-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant11
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2024-04-26
2024-04-16
Zima nadeszła. Czytanie tej części było absolutną przyjemnością, boli jedynie, że historia stanęła w miejscu w 2011 roku... I to w dodatku na takich cliffhangerach! G.R.R. Martin nie jest łaskawy dla swoich czytelników. Sam się zapędził w kozi róg, mnożąc kolejne wątki, ale i tak bawiłam się przy tej książce doskonale. Teraz czuję się nieco jak masochistka, która na siebie sprowadziła takie cierpienie, jak zaczynałam czytać sagę, to wiedziałam już w co się pakuję... Chcę naiwnie wierzyć, że doczekam jeszcze kontynuacji!
Zima nadeszła. Czytanie tej części było absolutną przyjemnością, boli jedynie, że historia stanęła w miejscu w 2011 roku... I to w dodatku na takich cliffhangerach! G.R.R. Martin nie jest łaskawy dla swoich czytelników. Sam się zapędził w kozi róg, mnożąc kolejne wątki, ale i tak bawiłam się przy tej książce doskonale. Teraz czuję się nieco jak masochistka, która na siebie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-04
Klasyczny zbiór baśni, warto sobie do nich przynajmniej raz wrócić w dorosłości, ale jednocześnie dobrze pamiętać, że są napisane dość prostym językiem i w większości - raczej mało porywające.
Klasyczny zbiór baśni, warto sobie do nich przynajmniej raz wrócić w dorosłości, ale jednocześnie dobrze pamiętać, że są napisane dość prostym językiem i w większości - raczej mało porywające.
Pokaż mimo to2024-01-24
Trochę takie już na siłę dopisane te historyjki, połowa dzieje się w wiosce, jak do tej pory, a połowa na Pacyfiku, co zmienia nieco odbiór zakończenia poprzedniej części. Przygody bohaterów robią się powtarzalne, a do tego ten ich pobyt na wyspie, gdzie Pippi zostaje "murzyńską księżniczką"... Wiem, że intencje autorki nie były złe, ale z dzisiejszej perspektywy zwyczajnie niektóre z opisywanych rzeczy są nie na miejscu, co czyni je nieprzyjemnymi w odbiorze. W poprzednich książkach z cyklu nie było to aż tak odczuwalne.
Trochę takie już na siłę dopisane te historyjki, połowa dzieje się w wiosce, jak do tej pory, a połowa na Pacyfiku, co zmienia nieco odbiór zakończenia poprzedniej części. Przygody bohaterów robią się powtarzalne, a do tego ten ich pobyt na wyspie, gdzie Pippi zostaje "murzyńską księżniczką"... Wiem, że intencje autorki nie były złe, ale z dzisiejszej perspektywy zwyczajnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-16
Wciąż zabawna i całkiem przyjemna książka, ale jednak - to powtórka z rozrywki. Na pierwszej części bawiłam się lepiej, może to kwestia nostalgii, może powtarzalności historyjek, które nie są (lub nie wydają mi się) aż tak ikoniczne. Plusik za urocze zakończenie.
Wciąż zabawna i całkiem przyjemna książka, ale jednak - to powtórka z rozrywki. Na pierwszej części bawiłam się lepiej, może to kwestia nostalgii, może powtarzalności historyjek, które nie są (lub nie wydają mi się) aż tak ikoniczne. Plusik za urocze zakończenie.
Pokaż mimo to2024-01-10
Powrót do tej książki przypomniał mi, że za dzieciaka byłam jej największą fanką i czytałam te historyjki na okrągło, nawet miałam filmy na DVD z gazety i grę komputerową! Prawdziwe girl power, Pippi ma wywalone w społeczne konwenanse, jest samowystarczalna, z wysokim poczuciem własnej wartości a w wolnych chwilach kopie dupska złodziejom (i lokalnemu najsilniejszemu mężczyźnie na świecie). Oczywiście pozostają kwestie z dzisiejszej perspektywy budzące wątpliwości, zwłaszcza częste przytaczanie tego, że jej ojciec jest królem Murzynów... ale akurat Pippi jest dobrą farmazoniarą, więc pod tym względem nawet to pasuje do jej innych opowieści. Co ciekawe, w zagranicznych wydaniach został zmieniony na króla kanibali, no, jest to jakieś rozwiązanie xD Poza tym - fantastycznie się bawiłam, Pippi ma takie chaotic energy, nie przewidzisz co będzie robiła za moment. W paru momentach przebijał się w tym jakiś cień smutku i samotności. Na tyle subtelny, że sama bohaterka nie daje tego odczuć i nie ma to większego wpływu na historię, a jednak coś takiego się pojawia, umiejętnie przemycone przez autorkę.
Powrót do tej książki przypomniał mi, że za dzieciaka byłam jej największą fanką i czytałam te historyjki na okrągło, nawet miałam filmy na DVD z gazety i grę komputerową! Prawdziwe girl power, Pippi ma wywalone w społeczne konwenanse, jest samowystarczalna, z wysokim poczuciem własnej wartości a w wolnych chwilach kopie dupska złodziejom (i lokalnemu najsilniejszemu...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-02
Spodziewałam się, że będzie źle, ale nie aż takiej katastrofy. Już sam fakt, że fabuła jest oparta o zmienianie czasu wzbudzał we mnie obawy, BARDZO trudno zrobić to dobrze, spójnie i logicznie, ale takich durnot jak tutaj to chyba w żadnym innym tworze nie widziałam xD Autorzy bardzo chcieli pokazać efekt motyla, ale trochę się z tym zagalopowali. Hermiona nie skończyła z Ronem? Zamiast minister magii zostaje zgorzkniałą, wredną, niespełnioną nauczycielką (BRAWO Rowling, niesamowicie feministyczne przesłanie dla dziewczynek). Cedric zostaje upokorzony podczas turnieju i dzieciaki mają z niego bekę? Staje się śmierciożercą 😂 Najmilsza, najbardziej uczynna postać w sadze! Widocznie każde dziecko, z którego w szkole się naśmiewano, jest o krok od stania się naziolem, dobrze wiedzieć.
Nie rozumiem też, dlaczego Harry'ego nagle zaczyna boleć blizna? Było jasno ustanowione, że jego więź z Voldemortem, umiejętność mówienia wężowym językiem, wszystko było powiązane z horkruxem który w nim był, zniszczonym w 7. części. A potem czytam, że DODALI CÓRKĘ VOLDEMORTA, 70-letniej, najbardziej aseksualnej postaci w serii 💀 No ale dobra, przyjmijmy, że sam wątek istnienia córki Voldemorta ma sens... serio nie było na to innego pomysłu, niż po prostu zrobić z niej kolejnego nieudolnego złoczyńcę? Czy nie byłoby dużo ciekawiej gdyby nie była "od urodzenia" zła, gdyby zamiast tego była po prostu rozdarta między dwoma światami? A tak, nie dowiadujemy się o niej praktycznie nic, jej motywacja jest tak prosta i naiwna, że aż mi jej szkoda, wydaje się być ofiarą zepsutego systemu. Co na tę młodą, tragiczną postać nasi wspaniałomyślni bohaterowie? Trafisz do Azkabanu gdzie pewnie dementorzy wyssą z ciebie duszę NAURA koniec historii.
Zresztą o bohaterach też szkoda gadać... Ron sprowadzony wyłącznie do bycia karykaturalnym comic relief, Hermiona i Ginny zostały totalnie obdarte z charakteru, Harry jest tragicznym ojcem (ok, w to akurat mogę uwierzyć). Odnośnie Albusa i Scorpiusa... queerbaiting is real, a ponieważ autorzy nie mają jaj, żeby to pociągnąć, zostają z tego 14-latkowie który się przytulają, są o siebie zazdrośni i co chwilę gadają o swojej przyjaźni i o tym jak się cenią.
Dziur fabularnych i nieścisłości jest tu tyle, że przeciętny fanfic na wattpadzie lepiej by się spinał. Świat wykreowany przez Rowling ma sporo luźnych reguł, serio, trzeba było się naprawdę mocno postarać żeby aż tak je ponaginać pod własne pomysły. Poziom językowy też jest niski, momentami robiłam zdjęcia tekstów w które nie mogłam uwierzyć. "Ale numer!" "Ale numer do kwadratu!" "Ale numer do sześcianu!" będzie mi się śniło po nocach. Nawet gdybym oceniała tę książkę zupełnie w oderwaniu od sagi, to jest zwyczajnie słaba. Jedyne co mi się podobało, to sama forma - czyta się ją lekko. No i względnie przyjemnie, jak już uruchomił mi się tryb guilty pleasure.
Spodziewałam się, że będzie źle, ale nie aż takiej katastrofy. Już sam fakt, że fabuła jest oparta o zmienianie czasu wzbudzał we mnie obawy, BARDZO trudno zrobić to dobrze, spójnie i logicznie, ale takich durnot jak tutaj to chyba w żadnym innym tworze nie widziałam xD Autorzy bardzo chcieli pokazać efekt motyla, ale trochę się z tym zagalopowali. Hermiona nie skończyła z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12-26
Porównując do Uczty Wron, ta część podobała mi się bardziej, zwłaszcza, że zmniejszyła się liczba wątków Żelaznych Ludzi, które mnie już męczyły. Jeśli chodzi o całą resztę - jestem prostym człowiekiem, Martin może opisywać jakieś kompletnie nieważne dla fabuły sprawy, zbaczać z toru głównej historii ile tylko chce, a ja i tak będę treść jego powieści pochłaniać z radością.
Porównując do Uczty Wron, ta część podobała mi się bardziej, zwłaszcza, że zmniejszyła się liczba wątków Żelaznych Ludzi, które mnie już męczyły. Jeśli chodzi o całą resztę - jestem prostym człowiekiem, Martin może opisywać jakieś kompletnie nieważne dla fabuły sprawy, zbaczać z toru głównej historii ile tylko chce, a ja i tak będę treść jego powieści pochłaniać z radością.
Pokaż mimo to2023-12-01
Tę część pamiętałam chyba najlepiej, bo tuż po premierze przeczytałam ją jakieś 3 razy z rzędu w ciągu może miesiąca... No cóż, entuzjazm już nie ten. Chciałabym napisać, że zostawienie Hogwartu wyszło na plus, bo wreszcie możemy odkryć coś nowego... ale świat stworzony przez Rowling jest tak ciasny, niewyróżniający się i powtarzalny, że życie czarodziejów poza szkołą i ministerstwem wydaje się strasznie nudne. Oczywiście wpływ na to ma też fakt, że główni bohaterowie znaczną część książki szwendają się po lasach a potem narzekają na to, że muszą szwendać się po lasach. Bezsilność i dłużenie się tej bezcelowej tułaczki niby ma sens, ale zostało rozwleczone do bólu. Serio, ostatnia część nie musiała przecież obejmować CAŁEGO kolejnego roku szkolnego, szczególnie, gdy bohaterowie do szkoły nie chodzą xD Wiadomo, że akcja dzieje się na sam koniec książki, jak zwykle, ale poza tym są może dwa bardziej napakowane akcją rozdziały. Jak na przygodówkę to trochę nudy.
Podobało mi się za to przedstawienie przeszłości Dumbledore'a, wreszcie jakaś skaza na wizerunku. Oczywiście potem musiała być całkowita ekspozycja podczas jego spotkania z Harrym w "limbo" i tłumaczenie mu fabuły EHH chociaż w tej części w której nie żył Rowling mogła sobie to darować. Jeżeli chodzi o inne postaci, to skoro ich relacje mają podsumowanie w tej książce - dawno nie widziałam innych napisanych i budowanych równie źle, Harry/Ginny, Ron/Hermiona, Remus/Tonks, co jeden związek to gorzej, ten ostatni to już w ogóle żenada. Co Rowling zrobiła z biednym Remusem na przestrzeni tych książek to jakaś totalna rzeź, i nie dlatego, że umiera (swoją drogą też zupełnie losowo, kolejna śmierć bez żadnego ciężaru).
W końcowej bitwie niby trup się ściele gęsto, ale ponieważ avada kedavra została ustanowiona, jako najgorsze przekleństwo, przyjaciele Harry'ego nie mogą nią otwarcie rzucać. A jednak ich przeciwnicy jakimś cudem giną, choćby Bellatrix z różdżki Molly Weasley, mimo braku sprecyzowania w jaki sposób. Harry również "dobija" Voldemorta jego własnym odbitym zaklęciem z *nabrzmiałej* różdżki hiehie... No nie jest to jakiś spektakularny pojedynek, kiedy główny złol ma gówniarski temperament i musi mieć fabułę oraz wszelkie plot twisty tłumaczone krok po kroku przez głównego bohatera. Odkąd zaglądamy mu do głowy i widzimy jego sposób myślenia, nie da się go traktować jakkolwiek poważnie, brak empatii to ewidentnie nie jego jedyny problem.
No i na koniec epilog, jak byłam dzieckiem to mi się mega podobał, ale dzisiaj - ani to ciekawe pożegnanie z bohaterami, ani żadne podsumowanie. Jeszcze ten Albus Severus 😂😂 Jeden narcystyczny manipulant, kierujący życiem Harry'ego od niemowlęcia w celu, który sobie założył, a drugi żałosny incel zakochany w wyidealizowanej wizji jego matki, który znęcał się nad uczniami głównie ze względu na ich pochodzenie, zajebiście, że Harry nie miał całe życie żadnych lepszych wzorców. Zastanawiam się też, czy cały ten wątek Snape'a miał serio być odbierany jako romantyczny? Dziś millenialsi cytują "always" jako top wzruszających momentów wszechczasów, dla mnie to zwyczajnie creeperskie. Snape'owi PRowo chyba najbardziej pomógł wspaniały i czarujący Alan Rickman, bo jego filmowa kreacja była znacznie bardziej ludzka i stonowana, po samych książkach coś nie wierzę, że fani reagowaliby podobnie.
Zwykle przy serii która była dla mnie tak ważna w dzieciństwie, trzymałaby mnie nostalgia, ale tutaj została pogrzebana kompletnie, nie uważam Rowling za specjalnie dobrą pisarkę, a serii za jakąś niesamowicie ważną kulturowo z dzisiejszej perspektywy. Fajnie, że swojego czasu zachęcała dzieciaki do czytania, ale dziś nie wiem co ma do zaoferowania, poza sztampową walką Dobra ze Złem i byciem zabijaczem czasu. Warto było wrócić i zrewidować poglądy bo jeszcze parę lat temu pewnie bym podtrzymywała, że to absolutnie wybitna literacka topka xd
Tę część pamiętałam chyba najlepiej, bo tuż po premierze przeczytałam ją jakieś 3 razy z rzędu w ciągu może miesiąca... No cóż, entuzjazm już nie ten. Chciałabym napisać, że zostawienie Hogwartu wyszło na plus, bo wreszcie możemy odkryć coś nowego... ale świat stworzony przez Rowling jest tak ciasny, niewyróżniający się i powtarzalny, że życie czarodziejów poza szkołą i...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-21
Top 2 kłamstwa dzieciństwa:
1. Szpinak jest niesmaczny
2. Saga o Harrym Potterze dorasta wraz z czytelnikiem 😂
No chyba, że w domyśle dorasta do 13 roku życia max. Kolejna książka która jest głównie wypełniaczem, dopiero na końcu dzieje się jakaś akcja, a i tak ostatecznie Dumbledore musi wszystko wyłożyć w ekspozycji bo intryga jest zbyt skomplikowana żebyś zrozumiał co Pani Rowling wymyśliła.
Nie no to jest żenada, każdy wątek jest napisany pod najbardziej banalne rozwiązanie, żeby bohaterowie się wywinęli z opresji bez większych trudności. I w teorii każda przygodówka mniej lub bardziej na tej zasadzie działa, ale tutaj to jest aż chamskie i prosto w twarz. Mój ulubiony przykład to jak bohaterowie płyną odzyskać horkruksa - pułapki są idealnie skrojone pod dwóch czarodziejów, ale na zaczarowanej łódce może być tylko jeden, co teraz? Na szczęście najwyraźniej zaklęcie Voldiego sprawdza czarodziejskie dowody, a nie liczbę osób w łodzi, bo Harry się według tych dziwnych zasad nie liczy. Średnio mądre te zaklęcia. Wątek odkrycia celu Malfoya, tożsamość Księcia - dwa wątki męczone całą książkę, oczywiście też wyłożone bohaterowi od A do Z na sam koniec. O wątkach romantycznych nic nawet nie mówię xd Ginny jest wreszcie bardziej ludzka, ale pojawia się w może czterech dłuższych scenach? Neville i Luna też giną w tle, za to dostajemy beznadziejny trójkąt Lavender-Ron-Hermiona... warto było.
Dodatkowo Harry'emu cały czas wszystko się samo przydarza, nie ma miejsca na rozwój postaci. Jest słabym kapitanem drużyny bo nie umie wybierać między osobami, które faktycznie są uzdolnione, a przyjaciółmi, dziewczyna wpada mu w ramiona bez żadnego zaangażowania z jego strony, w szkole na eliksirach cheatuje i nie obrywa konsekwencjami z tego tytułu ani razu - ba, dostaje gratyfikację! Autorka nie pozwala mu dorosnąć i dokonywać własnych wyborów, wszystko dzieje się samo i bohater polega głównie na szczęściu (w Zakonie Feniksa przynajmniej próbował być liderem, tutaj ten wątek kompletnie zniknął).
Jedyne co mi się podobało, to wątek Slughorna i felix felicis - sprytnie pomyślane i rozwiązuje się wcześniej niż w ostatnim rozdziale, to już coś. Poza tym wspomnienia o Voldim, ale serio nie potrafię traktować poważnie jakiegoś Tomeczka który w wieku dwudziestukilku lat tytułuje się Lordem Voldemortem przestawiając literki xD Jakby ktoś mu od razu wytknął krindżuwę to ze wstydu by wyemigrował do Albanii i tyle by go było.
Dodatkowy minus - zmarnowanie szansy ze Snapem który wykłada obronę przez czarną magią, od kilku książek dostajemy podbudowę, że strasznie chce tego uczyć, w końcu mu się udaje. I co? Zadaje gówniane eseje i raz się kłóci na lekcji o różnicę między jednym stworzeniem a innym xD No faktycznie bardzo ciekawe, warto było czekać.
Filler/10, ale następnym razem na pewno dostanę ciekawą książkę prawda??
Top 2 kłamstwa dzieciństwa:
1. Szpinak jest niesmaczny
2. Saga o Harrym Potterze dorasta wraz z czytelnikiem 😂
No chyba, że w domyśle dorasta do 13 roku życia max. Kolejna książka która jest głównie wypełniaczem, dopiero na końcu dzieje się jakaś akcja, a i tak ostatecznie Dumbledore musi wszystko wyłożyć w ekspozycji bo intryga jest zbyt skomplikowana żebyś zrozumiał co...
2023-09-26
Bardzo lubiłam ją za dzieciaka i na szczęście powrót po latach nie był tak bolesny, jak w przypadku innych lektur. Język Korczaka jest lekki, humor działa, a autor w prostym języku przemyca wiele dylematów politycznych czy społecznych. Jasne, dla dziecka momentami będzie to pewnie zbyt skomplikowane, ale zwykle towarzyszą temu też uproszczone wyjaśnienia które mogą pomóc zrozumieć niektóre kwestie. Jednocześnie autor nie traktuje swoich czytelników protekcjonalnie, co też się ceni.
Niestety, jakaś jedna trzecia książki dzieje się w Afryce i ta część mnie bardzo zmęczyła kolonializmem, rasizmem i dziwacznym wątkiem ludożerców. W tym przypadku setting był jednak na tyle absurdalny i nieosadzony w realizmie, że przymykam na to oko. I tak wypada pod tym względem lepiej, niż wiele książek dla dzieci, które wychodziły w podobnym okresie.
Bardzo lubiłam ją za dzieciaka i na szczęście powrót po latach nie był tak bolesny, jak w przypadku innych lektur. Język Korczaka jest lekki, humor działa, a autor w prostym języku przemyca wiele dylematów politycznych czy społecznych. Jasne, dla dziecka momentami będzie to pewnie zbyt skomplikowane, ale zwykle towarzyszą temu też uproszczone wyjaśnienia które mogą pomóc...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-08
Pierwsza połowa nawet przyjemna, taka obyczajówka, ale elementy komediowe są autentycznie zabawne, pióro Makuszyńskiego mi się spodobało. Tylko autor chyba nie miał pomysłu co robić dalej z fabułą, bo robi timeskip 10 lat, nagle okazuje się że ojciec bohaterki żyje ale po wypadku stracił pamięć i robi kapelusze dla Indian w Ekwadorze??? Po odnalezieniu Basia się nim zajmuje, poświęca do utraty sił, ale warto było bo jego pamięć wraca i mogą sobie razem żyć, happy end. Pozostali bohaterowie, których zdążyłam polubić, idą w odstawkę, jakbym czytała dwie różne książki, przy czym ta druga była nudna i z dupy.
Pierwsza połowa nawet przyjemna, taka obyczajówka, ale elementy komediowe są autentycznie zabawne, pióro Makuszyńskiego mi się spodobało. Tylko autor chyba nie miał pomysłu co robić dalej z fabułą, bo robi timeskip 10 lat, nagle okazuje się że ojciec bohaterki żyje ale po wypadku stracił pamięć i robi kapelusze dla Indian w Ekwadorze??? Po odnalezieniu Basia się nim...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09-02
Nieco lepszy niż słabiutka Czara Ognia, no ale nie aż tak dobry, żeby te prawie tysiąc stron było tego warte. Standardowo jedyna wartka akcja dzieje się na samiuteńki koniec roku, po tym jak Harry daje się zrobić jak dziecko. To jeszcze bym przeżyła, ale potem jeszcze Dumbledore przychodzi i musi wytłumaczyć co się działo przez ten rok i czemu akurat w taki sposób. No nie wierzę że nie dało się tego zrobić inaczej niż tak tanią ekspozycję.
Druga rzecz, bohaterowie są jeszcze większymi bucami niż do tej pory... Ja nie wiem jakim cudem w dzieciństwie kochałam Syriusza 🙃 Może dlatego że mentalnie byliśmy wtedy na podobnym poziomie. Do tego jeszcze chyba wyparłam z pamięci Jamesa molestującego seksualnie Snape'a (bo jak inaczej nazwać pokazanie gaci kolegi przed całą szkołą i grożenie że się je ściągnie?), niezła patola. Niby to trochę zadręcza Harry'ego, ale Syriusz usprawiedliwia sytuację na tyle, że ostatecznie nie ma na nic wpływu. Ron dalej jest poniewierany - osiąga sukces w quidditchu? Nikt z jego bliskich tego nie widział. Zostaje prefektem? Dumbledore na końcu prawie przeprasza Harry'ego, że w sumie to on powinien ale ojojoj ma za dużo na głowie xD No zero miłości dla chłopa.
Kiedyś byłam przekonana, że Harry jest takim self-insertem i nudziarzem, ale to chyba jednak bardziej w filmach, bo w ostatnich paru częściach jest zwykłym dupkiem. I mam problem, bo z jednej strony ten nastoletni angst jest chyba nawet wiarygodny, ale co z tego jak momentami tego ględzenia, braku empatii i użalania się nad sobą nie idzie już znieść.
Jedno co mogę oddać, to wątek Cho i Harry'ego super poprowadzony - idealnie oddaje niezręczność pierwszego zauroczenia, jedno gada o swoim martwym byłym a drugie zaprasza na randkę najlepszą przyjaciółkę, niezłe ananasy.
Nieco lepszy niż słabiutka Czara Ognia, no ale nie aż tak dobry, żeby te prawie tysiąc stron było tego warte. Standardowo jedyna wartka akcja dzieje się na samiuteńki koniec roku, po tym jak Harry daje się zrobić jak dziecko. To jeszcze bym przeżyła, ale potem jeszcze Dumbledore przychodzi i musi wytłumaczyć co się działo przez ten rok i czemu akurat w taki sposób. No nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-01
Urocza, choć dość chaotyczna opowieść. Trochę słabo, że to Piotr podsuwa większość pomysłów tytułowej bohaterce, girl power to w tym za bardzo nie ma.
Urocza, choć dość chaotyczna opowieść. Trochę słabo, że to Piotr podsuwa większość pomysłów tytułowej bohaterce, girl power to w tym za bardzo nie ma.
Pokaż mimo to2023-08-23
Krótki i całkiem słodki, a że napisany w latach 30., to ciekawie się czyta o stalówkach, kałamarzach, scyzorykach i innych przyborach, których dzisiaj dzieciaki nie używają.
Krótki i całkiem słodki, a że napisany w latach 30., to ciekawie się czyta o stalówkach, kałamarzach, scyzorykach i innych przyborach, których dzisiaj dzieciaki nie używają.
Pokaż mimo to2023-08-16
Wesołe życie na wiosce, gdzie dzieci nie mają za dużo obowiązków, za to każdy dzień wypełniony jest zabawą... coś tego nie kupuję. Ja wiem, to książka dla dzieci, ale niczym się specjalnie nie wyróżnia, może poza przedstawieniem kilku szwedzkich ciekawostek i obyczajów.
Wesołe życie na wiosce, gdzie dzieci nie mają za dużo obowiązków, za to każdy dzień wypełniony jest zabawą... coś tego nie kupuję. Ja wiem, to książka dla dzieci, ale niczym się specjalnie nie wyróżnia, może poza przedstawieniem kilku szwedzkich ciekawostek i obyczajów.
Pokaż mimo to2023-07-08
Trochę zawód. Pierwsza połowa świetna, niestety w drugiej nie dzieje się praktycznie nic, narracja przerzuca perspektywę niemal całkowicie na Colina, wątki fabularne są już właściwie zakończone, odbywa się już jedynie "leczenie" ogrodem i jego Magią.
Dostajemy liczne opisy obcowania dzieciaków z naturą i jej zbawiennego wpływu na ich rozwój. I to jest nawet dobre przesłanie, ale przysięgam, jak już któryś raz przeczytałam, że twarz 10-letniej Mary jest mniej żółta niż jak ta przyjechała z Indii, a ona sama nie jest wreszcie tak strasznie chuda i brzydka, bo przecież okrągła twarz zdrowsza, zaczęłam mieć tego dość. O dziwo jeden z najważniejszych wątków w historii porzucenie Colina przez ojca, spowodowane traumą związaną ze stratą żony, zostaje rozwiązany w trzy sekundy w ostatnim rozdziale. CO?? Żadnych reperkusji, nic z tego nie wynika, po prostu stary wraca po długiej podróży, widzi że no ten Colin w sumie jednak zdrowy i chyba nie umiera, ok to może być moim synkiem xD A w narracji jest nazwany niezłym ojcem, bo dużo płacił za lekarzy i kupował mu książki xDD Zajebiste standardy mieliśmy swojego czasu wobec starych, a mógł zabić. Emocjonalnie wybrzmiewa to strasznie sztywno, zabrakło wyrzutu uczuć, złości, zawodu, no czegokolwiek co mogłoby poruszyć czytelnika. U mnie skończyło się na frustracji. Samo to mogłoby być zresztą spokojnie rozwinięte w poważniejszą kulminację albo nawet dodatkowy wątek dramatyczny którego mi brakowało, jestem zszokowana że do tego nie doszło, był przecież na wyciągnięcie ręki.
Do rasizmu i klasizmu w książkach z tej epoki zdążyłam się już przyzwyczaić, ale tutaj dochodzi jeszcze ableizm i to taki naprawdę straszny, w końcu gdyby Colin naprawdę był dalej przykuty do łóżka i chorowity, ojciec najpewniej wciąż by go nie akceptował jako syna. Szkoda, początek zapowiadał ciekawszą i mniej banalną historię.
Trochę zawód. Pierwsza połowa świetna, niestety w drugiej nie dzieje się praktycznie nic, narracja przerzuca perspektywę niemal całkowicie na Colina, wątki fabularne są już właściwie zakończone, odbywa się już jedynie "leczenie" ogrodem i jego Magią.
Dostajemy liczne opisy obcowania dzieciaków z naturą i jej zbawiennego wpływu na ich rozwój. I to jest nawet dobre...
2023-06-13
Po jakimś pół roku wróciłam do Czary Ognia i udało mi się ją skończyć, nie wiem czy to nie najgorsza część w serii. Uwielbiam motywy turniejów, ale tutaj nic się nie klei - plan Voldemorta jest tak absurdalnie przekombinowany, że nie wiem jakim cudem się udaje, a zamknięcie Hogwartu po tych wszystkich patologiach które tam się dzieją to powinna być oczywistość. Mnóstwo szkolno-życiowego filleru, standardowo wypakowany jest początek i koniec, ale cała reszta jest rozwleczona jeszcze bardziej niż zwykle. Nawet nagła śmierć Cedrica mnie nie ruszyła, nie miał za dużo interakcji z bohaterami. No wiemy, że był całkiem fajny i fair wobec Harry'ego, ale to w sumie tyle.
Jeśli chodzi o dwie nowe magiczne szkoły, które zostają nam przedstawione, to poza Krumem i Fleur nie poznajemy absolutnie nikogo, a nawet oni są prawie cały czas gdzieś w tyle. No ok, dorosły chłop Krum klei się jeszcze do 14-latki, więc powiedzmy że to jakiś wątek który ma wpływ na jej relację z Ronem. Nie wiem, mnie by ciekawiło np. poznanie innych kultur czy opis magicznego świata z ich perspektywy, ale rok to najwidoczniej za mało żeby ktokolwiek z bohaterów na to wpadł, lepiej kisić się we własnym gryffindorowym sosie. Mam wrażenie, że ta część powstała tylko po to, żeby odrodzić Voldemorta i sprawić, aby ktoś zginął na oczach Harry'ego - a cała reszta to wątki dopisane na szybko na kolanie, żeby tę treść czymś wypełnić. Szkoda, że nie czymś minimalnie bardziej wartościowym czy angażującym.
Po jakimś pół roku wróciłam do Czary Ognia i udało mi się ją skończyć, nie wiem czy to nie najgorsza część w serii. Uwielbiam motywy turniejów, ale tutaj nic się nie klei - plan Voldemorta jest tak absurdalnie przekombinowany, że nie wiem jakim cudem się udaje, a zamknięcie Hogwartu po tych wszystkich patologiach które tam się dzieją to powinna być oczywistość. Mnóstwo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-05-25
W posłowiu Martin pisze, że ma nadzieję kolejną książkę wydać w następnym roku. Wyszła po sześciu latach 💀 Chłop serio żyje w innym wymiarze czasu chyba.
"Uczta" nie może się z pewnością równać do niemalże perfekcyjnej "Nawałnicy mieczy", ale to wciąż bardzo dobra książka. To, jak skrupulatnie prowadzona intryga Cersei, rozwala się w końcu na kawałeczki - mistrzostwo. Szkoda, że pewnie nigdy nie dowiem się, co z tym wątkiem będzie dalej...
W posłowiu Martin pisze, że ma nadzieję kolejną książkę wydać w następnym roku. Wyszła po sześciu latach 💀 Chłop serio żyje w innym wymiarze czasu chyba.
"Uczta" nie może się z pewnością równać do niemalże perfekcyjnej "Nawałnicy mieczy", ale to wciąż bardzo dobra książka. To, jak skrupulatnie prowadzona intryga Cersei, rozwala się w końcu na kawałeczki - mistrzostwo....
2023-05-16
Lubię tę książkę i pióro autorki, ale wyidealizowanie głównej bohaterki momentami męczy. Gdyby miała więcej chwil słabości, załamania lub nawet egoizmu, łatwiej byłoby mi ją zrozumieć. Takie momenty są, ale biorąc pod uwagę skrajnie trudną sytuację dziewczynki - moim zdaniem jest ich za mało. Niejednego dorosłego złamałoby to przez co przechodzi, a jej dramat jako głodującego, przepracowanego dziecka, nad którym dorośli się znęcają, często nie wybrzmiewa. Ma się wrażenie że to nic takiego, w końcu jest księżniczką, musi sobie ze wszystkim poradzić. Nie do końca mi to współgrało z historią.
Lubię tę książkę i pióro autorki, ale wyidealizowanie głównej bohaterki momentami męczy. Gdyby miała więcej chwil słabości, załamania lub nawet egoizmu, łatwiej byłoby mi ją zrozumieć. Takie momenty są, ale biorąc pod uwagę skrajnie trudną sytuację dziewczynki - moim zdaniem jest ich za mało. Niejednego dorosłego złamałoby to przez co przechodzi, a jej dramat jako...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dehumanizacja i dezindywiduacja - dwa słowa klucze które przewijają się w tej książce dziesiątki razy i najlepiej opisują, co było przedmiotem badań Zimbardo. Podstawą książki jest skrupulatny opis Stanfordzkiego Eksperymentu Więziennego, dzień po dniu, momentami wręcz godzina po godzinie. Zimbardo zdecydował się na zebranie szczegółów dotyczących własnego eksperymentu po ponad 35 latach odkąd został przeprowadzony. Wysuwa wnioski na temat ludzkiej natury i wpływu Systemu oraz Sytuacji na osobę. Zimbardo zebrał w niej też inne głośne historie mające potwierdzać wysunięte przez niego tezy, dużo miejsca poświęcił zwłaszcza skandalicznej historii więzienia w Abu Ghurajb. Wnioski potrafią zaintrygować, chociaż momentami miałam wrażenie, że Zimbardo pisze te same rzeczy po kilka razy, tylko innymi słowami, wbijając je usilnie czytelnikowi do głowy. Książka jest przez to za długa, niektóre podrozdziały można byłoby z niej wyciąć bez żadnej szkody. Dodatkowo, autor często nie popiera swoich tez dodatkowymi badaniami, przez co wyglądają na pochopne i mało przekonujące. Warto wziąć też tezy Zimbardo przez pryzmat tego, że na Stanfordzkim Eksperymencie Więziennym oparł całą swoją późniejszą karierę... Traktuję to bardziej jako ciekawostkę, zwłaszcza, że kulisy samego badania cieszą się raczej złą sławą.
Dehumanizacja i dezindywiduacja - dwa słowa klucze które przewijają się w tej książce dziesiątki razy i najlepiej opisują, co było przedmiotem badań Zimbardo. Podstawą książki jest skrupulatny opis Stanfordzkiego Eksperymentu Więziennego, dzień po dniu, momentami wręcz godzina po godzinie. Zimbardo zdecydował się na zebranie szczegółów dotyczących własnego eksperymentu po...
więcej Pokaż mimo to