rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , ,

Zaczęłam od polskiego wydania, tego widocznego na powyższym zdjęciu, i przyznać muszę, że czytanie go sprawiało mi niemałe trudności. Przerzuciłam się następnie jednak na wydanie hiszpańskie, nieco uwspółcześnione, i to całkowicie zmieniło cały proces – wszystko klarowne, zrozumiałe, po prostu łatwiejsze w odbiorze. Polecam każdemu, zwłaszcza tym, co czytają z racji studiów filologicznych ;))

Zaczęłam od polskiego wydania, tego widocznego na powyższym zdjęciu, i przyznać muszę, że czytanie go sprawiało mi niemałe trudności. Przerzuciłam się następnie jednak na wydanie hiszpańskie, nieco uwspółcześnione, i to całkowicie zmieniło cały proces – wszystko klarowne, zrozumiałe, po prostu łatwiejsze w odbiorze. Polecam każdemu, zwłaszcza tym, co czytają z racji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Książkę tę kupiłam niedługo po jej premierze, kiedy to bardzo trudno było ją dostać w Europie. Sprowadzenie jej z Meksyku kosztowało mnie dość sporo (około 200 złotych), ale niezwykle mocno chciałam ją przeczytać, zatem zrobiłam to bez narzekania na koszty.

Sofía Castro to kolumbijska YouTuber'ka. Jej kanał na chwilę obecną liczy prawie 9 milionów obserwujących. Jako osoba zakochana w języku hiszpańskim, zetknęłam się kilkukrotnie z twórczością Sofii, przyznam jednak, że nie przypadła mi ona specjalnie do gustu. Dlaczego zatem zdecydowałam się na zakup książki? W "Yo soy Sofía Castro..." YouTuber'ka opisuje swoje życie: jak wyglądało ono przed założeniem kanału i jak wygląda ono teraz. Poprzez lekturę chciałam podejrzeć trochę Kolumbię, poznać ją w sposób nieco bardziej naturalny niż czytanie reportaży czy przewodników - poznać ją poznając życie ogromnie popularnej YouTube'rki; YouTuber'ki, którą oglądają prości Kolumbijczycy.

I udało mi się. Może nie jestem w stanie nazwać się znawcą Kolumbii, ale osiągnęłam to, co chciałam osiągnąć - poznałam nieco kontekstów popkulturowych oraz poobserwowałam życie Kolumbijki pnącej się do sławy.

Książka napisana jest bardzo prostym językiem. Nie zawiera wielu kolumbijskich slangowców, także podstawowa znajomość czystego "español de España" wystarcza by móc zrozumieć to, co Sofía chce nam o sobie powiedzieć.

Nie bycie w pełni zaznajomioną z filmikami Sofii sprawiło, że momentami nie wiedziałam zbytnio, o co chodzi, gdyż dziewczyna odnosiła się do swoich konkretnych filmów. Wystarczył jednak szybki research, żeby nadrobić braki w wiedzy. Choć nie uważam się za fankę, oceniam tę pozycję mimo wszystko za przyjemną lekturę. Sama gdy byłam młodsza, marzyłam o nagrywaniu filmików na YT i książka ta sprawiła, że rozważam powrócenie do tego projektu.

Czy polecam? Jak ma się możliwość zakupu w rozsądnej cenie i interesuje się Ameryka Południowa, to czemu nie :)

Książkę tę kupiłam niedługo po jej premierze, kiedy to bardzo trudno było ją dostać w Europie. Sprowadzenie jej z Meksyku kosztowało mnie dość sporo (około 200 złotych), ale niezwykle mocno chciałam ją przeczytać, zatem zrobiłam to bez narzekania na koszty.

Sofía Castro to kolumbijska YouTuber'ka. Jej kanał na chwilę obecną liczy prawie 9 milionów obserwujących. Jako...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jako żywa entuzjastka epoki pozytywizmu przyznać muszę, iż ta lektura niezwykle przypadła mi do gustu. Rozwlekłe opisy stroi, obyczajów, relacji międzyludzkich (na prowincji jak i w wielkim Paryżu) to coś co niesamowicie lubię. Urzekła mnie także zbudowana przez autora klamra kompozycyjna (wszystko zaczyna się bowiem na prowincji, kończy również na niej, poza tym, wszystko sprowadza się tak naprawdę do druku - nie zdradzając szczegółów - dziennikarze potrzebują drukarni!).

Powieść miała jednak też swoje mankamenty. Jest ona podzielona na trzy części i część druga, mimo iż wydaje się zawierać najbardziej emocjonujące wydarzenia i wnikliwe analizy, najbardziej (miejscami) mnie nużyła. Zwłaszcza gdy autor oddawał się opisowi przeróżnych kalkulacji i obliczeń. Nie podobało mi się również podejście matki i siostry Lucjana do niego samego, jednak były to zupełnie inne czasy i trzeba mieć na uwadze, że role społeczne obydwu płci prezentowały się zgoła odmiennie niż teraz.

Czy polecam? Tak, jeżeli lubi się klasykę i pozytywizm.

Jako żywa entuzjastka epoki pozytywizmu przyznać muszę, iż ta lektura niezwykle przypadła mi do gustu. Rozwlekłe opisy stroi, obyczajów, relacji międzyludzkich (na prowincji jak i w wielkim Paryżu) to coś co niesamowicie lubię. Urzekła mnie także zbudowana przez autora klamra kompozycyjna (wszystko zaczyna się bowiem na prowincji, kończy również na niej, poza tym, wszystko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Z reguły dramaty są czymś, co mnie odtrąca. Ten natomiast... arcydzieło czyste, świetne. Czyta się jakoby czas nie mijał, przeganiane rzekłabym.

Z reguły dramaty są czymś, co mnie odtrąca. Ten natomiast... arcydzieło czyste, świetne. Czyta się jakoby czas nie mijał, przeganiane rzekłabym.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka ta przez około trzy lata czekała na półce by finalnie zostać przeczytaną. Prawdę powiedziawszy, żałuję, iż przeleżała tak długo, gdyż mniemam, że dawniej mogłaby spodobać mi się nieco bardziej - jest ona bowiem niesamowicie podobna do "Błękitnokrwistych", "Zmierzchu" itd., a podobne pozycje niegdyś połykałam z niesamowitą pasją i szybkością.

No więc tak, "Skrzydła Laurel" to naprawdę w porządku książka. Nie jest ona może nazbyt ambitna i rozbudowana, ale sam pomysł wykreowania postaci wróżek w taki sposób w jaki robi to autorka, jest dość, powiedziałbym nawet, innowacyjny. Tutaj nie spotkacie się za Chiny ludowe z bajecznymi skrzydłami, różdżkami czy magicznym pyłem (pył obecny był jedynie we fragmencie, gdzie to Tamani tłumaczył Laurel jak rozmnażają się wróżki - kolejna ciekawa koncepcja), oczywiście jeśli o samych wróżkach mowa. Pojawiają się tutaj jednakże postaci/motywy archetypowe - król Artur, Merlin, piękna, doskonała i nieśmiała główna bohaterka... typisze książka magiczna dla nastolatek.

Gdyby podkraść pomysł przedstawienia wróżek, ale samą akcję nieco spowolnić (wszystko dzieje się bardzo szybko, zdecydowanie za szybko, bohaterowie pojawiają się i znikają z różnych miejsc w mgnieniu oka) można by stworzyć coś naprawę sympatycznego. Seria zawiera w sumie cztery książki i z racji, że już od dawien dawna je posiadam, kiedyś sięgnę po następne tomy.

Czy polecam? Nie jest to pozycja konieczna, jednakże jeżeli podobnie jak ja chcecie odpocząć czymś niesamowicie lekkim po cięższej nieco literaturze, jest to coś w sam raz.

Książka ta przez około trzy lata czekała na półce by finalnie zostać przeczytaną. Prawdę powiedziawszy, żałuję, iż przeleżała tak długo, gdyż mniemam, że dawniej mogłaby spodobać mi się nieco bardziej - jest ona bowiem niesamowicie podobna do "Błękitnokrwistych", "Zmierzchu" itd., a podobne pozycje niegdyś połykałam z niesamowitą pasją i szybkością.

No więc tak, "Skrzydła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Książkę czyta się naprawdę rewelacyjnie wszak myślę, iż oceniłabym ją znacznie wyżej, gdyby nie fakt, że według autora w Polsce na lody mówimy „ajskrym”...

Książkę czyta się naprawdę rewelacyjnie wszak myślę, iż oceniłabym ją znacznie wyżej, gdyby nie fakt, że według autora w Polsce na lody mówimy „ajskrym”...

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Odnoszę wrażenie, iż napisanie czegokolwiek o tejże książce jest niebywale trudne, jako że jest ona bardzo specyficzna. Jej specyficzność nie polega wszakże na swoistym patosie - albo inaczej - cała jej specyficzność polega właśnie na nim. Czytając, czułam jak gdyby autor momentami na siłę chciał zrobić z "Zaginionej Róży" patetyczny traktat filozoficzny, co oczywiście nie jest łatwe, więc finalnie mamy do czynienia z drobnym kiczem .

Wstęp urzekł mnie, nie ukrywam; cytaty były bardzo dobrze dobrane, a opis jak i dialog w Efezie niebywale przypadły mi do gustu. Następnie miejsce miała usilna gloryfikacja tekstu, która trwała do mniej więcej połowy powieści i doprawdy była irytująca. Wszystko zmienia się jednak wraz z wyjazdem głównej bohaterki - pojawia się tutaj wątek personifikacji roślin, czym "Zaginiona Róża" odkupiła sobie moje względy, gdyż niezmiernie takowe wątki lubię. Również od tego momentu książka staje się przyjemniejsza do czytania, jest nieco bardziej ciekawa, choć bohaterka czasami denerwuje swoim zachowaniem.

Powieść ta jest naprawdę szybką lekturą, spokojnie da się ją przeczytać w dwie noce lub mniej. Posiada ona krótkie rozdziały i nieskomplikowany język, co przyspiesza znacznie sztukę czytania.

Czy polecam? Nie nazwałabym tej pozycji obowiązkową do przeczytania, jednakże jako swoisty umilacz czasu, funkcję swą jak najbardziej spełnia.

Odnoszę wrażenie, iż napisanie czegokolwiek o tejże książce jest niebywale trudne, jako że jest ona bardzo specyficzna. Jej specyficzność nie polega wszakże na swoistym patosie - albo inaczej - cała jej specyficzność polega właśnie na nim. Czytając, czułam jak gdyby autor momentami na siłę chciał zrobić z "Zaginionej Róży" patetyczny traktat filozoficzny, co oczywiście nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Dobre opinie o owej książce było mi dane słyszeć dość często. "Duma i uprzedzenie" polecane było także na skalę dość szeroką jako pozycja wprowadzająca czytelnika w świat literatury klasycznej. Przez długi czas wypowiedzi te traktowałam pobłażliwie - nie kwestionowałam absolutnie geniuszu Jane Austen, jednakże nie dawałam wiary jakoby "Duma i uprzedzenie" było czymś AŻ tak wybitnym. W tym miejscu muszę przyznać, iż myliłam się niepomiernie. Książka jest naprawdę świetna, dodam nawet, że aktualnie jestem w stanie podpisać się pod wszystkimi, bądź co najmniej pod znaczną większością, opinii bardzo pozytywnych. Polecam.

Dobre opinie o owej książce było mi dane słyszeć dość często. "Duma i uprzedzenie" polecane było także na skalę dość szeroką jako pozycja wprowadzająca czytelnika w świat literatury klasycznej. Przez długi czas wypowiedzi te traktowałam pobłażliwie - nie kwestionowałam absolutnie geniuszu Jane Austen, jednakże nie dawałam wiary jakoby "Duma i uprzedzenie" było czymś AŻ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po krótce powiem, że książce tej dałabym o wiele większą ocenę, gdyż sam styl pisania autora jest naprawdę świetny, ponadto widać, iż posiada on ogromną wiedzę w zakresie fotografii. W czym więc leży problem? Lekturę tę, jeżeli chce się coś z niej wyciągnąć, należy czytać z telefonem w dłoni, gdyż duża część zdjęć tam omawianych po prostu nie jest w niej zamieszczona. To straszny minus. Byłaby wtedy grubsza, to prawda‚ natomiast oszczędziłoby to wiele czasu i zapewne uczyniło lekturę bardziej płynną i komfortową. Brakuje mi także swego rodzaju chronologii wydarzeń, natomiast tutaj jestem w stanie zrozumieć, że autor miał inny pomysł na podział książki.
Czy polecam? Tak, jednakże tylko ludziom cierpliwym. Wyszukiwanie dziesiątek autorów serio wymęcza.

Po krótce powiem, że książce tej dałabym o wiele większą ocenę, gdyż sam styl pisania autora jest naprawdę świetny, ponadto widać, iż posiada on ogromną wiedzę w zakresie fotografii. W czym więc leży problem? Lekturę tę, jeżeli chce się coś z niej wyciągnąć, należy czytać z telefonem w dłoni, gdyż duża część zdjęć tam omawianych po prostu nie jest w niej zamieszczona. To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pięć wcześniejszych tomów owej powieści dane mi było czytać prawie rok temu. Czemu za „Zagubionych w czasie” zabrałam się aż tak późno? Dwa ostatnie tomy są dość trudno dostępne na rynku, toteż nie zakupiłam odrazu całej serii, choć brakujące części finalnie zdobyłam dosyć sprawnie. Przez ten rok zgłębiłam jednak inne lektury i po tym złotym roku przerwy od Melissy de la Cruz mogę powiedzieć, że... jestem zaskoczona.

Naprawdę wielu polskich czytelników mocno krytykowało ten tytuł. Ja zawsze za „Błękitnokrwistymi” stałam murem oraz broniłam ich na wszelakie sposoby. Jednakże, cóż... Z końcem 2019 mogę zaobserwować liczne niedociągnięcia, które akuratnio miały miejsce, nie wiem, może tylko w „Zagubionych”. Mianowicie, pierwsze co mi się rzuciło w oczy to nawiązania do „Boskiej Komedii”. Bardzo niekonsekwentne nawiązania. Autorka uczyniła miejscem akcji między innymi piekło i kręgi piekielne, ba, nawet nad wejściem do bodajże jednego z miast podziemnych umieściła słynny dantejski cytat „Ten który wchodzisz żegnaj się z nadzieją”, a jeden z rozdziałów zatytułowała „Beatrycze”! I co? Trzeba być niezwykłym ignorantem, by nie dopatrzeć się tu aluzji do Alighieriego. Mimo to czytamy, że przedsionkiem do piekła był Czyściec, a nie Limbo. Możecie, szanowni Czytelnicy, pomyśleć, że się czepiam, ale takowe błędy, mnie - jako miłośnika klasyki, bolą, ale to bardzo.

Co jeszcze? Chwilami miałam wrażenie, że niektóre momenty nie zostały przemyślane i z logicznego punktu widzenia po prostu nie mają sensu. Raz ktoś nagle znika, raz nagle się pojawia, a to wszystko w środku akcji. Nie będę podawać konkretnych przykładów, gdyż nie chcę, by ta opinia była spojlerem, ale pragnę uczulić już na to przyszłych Czytelników.

Dobra, było dużo narzekania, natomiast „Zagubieni w czasie” za coś dostali te siedem gwiazdek. Dlaczego? Myślę, że nie byłabym w stanie ocenić ich inaczej. Mimo licznych błędów „Błękitnokrwiści” są dla mnie serią sentymentalną, która w pewien sposób mnie rozczula. Kocham wątki wszystkich bohaterów: Allegry i Charlesa z domieszką Bena, Jacka i Schuyler z domieszką Oliviera i posmakiem Mimi, a samą Mimi z domieszką Kingsleya. Historia, która została zbudowana - choć mam wrażenie, że często się w niej gubię, jest dość oryginalnym ugryzieniem sprawy wampirów i nie ukrywam, że naprawdę ciekawi mnie jej zakończenie. „Błekitnokrwiści” to dobry sposób by wrócić do chwil jakże odległych w czasie. Sentyment i nostalgia nie tylko dla mnie, ale dla każdego, kto poczuwa swoisty pociąg do lat 2009, 2010 itd.

Podsumowując, czy polecam? Skoro czytacie tę opinię, znaczy, że z „Błękitnokrwistymi” zaszliście daleko i jedyne co mogę wam doradzić, to skończcie tę serię.

Pięć wcześniejszych tomów owej powieści dane mi było czytać prawie rok temu. Czemu za „Zagubionych w czasie” zabrałam się aż tak późno? Dwa ostatnie tomy są dość trudno dostępne na rynku, toteż nie zakupiłam odrazu całej serii, choć brakujące części finalnie zdobyłam dosyć sprawnie. Przez ten rok zgłębiłam jednak inne lektury i po tym złotym roku przerwy od Melissy de la...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Powiem tak, przeczytanie owej pozycji zajęło mi strasznie długo. Lekturę rozpoczęłam na początku czerwca, natomiast skończyłam dopiero teraz - na końcu października. Już nawet o wiele grubsze „Emancypantki” poszły mi szybciej!

Ironią losu jest fakt, że przez powyższe stwierdzenie można pomyśleć, iż „Tajemna Historia” jest książką tak nudną, że aż nie chce się jej czytać. To nie tak. „Tajemna Historia” jest wielce interesująca i choć, jakby to powiedzieć, całe jej clou poznajemy na samym jej początku, czytanie tej swoistej otoczki: myśli, przeżyć i rozważań bohaterów, jest niezwykle interesujące. Język też wyjątkowo przypadł mi do gustu - ogółem był on dość swobodny, jednakże momentami wkradał się tam udany lub też nie (to zostawiam do opinii własnej) styl wysoki.

Moim problemem z tą książką był brak podziału na rozdziały. Żebyśmy się dobrze zrozumieli - w 607 stronach zostało umieszczone 8 rozdziałów. To tak jakby ich nie było! Jestem osobą, która czytanie od rozdziału do rozdziału traktuje bardzo poważnie, nie lubię przerywać czytania w środku, toteż fakt takowego podziału odrobinę mnie irytował i demotywował do czytania.

„Tajemna Historia” nosi tytuł najważniejszej powieści XX wieku - czy słusznie? Trudno powiedzieć. Nie jestem znawcą na takim stopniu, by móc podać jednoznaczne argumenty, natomiast osobiście myślę, iż coś w tym jest. Naprawdę warto po nią sięgnąć. Pozostawia ona po przeczytaniu swego rodzaju „mistyczną atmosferę” (zwłaszcza ostatnie strony mocno na mnie podziałały), dlatego też wydaje mi się, że mogę spokojnie ją polecić :)

Powiem tak, przeczytanie owej pozycji zajęło mi strasznie długo. Lekturę rozpoczęłam na początku czerwca, natomiast skończyłam dopiero teraz - na końcu października. Już nawet o wiele grubsze „Emancypantki” poszły mi szybciej!

Ironią losu jest fakt, że przez powyższe stwierdzenie można pomyśleć, iż „Tajemna Historia” jest książką tak nudną, że aż nie chce się jej czytać....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Choć myślałam nad tym naprawdę długo, nie jestem w stanie określić chociażby w przybliżeniu fabuły tej książki. Ona jej po prostu nie posiada, gdyż pełno w niej po części wszystkiego. Po co więc ją czytać? Czy ma ona jakikolwiek sens? Zdecydowanie tak. Ece Temelkuran pragnie nam bowiem opowiedzieć o rzeczach, których, jako mieszkańcom Zachodu, nigdy nie będzie nam dane zrozumieć. Autorka stara się przedstawić arabski światopogląd, wykorzystując do tego Bejrut, będący swego rodzaju personifikacją ludu Bliskiego Wschodu.

"Odgłosy rosnących bananów" to powieść przepełniona filozofią oraz licznymi rozważaniami na temat wojny. Możemy w niej znaleźć także wiele odnośników polityczno-historycznych. Nie musimy ich jednak rozumieć. Są one swego rodzaju symbolem, uświadamiającym nam naszą niewiedzę. Autorka za jego pomocą chce nam pokazać, iż wbrew wszystkiemu to co dzieje się na tamtych ziemiach, jest nie do pojęcia dla Europejczyka.

Książkę tą warto przeczytać do końca, jako że to właśnie koniec nadaje sensu początkowi.

Szczerze polecam.

Choć myślałam nad tym naprawdę długo, nie jestem w stanie określić chociażby w przybliżeniu fabuły tej książki. Ona jej po prostu nie posiada, gdyż pełno w niej po części wszystkiego. Po co więc ją czytać? Czy ma ona jakikolwiek sens? Zdecydowanie tak. Ece Temelkuran pragnie nam bowiem opowiedzieć o rzeczach, których, jako mieszkańcom Zachodu, nigdy nie będzie nam dane...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Sklepy cynamonowe" dręczyły mnie już od wakacji. Wszędzie gdzie tylko się nie obejrzeć, zdawało się słyszeć, głosy je wychwalające. Przynajmniej ja tak to odbierałam. W pewnym momencie poczułam się więc zagubiony w tym całym ogólnym zachwycie i postanowiłam, iż ja również muszę, a nawet mam obowiązek, wyrobić sobie opinię na ich temat.

Pierwsze co trzeba zaznaczyć w kontekście "Sklepów" jest to, że są one pisane prozą poetycką. Nie są one typową powieścią, nie zawierają typowych dialogów. Najprościej w świecie mówiąc "Sklepy cynamonowe" to zbiór opowiadań pisanych w specyficzny sposób. Jest on bardzo charakterystyczna, "Sklepy" wypełnione są bowiem najrozmaitszymi, nieraz dla ludzi niewrażliwych, absurdalnymi metaforami, jak i porównaniami. Nie każdy jest jednak w stania zrozumieć fantasmagoryczny geniusz autora, co nadaje temu dziełu także zbiory nieprzychylnych opinii.

Największym problemem podczas lektury, ja przynajmniej się z nim borykałam, stanowi odpowiednie skupienie się i zrozumienie tekstu. Zdarzało się, iż podczas czytania 'odpływałam', co zakłócało prawidłową interpretację tekstu. Ludziom łączącym się ze mną w tym problemie, zdecydowanie polecam czytanie na głos. Pomocne w ogarnięciu tego wszystkiego jest również czytanie streszczenia każdego opowiadania po odpowiedniej jego lekturze ;)

Wiem, że na późniejszych etapach edukacji "Sklepy cynamonowe" stanowią lekturę szkolną, natomiast jeżeli nie lubicie, nie odpowiada Wam swego rodzaju 'dziwowanie' w literaturze, nie bierzcie się za nie przedwcześnie. Bruno Schulz to zdecydowanie autor, do którego należy 'rozwinąć się psychicznie', bowiem w przeciwnym razie wyciągnięcie przyjemności z jego twórczości będzie nieosiągalne.

Ja osobiście się zakochałam <3

"Sklepy cynamonowe" dręczyły mnie już od wakacji. Wszędzie gdzie tylko się nie obejrzeć, zdawało się słyszeć, głosy je wychwalające. Przynajmniej ja tak to odbierałam. W pewnym momencie poczułam się więc zagubiony w tym całym ogólnym zachwycie i postanowiłam, iż ja również muszę, a nawet mam obowiązek, wyrobić sobie opinię na ich temat.

Pierwsze co trzeba zaznaczyć w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Codzienne życie opiekunek - ile razy ktokolwiek z nas się nad nim zastanawiał? Oglądając zagraniczne telenowele możemy snuć wniosek, że jest ono wręcz usłane różami. Pierwsze nasze skojarzenie to zapewne miła, uśmiechnięta staruszka potrzebująca jedynie przyjemnego towarzystwa i mocnej kawy. Sielankowa robota, co? Pozory potrafią być jednak ogromnie mylne...

Książka "Perły rzucone przed damy" obala mit błahości, że tak to ujmę, zawodu opiekunki. Pokazuje ona, że nie polega on na żadnych 'ploteczkach', ale na niebywałej odpowiedzialności, zaradności, jak i wyobraźni. To ostatnie tyczy się głównie osób, borykających się z demencją. O samej demencji w książce jest także wiele powiedziane. Ja, jako osoba, która po raz pierwszy zetknęła się z tego typu schorzeniem, po lekturze jestem w stanie nadać sobie miano "doinformowanej". Mimo wszystko myślę, iż nie dałabym rady zająć się taką osobą - na ogarnięcie tego wszystkiego potrzeba przecież lat praktyki.

Pani Barbara Bereżańska opisała powyższe zagadnienia bardzo przystępnie. Wprawdzie "Perły rzucone przed damy" poruszają sprawy poważne, by nie powiedzieć smutne, nie raz i nie dwa podczas czytania parsknęłam śmiechem. Drobne żarciki autorki naprawdę trafiły do mojego humoru oraz przy okazji osłodziły samą treść.

Czy mogę się do czegoś przyczepić? Hmm... Nie jestem wykwalifikowanym krytykiem literackim, wszakże akapity nie dawały mi spokoju. Troszeczkę ich bowiem brakowało, to znaczy, oczywiście - były w książce, jednakże nie zawsze tam gdzie były, moim zdaniem, najbardziej potrzebne. Poza tym wszystko w porządku :)

Zbliżając się już ku końcowi; "Perły rzucone przed damy" są zdecydowanie pozycją wartą przeczytania. Takie książki są niezmiernie potrzebne, by móc budować swego rodzaju świadomość w społeczeństwie. Nie bójmy się o tym mówić i z całych sił wspierajmy opiekunki!

Codzienne życie opiekunek - ile razy ktokolwiek z nas się nad nim zastanawiał? Oglądając zagraniczne telenowele możemy snuć wniosek, że jest ono wręcz usłane różami. Pierwsze nasze skojarzenie to zapewne miła, uśmiechnięta staruszka potrzebująca jedynie przyjemnego towarzystwa i mocnej kawy. Sielankowa robota, co? Pozory potrafią być jednak ogromnie mylne...

Książka "Perły...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść pod tytułem "Kroniki Niebios" opowiada nam historię szesnastoletniego Juliena Andersa, którego to życie po otrzymaniu unikalnego zaproszenia do prestiżowego liceum st. Maria ulega całkowitej przemianie. Dość standardowy szablon fabularny, no nie? Nastolatek, nowa szkoła - typowa, niczym nie wyróżniająca się książka. Tutaj, stety czy niestety, muszę wyjść naprzeciw wszelkim krytykom, gdyż moim zdaniem fabuła zawarta w ów powieści jest po prostu świetna! Z chęcią głębiej bym ją opisała, natomiast samo odkrywanie jej geniuszu daje niezłą radochę, nie chcę zatem pozbawiać innych czytelników owej przyjemności :) Napomknę jedynie, iż "Kroniki Niebios" zawierają wiele, ale to wiele nawiązań do okultyzmu, jak i demonologii, które osobiście uważam za niebywale interesujące zagadnienia.

Choć sama fabuła zdecydowanie zasługuje na dziesięć gwiazdek, tak całokształt... No cóż. Powieść rozpoczynała się naprawdę fantastycznie. Po przeczytaniu prologu oraz pierwszego rozdziału, za przeproszeniem, miałam ochotę napluć wszystkim mocno krytykującym prosto w twarz. Z czasem jednak spostrzegłam liczne niedopatrzenia...:

Język momentami bywa naprawdę piękny, niektóre opisy czy porównania szczerze zapierają dech w piersiach, a człowiek nie może oprzeć się pokusie nie przepisania gdzieś takiego cytatu, jednakże częściej, o zgrozo, pozostawia on wiele do życzenia. Jest za bardzo potoczny, nawet jak na książkę. Gdy zabierałam się za lekturę, nie oczekiwałam, nie wiem, trzynastozgłoskowca czy może pisma prawniczego, ale czegoś "ładniejszego". Nie chodzi mi to o wulgaryzmy, gdyż w każdej powieści się one zdarzają, zwróciłabym większą uwagę na estetykę.

Ogólny chaos i błędy logiczne - to również miało tu miejsce. Ogromnie łatwo było pogubić się w czasie całej tej akcji. Nieraz bohaterowie robili niektóre rzeczy, że tak to ujmę, od czapy i nie było do końca wiadomo, o co dokładnie chodzi - występowały częste nagłe zmiany myśli. Dodatkowo nie wszystko zawsze szło z nurtem logicznego myślenia, bowiem miało miejsce parę zdarzeń, wykluczających siebie nawzajem.

Wiek głównego bohatera był nieadekwatny do jego zachowania. Niektórzy ludzie skarżą się na depresyjne popędy Juliena, ja jakoś je znoszę, natomiast przetrawić nie jestem w stanie jego zachowania względem wieku. NIE. Nasz bohater, mimo skończenia lat szesnastu, jest dość infantylny. Osobiście dałabym mu trzynastkę. Nie wiem, czy postać ta miała być wykreowana w następujący sposób czy wynika to ze zwykłej niewiedzy autorki, w każdym razie fakt ten niezmiernie denerwował.

Ostatnim minusem dla mnie, jako wielkiej konserwatystki mowy polskiej, były angielskie nazwy, imiona i nazwiska. Bardzo mnie to raziło głównie dlatego, że autorka jest Polką. Strasznie nie lubię takich sytuacji, wszakże nie zmieniło to nic w moim odbiorze utworu.

Na zakończenie napomknę coś także o ilustracjach. Według mnie były one naprawdę ładne. Miło się aż na nie patrzyło. Doskonale uzupełniały całe "Kroniki Niebios". Zdecydowanie zaliczam je do plusów.

Podsumowując; pomijając liczne wady, z chęcią sięgnęłabym po ciąg dalszy. Obawiam się jednak, że nigdy się go nie doczekam. Powieść została wydana w 2011 roku, o ile się nie mylę, i dalej brak jakiejkolwiek aktywności ze strony autorki. Szkoda. Byłabym gotowa zakupić kontynuację :)

"Kroniki Niebios" polecam osobą niewymagającym, co interesują się mroczniejszymi tematami.

Powieść pod tytułem "Kroniki Niebios" opowiada nam historię szesnastoletniego Juliena Andersa, którego to życie po otrzymaniu unikalnego zaproszenia do prestiżowego liceum st. Maria ulega całkowitej przemianie. Dość standardowy szablon fabularny, no nie? Nastolatek, nowa szkoła - typowa, niczym nie wyróżniająca się książka. Tutaj, stety czy niestety, muszę wyjść naprzeciw...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W moim mniemaniu ocena podobnej książki jest dość ciężka - nie jest to bowiem jakaś drugorzędna powiastka, ale poważne dzieło przybliżające nam losy polskich harcerzy podczas drugiej wojny światowej. Mi osobiście trudno powiedzieć o tym tytule złego słowa, gdyż od małego wpajane mi było, że ludności walczącej z okupantem należy się niemały szacunek - mój przejawia się właśnie tym, iż nawet skrytykowanie o Nich książki przychodzi mi z ogromnym trudem.

Zacznijmy może od tego, że "Kamienie na szaniec" nie są typową powieścią. Gdy dopiero co zabierałam się za lekturę, byłam przekonana, że będą one sfabularyzowanym przedstawieniem zdarzeń okresu wojennego, że będzie to coś w stylu "Pieśni Królowej". Myliłam się jednak. "Kamienie na szaniec" to powieść faktu. Czyta się ją mniej więcej jak pamiętnik, kronikę. Nie zawiera ona typowych dialogów, typowej akcji - wszystko opowiedziane jest z perspektywy osoby trzeciej, pragnącej zamknąć to wszystko w jednej książce.

"Kamienie na szaniec" rozpoczyna przydługawy monolog, nazwijmy to w ten sposób, Pani Basi, przez który, z całym szacunkiem, ale nie przebrnęłam. Po części wstyd się aż do tego przyznać, natomiast miliony postaci, tysiące wypowiedzi na temat tych postaci, rzesze ludzi w ogóle nie związanych z wydarzeniami powieści, ludzi wyrokujących tylko nad nimi, cóż trochę mnie to zniechęciło. Czułam się po prostu oderwana od tematu. Na swoje usprawiedliwienie jednak dodam, iż bardzo daleko w owej wypowiedzi zaszłam, co nie zmienia faktu, że jej nie skończyłam.

Przejdźmy już teraz bezpośrednio do dzieła Aleksandra Kamińskiego. "Kamienie na szaniec" napisane są naprawdę ładnym, przystępnym językiem, nieraz zawierają w sobie również szczyptę humoru i oczywiście inspirują. Mimo wszystko, według mnie, czyli niezbyt dużej fanki historii, brakowało im takiego pociągu w akcję, o ile dobrze to nazwałam. Fakt, gdy już zabrało się za lekturę któregoś z rozdziałów, akcje wykonywane przez chłopców, wyczyny Małego Sabotażu - tak, to bardzo interesowało. Odczuwać można było także emocje - uda się czy nie? Jednakże, tak jak napisałam wcześniej, czegoś owej pozycji brakowało, gdyż czytając ją, tęsknym spojrzeniem otaczałam stos mych książek "do przeczytania". Naprawdę nie wiem jak to opisać, ale definitywnie czegoś było brak.

W każdym razie nieważne jaka ta powieść by była lub nie, upamiętnia ona iście bohaterskie czyny wielu młodych ludzi, dzięki którym piszę tą opinię teraz po polsku. Powinniśmy o Nich pamiętać oraz szerzyć kult ich pamięci. Niechaj Oni pozostaną w naszych sercach jako symbol odwagi i patriotyzmu.

W moim mniemaniu ocena podobnej książki jest dość ciężka - nie jest to bowiem jakaś drugorzędna powiastka, ale poważne dzieło przybliżające nam losy polskich harcerzy podczas drugiej wojny światowej. Mi osobiście trudno powiedzieć o tym tytule złego słowa, gdyż od małego wpajane mi było, że ludności walczącej z okupantem należy się niemały szacunek - mój przejawia się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Która dziewczyna nie marzy o tym, by porzucić swoje ówczesne życie, poznać wspaniałego chłopaka oraz rozpocząć wszystko wręcz po królewsku? Tak naprawdę każda z nas skrycie tego pragnie - może nie zawsze się do tego przyznajemy, jednakże taka jest prawda. Idealny scenariusz idealnego filmu... W książce "Dwór cierni i róż" odegranie głównej roli los powierza Feyrze. W tym miejscu pryska tak zwany czar, gdyż mimo iż, film wydaje się cudowny, to co dzieje się poza nim, jego plan i zakamarki, są gorsze niż kiedykolwiek się tego spodziewaliśmy...

Napisana dość prostym językiem powieść pt. "Dwór cierni i róż" wzrusza, rozśmiesza, ale czasami także i irytuje. Sam początek jest ogromnie wciągający, podczas gdy zawiązanie akcji odrobinę przynudza. Przez cały czas otrzymujemy jednak sygnały kluczowe, aż w końcu docieramy do momentu, gdzie akcja zaczyna wzrastać, wzrastać i... natrafiamy na punkt kulminacyjny. "O co chodzi?", "Co się dzieje?", "Czy bohaterom się uda?" - te pytania cisną się nam na usta, jednakże jedyny sposób na poznanie wyczekiwanych odpowiedzi to odpłynięcie w lekturze... Czy warto? Moim zdaniem tak.

Końcówka była wręcz fenomenalna. Książka zakończyła się, DOKŁADNIE tak jak chciałam. SZCZEGÓŁ w SZCZEGÓŁ. Coś niesamowitego. Słyszałam, iż następna część jest nieco nudna, natomiast mimo to nie mogę się doczekać, kiedy wpadnie ona w moje łapki ;3

Polecam!

Która dziewczyna nie marzy o tym, by porzucić swoje ówczesne życie, poznać wspaniałego chłopaka oraz rozpocząć wszystko wręcz po królewsku? Tak naprawdę każda z nas skrycie tego pragnie - może nie zawsze się do tego przyznajemy, jednakże taka jest prawda. Idealny scenariusz idealnego filmu... W książce "Dwór cierni i róż" odegranie głównej roli los powierza Feyrze. W tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wbrew przeważającej liczbie negatywnych opinii - według mnie, "Syzyfowe prace" były naprawdę dobrą powieścią. Jeżeli podoba się komuś styl Żeromskiego, bez wątpienia dozna przynajmniej chwili upojenia artystycznego w trakcie owej lektury. Z "Syzyfem" jednak faktycznie jest jeden problem; początek jest całkiem ciekawy, środek niezmiernie nużący, natomiast zakończenie kapitalne - sztuka polega właśnie na tym by do ów zakończenia dotrwać.

Czytając "Syzyfowe Prace" czułam się, jak gdybym czytała młodzieżówkę ubiegłego wieku. Nie znam szczegółowo historii tejże powieści (dzisiaj dopiero zaczynamy omawianie), jednakże spekuluję, iż towarzyszyła ona niejednemu nastolatkowi, a także i dorosłemu, w ciężkich dla Polski czasach. Cieszę się, że "Syzyf" został włączony do kanonu lektur obowiązkowych, gdyż gdyby nie to, zakładam że mało kto, by po niego sięgnął, a naprawdę warto zapoznać się z ową powieścią.

Wbrew przeważającej liczbie negatywnych opinii - według mnie, "Syzyfowe prace" były naprawdę dobrą powieścią. Jeżeli podoba się komuś styl Żeromskiego, bez wątpienia dozna przynajmniej chwili upojenia artystycznego w trakcie owej lektury. Z "Syzyfem" jednak faktycznie jest jeden problem; początek jest całkiem ciekawy, środek niezmiernie nużący, natomiast zakończenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka "Uwięzione" jest przedstawicielem gatunku powieści psychologicznej, a skierowano ją do typowo nastoletnich odbiorców. Opowiada ona historię nastoletniej Summer, która pewnego dnia zostaje uprowadzona przez psychopatę, podczas gdy próbuje dostać się na imprezę. Mężczyzna zamyka ją w piwnicy wraz z trzema innymi "zakładniczkami" oraz nadaje imię Lily. Tak oto powstał model idealnej rodziny...

Uważam, że autorka - pani Natasha Preston - miała arcygenialny pomysł na fabułę, i fakt, z początku rzeczywiście książka trzymała w napięciu, natomiast im dalej przez nią brnęłam, tym bardziej zachowania niektórych bohaterów okrywały się szablonem i przewidywalnością. Niby było ciekawie, natomiast czegoś brakowało - takiej nutki spontaniczności, o ile tak to można ująć. Pod koniec "Uwięzione" wkupiły się powtórnie w moje łaski i choć nie zakończyły się z tzw. przytupem, oceniam je na dość dobre.

Co do samego stylu pisania; był on naprawdę bardzo przyjemny - czytało się niezwykle szybko. Ktoś burzliwy mógłby przyczepić się do wulgaryzmów, jednakże wiadomo, że po przekroczeniu pewnej granicy wiekowej wszystkie powieści je posiadają. Ogromnie podobał mi się system narracji, bowiem niektóre rozdziały pisane były z perspektywy Summer, a niektóre z perspektywy Clovera lub Lewisa.

Sympatyczna powiastka, nie dałabym jej tytułu arcydzieła, jednak miło było zagłębić się w lekturze :)

Książka "Uwięzione" jest przedstawicielem gatunku powieści psychologicznej, a skierowano ją do typowo nastoletnich odbiorców. Opowiada ona historię nastoletniej Summer, która pewnego dnia zostaje uprowadzona przez psychopatę, podczas gdy próbuje dostać się na imprezę. Mężczyzna zamyka ją w piwnicy wraz z trzema innymi "zakładniczkami" oraz nadaje imię Lily. Tak oto powstał...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Która to Malala? Renata Piątkowska, Maciej Szymanowicz
Ocena 7,6
Która to Malala? Renata Piątkowska,&...

Na półkach: , ,

Może i jestem odrobinę zacofana, jednakże gdyby nie ta książka nie miałabym zielonego pojęcia o tym, kim jest tytułowa bohaterka - Malala Yousafzai. Należy jednak pamiętać, że podczas, gdy sprawa Malali była dość głośna, moimi jedynymi problemami oraz zainteresowaniami były lalki Monster High oraz kucyki Filly - uczęszczałam wtedy bowiem bodajże do drugiej klasy szkoły podstawowej. No właśnie. Podczas gdy "mała ja" była zajęta zabawą oraz narzekaniem na szkołę, gdzieś tam daleko w Pakistanie żyła dziewczynka walcząca o znaną mi od urodzenie beztroskę oraz prawa kobiet.

Co do samej książki - jest ona napisana ogromnie prostym, przejrzystym i zrozumiałym językiem, bowiem skierowana jest stricte do młodszych odbiorców. Mimo wcześniej wspomnianej "prostoty" dobrze przekazuje, to co ma przekazać - nie jest to bezsensowny bełkot, ale tekst, który potrafi dotrzeć z pewnością do wszystkich.

Książeczka posiada bardzo ładną oprawę graficzną. Podczas czytania możemy podziwiać obrazki, małe dzieła sztuki, autorstwa Macieja Szymanowicza. Dodają one całości charakterystycznego uroku.

Choć "Która to Malala?" kierowana jest raczej do dzieci, polecam ją każdemu. Dzięki niej w przystępny sposób możemy poznać codzienne realia życia pakistańskich dziewcząt, jak i dowiedzieć się co nie co o najmłodszej i zdecydowanie najodważniejszej noblistce na świecie.

Polecam!

Może i jestem odrobinę zacofana, jednakże gdyby nie ta książka nie miałabym zielonego pojęcia o tym, kim jest tytułowa bohaterka - Malala Yousafzai. Należy jednak pamiętać, że podczas, gdy sprawa Malali była dość głośna, moimi jedynymi problemami oraz zainteresowaniami były lalki Monster High oraz kucyki Filly - uczęszczałam wtedy bowiem bodajże do drugiej klasy szkoły...

więcej Pokaż mimo to