rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

"Jedyne takie miejsce" to książka, w której już sama dedykacja skradła moje serce. Przeczytałam te kilka słów u dołu strony i zalała mnie fala ciepła, a gdy dotarłam do podziękowań, płakałam jak opętana. Ogólnie rzecz biorąc, wiele razy płakałam. Teraz siedzę z ogromnym bólem głowy spowodowanym płaczem i zarwaną nocą, ale mimo to mam w sobie tyle pozytywnych odczuć względem tej książki, że ciężko mi je wszystkie uporządkować i ubrać w sensowne słowa. Wystarczyło kilka stron, żebym ujrzała to tytułowe miejsce. Ujrzałam i pokochałam, jak kochali je bohaterowie. Mało tego, poczułam się częścią tej skromnej i pełnej ciepła rodziny. Pan Tadek tak bardzo przypominał mi ze sposobu bycia moja babcie, że z automatu otworzyłam serce na historię toczącą się w tej małej wiosce, wśród kojącego szumu lasu i codziennej rutyny. Spodziewałam się zwykłej powieści o dwójce zakochanych w sobie młodych ludzi, którzy muszą stawić czoła przeciwnościom losu, a dostałam coś o wiele, wiele więcej. Dostałam szybsze bicie serca, motyle w brzuchu, przystojnego chłopaka, uroczego małego człowieka, najwspanialszych dziadków pod słońcem i wyjątkową dziewczynę. Jednak sielanka mieszała małego z życiem prawdziwym i bezwzględnym, w którym łatwo trafić na rozczarowanie, zazdrość, cierpienie i żal. To wszystko kotłowało się we mnie przez kilka godzin czytania i uwierzcie, nieczęsto człowiek ma możliwość odczuwać aż tyle na raz, mnie zalała lawina uczuć i to było bardzo oczyszczające. W książkach ponad wszystko cenię sobie, gdy poruszają emocje i zmysły. Ta historia była idealna pod tym względem. Autorka ma talent do pisania zmysłowego, dzięki czemu całkowicie angażuje czytelnika w przedstawioną opowieść. Nie będę opowiadać o fabule i wątkach, bo nie chce Wam zabierać radości z odkrywania "Jedynego takiego miejsca". Nie muszę chyba pisać, że polecam tę książkę?❤️

"Jedyne takie miejsce" to książka, w której już sama dedykacja skradła moje serce. Przeczytałam te kilka słów u dołu strony i zalała mnie fala ciepła, a gdy dotarłam do podziękowań, płakałam jak opętana. Ogólnie rzecz biorąc, wiele razy płakałam. Teraz siedzę z ogromnym bólem głowy spowodowanym płaczem i zarwaną nocą, ale mimo to mam w sobie tyle pozytywnych odczuć względem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka "Siedmiu mężów Evelyn Hugo" to dość szczegółowe studium życia głównej bohaterki, która do świata filmu dostała się dzięki swej spektakularnej kobiecości oraz determinacji. Podczas wywiadu z dziennikarką Evelyn uchyla drzwi do swojego dawnego życia, tego prawdziwego, przefiltrowanego i oczyszczonego z krzywej interpretacji brukowców. Natomiast my, czytelnicy, siedzimy i pogrążamy się w zadumie nad przewijającą się na kartach książki opowieścią, a gwarantuję Wam, jest to opowieść na wskroś szczera i ludzka. Autorka tak przekonująco zaprezentowała postać Hugo, że chwilami zapominałam, iż jest postacią fikcyjną. Po ukończonej lekturze nie byłam jednak w stanie określić czy była ona bohaterką pozytywną, czy negatywną. Mam wrażenie, że to właśnie dlatego sprawiała wrażenie takiej autentycznej. Miała swoje wady, popełniała błędy, bywała bezwzględna i w żaden sposób nie była wyidealizowana, mowa tu o jej wnętrzu. Została wykreowana i przedstawiona tak, aby jej nie oceniać przez pryzmat czynów, a starać się zrozumieć jej postępowanie i motywy jakimi się kierowała.
W swojej historii Hugo przeprowadza nas przez swoje tytułowe siedem małżeństw objaśniając przy tym specyfikę tych relacji, poruszając przy tym kwestię szeroko pojętej dyskryminacji.


Fabuła książki obejmuje zdarzenia rozgrywające się w przeszłości, które dotyczą życia Hugo i te toczące się w teraźniejszości, w których udział bierze również m.in dziennikarka Monique. Oprócz tego głównego wątku, czyli wywiadu z Evelyn Hugo, pojawiła się drugi, który okazuje się być osią całej historii zawartej w książce. Po odkryciu sekretu Hugo poczułam się jakbym czytała thriller, a nie powieść obyczajową.


Na ten moment jestem w stanie powiedzieć, że to jedna z lepszych książek, które przeczytałam w tym roku. Nie budziła we mnie żadnych skrajnych emocji, mimo to nie potrafiłam się od niej oderwać. Styl i treść w tej powieści są na wysokim poziomie, a przesłanie szczere i wyraziste.

Książka "Siedmiu mężów Evelyn Hugo" to dość szczegółowe studium życia głównej bohaterki, która do świata filmu dostała się dzięki swej spektakularnej kobiecości oraz determinacji. Podczas wywiadu z dziennikarką Evelyn uchyla drzwi do swojego dawnego życia, tego prawdziwego, przefiltrowanego i oczyszczonego z krzywej interpretacji brukowców. Natomiast my, czytelnicy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

“Drugi Legion” to kolejny tom z serii “Tajemnice Askiru” autorstwa Richarda Schwartza. W tej części bohaterowie, którzy w pierwszym tomie ujarzmili burzę śnieżną wraz z jej twórcą, postanawiają opuścić gospodę i wyruszyć w drogę do Askiru. Pomysł ten zrodził się podczas rozmowy z mistrzem Kennardem, który dotarł do gospody zaraz po ustaniu zamieci. Swoimi słowami napełnił towarzyszy nadzieją i oznajmił, że istnieje szansa na dotarcie do Askiru i otrzymanie pomocy ze strony siedmiu królestw. Nadszedł czas, w którym bohaterowie muszą rozstać się z ciepłą, bezpieczną gospodą i ruszyć w zaplanowaną podróż. Jak pewnie przypuszczacie, nie wszystko idzie po ich myśli, a zamiast dotrzeć do Askiru, trafiają do Gasalabadu - miasta, w którym króluje przepych i szerzy się handel.

Richard Schwartz tym razem zabiera nas w podróż pełną przygód i niespodzianek. W historii nie brakuję zaskakujących zwrotów akcji, które często zmuszają bohaterów do podejmowania trudnych decyzji. Wiele razy podczas podróży napotykają przerażające istoty, które dybią na ich życie. Napięcie i skupienie, które im towarzyszy jest wręcz zaraźliwe. Na całe szczęście, na ratunek naszym zszarganym nerwom przychodzi moja ulubiona bohaterka, elfką Zokora, która skutecznie rozluźnia atmosferę swoimi ekscentrycznymi komentarzami i specyficznym zachowaniem.
Według mnie mroczna elfka już od pierwszego tomu dysponuje samymi fascynującymi cechami. W oczach Havalda jawi się jako piękna, odważna i pewna siebie istota, którą otacza aura tajemniczości. W tej części ujęła mnie jej relacja z Havaldem, która wkroczyła na poziom przyjaźni. Miałam wrażenie, że swoim przekomarzaniem wodzą mnie za nos i przyznam, że był moment, w którym zaczęłam oczekiwać, aż między nimi zaiskrzy. Czy tak się stało, tego nie zdradzę. Mimo to zapewniam Was, że ten wątek również mnie nie rozczarował. Pozostając jeszcze przy relacjach, dodam, że między dwójką głównych postaci pojawia się więź, która była, dla mnie, jak i dla nich, niemałym zaskoczeniem.

Miejsce akcji w “Drugim Legionie” nieustannie się zmienia, bohaterowie są w ciągłym ruchu, dzięki czemu wzrasta również dynamizm całej historii. Każdy przemierzony kilometr obfituje w coraz to niebezpieczniejsze zdarzenia, które nakazują im zwiększyć czujność. Atmosfera gęstnieje, gdy wychodzi na jaw, że po piętach depcze im wróg.

Richard Schwartz po raz kolejny udowodnił, że posiada wyjątkową umiejętność konstruowania niepowtarzalnych i wyróżniających się postaci. Obecna w książce stylizacja językowa przenosi nas w czasie i tworzy nastrój odpowiedni dla danej epoki. Dodatkowo warto wspomnieć o wątku fantastycznym, który towarzyszy nam począwszy od magicznych istot, kończąc na mocach, jakimi posługują się elfki, czy nawet sam ser Havald.

To tylko namiastka tego, co możecie odnaleźć w tej niesamowitej książce. Gwarantuję, że przeniesie Was do świata, w jakim jeszcze nie byliście. Dla mnie była świetnym odpoczynkiem od rzeczywistości. Mam nadzieję, że Wam też się spodoba.

“Drugi Legion” to kolejny tom z serii “Tajemnice Askiru” autorstwa Richarda Schwartza. W tej części bohaterowie, którzy w pierwszym tomie ujarzmili burzę śnieżną wraz z jej twórcą, postanawiają opuścić gospodę i wyruszyć w drogę do Askiru. Pomysł ten zrodził się podczas rozmowy z mistrzem Kennardem, który dotarł do gospody zaraz po ustaniu zamieci. Swoimi słowami napełnił...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pewnie nie będzie dla Was tajemnicą, że Joe Hill to syn Stephena Kinga. Ja zostałam skonfrontowana z tym faktem w momencie, kiedy wygooglowałam sobie biogram tego autora po ukończeniu lektury “Dziwnej pogody”. To pierwsza książka Hilla, po którą sięgnęłam i z pewnością nie ostatnia. Jest to zbiór czterech opowiadań na pierwszy rzut oka niepowiązanych ze sobą, w których poruszane są kontrowersyjne tematy wywołujące z reguły ogólne poruszenie i skrajne opinie, a część z nich zawiera elementy fantastycznonaukowe.

“Zdjęcie” to krótka historia młodego chłopaka, który jest typem bystrego introwertyka z predyspozycjami na wynalazcę. Michael Figlione pewnego dnia na swojej drodze spotyka byłą gosposię, która jak mu wiadomo, cierpi na zaniki pamięci. W obawie o jej bezpieczeństwo postanawia pomóc i odprowadzą ją do domu. Staruszka mówi chaotycznie i wspomina o swoim prześladowcy, który nieustannie robi jej zdjęcia. Chłopak traktuje wypowiedzi Pani Beukes z przymrużeniem oka, ponieważ jest świadom, że to kolejny objaw postępującej choroby. Kobieta ostrzega Michaela, aby uważał na fotografa. Jeszcze tego samego dnia Figlione staje oko w oko z Panem Polaroidem.

“Naładowany” to opowieść o wielokrotnym zabójstwie przedstawiona z kilku perspektyw. Kellaway jest ochroniarzem i podczas swojej zmiany staje się świadkiem strzelaniny w centrum handlowym. Sprawnie obezwładnia napastnika, starając się zapobiec większej tragedii i dzięki tej heroicznej postawie zostaje okrzyknięty lokalnym bohaterem. Całą sytuacją zaczyna interesować się miejscowa dziennikarka, która powoli wyciąga brudy ochroniarza, jednocześnie stawiając znak zapytania nad sprawą strzelaniny.

“Wniebowzięty” najbardziej odbiega od wszystkich opowiadań zamieszczonych w “Dziwnej pogodzie. Jest to relacja chłopaka o imieniu Aubrey , który w wyniku nieudanego skoku ze spadochronem trafia na myślący obiekt w kształcie chmury. Zostaje zawieszony kilka kilometrów nad ziemią, tylko on i jego spanikowane serce. Z każdym krokiem i myślą dokonuje coraz to ciekawszych odkryć dotyczących obiektu, na którym się znalazł.

“Deszcz” przypominał mi swoim charakterem swego rodzaju wizję apokaliptyczną. Nad Bourder zawisają chmury, z których spada lawina kryształowych gwoździ zamiast deszczu, niosąc ze sobą śmierć i spustoszenie. Lokalna sekta uznaje to zabójcze zjawisko pogodowe za pierwszy alarm przed apokalipsą, natomiast rząd dopatruje się w nim ataku terrorystów. Dla Honeysuckle Speck teraz jednak najważniejsze jest, aby przekazać informacje o śmierci swojej dziewczyny i jej matki ojcu, który od pierwszych śmiertelnych opadów nie odbiera telefonu. Pozostaje jej ruszyć w drogę pieszo z nadzieją, że zdąży się schronić przed kolejną falą krystalicznych igieł.

Joe Hill za pomocą tych krótkich opowiadań zaszczepił we mnie sympatię do nowel. Jestem zafascynowana tym, że w tak okrojonej formie można zawrzeć tak wiele. Poruszone tam zostały kwestie, które stanowią obiekt sporów od dawna. W swoich tekstach oscylował wokół rasizmu, ksenofobii, homofobii, czy sekt. Nie zabrakło tu również miejsca na historię niespełnionej miłości, czy abstrakcyjną opowieść o demonicznym aparacie fotograficznym. To wszystko ujęte w 4 krótkie minipowieści, które czyta się z zapartym tchem.

Jeśli miałabym wybrać opowiadanie, które najbardziej odcisnęło się w moim sercu to wskazałabym na to o tytule “Naładowany”. Wstrząsająca historia, w której problem ksenofobii ujęty jest z kilku punktów widzenia. Hill przez 166 stron trzymał mnie w napięciu, wielokrotnie zszokował, rozbudził nadzieję, a na sam koniec doprowadził do łez. Za pośrednictwem tej historii po raz kolejny w literaturze został poruszony problem nietolerancji i ciasnoty poglądów, który jest źródłem wszelkich konfliktów międzykulturowych. Autor w przejmujący sposób ukazał obłęd kryjący się za fasadą uprzedzeń i wywołał we mnie skrajnie negatywne emocje. Uważam, że to tekst istotny i naprawdę warto się z nim zapoznać, ponieważ, mimo iż nasza świadomość rośnie, to w społeczeństwie wciąż nie brakuje ludzi, którzy nie rozumieją, że nie mamy wpływu na miejsce, ani czas naszego urodzenia. Tych, którzy nie dostrzegają, że pod powierzchnią odmienności kryje się taki sam człowiek, godny szacunku i miłości.

Po przeczytaniu “Dziwnej pogody” jestem pewna, że będę częściej sięgać po tego typu zbiory opowiadań, ponieważ miałam wrażenie, jakbym błyskawicznie przeczytała cztery różne książki. To naprawdę zadziwiające, że wystarczy sto stron, aby wykreować intrygującą fabułę, pełnowymiarowych bohaterów i dodatkowo poruszyć kwestie moralne. Pierwsze spotkanie z twórczością Joe Hilla uważam za udane i jeśli jeszcze nie czytaliście “Dziwnej pogody” to zachęcam, ponieważ w tej gamie osobliwych historii z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie.

“Aż dziw, że ludzie tak szukają miłości, gdy się pojmie, ile wiąże się z tym lęku. To całkiem tak, jak kiedy po wygranej na loterii trzeba zapłacić podatki.”

“To co prawdziwe, poznawało się nie po nieskazitelności, lecz po niedoskonałościach.”

Pewnie nie będzie dla Was tajemnicą, że Joe Hill to syn Stephena Kinga. Ja zostałam skonfrontowana z tym faktem w momencie, kiedy wygooglowałam sobie biogram tego autora po ukończeniu lektury “Dziwnej pogody”. To pierwsza książka Hilla, po którą sięgnęłam i z pewnością nie ostatnia. Jest to zbiór czterech opowiadań na pierwszy rzut oka niepowiązanych ze sobą, w których...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

“Ostatni portret Melanii” Ewy Madeyskiej to historia dwójki znajomych, którzy wyruszają na poszukiwania Melanii Łuckiej. Igor Żurek, partner Melanii, niedzielny poranek wita w dość osobliwych okolicznościach, mianowicie budzi się otoczony śladami sobotniej imprezy. Po wstępnej ocenie sytuacji z pewnym niepokojem odnotowuje nieobecność Melanii, której z całą pewnością oświadczył się wczorajszej nocy. Postanawia powiadomić policję i doprowadzić się do porządku. Po wstępnych zeznaniach mężczyzna udaje się do żArtu, galerii sztuki, którą otworzyli w Dobroczyniu wspólnie z Melanią. Tam zastaje Nikolę Napiecek, która zajmuje się sprzedażą obrazów Żurka, po niełatwych negocjacjach dziewczyna postanawia pomóc zdesperowanemu mężczyźnie. W międzyczasie odkrywają, że posiadane przez nich informacje na temat Melanii znacznie się różnią. Co ukrywa tytułowa bohaterka i czy porzucony pierścionek zaręczynowy ma jakieś znaczenie? Odpowiedzi na te pytania i fenomenalną zabawę w bonusie odnajdziecie w pierwszym tomie trylogii “Ostatnie” Ewy Madeyskiej.

Nie będę owijać w bawełnę i już na samym początku napiszę, że to była jedna z lepszych książek, jakie ostatnio czytałam. Zarwałam noc dla Igora i Nikoli i nie żałuję, bo bawiłam się wybornie. Zacznę od tego, że historia jest niezwykle dynamiczna a dzieje się to za sprawą motywu drogi obecnego w książce. Bohaterowie są w nieustającej podróży, podczas której raz za razem natrafiają na rozmaite komplikacje. Dopełnieniem wartkiej akcji jest postać Nikoli, którą można opisać za pomocą trzech słów: zaradna, energiczna i zadziorna. Odniosłam wrażenie, że jest całkowitym przeciwieństwem Igora, który w moich oczach jawił się jako nieporadny, nieskomplikowany człowiek o pasywnym podejściu do życia. Do momentu poznania Melanii prowadził przeciętne życie w otoczeniu dwójki przyjaciół i swojej sztuki. Kobieta wzięła go pod swoje skrzydła i w pewnym sensie nadała jego życiu właściwy kształt.

W fabule nie zabrakło napięcia, które budowane jest za pomocą zainicjowanych przez autorkę kryzysowych sytuacji. Pojawia się również konflikt wewnętrzny, który panoszy się jak huragan i rozsiewa wątpliwości w umyśle bohatera. Jednak dla mnie najistotniejszą cechą tej książki jest realizm. Sama fabuła może nie należy do tych realistycznych, jednak niektóre sceny, tło wydarzeń czy bohaterowie są tak doskonale wykreowane i tak polskie, że miałam wrażenie, jakbym słuchała relacji znajomego, a nie czytała powieść.

Książka przesiąknięta jest pozytywnym nastrojem i komicznymi sytuacjami. Niesamowite jest to, że Ewa Madeyska za pomocą humoru potrafiła te ponure kwestie pokazać zupełnie z innej perspektywy. Autorka dzięki temu stworzyła inteligentnych bohaterów, którzy nawet najgorszej sytuacji potrafili stawić czoła i do życia podchodzili z dystansem. To właśnie za sprawą tego nietuzinkowego poczucia humoru Ewa Madeyska trafiła na listę moich ulubionych autorów. Uwielbiam dowcipnych pisarzy, ponieważ dzięki nim sama zmieniam swoje spojrzenie na sprawy, które spędzają sen z powiek.

“Ostatni raz palił w szóstej klasie. Tak, żeby ojciec zobaczył. Tak, żeby się rozgniewał. Tak, żeby okazał prawdziwe emocje i sprał Igorowi tyłek. Nigdy wcześniej i nigdy później Igor nie był tak blisko z ojcem.”

“Promocja – westchnął. – Najmłodsza religia, a wyznawców ma więcej niż chrześcijaństwo.”

Gdy przewróciłam ostatnią stronę, zamknęłam oczy i pomyślałam, że to książka, która w 100% trafiła w mój gust. Będę ją wspominać i polecać komu się da, bo o takich tytułach trzeba mówić. Jestem wdzięczna za takich autorów, bo to dzięki nim mam ochotę sięgać po książki.

“Ostatni portret Melanii” Ewy Madeyskiej to historia dwójki znajomych, którzy wyruszają na poszukiwania Melanii Łuckiej. Igor Żurek, partner Melanii, niedzielny poranek wita w dość osobliwych okolicznościach, mianowicie budzi się otoczony śladami sobotniej imprezy. Po wstępnej ocenie sytuacji z pewnym niepokojem odnotowuje nieobecność Melanii, której z całą pewnością...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chcę się z Wami podzielić moimi wrażeniami związanymi z lekturą książki japońskiego autora Keigo Higashino. “Cuda za rogiem” to pozycja o dobrze przemyślanej fabule zebrana w kilka opowiadań, w których różni bohaterowie opisują swoje historie. Każda z opowieści jest zupełnie inna i ukazuje problemy dotyczące różnorodnych aspektów życia. Istnieje jednak pewne ogniowo, które spaja wszystkie te wątki ze sobą, tworząc nierozerwalną sieć powiązań. Tym pomostem między bohaterami jest Wielobranżowy Sklep Namiya, w którym oprócz towaru można nabyć również bezcenną radę.

Akcja książki rozgrywa się na różnych płaszczyznach czasowych, wydarzenia obejmują obszar Japonii. Jeśli miałabym określić czas właściwy, to powiedziałabym, że składa się on na relację złodziei, którzy dziwnym zrządzeniem losu znaleźli się w opuszczonym sklepie Namiya akurat w 33 rocznicę śmierci właściciela. Niebawem odkrywają, że do sklepu napływają listy z prośbami o poradę, natomiast oni poruszeni treścią postanawiają okazać wsparcie i odpowiadają nadawcy. Wkrótce poznają szokującą prawdę, ponieważ wygląda na to, że listy wysyłane są z przeszłości.

Przyznam, że na samym początku miałam dość mieszane uczucia co do całej historii. Nietutejsze nazwiska jeszcze pogarszały sprawę, ponieważ miałam wrażenie, że przez nie stworzyłam sobie niewidzialną barierę, która blokowała mi możliwość wczucia się w fabułę. Przełom nastąpił, kiedy zaczęłam odkrywać powiązania między losami bohaterów. Dopiero wtedy spłynął na mnie przekaz, jaki zawarł autor w tej cudownej książce. Od tego momentu pochłaniałam każde zapisane słowo ze wzmożoną uwagą.

Moje serce skradły dwie postaci, jedną z nich jest właściciel sklepu Youji Namiya. Odniosłam wrażenie, że to bohater na wskroś dobry i szlachetny, kierujący się w życiu prawdą i zasadami moralnymi. Nie potępiał ludzi zwracających się do niego z prośbą o radę, lecz w zależności od problemu próbował zachęcić ich do zmian, czy pogodzenia się z rzeczywistością. Korespondencja między panem Namiya i ludźmi proszącymi o pomoc stanowi świetny obraz całego procesu podejmowania trudnych decyzji. Mamy tu różne przypadki, jednak w każdym liście widać, że zazwyczaj zwracając się o wskazanie właściwego kierunku bohaterowie już w pewnym sensie podjęli decyzje. Często szukali tylko potwierdzenia i słów otuchy.

Na temat drugiej postaci nie powiem Wam nic, ponieważ zdradziłabym o wiele za dużo. Nadmienię tylko, że choć nie pojawia się często w książce, to wpływ na losy bohaterów ma ogromny.

Narracja książki prowadzona jest za pośrednictwem trzecioosobowego narratora, który ukrywa się za światem przedstawionym i za uczestnikami wydarzeń. Wnioski na temat bohaterów czytelnik wyciąga na podstawie obserwacji ich reakcji na rzeczywistość, ponieważ w treści jest niewiele fragmentów dotyczących analizy przeżyć wewnętrznych postaci.

Kończąc, wspomnę również o tym, że przy lekturze “Cudów za rogiem” towarzyszyło mi to trudne do opisania uczucie, które napełniało mnie przekonaniem, że trzymam w rękach wartościową i ważną pozycję. Kolejny raz moja intuicja mnie nie zawiodła. To zdecydowanie jedna z tych książek, w których najlepsze ujawniane jest na koniec. Ta, którą zamykasz ze łzami w oczach i uciskiem w gardle. Całość dopełnia nadnaturalna aura panująca w obrębie sklepu Namiya, która wynosi treść tam zawartą na wyższy, metafizyczny wymiar. Keigo Higashino pomaga nam dostrzec, że nasze czyny i decyzje mają swoje następstwa w przyszłości.

Chcę się z Wami podzielić moimi wrażeniami związanymi z lekturą książki japońskiego autora Keigo Higashino. “Cuda za rogiem” to pozycja o dobrze przemyślanej fabule zebrana w kilka opowiadań, w których różni bohaterowie opisują swoje historie. Każda z opowieści jest zupełnie inna i ukazuje problemy dotyczące różnorodnych aspektów życia. Istnieje jednak pewne ogniowo, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziś przygotowałam dla Was parę słów na temat debiutanckiej powieści Patrycji Kuczyńskiej i Moniki Rępalskiej pt. “Płonący lód”. Jest to erotyk z fabułą powszechnie używaną w książkach New Adult, czyli historia dwójki młodych ludzi, których znajomość rozkwita podczas roku akademickiego, a tłem ich perypetii są studenckie imprezy. Główna bohaterka Lexi już na samym początku fabuły ma tę wątpliwą przyjemność poznania Knoxa. Aroganckiego i despotycznego kolesia, któremu wszyscy się kłaniają. Bohaterka najwidoczniej przyciąga go do siebie jakąś niewytłumaczalną siłą, ponieważ ten bez wyraźnego powodu wpada na nią i zaczyna jej grozić. Mimo że sytuacja jest bardzo dziwna i dość przerażająca to między bohaterami rozpala się płomień pożądania. Ten incydent jest idealnym odwzorowaniem całej znajomości Lexi i Knoxa, która od momentu ich pierwszego spotkania polega na słownych i cielesnych przepychankach przeplatanych falami namiętności.

Fenomen takich książek tkwi w tym, że choć człowiek przebrnął przez setki podobnych historii, to wciąż sięga po kolejne. Myślę, że dzieje się tak, ponieważ poruszają one kwestie bardziej intymne, o których wstydzimy się głośno mówić. Pobudzają naszą wyobraźnię i sprawiają, że możemy wejść w buty bohaterów, chłonąć ich emocje, przeżywać wzloty i upadki. To trochę tak jakbyśmy zyskali życie w bonusie.

Narratorami książki są naprzemiennie Lexi i Knox, mamy tu do czynienia z narracją pierwszoosobową. O ile w przypadku dziewczyny ta forma się sprawdziła, to gdy tylko głos zabierał Knox, z niecierpliwością czekałam końca jego kwestii. Muszę przyznać, że pierwsze rozdziały, sam na sam z myślami tego egocentrycznego aroganta były nie do zniesienia. Niestety mam w sobie ten złośliwy gen, który każe kobietom podążać za takimi typami jak Knox. Oficjalnie go nienawidziłam, ale skrycie czekałam na jego kolejny ruch. Jak to zwykle w takich książkach bywa, nasz bohater pod koniec fabuły ściąga maskę tyrana i ostatecznie zyskuje przy bliższym poznaniu.

Lexi od samego początku pokazuje pazury i nie daje się zastraszyć. Nie wzruszają jej groźby rzucane przez chłopaka. Choć wielokrotnie przed nim ucieka, szybko otrzepuje się z porażki, przygotowując w myślach kolejną zemstę. Dziewczyna przez swoją postawę i zaciętość jeszcze mocniej intryguje Knoxa osiągając przez to efekt odwrotny od zamierzonego. Zamiast go zniechęcić, jeszcze bardziej go prowokuje.

W książce pojawia się również wątek poboczny, dotyczący relacji ojciec – syn. Śledząc stosunki Knoxa i jego ojca poznajemy czynniki jakie miały wpływ na kreacje charakteru chłopaka. Można by rzec, że jego zachowanie w pewnym sensie było uzasadnione, aczkolwiek nie da się go w żaden sposób usprawiedliwić.

“Płonący lód” to lekka lektura, która sprawdzi się w te gorsze dni, kiedy chcemy na chwilę zapomnieć o świecie nas otaczającym i przenieść się tam, gdzie przeżyjemy coś nowego. Książka napisana poprawnie i przystępnie, co sprawia, że czyta się ją błyskawicznie. Mimo tego, iż czasami irytowało mnie zachowanie bohaterów, to znalazłam w niej to, czego szukam w tego typu literaturze.

Dziś przygotowałam dla Was parę słów na temat debiutanckiej powieści Patrycji Kuczyńskiej i Moniki Rępalskiej pt. “Płonący lód”. Jest to erotyk z fabułą powszechnie używaną w książkach New Adult, czyli historia dwójki młodych ludzi, których znajomość rozkwita podczas roku akademickiego, a tłem ich perypetii są studenckie imprezy. Główna bohaterka Lexi już na samym początku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Johnann Richard Hell przybył do Paryża, aby zdobyć tytuł doktora. Jednak mimo trzyletniego pobytu w mieście wciąż nie ma planu na swoją pracę doktorską. Czynnikiem motywującym dla Joriego okazuje się przyjazd przyjaciela z rodzimej Szwajcarii. Podczas rozmowy z Paulem przypomina sobie, dlaczego wybrał się na studia medyczne. Obu mężczyzn w kierunku psychiatrii popchnęła choroba Pauline, siostry Paula. Mimo upływu tych kilku lat Jori wciąż wierzy, że ich wspólna, zwyczajna przyszłość jest możliwa. Taka, w której nie będzie miejsca na czujne spojrzenia lekarzy i kolejne eksperymenty. Ma nadzieję, że dzięki przebytej praktyce w jednym z najbardziej cenionych szpitali zyska odpowiednie doświadczenie i umiejętności, które pozwolą mu odkryć metodę na poskromienie zaburzeń, z jakimi zmaga się jego ukochana. Obraz, który sobie tak dokładnie wykreował, szybko stracił wyraz po otrzymaniu informacji, jakimi zasypał go Paul. Jori uświadamia sobie, że ma za mało czasu, aby marnować go dodatkowo na bezczynne czekanie i bierne obserwacje. Tymczasem do szpitala trafia Runa, mała dziewczynka, której mimo starań lekarzy, wciąż nie postawiono diagnozy. Młoda pacjentka przejawia bardzo agresywne zachowania, jednocześnie nie okazując przy tym żadnych uczuć. Jej przypadek stanowi zagadkę, a Jori w nagłym przepływie odwagi zgłasza się na ochotnika do przeprowadzenia operacji na otwartym mózgu dziewczynki. Zabieg ten ma być dla studenta przepustką do uzyskania tytułu doktora. Nie wolno nam jednak zapomnieć, Runa również skrywa historię, którą chciałaby się z nami podzielić.


Książka Very Buck według mnie gatunkiem oscyluje między thrillerem a horrorem. Patrząc pod kątem fabuły bardziej, ma się ku temu pierwszemu, natomiast biorąc pod uwagę klimat i samą postać Runy widać tu elementy charakterystyczne dla literatury grozy. Akcja toczy się w Paryżu, jednak w treści pojawiają się wstawki z przeszłości odgrywające się w Szwajcarii, które stanowią element uzupełniający historię Joriego. Co za tym idzie czas akcji również, można podzielić na ten właściwy i ten z retrospekcji bohatera.


Narracja w „Runie” zmienia się w zależności od tego, z jaką postacią mamy akurat do czynienia. Narracja trzecioosobowa jest obecna w przypadku fragmentów odnoszących się do Joriego, Lecoqa, Frederica i Gerarda. Odstępstwo od tej metody pojawia się przy postaci Maxima, który najwyraźniej jest autorem całej historii. To jedyne rozdziały, w których pojawia się pierwszoosobowa narracja. Autorka uzyskała oryginalny efekt dzięki wprowadzeniu drugiego narratora. Przedstawiona historia wzbogaciła się przez to o bezpośrednie refleksje, myśli i emocje bohatera.


Powieść podzielona jest na sześć części, w których skupia się kilka istotnych wątków. Dodatkowo trzeba nadmienić, że autorka stworzyła dość różnorodną galerię bohaterów, wliczając w to również tych epizodycznych. Nawet te mało istotne postaci uformowała tak, aby nie zaginęły w tłumie.
Będę z Wami szczera i przyznam, że do połowy książki czułam lekkie rozczarowanie w związku z tym, że kwestia Runy jest tak oględnie potraktowana. Tak bardzo zaintrygował mnie jej przypadek, że doszukiwałam się wzmianek o niej na każdej z czytanych stron. Wielkim zaskoczeniem dla mnie było to, że gdy zamknęłam książkę, to stwierdziłam, że nie mogło być inaczej. Nie zmieniłabym nic w tej historii. Vera Buck słowami namalowała nam przerażający obraz przedstawiający początki psychiatrii. Między rzeczywistymi postaciami umiejętnie osadziła te fikcyjne, a różnica między tymi dwiema grupami była niedostrzegalna. Mamy tu również przykład naprawdę świetnie skomponowanej zagadki. Pojawiają się ofiary, natomiast znalezione ślady nie są jednoznaczne i sugerują kilka rozwiązań. Autorka perfekcyjnie manipuluje uczuciami czytelnika. Przez to, że całą sprawę obserwujemy z kilku różnych perspektyw, rodzi się w nas konflikt, stajemy przed dylematem: ufać sercu, czy rozsądku.


Teraz przejdę do najistotniejszej dla mnie kwestii, mianowicie atmosfery panującej w książce Very Buck. Już sam prolog daje nam przedsmak tego, na co natkniemy się czytając „Rune”. Autorka przez pozornie zwykłe opisy potrafi sprawić, że włos się jeży na głowie, a nocne czytanie przestaje być optymistyczną wizją. To nie jest lektura, przy której można się zrelaksować, wręcz przeciwnie, to historia, która pobudza percepcję i napędza wyobraźnię. Szczegółowe i drastyczne opisy przeprowadzanych eksperymentów powracały do mnie w formie makabrycznych obrazów jeszcze długo po zamknięciu książki. Dopełnieniem mrocznej atmosfery jest sama Runa, którą obserwujemy oczami bohaterów. Każdy z nich widzi w niej wynaturzoną istotę, której nie da się już w żaden sposób pomóc. Jedynie Jori dostrzega, że gdzieś pod powłoką obłędu kryje się skrzywdzone dziecko.


Tak wiele jeszcze dałoby się powiedzieć o powieści Very Buck, myślę jednak, że ten czas lepiej przeznaczyć na lekturę książki i sprawdzenie co jeszcze skrywa ten intrygujący tytuł. Gwarantuje Wam, że warto, ponieważ ostatecznie historia ta porusza bardzo ważną kwestię. Alarmuje i przypomina, że natura ludzka kryje w sobie również ciemne strony, a poczucie władzy może doprowadzić do zatracenia hamulców moralnych.

Johnann Richard Hell przybył do Paryża, aby zdobyć tytuł doktora. Jednak mimo trzyletniego pobytu w mieście wciąż nie ma planu na swoją pracę doktorską. Czynnikiem motywującym dla Joriego okazuje się przyjazd przyjaciela z rodzimej Szwajcarii. Podczas rozmowy z Paulem przypomina sobie, dlaczego wybrał się na studia medyczne. Obu mężczyzn w kierunku psychiatrii popchnęła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dawn Edwards stara się wyrzucić z pamięć przykre wspomnienia z dawnego życia. Z trudem ignoruje powracające wizje, których głównym bohaterem jest jej były chłopak Nate. Dziewczyna z całego serca pragnie uwolnić się od przeszłości i zacząć układać swoje życie na nowo, jednak ból drzemiący w jej sercu utrudnia wszelkie próby powrotu do normalności. Ogromnym wsparciem dla Dawn jest jej przyjaciółka Allie, którą poznała na zajęciach integracyjnych. Mimo tego, że połączyła je bardzo wyjątkowa więź, dziewczyna nie jest w stanie wyjawić całej prawdy na temat rozstania z byłym chłopakiem. Dawn ma jeszcze jedną tajemnicę, którą skrywa przed światem niczym cenny skarb.

Spencer to atrakcyjny i czarujący chłopak, który należy do paczki Allie i Kadena. Robi wszystko, aby Dawn zgodziła się z nim umówić. Dziewczyna zaimponowała mu już na samym początku znajomości, a on nie poddaje się tak łatwo. Jedyny problem to przeszłość, która dosięga go na każdym kroku.

“Trust Again” to kontynuacja serii Mony Kasten, ktorą rozpoczęła książka “Begin Again”. Jeśli jeszcze nie czytaliście pierwszej części, zachęcam Was do zapoznania się z nią, na blogu również możecie znaleźć kilka słów na temat pierwszego tomu. Choć w kontynuacji zmieniają się postaci, na których skupia się akcja, to istnieje pewne powiązanie z poprzednim tomem, dlatego myślę, że warto najpierw zapoznać się z “Begin Again”, tym bardziej że oba tomy czyta się bardzo szybko.

W tej części głównymi bohaterami są Dawn i Spencer, to ich historia jest tym razem wyeksponowana. Allie i Kaden również mają swój udział w wydarzeniach, a cała grupa stanowi zgraną paczkę przyjaciół, w której wszyscy mogą na sobie polegać. Głos w tym przypadku zabiera Dawn i to z jej perspektywy opowiedziana jest fabuła, dzięki temu mamy dostęp do jej uczuć i myśli, obserwujemy świat jej oczami. Autorka wnikając w lęki i pragnienia głównej bohaterki, nawiązuje z czytelnikiem silna więź, dzięki której łatwiej nam współodczuwać wszelkie emocje, jakie drzemią w dziewczynie. Niemniej jednak analizując jej zachowanie i pobudki, jakimi się kieruje, muszę stwierdzić, że daleko jej do fascynującej bohaterki. Sprawia wrażenie kruchej, bezbronnej istoty, która za wcześnie weszła w dorosłe życie. Bardzo często przyłapywałam się na tym, że było mi jej żal i miałam ochotę się o nią zatroszczyć. Na całe szczęście w książce pojawił się ktoś, kto przejął rolę opiekuna, a był nim Spencer Cosgrove. Całkowite przeciwieństwo Dawn. Chłopak odznaczał się silnym charakterem i charyzmą, jednak z biegiem wydarzeń dowiadujemy się, że to tylko maska, którą stara się przykryć swoje lęki.

“Trust Again” w porównaniu z pierwszą częścią jest według mnie utrzymana w klimacie bardziej romantycznym. Napięcie krążące między Dawn i Spencerem jest wyczuwalne i wyraźnie widać, że chemia działa tu na odpowiednim poziomie. Jednak ich charaktery i styl bycia tworzą wokół nich tkliwą aurę. Uwodzenie, które stosuje Spencer, jest subtelne i nieuciążliwe, co uważam za duży plus. Sceny erotyczne ujęte w fabule są umiejętnie wplecione i wyważone. Autorka kontynuowała ten schemat z pierwszego tomu i pokazała jak zachować równowagę między uczuciami a pożądaniem. Podobało mi się to, że Mona Kasten potrafiła prowadzić grę wstępną za pośrednictwem dialogu, nieplanowanego dotyku, czy ukradkowych spojrzeń.

Ostatnią kwestią, która chciałabym poruszyć, są problemy z przeszłości, które nawiedzają oboje bohaterów. Pokazane jest tu jak ogromny wpływ na nasze życie, mają przykre wydarzenia. Radosne chwile są bardzo ulotne, a ból i lęk związany z porażkami potrafi towarzyszyć nam wiele lat. Dawn i Spencer uczą się jak pokonać demony przeszłości, które paraliżują ich życie.

“Trust Again” to powieść, którą czyta się jednym tchem. Mona Kasten kolejny raz udowodniła, że można książkę z rodzaju New Adult napisać z wyraźną kulturą i subtelnością. Polubiłam jej styl i choć to lekka lektura z tych na jedną noc, to i takich czasem mi potrzeba.

Dawn Edwards stara się wyrzucić z pamięć przykre wspomnienia z dawnego życia. Z trudem ignoruje powracające wizje, których głównym bohaterem jest jej były chłopak Nate. Dziewczyna z całego serca pragnie uwolnić się od przeszłości i zacząć układać swoje życie na nowo, jednak ból drzemiący w jej sercu utrudnia wszelkie próby powrotu do normalności. Ogromnym wsparciem dla Dawn...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W dzisiejszym wpisie mam okazję podzielić się moimi wrażeniami związanymi z książką pt. “Kirke” Madeline Miller. Jest to opowieść o córce Heliosa (boga słońca) i Perseis (nimfy morskiej). Kirke miała również rodzeństwo, siostrę Pazyfee, oraz braci Ajetesa i Persesa. Na samym początku nakreślone zostają nam wydarzenia, które ukształtowały przedstawiony w książce stan świata bogów. Pozyskujemy informacje o wojnie, jaką stoczyli między sobą i o tym, jak wpłynęła na ich nieśmiertelne życia. Autorka umiejętnie wprowadza nas między zastępy bogów i pomniejszych bóstw ukazując ich codzienność. W złotym pałacu Heliosa na świat przychodzi Kirke, która już od samego początku uznawana jest za dziwadło. Bogom przeszkadza jej skrzeczący głos i oczy barwy słońca. Jest obiektem nieustających szyderstw ze strony swego rodzeństwa i matki, lecz mimo żalu, który wypełnia jej serca, znosi wszystko bez słowa skargi. W końcu nimfa uczy się jak wykorzystywać swoją bezbarwność, wtapia się w tło i nadstawia uszu. Jest świadkiem wielu narad, a to powoduje, że zmienia się jej spojrzenie na życie, które ją otacza. Zauważa wady bogów i w głębi serca zaczyna się buntować. To w jaki sposób jest postrzegana, sprzyja jej celom, ponieważ nikt nie podejrzewa istoty tak przeciętnej i nic nieznaczącej w świecie utalentowanych bóstw.

Madeline Miller za pośrednictwem tej niezwykłej historii rozbudziła moją wyobraźnię i sprawiła, że zapragnęłam porzucić swoje dotychczasowe, zwyczajne życie i przenieść się do świata mitycznych bohaterów. Jej styl posiada głębię, która wyraźnie wpływa na odbiór książki. Sposób, w jaki opisuje wydarzenia, myśli bohaterki i otaczającą ją rzeczywistość oddziałuje na wszystkie zmysły. Zauważyłam również, że obecny tu był pewien wzorzec ujawniający się w zakończeniach rozdziałów. Autorka zamykała je wymownymi sentencjami, które były spuentowaniem danego fragmentu. Język użyty w “Kirke” jest ubarwiony figurami stylistycznymi, dzięki czemu obraz staje się plastyczny i łatwiejszy w odbiorze. Zawarte tu opisy nie nużą, wszystko jest skomponowane na miarę, tak aby czytelnik mógł poddać się rytmowi narzuconemu przez autorkę.

Mitologia stanowi ogromne źródło inspiracji dla literatury i sztuki, ale mam wrażenie, że to właśnie mitologia grecka ma największy udział w kulturze. Madeline Miller w swej książce oddała głos Kirke – nieśmiertelnej nimfie, która uznawana była za czarownicę. To ona była naszą przewodniczką przez świat mitów, który już znamy. Główna bohaterka została wyposażona w prawidłowy system wartości i mimo że wiele razy popełniała błędy, to brała za nie pełną odpowiedzialność. Wśród bogów, którzy mimo swych cudownych mocy nie przejawiali altruistycznych cech, Kirke została przedstawiona jako postać bardziej łaskawa, zdolna wykrzesać z siebie ludzkie uczucia.

“Naprawdę bałam się stworzeń tego pokroju? Naprawdę zmarnowałam tysiąc lat, przemykając chyłkiem jak myszka? Teraz rozumiałam źródło śmiałości Ajetesa, wyniosłego niczym górski szczyt, stojącego przed obliczem ojca. Kiedy odprawiałam czary, czułam się równie ważna i potężna.”

Mimo że w przypadku tej książki mamy do czynienia z bohaterami mitycznymi to sprawiają wrażenie realnych, z krwi i kości. Pokazana jest tu droga przemiany Kirke, która z pospolitej nimfy przeistoczyła się w potężną, pewną siebie czarownicę. “Kirke” to ciekawa, pełna poetyckich obrazów historia, która została napisana sprawnie i oryginalnie. Angażuje czytelnika i zamyka w świecie mitycznych potworów i bogów. Dzięki swej niezwykłości odrywa od rzeczywistości i daje wytchnienie.

W dzisiejszym wpisie mam okazję podzielić się moimi wrażeniami związanymi z książką pt. “Kirke” Madeline Miller. Jest to opowieść o córce Heliosa (boga słońca) i Perseis (nimfy morskiej). Kirke miała również rodzeństwo, siostrę Pazyfee, oraz braci Ajetesa i Persesa. Na samym początku nakreślone zostają nam wydarzenia, które ukształtowały przedstawiony w książce stan świata...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia Króla Artura od bardzo dawna stanowi ogromną bazę materiałową dla literatury i kinematografii. Legendy arturiańskie pobudzają wyobraźnię, natomiast fakt, że o rzeczywistym istnieniu bohatera i władcy Brytów wiemy niewiele, co sprawia, że teorie i domniemania rodzą się same. Nam pozostaje jedynie szukanie dowodów i prawdy, której i tak pewnie nigdy nie poznamy, ponieważ historia ta sięga bardzo odległych czasów. Mimo to ogromnie cieszę się, że autorzy wciąż czerpią z tego źródła inspiracji i tworzą takie dzieła jak “Mgły Avalonu”.

Marion Zimmer Bradley to autorka m.in. obszernej powieści, w której legenda o Królu Arturze opowiedziana jest z perspektywy kobiet. Jej pierwsze wydanie ukazało się w 1993 roku, a w 2001 roku ukazała się ekranizacja “Mgieł Avalonu”.

Z początkiem książki zostajemy wprowadzeni w życie Igriany, która w wieku 15 lat została wydana za mąż za kornwalijskiego Diuka Gorloisa i zamieszkała w zamku w Tintagel. W czasach, gdy jej mąż walczył z saksońskimi barbarzyńcami u boku Najwyższego Króla Brytanii, ona wychowywała swoją córkę Morgiane, oraz swoją młodszą siostrę - trzynastoletnią Morgause. To tu, jej starsza siostra Viviana - Pani Jeziora, przekaże jej przepowiednie, która wkrótce diametralnie odmieni jej los. W toku fabuły zmieniają się osoby relacjonujące wydarzenia. Obraz życia Igriany przeplatany jest z historią Viviany, śledzimy również losy Morgause, królowej Gwenifer, oraz samej Morgiany. Choć opis Igriany był tylko krótkim wstępem do wydarzeń, które miały dać życie legendzie, to dla mnie właśnie ten krótki epizod zawierał największą wartość emocjonalną. Co nie znaczy, że dalsza część nie wywoływała we mnie żadnych emocji.

Cała książka przesiąknięta jest tym niezwykłym i magicznym tonem, który niesamowicie pobudza zmysły podczas czytania. Duży wpływ na to ma Avalon, który jest skupiskiem magii. Właśnie na tej celtyckiej wyspie, która nazywana była krainą umarłych, wyznawany był kult bogini. Nieskazitelne ziemie we mgle stanowią dom dla kapłanek, kapłanów, druidów, oraz czarownego ludu. Są ośrodkiem wielu starych obrządków, a czas płynie tam w zupełnie innym tempie.

Głównym motywem i najobszerniej opisanym jest wiara. To ona jest zapalnikiem wielu wydarzeń i czynnikiem poróżniającym ludzi. Z jednej strony mamy stare wierzenia, które wciąż jeszcze kultywowane są przez wielu ludzi, a z drugiej nadciąga fala księży ze swoimi dogmatami i wiarą w jednego Boga.

“- A jeśli ludzie nie będą wierzyli w więcej niż jedno życie - zaprotestowała wstrząśnięta Igriany - to jak uniknąć rozpaczy? Jaki sprawiedliwy Bóg stworzyłby niektórych ludzi biedakami, a innych możnymi i szczęśliwymi, gdyby jedno życie było wszystkim, co jest im dane?”

Jak wszyscy wiem, religia często potrafi być przyczyną wielu konfliktów. Mimo wszystko, to wiara od najmłodszych lat ma wpływ na nasz światopogląd i na kształtowanie wartości moralnych. W “Mgłach Avalonu” autorka bezbłędnie ukazuje, jak wyznanie kształtuje nasze życie. Pogrążając się w lekturze nie trudno nie dostrzec pewnej obsesyjności, która kierują się bohaterowie. Widać to w ich myślach i czynach. Chrześcijanie, jak i wyznawcy starej wiary dla swych bogów wszczynają spory i zabiją. Błądzą, szukając prawdy. Doskonale widać to na przykładzie historii Morigany. Kapłanka Avalonu, następczyni Pani Jeziora kroczyła ścieżkami usłanymi cierpieniem, nie tylko swoim. Często ofiarami jej przekonań byli ludzie najbliżsi jej sercu. W imię swej wiary była zdolna poświęcić ich życie.

Dla kontrastu i porównania tych dwóch nurtów religijnych w fabule dokładnie przedstawiona została postać królowej Gwenifer, która była trwożliwą wyznawczynią wiary Chrześcijańskiej. Przeciwstawienie tych dwóch bohaterek, Morgiany i Gwenifer, właściwie odegrało swoją rolę.

“- Ale w cokolwiek wierzą, ich przekonania zmieniają kształt tego świata, nie tylko duchowo, ale także na płaszczyźnie materii.”

Jak już wcześniej wspomniałam w historii pojawiają się również Morgause, która miała bardzo zdystansowane podejście do religii, a swe życie opierała na coraz to nowszych intrygach i romansach. Była panią swojego losu i wierzyła, że tylko ona ma wpływ na to, jak będzie wyglądać jej przyszłość.

“Czy ona, tak jak ja, przeżyje całe swe życie, nosząc w piersi martwe serce?”

W książce nie brakuje również wątków miłosnych. Pojawia się nawet pewien trójkąt miłosny, a wtajemniczeni z pewnością wiedzą, którzy bohaterowie biorą w nim udział. Jak już wcześniej wspomniałam, za sprawą Morgause fabuła obfituje w różne knowania i afery. Mimo tej obszernej treści, jaka zawarta jest w tej książce, nie czułam znużenia, ani nie towarzyszyło mi wrażenie, że historia się przeciąga. Autorka stworzyła niezaprzeczalne dzieło i fakt ten ujawnia się na każdej ze stron.  

Na koniec chciałam jeszcze dodać, że choć to legenda o Królu Arturze, to przez to, iż autorka w tym przypadku udzieliła głosu kobietom, cała historia przybrała bardzo delikatną formę. Oszczędziła nam krwawych opisów bitew i ukazała wydarzenia subtelnie, wręcz duchowo.

“Mgły Avalonu” to książka o świecie, w którym zaciera się granica między wiarą, a fanatzymem. Powieść, w której doskonale widać jak nasza obojętność i bezmyślność może uformować z nas rycerzy cudzej moralności. Jestem przekonana, że każdy znajdzie w niej natchnienie, oraz odpowiedzi na nurtujące pytania dotyczące wiary. Jestem absolutnie zachwycona tą pozycją i cieszę się, że miała okazję w końcu po nią sięgnąć.

Historia Króla Artura od bardzo dawna stanowi ogromną bazę materiałową dla literatury i kinematografii. Legendy arturiańskie pobudzają wyobraźnię, natomiast fakt, że o rzeczywistym istnieniu bohatera i władcy Brytów wiemy niewiele, co sprawia, że teorie i domniemania rodzą się same. Nam pozostaje jedynie szukanie dowodów i prawdy, której i tak pewnie nigdy nie poznamy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rex, Cai i Tunde są założycielami bardzo popularnej strony, na której publikują treści, które są inspiracją dla młodych geniuszy. Swoją grupę nazwali “Lożą”, a sami ukrywają się pod różnymi pseudonimami. Cai to dziewczyna, która anonimowo udostępnia w sieci nagrania, w których główną rolę odgrywają wpływowi ludzie, starający się w nielegalny sposób – poprzez sieć kontaktów i gruby portfel – utorować sobie drogę do sukcesu. Jest świadoma niebezpieczeństwa jakie wiążę się z jej działalnością, jednak wierzy, że to, co robi ma sens i charakter moralny. Tunde to młody chłopak pochodzący z wioski Akika położonej w Nigerii, który bardzo szybko stał się sławny dzięki swym budowlom i maszynom. Tworzył je ze starych części odnajdywanych na pobliskim złomowisku. Rex to wybitny programista, który doświadcza ogromnej straty. Z niewiadomych przyczyn jego brat opuszcza dom i odcina się od rodziny. Utalentowany Rex znajduje sposób na wyzbycie się negatywnych emocji i skupia się na nowym programie, dzięki któremu odnajdzie zaginionego brata. Przyjaciele wkrótce otrzymają zaproszenie do Gry, w której stawką będą środki pieniężne na budowę własnego laboratorium. Dwustu uczestników, dwa zadania, jedna wygrana. Czy trójka najlepszych przyjaciół będzie musiała ze sobą rywalizować? Jaki jest prawdziwy cel tego konkursu? Czy Rex odnajdzie brata? Koniecznie sprawdźcie sami.

Leopoldo Gout w swojej książce zaprezentował unikalny pomysł na fabułę, która bardzo różni się od historii, jakie dotychczas poznałam. Nie sposób nie zainteresować się tematem poruszanym przez autora. Już sam opis na okładce w pewnym sensie dał mi gwarancję na to, że nie zawiodę się, sięgając po tę pozycję. Trzeba wspomnieć również o samym wydaniu, które przyciąga wzrok, a podczas czytania wspomaga nasza wyobraźnię dopełniając obraz przedstawianych scen.

Choć ciężko było mi odnaleźć samego autora w zapisanych stronach, to bohaterowie wykreowani zostali bardzo umiejętnie i realistycznie. Powszechnie krąży stereotyp, przez który można by sądzić, że skoro osoby pojawiające się na przestrzeni rozdziałów są młodymi geniuszami, to będą przedstawieni jako introwertycy żyjący według własnych reguł. Natomiast znajdujemy tu grupę ludzi, którzy wzajemnie się wspierają i są współtwórcami tej małej społeczności wybitnych jednostek. Łączą ich przyjaźń i wspólne cele.

Książka jest dość krótka, jednak uważam to za zaletę w tym przypadku, ponieważ mam wrażenie, że autor zawarł w niej wszystko, co trzeba, aby można było nazwać ją kompletną. To jest jedna z tych pozycji, w których w 100% ufasz autorowi i jego wizji. Narracja prowadzona jest naprzemiennie między trzema głównymi bohaterami. Zmiana punktu widzenia odbywa się płynnie. Cała opowieść skonstruowana jest bardzo precyzyjnie i ciężko znaleźć w niej słabe punkty.

Nie zabrakło tu również miejsca dla głębszych uczuć, gdyż jesteśmy świadkami rodzącej się więzi między dwójką głównych bohaterów. Choć wątek ten jest dość okrojony to i tak rozczula i przekazuje drobny ładunek emocjonalny, który świetnie urozmaicił cała opowieść.

“Geniusz. Gra” Leopoldo Gout’a to książka inspirująca, napisana treściwie i bardzo wiarygodnie. Przedstawia losy ponadprzeciętnie utalentowanych młodych ludzi i ukazuje ich rolę w kreowaniu świata. Warto po nią sięgnąć choćby ze względu na jej oryginalność. Dla mnie była doskonałą odskocznią i z pewnością w przyszłości jeszcze po nią sięgnę.

Rex, Cai i Tunde są założycielami bardzo popularnej strony, na której publikują treści, które są inspiracją dla młodych geniuszy. Swoją grupę nazwali “Lożą”, a sami ukrywają się pod różnymi pseudonimami. Cai to dziewczyna, która anonimowo udostępnia w sieci nagrania, w których główną rolę odgrywają wpływowi ludzie, starający się w nielegalny sposób – poprzez sieć kontaktów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Joanna Haslam od roku pracuje jako młodsza reporterka w wysokonakładowym, ogólnokrajowym dzienniku “Morning Mail”. Nie jest to stanowisko, o jakim marzyła, ale zdaje sobie sprawę, że jako początkująca dziennikarka nie może liczyć na nic więcej. Mimo to wytrwale znosi wszelkie trudności w nadziei na awans. Tymczasem jak grom z jasnego nieba spada na nią przeziębienie, które uniemożliwia jej pójście do pracy. Postanawia skorzystać z należnego jej urlopu, podczas którego odzyska siły i zdrowie. Jednak to nie koniec niespodzianek na ten dzień. Jej chłopak Matthew oznajmia, że zakochał się w innej kobiecie. Ta informacja do reszty kruszy jej już i tak nadwyrężoną psychikę. Zdruzgotana dziewczyna niestety nie dostaje czasu na odzyskanie równowagi i spokoju, ponieważ otrzymuje telefon od szefa, w który powierza jej nowe zadanie. Joanna trafia na pogrzeb słynnego aktora Jamesa Harrisona i to właśnie na podstawie relacji tej uroczystości ma napisać artykuł. Szybko przekonuje się, że i w tym przypadku los jej nie sprzyja, bo siedząca obok niej staruszka dostaje ataku astmy i prosi Joannę o pomoc. Młoda dziennikarka mimo wszystko postanawia odwieźć schorowaną kobietę do domu. W ramach podziękowania, kilka dni później, dostaje list z wyrazami wdzięczności. Jeszcze nie wie, że dołączony do niego tekst będzie miał ogromny wpływ na jej przyszłe życie.

Nowa książka Lucindy Riley to sensacyjna historia o dziennikarce podążającej tropem skandalu. Wątek główny przeplatany jest znaczną ilością wątków pobocznych. Dzięki temu, w fabule nie znajdziemy niepotrzebnych wypełniaczy treści, które sprawiają, że człowiek ma ochotę pominąć czytany tekst, ponieważ sprawia on wrażenie nieistotnego. Wręcz przeciwnie, czytelnik stara się skupić i wnikliwie śledzić wydarzenia, aby nie pominąć żadnej sugestii. Autorka użyła tu narracji trzecioosobowej i zwielokrotnionego punktu widzenia. To pozwala nam śledzić wydarzenia z perspektywy wielu bohaterów, co dodatkowo urozmaica fabułę, która i tak jest wystarczająco zawikłana. Dla mnie najciekawszym i najbardziej pasjonującym wątkiem okazał się sam sekret i historia, jaka się z nim wiążę. Myślę, że gdyby Lucinda Riley w swej książce dołożyła kolejne kilkaset stron i rozwinęła tajemniczą sprawę, z ogromną chęcią poświęciłabym swój czas, aby poznać jej szczegóły.

Kreacja bohaterów w tej powieści moim zdaniem przebiegła zawodowo. Każda z osób wyróżniała się na tle pozostałych, przez co łatwo było odnaleźć się w tłumie stworzonych przez autorkę postaci. Gdybym miała wskazać jedną, ulubioną, wybrałabym Marcusa. Nieokrzesany, trochę cyniczny mężczyzna, który mimo wielu wad, potrafił zaprezentować swoją lepszą stronę i dzielnie walczył o swoje szczęście. Warta uwagi jest również postać głównej bohaterki, Joanny. Młoda dziennikarka wpasowałaby się w model typowego krwiopijczego reportera, gdyby nie jej zdrowy kręgosłup moralny. Wiele razy udowadniała nam, że jest lojalną przyjaciółką. Z drugiej strony w jej działaniach można było dostrzec pewną bezwzględność. Już od samego początku czuła, że trafiła na ślad bardzo niepokojącej sprawy, mimo to zmysł dziennikarski nie pozwolił jej dać za wygraną.

“W jaki sposób wygnać ducha z przeszłości? – zadawała sobie pytanie. Musisz stanąć z nim twarzą w twarz i spojrzeć duchowi prosto w oczy. Jeśli kiedykolwiek miała uwolnić się z jego niewidzialnego uścisku, musiała zburzyć fantazję, którą budowała w swoim umyśle.”

Ten cytat najlepiej oddaje istotę niespełnionej miłości, z która mamy do czynienia m.in. w relacji Zoe – Art. Natomiast ich związek jest przykładem na to, że historia lubi się powtarzać.

“Bezpieczniej byłoby chronić siebie i swoje serce przed kolejnymi ranami, ale czy to byłoby prawdziwe życie?”

Na sam koniec chciałabym nawiązać jeszcze do samego sekretu, który był punktem centralnym wszystkich wydarzeń obecnych w książce. Przedstawiono tu w rewelacyjny sposób jak ogromną moc, może mieć tajemnica, która znalazła się w niepowołanych rękach. Moc destrukcji i ocalenia. Ludzie, którzy uważają, że mają władzę, bo poznali prawdę, są w ogromnym błędzie. To ten, przez lata skrywany sekret włada ludźmi, sieje niepewność i budzi ciekawość. Dopóki żyją ludzie, którzy poznali jego tajemnicę, zagrożenie wciąż istnieje.

“Sekret listu” to książka zawierająca w sobie złożony, lecz spójny świat, do którego z przyjemnością jeszcze powrócę. Fabuła zaskakiwała mnie do samego końca, a emocje jakie towarzyszyły w czasie lektury, były żywe i różnorodne. Przyznam, że uroniłam kilka łez, co nie zdarza mi się często. To wszystko sprawia, że powieść Lucindy Riley uważam za godną polecenia.

Joanna Haslam od roku pracuje jako młodsza reporterka w wysokonakładowym, ogólnokrajowym dzienniku “Morning Mail”. Nie jest to stanowisko, o jakim marzyła, ale zdaje sobie sprawę, że jako początkująca dziennikarka nie może liczyć na nic więcej. Mimo to wytrwale znosi wszelkie trudności w nadziei na awans. Tymczasem jak grom z jasnego nieba spada na nią przeziębienie, które...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Żona między nami Greer Hendricks, Sarah Pekkanen
Ocena 6,6
Żona między nami Greer Hendricks, Sa...

Na półkach:

Zacznę od tego, że “Żona między nami” zaklasyfikowała się do kategorii thriller, tymczasem według mnie to jest jedna z tych pozycji, których nie da się zamknąć w ramy jednego gatunku. Mamy tu do czynienia z bardzo skrupulatnie prowadzonym opisem wewnętrznych przeżyć głównej bohaterki, dzięki czemu współmiernie odczuwamy emocje, którymi emanuje. Kobieta otwarcie wprowadza nas w świat swoich problemów i rozterek. Świat, którym rządzi obsesja. Śledzimy jej myśli, które nieustannie lawirują wokół jej byłego męża i życia jakie z nim wiodła. Richard uchylił przed nią drzwi do luksusu, od którego gwałtownie odciął ją rozwód. Została bez ukochanego, bez domu i bez nadziei na przyszłość. Autor skonfrontował nas z obrazem Vanessy, jako osoby uzależnionej od alkoholu i o słabej psychice. Kobiecie, która napędza rządzą zemsty.

W książce poznajemy również relacje Nellie. Dziewczyny, która podczas lotu samolotem poznaje wspaniałego mężczyznę o imieniu Richard. Ich znajomość przeradza się w głębszą relację. On pokazuje Nellie jak będzie wyglądało jej życie, gdy w końcu zostaną małżeństwem. Ona jest zauroczona jego troskliwością, dobrymi manierami i wspaniałomyślnością. Aktualnie pracująca na stanowisku przedszkolanki i kelnerki jednocześnie zaczyna dostrzegać plusy wystawnego życia, które proponuje jej ukochany. W tym przypadku również mamy do czynienia z opisem uczuć i myśli bohaterki. Poznajemy jej lęki.

“Wydawał się jej kameleonem, typem człowieka, który bez wysiłku wpasowuje się w każdą sytuację i miejsce.”

Tu pojawia się pierwszy problem. Ten zapis myśli i przeżyć wewnętrznych bohaterów czasami daje wrażenie na siłę rozciąganego. Niektóre informacje były naprawdę nieistotne, a ich brak zupełnie nie wpłynąłby na całość treści. Co więcej, może takie skoncentrowanie akcji o wiele lepiej wpłynęłoby na fabułę.

Kolejną sprawą była spójność, której moim zdaniem jednak zabrakło. Było kilka takich momentów, w których nie wiedziałam co się właściwie wydarzyło. Musiałam przeanalizować wcześniejsze rozdziały i ułożyć sobie wszystkie fakty.

Mimo tych dwóch minusów, uważam, że to książka warta uwagi. Poruszany jest tu problem przemocy domowej, na który można spojrzeć z wielu perspektyw. W tym przypadku mamy do czynienia z psychologicznym ujęciem tematu. Zaprezentowana jest tu interakcja między sprawca, a ofiarą. Wątek poszkodowanej rozwinięty jest do granic możliwości, natomiast kwestia oprawcy została przedstawiona dość powierzchownie. Choć to nie przeszkadza nam w dostrzeżeniu motywów jakimi się kieruje. Dość wyraźnie widać tu schemat jakim podąża nasz dręczyciel. Ważne jest by zrozumieć, że nie mamy tu do czynienia z agresywnym człowiekiem, który co rusz wybucha złością.

Poznajemy tu drugi rodzaj sprawcy, a charakteryzuje go umiejętność kontroli własnych emocji. W jego działaniach widać cel i pewien scenariusz, którego obsesyjnie się trzyma. Czynnikiem, który może być zapalnikiem jest utrata kontroli nad ofiarą, czy daną sytuacją.

“Uderzyło mnie, jak dobrze się z tym poczułam. Nasze małżeństwo, tak jak każde, miało swoje niepisane reguły, a ja właśnie złamałam jedną z najważniejszych: nie podważać zdania Richarda.”

“Żona między nami” to książka, która ma bardzo różnorodne opinie. Dla fanów gatunku może być lekkim rozczarowaniem, ponieważ tak jak napisałam na początku, to nie jest thriller w czystej postaci. Ja natomiast uważam, że to książka wartościowa, ponieważ ukazuje bardzo istotny problem, oraz uświadamia jak ważne jest budowanie zdrowych relacji z naszymi bliskimi. Gdyż często, choć bywa, że nieświadomie, powielamy negatywne wzorce, co sprawia, że zamykamy się w kręgu toksycznych relacji.

Zacznę od tego, że “Żona między nami” zaklasyfikowała się do kategorii thriller, tymczasem według mnie to jest jedna z tych pozycji, których nie da się zamknąć w ramy jednego gatunku. Mamy tu do czynienia z bardzo skrupulatnie prowadzonym opisem wewnętrznych przeżyć głównej bohaterki, dzięki czemu współmiernie odczuwamy emocje, którymi emanuje. Kobieta otwarcie wprowadza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wieczorową porą major Alona Nikiszina odbiera nieoczekiwane połączenie od swojego podwładnego. Niechętnie udaje się pod adres podany w rozmowie telefonicznej z Sasza. Scena jaką zastaje na miejscu budzi w niej skrajne emocje. Już na samym początku zostaje skonfrontowana z obrazem dojrzałej kobiety, rozpostartej na łóżku wyściełanym krwią. Twarz delikwentki jest zdewastowana. Tymczasem bardziej druzgocące odkrycie podwładni zostawili na sam koniec. Prowadzą ją do pokoju przypominającego sale do tortur erotycznych i oznajmiają, że to właśnie w tym miejscu zastali kolejną ofiarę. Policjanci przeszukujący dom natknęli się na nagą, trzynastoletnią dziewczynkę unieruchomioną na stole przypominającym dyby. Już na pierwszy rzut oka widać, że ta sprawa jest o wiele bardziej zawikłana. Wszystko wskazuje na to, iż trafili na ślad makabrycznej działalności. Śledczy po nitce do kłębka powoli docierają do skandalicznej prawdy.

Wiktor Mrok skrupulatnie opisał nam przebieg śledztwa dotyczącego produkcji i rozpowszechniania na skalę światową dziecięcej pornografii. Fabuła, jak już pewnie wiecie, oparta jest na faktach. To sprawia, że czytelnik do przedstawionej historii podchodzi z większą uwagą, a nawet z szacunkiem. Często mówi się, że dana książka wciąga już od pierwszych stron. Tym razem powiem więcej. To właśnie pierwsze strony są tu kluczowe i stanowią swego rodzaju schemat genezy tej dewiacji jaką jest pedofilia. Autor precyzyjne oddaje tragizm sytuacji w jakiej znalazła się tytułowa baletnica. Jednocześnie zarysowując nam jej portret psychologiczny.

Już sam motyw przewodni jest źródłem wszelkich skrajnych uczuć, mimo to autor osobiście postarał się o to by wykrzesać z nas możliwie szeroka paletę emocji. Zmierzam do tego, że nawet w tak smutnej i zatrważającej historii znalazło się miejsce na symboliczny dowcip, czy wielkoduszność bohaterów. Wykreował grupę niesamowitych śledczych, których obdarzył różnorodnymi osobowościami. Dzięki czemu prowadzona sprawa ukazana była wielowymiarowo. Istotna również była tu obecność homoseksualnej policjantki, która była szlachetną i wrażliwą na ludzkie cierpienie osoba. Ostatecznie sama związana była z dziewczyną, której życie także nie oszczędzało. Przyjęła ją pod swój dach i podarowała to co w takich sytuacjach najważniejsze, poczucie bezpieczeństwa. W śledztwie wykazała się przenikliwością i odwagą, a swoją obecnością wprowadzała dużo pozytywnej energii.

Wraz z tokiem sprawy dowiadujemy się jak problem pornografii dziecięcej wygląda w perspektywie prawa. Niestety w tamtych czasach można było dostrzec wyraźną lukę w przepisach, która pozwalała na uniknięcie konsekwencji prawnych, dzięki podjęciu odpowiednich środków ostrożności. W tym momencie docieramy do najważniejszej kwestii, mianowicie poszkodowanych dzieci. Przyglądając się śledztwu mamy do czynienia z relacjami ofiar molestowań, którymi są dziewczynki w wieku 5-16 lat. Przerażające jest to, że mimo krzywd jakich doznały, nie przyznały się najbliższym do czego są przymuszane. Jednak autor szczegółowo wyjaśnia nam jaki był powód ich milczenia i jak odbywało się rekrutowanie kolejnych dziewczynek. Tymczasem najbardziej przygnębiający jest fakt, że zeznania dziecka w toku postępowania są czynnością procesową i ich weryfikacja polega na analizie wielu czynników. Jego zdanie jest czasami niewiele warte, dlatego tak ważna w tym przypadku jest profilaktyka społeczna. Budowanie świadomości, oraz przestrzeganie przed zagrożeniami płynącymi z internetu, ale także ze świata realnego, to bardzo ważne i potrzebne działania.

“Mała baletnica” to tytuł, który już zawsze pozostanie w mojej pamięci. Lektura tej książki okazała się być dla mnie bardzo ważną lekcję, dzięki której uświadomiłam sobie jak bardzo rozpowszechniony jest ten problem, oraz kolejny raz przekonałam się, że ludzkie bestialstwo nie zna granic.

Wieczorową porą major Alona Nikiszina odbiera nieoczekiwane połączenie od swojego podwładnego. Niechętnie udaje się pod adres podany w rozmowie telefonicznej z Sasza. Scena jaką zastaje na miejscu budzi w niej skrajne emocje. Już na samym początku zostaje skonfrontowana z obrazem dojrzałej kobiety, rozpostartej na łóżku wyściełanym krwią. Twarz delikwentki jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

“Skazane na potępienie” to książka autorstwa Ewy Ornackiej, w której narrację przejęła Beata Krygier, niegdyś pracująca jako asesor sądowy, po odejściu z tego stanowiska, założyła własną kancelarię prawną. Następnie otworzyła prywatną aptekę. Niestety ten interes okazał się wstępem do problemów. Kobieta trafiła do więzienia za wyłudzania i oszustwa kredytowe na dwa lata i sześć miesięcy, po czym wyszła na zwolnienie warunkowe.

Za pośrednictwem relacji Beaty Krygier mamy możliwość zajrzenia za mury więzienia dla kobiet. Poznajemy zasady panujące w społeczności, którą tworzą skazane. W tej książce znajdziemy informacje o hierarchii w zakładzie karnym i dowiemy się, za jakie zbrodnie można trafić na sam koniec więziennego łańcucha pokarmowego. W całym wywiadzie przewijają się osobistości znane nam z prasy i programów informacyjnych, a dzięki wyznaniom narratorki dowiadujemy się jaki czekał je los po wyroku.

W dużej mierze poznajemy również samą Beatę Krygier, która za pośrednictwem opowiedzianej historii wyjawia nam wiele informacji o sobie.

“-Jestem życiową optymistką, większość ludzi odbieram pozytywnie – opowiada nasza przewodniczka po okratowanym świecie. – Wolę dawać zaufanie na kredyt, niż zamykać się przed światem. Już nieraz płaciłam za to wysoką cenę, a wiara w drugiego człowieka odbijała mi się czkawką. “

Dodatkowo wyznaje jak odbyta kara i życie za kratami wpłynęły na jej osobowość.

Przyznam szczerze, że podczas czytania włos jeżył mi się na głowie. Zbrodnie jakich dopuszczały się niektóre z więźniarek były wręcz bestialskie. Za każdym razem gdy opisywane były czyny za jakie je skazano zaczynałam się zastanawiać, w którym momencie swojego życia zgubiły człowieczeństwo. O niektórych z wymienionych spraw nawet nie słyszałam, z reguły wypieram takie informacje, żeby móc jeszcze spokojnie spać.

Niestety w więziennych celach nie zabrakło również kobiet, które przekroczyły granicę obrony koniecznej i przez to trafiły do kolejnego piekielnego gniazda. Nie zdziwi pewnie nikogo wiadomość, że właśnie takie osoby zazwyczaj są świadome swoich czynów i biorą za nie pełna odpowiedzialność. Godzą się ze swoim losem.

“Jednak to ona sama, a nie komisja penitencjarna, wyznaczyła granicę kary. Anna była wobec siebie najsurowszym sędzią.”

Po lekturze “Skazane na potępienie” miałam wrażenie, że autorka nie tylko umożliwiła nam wejście za więzienne kulisy, ale również przybliżyła nam obraz wewnętrznych przeżyć człowieka pozbawionego wolności. Poruszyła bardzo ważne tematy, a konkluzje nasuwały się same. Śledząc historię osób zamkniętych za kratami z czasem uświadamiamy sobie, że nawet dobrzy ludzie w okolicznościach zagrażających ich życiu, bądź życiu bliskiej osoby są w stanie obudzić w sobie potwora. Idąc tym samym tokiem myślenia, trzeba wspomnieć o tych, którzy popełnili przestępstwa świadomie, lecz podczas odbywania kary zrozumieli jakich czynów się dopuścili i okazali skruchę.

Mimo ciężkiego tematu jakiego podjęła się Ewa Ornacka w swojej książce, jest ona napisana bardzo przystępnie, a swoboda przekazywanych informacji ułatwia nam odbiór zawartych w niej treści. W rozdziałach pojawiał się również przegląd prasy, a w nim fragmenty dotyczące poszczególnych więźniarek, które poznała narratorka podczas odbywania swojej kary.

“Skazane na potępienie” to porażający wywiad, który przesycony jest grozą i realizmem. Nie ma tu miejsca na sentymentalizm, są tylko czyste fakty. Ewa Ornacka i Beata Krygier wspólnymi siłami stworzyły mocną i wyrazistą relacje, której tłem są więzienne cele. Jest to książka, która wywarła na mnie ogromne wrażenie i mogę z czystym sumieniem polecić ją każdemu.

“Skazane na potępienie” to książka autorstwa Ewy Ornackiej, w której narrację przejęła Beata Krygier, niegdyś pracująca jako asesor sądowy, po odejściu z tego stanowiska, założyła własną kancelarię prawną. Następnie otworzyła prywatną aptekę. Niestety ten interes okazał się wstępem do problemów. Kobieta trafiła do więzienia za wyłudzania i oszustwa kredytowe na dwa lata i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Freja to nordycka bogini miłości, płodności, urodzaju i wojny, która uważana była za jedną z najpiękniejszych. Kiedyś wielka władczyni i mistrzyni magii, dziś pacjentka w szpitalu psychiatrycznym. Jak się okazuje przez te wszystkie stulecia kult bogini Frei został niemal całkowicie przerwany. Przez co ona sama aktualnie utrzymuje się przy istnieniu za pośrednictwem garstki wierzących jeszcze w nią ludzi. Pomimo swych boskich przymiotów i ekscentryczności potrafiła się przystosować. Dzięki mocom, które jeszcze się w niej tliły mogła naginać ludzką wolę względem swoich potrzeb. To pozwoliło jej przez długi okres pozostać w bezpiecznym miejscu. Personel i pacjenci się zmieniali, podczas gdy jej mijały kolejne lata. Mimo to nie narzekała na swój los, póki mogła cieszyć się dachem nad głową. Podczas kolejnego dnia, bliźniaczo podobnego do poprzednich zostaje poinformowana, że ma niezapowiedzianego gościa. Ciekawość wygrywa z obawami kłębiącymi się w jej głowie i Freja rusza na spotkanie. Już po krótkiej wymianie zdań okazuje się, że mężczyzna jest agentem wysłanym przez tajną organizację, która rekrutuje bogów i zajmuje się ‘dystrybucją’ wiernych. Bogini zdecydowanie odmawia współpracy, przez co ściąga na siebie gniew wysłannika. Jak Freja poradzi sobie z prześladowcą i na czym polega fenomen organizacji gromadzącej bogów? Tego i wielu innych interesujących rzeczy dowiecie się sięgając po książkę Matthew J. Gilberta.

Autor wprowadził nas w historię, w której mityczni bohaterowie zostają umieszczeni we współczesnym świecie. Początkowo nie mogłam zestroić się z książką, miałam wrażenie, że styl i język są zbyt banalne w porównaniu z tematem, który został tam poruszony. Jednak z biegiem czasu przestało mi to przeszkadzać. Zaakceptowałam groteskowość całej sytuacji. Freja jest wykreowana na odważną i zdeterminowaną, młodą kobietę. Jak na bohatera przystało posiada cechy, które wyróżniają ją na tle pozostałych postaci i to ona przejmuje przywództwo akcji w powieści. Piękna bogini kieruje się w swych działaniach pewnym idealizmem.

Muszę przyznać, że liczyłam na jakiś wątek miłosny powiązany z tą bohaterką, ale w tej części został on pobieżnie przedstawiony. Mimo lekkiego zawodu, myślę, że to dobry ruch, ponieważ czytelnik zostaje z lekkim niedosytem, który będzie powodem do sięgnięcia po kolejną część.

“Kto decyduje, kiedy zaczyna się miłość? Ludzie cierpią Fejro. Wiesz to. Miłość może zniszczyć życie równie łatwo jak kula.”

Odnosząc się do samej fabuły, to uważam, że autor wykazał się naprawdę ciekawym i nowatorskim pomysłem. Oczywiście mam na myśli wprowadzenie do historii organizacji kolekcjonującej bogów, bo sam motyw bóstw jest dość powszechny w literaturze. Pojawiały się elementy humorystyczne, a czasami nawet powiało grozą. Dodatkowo akcja szybko się rozwija i z biegiem wydarzeń odkrywane są przed nami nowe, interesujące fakty. Dzięki czemu nie sposób zaznać nudy podczas czytania. Trudno nie docenić również zakończenia, które zaaranżował nam autor. Przy takim finale pierwszego tomu serii, czytelnik nie ma wyboru, musi poznać ciąg dalszy.

Analizując wszystkie refleksje nasuwające się podczas lektury “Frei” stwierdzam, że to książka godna polecenia. Dynamiczna i ciekawa historia, mityczni bohaterowie, intrygi splecione mroczną tajemnica, a to wszystko stłoczone w labiryntach firmy Finemdi. Ja bawiłam się naprawdę dobrze śledząc losy nordyckiej bogini i myślę, że Wy też będziecie.

Freja to nordycka bogini miłości, płodności, urodzaju i wojny, która uważana była za jedną z najpiękniejszych. Kiedyś wielka władczyni i mistrzyni magii, dziś pacjentka w szpitalu psychiatrycznym. Jak się okazuje przez te wszystkie stulecia kult bogini Frei został niemal całkowicie przerwany. Przez co ona sama aktualnie utrzymuje się przy istnieniu za pośrednictwem garstki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cała fabuła oparta jest na trzech głównych wątkach i rozgrywa się w trzech różnych okresach czasu. W pierwszej kolejności zaprezentowane są wydarzenia odbywające się na Ziemi Świętej, które sięgają aż pierwszego wieku. Ukazana jest w nich podróż Jana Chrzciciela i jego uczniów, którzy wspólnie wędrowali do Jerozolimy, niosąc nowinę o nadchodzącym Mesjaszu. Drugi wątek to historia z XII-wiecznego Cesarstwa Bizantyjskiego przedstawiająca losy członków zakonu bogomiłów, którzy postanawiają udać się w długą i niebezpieczną drogę prowadzącą do Konstantynopola przed oblicze samego Aleksa I Komnena. Trzeci wątek poprowadzony jest w czasach współczesnych, w bułgarskim mieście Płowdiw. Poruszana sprawa dotyczy morderstwa polskiego posła, którego ciało zostało znalezione w tajemniczych okolicznościach. Policjanci zajmujący się sprawą przypuszczają, że było to morderstwo na tle religijnym.

Wszystko wskazuje na to, że mamy tu do czynienia z dwiema epokami, w których głównym celem ludzi było poszukiwanie prawdy. Ostatnia historia pochodzi z naszych czasów, w których ludzie kierują się nieco innymi pobudkami. W tych rozdziałach pojawia się Margarita, główna bohaterka, która przez pewien czas studiowała archeologię. To z jej perspektywy prowadzona jest narracja w rozdziałach usytuowanych w czasach aktualnych. Jej matka, Ewa Mitkowa, to wyśmienity naukowiec, specjalistka od kultury trackiej, rzymskiej i hebrajskiej. Obecność tych dwóch osób stanowi pewien łącznik między naszymi czasami, a przeszłością. W głównej mierze to Margarita naprowadza nas swoimi spostrzeżeniami na właściwie tory, wyjaśnia znaczenia danych symboli i szuka powiązań z morderstwem. W trakcie śledztwa okazuje się, że głównym powodem tego makabrycznego czynu mógł być odnaleziony w Sozopolu szkielet, pozbawiony głowy i prawicy. Ludzie zajmujący się tą sprawą przypuszczają, że są to kości Jana Chrzciciela. Tym sposobem to bezcenne znalezisko staje się ogromną pokusą dla zainteresowanych.

Nadchodzi czas, aby wspomnieć o dwóch pozostałych wątkach, które w pewnym sensie prowadzą nas do odpowiedzi na pytanie: Czyje kości znaleziono w bułgarskim mieście? Rozdziały dotyczące Baptysty i jego uczniów relacjonowane są z perspektywy rybaka Ariela, który poświęcił życie rodzinne, porzucił żonę i córkę, a sam wyruszył za Nauczycielem i pozostałymi jedenastoma braćmi. Ta historia, nawet jeśli pokazana z innej perspektywy zawiera w sobie wiele informacji już nam znanych. Oprócz relacji z drogi, jaką przemierzają powołani uczniowie wraz z Janem Chrzcicielem w tej części zawarte są również przemyślenia głównego bohatera. Wyjawiane są wszelkie refleksje, dylematy i wątpliwości, które nim targają.

Z kolei w rozdziałach, w których fabuła toczy się w XII-wiecznym Cesarstwie Bizantyjskim narrację przejął brat Cyryl. W tym przypadku również mamy do czynienia z opisem przeżyć wewnętrznych, które zarysowują nam postać mnicha. Autorka w tej części przedstawia, według mnie bardzo skrupulatnie, życie toczące się w zgromadzeniu bogomiłów, zapoznaje nas z ich działalnością i poglądami religijnymi.

Trzeba przyznać, że obraz minionych okresów zawarty w książce, wsparty jest na mocnych fundamentach historycznych. Podczas lektury “Kości proroka” dowiedziałam się wielu interesujących rzeczy, a zawarte tam informacje dotyczące symboli religijnych, czy opis kultury i zwyczajów Bułgarów stanowiły obszerne źródło danych. Mimo to, powieść jest napisana językiem zrozumiałym i lekkim. W zależności od wieku z jakim mamy do czynienia stylistyka prowadzonej narracji się zmienia, jednak nie jest to uciążliwe. Wątek fabularny dotyczący morderstwa, początkowo jest naprawdę intrygujący. Czytelnik angażuje się w sprawę i doszukuje się związku z dwoma pozostałymi historiami. Tymczasem rozwiązanie zagadki okazuje się być zupełnie inne niż się spodziewałam. W związku z tym mam trochę mieszane uczucia. Nie przez to, że nie odgadłam motywów zabójstwa, tylko odnoszę wrażenie, że takie zakończenie źle wpłynęło na cały obraz prowadzonej intrygi, która moim zdaniem zasługiwała na lepszy finał. Jeśli jestem już przy wadach, to chciałabym wspomnieć o postaci Margarity. Autorka wykreowała ją na zakompleksioną, czasami trochę infantylną w swych czynach kobietę, która bezsensownie rozdrapuje rany przeszłości. Bywały momenty, w których wyróżniała się czymś pozytywnym, jednak ostatecznie pozostawiła mi po sobie złe wspomnienia. Przeciwwagą jest postać Dimityra, jej bułgarskiego przyjaciela z dzieciństwa, który prowadzi śledztwo. Rozważny i romantyczny, tak mogłabym go określić. Stanowi obraz przykładnego bohatera i jest jakby głosem rozsądku młodej archeolog. W związku z tą dwójką warto wspomnieć o wątku miłosnym obecnym w powieści, który ujawnia się pod koniec historii i stanowi miły akcent.

Za sprawą tych wszystkich elementów powstała książka błyskotliwa i treściwa. Ciekawe wątki pobudzały wyobraźnie, a czysty styl sprawiał, że czytanie jej było wielką przyjemnością. Według mnie to pozycja godna polecenia.

Cała fabuła oparta jest na trzech głównych wątkach i rozgrywa się w trzech różnych okresach czasu. W pierwszej kolejności zaprezentowane są wydarzenia odbywające się na Ziemi Świętej, które sięgają aż pierwszego wieku. Ukazana jest w nich podróż Jana Chrzciciela i jego uczniów, którzy wspólnie wędrowali do Jerozolimy, niosąc nowinę o nadchodzącym Mesjaszu. Drugi wątek to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Colmstock to małe miasteczko, w którym po zamknięciu fabryki samochodów wszystko zaczęło ulegać zniszczeniu. Sama społeczność, choć zżyta ze sobą, powoli poddawała się panującej tam atmosferze. Bezrobocie wzrastało na równi z przestępczością. Perspektywy na polepszenie sytuacji miasta były marne, mimo to wszyscy wiernie trwali w nadziei niczym lokalni patrioci. Spokój mieszkańców zmąca pożar trawiący miejscowy sąd, oraz sklep rodzinny Riley’ów. Szybko odkrywają, że w budynku znajdował się Ben, syn właścicieli sklepu. Całe Colmstock przeżywa żałobę, a dzieci pogrążają się w smutku po stracie przyjaciela. Okazuje się, że to nie koniec niewytłumaczalnych incydentów, gdyż przed drzwiami swoich domów małe dziewczynki odnajdują łudząco do nich podobne  porcelanowe lalki. Potencjał w tym zajściu dostrzega Rose, młoda dziewczyna, która marzy o karierze dziennikarskiej. Ma nadzieję na zdobycie stażu w renomowanej gazecie, przez co mogłaby w końcu pożegnać się z dławiącą atmosferą rodzinnego miasteczka. Tymczasem sprawa wymyka się spod kontroli policji, a mieszkańców zaczyna ogarniać strach przed psychopatycznym doręczycielem lalek.

Po lekturze pierwszych stron książki byłam przekonana, że to coś nowego, intrygującego. Zapowiadała się naprawdę obiecująco. Miasteczko, w którym ludzie funkcjonują niczym jedna wielka rodzina zazwyczaj skrywa dużo tajemnic, a mała społeczność najczęściej żyje według własnych reguł.Takie miejsce bywa dobrym tłem dla intryg. Tragedia jaka miała miejsce w Colmstock i brak szans na poprawę sytuacji ekonomicznej miasta sprawił, że ludzie stali się czujniejsi i bardziej przebiegli. Tym razem znajdujemy tu tajemniczy wątek przestępstwa, funkcjonariusze dostrzegają w tej sprawie motywy wskazujące na to, że mają do czynienia z pedofilem. Autorka za pomocą postaci demonstruje jak strach o własne dzieci wpływa na nasze postępowanie. Uświadamia nam, że chęć ochrony naszych najbliższych wyzwala  w nas bezwzględność i chęć walki, sprawia, że jesteśmy zdolni postąpić niewłaściwe dla właściwych celów.

W książce pojawia się motyw przyjaźni, który został naprawdę ciekawie poprowadzony i dobrze rozbudowany. Relacje jakie łączą Rose i jej przyjaciółke Mię dają wrażenie bezwarunkowej, siostrzanej miłości. Dziewczyny wspólnie snują plany na wyjazd, mimo to wyraźnie widać, której z nich bardziej zależy na wyrwaniu się miasteczka.  Ambicje, którymi się kierują diametralnie się od siebie różnią. Rose pragnie wielkiej kariery, natomiast Mia chce stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa.

Pomimo więzi, która je łączy, coraz bardziej zaczynają się od siebie oddalać. Warto jeszcze wspomnieć o samej głównej bohaterce, która nie do końca była postacią pozytywną. Nietrudno było zauważyć, że dziewczyna pragnie za wszelką cenę dopiąć swego, nieistotne czyim i jakim kosztem.

Autorka zarysowuje nam dość niekorzystny obraz policji. Widać to wyraźnie, gdy przyjrzymy się postaci Franka, który wykazuje silne zainteresowanie napojami wysokoprocentowymi i przejawia tendencje do agresywnych zachowań. W toku wydarzeń wychodzi na jaw do czego zdolni są lokalni funkcjonariusze.

Muszę przyznać, że wiele razy pojawiały się zwroty akcji, ale całość wypadła trochę niespójnie. Tajemnica porcelanowych lalek pozostała nierozwiązana aż do samego końca. Nie podejrzewałam, że właśnie takie motywy kryją się za tą sprawą.

“Był dorosłym mężczyzną, a na widok tej zabawki dostał gęsiej skórki. Lalka miała szeroko otwarte szkliste oczy i dziwnie miękkie włosy. Miał nadzieję, że nie okażą się prawdziwe. Przywykł do damskich bokserów, ćpunów i agresywnych prymitywów, jednak te lalki były czymś zupełnie innym. Czymś dziwacznym i niepokojącym.”

Według mnie konstrukcja samej fabuły wypadła średnio, jednak język jakim posługuje się autorka jest plastyczny, co trochę rekompensuje ten mankament. Relacja w tym przypadku jest prowadzona z perspektywy narratora wszechwiedzącego, dzięki czemu spoglądamy na sprawę z różnych punktów widzenia. Ja w całej tej historii dostrzegłam tylko dwóch pozytywnych bohaterów i tak jak już wcześniej wspomniałam, wśród nich nie znajduje się Rose. Podczas czytania miałam wrażenie, że autorka trochę się pogubiła w kreacji swoich postaci. Bohaterowie miotają się w swoich postępowaniach i refleksjach, jakby stworzone zostały bezpośrednio w procesie twórczym, bez dokładnej analizy.

“Laleczki” to specyficzny thriller, ale myślę, że mimo to nie będziecie się nudzić podczas lektury tej książki. Jestem także ciekawa czy zgadniecie, kim są te dwie osoby, które zyskały moją sympatię

Colmstock to małe miasteczko, w którym po zamknięciu fabryki samochodów wszystko zaczęło ulegać zniszczeniu. Sama społeczność, choć zżyta ze sobą, powoli poddawała się panującej tam atmosferze. Bezrobocie wzrastało na równi z przestępczością. Perspektywy na polepszenie sytuacji miasta były marne, mimo to wszyscy wiernie trwali w nadziei niczym lokalni patrioci. Spokój...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

William Johnson był studentem Yale Colage od 1875 r. Przez ludzi ze swojego środowiska był postrzegany jako inteligentny, lecz niezdyscyplinowany młodzieniec. Ojciec cierpliwie znosił jego wybryki i finansował wszelkie straty poniesione przez fanaberie syna. Natomiast Johnson nie przestawał szukać sobie nowych rozrywek i wkrótce oznajmił rodzinie, że w nadchodzące lato wybiera się do Europy, co z kolei zrodziło w umyśle ojca wizje monstrualnych strat finansowych. Tymczasem plany Williama ulegają nagłej zmianie, ponieważ pod wpływem spontanicznego zakładu postanawia udać się na Zachód. Swoją szansę na podróż dostrzega w organizowanej przez profesora Marsha ekspedycji naukowej podążającej śladami prehistorycznych zwierząt. Problem pojawia się gdy uczony odmawia mu udziału w wyprawie. Zdeterminowany młodzieniec w akcie desperacji oznajmia, że jest fotografem i w takim charakterze z pewnością się przyda podczas wykopalisk. Przed podróżą zapisuje się na szybki kurs fotografii i jest to pierwszy krok w kierunku jego wewnętrznej przemiany. Ta niepozorna ekspedycja stanie się dla Johnsona wkrótce fundamentalną lekcją życia.

“Smocze kły” to powieść, która została wydana po śmierci Crichtona, jej akcja rozgrywa się na Zachodzie Stanów Zjednoczonych podczas słynnej wojny o kości. Spór toczył się między dwójką uczonych, Edwardem Cope’em, a Othnielem Marshem. Rozpoczął się gdy Marsh wytknął Cope’owi błąd w rekonstrukcji szkieletu Elasmozaura. Ten incydent zapoczątkował zażartą rywalizację między naukowcami, a ta z kolei była źródłem poznania wielu gatunków dinozaurów. W całej tej historii Michael Crichton znalazł miejsce dla Williama Johnsona, fikcyjnej postaci, która była świadkiem epokowych odkryć. Młodzieniec pochodził z bogatej rodziny mieszkającej w Filadelfii, a jego ojciec, Silas Johnson, był armatorem. Jego matka to nadopiekuńcza kobieta, która mimo czyhających na Zachodzie niebezpieczeństw, pozwoliła synowi na wyprawę. Być może, tak jak ojciec, dostrzegła w niej szansę na ujarzmienie niepokornego charakteru Williama. Młody mężczyzna miał również młodszego brata Edwarda i siostrę Elizę.

Książka ta należy do tych, w których stopniowo dozuje się napięcie, a pierwsze strony nie zwiastują silnych wrażeń pojawiających się w dalszej części fabuły. Na początku poznajemy głównego bohatera, młodego studenta, który co rusz szuka nowych rozrywek. W kolejnych rozdziałach jesteśmy świadkami toczącej się w nim mentalnej przemiany, którą nawet on sam dostrzega. Autor umieścił w fabule dużo faktów, które sprawiły, że do książki podchodzi się z większym zaangażowaniem. Lektura “Smoczych kłów” staje się swego rodzaju lekcją, autor prowadzi nas szlakiem krwawej historii Indian, oraz ukazuje skutki panoszenia się białych ludzi na Zachodzie. Jednak tematem przewodnim są wykopaliska i rywalizacja między Cope’em i Marshem. Bohaterowie przez większość czasu są w podróży, a my wraz z nimi przemierzamy takie miasta jak Chicago, Omaha, Cheyenne i wiele innych, aby wkrótce dotrzeć na Wielkie Równiny. Z każdym przebytym kilometrem atmosfera staje się coraz bardziej dławiąca i napięta.

Michael Crichton posiadł niepodważalną umiejętność tworzenia żywych, realistycznych postaci. Podczas czytania nie sposób było odróżnić bohaterów fikcyjnych od rzeczywistych. Szczególnie widoczne było to na przykładzie Johnsona, który wyrwany ze swojego zwykłego życia musiał podjąć wyzwanie, a podczas podróży do celu uzewnętrzniał się w swoich zapiskach:

“Perspektywa trzymiesięcznego pobytu na Zachodzie nadal jest dla mnie równie kusząca, jak trzy miesiące przymusowego słuchania niemieckich oper. Muszę jednak przyznać, że w miarę zbliżania się terminu tej nieszczęsnej wyprawy odczuwam przyjemne, rosnące podniecenie.”

To pierwsza książka Michaela Crichtona, którą miałam okazję przeczytać. Można w niej dostrzec wszechstronność i ogromny talent autora, który z całą pewnością wyróżnia się inteligencją i wnikliwością psychologiczną. Jest to powieść z doskonale poprowadzoną, przygodową i trzymającą w napięciu akcją. Dla mnie to dopiero początek przygody z twórczością tego artysty. Jeśli jeszcze nie zapoznaliście się z książkami Cichtona, to myślę, że “Smocze kły” będą dobrą lekturą na start.

William Johnson był studentem Yale Colage od 1875 r. Przez ludzi ze swojego środowiska był postrzegany jako inteligentny, lecz niezdyscyplinowany młodzieniec. Ojciec cierpliwie znosił jego wybryki i finansował wszelkie straty poniesione przez fanaberie syna. Natomiast Johnson nie przestawał szukać sobie nowych rozrywek i wkrótce oznajmił rodzinie, że w nadchodzące lato...

więcej Pokaż mimo to