-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2024
2023-07-30
Nie mogłam doczekać się aż przeczytam tę książkę - śledziła mnie wszędzie na tiktoku, zachęcała wspaniałą opowieścią wlw. Niestety, tiktokowe wzdychania były bardziej pasjonujące, niż sama powieść.
Przez życie Evelyn śmiga się z zawrotną prędkością, większość wydarzeń jest ledwie muskana, nie znalazłam w tej książce zbyt wielu emocjonalnych i dobrze zbudowanych fragmentów. W związku Evelyn i Celii zdecydowanie brakuje pasji, brakuje czułości, dużo z tego mamy się domyślać, bo narracja nam tego nie prezentuje. Sama Evelyn jest okropną bohaterką i nie chodzi o to, że robi wiele złego - postacie złe, popełniające błędy, czy niejednoznaczne są super, ale w Evelyn nie ma mięsa, nie ma odpowiedniej motywacji, nie umiałam przeżywać z nią jej rozterek.
Bardzo zawiodłam się na tej książce, a skończyłam ją głównie po to, by opowiadać fabułę mojej mordeczce z biurka obok w pracy, kiedy to przez kilka dni śmiałyśmy się z komicznej fabuły tej powieści.
Nie mogłam doczekać się aż przeczytam tę książkę - śledziła mnie wszędzie na tiktoku, zachęcała wspaniałą opowieścią wlw. Niestety, tiktokowe wzdychania były bardziej pasjonujące, niż sama powieść.
Przez życie Evelyn śmiga się z zawrotną prędkością, większość wydarzeń jest ledwie muskana, nie znalazłam w tej książce zbyt wielu emocjonalnych i dobrze zbudowanych...
2022-06
Oj, oj, oj. Trudno jednoznacznie ocenić tę książkę i wiem, że dla każdego ta pozycja będzie czymś innym. Zdecydowanie jest to książka wymagająca otwartości i zrozumienia, myślę, że dla niektórych czytelników próg wejścia może być za wysoki ALE "Trans i pół, bejbi" zostało napisane przez osobę trans dla osób trans i myślę, że odbiorcami tej książki i tak z założenia są głównie osoby queer.
To bardzo dobra książka, pełna emocji, fabularnie wciągająca, ciekawa, zaskakująca, stawiająca dużo trudnych pytań. Dużo w niej przemocy, a bohaterowie wręcz nie pozwalają się lubić - albo może właśnie dzięki temu, jak często podejmują złe decyzje, są dla czytelnika bardziej przystępni?
Nie mogę natomiast przyznać "Trans i pół, bejbi" wyższej noty, ze względu na dialogi. Póki prowadzi nas któreś z narratorów, jest w porządku, ale kiedy przychodzi czas na rozmowy, język książki znacznie spada. Często dialogi były dla mnie jakimś pierdololo, wymienianiem się wydmuchanymi słowami, a i ich konstrukcja odbiegała językowo i emocjonalnie od reszty książki.
Niemniej jednak, świetna pozycja, którą pochłaniałam bardzo szybko i będę polecać ją każdemu.
Oj, oj, oj. Trudno jednoznacznie ocenić tę książkę i wiem, że dla każdego ta pozycja będzie czymś innym. Zdecydowanie jest to książka wymagająca otwartości i zrozumienia, myślę, że dla niektórych czytelników próg wejścia może być za wysoki ALE "Trans i pół, bejbi" zostało napisane przez osobę trans dla osób trans i myślę, że odbiorcami tej książki i tak z założenia są...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05
W końcu przeczytałam tę, moim zdaniem, jedną z ważniejszych książek na polskim rynku wydawniczym. Temat niezwykle trudny, nie przez bagaż emocjonalny, który za sobą niesie, ale przez zabranie się za bardzo zamkniętą i skrytą część społeczeństwa. W książce widać, ile pracy musiała włożyć Abramowicz w jej napisanie i pomimo małej liczby byłych zakonnic, do których dotarła, wypełniła swoje dzieło wieloma informacjami, danymi, wywiadami, rozmowami i różnymi punktami widzenia.
Samej treści w "Zakonnicach..." jest mało, książka jest krótka, ale tu nie ma czemu się dziwić - tyle wystarczyło, by rozpocząć w naszym kraju dyskusję na temat badany przez autorkę.
Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to układ książki. Najpierw dostajemy kilka opowieści byłych zakonnic, a potem Abramowicz prowadzi nas przez swoje badania, dane, próby rozmów. Wolałabym, by było to wymieszane - mi czytałoby się przyjemniej.
W końcu przeczytałam tę, moim zdaniem, jedną z ważniejszych książek na polskim rynku wydawniczym. Temat niezwykle trudny, nie przez bagaż emocjonalny, który za sobą niesie, ale przez zabranie się za bardzo zamkniętą i skrytą część społeczeństwa. W książce widać, ile pracy musiała włożyć Abramowicz w jej napisanie i pomimo małej liczby byłych zakonnic, do których dotarła,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05
Ciekawa książka, na pewno warta przeczytania, ponieważ o Omanie raczej mało słychać w polskiej przestrzeni medialnej. Mam jednak problem z tą pozycją.
Na końcu, w posłowiu, autorka pisze, że jej książka jest tylko opowieściami kilku kobiet, głównie z klasy wyższej i średniej i nie może być prezentowana jako święta prawda o Omanie. Moim zdaniem, taka informacja powinna być na początku książki, ponieważ bardzo ważne jest, by mieć ją w głowie i nie budować na podstawie tej pozycji twardej opinii o Omanie.
Może to tylko moje wrażenie, ale ja odniosłam takie, że ta książka jest bardzo bajkowo napisana - dostrzegłam taki styl snucia opowieści w tej pozycji. W ogóle odczytuję tę książkę jako mocno nacechowaną pozytywnie do Omanu i takie samo wrażenie sprawia na mnie autorka, kiedy słucham jej wywiadów. Niemniej jednak, w tej pozycji nie zabrakło informacji o przemocy wobec kobiet, handlu kobietami, niewolnictwie, wykorzystywaniu osób z biedniejszych krajów - nie można więc uznać, że "Opowieści z Omanu" gloryfikują ten kraj, bo tak zdecydowanie nie jest.
Na pewno książka zaostrza apetyt na więcej, zawiera sporo ciekawych informacji, jest napisana zwięźle i przystępnie, ale nie należy do najlepszych reportaży, jakie czytałam.
Ciekawa książka, na pewno warta przeczytania, ponieważ o Omanie raczej mało słychać w polskiej przestrzeni medialnej. Mam jednak problem z tą pozycją.
Na końcu, w posłowiu, autorka pisze, że jej książka jest tylko opowieściami kilku kobiet, głównie z klasy wyższej i średniej i nie może być prezentowana jako święta prawda o Omanie. Moim zdaniem, taka informacja powinna być...
2023-05-05
Sięgnęłam po ten komiks ze względu na rysunki, które są świetne i dzięki nim "Gniew" nabiera charakteru - samo oglądanie ich daje wiele przyjemności. Nie zawiodłam się również na fabule komiksu. Mimo że tematyką jest oklepana opowieść o Achillesie i Troi, którą - mam wrażenie - poznał każdy, chociażby w szkole, "Gniew" podchodzi do niej w sposób inny, ciekawy. Achilles i wydarzenia, w których uczestniczy, są przede wszystkim podkładem dla rozważań o, jak tytuł mówi, gniewie. Bardzo podobało mi się to podejście do mitologicznej opowieści, zwłaszcza, że komiks można faktycznie traktować jako początek do głębszych przemyśleń, ale i jest to po prostu wciągająca historia. I jeszcze raz: rysunki robią tu ogromną robotę, są wspaniałe!
Sięgnęłam po ten komiks ze względu na rysunki, które są świetne i dzięki nim "Gniew" nabiera charakteru - samo oglądanie ich daje wiele przyjemności. Nie zawiodłam się również na fabule komiksu. Mimo że tematyką jest oklepana opowieść o Achillesie i Troi, którą - mam wrażenie - poznał każdy, chociażby w szkole, "Gniew" podchodzi do niej w sposób inny, ciekawy. Achilles i...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-27
Reportaż, który dla większości powinien być obowiązkową lekturą. Przedstawia sytuację Głuchych w Polsce, bez upupiania, cackanka się, Anna Goc po prostu zmontowała scenę, którą w całości oddała społeczności Głuchych.
Szczerze przyznam, że nie miałam pojęcia z jak wieloma problemami muszą się mierzyć Głusi, nie zdawałam sobie sprawy ze skali. Niektóre wątki były dla mnie szokujące, jak to, że wiele słyszących rodzin głuchych nie uczy się PJM.
Reportażu jednak nie traktuję jako źródło emocji, nad którym mogę ojojać, a jako źródło informacji. To bardzo dobrze napisana książka, z szacunkiem, opisująca sytuacje i wspomnienia wielu Głuchych osób, nakreślająca ich zmagania - choć mogę się domyślać, że jest ich więcej, niż opisanych w "Głuszy".
Reportaż, który dla większości powinien być obowiązkową lekturą. Przedstawia sytuację Głuchych w Polsce, bez upupiania, cackanka się, Anna Goc po prostu zmontowała scenę, którą w całości oddała społeczności Głuchych.
Szczerze przyznam, że nie miałam pojęcia z jak wieloma problemami muszą się mierzyć Głusi, nie zdawałam sobie sprawy ze skali. Niektóre wątki były dla mnie...
2023-03-31
Świetna, znakomicie napisana, wciągająca książka, na którą łasiłam się już od zapowiedzi. Szczere wyznania gwiazdy Nickelodiona: o relacji z matką, o zaburzeniach odżywiania, uzależnieniach, dziecięcych aktorach, inbach w Nickelodionie i trudach terapii.
Sięgając po tę książkę wiedziałam, że będzie grubo, bo niektóre fragmenty i wywiady z Jennette McCurdy ścigały mnie na Tik Toku, ale nie spodziewałam się, że ta biografia będzie aż tak naładowana informacjami, szczegółami, szczerymi wyznaniami. McCurdy ma odwagę powiedzieć światu co przeżyła i jak wiele razy sięgała po autodestrukcyjne sposoby na radzenie sobie z rzeczywistością, traumą i osobą matki (a potem jej obrazem). Trzeba przejść naprawdę długą i trudną drogę, by potrafić w ten sposób opowiadać o zaburzeniach i traumach. A McCurdy prowadzi nas od dzieciństwa do czasów współczesnych, jakby tworzyła powieść. Książka jest naładowana triggerami, toksycznymi zachowaniami, a mimo to czyta się ją szybko, z zainteresowaniem, chłonąc każde słowo i tylko robiąc sekundowe przerwy na mruknięcie jakiegoś wulgaryzmu.
Świetna, znakomicie napisana, wciągająca książka, na którą łasiłam się już od zapowiedzi. Szczere wyznania gwiazdy Nickelodiona: o relacji z matką, o zaburzeniach odżywiania, uzależnieniach, dziecięcych aktorach, inbach w Nickelodionie i trudach terapii.
Sięgając po tę książkę wiedziałam, że będzie grubo, bo niektóre fragmenty i wywiady z Jennette McCurdy ścigały mnie na...
2017-10-23
Na początku nie byłam pewna czego mogę spodziewać się po tej Jednotomówce Waneko. Z okładki uśmiechał się do mnie chłopak, otoczony nogami kolegi, odzianymi w czarne rajstopy. Niby nic dziwnego, fetysz tej części ubioru jest dosyć powszechnym motywem nie tylko w mangach, ale i w ogóle w tekstach kultury. Opis Jackass! sugerował jednak, że Keisuke Hara, główny bohater, przypadkowo założył do szkoły rajstopy. W tym momencie mój umysł na chwilę się zatrzymał. Bo jak, na Osamu Tezukę, można przez przypadek założyć rajstopy?
Oto moim oczom i mojemu umysłowi zaczęła ukazywać się wspaniałą historia. Relacje pomiędzy Keisuke a Masayukim nie polegają jedynie na seksie, pomiędzy który wklejona jest mało znacząca fabuła. Bohaterowie nadal są jedynie licealistami, więc trudno jest im poradzić sobie z uczuciem, jakie zaczyna się między nimi rodzić. Sprawę utrudnia fakt, iż Masayuki do tej pory był playboyem, mającym więcej dziewczyn, niż palców u rąk, a Keisuke nigdy nawet się nie całował. Autorka jednak doskonale wyciąga emocje z postaci, bez silenia się na przesadny dramatyzm. Oczywiście, droga chłopaków do szczęśliwego związku nie jest usłana różami, jednak mile zaskoczyło mnie to, iż Jackass! nie skupia się jedynie na graficznych scenach erotycznych.
Chociaż spotkałam się z wieloma opiniami, iż ta manga nie jest najlepszym, co przytrafiło się wśród yaoi, chociaż nie znajdziecie tutaj nowatorskich rozwiązań, to z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że Jackass!, to jedno z najbardziej uroczych i satysfakcjonujących dzieł, jakie dane mi było kiedykolwiek przeczytać. To historia na jeden raz, na rozluźnienie, na odpoczynek - tak, ale nie znaczy to, że nie może Was zachwycić.
Całość recenzji na: http://www.geekkochanajmocniej.pl/2017/10/raj-u-twoich-stop-recenzja-jackass.html
Na początku nie byłam pewna czego mogę spodziewać się po tej Jednotomówce Waneko. Z okładki uśmiechał się do mnie chłopak, otoczony nogami kolegi, odzianymi w czarne rajstopy. Niby nic dziwnego, fetysz tej części ubioru jest dosyć powszechnym motywem nie tylko w mangach, ale i w ogóle w tekstach kultury. Opis Jackass! sugerował jednak, że Keisuke Hara, główny bohater,...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-18
Sweet Guilty Love Bites składa się z trzech krótkich opowiadań, w których poznajemy losy czterech hostess. Nie myślcie jednak, że bohaterki stoją w pracy w supermarketach i podają klientom kawałki nowego sera. Japońskie hostessy mają za zadanie dotrzymywać towarzystwa mężczyznom - rozmawiać z nimi, spędzać z nimi czas, być może wypić jakiś alkohol. Jak dowiadujemy się z mangi, ta praca nie cieszy się dobrą opinią wśród społeczeństwa. Jednak kwestię zawodu bohaterek możemy równie dobrze odsunąć w tym momencie na bok, gdyż to nie ten motyw jest clou tej mangi. Tym, co najważniejsze w Sweet Guilty Love Bites, to relacje, jakie budują się - w dość szybkim tempie - pomiędzy kobietami.
Shunita Amano nie bawi się w żaden suspens, powolne odkrywanie, nie daje czasu rodzącemu się uczuciu. Jej bohaterki decyzje podejmują szybko, nawet szybciej, niż zdejmują ubrania przez swoimi partnerkami. Nie jest to jednak w żaden sposób minusem tej historii. Chociaż wydawać by się mogło, że jest to opowieść o przygodnym seksie, to Sweet Guilty Love Bites pokazuje dojrzałe uczucia, dojrzałych kobiet. Wszystkie bohaterki swoje związki traktują niezwykle poważnie, kilkakrotnie zastanawiają się nad konsekwencjami, a decyzje podejmują świadomie. Każda z nich na koniec i tak poddaje się uczuciu, które ją ogarnia, ale nie można im wytknąć nieodpowiedzialności.
Właśnie to najbardziej urzekło mnie w tych historiach - dojrzałość przedstawionych kobiet. Miłym akcentem było również patrzenie, jak wszystko przychodzi im z łatwością. Niestety, opowieści szybko dobiegały końca i właśnie to uznaję za minus Sweet Guilty Love Bites. Amano niedostatecznie wykorzystała okazję, do stworzenia wspaniałych historii - autorka jedynie musnęła swój świat przedstawiony, pozostawiając mnie z ogromnym niedosytem. Sprawę pogarszał (polepszał?) również sposób tworzenia dialogów, które były napisane z humorystycznym zacięciem - zdarzyło mi się nawet zaśmiać na głos, czego nie robię zbyt często, podczas czytania.
Całość recenzji na Geek Kocha Najmocniej: http://www.geekkochanajmocniej.pl/2017/10/kochac-dojrzale-recenzja-sweet-guilty.html
Sweet Guilty Love Bites składa się z trzech krótkich opowiadań, w których poznajemy losy czterech hostess. Nie myślcie jednak, że bohaterki stoją w pracy w supermarketach i podają klientom kawałki nowego sera. Japońskie hostessy mają za zadanie dotrzymywać towarzystwa mężczyznom - rozmawiać z nimi, spędzać z nimi czas, być może wypić jakiś alkohol. Jak dowiadujemy się z...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-11
Chociaż minęło już trochę czasu, od kiedy po raz ostatni przyszło nam recenzować coś z eaglemossowej kolekcji, to tym razem nie mogliśmy przejść obojętnie wobec tego tomu. Trójca bowiem sprawia, że powracają do nas nie tylko dwaj najbardziej eksponowani przez WKKDC bohaterowie (czyli Batman i Superman), ale również Wonder Woman, która do tej pory nie miała szczęścia w solowych komiksach, będących częściami kolekcji.
Wysunę teraz - być może zbyt śmiałe - stwierdzenie, że ta opowieść jest jak dotąd najlepszym wystąpieniem Księżniczki Amazonek, z jakim mogliśmy mieć do czynienia. Jednak nie trudno pokonać dwa poprzednie, skoro były słabe. Tym samym muszę, z ciężkim sercem, wyznać, iż Trójca nie do końca spełniła moje oczekiwania. Słyszałam o tym komiksie wiele dobrego, więc wyczekiwałam jego pojawienia się z wielką niecierpliwością. Na plus zaliczyłam grubość tomu, ponieważ właśnie z tą cechą najczęściej mają problem wydawcy Wielkiej Kolekcji Komiksów DC. Jakież było moje zdziwienie, kiedy ten - jak mi się wydawało - grubszy od wielu poprzedników, tom, przeczytałam w okamgnieniu.
Nic dziwnego, że tak się stało. Historia, wymyślona i narysowana przez Matta Wagnera nie należy do złożonych. Nie znajdziemy tutaj, zapierającej dech w piersiach, akcji, ani nie będziemy mieć szansy na rozwiązywanie skomplikowanych zagadek. Sprawa jest prosta od początku: Ra's al Ghul postanawia zrobić wielkie bum, żeby pozbyć się ludzi, którzy niszczą jego ukochaną planetę. Poprzez wprowadzenie tego antagonisty, Wagner odhaczył okienko, oznaczające umiejscowienie w komiksie przeciwnika Mrocznego Rycerza. Dwa pozostałe okienka zostały odznaczone przy postaciach Wonder Woman i Supermana, odpowiednio: za sprawą zbuntowanej Amazonki - jest! oraz Bizarro - jest! Owa para zostaje wplątana w szalony plan Ra's al Ghula i stawia czoła naszej tytułowej trójcy.
Fabuła płynie szybko, bez głębszych przemyśleń, bez większego poszukiwania sprawcy. Ostateczna konfrontacja również kończy się w zawrotnym tempie. Co więc takiego niezwykłego w Trójcy? Znaczna część czytelników twierdzi, że komiks stoi nie historią, tylko zmyślnym przedstawieniem relacji pomiędzy trójką superbohaterów.
I tak, zaczyna się ciekawie, bo oto Bruce Wayne i Clark Kent spotykają się, aby wspólnie zastanowić się nad pewną sprawą. Ich twarze, które znane są publicznie zostają nam tylko lekko nakreślone - nie potrzebujemy wiedzieć więcej. Wagner wykorzystuje to, że mity obu mężczyzn są tak głęboko zakorzenione w popkulturze, że nie musi tłumaczyć nam kto jest kim. Trochę inaczej wygląda to w przypadku Wonder Woman, bo poznajemy tę postać przez pryzmat jej pierwszych spotkań z Supermanem i Batmanem. Tu zaczynają się schody.
Bruce jest wykreowany na niezwykle odrzucającego bohatera. Zachowuje się jak samolubny i fochnięty nastolatek, szczególnie w relacjach z Dianą. Popisuje się przez Clarkiem, jest niezwykle dumny i aż za duży z niego indywidualista.
Między Człowiekiem ze Stali a Księżniczką Amazonek rodzi się uczucie, będące pomieszaniem podziwu z zalążkami czegoś większego. Przyznam, że niezwykle mnie to denerwowało. Nie jestem w stanie patrzeć na wszystkie historie, które traktują o romanse Wonder Woman z Supermanem, więc przemyślenia Clarka w stylu "Lois jest wspaniała, ale ta kobieta..." mnie obrzydzały.
Być może Wagner chciał dobrze, być może chciał pokazać, że nie tylko my patrzymy na tę trójkę, jak na obrazki, ale także i oni czują do siebie podziw. Mam jednak wrażenie, że zapomniał, iż są to dorośli ludzie, bo każde z tej trójki w tym komiksie zachowuje się jak nastolatek.
Mimo wszystko, komiks czyta się przyjemnie. Chociaż jest to raczej rozrywka na uspokojenie nerwów i chwilę relaksu, niż dzieło wymagające od nas jakiegoś większego wkładu intelektualnego, to słabość fabuły zdecydowanie rekompensują rysunki. Wagner pokazuje wielką trójkę jako chodzące posągi - ich twarze są dumne, szczęki twarde, a mięśnie błyszczą w słońcu. Bardzo umiejętnie bawi się światłem, zestawiając pomarańcz zachodzącego słońca z ciemnym strojem Batmana, sylwetkę Supermana z błękitem bądź granatem nieba, albo smukłe ciało Wonder Woman z refleksami na wodzie. Piotrusia śmieszyły niektóre grymasy na twarzach bohaterów i trzeba przyznać, że miał rację: w niektórych momentach Diana wygląda, jakby zaczęła brać mocne narkotyki. Nie przeszkadza to jednak w odbiorze komiksu.
Polecam wszystkim zapoznać się z Trójcą. To na pewno jeden z filarów komiksu superbohaterskiego. Nie ma w tej pozycji nic nadzwyczajnego, nowatorskiego, nic, co zmieniłoby Wasze postrzeganie Batmana, Supermana i Wonder Woman, ale na pewno warto znać te parę chwil, w których cała trójka spotkała się po raz pierwszy we wspólnym gronie.
Recenzja napisana na potrzeby bloga Geek Kocha Najmocniej i tam pierwotnie opublikowana -> http://www.geekkochanajmocniej.pl/2017/10/modzi-piekni-nieznajomi-recenzja-trojca.html
Chociaż minęło już trochę czasu, od kiedy po raz ostatni przyszło nam recenzować coś z eaglemossowej kolekcji, to tym razem nie mogliśmy przejść obojętnie wobec tego tomu. Trójca bowiem sprawia, że powracają do nas nie tylko dwaj najbardziej eksponowani przez WKKDC bohaterowie (czyli Batman i Superman), ale również Wonder Woman, która do tej pory nie miała szczęścia w...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-05
Myślę, że powinnam napisać do Pawła Opydo z propozycją lektury, którą mógłby umieścić w swoim programie Złe książki. Naprawdę, czytałam już wiele kiepsko napisanych publikacji, nie raz zdarzyło mi się zapoznać z czymś głupim, ba - nawet przeczytałam 50 Shades od Grey, bo jestem z tych ludzi, którzy uważają, że muszą coś poznać, żeby tego nie lubić. Jednak oto w moje ręce trafiła książka Małgorzaty Falkowskiej, Poszukiwani, poszukiwany. Nie mam pojęcia czy to jest jakiś zmyślny żart autorki, czy ta pozycja została wydana z totalną powagą, ale mam pewne obawy, że druga opcja jest tą właściwą.
Wyobraźcie sobie, że chcecie mieć dzieci. Nie w przyszłości, tylko właśnie dojrzeliście do tej decyzji - razem z ukochaną osobą pragniecie starać się o potomka. Niestety, okazuje się, że jesteśce bezpłodni. Co robicie? Oczywiście, szukacie pierwszego lepszego faceta lub pierwszej lepszej kobiety, z którymi Wasz partner będzie mógł kopulować, aby spełnić Wasze marzenia i zostać zapłodnionym, bądź kogoś zapłodnić. Nie? Naprawdę? A właśnie to robią bohaterki książki Poszukiwani, poszukiwany!
Monika i Julia są razem i bardzo się kochają - tak przynajmniej głosi opis tej powieści. Przed zagłębieniem się w ich historie, dowiedziałam się z informacji na okładce, że Poszukiwani, poszukiwany jest już trzecią książką, która powstała w ramach swoistego uniwersum, które stworzyła Falkowska. Wszystkie książki autorki opowiadają o sześciu przyjaciółkach, których jedynym celem w życiu wydaje się być posiadanie męża, a potem potomstwa. Monika i Julka mężów mieć nie będą, ale i tak pragną mieć dzieci. Obie. Jednocześnie. Za sprawą dziwnego toku myślenia dochodzą do wniosku, że na pewno nie uda im się skorzystanie z projektu in vitro, a bank spermy odrzucają od razu, komentując, że nie wiedziałyby jak sobie te plemniki włożyć.
Z pomocą przychodzą przyjaciółki. Chociaż takich bliskich osób nikomu nie życzę. Widać, że Falkowska mocno siedzi w kulturze seriali, bo nawiązania do Friends czy Pretty Little Liars widać gołym okiem. Tyle tylko, że postacie z tych programów są stworzone porządnie, przemyślanie i mają sobie coś więcej, niż jedną cechę. Jak się już domyślanie, postacie w tej książce nie mają w sobie żadnej głębi. Mam wrażenie, że autorka po prostu raz usiadła w fotelu, zapisała sześć przypadkowych imion, a potem do każdego dobrała jedną cechę charakteru i już - powieść gotowa! I tak, mamy obsesyjną pedantkę, ale mamy także niezbyt ogarniętą życiowo dziewczynę, która nie potrafi powiedzieć jednego zdania bez popełnienia przynajmniej trzech błędów. Wszystkie bohaterki przedstawiają tak skrajne wizerunki, że nie ma szans, aby czytelnik się z nimi utożsamił. Jeszcze żeby Falkowska zatroszczyła się o jakieś rozbudowanie postaci, ale i tutaj autorka zawodzi - przyjaciółki nie mają w sobie nic, poza tymi głównymi cechami. Zero jakichkolwiek innych cech. Zero.
To samo tyczy się naszej zakochanej pary, czyli Moniki I Julki. One po prostu są lesbijkami - i nic więcej. Chociaż i kwestia ich orientacji mocno kuleje. Na okładce widnieje zdjęcie Małgorzaty Falkowskiej, wraz z jej biogramem, w którym można wyczytać, że jest żoną i matką. Dziwi mnie więc to, że nie potrafi pisać o tym, jak wygląda związek. Bohaterki prawie w ogóle się nie dotykają - co najwyżej, dają sobie buziaka, albo raz czy dwa złapią się za ręce. W ich rozmowach nie ma żadnego uczucia. Wydaje się, że w ogóle nie wiedzą jak do siebie mówić, że w ogóle się nie znają i że nie chcą ze sobą przebywać. Dialogi między Moniką a Julką ograniczają się do wymienienia trzech zdań i już - akcja leci dalej.
Poza tym, dziewczyny wydają się być kompletnie niezorientowane w otaczającym je świecie. Mają po 27-28 lat, a nie mają pojęcia o klubach w Warszawie, nie wiedzą jak wziąć kredyt, jak znaleźć mieszkanie i nie mają pojęcia co to Pokemony i jak wymawia się "Charmander" (naprawdę, scena o tym również pojawia się w książce). Poza tym, często mówią o ludziach w wieku studenckim, jakby były już sześćdziesięcioletnimi babciami: wspominają o tym, że nie potrafią zrozumieć dzisiejszej młodzieży.
To jednak nie koniec. Pomimo tego nierozgarnięcia, bez skrupułów komentują środowisko. Wzdryga je na samą myśl, o "tej dzisiejszej młodzieży", która oddaje się dewiacją seksualnym na wycieczkach szkolnych. Uważają, że dzisiejsi nastolatkowie nic, tylko uprawiają przygodny seks. Chyba to sprawiło, że mają takie, a nie inne zdanie o mężczyznach - bohaterki uważają bowiem, że każdy facet leci na duże cycki i łatwo jest go otumanić. Poza tym, twierdzą, że facet to tylko samiec alfa, którego mogą wykorzystać do oddania spermy w ich waginy, po czym nic się nie stanie, jeśli takiego osobnika porzucą. Wśród tych kwiatków, znajdziemy również gromkie okrzyki ku chwale miłości lesbijskiej oraz feminizmu - szkoda tylko, że Falkowska totalnie nie rozumie co zacz. Widać jednak, że autorka ma pewien uraz do obecnego Rządu, gdyż co rusz jedna z bohaterek jej książki rzuca jakiś komentarz w stronę partii rządzącej (a wiadomo o kogo chodzi, gdyż zaznaczone jest, że akcja powieści dzieje się w Polsce w 2016 roku).
I tak, Monika i Julka szukają mężczyzn, którzy w tym samym czasie zapłodnią je, po czym się ulotnią. Początkowo przyjaciółki proponują wykorzystanie swoich partnerów, ale ci odpadają w przedbiegach - i, nie bądźcie tak optymistyczni, nie dlatego, że są po prostu związani z przyjaciółkami głównych bohaterek, ale z takich powodów, jak to, że jeden z nich właśnie został ojcem bliźniaków i co się stanie, jeśli on taki płodny i zapłodni podwójnie i Monikę, i Julkę?
Poszukiwania przenoszą się więc do klubu, jednak i tam się nie udają. Następnie każda z bohaterek szuka odpowiednich kandydatów w pracy. Czasem trafia się jakiś przypadkowy facet. Wszyscy jednak zostają odrzuceni.
Dziewczyny ani razu nie wpadają na pomysł, aby przedyskutować owe poszukiwania. Nawet nie uważają, że coś jest nie tak. Kobiety, które nigdy nie były w związku z żadnym mężczyzną, które nigdy nie uprawiały seksu z osobnikiem płci przeciwnej, które - co ważniejsze - kochają się i właśnie kupiły razem mieszkanie, wspólnymi siłami szukają sobie partnerów seksualnych, których po zapłodnieniu mają zamiar porzucić, niczym resztki z obiadu. Bardzo przyjemna lektura z tego Poszukiwani, poszukiwany, prawda?
Sięgnęłam po tę książkę, ponieważ myślałam, że otrzymam ciekawą opowieść o jednopłciowym związku dwóch kobiet. Niestety, otrzymałam seksistowską opowieść, z okropnym przedstawieniem osób ze społeczności LGBT i - co tu dużo ukrywać - po prostu, głupią. Nie bierzcie tego do ręki nawet w celach humorystycznych.
Myślę, że powinnam napisać do Pawła Opydo z propozycją lektury, którą mógłby umieścić w swoim programie Złe książki. Naprawdę, czytałam już wiele kiepsko napisanych publikacji, nie raz zdarzyło mi się zapoznać z czymś głupim, ba - nawet przeczytałam 50 Shades od Grey, bo jestem z tych ludzi, którzy uważają, że muszą coś poznać, żeby tego nie lubić. Jednak oto w moje ręce...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-09-25
Mój zachwyt nad komiksami wydawanymi przez debiutujące Non Stop Comics trwa. Tym razem sięgnęłam po Giant Days - dzieło, które najpierw było komiksem internetowym. Historia skupia się na losach trzech przyjaciółek, studentek brytyjskiego college'u. Jak to zwykle bywa w tego typu opowieściach, dziewczyny różnią się od siebie tak bardzo, jak tylko można to sobie wyobrazić. Eshter to mistrzyni wpadania w kłopoty, która za maską quasi-gotyckiego stylu ukrywa swoją emocjonalność. Daisy jest pozornie dziecinną nastolatką, której ogromne serce zjednuje towarzyszy. Susan sili się na dojrzałość i jakoś próbuje okiełznać to studenckie życie, ale w środku kisi ogrom problemów. Dziewczyny łączy wspólna cecha: mają niezwykłą zdolność do pakowania się w przedziwne i przekomiczne historie. Poza tym, taka mieszanka charakterów sprawia, że są dla siebie wspaniałymi przyjaciółkami.
Pierwszy tom Giant Days składa się z krótkich historyjek, które przedstawiają nam bohaterki. I tak, mamy trochę o dramatach młodzieńczych, trochę o złamanych sercach, trochę o imprezach i trochę o chorobach - wydaje się, że jest to standardowy zestaw z młodzieżowego filmu, prawda? Cóż, może i tematyka opowieści jest mocno typowa, ale sposób jej przedstawienia już nie.
Niezbyt często śmieję się w głos, podczas czytania czegokolwiek. Owszem, zdarza mi się wybuchać śmiechem na filmach, albo kiedy zobaczę jakiś śmieszny obrazek, bądź viralowy filmik, ale słowo czytane nigdy jakoś nie potrafiło aż tak zawładnąć moimi emocjami, aby wprawić mnie w napad szaleńczego śmiechu. I oto dochodzimy do momentu, w którym sięgam po pierwszy tom Giant Days - od tej pory mój śmiech niesie się po mieszkaniu co kilka minut.
Bohaterki są napisane w sposób interesujący, ich dialogii aż kipią inteligencją, dużą dozą znakomitego humoru oraz sarkastycznym zacięciem. Nawet najzwyklejsze sytuacje oplata atmosfera czegoś wyjątkowego. John Allison umiejętnie prowadzi nas poprzez życia studentek, doprowadzając ich przygody do granicy pomiędzy realizmem a absurdem. Wszystko jednak napisane jest w lekki i zabawny sposób. Dzięki temu nie mamy wrażenia, że czytamy coś wtórnego, bo owszem, kultura przemieliła już wiele opowieści o studentach, ale Giant Days odbija się od tej grupy właśnie dialogami.
Graficznie jest to typowa kreskówka. Przez większość kadrów mamy do czynienia z dosyć szczegółowymi kadrami, ale co jakiś czas Lisa Traiman pozwala sobie na wprowadzenie scen fantastycznych - szczególnie w zobrazowaniu myśli: kiedy ma nastąpić opowieść o przeszłości Susan, cały kadr wypełniony zostaje słowem flashback, albo wpadająca w kłopoty Estsher dostaje do potrzymania kartkę, która zmienia się w napis Drama.
Giant Days to świetna lektura na luźniejszy wieczór lub weekend. Jest to również znakomite lekarstwo na gorszy dzień, albo złamane serce. Autorzy gwarantują wybuchy śmiechu i ciekawe dialogi. Fakt, nie jest to zbyt rozbudowana fabuła, ale gwarantuję, że nie będzie to Wam przekazać.
Recenzja pierwotnie opublikowana na moim blogu: http://www.geekkochanajmocniej.pl/2017/09/studencka-drama-w-dobrym-stylu-recenzja.html
Mój zachwyt nad komiksami wydawanymi przez debiutujące Non Stop Comics trwa. Tym razem sięgnęłam po Giant Days - dzieło, które najpierw było komiksem internetowym. Historia skupia się na losach trzech przyjaciółek, studentek brytyjskiego college'u. Jak to zwykle bywa w tego typu opowieściach, dziewczyny różnią się od siebie tak bardzo, jak tylko można to sobie wyobrazić....
więcej mniej Pokaż mimo to2017-09-16
Właśnie na rynek wchodzi Non Stop Comics, będące imprintem wydawnictwa Sonia Draga. Nie wiem jak długo osoby pracujące w tej oficynie zastanawiały się z czym wejść na rynek jako pierwszym, ale mogę tylko pogratulować pomysłu. Wypuszczenie polskiej wersji językowej komiksu Briana K. Vaughana, Paper Girls było świetnym - o ile nie genialnym - posunięciem.
Kinematografia przechodzi właśnie okres nostalgii względem lat 80. i 90. Nie mam na myśli jedynie remaków i rebootów lub kontynuacji dobrze nam znanych historii, takich jak: It, Ghost Busters, Star Wars, czy - w przypadku seriali - Twin Peaks oraz X-files. Nawet w całkiem nowych formatach i dziełach dostajemy nawiązania do starych, dobrych czasów: na przykład w formie muzyki w Guardians of Galaxy i Stranger Things. Twórcy prześcigają się w wymyślaniu kolejnych sposobów na zaspokojenie filozofii życia "Kiedyś to było". Jedną z metod jest wzięcie pod lupę małomiasteczkowych historii opowiadających o pozornie zwyczajnych ludziach z cichych przedmieść. Paper Girls idealnie wpisuje się w ten nostalgiczny nurt. Tyle tylko, że Vaughan zrobił wszystko jeszcze lepiej, z jeszcze większym kopnięciem. Ten komiks nie pozostawia jeńców. Wciąga się go nosem, łapczywie zagarniając każdą kolejną stronę.
Całość recenzji na: http://www.geekkochanajmocniej.pl/2017/09/wciagneam-to-nosem-recenzja-paper-girls.html
Właśnie na rynek wchodzi Non Stop Comics, będące imprintem wydawnictwa Sonia Draga. Nie wiem jak długo osoby pracujące w tej oficynie zastanawiały się z czym wejść na rynek jako pierwszym, ale mogę tylko pogratulować pomysłu. Wypuszczenie polskiej wersji językowej komiksu Briana K. Vaughana, Paper Girls było świetnym - o ile nie genialnym - posunięciem.
Kinematografia...
2017-09-10
Mówienie lub pisanie o popkulturze wcale nie jest tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Dyskurs kultury popularnej łączy w sobie profesjonalne podejście do badań naukowych, ale i lekki i przystępny styl wypowiedzi. Czy Michałowi Cetnarowskiemu udało się to osiągnąć w najnowszej książce Podwójna tożsamość bogów?
Tekst na okładce sugeruje, że Podwójna tożsamość bogów jest pozycją, którą zawsze chcieliśmy przeczytać, niestety - nigdzie wcześniej taki zbiór informacji nie był dostępny. Cóż, wystarczy, że wpiszemy w wyszukiwarkę interesujące nas nazwiska, bądź tytuły, które zostały wymienione w książce Cetnarowskiego, a otrzymamy podobny zestaw informacji, jaki autor zawarł w tym dziele.
Dość pokaźny wolumin podzielony został na trzy części: Eseje, Rozmowy i Recenzje. O ile rozmowy i recenzje rzeczywiście są tym, na co wskazuje tytuł rozdziału, o tyle w pierwszej części zdecydowanie nie zawarto żadnych esejów. Ta forma literacka wiąże się z przedstawieniem własnej opinii, polemiką, ukazaniem badań, wiarygodnych źródeł. Michał Cetnarowski co rusz próbuje dociągnąć swoje teksty do tej charakterystyki, ale niezbyt mu to wychodzi. To, co autor postanowił zawrzeć w części o esejach, bardziej przypomina zbiór encyklopedycznych informacji.
Całość recenzji na blogu: http://www.geekkochanajmocniej.pl/2017/09/o-popkulturze-trzeba-umiec-mowic.html
Mówienie lub pisanie o popkulturze wcale nie jest tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Dyskurs kultury popularnej łączy w sobie profesjonalne podejście do badań naukowych, ale i lekki i przystępny styl wypowiedzi. Czy Michałowi Cetnarowskiemu udało się to osiągnąć w najnowszej książce Podwójna tożsamość bogów?
Tekst na okładce sugeruje, że Podwójna tożsamość bogów...
2017-09-07
Ten tom Superbohaterów Marvela jest dowodem na to, aby nigdy nie porzucać tekstów kultury przed końcem.
Wiedziona przepięknymi rysunkami oraz motywem LGBT, który mignął mi podczas kartkowania komiksu, zatopiłam się w przygodach Walkirii i Defenders. Na początku jednak zachłysnęłam się okropnym zawodem w postaci infantylnych dialogów. Bohaterki wydawały się rzucać słowa w przestrzeń, a jedyną sensowną relacją był ów motyw LGBT. Wszystko jednak zrekompensowało zakończenie, a dokładnie ostatnia strona, w której jedna z Defenders... a zresztą, sami powinniście się przekonać.
Za Walkirion zachęca wspaniałą kreacją graficzną, umila czas całkiem interesującą fabułą i potrafi nieźle zaskoczyć. Może i nie jest to arcydzieło komiksu, ale zdecydowanie warto sięgnąć po ten tom.
Ten tom Superbohaterów Marvela jest dowodem na to, aby nigdy nie porzucać tekstów kultury przed końcem.
Wiedziona przepięknymi rysunkami oraz motywem LGBT, który mignął mi podczas kartkowania komiksu, zatopiłam się w przygodach Walkirii i Defenders. Na początku jednak zachłysnęłam się okropnym zawodem w postaci infantylnych dialogów. Bohaterki wydawały się rzucać słowa w...
2017-09-01
Chociaż manga autorstwa Kana Youshimura to seinen, spodobała się także i mnie. Murcielago od razu uderza po twarzy ostrą sceną erotyczną, by kilka stron później przesłonić kadry powyrywanymi kończynami. W obu przypadkach zastanawiałam się jak wykonanie czegoś takiego byłoby możliwe w rzeczywistym świecie. Jednak zgubienie czeka tego, kto również postanowi zastanawiać się nad logiką tej mangi. Murcielago uderza nadprzyrodzonymi elementami wręcz w każdym kadrze. Autor nadaje ton opowieści poprzez nakreślenie głównej bohaterki.
jeśli nie boicie się ogromnej dozy dziwności, lubicie czarny humor i nie straszne są Wam wszędobylskie wnętrzności, to sięgnijcie po Murcielago jak najszybciej. Zdecydowanie nie są to flaki z olejem, a z olejkiem (do masażu erotycznego).
Całość recenzji na: http://www.geekkochanajmocniej.pl/2017/09/flaki-z-olejkiem-recenzja-murcielago.html
Chociaż manga autorstwa Kana Youshimura to seinen, spodobała się także i mnie. Murcielago od razu uderza po twarzy ostrą sceną erotyczną, by kilka stron później przesłonić kadry powyrywanymi kończynami. W obu przypadkach zastanawiałam się jak wykonanie czegoś takiego byłoby możliwe w rzeczywistym świecie. Jednak zgubienie czeka tego, kto również postanowi zastanawiać się...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-21
Przez stany (pop)świadomości to lektura nie tylko dla fanów popkulturalnych smaczków, ale na pewno to właśnie takim osobom sprawi największą radość z czytania. To książka lekka, zabawna, autoironiczna, przepełniona anegdotami, emocjami i dużą dawką radości z poznawania kultury. Jeśli macie chociaż jeden ukochany film, chociaż jedną ulubioną książkę, grę, a być może komiks - ta pozycja na pewno złapie Was za serce.
Dużą rolę odgrywa nagromadzenie emocjonalne, którego Jakub Ćwiek nawet nie próbuje okiełznać. Z rozbrajającą szczerością mówi o sobie i swoich kompanach, niejednokrotnie przedstawiając komiczne sytuacje. Autor jest również niezwykle autokrytyczny. Doskonale zdaje sobie sprawę z błędów, jakie popełnia podczas pisania - następnie próbuje je naprawić, dodaje odpowiednie wyjaśnienia. Zabawna forma relacji z wyjazdu do Stanów sprawia, że Przez stany (pop)świadomości jest książką lekką i przyjemną w odbiorze. Nawet redaktor pozwolił sobie na komentowanie w przypisach (na niektóre z nich Ćwiek odpowiada!).
Cała recenzja na moim blogu: http://www.geekkochanajmocniej.pl/2017/08/ktos-spenia-nasze-marzenia-recenzja.html
Przez stany (pop)świadomości to lektura nie tylko dla fanów popkulturalnych smaczków, ale na pewno to właśnie takim osobom sprawi największą radość z czytania. To książka lekka, zabawna, autoironiczna, przepełniona anegdotami, emocjami i dużą dawką radości z poznawania kultury. Jeśli macie chociaż jeden ukochany film, chociaż jedną ulubioną książkę, grę, a być może komiks -...
więcej mniej Pokaż mimo to
Bardzo dobry reportaż, ze świetnie wypośrodkowaną częścią na opowieści bohaterów i częścią na temat badań i z komentarzami ekspertów. Napisana językiem prostym, z dostępnymi wyjaśnieniami, słowniczkiem - łatwa do przyswojenia dla osób, które nie są zaznajomione z tematem, ale wcale nie zanudzi czytelników bardziej obeznanych. Autorki wykazały się ogromnym zaangażowaniem oraz szacunkiem do bohaterów. Dokonały też bardzo trudnej magii, jaką jest zachowanie jak największego obiektywizmu. Jasne, widać, że po czasie zostały zawiązane pewne relacje z bohaterami książki, ale w reportażu pojawia się aż tyle informacji, że to czytelnik może sam wydać opinię.
Świetna książka, w dzisiejszych czasach jest, moim zdaniem, pozycją obowiązkową.
Bardzo dobry reportaż, ze świetnie wypośrodkowaną częścią na opowieści bohaterów i częścią na temat badań i z komentarzami ekspertów. Napisana językiem prostym, z dostępnymi wyjaśnieniami, słowniczkiem - łatwa do przyswojenia dla osób, które nie są zaznajomione z tematem, ale wcale nie zanudzi czytelników bardziej obeznanych. Autorki wykazały się ogromnym zaangażowaniem...
więcej Pokaż mimo to