-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński38
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant978
Biblioteczka
,,Zaczęło się od skandalu" - to zdanie z okładki tak sugestywnie pasuje do serii o perypetiach Julii Widawskiej, że aż niemal mnie to zaskakuje. W końcu po dwóch tomach, w których młoda kobieta wiele przeżyła, udało się nam dobrnąć do finału i dowiedzieć, jak zakończyła się jej historia. Myślałam, że Katarzynie Nowakowskiej nie uda się mnie zaskoczyć - w końcu w romansach mamy mały margines zmiany fabuły, a w przypadku tej serii wydawało się, że nie będzie inaczej. I cóż, uważam, że jako czytelnicy dostaliśmy jedno z najbardziej zaskakujących i najlepszych zakończeń. Choć nie wszystkim czytelnikom się ono spodoba.
Po przyjęciu oświadczyn Gasparda, Julia postanawia raz na zawsze wyrzucić ze swoich myśli Jamesa. Jednak on nie da tak łatwo jej o sobie zapomnieć. Tymczasem prace nad hotelem również zmierzają do finału. Czas ślubu zbliża się nieubłaganie, jednak Julia już wie, czego chce w swoim życiu. Wkrótce przychodzi czas podjęcia decyzji, a ona będzie musiała w końcu zadecydować, czego tak naprawdę pragnie w swoim życiu.
Perypetie Julii rozrosły się aż do trzech tomów. Byliśmy świadkami jej romansu z Jamesem, skandalu; później stała się istną femme fatale, a teraz w końcu jej życie ma wrócić na prawidłowe tory. Oświadczyny, ślub, przygotowanie do otwarcia hotelu zaprzątają jej myśli, jednak James tak łatwo nie odpuszcza i ciągle przewija się przez jej życie. Pytanie tylko, czy Julia podejmie prawidłową decyzję? Jestem naprawdę zaskoczona tym, jaka zmiana zaszła w Julii. Na początku jej historii obserwowaliśmy dziewczynę, która nie była pewna siebie, podporządkowywała się warunkom, jakie stawiał jej ojciec i siostra, a na dodatek sama nie wiedziała, czego chce w swoim życiu. Teraz z książki wyziera na nas kobieta, która, choć jest pogubiona w swoim życiu, to wydaje się, że emanuje pewnością siebie, dobrze wie, co ma robić i nie ma zamiaru dać sobą po raz kolejny manipulować. Choć czasami sprawiała wrażenie osoby, która jest niezrównoważona, sama nie wie, czego chce, to i tak jest to wielki progres w jej przypadku. Gaspard, którego naprawdę polubiłam w poprzedniej części i któremu kibicowałam, również mnie zaskoczył. Niestety, nie tylko na plus, ale również na minus. Choć relacja Julii i Gasparda w sypialni jest naprawdę zgrana, tak w życiu codziennym ta dwójka musi się wiele nauczyć. Gaspard bardzo mnie zawiódł, ale też doskonale zdaję sobie sprawę, że autorka nie mogła go aż tak wyidealizować i potrzeba tu było tego przełamania. I oczywiście nie mogę wspomnieć o Jamesie, który, choć marginalnie w tej części się pojawia, to i tak jest bardzo zauważalny. Mąci, cały czas próbuje czegoś więcej, choć to wszystko pod otoczką przyjacielskich relacji. Sama konstrukcja tego bohatera jest bardzo oszczędna, więc ciężko tu powiedzieć na jego temat coś więcej. Mam jednak wrażenie, że stosunku do początku tej serii nie da się w nim zauważyć żadnych zmian. Nie ma w nim emocji, za to mamy nadal tego samego człowieka, który jest chłodnym Anglikiem. Oczywiście nie brakuje w tej części również postaci drugoplanowych, czyli przede wszystkim Moniki - przyjaciółki Julii, a także rodziny Julii, choć występują oni w tej książce jedynie marginalnie.
W trzeciej części mamy już zupełnie inne tempo, inną konstrukcję fabuły, bo opiera się ona głównie na relacji Julii i Gasparda, ale na pewno nie można powiedzieć, że w tej książce nic się nie dzieje. Katarzyna Nowakowska dobrze wie, co ma zrobić, by czytelnicy nie wiedzieli do samego końca, jak zakończy się historia Julii. Dlatego cały czas w związku Julii, oprócz wielu scen łóżkowych, nie brakuje także kryzysu, który stawia pod znakiem zapytania ich związek. Rzecz jasna nie napiszę Wam, czy w końcu ten kryzys doprowadzi do jego rozpadu, czy też obojgu uda się go przezwyciężyć, ale bądźcie pewni, że przez całą książkę dzieje się wiele, choć z pozoru zdaje się, że to część, w której dominuje stagnacja. Cały ten trójkąt, w postaci Julii, Jamesa i Gasparda, który stworzyła autorka, jest w tej części jeszcze bardziej atrakcyjny. Choć pierwsza i druga część nie wywarły na mnie wrażenia ,,wow", to to, co w tej części zrobiła autorka, wprawiło mnie w małe osłupienie. Przede wszystkim nie postawiła na znany czytelnikom schemat, więc gwarantuję, że wielu czytelników będzie zaskoczonych. Czytając tę część, nie spodziewałam się, że skończy się ona w tak dobry sposób. Wielu czytelników pewnie pomyślałoby, że zakończenie nieco kłóci się z całą ideą tej historii/serii, ale to historia Julii. I tylko jej. Wyłącznie. Ja nie ukrywam, że jestem bardzo zadowolona z tego, jak potoczyły się jej losy. Choć z jednej strony czułam, że gdzieś autorka chyba chciała zaskoczyć i być może te zakończenie jest tylko i wyłącznie po to, bo całe założenie tej serii było inne, tak teraz, jestem pewna, że jest ono naprawdę bardzo dobre i jestem pewna, że wielu czytelników wcale by się go nie spodziewało. I za to naprawdę należą się Nowakowskiej brawa, bo przede wszystkim dzięki temu cała ta seria jest nietuzinkowa i jeszcze bardziej atrakcyjna dla czytelników.
,,Żądze" to finał historii Julii, który pozytywnie mnie zaskoczył. Jednak, gdybym miała jakoś określić tę książkę jednym zdaniem, to nazwałabym ją ,,studium skomplikowanego związku". Zdecydowanie, ta część wyróżnia się wśród innych powieści tej autorki. Widać tu progres Julii, ale i to, że Katarzyna Nowakowska przemyca pod otoczką romansu trudne i skomplikowane emocje. Przyznam szczerze, że już dawno nie byłam tak zaskoczona żadną powieścią i gdyby nie poprzednie części, śmiało mogłabym powiedzieć, że historia Julii to zdecydowanie coś innego. Wiem jednak, że nie wszyscy czytelnicy będą zadowoleni z zakończenia, jednak uważam, że to najlepsze zakończenie, jakie autorka mogła wymyślić dla Julii. Jak dla mnie zdecydowanie najlepsze. Dlatego, jeżeli czytaliście poprzednie części, to koniecznie sięgnijcie po zakończenie. Myślę, że się nie zawiedziecie.
http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/10/katarzyna-nowakowska-zadze-recenzja.html
,,Zaczęło się od skandalu" - to zdanie z okładki tak sugestywnie pasuje do serii o perypetiach Julii Widawskiej, że aż niemal mnie to zaskakuje. W końcu po dwóch tomach, w których młoda kobieta wiele przeżyła, udało się nam dobrnąć do finału i dowiedzieć, jak zakończyła się jej historia. Myślałam, że Katarzynie Nowakowskiej nie uda się mnie zaskoczyć - w końcu w romansach...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-11
2021-09-27
,,Czas leczy rany i koi nerwy."
Tajemniczy milioner, który koniecznie chce się ożenić z konkretną dziewczyną, zawsze w romansach budzi zaciekawienie. Bo przecież za tym dlaczego akurat pragnie tej konkretnej dziewczyny zwykle stoi albo tajemnica, albo intrygujący zbieg wydarzeń. Dlatego też czytając opis debiutanckiej powieści ,,Devil" Julii Brylewskiej miałam cichą nadzieję, że bardzo pozytywnie się zaskoczę. Skąpana w mrocznych barwach okładka i opis zwiastowały naprawdę ciekawą historię. I choć brakowało mi w niej kilku elementów, to z pewnością jest to propozycja godna uwagi.
Powracająca ze studiów do rodzinnego miasta Hailey nie spodziewa się, że jej życie w wyniku błędów jej brata zostanie wywrócone o sto osiemdziesiąt stopni. Jedynym ratunkiem dla rodzinnej firmy okazują się pieniądze od tajemniczego milionera, który jest gotowy zainwestować w upadający biznes jej rodziców, pod warunkiem, że dziewczyna się z nim ożeni. Okazuje się jednak, że to tylko początek tajemnic i kłamstw, które zaczną się mnożyć w jej życiu.
Już czytając kilka pierwszych rozdziałów powieści dowiadujemy się, kto jest tytułowym Diabłem. Viktor Sharman to mężczyzna, który odniósł niebywały sukces. W ciągu kilku lat stworzył firmę, która jest jednym z największych przedsiębiorstw w okolicy. I choć Victor to naprawdę intrygująca postać, to zdecydowanie w moim odczuciu nie jest Diabłem. Bardziej postrzegałabym go jako normalnego człowieka, biznesmena, który nie miał w życiu łatwo i który jest w stanie zrobić wszystko, by osiągnąć swój cel. Zabrakło mi w nim jednak większej mroczności - zdecydowanie nie ma w nim zbyt wielu pokładów mroku, a mało tego bardziej wydawał mi się w niektórych momentach łagodny. Co prawda kontrolował Hailey, pociągał za sznurki i chciał ją zmusić do tego, by się poddała, ale nie sprawia to, że postrzegałabym go jako ,,Diabła". Hailey natomiast bardzo mi zaimponowała. Nie jest trzpiotką, która nie ma własnego zdanie, umie się postawić i doskonale zna swoją wartość. Podczas studiów ciężko pracowała, chciała być niezależna, polegać na samej sobie, mimo że jej rodzice mogli ją wspomóc finansowo (w końcu mieli własną firmę). Za wszelką cenę chciała uratować firmę rodziców i była w stanie zrobić dla swojej rodziny wszystko. Co prawda było kilka momentów, w których Hailey nieco mnie drażniła, ale i tak zrobiła na mnie naprawdę dobre wrażenie. To chyba jedna z nielicznych bohaterek, która miała w sobie aż tyle samozaparcia i naprawdę ją podziwiam. Nawet po tym, jak ciężko było jej znaleźć pracę w mieście, postanowiła pracować u przyjaciółki za małą stawkę, by móc, chociaż troszkę przybliżyć się do zmniejszenia długu. Także poboczni bohaterowie, jak między innymi przyjaciółka Hailey - Maggie, czy jej rodzina angażują czytelnika i zdecydowanie nie są tylko ,,ozdobą tej historii", a nawet niekiedy bardzo mieszają w historii Hailey i Viktora.
Julia Brylewska ma bardzo lekkie pióro, przez co całą historię czyta się naprawdę szybko, pomimo zastosowania przez nią narracji trzecioosobowej. Sam pomysł, jaki miała autorka na fabułę może wydawać się naprawdę oklepany, ale to tylko pozory. W rzeczywistości Brylewskiej udała się naprawdę dobrze sztuka wplątania tutaj czegoś nowego. Przyznam szczerze, że ten motyw związany z Victorem, który został tu zastosowany naprawdę mnie zaintrygował. Nie spotkałam się z tym dotąd w żadnym romansie/erotyku, a bardziej może kojarzę go z takich książek dla młodzieży, ale tutaj sprawdza się naprawdę dobrze i stanowi element zaskoczenia. Czytelnik, sięgając po tę historię, spodziewa się czegoś naprawdę intrygującego i w tym przypadku rzeczywiście tak jest. Czułam, jakbym czytała naprawdę dobrze dopracowaną historię, która nie poraża dużą ilością wyimaginowanych wydarzeń i jest całkiem dobrze dopracowana. Samo tempo akcji również było wyważone, choć nie ukrywam, że dało się czasami zauważyć takie miejsca przestoju akcji, jednakże biorąc pod uwagę całokształt, to zdecydowanie mogę powiedzieć, że cała książka jest dynamiczna i nie brakuje tu dobrze poprowadzonych postaci, które nie irytują czytelnika. Brakowało mi tu jednak przede wszystkim mroczności i nieco czułam się tym zawiedziona, ale biorąc pod uwagę powyższe atuty tej historii, mogę zdecydowanie mruknąć na to okiem.
,,Devil" to naprawdę dobrze przemyślana i intrygująca historia, w której nie brakuje wyróżniających się postaci i emocji. Choć po samej książce spodziewałam się raczej mroczniejszej tematyki, to okazało się, że Julia Brylewska postawiła raczej na tajemnice i całkiem dobrze przemyślaną fabułę. Już dawno nie czytałam debiutanckiej powieści, w której wszystko byłoby tak dobrze dopracowane. Pierwszy tom serii Inferno miło zaskakuje i sprawia, że mamy ochotę na więcej i to zdecydowanie wszystko, czego potrzebuję, by sięgnąć po kolejną część. Po tak dobrym początku mam nadzieję, że autorka w kolejnej części mnie nie zawiedzie. Szczerze polecam Wam tę powieść i mam nadzieję, że po nią sięgniecie. Tymczasem ja z pewnością będę czekała na drugą część opowieści o losach Hailey i Victora.
Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/09/julia-brylewska-devil-recenzja.html
,,Czas leczy rany i koi nerwy."
Tajemniczy milioner, który koniecznie chce się ożenić z konkretną dziewczyną, zawsze w romansach budzi zaciekawienie. Bo przecież za tym dlaczego akurat pragnie tej konkretnej dziewczyny zwykle stoi albo tajemnica, albo intrygujący zbieg wydarzeń. Dlatego też czytając opis debiutanckiej powieści ,,Devil" Julii Brylewskiej miałam cichą...
2021-09-23
Spoglądając na okładkę najnowszej powieści K.N. Haner można byłoby powiedzieć, że to kolejny romans jakich wiele na księgarskim rynku. Mamy w końcu magnetyczne zdjęcie mężczyzny i piękne granatowe barwy, które zwiastują nam raczej lekką historię. Co, jednak gdy w rzeczywistości okładka zdecydowanie nie oddaje istoty całej tej powieści? W sumie to właśnie główny problem tej historii: z jednej strony w niektórych fragmentach jest lekka, z drugiej niekiedy przytłacza dramatyzmem. Cóż, autorka po raz kolejny pokazuje nam, skąd wziął się nadany jej przez czytelniczki przydomek ,,Królowej Dramatów".
Przystojny i arogancki bad boy Isaac prowadzi wraz z przyjaciółmi studio tatuażu i występuje w reality show. Gdy pewnego dnia do jego drzwi puka nieśmiała Nina, która rezygnuje w ostatniej chwili z wykonania tatuażu, żadne z nich nie spodziewa się, do czego doprowadzi to jedno spotkanie.
Chyba większość czytelników, którzy mieli kontakt z prozą Haner doskonale wie, że autorka lubi bad boyów. To widać również w ,,LoveInk You". Isaac to bohater, którego nie polubiłam od początku, ale moja sympatia do niego wzrastała z coraz większą ilością przeczytanych przeze mnie kartek tej powieści. Na początku to mężczyzna, który jest typowym bad boyem - nie zamierza nigdy się wiązać, nie narzeka na zainteresowanie płci przeciwnej, a mało tego, jednonocne przygody są u niego na porządku dziennym. Jednak gdy pewnego dnia do studia przychodzi tajemnicza dziewczyna, która w ostatniej chwili postanawia zrezygnować z tatuażu, coś zaczyna w nim odżywać. Chłopak sam nie wie, dlaczego Nina tak bardzo go intryguje i postanawia zrobić wszystko, by bliżej ją poznać, a przy tym zmienia się z oschłego, niewierzącego w wyższe uczucia może nawet niedojrzałego chłopaka, w mężczyznę, który wie, czego chce i nie boi się zaryzykować w imię miłości, która połączyła go z Niną. Doskonale widać, że jego życie to maska, a on sam jest zdecydowanie innym mężczyzną, który ukrywa swoje prawdziwe uczucia i być może wśród nich pojawił się żal porzuconego dziecka. Ona to z kolei delikatna, krucha i wrażliwa dziewczyna, która ma własną tajemnicę, ale pod wpływem uczuć i Isaaca zaczyna się otwierać. Przez niemal całą książkę jest tajemnicza i dopiero poznanie jej sekretu sprawia, że zaczynamy ją jeszcze bardziej rozumieć. Nie brakuje tu również sporej ilości postaci drugoplanowych, którym również autorka poświęca nieco uwagi.
Lekki język autorki sprawia, że książkę szybko się czyta, choć zanim dojdziemy do punktu zapalnego, czyli momentu poznania się głównych bohaterów mija prawie sześćdziesiąt stron, przez co na początku miałam wrażenie, że K.N. Haner postawiła w tej powieści na powolne rozwijanie znajomości Niny i Isaaca. I wcale się nie pomyliłam, tyle że już w fazie końcowej powieści akcja cały czas parła do przodu i pozostawiła we mnie taki niedosyt. Rozumiem, że autorka nie mogła zbyt długo ciągnąć tej historii, ale zabrakło mi tu swego rodzaju klamry. Miałam wrażenie, że końcówka była zbyt szybka i niemalże urwana. Uważam, że przydałby się tu zdecydowanie jeszcze jeden rozdział, by cała ta powieść była swego rodzaju całością i tego mi zabrakło. Irytowała mnie też ilość wpadek, takich jak zła odmiana słowa itd, ale to wybaczam, bo rozumiem, że czasami coś można przeoczyć. Nie mogę nie wspomnieć tu także o wrażeniach estetycznych tej powieści - jeżeli gdzieś dostrzeżecie tę pozycję na półce, to koniecznie po nią sięgnijcie. Ja zakochałam się w chropowatej fakturze okładki tej książki. Chyba pierwszy raz mam w swojej biblioteczce książkę, którą trzyma się w ręku tak komfortowo. Przede wszystkim trzymając książkę nie zostają na niej widoczne ślady palców, a i same wrażenie estetyczne są naprawdę przednie. Wracając jednak do samej zawartości tej powieści, to przyznam, że chyba już dawno nie czytałam takiej historii od K.N. Haner, która naprawdę intryguje i jest całkiem dobrze przemyślana. Choć sam pomysł zastosowany przez autorkę nie jest jakiś odkrywczy, to mimo wszystko czyta się tę książkę dobrze. Tajemnice Niny i zmiany, jakie zachodzą w Isaacu napędzają tę historię, a i sami bohaterowie z czasem zaczynają coraz bardziej intrygować czytelnika, przez co kibicujemy tej dwójce. Może to nie jest wiele, ale biorąc pod uwagę fakt, że to słodko-gorzkawa miejscami historia o miłości można śmiało powiedzieć, że wystarcza zupełnie.
,,LoveInk You" to historia, w której dostrzegłam emocjonalną, może nawet nieco dojrzałą stronę K.N. Haner. Sięgając po tę powieść, spodziewałam się raczej lekkiej historii. Tymczasem autorce udało się ukazać nieco innym świetle. Myślę, że spokojnie można powiedzieć, że to chyba jedna z lepszych historii, które wyszły spod pióra tej autorki i gdyby nie kilka mankamentów, które opisałam wyżej, moja ocena byłaby nieco większa. Jestem ciekawa, jak potoczą się losy kolejnego przystojnego tatuażysty i z pewnością przeczytam historię Nicka. Mam tylko nadzieję, że na jego historię autorka nie będzie nam kazała czekać kilku lat, jak to było w przypadku Niny i Isaaca.
Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/09/kn-haner-loveink-you-recenzja.html
Spoglądając na okładkę najnowszej powieści K.N. Haner można byłoby powiedzieć, że to kolejny romans jakich wiele na księgarskim rynku. Mamy w końcu magnetyczne zdjęcie mężczyzny i piękne granatowe barwy, które zwiastują nam raczej lekką historię. Co, jednak gdy w rzeczywistości okładka zdecydowanie nie oddaje istoty całej tej powieści? W sumie to właśnie główny problem tej...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-19
Już sam tytuł uświadamia nam, kto jest głównym bohaterem najnowszej książki Anny Wolf, która ponad rok temu podbiła listy bestsellerów swoją debiutancką powieścią ,,Serce gangstera". Tym razem autorka postanowiła zaoferować nam historię tytułowego Parkera Raina, który z pewnością nie ma dobrej reputacji w mieście. Lubię historie, w których ktoś dostaje drugą szansę, możliwość naprawienia swoich błędów. Tylko czy najnowsze książka Anny Wolf ma w sobie to coś? Ciężko powiedzieć.
Małe miasto Newport News to idealna propozycja dla tych, którzy chcą odpocząć od wielkomiejskiego gwaru. Jednak mieszkający tam Parker Rain z pewnością nie miał łatwego życia. Niesłusznie przesiedział ponad rok w więzieniu i postrzegany jest jako kryminalista. Gdy jego sąsiadką zostaje Corina Winchester, która próbuje uciec od własnych problemów, oboje odkryją, że więcej ich łączy niż dzieli.
Chyba rzadko się zdarza, bym miała tak trudny do określenia stosunek do głównych bohaterów. Rzecz jasna zarówno Parker, jak i Corina to bohaterowie, których ciężko było mi czasami rozgryźć, ale czasami miałam wrażenie, że zachowywali się komicznie. Nasz główny bohater postrzegany jest w mieście jako kryminalista. Przesiedział niesłusznie rok w więzieniu. Na dodatek jest właścicielem baru, a na jego ciele nie brakuje mnóstwa tatuaży. Ma za sobą nieciekawą przeszłość i udział w nielegalnych walkach. A wszystko to dopełnia fakt, że w rzeczywistości zupełnie nie jest tak groźny, jak mogłoby się wydawać. Corina to odnosząca sukcesy prawniczka, która z kolei próbuje uciec od własnych problemów. Pod wpływem impulsu kupuje posiadłość w Newport News i - jak pewnie się domyślacie - zostaje nową sąsiadką Raina. Muszę przyznać, że Corinę również dotknęło wiele tragedii. Straciła rodzinę, ważną dla siebie osobę, a na dodatek przed ołtarzem porzuca ją chłopak, z którym była przez kilka lat w związku. Prawniczka postanawia więc na chwile odciąć się od problemów i wypocząć, ale poznanie nowego sąsiada sprawia, że odezwą się w niej nowe uczucia, których sama by się nie spodziewała. Nie brakuje tu także bohaterów pobocznych, jak rodziny Parkera, czyli jego brata Charliego oraz przyjaciela Coriny - Cole, którzy również nieźle namierzają w życiu bohaterów.
Polubiłam styl pisania Anny Wolf. Jest lekki, szybko się go czyta, ale tutaj czasami coś mi w nim nie grało i obawiam się, że głównym powodem tego stanu jest dziwna konstrukcja bohaterów. Miałam wrażenie, że czasami byli po prostu emocjonalnie rozbici i sami nie wiedzieli, czego chcą. Przede wszystkim, nie wiem jakim cudem Parker znając Corinę raptem kilka dni już twierdził że się w niej zakochuje, po czym raptem oznajmiał, że ją kocha. Nazywał ją ,,Wróbelkiem", czule się do niej odzywał. Jak dla mnie to zbyt szybko. Czytelnik nie miał czasu na to, by powoli podążać za bohaterami, śledzić rodzenia się pomiędzy nimi uczuć. Tak jakby to wszystko było wymuszone. Podobnie w przypadku Coriny - najpierw twierdzi, że nie czuje do Parkera nic, ale jest jej bliski, potem jednak zmienia zdanie i mówi, że się w nim zakochuje, a potem raptem ,,wypala", że go kocha. I tu właśnie pojawia się pytanie: Jak w tak krótkim czasie doszła do tego wniosku? Z jednej strony Anna Wolf chyba próbuje z Coriny zrobić bohaterkę, która jest silna i której trudno jest kolejny raz komuś zaufać, a raptem w ciągu zaledwie kilku stron burzy to. Sporo jest tu również niespójności fabularnych, jak sytuacja ze ślubem jej byłego, czy przeszłością Parkera i powiązaniem jej z Coriną, a to tylko jedne z kilku błędów fabularnych w tej książce. Rozczarowała mnie również kulminacyjna w tej książce walka Parkera i próby głównych bohaterów, by się ona nie odbyła. Uważam, że było to komiczne i zdecydowanie odebrałoby mi chęć do dalszego czytania tej powieści, gdyby nie to, że sceny te znajdowały się już niemalże na końcu powieści. Nie rozumiałam, jakim cudem autorka tak kuriozalnie do tego podeszła, bo zamiast stać się punktem zwrotnym, okazała się być nic niewnoszącym elementem w tej historii.
,Parker Rain" zdecydowanie mnie rozczarował. Choć książkę czytało się szybko, a sama historia na swój sposób wciąga, to miałam wrażenie, że w około połowie książki autorka nie miała dalszego pomysłu na tę historię. Przez to dostajemy powieść niedopracowaną, miejscami komiczną i to nie w dobrym tego słowa znaczeniu. Sama relacja między bohaterami jest niewiarygodna, a oni sami w niektórych momentach niespójni. Zabrakło mi w Rainie pazura, a w Corinie większej siły. Mimo wszystko jestem ciekawa, jaki autorka ma pomysł na kolejne części tej serii, więc być może skuszę się i przeczytam kolejną powieść tej autorki.
Całą recenzję przeczytasz na blogu https://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/09/anna-wolf-parker-rain-recenzja.html
Już sam tytuł uświadamia nam, kto jest głównym bohaterem najnowszej książki Anny Wolf, która ponad rok temu podbiła listy bestsellerów swoją debiutancką powieścią ,,Serce gangstera". Tym razem autorka postanowiła zaoferować nam historię tytułowego Parkera Raina, który z pewnością nie ma dobrej reputacji w mieście. Lubię historie, w których ktoś dostaje drugą szansę,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-15
Przeczytałam tę część i śmiało mogę powiedzieć, że jest to jedna z lepszych powieści tej autorki, choć uprzedzam, że zapewne nie każdy będzie miał podobne zdanie do mojego.
Remo był najbardziej przerażającym z braci Falcone (i chyba moim ulubionym bohaterem od Cory) i bardzo ciekawiło mnie to, jak potoczą się jego losy. Tutaj w tej części wcale nie widać, by był potworem, co nieco mnie zasmuciło, bo liczyłam na to, że pokaże swoją ciemną stronę również w tej części jemu poświęconej. W poprzednich częściach jawił się bardziej jako jeden z tych braci, którzy są bezwzględni, bez serca. Tymczasem tutaj miło się zaskoczyłam. Choć z jednej strony troszkę szkoda, że Cora Reilly nie pokazała tego pazura, to z drugiej historia głównych bohaterów jest naprawdę intrygująca, pełna akcji, pożądania i namiętności. Jedyny minus, to jak to zwykle u Cory bywa, moim zdaniem zbyt błahe rozwiązanie sytuacji z Remo i Chicago, gdy dostał się on w ich ręce.
Z kolei Serafina to bohaterka, którą naprawdę można podziwiać i była dla mnie również dużym zaskoczeniem. Walczyła jak lwica, nie poddawała się. I umiała postąpić właściwie, przedkładać czyjeś dobro nad swoje własne.
To naprawdę cudna historia, do której pewnie jeszcze kiedyś wrócę. Na pewno polecam. Jak dla mnie jest to obok historii Gianny i Matteo jedna z lepszych powieści Cory Reilly.
Przeczytałam tę część i śmiało mogę powiedzieć, że jest to jedna z lepszych powieści tej autorki, choć uprzedzam, że zapewne nie każdy będzie miał podobne zdanie do mojego.
Remo był najbardziej przerażającym z braci Falcone (i chyba moim ulubionym bohaterem od Cory) i bardzo ciekawiło mnie to, jak potoczą się jego losy. Tutaj w tej części wcale nie widać, by był potworem,...
2021-09-11
2021-09-05
2021-08-26
,,Dom to nie budynek na kawałku ziemi, nie ściany, podłoga czy sufit. Dom to ludzie, którzy nas otaczają, wspierają i kochają, na których zawsze możemy liczyć, choćby nie wiem, co się działo."
Biurowe romanse to jeden z tych typów romansów, który od lat wybiera spora część czytelniczek. Po naprawdę dużym w ostatnim czasie nasypie romansów mafijnych postanowiłam nieco od nich odpocząć, a mój wybór padł właśnie na ,,Gra pozorów". Nieczysta gra, pozory i mroczne sekrety, które obiecuje opis, tak mnie do siebie przyciągnęły, że książka wylądowała w moich rękach. Czy żałuję? Zdecydowanie nie, bo jak na debiutantkę Linda Malczewska poradziła sobie całkiem dobrze.
Pracująca w agencji nieruchomości Elena Sanchez jest jedną z najlepszych agentek, a jednak nikt jej nie docenia ze względu na jej płeć. Gdy podczas jej urlopu agencję przejmuje niedostępny i młody miliarder Logan James Grant, dziewczyna nie wie, czego się po nim spodziewać. Wkrótce bliżej poznaje swojego przełożonego, ale nie wie, że ukrywa on sekret, który może sprowadzić na nią niebezpieczeństwo.
Główną bohaterką tej powieści jest Elena Sanchez - dwudziestosiedmioletnia agentka nieruchomości, która coraz bardziej zaczyna czuć wypalenie. Mimo iż jest jedną z najlepszych pracownic, ciągle jest pomijana przy awansach. Gdy po powrocie z urlopu dowiaduje się, że firmę przejął młody miliarder, który uchodzi za niedostępnego i oschłego, dziewczyna przeczuwa, że zostanie przez niego zwolniona. Wkrótce poznaje go bliżej i jak możecie przypuszczać, pomiędzy nimi nawiąże się relacja pełna niedopowiedzeń i sekretów, szczególnie ze strony Granta. Polubiłam Elenę. To sympatyczna dziewczyna, która ciężko pracowała na to, by być w tym miejscu, w którym jest teraz. Podchodzi odpowiedzialnie do swojej pracy, stara się być najlepsza w tym co robi. Na dodatek jest bezinteresowna i stara się pomagać innym. Sama jednak nie zaznała miłości od swojej matki, która nieustannie dostrzega w niej tylko wady. Czasami miałam jednak wrażenie, że Elena gdzieś miała w sobie cząstkę nastolatki i to nie do końca mi do niej pasowało. Wydawała mi się w niektórych momentach irytująca, tak jakby nie do końca przemyślała to, co robi. Ciągle wracała do Granta, chociaż ten wiele razy zachowywał się niedorzecznie. Natomiast Grant to jak możecie przypuszczać gburowaty i tajemniczy miliarder, który dzięki swoim umiejętnościom dorobił się na koncie niemałej sumy. Jest postrzegany jako niedostępny, a umówienie się z nim na spotkanie graniczy z cudem. Jednak gdy poznajemy go bliżej, okazuje się, że ma w sobie duże pokłady czułości i dla ważnej osoby w swoim życiu jest w stanie zrobić wszystko. Przez większość powieści wydawał się być chorobliwie zazdrosny o Elenę, chciał ją kontrolować i to mi się w nim nie podobało. Dopiero na końcu poznajemy okoliczności, które stały za jego zachowaniem, co zresztą bardzo podobało mi się w tej książce, bo autorka nie zostawiła czytelnikom nierozwiązanych sytuacji w kwestii ich cech charakteru. Rzecz jasna, w powieści nie brakuje postaci drugoplanowych, między innymi przyjaciół i rodziny Eleny, pracowników Granta i choć w niektórych momentach mają oni spore znaczenie, to autorka nie skupia się na nich i nie tworzy zbyt wielu pobocznych historii z nimi związanych.
Lekki język autorki już od samego początku pozwala na to, by szybko wciągnąć się w tę historię. Choć sama powieść, która stanowi zaledwie pierwszą część tej serii, wcale nie jest taka krótka, to czyta się ją szybko. Jedynie już w połowie czułam już takie lekkie znużenie, być może przez to, że akcja w tej powieści jest nierównomierna. Dzieje się tu naprawdę wiele, ale bywają momenty, w których albo mamy zastój (w środku), albo akcja pędzi do przodu, szczególnie na początku i na końcu. Nie będę ukrywała, że po opisie spodziewałam się czegoś bardziej tajemniczego, wypełnionego napięciem. Natomiast tutaj takie coś poczułam dopiero na końcu, gdy cała zagadka się wyjaśniła i tego też mi brakowało. Nie chcę też zbytnio rozpisywać się o zachowaniu Granta, ale wspomnę, że chyba go zrozumiałam. Jedni mogliby powiedzieć, że sam się oszukiwał i był perfidnym kłamcą, że skrzywdził Elenę, że miał obsesję, ale z drugiej strony, sami musielibyśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak byśmy zachowali się na jego miejscu. Oczywiście nie będę Wam tu spojlerowała, ale chciałam zaznaczyć, że Grant to postać wielowymiarowa i ciężko go oceniać tylko przez pryzmat zakończenia. Niemniej jednak przez cały czas autorce udaje się zasiać w czytelniku nutkę ciekawości. Zastanawiamy się, czy Grant rzeczywiście ma ukryty cel w tym co robi i jak zachowuje się w stosunku do Eleny, co napędza całą tę historię, choć i tak zakończenie wydaje się być nieco dziwne, przynajmniej dla mnie. Szczególnie ten sekret, który napędzał tę akcję, jest wprost niewyobrażalny, mi ciężko w niego uwierzyć. Zabrakło mi tu też większej ilości rozdziałów z punktu widzenia Granta, ale jest to zrozumiałe, biorąc pod uwagę to, że autorka nie chciała zbyt szybko naprowadzać czytelników na to, jaką tajemnicę krył Grant.
,,Gra pozorów" to całkiem dobry debiut, który mogę polecić. Choć w samej książce jest kilka kwestii, które nie do końca zdobyły moje uznanie, to uważam, że Linda Malczewska całkiem dobrze poradziła sobie z wykreowaniem głównych bohaterów i przemyślała wiele fabularnych zagrań. Sama końcówka była wypełniona akcją i stanowi dobry wstęp do kolejnej części, więc na pewno sięgnę po kontynuację losów Eleny i Granta i mam nadzieję, że autorce uda się mnie po raz kolejny miło zaskoczyć.
Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/08/linda-malczewska-gra-pozorow-recenzja.html
,,Dom to nie budynek na kawałku ziemi, nie ściany, podłoga czy sufit. Dom to ludzie, którzy nas otaczają, wspierają i kochają, na których zawsze możemy liczyć, choćby nie wiem, co się działo."
Biurowe romanse to jeden z tych typów romansów, który od lat wybiera spora część czytelniczek. Po naprawdę dużym w ostatnim czasie nasypie romansów mafijnych postanowiłam nieco od...
2021-08-22
Pandemia koronawirusa zaskoczyła nas w 2020 roku i ma wpływ na cały świat. Prawie półtora roku temu nie wiedzieliśmy, z czym się tak naprawdę wiązała, a w wielu krajach zapanował chaos. Brakowało podstawowego wyposażenia służby zdrowia, a koronawirus nadal znajduje się w fazie badań. Nie dziwi więc, że pandemia ma też wpływ na literaturę. Choć dotychczas nie spotkałam się z żadną powieścią, w której motyw pandemii byłby aż tak bardzo uwypuklony, to w końcu w moje ręce trafiła powieść amerykańskiego duetu ukrywającego się pod pseudonimem Kennedy Fox. Opis na okładce, co prawda, brzmi miejscami jak skrót opowieści sci-fi, ale nie da się ukryć, że to tak naprawdę teraz nasza codzienność. Pytanie, czy chcemy wracać do wydarzeń sprzed roku? W moim przypadku raczej polemizowałabym.
Dwudziestodwuletnia Cameron, która jest dziedziczką imperium modowego na czas lockdownu, postanawia zamieszkać w rodzinnej górskiej posiadłości. Nie wie, że wraz z nią zamieszka w niej Elijah, w którym podkochiwała się jako dziecko, a z czasem znienawidziła. Teraz gdy mają razem zamieszkać, pokusa sprzed lat może okazać się jeszcze silniejsza niż dotychczas.
Klasy społeczne, bogactwo, bieda i uczucia już nie raz przeplatały się w wielu romansach. Dlatego, gdy tylko przeczytałam opis tej powieści, pomyślałam, że może być intrygująco. Zwłaszcza gdy główni bohaterowie się nie znoszą i zostają niemalże odcięci od świata na dłuższy czas. Cameron to dwudziestodwulatka, która właśnie kończy studia, ale wiele jej uczelnianych planów może pokrzyżować nowa sytuacja na świecie, a dokładniej pandemia. Teraz pozostaje jej zdalna nauka online i postanawia spędzić czas lockdownu w górskiej willi, która należy do jej rodziny. Problem jednak w tym, że w tym samym czasie na ten sam pomysł wpada też Eliajah, którego ona nie znosi od dłuższego czasu. Cameron to bohaterka, która mnie nie kupiła. Dziedziczka modowego imperium, choć jest bardzo ambitna, doskonale się uczy, to kompletnie nie odnajduje się w codzienności. Ktoś mógłby powiedzieć, że to normalne dla ,,bogaczy", ale zachowanie Cameron bardzo mnie denerwowało. Próbowała robić jakieś podchody do Elijah, a po chwili już sama nie wiedziała, czego chce; czasami naprawdę działała mi na nerwy. Miałam wrażenie, że nawet na uczelni chce być najlepsza, ale tylko dlatego, by utrzeć komuś nosa, nie dla samej siebie. Natomiast Elijah to chłopak z niemalże anielską cierpliwością. Mógłby wykorzystać tyle sytuacji, w których Cameron mu się odrzucała, a jednak się opanowywał. Poza tym jest dobrym kucharzem, ma pojęcie o życiu, radzi sobie w życiu, choć miejscami miałam wrażenie, że nadal gdzieś przebija się u niego ta beztroskość. Nie podobał mi się za to w nim sposób odzywania się do Cameron - te jego słówka, typu ,,mała", ciągle żarty wywoływały we mnie niesmak. Wiem, że być może chciał działać Cameron na nerwy, ale zupełnie tego się nie czuje, gdy wypowiada te swoje ,,odzywki". Na pewno chemia pomiędzy bohaterami jest, ale niknie pod naporem nicości wydarzeń. Autorki wplątują tu także bohaterów pobocznych, tak jak brata Cameron i jej przyjaciółkę, których historię poznamy zapewne w kolejnej części tej serii.
Nie będę ukrywać, że opis na okładce w pierwszej chwili wywołał we mnie doprawdy dziwne uczucie. Jest on tak podszyty lękiem, że praktycznie zniechęca do lektury. Mimo wszystko nie da się ukryć, że choć relacja głównych bohaterów rozwija się całkiem poprawnie, to po pewnym czasie byłam nią już znużona. A gdy dodać do tego nieustanne, co kilka kartek niepokoje bohaterów wywołane sytuacją na świecie, wywołuje to w pewnych momentach uczucie odrzucenia. Sam pomysł na to, by wplątać aktualną sytuację na świcie do powieści, a właściwie nowej serii tych autorek jest moim zdaniem bardzo dobry, bo w końcu w takiej codzienności żyjemy, więc czemu nie przenieść jej na papier, ale tutaj autorki za bardzo podążyły tym tropem. Czasami miałam już przesyt tego, że jakiś bohater wspomina o sytuacji na świcie. Wracając jednak do relacji między głównymi bohaterami, na pewno na uwagę zasługuje to, że autorkom udało się dobrze wykreować chemię między głównymi bohaterami. Jednak gdyby działo się tu więcej, wtedy sama książka i relacja bohaterów byłaby o wiele lepsza. A tak niestety, dostaliśmy to, co dostaliśmy. To, jak akcja dosłownie wlecze się w tej książce, doprowadzało mnie do szału. Miałam wrażenie, że bohaterowie bawią się w kotka i myszkę, nie wiedzą, co mają zrobić z sytuacją, w której się znaleźli, robią do siebie podchody, a później się wycofują. I to nie tak, że ja nie rozumiem idei autorek - zabawa w kotka i myszkę zawsze jest pociągająca w każdym romansie i wprowadza taki element zaciekawienia, ale tu tylko sprawia, że czytelnik jeszcze bardziej się frustruje. Nie ma w tej książce czegoś ożywczego, czegoś nowego, czegoś, dla czego mogłabym kiedyś do niej wrócić. Przeczytałam tę książkę i tyle. Być może to wina tego, że akcja dzieje się tylko w jednym miejscu i główni bohaterowie są ze sobą zamknięci, ale co najmniej na palcach jednej ręki mogę wymienić pozycje, gdzie akcja również dzieje się w jednym pomieszczeniu, ale pomiędzy bohaterami aż kipi od emocji i dzieje się naprawdę wiele. Sam styl pisania autorek również nie przypadł mi do gustu. W serii o braciach Bishop jest on lekki, natomiast tutaj wydaje się być wymuszony, jakby autorki chciały nieco go uelastycznić. Wiem jednak, że znajdą się tacy czytelnicy, dla których będzie on naprawdę przystępny.
,,Tylko nie on" to historia, która niemalże mnie zanudziła. Brakowało mi w niej akcji, emocji i przemyślanej fabuły. Autorki miały naprawdę dobry pomysł, który mogły obrócić w naprawdę dobry romans, a w zamian zaoferowały nam historię, która wcale mnie do siebie nie przekonuje. Główni bohaterowie cały czas bawią się ze sobą w kotka i myszkę i tak naprawdę sami nie wiedzą, czego chcą. Opis i okładka również nie pomaga tej powieści, a gdy dodamy do tego raczej średni styl pisania autorek, otrzymamy powieść, której niestety nie mogę Wam polecić. Męczyłam się z tą książką niemal tydzień i jestem nią bardzo rozczarowana. Liczyłam zdecydowanie na więcej.
Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/08/kennedy-fox-tylko-nie-on-recenzja.html
Pandemia koronawirusa zaskoczyła nas w 2020 roku i ma wpływ na cały świat. Prawie półtora roku temu nie wiedzieliśmy, z czym się tak naprawdę wiązała, a w wielu krajach zapanował chaos. Brakowało podstawowego wyposażenia służby zdrowia, a koronawirus nadal znajduje się w fazie badań. Nie dziwi więc, że pandemia ma też wpływ na literaturę. Choć dotychczas nie spotkałam się z...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-08-17
2021-08-15
,,Srebrna łyżeczka" to piękna historia o wielkiej miłości, oddaniu i bólu, ale nie ma co ukrywać, że wiele jest w niej przede wszystkim złudzeń i marzeń. Cóż, z życia wiemy, że nie wszystko można naprawić, i nie wszyscy w naszym świecie są życzliwi. Świat wykreowany przez Witkiewicz to swego rodzaju utopia, marzenie. Trzeba jednak przyznać, że autorka ma tak lekkie i zarazem czułe pióro, że chce się w ten świat wierzyć i przeżywać z bohaterami kolejne rozterki. Kibicować im, i to nawet mimo tego, że nie są kryształowi i popełniają błędy. To chyba rzeczywiście magia. Nie pozostaje mi nic innego, jak sięgnąć po kolejną historię spod pióra tej autorki, a Wam szczerze ją polecić.
Za możliwość przeczytania tej powieści dziękuję Księgarni internetowej Inverso.
Całą recenzję przeczytasz na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/08/magdalena-witkiewicz-srebrna-yzeczka.html
,,Srebrna łyżeczka" to piękna historia o wielkiej miłości, oddaniu i bólu, ale nie ma co ukrywać, że wiele jest w niej przede wszystkim złudzeń i marzeń. Cóż, z życia wiemy, że nie wszystko można naprawić, i nie wszyscy w naszym świecie są życzliwi. Świat wykreowany przez Witkiewicz to swego rodzaju utopia, marzenie. Trzeba jednak przyznać, że autorka ma tak lekkie i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przyzwyczaiłam się już do tego, że Abby Jimenez w każdej swojej książce raczy nas historią skomplikowanej relacji. W poprzednich dwóch powieściach autorki nie brakowało elementów typowej relacji Friend Zone, ale w końcu ciężko byłoby, gdyby nie na tym opierały się powieści spod jej pióra, gdy nazwa całej serii ma w swoim założeniu opierać się na motywie ,,strefy przyjaźni". Tym razem autorka postanawia opowiedzieć nam historię wziętego prawnika i znanej youtuberki i influencerki, nad którą wisi widmo nieuleczalnej choroby. Jak to zwykle u Jimenez bywa, nie brakuje emocji i podskórnego lęku o losy głównych bohaterów. Problem jednak w tym, że książka przez cały czas nie trzyma poziomu.
Gdy do mieszkania Vanessy w środku nocy puka przystojny prawnik, dziewczyna znajduje się w kompletnej rozsypce. Nie może uspokoić swojej siostrzenicy, która nieustannie od kilku godzin płacze. Wkrótce ich relacja zaczyna się rozwijać, a im obojgu coraz trudniej będzie uciekać od tego, co ich łączy.
Główni bohaterowie od samego początku wzbudzają sympatię. Vanessa to młoda kobieta, która jest znaną youtuberką i influencerką. Stworzyła fundację, która zajmuje się badaniami nad nieuleczalną chorobą ALS, czyli stwardnieniem zanikowym bocznym, ludzie zaczepiają ją na ulicy i proszą o autograf, zwiedziła niemal cały świat. Jednak cały czas wisi nad nią widmo ALS. Istnieje ponad pięćdziesiąt procent szans, że posiada gen, który wywołuje tę chorobę, dlatego nie zamierza angażować się w związki. Nie chce, by ktoś cierpiał po jej śmierci i żył nieustannie w niepewności. Gdy pewnego dnia, do drzwi jej mieszkania puka zirytowany płaczem jej siostrzenicy Adrian Copeland, postanawia, że zostaną co najwyżej przyjaciółmi. Adrian to wzięty adwokat, który jest wspólnikiem w jednej z najlepszych kancelarii w mieście. Praca jest dla niego niemalże najważniejsza, jednak po bolesnym rozstaniu mężczyzna jest przybity. Dlatego, gdy poznaje bliżej Vanessę nie zamierza się angażować i przystaje na propozycję przyjaźni ze strony Vanessy. Jednak ich relacja zaczyna się coraz bardziej rozwijać, a opieka nad malutką siostrzenicą Vanessy zbliża ich do siebie coraz bardziej. Vanessa to dziewczyna, która jest sympatyczna, nie chce nikogo ranić, lubi mieć wszystko przemyślane i to mi się w niej nie podobało. Mimo wszystko miałam wrażenie, że ona nie chciała walczyć, i to chyba najbardziej mnie w niej denerwowało. Ona po prostu z góry zakładała, że coś jest niemożliwe, nawet nie przekonując się, że można spróbować coś zmienić. Co prawda rozumiałam nieco jej postępowanie. W końcu przez ALS straciła zarówno siostrę, jak i matkę, ale uważam, że mogła mimo wszystko zawalczyć, zamiast z góry czekać na najgorsze. Natomiast Adrian od początku był bardzo zaangażowany. Choć mogłoby się wydawać, że to z jego strony nie będzie reakcji, to w rzeczywistości zabiegał o Vanessę, starał się jej pomagać. Stawiał swoją pracę na pierwszym miejscu, ale pod wpływem rozwoju relacji z Vanessą widać było w nim zmianę. Stał się człowiekiem, dla którego liczy się coś więcej. Zresztą od samego początku widać, że pod bezwzględnym prawnikiem ukrywa się osoba, która potrzebuje bliskości i uczucia. W relacji naszych bohaterów mieszają się również rodzina Vanessy i pracownicy kancelarii, w której pracuje Adrian, ale nie są oni marginalni dla tej historii, ale zdecydowanie ją uzupełniają.
Autorka ma bardzo lekkie pióro, i to na tyle, że książkę czyta się bardzo płynnie i szybko. Nie brakuje tu zabawnych momentów, które wywołują w czytelniku śmiech, ale także takich trudniejszych, w których współczujemy bohaterom. Abby Jimenez podczas pisania tej historii inspirowała się działaniami Claire Wineland, która cierpiała na mukowiscydozę. Cała ta książka opiera się na strachu przed nieuleczalną chorobą. Kilka lat temu Ice Bucket Challenge opanowało internet i miało zwrócić uwagę na osoby cierpiące na ALS. Tym bardziej cieszy to, że autorka postanowiła w swojej książce zwrócić uwagę na tą chorobę. Miałam jednak wrażenie, że w pewnych momentach zachowanie Vanessy było dziwne. Nie rozumiałam, dlaczego nie chciała się badać i zakładała najgorsze. Oczywiście w książce zostały wyjaśnione te powody, ale dla mnie są prozaiczne. Sama książka również nie jest napisana w równy sposób. Choć dużo się tu dzieje, to miałam wrażenie, że początek był zdecydowanie lepszy niż końcówka, która moim zdaniem była lekko przesadzona, a na końcu nieco przesłodzona i zdecydowanie za szybko poprowadzona. Nie było tu rozkładu, a raczej wszystko skumulowało się na koniec. Ciekawym dodatkiem w tej książce jest to, że każdy rozdział zaczyna się od tytułu, który napisany jest w sposób przyciągający uwagę, tzn. tak jak pisane są tytuły w artykułach, tzw. ,,clickbaity". Urozmaica to powieść i sprawia, że z jeszcze większą ciekawością czytamy kolejne rozdziały.
,,Życie jest zbyt krótkie" to słodko-gorzka historia o strachu, bólu i uczuciach, która pokazuje nam, że życie trzeba czerpać pełnymi garściami. Abby Jimenez kolejny raz pokazuje nam, że prawdziwa miłość przetrwa wiele prób i to od nas zależy, czy damy jej szansę. Choć sama książka jest moim zdaniem bardzo nierówna pod względem fabularnym, to zwrócenie uwagi przez autorkę na chorobę ALS sprawia, że to opowieść o walce ze samym sobą i naszymi słabościami, strachem, wątpliwościami. Jeżeli szukacie powieści, która nie będzie prosta, ale za którą będzie krył się kalejdoskop uczuć, to śmiało możecie sięgać po najnowszą powieść Jimenez. Gwarantuje, że się nie zawiedziecie.
Całą recenzję przeczytacie na blogu http://mojswiatliteratury.blogspot.com/2021/11/abby-jimenez-zycie-jest-zbyt-krotkie.html
Przyzwyczaiłam się już do tego, że Abby Jimenez w każdej swojej książce raczy nas historią skomplikowanej relacji. W poprzednich dwóch powieściach autorki nie brakowało elementów typowej relacji Friend Zone, ale w końcu ciężko byłoby, gdyby nie na tym opierały się powieści spod jej pióra, gdy nazwa całej serii ma w swoim założeniu opierać się na motywie ,,strefy...
więcej Pokaż mimo to