkę, napisałabym Znakomita. Nie napisałam błędnie, ale właśnie tak jak powinno być, przez duże Z.
Nie jestem szczególnym znawcą książek sf, czytuję je stosunkowo rzadko, ale zwykle i tak przepadam na technicznych sprawach, których opis jest dla mnie zbyt nierealny, zbyt nieznajomy, zbyt niezrozumiały. Stąd nie ukrywam, że kiedy...
2021-02-15
Tak. To prawda. Koty potrafią sprawić, być świat kręcił się wokół nich. Wie o tym doskonale każdy właściciel kota. Ale idę o zakład, że żyjąc obok takiego osobnika/osobników pewnie niewielu z nas pomyślało, o tym aby spróbować przenieść co nieco z tego życia na swoje własne.
I jak się okazuje to błąd, bo jak uczyć się to tylko od mistrzów!
Bardzo sympatyczna książka podzielona została przez autora na wiele krótkich rozdziałów pokazujących postawę kota, a później wskazówki dla człowieka – Przejdź do działania! I tak dowiadujemy się jak podbudować swoją niezależność, jak nie pozwolić sobie na zabranie swojego miejsca, jak zachować swoją wolność i wiele, wiele innych. A to czy postanowimy wprowadzić jakieś rady w życie, czy nauczymy się czegoś od naszych kotów, czy zdobędziemy ich umiejętności… to już zależy od nas samych.
Żyć jak kot! to bardzo przyjemna książka. Lekka, radosna, napisana przyjaznym językiem, z całą masą rad i porad podanych w dostępnej formie. To książka do podczytywania. Jeden rozdział i odkładamy ją na półkę. Mamy wolną chwilę, czytamy kolejny rozdział i znowu na półkę. To znakomity sposób na wykorzystanie tych małych chwil czasu zbyt krótkich na cokolwiek dłuższego do czytania.
Polecam, bardzo przyjemna lektura niekoniecznie dla posiadaczy kotów, choć ta grupa może dodatkowo mieć sporo przyjemności przyrównując zachowania swojego kota do opisywanych zwierzaków.
Tak. To prawda. Koty potrafią sprawić, być świat kręcił się wokół nich. Wie o tym doskonale każdy właściciel kota. Ale idę o zakład, że żyjąc obok takiego osobnika/osobników pewnie niewielu z nas pomyślało, o tym aby spróbować przenieść co nieco z tego życia na swoje własne.
I jak się okazuje to błąd, bo jak uczyć się to tylko od mistrzów!
Bardzo sympatyczna książka...
2021-02-22
Piękna książka. Nie wiem czy ten przymiotnik najlepiej oddaje odczucia w stosunku do książki Magdy Lassoty, ale tuż po zakończeniu, tak właśnie ją odbieram.
Przepięknie wdana, ze znakomitymi zdjęciami historia nie z samego szczytu góry, ale z tego co dzieje się u jej podnóża. O codziennym życiu przed wyjściem w drogę na najwyższą górę świata.
Magda Lassota wyznaczyła sobie cel być może równie trudny jak ci, którzy postanowili dołączyć do grona zdobywców Everestu. Przez dwa miesiące żyła w cieniu wielkiej góry. Żyła, poznawała, oglądała. Słuchała i spisywała. Robiła zdjęcia dokumentujące miejsca, ale i ludzi. Patrzyła i próbowała zrozumieć siłę, która pcha wspinaczy do góry, motywacje, cele.
Wielogodzinne rozmowy zaowocowały doskonałym reportażem o ludziach. Nie tylko tych zwykłych wspinających się, ale niezwykłych dzięki którym ta wspinaczka jest możliwa. W cieniu Everestu jak dla mnie jest swoistym podziękowaniem, hołdem złożonym ludzkim marzeniom, ale i ludziom dzięki którym te marzenia mogą zostać zrealizowane. Historia która szczególnie w kontekście zimowego zdobycia K2 potwierdza fakt, że nikomu na świecie bardziej się ten zaszczyt nie zależał.
Lassota oddaje zimno tego miejsca, łagodząc je opowieściami spotkanych uczestników wypraw komercyjnych o marzeniach, o sile jaka wyrwała ich z ciepłych domów i nakazała pójście w góry. Udaje się jej również pokazać ludzi, którzy podejmują bardzo odważną decyzję – nie zdobywają Everestu, w tym roku chylą głowę być może po to, aby wrócić w to samo miejsce za rok i wtedy w pełni sił podjąć się tego wyzwania.
Polecam z całego serca. To bardzo dobry reportaż oddający ludziom to, co im się należy. Z pełnym szacunkiem odnoszący się do ludzkiej pracy, ludzkich zachowań, tego wszystkiego co stanowi o nas ludziach. Pokazujący nie tylko cel, ale również koszty jakie są związane z jego osiągnięciem.
Piękna książka. Nie wiem czy ten przymiotnik najlepiej oddaje odczucia w stosunku do książki Magdy Lassoty, ale tuż po zakończeniu, tak właśnie ją odbieram.
Przepięknie wdana, ze znakomitymi zdjęciami historia nie z samego szczytu góry, ale z tego co dzieje się u jej podnóża. O codziennym życiu przed wyjściem w drogę na najwyższą górę świata.
Magda Lassota wyznaczyła sobie...
2020-12-12
Po historii opowiedzianej w części pierwszej chyba oczekiwałam czegoś innego. Czegoś szybszego, czegoś więcej, czegoś co jak część pierwsza zatchnie mi powietrze w płucach, sprawi, że będę rozglądać się za kolejną częścią.
Tutaj było inaczej.
Znacznie wolniej, spokojniej, bardziej monotonnie. Statycznie. Jakby w oczekiwaniu na zdarzenie, które nie nastąpiło, nie zdarzyło się, nie doszło do niego.
Autorka za to bardzo skutecznie buduje w czytelniku smutek. Przyznaję, że nie raz zastanawiałam się czy opowiedziana historia, przy takim nagromadzeniu tego wszystkiego co złe, może dać nam czytelnikom coś dobrego. I nie wiem. Jak na razie nie wiem.
Mam nadzieję, że moje wątpliwości rozwieje Gaja. Ostatnia z bohaterów, której autorka daje głos w kolejnej części. Oczekiwania mam bardzo duże i bardzo chciałabym wyjść z lektury tej trylogii z podniesioną czytelniczo głową. Z bardzo smutną, tragiczną historią, która udowodniła, że to co się wydarzyło miało jednak sens, że służyło czemuś dobremu.
Okropne losy zgotowała Wójciak swoim bohaterom. Nie wiem czy jak dla mnie, nie zbyt okropne. Czy ta cienka granica oddzielająca prawdopodobieństwo od zdarzeń w które przestajemy wierzyć nie ulega powoli zatarciu. Kolejne postaci, które są kimś zupełnie innym niż początkowo sądziliśmy. Bardzo poszukuję w tej historii kogoś dobrego, kogoś do zachowania przeciwwagi, kto uwiarygodni to całe okrucieństwo.
Książka bardzo emocjonalna, dobrze napisana, szybka z czytaniu, wciągająca, bardziej emocjonalna niż poprzednia część.
Polecam, szczególnie osobom gotowym na historię o brudach dnia codziennego, okrucieństwie i wykorzystywaniu. To trudna lektura, niekiedy zbyt trudna dla zbyt wrażliwego odbiorcy, jednak warta przeczytania. Z nadzieją na dobre zakończenie.
Po historii opowiedzianej w części pierwszej chyba oczekiwałam czegoś innego. Czegoś szybszego, czegoś więcej, czegoś co jak część pierwsza zatchnie mi powietrze w płucach, sprawi, że będę rozglądać się za kolejną częścią.
Tutaj było inaczej.
Znacznie wolniej, spokojniej, bardziej monotonnie. Statycznie. Jakby w oczekiwaniu na zdarzenie, które nie nastąpiło, nie zdarzyło...
2020-12-01
Mimo upływających lat, nadal są książki do których lubię wracać, choćby po to, aby zobaczyć czy nadal wzbudzające mnie uczucia i emocje. I bywa, że tak jest nadal. Ku mojemu zadowoleniu, ale i zdziwieniu.
Lubię takie książki jak Powój.
Podobał mi się bardzo. Nawet bardzo, bardzo.
Zachwycił mnie wszechobecny spokój świata Spencer. Zgoda na otaczający świat, współgranie z losem. Akceptacja i całkiem świadoma aprobata dnia i nocy. Uczciwość względem siebie, odpowiedzialność i prawość. Coś bardzo naturalnego. Niczym cykl pór roku, które przychodzą i odchodzą, a jedyne co można zrobić, to po zimie schować ciepłą kurtkę do szafy. Do czasu.
Cudnie rodzi się w tej książce chęć i tworzy niezależność. Dzień po dniu, kropla po kropli. Uśmiech po uśmiechu. Rozwija się i oplata bohaterów.
Nie raz i nie dwa, miałam chęć potrząsnąć bohaterami, nie zgodzić się z tym co robią, pokazać, że można inaczej. Bo droga jaką sobie wybrali do najłatwiejszych nie należała. Tyle, że zaprowadziła ich dokładnie tam gdzie chcieli, w sposób jaki sobie wybrali, z zachowaniem szacunku do samego siebie.
Powój podobał mi się detalach i ogólnie. Jest dopracowany i przemyślany.
Historia nie była smutna, raczej refleksyjna i zadumana. Była wytrwała, konsekwentna i nieustępliwa.
Podobała mi się ta granica między pochyleniem głowy, a jej podniesieniem. I to, jak słoik miodu i zielony ręcznik są w stanie wiele zmienić.
Opowieść co bardziej romantycznych potrafi mocno ścisnąć za gardło.
Fantastyczna była scena ślubu. Jedna z lepszych na jakie udało mi się czytelniczo natrafić. I mądra, bo prawdziwa do bólu, bez ozdobników i dodatków. Jak całość książki zresztą.
Polecam. Dla mnie po latach to nadal jest niezły kawałek literatury, nie tylko dla poszukiwaczy romantycznych historii.
Mimo upływających lat, nadal są książki do których lubię wracać, choćby po to, aby zobaczyć czy nadal wzbudzające mnie uczucia i emocje. I bywa, że tak jest nadal. Ku mojemu zadowoleniu, ale i zdziwieniu.
Lubię takie książki jak Powój.
Podobał mi się bardzo. Nawet bardzo, bardzo.
Zachwycił mnie wszechobecny spokój świata Spencer. Zgoda na otaczający świat, współgranie z...
2019-06-02
No jak można? Jak można? Jak można napisać taką książkę i nie wzbogać jej choćby kilkoma zdjęciami? Kilkoma mapami? Czymś co przybliżyłoby czytelnikowi ludzi o których czyta, ludzi z krwi i kości, ludzi którzy nadal żyją lub tych, którzy odeszli tego feralnego lata w drodze na K2. Dla mnie to niepojęte i nie ukrywam, że mój odbiór całej książki, całej opowiedzianej historii, całego dramatu zdarzenia był mocno warunkowany tym, że nie znalazłam punktów odniesienia. A może inaczej – ja znalazłam, ale to tylko dlatego, że jestem świeżo po lekturze Pochowanych w niebie, książki, która opowiada w części dokładnie o tym samym co Bez powrotu. Ta sama wyprawa z innego punktu widzenia, okiem innego reportera, okiem kogoś innego. Tyle, że Bez powrotu uzbroiło mnie w widzę, która pozwoliła mi znacznie lepiej niż bez niej, zorientować się co, jak, kiedy, kto, gdzie i dlaczego do tego doszło. A odpowiedź na pytanie – dlaczego pewnych dni doszło do tragedii, która pochłonęła życie 11 wspinaczy.
Dużym plusem w odbiorze była znajomość Bez powrotu. Tam pośrednio narzekałam na zagmatwaną fabułę, na kłopoty ze zrozumieniem przebiegu zdarzeń, na chronologiczny ich układ, ale myślę, że gdyby nie znajmowość poznanych wcześniej faktów, tutaj miałabym jeszcze większy problem.
Ale, ale. Bez powrotu to dobra książka, nawet momentami bardzo dobra. To reportaż z kilku ciężkich dni wspinaczki na K2, niekiedy z informacjami wcześniejszymi, kilkoma odniesieniami historycznymi, z niewielką ilością informacji pozwalających zorientować się w sytuacji ludzi zdobywających ten niebezpieczny szczyt, góry, która najwyraźniej nie chce zostać zdobyta, szaleństwa ogarniającego wspinaczy w drodze na upragniony szczyt.
Dobrze opowiedziana historia, rzetelnie i interesująco, ale bardzo, bardzo, bardzo wielka szkoda, że oprócz literek nie znaleźliśmy w książce czegoś więcej. Niczym buty bez sznurowadeł, niby można chodzić, ale jest niezbyt wygodnie.
Mimo tego polecam dla miłośników tego typu literatury. Warta jest tego by ponownie wspiąć się na „morderczą górę”.
No jak można? Jak można? Jak można napisać taką książkę i nie wzbogać jej choćby kilkoma zdjęciami? Kilkoma mapami? Czymś co przybliżyłoby czytelnikowi ludzi o których czyta, ludzi z krwi i kości, ludzi którzy nadal żyją lub tych, którzy odeszli tego feralnego lata w drodze na K2. Dla mnie to niepojęte i nie ukrywam, że mój odbiór całej książki, całej opowiedzianej...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-23
To pierwsza książka o zdobywaniu K2 z jaką miałam przyjemność czytać. I wydaje mi się, że pierwsza od jakiegoś czasu zajmującą się „górą mordercą”.
Opowiada o szalonej wyprawie jaka miała miejsce w 2008 roku, kiedy jedenaście osób straciło życie na K2. Oprócz opisu samej wyprawy, dostajemy bagaż informacji dotyczących nie tylko regionu Himalajów, ale również opowieści o ludziach je zamieszkujących – między innymi Szerpów.
Bardzo wiele informacji stanowiło dla mnie zupełną nowość. Nie miałam pojęcia do jakich walk dochodziło u podnóża najwyższych gór świata. I choć czasy nie wydają się tak odległe, to wiedza o problemach tego regonu była mi nieznana.
Dwójka autorów bardzo sprawnie wprowadza nas w historię dwóch bohaterów spod K2, ludzi, w których żyłach płyną góry. Poznajemy ich determinację, zaangażowanie, szaleństwo wspinaczki, brak opanowania, i niewiarygodną siłę pchającą ich w góry, do przodu, na kolejny niezdobyty szczyt.
Sama wyprawa opisana jest dla mnie mocno fragmentarycznie. Niejednokrotnie gubiłam się z bohaterami w białym śniegu, nie do końca wiedząc kto jest kim z jakiej wyprawy pochodzi. Być może jest to wina mojej zupełnej niewiedzy, jeśli chodzi o tę wyprawę. Jednak mimo tego, że miewałam momenty zastanawiania się nad kto jest kim, książkę czyta się bardzo dobrze. W pełni oddaje szaleństwo gór, szaleństwo wspinaczy, balansowanie na bardzo cienkiej linie odgradzającej życie od śmierci.
Z jednej strony książka to przestroga. Z drugiej opis niewiarygodnie silnej pasji, która odrywa ludzi z domów, od żon, dzieci i nakazuje im stanąć do walki. Z górą i samym sobą.
Polecam, warto na chwilę przenieść się w ten odmienny świat.
To pierwsza książka o zdobywaniu K2 z jaką miałam przyjemność czytać. I wydaje mi się, że pierwsza od jakiegoś czasu zajmującą się „górą mordercą”.
Opowiada o szalonej wyprawie jaka miała miejsce w 2008 roku, kiedy jedenaście osób straciło życie na K2. Oprócz opisu samej wyprawy, dostajemy bagaż informacji dotyczących nie tylko regionu Himalajów, ale również opowieści o...
2020-03-09
W sumie nie wiem dlaczego, ale chyba zmyliła mnie okładka i oczekiwałam czegoś innego. Co oczywiście wcale nie znaczy, że było źle, po prostu wydawało mi się, że będzie inaczej. Że ciężar informacji będzie koncentrował się na głównym aktorze planu. Nie koncentrował się, albo inaczej – ja uznałam, że kto inny będzie głównym aktorem.
Ostatnia wyprawa Jerzego Kukuczki koncentruje się na elementach około wyprawowych. Tematem jest nie samo zdobywanie Lhotse, Kukuczka i dramat do jakiego doszło podczas zdobywania szczytu, ale szerokie kulisy wyprawy od momentu zbierania ekipy, przez założenia filmu „Obca”, walkę o film, o jego kształt, później ciągnące się dni kiedy wpinacze próbują osiągnąć cel, a ekipa na dole czeka wypełniając czas grą w karty, gotowaniem czy innymi sportami.
Poznajemy również autorkę. Jej pasje, programy. Piętak opowiada o sobie kreśląc obraz kobiety, która kocha góry i kocha je pokazywać. Jednak nie ma wątpliwości – film, obraz, rozmowa z drugim człowiekiem są dla niej najważniejsze.
Zdecydowanym plusem jest oprawa graficzna książki, która przyciąga wzrok, rozbudza wyobraźnię i stara się przenieść czytelnika w niesamowite miejsca jakie upatrzył sobie Jerzy Kukuczka.
Polecam do zapoznania, choć można wpaść w monotonię życia w bazie w oczekiwaniu na krok innych. Interesujące jest poznanie wyprawy z tej drugiej strony, ze strony mniej ekscytującej, mniej emocjonującej, znacznie bardziej zbliżonej do życia na ziemi niż wysokogórskiego tych którzy zdobywają niebo. Dla lubiących góry, ceniących literaturę górską to niewątpliwie ciekawa pozycja. Inna i również przez to ciekawa.
W sumie nie wiem dlaczego, ale chyba zmyliła mnie okładka i oczekiwałam czegoś innego. Co oczywiście wcale nie znaczy, że było źle, po prostu wydawało mi się, że będzie inaczej. Że ciężar informacji będzie koncentrował się na głównym aktorze planu. Nie koncentrował się, albo inaczej – ja uznałam, że kto inny będzie głównym aktorem.
Ostatnia wyprawa Jerzego Kukuczki...
Są książki, których treść mnie przeraża. Są książki, które zapadają głęboko w pamięć. Są takie, które burzą we mnie spokój i wprowadzają uczucie niepewności i podenerwowania.
Takie właśnie było dla mnie Ostatnie piętro. Wielowymiarowa historia obyczajowo kryminalna (bardziej obyczajowo psychologiczna), która potrafi zburzyć spokój czytelnika. A jeśli jeszcze czytelnik posiada dziecko w wieku młodszych bohaterów książki, a czytelnik ma rozwiniętą wyobraźnię, to można poczuć zaniepokojenie.
Ellen Saint jest dojrzała kobietą, żoną, matką dwójki nastolatków. Wiedzie spokojne życie rodzinne, dogaduje się z byłym partnerem, spędza wakacje w urokliwych miejscach, planuje studia dla dzieci.
Pojawienie się nowego ucznia w szkole starszego syna, burzy spokój rodziny. Sprawia, że główna bohaterka zmienia się ze spokojnej matki w obrońcę dzieci, rodziny, spokoju jaki panował wokół niej do tej pory. Sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna, aż dochodzi do wielkiej tragedii.
Historia Ellen wzbudza wiele emocji. Zadaje pytania o zachowanie kobiety jako matki, opiekunki, o granice kontroli jaką rodzice powinni roztaczać wokół swoich dzieci. O miejscu w którym opiekuńczość zmienia się w obsesję, która może doprowadzić do kolejnej tragedii. O sytuacji po stracie dziecka, o pogodzeniu się z odejściem kogoś bliskiego, zmianach do jakich dochodzi w traumatycznej sytuacji w poszczególnych osobach, ale i całej rodzinie.
Ostatnie piętro to trudna historia ludzi postawionych w bardzo trudnych sytuacjach.
Jak dla mnie to znakomity thriller opowiadający ludziach i sytuacjach. O nienawiści, która potrafi zaprowadzić nas w miejsca o których nawet nie wiedzieliśmy. Zakończony w sposób zaskakujący, przerażający i pozostający w pamięci.
Dużym atutem całej historii są sami bohaterowie. Są bardzo wiarygodni, a ich emocje odczuwalne podczas lektury. Przekonują swoimi odczuciami, zachowaniem, błędami jakie popełniają to wszystko sprawia, że wydaję się bardzo ludzcy. Warstwa psychologiczno-emocjonalna bohaterów dopracowana jest w najmniejszych szczegółach. Co ważne ich konstrukcja wymusza na czytelniku zajęcie stanowiska. A wcale nie jest ono takie oczywiste. Zawsze podkreślam, że lubię lubić bohaterów, tutaj Ellen nie lubiłam. Jednak byłam w stanie zrozumieć jej zachowania – przynajmniej część z nich.
Autorka, podobnie jak w poprzednich książkach, posługuje się językiem przystępnym, dobrym, dopasowanym do sytuacji. Sprawia to, że Ostatnie piętro czyta się szybko i bez językowych przestojów.
Polecam, to bardzo dobra psychologiczna historia o ludziach i ich zmianach. Opowieść, która prowadzi czytelnika do sytuacji w której powinien zadać sobie pytanie, jak on sam zachowałby się w takiej sytuacji. Warto sprawdzić czy odpowiedź będzie oczywista, czy może jednak nie.
Są książki, których treść mnie przeraża. Są książki, które zapadają głęboko w pamięć. Są takie, które burzą we mnie spokój i wprowadzają uczucie niepewności i podenerwowania.
więcej Pokaż mimo toTakie właśnie było dla mnie Ostatnie piętro. Wielowymiarowa historia obyczajowo kryminalna (bardziej obyczajowo psychologiczna), która potrafi zburzyć spokój czytelnika. A jeśli jeszcze czytelnik...