-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać460 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2013-07-24
2013-07-19
TAK, NAPRAWDĘ, TA SERIA JEST O WIELE LEPSZA OD "DARÓW ANIOŁA".
Może to dziwne, a może nie, ale dałam się ponieść emocjom. Czuję się sfrustrowana i chcę jak najszybciej zacząć czytać następną część, żeby dowiedzieć się, co dalej. Zdecydowanie stałam się fanką "piekielnych maszyn", mimo że nie jest to jakaś poważniejsza lektura.
TAK, NAPRAWDĘ, TA SERIA JEST O WIELE LEPSZA OD "DARÓW ANIOŁA".
Może to dziwne, a może nie, ale dałam się ponieść emocjom. Czuję się sfrustrowana i chcę jak najszybciej zacząć czytać następną część, żeby dowiedzieć się, co dalej. Zdecydowanie stałam się fanką "piekielnych maszyn", mimo że nie jest to jakaś poważniejsza lektura.
2013-07-16
Książkę skończyłam czytać nad ranem i muszę przyznać, że seria "Piekielne maszyny" zdecydowanie bardziej podoba mi się od "Darów Anioła" i jest napisana lepszym językiem, przez co przyjemnie się ją czyta. Tak przynajmniej sądzę po przeczytaniu pierwszej z części.
Pomysł jest naprawdę kreatywny i znajduje się element zaskoczenia, zwrot akcji, tajemnice, które tylko trochę zostają odkryte. Mam nadzieję, że kolejne książki z tej sagi mnie nie rozczarują.
Książkę skończyłam czytać nad ranem i muszę przyznać, że seria "Piekielne maszyny" zdecydowanie bardziej podoba mi się od "Darów Anioła" i jest napisana lepszym językiem, przez co przyjemnie się ją czyta. Tak przynajmniej sądzę po przeczytaniu pierwszej z części.
Pomysł jest naprawdę kreatywny i znajduje się element zaskoczenia, zwrot akcji, tajemnice, które tylko trochę...
2013-07-01
2013-04-13
Wdech, wydech. A więc tak...
Wiem, że nie powinno się tak zaczynać zdania, ale pomińmy, proszę, tę kwestię. "Pandemonium" zyskuje ode mnie o jedną gwiazdkę więcej od "Delirium", czyli pierwszej części trylogii, ponieważ po prostu uważam ją za dużo lepszą od swojej poprzedniczki. Słyszałam różne opinie na temat tej książki i raczej nie pasowały one do kategorii "pochlebne". Słyszałam "nie czytaj tego, ona niszczy wszystko". Nikt mi nie powiedział, o co dokładnie chodzi, bo wiązałoby się to ze zdradzeniem treści. Dopiero po przeczytaniu dalszego ciągu historii rozumiem, o co tym "wszystkim" chodziło.
Najpierw jednak przejdę do własnych odczuć. Muszę powiedzieć - napisać, że "pandemonium" to książka, "która otwiera drzwi". Patrząc z perspektywy przeczytanej właśnie książki na "delirium", mam wrażenie, że część pierwsza była zwyczajnie płaska, płytka. Wreszcie autorka wysiliła się na porządną intrygę, skomplikowaną problematykę, przedstawienie prawdziwych wartości. Zachowanie Raven w stosunku do Leny pod koniec książki skojarzyło mi się z 13 Dystryktem z "Kosogłosa", lecz jednak przyjaciółka naprawiła swoje błędy. Naprawdę, bardzo mi się podobała książka i teraz mogę ją spokojnie umieścić w hierarchii koło "Igrzysk Śmierci". Polubiłam również Juliana, któremu nadano osobowość w przeciwieństwie do Alexa, a także mieszkańców Głuszy. Nie chcę spoilerować, lecz jeżeli chodzi o postać, która pojawia się wraz z ostatnimi zdaniami historii, wydaje mi się odmieniona ze względu na charakter. Jej opis, mimo że jedynie zewnętrzny, sprawia, że nie jest już tak wygładzona. Mam nadzieję, że "Requiem" tego nie zepsuje.
Mogę wybaczyć Lauren Oliver za pierwszą część, ponieważ początki bywają trudne, a poza tym "delirium" nie było AŻ TAKIE ZŁE. W "pandemonium" stworzyła bohaterów z krwi i kości i nie zaserwowała nam taniego shitu w postaci boskiego Alexa. Z niecierpliwością czekam na to, abym mogła dokończyć przygodę z tą trylogią.
Wdech, wydech. A więc tak...
Wiem, że nie powinno się tak zaczynać zdania, ale pomińmy, proszę, tę kwestię. "Pandemonium" zyskuje ode mnie o jedną gwiazdkę więcej od "Delirium", czyli pierwszej części trylogii, ponieważ po prostu uważam ją za dużo lepszą od swojej poprzedniczki. Słyszałam różne opinie na temat tej książki i raczej nie pasowały one do kategorii "pochlebne"....
2013-04-03
Dostałam tę książkę do przeczytania ponad miesiąc temu, właściwie niespełna dwa. Marzec okazał się być miesiącem pustki, jeżeli chodzi o moje czytanie czegokolwiek, co nie bardzo mnie zadowala. Wczoraj jednak uświadomiłam sobie moją bezczynność i wzięłam się do lektury "delirium", o którym nieco już słyszałam z ust moich koleżanek, które entuzjazmowały się całą sagą. Można powiedzieć, że przez ich opinie na temat tej powieści moje wymagania wzrosły, co jest raczej naturalną reakcją. Jeżeli miałabym porównać ją do poprzednich historii miłosnych, które przeczytałam, z pewnością nie dorównuje "Igrzyskom śmierci", które wywodzą się z tej samej "rodziny" - antyutopii, a jednocześnie jest zdecydowanie lepsza od "Szeptem".
Świat wykreowany przez autorkę wydaje się mniej rzeczywisty niż ten, który stworzyła Suzanne Collins. Nie jestem pewna dlaczego dokładnie odnoszę takie wrażenie; czuję jednak, że Lauren Oliver przeleciała po względnym szkicu zarysowanych przez siebie konturów, aby jak najszybciej skupić się na kolorach. W miarę wyraziście wygląda Lena, główna bohaterka książki, co jest raczej oczywistym faktem. Reszta postaci zdaje się być tak naprawdę bezbarwna i można byłoby to zwalić na kark działania remedium i ślepemu podążaniu za systemem, lecz nawet Alex, tak zwany Odmieniec, zdaje się nie posiadać żadnej osobowości. To przynosi mi na myśl "Zmierzch" i Edwarda. Alex jest dobry, "kochany", pewny siebie (oczywiście w przeciwieństwie do Leny), przystojny, I-D-E-A-L-N-Y, jak sama stwierdza zakochana w nim dziewczyna. Bardzo irytuje mnie to, jak niektóre autorki odbierają bohaterom charakter, tworząc tak rozmazane, niepewne postacie. Ma się wrażenie, że to ich niespełnione wizje mężczyzny/chłopca, a jednocześnie próba wciśnięcia wzoru wyidealizowanego samca w stronę konsumentek, czyli pogarda dla czytelniczek. Jednocześnie nie twierdzę, że książka nie jest dobra. Na swój sposób jest PIĘKNA.
Mamy tu do czynienia z cholernie dobrym pomysłem na stworzenie antyutopii, a zarazem tak bardzo oczywistym. Co w niej lubię? Tak jak już stwierdziłam, samą ideę, ale też postać Leny jest całkiem "przyzwoita". Podoba mi się jej wzrost (bo sama mam zupełnie tyle samo centymetrów, co ona); to, że śmieje się w sytuacjach niezręcznych lub stresujących i pocą się jej dłonie (high five), ale też inne, nadające wyraźne rysy jej samej - kiedy podczas testu ewaluacji (?) mówi, właściwie wbrew sobie, że jej ulubionym kolorem jest szary i że "Romeo i Julia" to piękna historia. Lubię w niej zdolność do cieszenia się z błahych rzeczy, a jednocześnie zauważanie nieubłaganego przemijania wszechrzeczy. Chwila, która właśnie trwa i wydaje się dla ciebie drogocenna, jest już przeszłością.
Mimo że części taki pomysł może wydawać się czystym kiczem, to miłość jest ważnym elementem naszego życia. W pewnym sensie doskonale rozumiem bohaterów książki. Jest to zarazem bunt przed obłudą, kontrolą i brutalnością świata.
Tymczasem nie mogę doczekać się na lekturę następnej części. Mam nadzieję, że Marlena mi ją jednak pożyczy... :)
Dostałam tę książkę do przeczytania ponad miesiąc temu, właściwie niespełna dwa. Marzec okazał się być miesiącem pustki, jeżeli chodzi o moje czytanie czegokolwiek, co nie bardzo mnie zadowala. Wczoraj jednak uświadomiłam sobie moją bezczynność i wzięłam się do lektury "delirium", o którym nieco już słyszałam z ust moich koleżanek, które entuzjazmowały się całą sagą. Można...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-02-08
Płakałam.
"Jeżycjadę" Musierowicz czyta się lekko, a mimo to prawdy ukazane w jej książkach zapamiętuje się na długo. Esencja prawdy o rodzinie, przemijaniu, miłości. Muszę zakodować sobie w umyśle jej słowa, szczególnie te, które zawarła pod koniec "McDusi"... Polecam.
Płakałam.
"Jeżycjadę" Musierowicz czyta się lekko, a mimo to prawdy ukazane w jej książkach zapamiętuje się na długo. Esencja prawdy o rodzinie, przemijaniu, miłości. Muszę zakodować sobie w umyśle jej słowa, szczególnie te, które zawarła pod koniec "McDusi"... Polecam.
2013-01-23
Dobrnęłam do ostatniej części trylogii, do ostatniego rozdziału, do epilogu, do ostatniej linijki... Koniec. Kolejna przygoda zakończyła się równie nagle, jak się skończyła. Nie, chociaż nie nazwałabym tego przygodą... Mniejsza z tym. Jeżeli chodzi o porównanie do wcześniejszych dwóch części, książka z pewnością nie jest od nich gorsza, może nawet jest lepsza od drugiego tomu. Momentami czytałam z wypiekami na twarzy (i w tym momencie mam na myśli rumieńce, nie chleb), pod koniec strumienie moich łez były rzewniejsze, chwilami byłam naprawdę zaskoczona, a czasem rozbawiona.
W trakcie czytania książki, niestety, poprzez moją lekkomyślność walnęłam sama w siebie spoilerem z facebooka mówiącym o śmierci Prim i wykorzystywanym przez prezydenta Snowa Finnicku. Lekki cień padł na moją lekturę, ale postarałam się zagłuszyć to i czytać dalej.
Jedno tylko nie daje mi spokoju, rozmyślam nad tym, analizuję; mianowicie decyzja Katniss na temat ponownych Głodowych Igrzysk, tylko z dziećmi z Kapitolu. Zastanawiałam się, czemu tak łatwo zapomniała o dziewczynce w cytrynowym płaszczyku, która jej się ciekawie przyglądała, a która chwilę później zawodziła przy boku nieruchomego, leżącego rodzica, by później i na jej dziecinnym, nowiutkim płaszczyku zaczerwieniała plama krwi. Myślę jednak, że jestem w stanie po części zrozumieć Katniss Everdeen, która na zawsze będzie miała skażony umysł, skażone ręce krwią osób, które tak naprawdę były jej ofiarami na arenie i która na zawsze będzie miała w pamięci obraz żywej pochodni, którą była jej siostra, kiedy podjęła to brzmię, tę decyzję.
Książkę przeczytałam w mniej niż dobę, bo w jakieś 14-15 godzin i kończąc dziś o drugiej nad ranem.
Seria "Igrzysk śmierci" kończy się na tym, iż Katniss żyje wraz z Peetą i ich dwojgiem dzieci, dziewczynką i chłopcem, ale nie zapomniała i nigdy nie zapomni. Myślę, że to dobre zakończenie. Dziwne, ale tym razem nie czułam nienasycenia, pustki. Płakałam, ale nie pochodziło to z wewnętrznego egoizmu potrzeby pozostania w świecie, który wykreowała autorka. Ta trylogia to coś więcej niż ucieczka dla nieustabilizowanych emocjonalnie nastolatków, to historia o tym, jak ludzkość potrafi być bezlitosna, a uderza nas to zwłaszcza wtedy, kiedy odnajdziemy w niej odniesienie do naszej rzeczywistości. "Kosogłos" nie daje nadziei. Tak, wiem, pozornie wszystko dąży do stabilizacji, pokoju, idylli... Ale tak naprawdę tak nie jest. Nie dla tych, którzy na zawsze będą mieć w pamięci tych, którzy już do nich nie wrócą, niewinne ofiary, poświęcenie, krew... Nie dla Haymitcha, który wraca do Dwunastego Dystryktu z zapasem alkoholu w torbie i idzie się upić do nieprzytomności w samotnym domu, nie dla Katniss i Peety upamiętniających na kartach papieru ludzi, którzy tworzyli własne historie, ale w pewnym momencie ich lampka zgasła i nawet nie dla Gale'a, któremu być może na zawsze zapadnie w pamięci to, że prawdopodobnie przyczynił się do śmierci siostry najlepszej przyjaciółki, a którego nienawiść do niesprawiedliwości być może nigdy nie zostanie ugaszona.
Nawet rebelianci, a właściwie ich przywódcy, dokonywali czynów rażąco podobnych do Kapitolu, do Snowa. Zaczynając od wszystkich propagit, mających na celu obudzić, wskrzesić wolę walki w buntownikach, a które często były inscenizowane, kończąc na śmierci niezawinionych ofiar. Nie, nie jestem pewna, czy to Coin stała za zamordowaniem tych dzieci, w tym Prim. Ale pamiętam słowa Boggsa, który umierając, powiedział do Katniss - nie ufaj im. Nie wracaj.
I w rzeczywistości ludzie pragną władzy, często płacąc za nie wysokie ceny. I w rzeczywistości składane są na ołtarz wojny niewinne ofiary. I w rzeczywistości zdarza się, że ludzie nie są ludźmi; że kierują innymi jak marionetkami, które mają im utorować drogę do upragnionego celu. Z kartek książki razi, jak osoby postawione wyżej gardzą jednostkami, ich poczuciem krzywdy, opuszczenia, cierpieniem - bez znaczenia na to, czy to "ci źli", czyli Kapitol, czy "ci dobrzy", czyli dystrykt 13.
Tymczasem... Czas na powrót do bycia Karoliną po tej podniosłej chwili. Niech los zawsze Wam sprzyja!
Dobrnęłam do ostatniej części trylogii, do ostatniego rozdziału, do epilogu, do ostatniej linijki... Koniec. Kolejna przygoda zakończyła się równie nagle, jak się skończyła. Nie, chociaż nie nazwałabym tego przygodą... Mniejsza z tym. Jeżeli chodzi o porównanie do wcześniejszych dwóch części, książka z pewnością nie jest od nich gorsza, może nawet jest lepsza od drugiego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-12-08
Od dawna chciałam ją przeczytać. Od dawna chciałam ją mieć. Od dawna o niej myślałam. Aż w końcu ją dostałam, w pewien śnieżny, szkolny poranek piątego grudnia zeszłego roku. Pamiętam to jakby było wczoraj - lśniące okładka, wypukłe litery, względny opis po drugiej stronie książki...
Nie mogłam się doczekać, aż w końcu zostanę z nią sam na sam i będę mogła rozkoszować się jej treścią i zapachem.
Tak, nigdy nie ukrywałam tego, że jestem psychopatką.
Genialny opis walk. Majstersztyk akcji. Po prostu cud, miód. A teraz zamilknę na wieki, oddając hołd autorowi.
Od dawna chciałam ją przeczytać. Od dawna chciałam ją mieć. Od dawna o niej myślałam. Aż w końcu ją dostałam, w pewien śnieżny, szkolny poranek piątego grudnia zeszłego roku. Pamiętam to jakby było wczoraj - lśniące okładka, wypukłe litery, względny opis po drugiej stronie książki...
Nie mogłam się doczekać, aż w końcu zostanę z nią sam na sam i będę mogła rozkoszować się...
2013-01-05
Książka pochłonęła mnie doszczętnie. Dawno, naprawdę dawno nie czytałam tak dobrej książki... Nie, jakiś miesiąc temu czytałam "Wiedźmina". W każdym bądź razie, świat wykreowany przez Suzanne Collins całkowicie mnie pochłonął, do tego stopnia, że w snach z kilku ostatnich dni widzę siebie na arenie i może nie są to specjalnie przyjemne wizje, ale powieść mnie przejęła. Owszem, jest wątek romantyczny, może pod koniec Katniss mnie nawet irytuje, ale staram się ją zrozumieć, ze względu na to, że tak naprawdę nigdy nie miała okazji rozwinąć się uczuciowo, dbając o wyżywienie rodziny i walcząc o przetrwanie. Wiem, że to tylko gra, lecz podczas końcowej gali wkurza mnie jej zachowanie.
Książka generalnie bardzo dobra. Może to nie jest jeszcze mój ideał, ale dawno nie czułam tej pustki, kiedy zakończyłam czytać ostatnią linijkę. Z pewnością sięgnę po następną część, tylko jest jeden problem: na pewno będę się czuła jeszcze gorzej, czytając ostatnią linijkę ostatniej książki. Myślę jednak, że warto i mimo, że już ją przeczytałam, chciałabym, aby książka stanęła na mojej półce.
Książka pochłonęła mnie doszczętnie. Dawno, naprawdę dawno nie czytałam tak dobrej książki... Nie, jakiś miesiąc temu czytałam "Wiedźmina". W każdym bądź razie, świat wykreowany przez Suzanne Collins całkowicie mnie pochłonął, do tego stopnia, że w snach z kilku ostatnich dni widzę siebie na arenie i może nie są to specjalnie przyjemne wizje, ale powieść mnie przejęła....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Choć książka na początku nie daje po sobie tego poznać, zawiera elementy fantastyki, którą sobie upodobałam. Akcja dzieje się oczywiście w USA, gdzie w miejscu pochówku Indian z plemienia Abenaki firma deweloperska zamierza wybudować centrum handlowe. Rdzenna ludność protestuje, lecz mimo tego budowa się rozpoczyna. W tym właśnie momencie zaczyna się seria niewyjaśnionych, paranormalnych zdarzeń, a jednym z przykładów jest padający co noc deszcz różanych płatków. I tutaj na scenę wchodzi główny bohater powieści, Ross Wakeman, łowca duchów, który nie potrafi przestać kochać swoją zmarłą narzeczoną i bezustannie próbuje nawiązać z nią kontakt.
Książka spodobała mi się, chociaż jest trochę dziwnie napisana. Nie potrafię skonkretyzować tej opinii, być może dlatego, że jeszcze nie czytałam książki jednocześnie realistycznej, a mającej tyle paranormalnych zjawisk.
Choć książka na początku nie daje po sobie tego poznać, zawiera elementy fantastyki, którą sobie upodobałam. Akcja dzieje się oczywiście w USA, gdzie w miejscu pochówku Indian z plemienia Abenaki firma deweloperska zamierza wybudować centrum handlowe. Rdzenna ludność protestuje, lecz mimo tego budowa się rozpoczyna. W tym właśnie momencie zaczyna się seria niewyjaśnionych,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2009-01-01
Swoją opinię o tej sadze zawarłam w komentarzu pierwszej części. Muszę jednak wspomnieć o tym, jak skończyłam czytać tę książkę pewnego dnia o drugiej nad ranem i czułam olbrzymią pustkę, miałam czerwone oczy od płaczu i czytałam epilog niezliczenie wiele razy, aby zapełnić to uczucie w klatce piersiowej po bezpowrotnej utracie możliwości przeczytania tej serii bez świadomości tego, co się wydarzy.
Swoją opinię o tej sadze zawarłam w komentarzu pierwszej części. Muszę jednak wspomnieć o tym, jak skończyłam czytać tę książkę pewnego dnia o drugiej nad ranem i czułam olbrzymią pustkę, miałam czerwone oczy od płaczu i czytałam epilog niezliczenie wiele razy, aby zapełnić to uczucie w klatce piersiowej po bezpowrotnej utracie możliwości przeczytania tej serii bez...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
To nie jest książka,tym bardziej seria, pisana dla osób nieczytających, pod publiczkę, dla rozgłosu czy pieniędzy. "Piekielne maszyny" to trylogia stworzona z przyjemnością i rozmysłem. Pokochałam ją. Pokazała mi parę rzeczy, na które do tej pory nie zwracałam uwagi; nauczyła nowych, które okazują się genialne w swojej prostocie.
Bo prawda jest taka, że na tej właściwej szali bardziej warta jest suma uczuć jakie przeżywamy z drugą osobą, a nie rozstanie.
Postaram się nie zapomnieć o tej serii. Bo naprawdę warto zachować ją w pamięci i polecam ją każdemu, kto waha się nad podjęciem z nią przygody, jeżeli rozczarował się "Darami Anioła". Pomijając wspaniały język, miłość do książek i nie tylko, intrygi i tajemnice cała ta powieść stała się moją dobrą przyjaciółką.
To nie jest książka,tym bardziej seria, pisana dla osób nieczytających, pod publiczkę, dla rozgłosu czy pieniędzy. "Piekielne maszyny" to trylogia stworzona z przyjemnością i rozmysłem. Pokochałam ją. Pokazała mi parę rzeczy, na które do tej pory nie zwracałam uwagi; nauczyła nowych, które okazują się genialne w swojej prostocie.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toBo prawda jest taka, że na tej właściwej...