Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Przyjemna, nieco nostalgiczna opowieść z mądrym morałem.

Przyjemna, nieco nostalgiczna opowieść z mądrym morałem.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedna z mniej znanych baśni Andersena i nic dziwnego, niespecjalnie się wyróżnia morałem czy tematyką. Nie zapada w pamięć.

Jedna z mniej znanych baśni Andersena i nic dziwnego, niespecjalnie się wyróżnia morałem czy tematyką. Nie zapada w pamięć.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Wyjątkowo urocza baśń od Andersena - biedna sierotka, jedyne co ma swojego, to czerwone trzewiczki, które dostaje od matki adopcyjnej, OŚMIELA się w nich iść do kościoła i być w centrum uwagi. Potem zostają zaczarowane tak, że dziewczynka musi tańczyć, i po długim czasie, wykończona, idzie do lokalnego kata, żeby odciął jej nóżki. Zostaje biedną kaleką i musi pokutować za swoje błędy, aby Bóg jej wybaczył.
Chore bogobojne gówno, jeszcze skierowane przeciwko dziewczynkom, żeby przypadkiem nie zapominały o życiu w skromności. HA TFU na tak prymitywne, chrześcijańskie wartości.

Wyjątkowo urocza baśń od Andersena - biedna sierotka, jedyne co ma swojego, to czerwone trzewiczki, które dostaje od matki adopcyjnej, OŚMIELA się w nich iść do kościoła i być w centrum uwagi. Potem zostają zaczarowane tak, że dziewczynka musi tańczyć, i po długim czasie, wykończona, idzie do lokalnego kata, żeby odciął jej nóżki. Zostaje biedną kaleką i musi pokutować za...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Pamiętam, że zakończenie tej baśni wywołało u mnie niezły szok, gdy przeczytałam ją w dzieciństwie, chyba moje pierwsze zetknięcie z nieszczęśliwym zakończeniem. Wciąż doceniam, chociaż uważam, że lepiej by wyszło, gdyby opowieść kończyła się na tragicznej zmianie syrenki w pianę morską. Ten późniejszy dopisek o tym, że syreny nie mają duszy, ALE jeśli będąc duszkiem zasłuży sobie dobrymi uczynkami, Bóg po jakimś czasie dopuści ją do nieba... w tym momencie już zrobiło się dla mnie zbyt religijnie.

Pamiętam, że zakończenie tej baśni wywołało u mnie niezły szok, gdy przeczytałam ją w dzieciństwie, chyba moje pierwsze zetknięcie z nieszczęśliwym zakończeniem. Wciąż doceniam, chociaż uważam, że lepiej by wyszło, gdyby opowieść kończyła się na tragicznej zmianie syrenki w pianę morską. Ten późniejszy dopisek o tym, że syreny nie mają duszy, ALE jeśli będąc duszkiem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Dehumanizacja i dezindywiduacja - dwa słowa klucze które przewijają się w tej książce dziesiątki razy i najlepiej opisują, co było przedmiotem badań Zimbardo. Podstawą książki jest skrupulatny opis Stanfordzkiego Eksperymentu Więziennego, dzień po dniu, momentami wręcz godzina po godzinie. Zimbardo zdecydował się na zebranie szczegółów dotyczących własnego eksperymentu po ponad 35 latach odkąd został przeprowadzony. Wysuwa wnioski na temat ludzkiej natury i wpływu Systemu oraz Sytuacji na osobę. Zimbardo zebrał w niej też inne głośne historie mające potwierdzać wysunięte przez niego tezy, dużo miejsca poświęcił zwłaszcza skandalicznej historii więzienia w Abu Ghurajb. Wnioski potrafią zaintrygować, chociaż momentami miałam wrażenie, że Zimbardo pisze te same rzeczy po kilka razy, tylko innymi słowami, wbijając je usilnie czytelnikowi do głowy. Książka jest przez to za długa, niektóre podrozdziały można byłoby z niej wyciąć bez żadnej szkody. Dodatkowo, autor często nie popiera swoich tez dodatkowymi badaniami, przez co wyglądają na pochopne i mało przekonujące. Warto wziąć też tezy Zimbardo przez pryzmat tego, że na Stanfordzkim Eksperymencie Więziennym oparł całą swoją późniejszą karierę... Traktuję to bardziej jako ciekawostkę, zwłaszcza, że kulisy samego badania cieszą się raczej złą sławą.

Dehumanizacja i dezindywiduacja - dwa słowa klucze które przewijają się w tej książce dziesiątki razy i najlepiej opisują, co było przedmiotem badań Zimbardo. Podstawą książki jest skrupulatny opis Stanfordzkiego Eksperymentu Więziennego, dzień po dniu, momentami wręcz godzina po godzinie. Zimbardo zdecydował się na zebranie szczegółów dotyczących własnego eksperymentu po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zima nadeszła. Czytanie tej części było absolutną przyjemnością, boli jedynie, że historia stanęła w miejscu w 2011 roku... I to w dodatku na takich cliffhangerach! G.R.R. Martin nie jest łaskawy dla swoich czytelników. Sam się zapędził w kozi róg, mnożąc kolejne wątki, ale i tak bawiłam się przy tej książce doskonale. Teraz czuję się nieco jak masochistka, która na siebie sprowadziła takie cierpienie, jak zaczynałam czytać sagę, to wiedziałam już w co się pakuję... Chcę naiwnie wierzyć, że doczekam jeszcze kontynuacji!

Zima nadeszła. Czytanie tej części było absolutną przyjemnością, boli jedynie, że historia stanęła w miejscu w 2011 roku... I to w dodatku na takich cliffhangerach! G.R.R. Martin nie jest łaskawy dla swoich czytelników. Sam się zapędził w kozi róg, mnożąc kolejne wątki, ale i tak bawiłam się przy tej książce doskonale. Teraz czuję się nieco jak masochistka, która na siebie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Porównując do Uczty Wron, ta część podobała mi się bardziej, zwłaszcza, że zmniejszyła się liczba wątków Żelaznych Ludzi, które mnie już męczyły. Jeśli chodzi o całą resztę - jestem prostym człowiekiem, Martin może opisywać jakieś kompletnie nieważne dla fabuły sprawy, zbaczać z toru głównej historii ile tylko chce, a ja i tak będę treść jego powieści pochłaniać z radością.

Porównując do Uczty Wron, ta część podobała mi się bardziej, zwłaszcza, że zmniejszyła się liczba wątków Żelaznych Ludzi, które mnie już męczyły. Jeśli chodzi o całą resztę - jestem prostym człowiekiem, Martin może opisywać jakieś kompletnie nieważne dla fabuły sprawy, zbaczać z toru głównej historii ile tylko chce, a ja i tak będę treść jego powieści pochłaniać z radością.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Zawsze doceniam historie podkreślające ofiarność i oddanie matek, tak samo jest w przypadku tej historii. Krótka, acz poruszająca.

Zawsze doceniam historie podkreślające ofiarność i oddanie matek, tak samo jest w przypadku tej historii. Krótka, acz poruszająca.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytało się nawet ok, ale nie został mi w pamięci. Z perspektywy czasu raczej nic specjalnego czy wartego uwagi, jest sporo znacznie lepszych baśni.

Czytało się nawet ok, ale nie został mi w pamięci. Z perspektywy czasu raczej nic specjalnego czy wartego uwagi, jest sporo znacznie lepszych baśni.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Klasyczny zbiór baśni, warto sobie do nich przynajmniej raz wrócić w dorosłości, ale jednocześnie dobrze pamiętać, że są napisane dość prostym językiem i w większości - raczej mało porywające.

Klasyczny zbiór baśni, warto sobie do nich przynajmniej raz wrócić w dorosłości, ale jednocześnie dobrze pamiętać, że są napisane dość prostym językiem i w większości - raczej mało porywające.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo optymistyczna baśń, z ładnym przekazem, chociaż troszkę zbyt przewidywalna. Może zmęczyć formą.

Bardzo optymistyczna baśń, z ładnym przekazem, chociaż troszkę zbyt przewidywalna. Może zmęczyć formą.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedna z najgorszych baśni Andersena - główny bohater antypatyczny, odrąbuje wiedźmie głowę, kradnie złoto a potem terroryzuje groźnymi psami mieszkańców królestwa tylko po to by zmusić księżniczkę do ślubu. Tragedia, nie dałabym tego dziecku do czytania, nic mądrego z tego nie wynika.

Jedna z najgorszych baśni Andersena - główny bohater antypatyczny, odrąbuje wiedźmie głowę, kradnie złoto a potem terroryzuje groźnymi psami mieszkańców królestwa tylko po to by zmusić księżniczkę do ślubu. Tragedia, nie dałabym tego dziecku do czytania, nic mądrego z tego nie wynika.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Trochę takie już na siłę dopisane te historyjki, połowa dzieje się w wiosce, jak do tej pory, a połowa na Pacyfiku, co zmienia nieco odbiór zakończenia poprzedniej części. Przygody bohaterów robią się powtarzalne, a do tego ten ich pobyt na wyspie, gdzie Pippi zostaje "murzyńską księżniczką"... Wiem, że intencje autorki nie były złe, ale z dzisiejszej perspektywy zwyczajnie niektóre z opisywanych rzeczy są nie na miejscu, co czyni je nieprzyjemnymi w odbiorze. W poprzednich książkach z cyklu nie było to aż tak odczuwalne.

Trochę takie już na siłę dopisane te historyjki, połowa dzieje się w wiosce, jak do tej pory, a połowa na Pacyfiku, co zmienia nieco odbiór zakończenia poprzedniej części. Przygody bohaterów robią się powtarzalne, a do tego ten ich pobyt na wyspie, gdzie Pippi zostaje "murzyńską księżniczką"... Wiem, że intencje autorki nie były złe, ale z dzisiejszej perspektywy zwyczajnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wciąż zabawna i całkiem przyjemna książka, ale jednak - to powtórka z rozrywki. Na pierwszej części bawiłam się lepiej, może to kwestia nostalgii, może powtarzalności historyjek, które nie są (lub nie wydają mi się) aż tak ikoniczne. Plusik za urocze zakończenie.

Wciąż zabawna i całkiem przyjemna książka, ale jednak - to powtórka z rozrywki. Na pierwszej części bawiłam się lepiej, może to kwestia nostalgii, może powtarzalności historyjek, które nie są (lub nie wydają mi się) aż tak ikoniczne. Plusik za urocze zakończenie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Powrót do tej książki przypomniał mi, że za dzieciaka byłam jej największą fanką i czytałam te historyjki na okrągło, nawet miałam filmy na DVD z gazety i grę komputerową! Prawdziwe girl power, Pippi ma wywalone w społeczne konwenanse, jest samowystarczalna, z wysokim poczuciem własnej wartości a w wolnych chwilach kopie dupska złodziejom (i lokalnemu najsilniejszemu mężczyźnie na świecie). Oczywiście pozostają kwestie z dzisiejszej perspektywy budzące wątpliwości, zwłaszcza częste przytaczanie tego, że jej ojciec jest królem Murzynów... ale akurat Pippi jest dobrą farmazoniarą, więc pod tym względem nawet to pasuje do jej innych opowieści. Co ciekawe, w zagranicznych wydaniach został zmieniony na króla kanibali, no, jest to jakieś rozwiązanie xD Poza tym - fantastycznie się bawiłam, Pippi ma takie chaotic energy, nie przewidzisz co będzie robiła za moment. W paru momentach przebijał się w tym jakiś cień smutku i samotności. Na tyle subtelny, że sama bohaterka nie daje tego odczuć i nie ma to większego wpływu na historię, a jednak coś takiego się pojawia, umiejętnie przemycone przez autorkę.

Powrót do tej książki przypomniał mi, że za dzieciaka byłam jej największą fanką i czytałam te historyjki na okrągło, nawet miałam filmy na DVD z gazety i grę komputerową! Prawdziwe girl power, Pippi ma wywalone w społeczne konwenanse, jest samowystarczalna, z wysokim poczuciem własnej wartości a w wolnych chwilach kopie dupska złodziejom (i lokalnemu najsilniejszemu...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Harry Potter i Przeklęte Dziecko J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany
Ocena 6,2
Harry Potter i... J.K. Rowling, Jack ...

Na półkach:

Spodziewałam się, że będzie źle, ale nie aż takiej katastrofy. Już sam fakt, że fabuła jest oparta o zmienianie czasu wzbudzał we mnie obawy, BARDZO trudno zrobić to dobrze, spójnie i logicznie, ale takich durnot jak tutaj to chyba w żadnym innym tworze nie widziałam xD Autorzy bardzo chcieli pokazać efekt motyla, ale trochę się z tym zagalopowali. Hermiona nie skończyła z Ronem? Zamiast minister magii zostaje zgorzkniałą, wredną, niespełnioną nauczycielką (BRAWO Rowling, niesamowicie feministyczne przesłanie dla dziewczynek). Cedric zostaje upokorzony podczas turnieju i dzieciaki mają z niego bekę? Staje się śmierciożercą 😂 Najmilsza, najbardziej uczynna postać w sadze! Widocznie każde dziecko, z którego w szkole się naśmiewano, jest o krok od stania się naziolem, dobrze wiedzieć.

Nie rozumiem też, dlaczego Harry'ego nagle zaczyna boleć blizna? Było jasno ustanowione, że jego więź z Voldemortem, umiejętność mówienia wężowym językiem, wszystko było powiązane z horkruxem który w nim był, zniszczonym w 7. części. A potem czytam, że DODALI CÓRKĘ VOLDEMORTA, 70-letniej, najbardziej aseksualnej postaci w serii 💀 No ale dobra, przyjmijmy, że sam wątek istnienia córki Voldemorta ma sens... serio nie było na to innego pomysłu, niż po prostu zrobić z niej kolejnego nieudolnego złoczyńcę? Czy nie byłoby dużo ciekawiej gdyby nie była "od urodzenia" zła, gdyby zamiast tego była po prostu rozdarta między dwoma światami? A tak, nie dowiadujemy się o niej praktycznie nic, jej motywacja jest tak prosta i naiwna, że aż mi jej szkoda, wydaje się być ofiarą zepsutego systemu. Co na tę młodą, tragiczną postać nasi wspaniałomyślni bohaterowie? Trafisz do Azkabanu gdzie pewnie dementorzy wyssą z ciebie duszę NAURA koniec historii.

Zresztą o bohaterach też szkoda gadać... Ron sprowadzony wyłącznie do bycia karykaturalnym comic relief, Hermiona i Ginny zostały totalnie obdarte z charakteru, Harry jest tragicznym ojcem (ok, w to akurat mogę uwierzyć). Odnośnie Albusa i Scorpiusa... queerbaiting is real, a ponieważ autorzy nie mają jaj, żeby to pociągnąć, zostają z tego 14-latkowie który się przytulają, są o siebie zazdrośni i co chwilę gadają o swojej przyjaźni i o tym jak się cenią.

Dziur fabularnych i nieścisłości jest tu tyle, że przeciętny fanfic na wattpadzie lepiej by się spinał. Świat wykreowany przez Rowling ma sporo luźnych reguł, serio, trzeba było się naprawdę mocno postarać żeby aż tak je ponaginać pod własne pomysły. Poziom językowy też jest niski, momentami robiłam zdjęcia tekstów w które nie mogłam uwierzyć. "Ale numer!" "Ale numer do kwadratu!" "Ale numer do sześcianu!" będzie mi się śniło po nocach. Nawet gdybym oceniała tę książkę zupełnie w oderwaniu od sagi, to jest zwyczajnie słaba. Jedyne co mi się podobało, to sama forma - czyta się ją lekko. No i względnie przyjemnie, jak już uruchomił mi się tryb guilty pleasure.

Spodziewałam się, że będzie źle, ale nie aż takiej katastrofy. Już sam fakt, że fabuła jest oparta o zmienianie czasu wzbudzał we mnie obawy, BARDZO trudno zrobić to dobrze, spójnie i logicznie, ale takich durnot jak tutaj to chyba w żadnym innym tworze nie widziałam xD Autorzy bardzo chcieli pokazać efekt motyla, ale trochę się z tym zagalopowali. Hermiona nie skończyła z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Tę część pamiętałam chyba najlepiej, bo tuż po premierze przeczytałam ją jakieś 3 razy z rzędu w ciągu może miesiąca... No cóż, entuzjazm już nie ten. Chciałabym napisać, że zostawienie Hogwartu wyszło na plus, bo wreszcie możemy odkryć coś nowego... ale świat stworzony przez Rowling jest tak ciasny, niewyróżniający się i powtarzalny, że życie czarodziejów poza szkołą i ministerstwem wydaje się strasznie nudne. Oczywiście wpływ na to ma też fakt, że główni bohaterowie znaczną część książki szwendają się po lasach a potem narzekają na to, że muszą szwendać się po lasach. Bezsilność i dłużenie się tej bezcelowej tułaczki niby ma sens, ale zostało rozwleczone do bólu. Serio, ostatnia część nie musiała przecież obejmować CAŁEGO kolejnego roku szkolnego, szczególnie, gdy bohaterowie do szkoły nie chodzą xD Wiadomo, że akcja dzieje się na sam koniec książki, jak zwykle, ale poza tym są może dwa bardziej napakowane akcją rozdziały. Jak na przygodówkę to trochę nudy.

Podobało mi się za to przedstawienie przeszłości Dumbledore'a, wreszcie jakaś skaza na wizerunku. Oczywiście potem musiała być całkowita ekspozycja podczas jego spotkania z Harrym w "limbo" i tłumaczenie mu fabuły EHH chociaż w tej części w której nie żył Rowling mogła sobie to darować. Jeżeli chodzi o inne postaci, to skoro ich relacje mają podsumowanie w tej książce - dawno nie widziałam innych napisanych i budowanych równie źle, Harry/Ginny, Ron/Hermiona, Remus/Tonks, co jeden związek to gorzej, ten ostatni to już w ogóle żenada. Co Rowling zrobiła z biednym Remusem na przestrzeni tych książek to jakaś totalna rzeź, i nie dlatego, że umiera (swoją drogą też zupełnie losowo, kolejna śmierć bez żadnego ciężaru).

W końcowej bitwie niby trup się ściele gęsto, ale ponieważ avada kedavra została ustanowiona, jako najgorsze przekleństwo, przyjaciele Harry'ego nie mogą nią otwarcie rzucać. A jednak ich przeciwnicy jakimś cudem giną, choćby Bellatrix z różdżki Molly Weasley, mimo braku sprecyzowania w jaki sposób. Harry również "dobija" Voldemorta jego własnym odbitym zaklęciem z *nabrzmiałej* różdżki hiehie... No nie jest to jakiś spektakularny pojedynek, kiedy główny złol ma gówniarski temperament i musi mieć fabułę oraz wszelkie plot twisty tłumaczone krok po kroku przez głównego bohatera. Odkąd zaglądamy mu do głowy i widzimy jego sposób myślenia, nie da się go traktować jakkolwiek poważnie, brak empatii to ewidentnie nie jego jedyny problem.

No i na koniec epilog, jak byłam dzieckiem to mi się mega podobał, ale dzisiaj - ani to ciekawe pożegnanie z bohaterami, ani żadne podsumowanie. Jeszcze ten Albus Severus 😂😂 Jeden narcystyczny manipulant, kierujący życiem Harry'ego od niemowlęcia w celu, który sobie założył, a drugi żałosny incel zakochany w wyidealizowanej wizji jego matki, który znęcał się nad uczniami głównie ze względu na ich pochodzenie, zajebiście, że Harry nie miał całe życie żadnych lepszych wzorców. Zastanawiam się też, czy cały ten wątek Snape'a miał serio być odbierany jako romantyczny? Dziś millenialsi cytują "always" jako top wzruszających momentów wszechczasów, dla mnie to zwyczajnie creeperskie. Snape'owi PRowo chyba najbardziej pomógł wspaniały i czarujący Alan Rickman, bo jego filmowa kreacja była znacznie bardziej ludzka i stonowana, po samych książkach coś nie wierzę, że fani reagowaliby podobnie.

Zwykle przy serii która była dla mnie tak ważna w dzieciństwie, trzymałaby mnie nostalgia, ale tutaj została pogrzebana kompletnie, nie uważam Rowling za specjalnie dobrą pisarkę, a serii za jakąś niesamowicie ważną kulturowo z dzisiejszej perspektywy. Fajnie, że swojego czasu zachęcała dzieciaki do czytania, ale dziś nie wiem co ma do zaoferowania, poza sztampową walką Dobra ze Złem i byciem zabijaczem czasu. Warto było wrócić i zrewidować poglądy bo jeszcze parę lat temu pewnie bym podtrzymywała, że to absolutnie wybitna literacka topka xd

Tę część pamiętałam chyba najlepiej, bo tuż po premierze przeczytałam ją jakieś 3 razy z rzędu w ciągu może miesiąca... No cóż, entuzjazm już nie ten. Chciałabym napisać, że zostawienie Hogwartu wyszło na plus, bo wreszcie możemy odkryć coś nowego... ale świat stworzony przez Rowling jest tak ciasny, niewyróżniający się i powtarzalny, że życie czarodziejów poza szkołą i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W posłowiu Martin pisze, że ma nadzieję kolejną książkę wydać w następnym roku. Wyszła po sześciu latach 💀 Chłop serio żyje w innym wymiarze czasu chyba.
"Uczta" nie może się z pewnością równać do niemalże perfekcyjnej "Nawałnicy mieczy", ale to wciąż bardzo dobra książka. To, jak skrupulatnie prowadzona intryga Cersei, rozwala się w końcu na kawałeczki - mistrzostwo. Szkoda, że pewnie nigdy nie dowiem się, co z tym wątkiem będzie dalej...

W posłowiu Martin pisze, że ma nadzieję kolejną książkę wydać w następnym roku. Wyszła po sześciu latach 💀 Chłop serio żyje w innym wymiarze czasu chyba.
"Uczta" nie może się z pewnością równać do niemalże perfekcyjnej "Nawałnicy mieczy", ale to wciąż bardzo dobra książka. To, jak skrupulatnie prowadzona intryga Cersei, rozwala się w końcu na kawałeczki - mistrzostwo....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Niestety, to czego się obawiałam - wyraźny spadek formy względem znakomitej "Nawałnicy Mieczy". Sporo POV które mnie średnio interesowały, a dodatkowo frustrujące jest, że na powrót większości ulubionych postaci muszę czekać aż do "Tańca ze Smokami". Jeżeli chodzi o wydarzenia, to jest dużo spokojniej, bo w Nawałnicy działo się w s z y s t k o, a tutaj bohaterowie większość czasu mierzą się z konsekwencjami tych wydarzeń. Co w prowadzeniu historii ma oczywiście sens, nie możemy ciągle dostawać pościgów i wybuchów ALE wciąż, brak Tyriona, Dany, Jona... jakby Martin uparł się, żeby najciekawsze wątki przerzucić do tej drugiej książki. Najlepsze są według mnie rozdziały z dworu, z punktu widzenia Jamiego i Cersei. Nienawidzę tej baby, ale i tak byłam wciągnięta w śledzenie jej prób władania Westeros zza ramienia Tommena, w roli królowej regentki. Bardzo dużo jest też punktu widzenia Brienne, którą lubię, ale za wiele to się u niej nie dzieje. Chodzi tylko po jakichś lasach, spelunach i szuka Sansy, wspominając nieustannie jaką hotówą był Jamie i to jak faceci ją uważali za brzydką i gorszą całe życie. Trochę powtarzalne, jak na postać z takim potencjałem. Poza tym mnóstwo czasu poświęcone jest wydarzeniom na Żelaznych Wyspach, tego wątku nie było za bardzo w serialu, ale specjalnie nie ma czego żałować. Asha jest ok, ale to jednak kolejna kobieta traktowana gorzej przez to, że jest córką a nie synem, wolałabym, żeby autor zamiast tego skupił się na postaciach, z którymi spędzaliśmy czas do tej pory. Trochę martwi mnie to dalsze mnożenie wątków...

Niestety, to czego się obawiałam - wyraźny spadek formy względem znakomitej "Nawałnicy Mieczy". Sporo POV które mnie średnio interesowały, a dodatkowo frustrujące jest, że na powrót większości ulubionych postaci muszę czekać aż do "Tańca ze Smokami". Jeżeli chodzi o wydarzenia, to jest dużo spokojniej, bo w Nawałnicy działo się w s z y s t k o, a tutaj bohaterowie większość...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Nawałnica mieczy", bez podziału na części, to najlepsza książka jaką czytałam od wielu lat. Nic dziwnego, że sezony 3 i 4 na podstawie tego tomu są powszechnie najbardziej lubiane - red wedding, wątek Nieskalanych, ślub Joffreya, walka Oberyna z Górą, trial Tyriona, rozwój Jamiego i Jona, no samo złoto (i krew, hehe) w jednym miejscu. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam okazję czytać o tak żywych i prawdziwych postaciach w beletrystyce. Trochę się obawiam, czy to nie był peak sagi, biorąc pod uwagę, że Uczta dla wron i Taniec ze smokami dzieją się chronologicznie w jednym momencie, mam wątpliwości czy wątki w tej sytuacji mogły zostać równie dobrze pogodzone. Zacznie się za to fabuła, której serial nie adaptował zbyt dokładnie, więc nie mogę się doczekać aby sprawdzić, jak to wypada. "Nawałnica" w adaptacji została oddana wiernie, jedyne większe różnice, które zauważyłam u Martina to, że sny bohaterów odgrywają większą rolę, a więź młodych Starków (i Snowa) z wilkorami jest znacząco pogłębiona. No i epilog, w którym pojawia się słynna zombie lady Catelyn, skazując jednego z Freyów na śmierć. Fantastyczne, tajemnicze i przyprawiające o dreszcz zakończenie, szkoda, że zaspoilerowałam się na istnieniu tego wątku już wcześniej.

No i najważniejsze - w życiu bym nie pomyślała, że będę się na starość fantastyką jarać!

"Nawałnica mieczy", bez podziału na części, to najlepsza książka jaką czytałam od wielu lat. Nic dziwnego, że sezony 3 i 4 na podstawie tego tomu są powszechnie najbardziej lubiane - red wedding, wątek Nieskalanych, ślub Joffreya, walka Oberyna z Górą, trial Tyriona, rozwój Jamiego i Jona, no samo złoto (i krew, hehe) w jednym miejscu. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to